Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] James Potter - Ostatnia szansa, rozdział XXXV (01.11.15 r.)

Dodane przez mooll dnia 25-12-2011 11:22
#131

Chciałam napisać krótkie słowo, zanim wstawię ten rozdział.
Nie było mnie ponad rok. Dużo. Ale też wydarzenia, które miały miejsce w tym czasie, a o których nie będę się rozwodzić, całkowicie usprawiedliwiają tak długą przerwę.
Nigdy nie przyznałam otwarcie, że chcę zakończyć pisanie tego FF na rozdziale XXX, choć często nachodziły mnie myśli, że "pewnie już nie uda mi się do niego wrócić". Tymczasem pojawił się XXXI rozdział (musiałam przebrnąć przez wszystkie 30, by przypomnieć sobie co nie co:) )!
Jeśli jeszcze jest ktoś, dla kogo mogłabym dalej pisać - dajcie temu wyraz z swoich komentarzach.

PS. A do końca już nie zostało daleko...

Życzę miłej lektury,
mooll






ROZDZIAŁ XXXI , część I


Ręka z z rozczapierzonymi palcami przecięła powietrze, szukając nocnej szafki. Na oślep błądziła po niej, aż niezdarnym ruchem chwyciła okulary i nałożyła na nos Jamesowi Potterowi.

Chłopak zamrugał. Powoli docierały do niego wydarzenia ostatniej nocy, gdyż z huncwotami położyli się, mając przed sobą zaledwie godzinę przyzwoitego snu. Zamierzał dosypiać na zajęciach. Trudno, niech straci... Egzaminy nie są w przyszłym tygodniu! Będzie miał jeszcze czas się pouczyć. Zresztą Lily mu pomoże...

Szlag! Lily... Musi z nią pogadać! Wciąż się na niego gniewa i chodzi ze Smarkiem wszędzie, chyba na złość Potterowi!

To mu od razu przypomniało, dlaczego zdecydował się na ten skok do kuchni. Było mu źle z tą sytuacją, a czekolada mogła z tym wypadku wiele zmienić.

Teraz pamiętał to doskonale. Korytarz i ten przeklęty obraz jakiegoś skrzata, który obudził się, gdy włączyli światło. No, pech.

Spieszyli się, by zdążyć zanim wróci od Dumbledore'a. Już mieli zwiewać, gdy swą obecność ujawnił nie kto inny, jak Snape! Był przerażony, to trzeba mu było przyznać. Chciał się z nimi zabrać pod peleryną, ale oni sami nie mieścili się już pod nią jak kiedyś.

- Smark - odezwał się Potter. - Nie wygląda to różowo. Nie zmieścilibyśmy się nawet jeśli chcielibyśmy ci pomóc.
- Jeśli byśmy chcieli - dodał zaczepnie Black.

Smark zatrząsł się. Co on tu, u licha, robił?! A teraz ze strachu gacie na jego szanownych czterech literach ledwie się trzymają. To zbyt podejrzane... James pomyślał wówczas, że ten lęk może wcale nie jest związany z Dumbledorem, albo tylko częściowo. Snape ewidentnie wpadł w tarapaty. A ponieważ Potter na tzw. kłopotach się znał, wiedział jaki to rodzaj strachu oblatuje wówczas człowieka. Smarkerus nie bałby się aż tak, gdyby chodziło tylko o jakieś punkty, naganę, czy jakąkolwiek inną karę nałożoną przez dyrektora. Ale w tym momencie Potterowi było mu go najzwyczajniej w świecie żal, bo wyglądał naprawdę żałośnie.

- James, musimy się spieszyć... - zapiszczał cicho Peter, dając w ten sposób wyraz swojemu strachowi.

W tym momencie usłyszeli dziwny odgłos. Nie potrafili go sprecyzować, ale oblał ich zimny pot.
- Szybko! - warknął despotycznie Potter w stronę Severusa, a ten skoczył jak oparzony i natychmiast znalazł się przy nich. - Do obrazu!

