Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Czarna aktówka, rozdział 2

Dodane przez atrammarta dnia 29-08-2009 02:48
#5

Tylko dlaczego nie dowiedzieliśmy się że ta kobieta to Hermiona? Ale to w miare dobrze, nie powinno się wszystkiego pisać na początku.

Nie lubię wszystkiego ujawniać. Specjalnie zwlekałam z odkryciem głównej bohaterki ; ]

I przy okazji przy następnej części kasuj te "r11'" bo trochę utrudniają czytanie.


A przysięgłabym, że wszystkie usunęłam. Eh...

I z tego miejsca chciałam przeprosić za błędy, lecz ze mną i moją weną jest tak, że piszę coś pod wpływem impulsu. Żeby to zaakceptować nie potrzebuję wiele, ale też nie mogę się za dużo nad tym zastanawiać. Więc poprawiłam błędy pobieżnie. Zbyt szybko, jak widać... ;]

______

I znów pod wpływem impulsu. Więc zamieszczam - a co mi tam! ;]
* * *

Hermiona szybko przemierzała mokre ulice. Za chwilę otworzy drzwi do swojego mieszkania. Ciepłego i, co najważniejsze, suchego miejsca. Potem zrobi sobie gorącą herbatę, przejrzy pocztę i poczyta jakieś babskie romansidło. Uśmiechnęła się na samą myśl i znalazła w sobie więcej sił, by szybciej przebierać nogami. Po parunastu minutach już była w domu. Zaparzyła wodę na herbatę, przebrała się z żakietu w wygodny dres. Poszła po listy, a gdy wróciła woda była już gotowa. Zalała wrzątkiem esencję i zabrała się do czytania. Ministerstwo Magii, Ronald Weasley, Weasley, Weasley... "Ble, ble, bler30;", pomyślała. Te listy nadawały się do spalenia. "Co najmniej...", myśli przypominając sobie treść jednego. "O Hermiono, jak kwiat delikatnar30;". Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Nienawidziła słodkich wierszyków. Szczególnie wychodzących spod rąk facetów. A już W SZCZEGÓLNOŚCI od byłego męża. Przerzucając stertę listów znalazła jeden, który napisany był na innej papeterii. Takiej... Zagranicznej? Przywołała czarem nożyk do listów i ostrożnie otworzyła kopertę. Przyćmiona ciekawością zapomniała o środkach bezpieczeństwa.
"Droga Hermiono!

Pamiętasz co Ci obiecywałem? W każdym bądź razie, ja pamiętam dokładnie - miałem zwrócić się do Ciebie, gdybym miał problem. Jest więc problem. Nawet kilka.
Pierwszy - żona. Ginny jest nieznośna i kapryśna, ale do tego się przyzwyczaiłem, w końcu to KOBIETA. Jednak wydaje mi się, że kogoś ma. Boję się, że nas zostawi.
Drugim problemem jest James. Jest w wieku, w którym każdy z nas robi głupstwa. On natomiast robi ich stanowczo za dużo. Oszalał na punkcie pewnej dziewczyny - dom z rodziną mógłby dla niej sprzedać, bez mrugnięcia okiem.
Trzecim problem - praca. Płacą mi stanowczo za mało. Wiesz, kiedy wyjeżdżasz bardzo daleko, na dość długo i wracasz z marną wypłatą to nie dość , że Ty dostajesz rprzez łebr1;, to jeszcze rodzina. Książki, pergaminy, atramenty, sowy - teraz i Lily idzie do szkoły. Na to wszystko nam starcza. Jednak gdzie tu rozrywki i wyjazdy?
Ostatni problem to moje zdrowie - ostatnimi czasy źle się czuję, miewam napady suchego kaszlu i wysypkę. Pojawiają się wtedy bąble, który pokrywają mi nogi i stopy. Czy to normalne? Nie powiedziałem nic Ginny - nie chcę jej niepokoić.
W związku z powyższym, mam prośbę - spotkajmy się. Kiedy Ci pasuje?
Oddany Ci:
Harry"

Nie wiedziała co odpisać, więc naskrobała tylko:
"Spotkajmy się jutro, o godzinie 15:00. Wejdź po mnie". Uśmiechnęła się na myśl, że znowu spotka się tam z przyjacielem jak za starych dobrych czasów.
W zasadzie - mogłaby wziąć urlop, przecież Weasley je jej z ręki. "Tak, to dobry pomysł - przy okazji kupisz parę ubrań", pomyślała i dopijając herbatę, rozmyślała o tym, co kupić i w jakim kolorze.
* * *

