Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Opinia o 6 filmie

Dodane przez Bloo dnia 05-12-2009 00:11
#81

Kiedy zobaczyłam film miałam strasznie mieszane uczucia. Z jednej strony byłam pod wrażeniem pięknych ujęć, których od 3 części brakowało, z drugiej strony czułam się rozczarowana scenariuszem.
Dlatego cieszę się, że mogłam film zobaczyć niedawno po raz drugi i podejść do niego już z dystansem (bo wiadomo, jak na człowieka działa kino)
I tak:
Scenariusz: nadal mi czegoś brakuje. Przede wszystkim spaskudzono lekcje z Dumbledore'm. Nie mam na myśli ich ilości, ale relacje między Harrym a Dumbledore'm. Gdzie są rozmowy o wartościach, gdzie podkreślenie dlaczego Harry jest wyjątkowy i może zniszczyć Voldemorta?
Bardzo mnie rozczarowała scena w jaskini, kiedy Albus pije eliksir. Nie wiem dlaczego tak ją okroili z emocji (ograniczyli się do minimum) - czyżby chodziło im o dobro dzieci, które miały to oglądać? Liczyłam, że się postarają, a tu taka niespodzianka :/
Jednak od powrotu na Wieżę Astronomiczną muszę przyznać, że film mnie pozytywnie zaskakuje. Mimo zmian jakie zaprowadzono, sceny finałowe są interesująco zaadaptowane i osobiście mi się podobają.
A scena pożegnania Dumbledore'a naprawdę chwyta za serce i wywołuje ciarki.
Dalej o scenariuszu. Hmmm trochę jakby zgubili wątek Księcia Półkrwi, tak mi się wydaje, że jak ktoś nie przeczytał książki, tylko opiera się na filmach (a niestety są tacy i to o zgrozo, całkiem sporo ich jest) to może zapomnieć o co chodzi i kiedy Snape w końcu podchodzi do Harry'ego i pochylając się nad nim, mówi tym swoim głębokim głosem: "Tak, to ja jestem Księciem Półkrwi", taki osobnik pomyśli sobie: "Hę, ale w sensie, że co?"
Może się czepiam, ale za mało o tej książce się mówiło - nie ważne, że Harry cały czas z nią łazi (nie każdy się orientuje, że to książka do eliksirów, np. mój kuzyn to powiedział, że on już z tego nic nie kapuje, po obejrzeniu filmu (na marginesie, nie czytał książki - ignorant :) )
Dalej, scena z rozwaleniem Nory - efektowna i dobrze zagrana, ale całkowicie zbędna, mogli dopracować choćby scenę w jaskini, albo rozszerzyć wątek, jakże ważnej postaci Snape'a (gdzie się podziała prowadzona przez niego lekcja Obrony Przed Czarną Magią, zapytuję)

Gra aktorów: Jak zawsze, raczej się nie ma do czego przyczepić. Chociaż, jak na mój gust Radcliffe wypadł słabo. Był wyjątkowo sztuczny, co mnie zdziwiło, bo jak dotąd nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń.
- Rickman, jak zwykle i jak dla mnie genialny. Poczynając od tego, jak akcentuje zdania po jego fantastyczne gesty i mimikę twarzy. Naprawdę, szkoda, że tak ograniczyli w filmach tę postać. Za każdym razem, kiedy pojawiał się na ekranie byłam pod wrażeniem, jak potrafi przekazać emocje samym wyrazem twarzy ( genialna scena finałowa - naprawdę tak myślę)
- Watson - tutaj naprawdę duży plus. Hermiona z tej części jest naturalna i pozbawiona denerwującego ruszania brwiami w każdej sytuacji. Bardzo mnie cieszy odbudowanie poprawnych relacji między Hermioną a Harry'm, czego w 4 i 5 części nie mogłam się doszukać.
- Grint - jak zwykle spoko. Wydaje mi się, że fajny z niego Ron i jakoś nigdy nie miałam mu nic do zarzucenia. Ma niezwykły talent komiczny, bo śmieszne sceny w jego wykonaniu naprawdę są śmieszne, zero sztuczności.
- Gambon - mieszane uczucia. Z jednej strony mi się podobał, zwłaszcza w scenie na Wieży gdy rozmawia z Malfoyem, wspaniale gra twarzą, odbijają się na niej emocje i to robi wrażenie. Jednak ogólnie jego Dumbledore mnie nie przekonuje, jest zbyt zimny, zbyt zwyczajny. Harris byłby lepszy - ale wiadomo, czasem tak bywa, jak bywa.
- Smith - uwielbiam jej Minerwę McGonagall. Cudowanie pasuje do tej postaci i w szóstej części znów jest jej za mało. Szkoda, wielka szkoda
- Broadbent - prawie zapomniałam o Sughornie, jak mogłam? Może i wyglądem aż tak bardzo nie przypomina książkowego nauczyciela Eliksirów, ale za to jego gra mnie rozwaliał. Facet, jak dla mnie, zagrał rewelacyjnie. Scena, kiedy oddaje Harry'emu swoje prawdziwe wspomnienie, jest jedną z najpiękniejszych w całym filmie.
- Felton - jestem strasznie zaskoczona, bo za nim nie przepadam (może dlatego, że od 3 części Malfoy pokazuje się sporadycznie i tylko po to, by się skrzywić) a w Księciu Półkrwi wykazał się dużym talentem aktorskim. Świetnie grał twarzą (bo za wiele to on nie mówił) . Sam wyraz oczu, który się zmieniał, kiedy powoli naprawiał szafę zniknięć. W ogóle podoba mi się, jak filmie przedstawili tę postać i sceny widać były przemyślane, takie bez ściemy.

