Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Zeszyty

Dodane przez raven dnia 31-01-2014 01:56
#108

Od czwartej klasy miałam zawsze 2-3 bruliony, te takie 96-kartkowe (dzisiaj już nie uznaję tego za dobry pomysł, bo to tylko dokładanie niepotrzebnego ciężaru) w grubej oprawie, do polskiego i matematyki, chyba też do niemieckiego. Mama wymyśliła sobie, że do ważnych przedmiotów, takich, na których dużo się pisze, potrzebny jest porządny zeszyt. Ale... jakoś nigdy nie przywiązywałam do prowadzenia zeszytów dużej wagi. O ile w podstawówce jeszcze jakoś się udawało - jeśli nie notować na bieżąco, to szybko nadrabiać zeszytowe zaległości, o tyle mój zeszyt od polskiego w gimnazjum był prowadzony zazwyczaj ołówkiem, część wypracowań miałam "na brudno" na luźnych kartkach, włożonych gdzieś za okładkę, co doprowadzało moją polonistkę do białej gorączki. Kiedy przychodziło pod koniec semestru do sprawdzania zeszytów, zawsze z tydzień musiałam poświęcić na założenie nowego i zapisanie w nim chociaż 1/3 stron, bo taki z 2 tematami do tyłu nauczycielki nie satysfakcjonował. Zresztą ona najchętniej widziałaby cały zestaw notatek od początku roku szkolnego, ale moje zeszyty oficjalnie "ginęły" (przecież nie mogłam jej dać takiego z połową kartek wyrwanych, połową zapisaną ołówkiem i oczywiście z bazgrołami na marginesach), musiała się zadowolić tym, co było.
Generalnie, najwygodniej pisało mi się w 60-kartkowych zeszytach, ale od grubości ważniejszy był wzór okładki. Okazało się, że nie tylko dla mnie, w liceum na niemieckim kłóciliśmy się, kto ma ładniejszy zeszyt, a germanistka obserwowała tę akcję z konsternacją. Wychodziłam z założenia, że zeszyt, który będzie mi się podobał (nie tylko zeszyt - piórnik, długopisy, ołówki, temperówka w kształcie krówki...) sprawi, że pobyt w szkole stanie się bardziej znośny, dlatego dobór gadżetów niezbędnych uczniowi uznawałam za sprawę dosyć istotną, o ile nie najistotniejszą w edukacji^^
Im bardziej lubiłam dany przedmiot, tym łatwiej było mi prowadzić zeszyt w miarę rzetelnie. I tak, mój zeszyt od niemieckiego w LO (z Garfieldem <3) mógł uchodzić za wzór. W LO posiadałam jeszcze tylko zeszyty z biologii (miałam rozszerzoną biologię, a wychowawca przez 30 minut lekcji dyktował notatki, nie było innego wyjścia, tylko notować), historii i angielskiego. No i polski, ale prowadzony podobnie jak w gimnazjum. Reszta licealnych notatek, o ile powstawała, to znajdowała się w brudnopisach. Zresztą, zeszyt? Miałam w klasie kolegę, który przeszedł przez gimnazjum, w kieszeni bojówek nosząc 32-kartkowy zeszyt, w drugiej długopis. Miał średnią w okolicach 5,0, więc nie ważne co w zeszycie, ważne co w głowie.

EDIT:
Niedawno wyszły nowe zeszyty Oxford z bardzo porządnym papierem. Cena jest dość spora, ale sądzę, że warto.

Aha, jak można wywnioskować z powyższej wypowiedzi, uważam, że nie warto :D ok, papier jest istotny, zwłaszcza dla osoby, która lubi pisać piórem (a tak było w moim przypadku), ale zawsze od papieru ważniejsza była dla mnie okładka. Np zeszyty w Garfieldem były bardzo drogie w porównaniu z lepszymi jakościowo zeszytami np. Unipapu, kartki miały beznadziejne, ale wygląd okładki jednak przesądził. Nie dałabym jakiejś dużo większej sumy za zeszyt tylko dlatego, że papier jest lepszy, tym bardziej, że te w przeciętnych cenach są dobrej jakości.

Edytowane przez raven dnia 31-01-2014 02:03