Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Blood +

Dodane przez pomyluna dnia 28-02-2009 02:45
#1

Czy ktoś z Was oglądał?
Podobało się Wam to anime, czy wręcz przeciwnie?
Wymieńmy się swoimi poglądami.

Dodane przez Harry_ dnia 12-03-2009 11:47
#2

Hmmm dziwne lecz nie słyszałem nigdy tego Anime,lecz chciałbym to zobaczyć może masz jakiś link czy coś do tego Blood?Może będzie ciekawie gdy od tworze te wszystkie zbiory Blood więc jeśli masz jakiś link czy adres to podaj mi na GG lub na Pw.
Pozdrawiam Wszystkich.

Dodane przez Triniti dnia 17-03-2009 18:14
#3

Blood + widziałam może z 5 odcinków? I na każdym umierałam z nudów. To anime było strasznie powolne i dziwnie rozmieszczona akcja - przebudziła się, jadą prze jakieś bagna, a następnie wylądowała w żeńskiej szkole O.o (no albo zgubiłam odcinki ^^) Nie podobało mi się.

Dodane przez pomyluna dnia 08-11-2009 00:57
#4

To fakt. Pierwsze 8/10 odcinków to jak krew z nosa. Poleciła mi to przyjaciółka. Nie chciało mi sie tego oglądać na początku, właśnie po tych kilku odcinkach. Ale Ryba powiedziała "oglądaj!", no i nie miałam wyjścia :D
Teraz nie szkoda mi. Bo akcja się rozkręciał i zrobiło sie w któryms momencie naprawdę fajnie.

Dodane przez sdkuba123 dnia 08-11-2009 11:07
#5

niewiem oco chodzi czy ktoś mi powie

Dodane przez Ballaczka dnia 24-01-2010 18:57
#6

Poniższy wpis może zawierać spoilery.