Muzyka: Tutaj nic innego nie mogę napisać, jak tylko to, że zwala z nóg. Ale to się odnosi do każdej części. Za każdym razem w tej materii wykonują kawał dobrej roboty. Szczególnie podoba mi się motyw, kiedy pokazują Malfoy'a (oparty na dźwiękach z 5 części, moment, kiedy Umbridge wywala Trelawney). Mecz quiditcha też opatrzono wspaniałą muzyką, dosłownie wbijającą w fotel.
Muzyka z momentu kiedy Snape składa wieczystą przysięgę i jeszcze moment na Wieży, kiedy Draco rozmawia z Albusem i przychodzą śmierciożercy (motyw kojarzy mi się z odmierzaniem czasu, nie wiem dlaczego), zrobiły na mnie kolosalne wrażenie.
Wymieniłam tylko niektóre, bo fakt jest taki, że muzyka w całości jest przepiękna.

Podsumowując:
Książę Półkrwi podoba mi się bardziej niż część 3, 4 i 5. Jest tu wiele rzeczy, których w tamtych częściach mi brakowało, dajmy na to relacje między głównymi bohaterami. Doceniam też fakt, że realizatorzy skupili się na estetyce i oprócz scen właściwych (tak to sobie na własny użytek nazwę) pojawiają się ujęcia zamku, czy poszczególnych bohaterów, które są wielce znaczące, a ładnie łączą poszczególne sceny (np. moment, kiedy pokazują Snape'a stojącego przed oknem, za którym się ściemnia; albo Malfoy, stojący samotnie na Wieży). To sprawia, że nie czuję, że chcieli ten film zrobić na 'odwal się'.
Są rzeczy, które bym zmieniła (np. beznadziejna scena, kiedy Ginny wiąże Harry'emu sznurówkę - nie mam pojęcia kto to wymyślił, ale nie bardzo mu to wyszło, a przynajmniej jak dla mnie scena ta jest zwyczajnie żałosna), jednak ogólnie nie jest tak źle, jak być mogło. Zawsze sobie powtarzam, że filmy rządzą się swoimi prawami, i że reżyser ma swoje wizje. W przypadku Potter'a jednak zgubili po 2 części najważniejszą sprawę; ta książka ma w sobie multum istotnych wartości, a oni perfidnie nie pozwalają postaciom ich przekazywać, skupiając się raczej na efektach specjalnych.
I dlatego jeszcze jeden plusik dla "Księcia" - przypomniano sobie o uczuciach i emocjach, prze co od razu zmienia się odbiór treści.
Uch, chyba się rozpisałam. Ale nawet w połowie nie zdołałam opisać tego, co czuję. Tego się chyba po prostu nie da opisać :)
Także "Książę Półkrwi" - jest dobrze, ale mogło być DUŻO lepiej, bo aktorzy cudowni, fabuła cudowna, tylko realizatorzy jakoś nie wiedzą, co z tym zrobić?

Edytowane przez Bloo dnia 09-01-2010 18:11