Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Lily & James - pióra Andromedy cz. 1 i 2

Dodane przez Andromeda dnia 19-11-2008 12:51
#10

Następny rozdział...Dawno mnie nie było, ale nadrabiam braki;p


Prefektem być...


Lily odwróciła się na drugi bok. Pod puchatą i cieplutką pierzynką było jej tak dobrze, że nie miała ochoty wystawić nawet koniuszka swojego piegowatego noska na zewnątrz. Było jeszcze ciemno, więc mogła rozkoszować się niebiańskimi czeluściami swojego łóżka w dormitorium dziewcząt dla piątej klasy.

Zdmuchnęła kosmyk rudych włosów z czoła i przeciągnęła się z rozkoszą. Na małym stoliczku obok łóżka leżała jej nowa odznaka prefekta, szkarłatno-złota z wielkim rPr1; na środku. Stanowiła jej chlubę i dumę, podobnie jak nowe szaty, które zakupiła z mamą podczas wakacji.

Odrzuciła kołdrę i przeszła na paluszkach do łazienki. W zwierciadle zobaczyła rześką i wypoczętą dziewczynę, której cera pod wpływem mocnego słońca nabrała brzoskwiniowego wyglądu, a rude włosy urosły parę cali.

Po szybkiej porannej toalecie ubrała się w szkolne szaty i i przyczepiła odznakę na piersi. Stałą tak chwilę przed lustrem wpatrując się w siebie z dzikim uwielbieniem.

Wzięła do ręki różdżkę i wyszła lawirując pomiędzy porozrzucanymi częściami garderoby przyjaciółek starannie domykając drzwi.

James naciągał właśnie skarpetki na nogi kiedy usłyszał przeraźliwy wrzask dochodzący z łazienki, a potem brzdęk tłuczonego lustra i przeklnięcie.



- Syriusz? - zawołał wstając i przyciskając ucho do drzwi. Odpowiedziało mu tylko głuche stęknięcie, a potem szept : r Reparor1;.

Rogacz zaśmiał się pod nosem i skończył się ubierać. Peter chrapał jeszcze zwinięty w rulonik pod ścianą. Remus właśnie odkopał się spod wielkiej pierzyny i przeciągał się cały czas zerkając na swoją odznakę z uwielbieniem.

James pokręcił z niedowierzaniem głową i zaczął rozkładać swoje rzeczy do szafek.

- Czemu się tak cieszysz z bycia prefektem? - zapytał Remiego.

Lupin spojrzał na niego dziwnie.

- Tylko dodatkowe obowiązki i mniej zabawy - skomentował Rogacz widząc, że Remusowi zrzedła mina. - Będziesz musiał uważać by ktoś przypadkiem nie używał czarów i nie łamał regulaminu. Koniec z naszymi wspólnymi psotami i przechadzkami.

Odwracając się do swojego kufra uśmiechnął się z satysfakcją. Oto mu właśnie chodziło, by przyjaciel poczuł, że ta głupia odznaka jest nic nie warta.

Jednak kiedy Syriusz wyszedł z łazienki przeklinając siarczyście i powlókł się do niej Lupin, Jim poczuł, że zachował się niekoleżeńsko w stosunku do przyjaciela. Przecież Remi nie prosił Dumbledora, o odznakę!

Peter odrzucił na bok swojego pluszowego misia i wprawnym ruchem schował czerwone skarpetki pod poduszką, żeby koledzy ich nie zobaczyli. Na twarzy przybrał wyraz uprzejmego oczekiwania.

- To co dziś zrobimy? - zapytał Syriusza i Jima. James chwycił złotego znicza i poprawił okulary na nosie.

- Masz jakiś pomysł, Glizdek? - odpowiedział pytaniem.

- No...tego...niby nie....ale tak....jakoś pomyślałem...że, no wiecie...tego...coś zrobimy - powiedział szczerząc zęby święcie przekonany, że dał satysfakcjonującą odpowiedź.
Syriusz wywrócił oczami i naciągnął szatę.

- Nic nie będziemy robić Peter, bo... mamy szpiega w drużynie - odparł kwaśno James.

- Szpiega?! - zachłysnął się Glizdogon wybałuszając oczy.

