Tragedia Severusa Snape'a
Dodane przez Hogsmeade_pl dnia 14 August 2008 01:57
Niniejszy artykuł został wykoncypowany, napisany i doprowadzony do (mamy nadzieję) stanu używalności przez dwie osoby: Anguis (która tak naprawdę odwaliła 'większą połowę' roboty) oraz mnie (Dimrilla). W związku z tym wszelkie uwagi krytyczne/pochwały/bluzgi i inne przyjmujemy obie. (Godziny urzędowania: Dimrilla: dzień (za wyjątkiem Dnia Świstaka). Anguis: noc (za wyjątkiem Nocy Duchów)... )

UWAGA: Poniższy fragment zawiera Spoiler!

TRAGEDIA SEVERUSA SNAPE'A,
CZYLI O WYRZUTACH SUMIENIA SŁÓW KILKA




Severus Snape to jedna z najbardziej tajemniczych postaci cyklu Rowling. Od początku kreowany na szwarc charakter, dość szybko sprawił, że na jego czarnym wizerunku pojawiły się rysy. Bo czemu miałby np. ratować Harry'ego, którego wyraźnie nie lubił albo dlaczego Dumbledore mu całkowicie ufał? Uważny czytelnik (o snapoholikach nie wspominając) mógł dość szybko zorientować się, że życie mistrza eliksirów nie było usłane różami i coś musiało spowodować takie, a nie inne stężenie złośliwości w jego krwi. W końcu w dużym stopniu jesteśmy takimi, jakimi czynią nas inni. W siódmym tomie okazuje się, że życie Snape'a to pasmo cierpienia i pokuty, którą sam na siebie nałożył. Gdy się nad tym dłużej zastanowić, jest bohaterem niemal na miarę greckiej tragedii i znajduje odpowiedni dla tejże koniec. Rozłożenie jego psychiki na czynniki pierwsze (niewątpliwie niezwykle fascynujące) byłoby zbyt nużące i rozwlekłe zarówno dla czytelników jak i autorek, które padłyby z wyczerpania gdzieś po szóstym roku jego życia, więc na dobry początek (?) chciałybyśmy zaprezentować nasze przemyślenia o Severusowej winie (mmmm...), karze i pokucie.

PROLOG: TRAGEDIA SIĘ ZAWIĄZUJE

Na samym początku zastanówmy się, za co Snape tak naprawdę płacił przez całe dorosłe życie. Zapewne nie za swoje zachowanie w szkole - fakt, pewnie prześladował innych i interesował się czarną magią - ale przecież James i Syriusz też do świętych nie należeli, a kary za to nie ponieśli. A więc zapewne płacił za swoją kilkuletnią karierę Śmierciożercy i, przede wszystkim, (w swoim mniemaniu) za przekazanie Voldemortowi przepowiedni dotyczącej Harry'ego Pottera. Jednak praktycznie od razu próbował to naprawić. Przeszedł na stronę dobra i od tej pory z narażeniem własnego życia służył Dumbledore'owi.

SCENA I: WOREK POKUTNY SEVERUSA SNAPE'A

Jego prawdziwa kara zaczęła się po śmierci Lily. Od tej pory żył ze świadomością, że zabił miłość swego życia (a czy może być coś gorszego?). Tak naprawdę to on sam narzucił sobie pokutę. Odsunął się od ludzi - z tego co wiemy, został samotnikiem i nie miał nikogo bliskiego - a przecież, gdy uczęszczał do szkoły łaknął uznania i pragnął mieć przyjaciół - można więc to uznać za karę. W pewnym sensie jego "wredność" na zajęciach to nie tylko próba ukrycia własnych kompleksów, ale także tworzenie muru nie do przybycia dla innych (czyżby sądził, ze nie zasługuje na przyjaciół?).

