Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Wasi wychowawcy

Dodane przez raven dnia 30-01-2014 01:32
#159

Moi wszyscy wychowawcy (a było ich w sumie 4) to jedna wielka, trwająca 12 lat katastrofa. Chociaż wychowawczynię z klas I-III w podstawówce lubiłam, to miała jedną podstawową wadę - była moją sąsiadką. Zanim zdążyłam wrócić do domu, rodzice już wiedzieli o wszystkim, co się w szkole działo. Nie udało się zataić ani szmaty za nieodrobione zadanie (tak, już w podstawówce o tym zapominałam), ani uwagi za gadanie na lekcji... W niewinnym pytaniu mamy 'jak w szkole?' wietrzyłam podstęp i zastanawiałam się, co już wie, a co jeszcze mogę zachować w tajemnicy.
W klasach IV-VI trafiłam pod opiekę... bardzo bliskiej koleżanki mojej mamy. Poza powtórką z wcześniejszych lat, pojawiły się absurdalne zarzuty kolegi, że 'ciocia' daje mi wcześniej sprawdziany i dyktanda żebym się mogła przygotować.
Gimnazjum - nienawidziłam tej kobiety, z wzajemnością. Zresztą cała moja klasa jej nie lubiła. Pani Ż była nadgorliwa, upierdliwa, miała zerowy talent pedagogiczny. Ale miała jedną zaletę - była osobą na tyle naiwną, że uwierzyła w moją ogromną wiedzę i talent pisarski. Przez chwilę nawet sama w to uwierzyłam, w liceum przyszło rozczarowanie ;-)
W liceum znów moim wychowawcą był sąsiad. On był naszą klątwą, my jego przekleństwem i karą ;-) pisowiec, nie kryjący się ze swoimi przekonaniami, wyśmiewający się z tego, co inne i jego zdaniem 'gorsze' - jak np. chęć studiowania zaocznego, czy wyjazd za granicę do pracy fizycznej. Ambicje polityczne nie poparte żadną wiedzą albo umiejętnościami, człowiek potwornie dwulicowy i fałszywy. I uwielbiał lizusow. Nie spełniłam jego nadziei pokładanych we mnie jako jego pupilce, co wygarnął mi na pierwszej klasowej wigilii. Od tej pory się unikaliśmy. Teraz bez satysfakcji obserwuję, jak życie weryfikuje kilka jego poglądów, a on powoli odbudowuje kontakty z ludźmi, którym kiedyś powiedział parę słów za dużo. Ale faktem pozostaje, że strasznie podzielił naszą klasę, zepsuł nam studniówkę i przez niego nie skorzystaliśmy z dofinansowania do wycieczki, które nam się należało w II klasie. Wyjazdy w I i III zorganizowaliśmy sobie sami, ale on do tej pory twierdzi, że to była jego zasługa. Za to nie miał z nami łatwego życia - najgorsza średnia ocen i frekwencja w całym roczniku :-D i tak padły marzenia pana Roberta o wybitnej klasie wybitnego pedagoga.