Nieustannie zadziwiam siebie. Jak udało mi się przebrnąć przez te kilkadziesiąt odcinków pozostanie chyba na zawsze tajemnicą.
Pierwszy raz widziałam, żeby fabuła tak się wlokła. Do mniej więcej trzydziestego piątego/czterdziestego odcinka praktycznie przymuszałam się do oglądania. Owszem, zdarzały się momenty szybszej akcji czy zwrotów w fabule, które potrafiły przyciągnąć moją uwagę, ale ogólnie rzecz biorąc to anime po prostu mnie nużyło.
Na pewno duża w tym zasługa głównej bohaterki, która oczywiście musiała okazać się głupiutką laleczką, której wszystko przeszkadza, a jedyny sposób komunikowania się jaki wyćwiczyła to powtarzanie tego, co mówi jej rozmówca w formie pytającej. Generalnie budowa postaci damskich w Blood+ stoi na żenującym poziomie, żadna z pań nie przypadła mi do gustu, przeciwnie, wszystkie oprócz Divy podnosiły mi ciśnienie gdy tylko otwierały usta. W późniejszych odcinkach polubiłam także Mao, ale może to ze względu na jej męską osobowość.
Skoro już jesteśmy przy postaciach, ich budowa psychologiczna także nie jest zbyt godna podziwu. Do teraz nie jestem w stanie zrozumieć motywów poszczególnych bohaterów, wszystko potraktowano bardzo po macoszemu, poszczególne osoby działały w dany sposób bo akurat miały taki kaprys.
Granie na uczuciach widza również niezbyt wyszło twórcom, gdy miałam płakać, śmiałam się, gdy miałam się śmiać, byłam zirytowana. Pseudo-dramatyczne momenty, "nieoczekiwane" zwroty akcji ("Saya... jestem twoją siostrą"), kompletnie wzięte z powietrza problemy, drętwe i sztuczne dialogi ("będę bandażem, który uleczy twoją ranę", wtf?) no kilkadziesiąt pierwszych odcinków to była dla mnie katorga. Nie lubię jednak porzucać rozpoczętych rzeczy, więc oglądałam dalej odliczając niecierpliwie odcinki pozostałe do końca.
Nie powiem, że mój sposób postrzegania anime się zmienił. Ale po trzydziestym odcinku coś się ruszyło. Saya po walce z Divą na statku zmieniła zarówno swoją irytującą aparycję jak i bezmyślne podejście do świata. Nieco rozwinięto stronę psychologiczną postaci, przez co w końcu mogłam dobrać sobie ulubionego bohatera, co do tej pory było niemożliwe, jako że wszyscy byli płascy i jednowymiarowi.
Muzyka była w porządku i właściwie tylko tyle mogę o niej powiedzieć. W sumie zapamiętałam tylko dwa pierwsze openingi, reszta jakoś mi się zlewała. Przy bardziej dramatycznych momentach tło muzyczne także stało na w miarę wysokim poziomie, ale jednak mistrzostwo świata to nie było.
Jeśli miałabym wskazać ulubione postacie, byliby to zapewne Haji i Solomon. Nie zapałałam do nich wielkim uczuciem, na pewno nie rozpamiętuję ich postaci po nocach, ot, jedyni bohaterowie, którzy pozytywnie wybijali się na tle reszty. Pierwszy ujął mnie swoim opanowaniem i wewnętrznym spokojem, chociaż jego ślepe posłuszeństwo Sayi momentami działało mi na nerwy. Drugi był postacią na pewno ciekawszą, pomimo pełnienia roli Kawalerzysty Divy potrafił się jej przeciwstawić. Z drugiej strony żaden z niego Rycerz, skoro potrafił narazić (czy też praktycznie skazać) na śmierć osobę, którą miał chronić z miłości do przecudownej Sayi. Hm.
Carl mi również zaimponował, jedna ze smutniejszych postaci w całym anime. Biedny, samotny wariat. Diva była rozkapryszoną i rozpuszczoną dziewczyną, ale jej bezwzględność i dziecinne okrucieństwo mnie fascynowały. Jest to także chyba jedyna postać kobieca w Blood+, której nie miałam ochoty zamordować.
Riku był przesłodzonym dzieciaczkiem, właściwie zdążyłam go polubić zaledwie chwilę przed jego śmiercią. Reszcie bohaterów nie poświęcałam większej uwagi, wiem, że w którymś momencie szczerze polubiłam także Mosesa i Joela, ale jako bohaterowie drugo (trzecio?) planowi nie przyciągnęli zbytnio mojej uwagi.
Na całkiem wysokim poziomie stały prezentowane walki, chociaż w pewnym momencie zaczęła mnie irytować ich bezcelowość. Jakoś nie potrafił wzbudzić we mnie żadnych emocji fakt, że walczy ze sobą dwóch nieśmiertelnych bohaterów.
Swoją drogą sama świadomość, że większość z postaci jest nieśmiertelna czyniła to wszystko bezsensownym. Ostatecznie i tak cała seria skupiała się wokół finałowej bitwy, pozostała fabuła ciągnięta była nieco na siłę, byle tylko coś przedstawić.
Historia, wokół której kręciła się cała oś fabuły... No, nie powiem, oryginalnie. I tyle pochwał. Nie kręcą mnie genetycznie zmutowani ludzi, pseudo-wampiry i ni to nietoperze, ni potwory. Przeciwnie, nieco smucił mnie fakt, że moi ukochani bohaterowie w każdej chwili potrafią zmienić się w obrzydliwego potwora (a wielka, trzęsąca się galareta z blond grzywką Solomona na łbie była po prostu groteskowa).
Irytowały mnie tanie triki w fabule, przerabiane już przecież w tylu produkcjach. Solomon zakochał się w kobiecie, którą miał zabić, największy wróg Sayi okazał się członkiem jej rodziny, okazało się, że główny bohater wcale nie jest taki wspaniały, jak na początku nam zaprezentowano... Ech.
Standardowo większość moich ulubionych bohaterów zginęła. Mimo to twórcom zebrało się na happy ending, czym w mojej opinii pogrzebali kompletnie to anime. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Saya zginęła z Divą, zabierając ze sobą Hajiego.
Jeszcze słówko o przewidywalności - jakimś cudem bezbłędnie potrafiłam stwierdzić, kto zginie, kto przeżyje, a kto będzie z kim. Co tylko potwierdza moją tezę o wtórnych, dobrze znanych już z innych produkcji zwrotach akcji.