- Nie będę wam wchodził w drogę jeśli sobie tego nie życzycie - usłyszeli smutny głos z łazienki.

- Jasne, a potem pod koniec tygodnia będziemy mieć same szlabany i dywaniki u McGonagall - warknął Syriusz bardzo w tym momęcie przypominając psa.

- Jakbym nie miał nic innego do roboty tylko na was donosić! - odparł cierpko Remus.

- A może tobie to odpowiada? - zapytał z kpiną w głosie Jim - Jak to jest, całe życie być lebiegą i szmaciarzem i wreszcie dostać coś przez co czujesz się ważniejszy?!

Peter zmartwiał i zakrył ręką pobielałe usta. Syriusz zerknął przelotnie na Rogacza trzęsąc się ze złości tak samo jak on.

Z łazienki wypadł Remus blady jak ściana z różdżką w ręku.

- Daj spokój! Jeden na trzech? - zakpił Jim.- Bójka nie pokrzyżuje ci wspaniałych planów bycia prefektem?

- Zajmij się swoimi sprawami James i nie zachowuj się jak dziecko, któremu ktoś sprzątnął najlepszą zabawkę sprzed nosa - powiedział spokojnie Remus.

- Przepraszam, czy ty myślisz, że ja chciałbym dostać tą głupią odznakę - zaśmiał się Jim i wyrwał mu ją z ręki. Popukał w nią palcem i wykrzywił się kpiąco.- Myślisz, że mi zależy na takim badziewiu?

- Dokładnie tak się zachowujesz - warknął Lupin - Więc przestań robić z siebie bubka i zacznij zachowywać się dojrzalej. To przez takie akcje Lily ma potterowstręt...

- Jej w to nie mieszaj, panie ja-wszystko-wiem-lepiej! - ryknął Jim. - Evans jeszcze się ze mną umówi zobaczycie!

- Chyba w następnym stuleciu - szepnął Peter za co od razu dostał od Rogacza po pysku.

James chciał dokończyć dyskusję z Remusem, ale w chwili gdy odwrócił się od skamlącego Glizdogona, ten zamknął się z powrotem w łazience.


Jennifer siedziała obok Alex przy stole dziobiąc swoją jajecznicę widelcem i zastanawiając się dokąd poszła Lily.

Chwilę potem dołączyli do nich Huncwoci. Na samym przedzie szedł rozjuszony Jim i Syriusz, za nimi Peter z podbitym okiem, a na końcu samotny Remus. Jenna pociągnęła łyk gorącej kawy i skupiła całą swoją uwagę na Alex, która opowiadała jej o swojej ciotce, która przyjechała do nich na jakiś czas do Dublina.

Syriusz chciał usiąść obok niej, ale w tym momęcie ona szybkim ruchem pociągnęła Lupina na miejsce pytając się go czy widział gdzieś Lily.

Syriusz zacisnął pięści z bezsilnej złości i sztywny jak deska usiadł obok Rogacza. Jenny uśmiechnęła się do Lupina i zaczęła z nim pogodną rozmowę.

Alex ze zdziwienia rozdziawiła usta na całą szerokość i o mało co się nie udławiła. Jenny klepnęła ją parę razy w plecy. Dziewczynie zebrały się łzy w oczach i złapała się kurczowo za gardło, próbując coś wykrztusić. Nikt z zebranych nie potrafił jednak powiedzieć co.

W tym momęcie machnęła ręką w kierunku wejścia do Wielkiej Sali wyraźnie zdenerwowana ich brakiem zainteresowania.

Wszyscy obejrzeli się przez ramię i zamarli.

Lily stała w wejściu rozmawiając z Severusem i śmiejąc się jakby nigdy nic. Potem zauważyła ich zaciekawione spojrzenia i szybko się z nim pożegnała. Sev cmoknął ją przyjacielsko w policzek i odszedł w kierunku stołu Ślizgonów siadając pomiędzy Averym, a Lucjuszem Malfoyem.

Lily zarumieniła się troszkę, ale szybko się opanowała i podbiegła do przyjaciół sadowiąc się na starym miejscu Jennifer koło Łapy.