Huncwoci rzucili się w stronę przejścia. Udało im się dosłownie w ostatniej chwili zatrzasnąć za sobą obraz, zanim usłyszeli chrapliwy skrzek skrzata, że "ta banda łasuchów zdążyła zwiać". Wokół panowały egipskie ciemności.
- Idziemy - oznajmił sucho James i szepnąwszy Lumos!, by rozjaśnić sobie drogę, zaczął energicznie iść w stronę drugiego wyjścia. Nikt nie odważył się odezwać. Atmosfera gęstniała z każdą upływającą chwilą coraz bardziej.

Kiedy pokonali kilkanaście metrów, Potter zatrzymał się, odwrócił i przyświecił im końcem różdżki w twarz.
- Nie po oczach...! - zamachał rękami Black, mrużąc oczy. Pozostali zareagowali podobnie, więc James opuścił światło niżej.
- No dobra - odezwał się sucho. - Gadaj, Smark, o co tu w ogóle chodzi?! Uratowaliśmy twój kościsty tyłek, to się łaskawie odwdzięcz.

Snape milczał przez chwilę. W skąpym świetle różdżki jednak można było zauważyć, że intensywnie zastanawia się, co odpowiedzieć, by było na tyle satysfakcjonujące, aby dali mu spokój i na tyle oszczędne w szczegóły, by nie powiedzieć im zbyt wiele.
- A o co wam w kuchni chodziło? - odpowiedział pytaniem na pytanie i sam sobie odpowiedział: - O jedzenie. Mnie też.

Potter zaśmiał się krótko.
- Albo nas nie doceniasz, albo jesteś naprawdę bardzo naiwny myśląc, że ci uwierzymy - A tak naprawdę?

James nie miał pojęcia, co Snape kombinuje. Zwłaszcza w kontekście ostatnich zdarzeń, wszystko, co powie Smark, mogło być dla niego wskazówką.
- Zakwitniemy tu niebawem, pospiesz się - warknął nieprzyjemnie, by zmusić Snape'a do gadania.
- Uciekałem... - zaczął, a Potter zmrużył oczy, próbując wybadać, czy Pan Tłustowłosy w końcu zdecydował się mówić prawdę. - Przed Filchem.
- I przyniosło cię do kuchni, zamiast do lochów? - spytał Black, a w jego głosie było słychać, iż chłopak nie do końca mu wierzy.
- W przeciwieństwie do was, dla mnie spotkanie z Filchem jest ujmą na honorze - odpowiedział cicho, ale jadowicie.
- A ty żeś widział honor! - prychnął Black.

Potter lekko szturchnął przyjaciela, by nie przesadził. Snape był teraz dla nich źródłem informacji, a nie obiektem ataków.
- Skoro się zasłaniasz honorem, to czemu nie podszepnął ci, żeby się tuż przed północą nie plątać po zamku, hę? - znów zapytał James. Przeczuwał, że może uda mu się jeszcze wydobyć ze Smarka jakieś informacje.
- Wracałem ze spotkania - odparł Severus bardzo spokojnie. James miał wrażenie, że na twarzy chłopaka dostrzegł zabłąkany uśmieszek.
- Ach tak? - zachęcił go Black.
- Z Lily Evans, skądinąd ci znaną, Potter... - Snape uśmiechnął się niewinnie, choć gdzieś na dnie spojrzenia czaił się triumf.

