Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Wasi wychowawcy

Dodane przez Souriant dnia 25-01-2009 21:01
#20

Oj, ja to nie mam szczęścia do wychowawców.
Już w drugiej klasie podstawówki nasza wychowawczyni zaszła w ciążę i nas zostawiła. Przez około pół roku każdą lekcję mieliśmy z kim innym, a jak wiadomo, w nauczaniu początkowym to ciężka sprawa. Dopiero gdzieś w ostatnim semestrze przyszła do nas "na stałe" jakaś pani. Z tego, co pamiętam, to chyba była całkiem w porządku i lubiłam ją.
W trzeciej klasie mieliśmy znowu kogoś innego. Niezbyt kojarzę w ogóle ten rok, ale tamta wychowawczyni nie była taka zła, chociaż wtedy mnie denerwowała swoim sposobem bycia.

W klasach IV - VI trafił się w końcu jakiś porządny wychowawca. Jest historykiem, ale uczył nas też j. polskiego, przez co mieliśmy z nim aż 8 godzin tygodniowo. Jedyną jego wadą, ale za to dosyć sporą, było to, że jeszcze studiował, w związku z czym wszelkie rajdy i dłuższe wycieczki nie wchodziły w grę. W ciągu tych 3 lat byliśmy na 2 wyjazdach - do wrocławskiego ZOO i do Biskupina na 2 dni. Nie mogę na niego narzekać, bo z perspektywy czasu zrozumiałam, że był naprawdę super wychowawcą. Miał do nas podejście, umiał uczyć, lekcje prowadził z poczuciem humoru i dzięki niemu dużo wyniosłam z tych lat podstawówki.

W gimnazjum to się dopiero narobił bałagan. Przez 2 pierwsze klasy miałam panią od historii, uczącą nas też WOSu. Ceniłam w niej to, że zawsze wszystko dla nas załatwiała, dbała o nasze interesy, jej lekcje były naprawdę ciekawe i mimo tego, że nie lubię historii, zawsze wszystko umiałam i rozumiałam. Niestety w drugiej klasie zaszła w ciążę (historia lubi się powtarzać) i przepadło nam w sumie z 3 miesiące lekcji i zaległości z tamtego okresu odrabiamy do dziś.
I w końcu w trzeciej klasie dostaliśmy nowego wychowawcę - po raz kolejny historyka (to chyba jakaś klątwa ;d). I z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest beznadziejny. Po prostu najgorszy wychowawca, jakiego możecie sobie wyobrazić. Aż ciężko mi go opisać. Już w pierwszych dniach dał nam do zrozumienia, że ma nas gdzieś, że my musimy szanować jego, ale on nas to już nie, że ma zawyżone (i to bardzo) poczucie własnej wartości, że ma skrzywione i chore poczucie humoru i że nie umie uczyć. Ciągle tylko nam powtarza, że on to jest z wielkiego miasta, że w jego byłej szkole wszyscy pisali petycje, żeby tylko nie odchodził, że robi nam łaskę ucząc nas itepe, itede. Nie mówiąc już o jego żałosnych gadkach, typu: "I się lansować gdzie indziej", "Ale z ciebie żal", "Ja to jestem wysoki, szczupły, modnie się ubieram i w ogóle", "Zmaż tablicę, bo ja nie chcę sobie zniszczyć rąk", albo tekst, który mnie powalił na kolana: zapytał się mojej koleżanki, w którą stronę wraca do domu i kiedy ta mu odpowiedziała, on do niej: "Szkoda, myślałem, że mi poniesiesz torbę". Może to wydaje się śmieszne, ale na pewno nie z ust wychowawcy, który na dodatek mówi to na poważnie. Ale najgorsza jest chyba jego fałszywość i tchórzostwo. Na lekcjach zawsze utrzymuje, że jesteśmy beznadziejni i nie potrafimy się zgrać, a rodzicom na wywiadówkach wciska bajeczki, jacy to jesteśmy fajni, że najlepsza klasa w szkole i w ogóle kól. Albo jak twierdził, że nie pojedzie z nami na wycieczkę, bo dyrektorka się nie zgodziła, a potem, kiedy wzięliśmy sprawy we własne ręce, okazało się, że nawet z nią o tym nie rozmawiał. I to kolejna sprawa - on nic nam nie załatwia, o wszystko musimy się troszczyć sami. Raz obraził się nas nas i po prostu się nie odzywał przez godzinę, jak dziecko normalnie.
Można by o nim pisać jeszcze duuuuużo, ale słowa i tak nie oddadzą jego charakteru. Cieszę się, że to już mój ostatni rok w tej szkole i niedługo inni będą musieli się z nim użerać.

Ciekawa tylko jestem, jak to będzie w liceum, ale pocieszam się tym, że gorzej, to już raczej być nie może. ^^