James zacisnął ręce pod stołem tak mocno, że aż mu pobielały ze złości. Na twarzy zrobił się czerwony jak piwonia i cały dygotał rzucając mordercze spojrzenia w stronę pleców Severusa.

Nikt się jednak nie odezwał, a Lily już zajadała się spokojnie jajkami na bekonie i tostem czytając swój nowy plan zajęć.
- Transmutacja, Obrona, Eliksiry...ze Ślizgonami - mamrotała z uśmiechem na czerwonych ustach.

W tym momęcie Jim nie wytrzymał. Rąbnął pięścią w stół i wywrócił dzbanki w mlekiem i sokiem dyniowym. Cała wściekłość zbierająca się w nim od rana właśnie osiągnęła swój limit. Wszyscy odskoczyli od początku się tego spodziewając.

James popatrzył wściekle na Lily i wybiegł z sali odprowadzony wzrokiem wszystkich Gryfonów.

Na schodach do wieży zatrzymał go Caradoc.

- Potter, właśnie miałem cię szukać. Zostałem nowym kapitanem Gryfonów r11; wskazał na swoją nową odznakę - Treningi zaczynają się już od dzisiaj, więc nie zarób sobie żądnego szlabanu!

- Taa..jasne - odparł Jim zachwycony, że może czymś zając myśli. Kiedy chłopak zaczął się już oddalać, Jim nagle sobie coś przypomniał.

- Dearborn! Zaczekaj! - zawołał biegnąc za nim. - Ja już mam szlaban.

Caradoc zdziwił się tym obrotem spraw.

- Serio? Od kogo? - zapytał z konsternacją.

- Od Lily - odparł głucho Jim pragnąc się zapaść pod ziemię.


Remus siedział obok Lilyanne w gabinecie McGonagall słuchając jej dłużącego się już godzinę wykładu. Zaraz po zakończeniu lekcji mieli się zgłosić po pierwsze instrukcje dotyczące obowiązków prefektów.

Lily unosiła wysoko głowę rejestrując każde słowo ich opiekunki, ale mógł przysiąc, że tylko udaje, że słucha. Nikt nie byłby do tego zdolny.

Może tylko....Sara?

Z wszystkich listów jakie wysyłał jej prawie codziennie odpowiedziała tylko na dwa, bardzo zwięźle i krótko. Opowiadała spokojnymi słowami o uzdrowicielach, którzy zajęli się nią i jej rodzeństwem oraz o śledztwie Ministerstwa w sprawie śmierciożerców odpowiedzialnych za atak i o amnezjatorach od miesiąca tropiących mugolskich świadków tego zdarzenia.

Zapadł się głębiej w fotel przywołując jej obraz w pamięci i od razu przed oczami stanęła mu dziewczyna z burzą czekoladowych loków i śmiejącymi się szafirowymi oczami. Rozanielony swoją wizją zapomniał gdzie się znajduje i już w sekundę później został brutalnie zesłany z powrotem na ziemię przez wrzask opiekunki.

- Panie Lupin! Proszę o uwagę jeszcze przynajmniej przez dziesięć minut, albo uznam iż odznaka prefekta nie jest dla pana odpowiednia!!! - ryknęła mu prosto w twarz gwałtownie uderzając dłonią z biurko, tak mocno, że pospadały z niego podręczniki i przybory do pisania.

- Może tak, by było dla mnie lepiej... - mruknął smętnie Remus przypominając sobie reakcję jego przyjaciół.

- Przepraszam, ale nie dosłyszałam - odpowiedziała z furią w głosie McGonagall.

- Mówiłem tylko, że nie wszyscy są zachwyceni, że zostałem prefektem - odparł krótko Remus nie patrząc jej w oczy.

Twarz pani profesor złagodniała. Wlepiła swoje cienkie jak szparki oczy w Lupina i zasznurowała usta. Lily odwróciła się w jego stronę zaskoczona. Widział jak gotuje się wniej chęć wybiegnięcia z gabinetu i zdzielenia Jamesa parę razy w twarz. Z jakiegoś powodu ta wizja nawet mu się spodobała.