Jamesowi pociemniało przed oczami. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Wiedział, że Lily często robiła mu na złość w ten sposób, kiedy się posprzeczali, ale nie o tej porze! Powoli zalewała go fala nieprzyjemnego gorąca. Musiało być dobrze po północy, kiedy się z nim spotkała, szybko obliczył w głowie.
- Czyżby? - warknął Potter przez zaciśnięte zęby, chcąc zyskać na czasie. Wcale nie podobała mu się wizja siebie, jako ostatniego frajera zrobionego na szaro przez dziewczynę.
- Sam ją o to zapytaj - odparł Snape, posyłając mu mały, irytujący uśmieszek.
- Widocznie coś w tobie wzbudza w niej litość - dodał Black, widząc, że James powoli pogrąża się w rozpaczy. - Skoro spotyka się z tobą dopiero jak już ma pewność, że nikogo nie spotka na korytarzu...

Pozostali chłopcy zaśmiali się dla potwierdzenia słów Syriusza, lecz był to nieco wymuszony śmiech.

James pomyślał, że powoli zaczyna go boleć głowa. Było już późno, w zasadzie wciąż nie byli bezpieczni, tylko tymczasowo ukryci i wciąż mieli do pokonania dwa piętra. I do tego ta szokująca informacja o spotkaniu Smarka z Evans... To było trochę za dużo na Potterową głowę.

- Nie mogę na ciebie patrzeć - skrzywił się chłopak, jakby go zemdliło. Jednak tak na prawdę miał szczerze dość tej rozmowy, klaustrofobicznego tunelu i chciał już pójść. Chciał jak najszybciej zostać sam.
- Naprawdę starałem się zrozumieć - powiedział cicho i bardzo powoli Snape, oddzielając każde słowo.

Chłopcy spojrzeli na niego pytająco.
- Co Lily w tobie widzi - dokończył równie powoli. - Naprawdę. I wiesz co? Nawet zastanawiałem się czy pociąga ją bycie tak aroganckim, beznadziejnie zadufanym w sobie dupkiem...

Potter pokręcił głową z politowaniem.
- Widocznie za mało myślałeś. Zresztą to jest dość proste. Czyżbyś tylko ty jeden nie zauważył, że się zmieniłem, Smark? Może bystrością umysłu nie grzeszysz, ale sądziłem, że to naprawdę widać. - James miał wrażenie, że opowiada kurze jak dodać dwa do dwóch. Tylko Smarkerus mógł tego nie dostrzec.

- Oczywiście, jak coś ma być w wykonaniu Pottera, to cała szkoła musi wiedzieć, bo inaczej nie ma sukcesu. Biedna Lily... Zmarnuje się przy człowieku, który tylko szuka sławy i rozgłosu. Nie ważne jak mówią, byleby mówili, co? - Ze Snape'a wylewała się gorycz i żal. James nie bardzo wiedział jak się zachować. Pierwszy raz bowiem widział Smarka w takiej sytuacji.

Chłopak zmrużył oczy, chcąc rozgryźć przeciwnika.

W co ten Smark gra...?, zastanawiał się.
- Twoja "przemiana" była tak nienaturalna, że aż rażąca. - Smark skrzywił się wymawiając słowo "przemiana" i pokręcił głową z politowaniem. - Żenujące zagranie...
- Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mnie oceniać - wycedził Potter, celując w chłopaka różdżką. - Naprawdę mam ochotę zrobić ci tu krzywdę i zostawić...

Peter szturchnął Jamesa łokciem między żebra.
- Rogaczu... - szepnął.

Na co Snape nieoczekiwanie roześmiał się.
- Urocze, Potter. Naprawdę udany koniec tej... przygody - mówił to wciąż na uśmiechu, choć był to uśmiech głębokiego politowania. - Ro-gacz!
- Severusie - odezwał się dotychczas milczący Lupin swym opanowanym i spokojnym głosem - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że bardzo, ale to bardzo nierozsądne jest igranie z nami w tej chwili?

Snape spojrzał na Remusa uważniej. Pozostali również nadstawili ucha. Lupin nie za często odzywał się w takich sytuacjach. Zabierał głos, kiedy przybierały naprawdę zły obrót.
- Może nie zauważyłeś, że wzięliśmy cię ze sobą - kontynuował jakby nigdy nic chłopak.
- Właśnie - wtrącił swoje trzy grosze Peter. - Szkoda, że nie widziałeś swojej miny i błagalnego tonu!