Obudziła się jak zawsze rano, obejrzała mugolskie wiadomości i zjadła śniadanie. Przed dziewiątą, wzięła garść zielonego proszku z kubełka stojącym na najwyższej półce i klęcząc, sypnęła trochę do kominka.
- Ministerstwo Magii, Ronald Weasley - wartykuowała każde słowo dokładnie. Rozległ się syk, potem nie miłe uczucie i znalazła się w gabinecie byłego męża.
- Przepraszam, że przeszkadzam... - zaczęła słodkim głosem, trzepocząc rzęsami. Miał do niej słabość, a ona to wykorzystywała, gdy musiała.
- Ależ nie ma sprawy! Ty nigdy nie przeszkadzasz - odwrócił się do niej uśmiechnięty Minister.
- Czy mogłabym wziąć wolne? Kłopoty rodzinne, i te sprawy... - zaczęła kłamać. Przychodziło jej to łatwo, bardzo. W końcu była KOBIETĄ, prawda? To do czegoś zobowiązywało.
- Ależ oczywiście! Pamiętaj, że zawsze...
- Dziękuję, PANIE MINISTRZE! - przerwała jego wywód, zwracając się per rministerr1; ze złośliwością i wyjęła głowę z kominka.
Jak to kobieta, poszła się przygotowywać. A w zasadzie, przygotowywać na przygotowywanie.
* * *

Weszła w obcisłą czarną spódnicę i podkreślającą biust bluzkę. Zawsze lubiła wyglądać atrakcyjnie - nigdy nie wiadomo, kogo się spotka. Ostatnie maźnięcie szminką i tuszem, a zaraz dzwonek do drzwi. Spryskała się perfumem i otworzyła.
Tak długo go nie widziała! Chyba nawet za nim tęskniła, bo jak nazywać to uczucie...? W progu stał mężczyzna o stalowych mięśniach, tajemniczym uśmiechu i wiecznie rozczochranych włosach.
- O, Harry! - rzuciła mu się na szyję, witając. To było chyba za dużo, jak na przyjaciół, bo Potter stał sztywno, klepiąc ją po plecach. "Nie dziwię się Ginny, że go nie chce...", zadrwiła w myślach.
- Miło Cię widzieć, Hermiono.
- Ciebie też, Harry - uśmiechnęła się ciepło. - To jak? Idziemy?
Paliła się do tego wyjścia, bardzo. A do faceta, który stał obok niej, czuła niewyobrażalny pociąg.
- Ładnie dziś wyglądasz - powiedział, zamykając za nimi drzwi.
- Dzięki - Hermiona rozpromieniała. Dla kobiety był to bardzo ważny komplement.Wyszli na dwór. Było zimno i wilgotno. Granger mimowolnie zadrżała.
- Może chcesz wrócić i zabrać...
- Nie, naprawdę - przerwała mu Hermiona. Nie miała nic pasującego. Jakby wyglądała?! - To jak - gdzie idziemy i jak tam się znajdziemy?
- Hm. Może na lody, na Pokątną? Co ty na to? r11; Harry spojrzał na nią z uśmiechem. Tym czarującym, białym uśmiechem. Tym uśmiechem, który był jego podpisem. Miała ochotę wpić się w jego usta, dotknąć językiem, jego języka.
- Tak, to będzie dobry pomysł... - odpowiedziała nieprzytomnie. Harry złapał ją za rękę. Najpierw myślała, że to taki gest zachęcający, więc ścisnęła ją mocniej. Ale zaraz potem poczuła niemiły skurcz w żołądku - teleportacja łączna. "Eh, co ja sobie wyobrażałam? Przecież on jest zakochany w swojej żonie do bólu...", westchnęła w myślach.
Zaraz potem znaleźli się na ulicy Pokątnej, przy lodziarni. Usiedli przy stoliku i zamówili pucharki.
- A więc mów. Mów co Cię trapi - popatrzyła na niego, nabierając na łyżeczkę loda.
- Wydaje mi się, że Ginny kogoś ma - odrzekł zakłopotany,
- Kogo? Godny Ciebie konkurent? - spytała i w pocieszycielskim geście złapała go za rękę.
- Wydaje mi się, że Ginny ma... ma dziewczynę.
* * *

Zakupy z przyjacielem były niezwykle miłą odmianą. Jednak przez cały ten wypad, myślała o jednym: "Ginny lesbijką?". Wydawało się to takier30; odległe i niemożliwe. A jednak! Obkupiona i zadowolona, w towarzystwie Harryr17;ego wracała do swojego mieszkania. Pod kamienicą jej towarzysz stwierdził, że będzie się "zwijał".
- Miło było, naprawdę. Dziękuję za rozmowę - uśmiechnął się, a Hermiona zbliżyła się. Dla niego chyba trochę niebezpiecznie, bo zesztywniał.
- Ja też dziękuję za ten dzień. Było wspaniale i nareszcie wyrwałam się z pracy i szpon Rona - zaśmiała się i zbliżyła jeszcze bardziej.
Harry postąpił z nogi na nogę, mając nietęgą minę. Hermiona jednak już zarzuciła swoje sidła i ani myślała teraz odpuścić. Przytuliła się do niego, objęła za szyję i pocałowała. Chyba nigdy jeden pocałunek nie dawał jej tyle radości. Harry jednak wydawał się sparaliżowany. Kiedy jednak doszło do niego, co właśnie się stało, odwrócił się, wybąkał coś o tym, że już musi iść, gdyż jest bardzo późno i z cichym trzaskiem zniknął.



Hermiona zaśmiała się głośno. Nareszcie poczuła się jak kobieta.
~~
Stanowczo gorsze od części drugiej, ale cóż.

Edytowane przez Alae dnia 29-08-2009 16:50