Dodane przez raven dnia 09-01-2014 14:55
#80
W młodości nienawidziłam czapek, szalików i rękawiczek, w trzaskający mróz chodziłam do szkoły w rozpiętej kurtce, licząc na chorobę. Doszło do tego, że tak zahartowałam organizm, że mniej więcej od 4 klasy podstawówki aż do końca liceum nawet niewielkie przeziębienie mnie nie dopadło. Na studiach co nieco się zmieniło w tym temacie, ale czapek nadal nie nosiłam, wydawało mi się, że wyglądam w nich idiotycznie. Potem siostra przywiozła mi z Nepalu bardzo fajną wełnianą czapę (lubiłam ją, ale niestety wyprałam w zbyt wysokiej temperaturze, więc się skurczyła), a w tym sezonie kupiłam sobie czapkę-misia. Długo szukałam takiej, która zamiast uszu z bąbli będzie miała je wydziergane. Ostatecznie padło na coś takiego:
Moja jest w odcieniach brązu, szczerze ją uwielbiam i moim zdaniem(w sumie nie tylko moim) dobrze w tym wyglądam.
Co do lata - jakieś nakrycie głowy zdarzało mi się zakładać tylko podczas wyjątkowo długiego pobytu na słońcu, w wysokiej temperaturze - np. na pielgrzymce (zazwyczaj kapelusz) albo Woodstocku - tu rzadko, ale był jeden taki, podczas którego temperatura chciała mnie zabić, więc założyłam na głowę turban z arafatki.
Edytowane przez raven dnia 09-01-2014 16:11