Remus spojrzał karcąco na Glizdogona.
- Zabranie cię to była trudna decyzja, bo sami ledwie mieścimy się pod peleryną - ciągnął Lupin. - Nie masz na tyle przyzwoitości, by chociaż w takiej sytuacji okazać minimalną wdzięczność?

Nastała chwila ciszy. Chłopcy jednak wiedzieli, że Remus zrobił tę pauzę celowo i czekali, co nastąpi.
- Wiesz... Nie, żeby mnie na tym zależało... - powiedział z przekąsem Lupin.
- Ale niektórym może zależeć - wtrącił się Syriusz, posyłając świdrujące spojrzenie Snape'owi.
- Niektórym - Remus uśmiechnął się nieco sztucznie niezadowolony, że znów mu ktoś przerywa. - Ale tak naprawdę to świadczy tylko o tobie...

Cały Luniak..., pomyślał James. Chciał zadziałać na ambicję Tłuściakowi, ale Smark to nie ten poziom...
- Dajmy temu spokój - odezwał się jednak na głos. - Nie potrzebuję wdzięczności, ale honoru to ty nie masz. Idziemy.

I nie dając dojść do głosu Snape'owi, ruszył w stronę wyjścia z tunelu. Był coraz bardziej zmęczony. Wolał nie wiedzieć, w jakim stanie są teraz jego kieszenie szaty, w których zapewne rozpłynęły się kawałki tortów. Zresztą myśl o nich wcale nie poprawiła mu humoru.

Szli jeszcze z dobry kwadrans, z czego ostatnie pięć minut wspinali się po stromych schodach. Ostatnie dziesięć metrów powiedziało im, że są praktycznie na miejscu. Od przejścia za posągiem do wieży Gryffindoru mieli zaledwie kilkanaście metrów, więc spotkanie z woźnym praktycznie im nie groziło. Snape był w dużo gorszej sytuacji: musiał pokonać ogromną odległość. Bez znajomości skrótów i bez peleryny-niewidki.

Zatrzymali się tuż przed wyjściem. Chłopcy przystawili do ściany uszy. Cisza.

Black zastukał różdżką w trzy cegły i ściana rozsunęła się bezszelestnie. James wysunął głowę zza posągu by sprawdzić, czy na horyzoncie nie czai się Filch albo jego bura kotka Norris.
- Droga wolna - szepnął i minął posąg tak, by go nie poruszyć, co mogło wywołać hałas.

Pozostali huncwoci ruszyli za nim. Kiedy byli już na korytarzu, Peter niosący pelerynę rozłożył ją, by mogli się pod nią schować. Snape jednak został bez ochrony. Wściekły i trupio blady.
- Powodzenia... - rzucił James z nutą sarkazmu. - I tak odwlekliśmy twój szlaban w czasie, biorąc cię do tego przejścia. Idziemy.

Chłopcy ruszyli powolutku w stronę obrazu Grubej Damy. Niecałe pięć minut później umęczeni drobieniem małych kroczków, wyszeptali hasło.
- Jak ja to uwielbiam...! - skomentowała Gruba Dama. Po czym dodała z przejęciem: - Zjawia się taki, nie widać go, zna hasło... A jak to jakiś przestępca?!

James przewrócił oczami. Ta histeryczka mnie wykończy..., pomyślał i uchylił nieco pelerynę, by pokazać Damie swoją głowę.
- Na tiarę Merlina! - pisnęła. - Co się stało z twoim ciałem, chłopcze?! Było takie wysportowane... W quidditcha przecież grałeś! Jaka strata!
- Proszę cię...! - syknął James. - Zazwyczaj mam całe ciało, tylko tak na chwilę go nie mam...