- Myślę, że właśnie z tego powodu profesor Dumbledore powierzył ci ten obowiązek. Jeśli jednak masz jakieś wątpliwości sugeruję, abyś sam przedyskutował z nim tę kwestię - powiedziała milszym tonem opiekunka i odprawiła ich otwierając na oścież drzwi jedną ręką, drugą układając różdżką rzeczy z powrotem na biurku.



- Lily, błagam!
- Nie!
- Proszę cię przecież tak ładnie...
- Nie , James! I tak nic nie wskórasz.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka wredna!
- No cóż, taka moja natura. A teraz zbieraj swój tyłek do biblioteki!
- NIE!!!

Lily i James stali w pokoju wspólnym kłócąc się od paru dobrych minut. Ruda była nieugięta. Odznaczała się tą jedną wyraźnie denerwującą, wręcz wkurzającą cechą. Zawsze musiała dopiąć swego. Nieważne jak głupia lub nieważna była to kwestia.
- Oj Evans. Przecież już ci mówiłem, że mam trening - jęknął Jim przeczesując włosy ręką, jak zwykle gdy się znajdował blisko niej.

- A ja mam w nosie twoje wszystkie treningi. Masz odpracować swój szlaban, Potter! - fuknęła wojowniczo.

- Twój perkaty, piegowaty nosem, by ich wszystkich nie pomieścił, Biedroneczko. - odciął się James nadal próbując coś wynegocjować choć z góry był na przegranej pozycji.

- Wara ci od mojego nosa! Lepiej przydaj się na coś społeczeństwu i zacznij czyścić półki w bibliotece!- powiedziała z satysfakcją Lil i uśmiechnęła się słodko.
- Nie mogę.
- A to czemu?
- Bo po pierwsze mam trening, z którego nie zrezygnuje NAWET na spędzenie upojnej godziny z tobą sam na sam w bibliotece... - powiedział obejmując ją ręką w pasie i przyciągając do siebie.

- Ty hipokryto! Ja będę stała w bezpiecznej odległości od twojej zapchlonej osoby. A treningu już nie masz... - odparła coraz bardziej przypominając dorodnego pomidora i próbując odepchnąć go od siebie. Był o wiele silniejszy.
- Mam. Kto ci tak powiedział? - zapytał James na co ona wskazała na przejście pod portretem przez które wkroczył Caradoc w towarzystwie całej drużyny.

r11; Zajęli nam boisko...Ślizgoni - odparł z furią i spojrzał z zaciekawieniem na pozycję w jakiej zamarli Jim i Lily.
Lily od razu wyswobodziła się z uścisku Rogacza jeszcze bardziej się czerwieniąc. Jim próbował się wycofać w głąb pokoju wspólnego, ale ona złapała go za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia.

Szli ciemnym korytarzem w kierunku biblioteki kiedy Lil przypomniała sobie co powiedział Remus McGonagall.
- Dokuczacie mu? - zapytała bez ogródek.
James udał zdziwienie.
- O co ci teraz chodzi? Znowu Smarkerus? To już temat zakończony...

- Nie, nie chodzi o Seva, tylko o...
- Już sobie mówicie perr1; Sevciur1;? Czemu nie od razu rmój cukiereczkur1;, albo raczej roleisty kwachur1;? To bardziej pasuje. - zadrwił Jim zły na cały świat.
- Zamknij się Potter i mów co z Remusem! - krzyknęła Lily stając.
James też się zatrzymał.
- Co mu zrobiliście? - spytała od razu.

- Och, spotkało go wiele złego - uśmiechnął się z satysfakcją Jim. - A jeszcze nawet na dobre z nim nie zaczęliśmy...

- I ciebie to cieszy? - podniosła głos z niedowierzaniem kręcąc głową.

Czuła do niego w tym momęcie tylko pogardę i nienawiść.
- W sumie...tak! To co idziemy na tą randkę, bo wrócimy trochę późna i nam się oberwie nie mówiąc już o tym co będą gadali ludzie - zaśmiał się uroczo Jim i puścił do niej oko.

Lily nie wytrzymała i pociągnęła go za kołnierz zamierzając trafić go pięścią prosto w nos. Wtedy on zrobił coś zupełnie niespodziewanego.

Pocałował ją...

Edytowane przez Andromeda dnia 19-11-2008 13:02