Zdał sobie sprawę, że jego wypowiedź była totalnie pozbawiona sensu, ale nie miał już na nic siły. A mocowanie się z Grubą Damą o to, czy ma ciało czy może nie, wykraczało poza jego zapasy energii.

Kobieta zamyśliła się.
- No dobrze... - powiedziała powoli i odsunęła obraz, dodając: - Ale przyjdź jutro z ciałem, żebym się nie martwiła!

Black prychnął, a Lupin zachichotał.
- Przyjdę - zapewnił ją James, ledwie powstrzymując się od śmiechu.

W pokoju wspólnym Gryffindoru mogli już zdjąć pelerynę i roześmiać się na dobre.
- Zazwyczaj?! - parsknął Black i zgiął się wpół, przytrzymując jedną ręką oparcia fotela. - Padnę!
- Ale okazjonalnie pozwalam mojej głowie na wieczorne spacery - zawył Lupin. - Gościu, powalasz mnie!

Peter zawtórował im śmiechem.
- A już byłem pewny, że ta wyprawa skończy się katastrofą - powiedział Potter, uspokajając się powoli.
- I nie wiem, czy się nie skończy - usłyszeli zimny głos z kąta Pokoju Wspólnego. Z cienia wyłoniła się Evans we flanelowej piżamie w czerwoną kratkę i odrzuciła do tyłu włosy.
- Lily...? - zapiszczał James, po czym natychmiast odchrząknął: - A co ty tu robisz?
- A może ty mi odpowiesz na to pytanie? - spytała z udawaną uprzejmością, od której dreszcz przeszedł mu po plecach.

James powstrzymał się od wyciągnięcia na raz wszystkich dział i zrobienia dziewczynie awantury za te je nocne przechadzki z Potterowym ulubieńcem, Smarkerusem. Wiedział, że przyjdzie jeszcze czas, by mu to wyjaśniła.

Black poklepał przyjaciela po plecach krzepiąco i dał mu znać, że oni się wycofują z tej dwuosobowej imprezy do swoich dormitoriów.

Potter westchnął. No to się zacznie...
- Dumbledore cię szukał - powiedziała sucho.

Chłopak struchlał. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego. Czego mógł chcieć od niego Dumbledore?! W jednej chwili zapomniał o swoim gniewie na Lily.

Zmartwiał: Skrzat z obrazu w kuchni przecież zniknął po to, by zawołać dyrektora! Chociaż tak na dobrą sprawę nie wiedzieli, gdzie on się udał, ale wszystko na to wskazywało. Najwidoczniej Dumbledore się wściekł. Wyrzucą ich. I to na ostatnim roku! Co za wstyd!
- Mnie? - jęknął. - U ciebie?
- Skoro nie znalazł cię u siebie... - Dziewczyna przewróciła oczami.
- No nie wiem, czy to takie oczywiste, że jeśli mnie nie ma u siebie, to na pewno jestem w dziewczęcym dormitorium! - James nieco oburzył się tokiem myślenia Evans. - Ładne masz o mnie mniemanie...

Lily jednak tylko pokręciła głową, jakby nie miała siły na tego typu kłótnie o drugiej w nocy.
- On nie był u mnie - uświadomiła go. - W każdym dormitorium jest obraz, który właśnie między innymi służy do kontaktu z uczniami.

Potter pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Kazał mi przekazać ci, byś przyszedł do niego jak wrócisz... - powiedziała, próbując najwierniej odtworzyć słowa dyrektora. - I, że dość długo zajęła ci ta droga z kuchni... cokolwiek, to znaczy...

James przełknął ślinę. Czyli Dumbledore wie, że tam byli. Wszystko jasne. Teraz trzeba przygotować się na wydalenie ze szkoły... Jako huncwot musi to znieść dzielnie. Nie ma innego wyjścia. Poczuł skręt w żołądku.

Zrezygnowany podziękował Lily za informację i odwrócił się chcąc skierować się do wyjścia. Lecz w tym momencie naszła go myśl, że nie chce iść na tę ciężką rozprawę z dyrektorem, zanim nie pogodzi się z Evans. Możliwe, że nie będzie chciała, ale musi spróbować. Już mu było naprawdę obojętne, dlaczego Lily spotkała się ze Snapem.
- Lily...? - odwrócił się, a w jego głosie wyczuwalne było błaganie o zrozumienie.

Dziewczyna podniosła głowę i zrobiła krok naprzód, lecz szybko się zreflektowała i skuliła w sobie, próbując zachować pozory.

Lecz ten jeden ruch wystarczył chłopakowi, by odważył się podejść do niej pewnym krokiem i bez słowa ją przytulić.
- Kochanie - szepnął czule - proszę, nie gniewajmy się na siebie. Naprawdę nie obchodzi mnie, dlaczego byłaś dziś wieczorem ze Smarkiem...
Lily odsunęła od niego.
- Z Severusem, chciałeś powiedzieć? - spojrzała na niego uważniej. - A skąd o tym wiesz?
- Czyli to prawda? - Potter zrobił minę człowieka dogłębnie rozczarowanego, który do końca łudził się jednak, że dwa i dwa nie da w sumie czterech.

Evans przytaknęła z przydługim westchnieniem. James czekał, co powie.
- Wiesz... - zaczęła - trudno mu się pogodzić z tym, że jestem z tobą... Koniecznie chciał wiedzieć, dlaczego ty...

Chłopak uniósł wysoko brwi. Czyżby Snape mówił prawdę? Z trudem to do niego docierało.
- ... to mu powiedziałam - ciągnęła Lily. - A ponieważ byłam na ciebie zła, stwierdziłam, że w zasadzie nawet o tak późnej porze mogę się z nim spotkać...

Spojrzała na Jamesa podejrzliwie, jakby chciałam znaleźć w jego twarzy wskazówkę, która podpowiedziałaby jej, czy wciąż jest na niego obrażona, czy nie.

Potter zrozumiał przekaz i szybko ją przytulił, lekko kołysząc.
- Wiesz, jak mnie teraz Dumbledore wyrzuci ze szkoły, chciałbym mieć chociaż pewność, że przynajmniej mam ciebie...
- Głuptasie - szepnęła na uśmiechu, co powiedziało mu, że już się nie złości. - Nie wyrzuci cię. Raczej potrzebował się z tobą skontaktować. Powiedział, byś skorzystał z jakiejś mapy...

James odsunął się nieco. Wciąż obejmował dziewczynę, ale tym razem patrzył jej w twarz.
- Jesteś pewna? - dopytywał się.
- Tak, na pewno cię nie ma zamiaru wyrzucić...
- Nie, ale czy mówił o mapie?

Lily kiwnęła zdecydowanie głową i dodała na potwierdzenie:
- Sto procent.

Teraz w głowie Pottera szumiało. Pojawiło się kilka poważnych pytań, na które niebawem miał uzyskać odpowiedzi. Nie wiedział, co o tym myśleć. Dyrektor, który w środku nocy szuka go po dormitorium i sugeruje skorzystać z mapy huncwotów...
- Aha - dodała Lily - masz się zgłosić do McGonagall.
- To w końcu do kogo? - nie rozumiał Potter.

Lily pokręciła głową.
- Do niej. To ona cię zaprowadzi o gabinetu dyrektora - odpowiedział cierpliwie.

Potter westchnął.
- To zbieram się.

Jeszcze raz popatrzył w tę cudowną, kochaną twarz Lily, pogłaskał po delikatnym, miękkim policzku i powiedział:
- Jaka to ulga móc cię znów mieć przy sobie. Uwielbiam cię, wiesz? - wyszczerzył się do niej.
- Wiem - odparła i dodała z zawadiackim uśmieszkiem: - Chyba zawsze to wiedziałam.

Edytowane przez mooll dnia 29-12-2011 13:35