Prawdziwego Snape'a poznajemy dopiero w rozmowach z dyrektorem - jest sarkastyczny, ale nie wredny. O wiele bardziej dojrzały niż chłopak na wzgórzu, błagający o pomoc w ratowaniu miłości swego życia, miłości, którą zdradził. Snape z "Opowieści" jest już trochę zmęczony swoją rolą w "wielkim planie walki dobra ze złem". Rozmowy sprawiają mu pewną przyjemność, a więc chyba jednak Snape łaknął kontaktu z innymi, choć jednocześnie nie pozwalał sobie nań (co potwierdzałoby hipotezę o izolacji jako pokucie). Podobno czas leczy rany, ale w jego przypadku jedynie bardziej karał: po pierwszej agonii na wieść o śmierci Lily, świadomość własnej winy sączyła mu w serce jad, powoli go zatruwając i powodując zgorzknienie.



DIDASKALIA: PRZEBACZENIE - JAK TO DZIAŁA?

Pewne rzeczy potrafią prześladować człowieka do końca życia, ale wiele zależy tu od indywidualnego charakteru danej osoby. Niektórzy zapominają i wybaczają sobie szybko, inni wolno lub wcale. Posługując się terminologią chrześcijańską, można powiedzieć, że niektórzy mają sumienie skrupulatne (pamiętają i rozpamiętują wszystkie swoje grzechy/błędy i nie umieją sobie wybaczyć/nie wierzą, że ktoś inny może im wybaczyć) - i Snape wydaje się być właśnie taką osobą. Pasuje to zresztą dobrze do jego charakteru jako takiego - jest zamkniętym w sobie introwertykiem, a osoby tego typu zwykle mocniej skupiają się na swoim życiu wewnętrznym (w tym wypadku raczej niewesołym), niż na otoczeniu (gdzie interakcje z innymi mogłyby pozwolić im łatwiej uporać się z wewnętrznym bólem i wyrzutami sumienia).


SCENA II: W POSZUKIWANIU ROZGRZESZENIA

Najłatwiej chyba uporać się z wyrzutami sumienia uzyskując absolucję od osoby, którą się skrzywdziło. W przypadku Snape'a było to w dużej mierze niemożliwe, bo Lily i James już nie żyli. To pozostawiało "na placu boju" Harry'ego (niewątpliwie pozbawienie go rodziców stawiało go na czele listy pokrzywdzonych). I tu znowu mamy problem. Pomijając to, że, prawdopodobnie, gdyby sam powiedział Harry'emu, że to między innymi przez niego stracił rodziców (choć później przez rok z narażeniem własnego życia próbował swój błąd naprawić, a bezpośrednim winnym był Peter Pettigrew), chłopak by mu tego tak łatwo nie wybaczył. Oczywiście, można się upierać, że Harry miał wielkie serce itp., ale powiedzmy sobie szczerze - jakie są szanse na to, że pozbawione rodziców dziecko, które w dodatku musiało przez to wychowywać się u podłych krewnych, którzy nigdy nie okazali mu ani odrobiny miłości, wybaczy, ot tak sobie, temu kto to spowodował? Tak czy owak, pozostaje to w sferze gdybania... Sytuacja między Snape'm i Harrym już i tak była wystarczająco skomplikowana...

Swoją drogą, złe traktowanie Harry'ego przez Snape'a wynikało prawdopodobnie nie tylko z faktu, że tak bardzo przypominał on swojego ojca, ale i z tego, że Snape podświadomie czuł się winny wobec Harry'ego za śmierć jego rodziców, a poczucie winy wobec jakiejś osoby (zwłaszcza jeśli połączyć to z powodem nr 1) może czasami prowadzić do agresji wobec takiej osoby. Jest w psychologii opisane zjawisko, odczuwania nienawiści wobec osoby, której wcześniej wyrządziło się krzywdę.

Wracając do wspomnianego nieco wcześniej chrześcijaństwa - można jeszcze dodać, że brakuje tu (w świecie "Harry'ego Pottera" ) wyższej instancji, która mogłaby wybaczyć Severusowi, mówiąc prościej - brakuje Boga. Chrześcijaństwo mówi, że Bóg jest miłosierny i wybacza nawet najcięższe winy, jeśli tylko grzesznik okaże żal za grzechy. (Odpuszczone mogą nawet zostać grzechy morderstwa, aborcji, itd.). Severus żal odczuwa, ale nie ma tej instancji, do której mógłby się zwrócić, by otrzymać odpuszczenie win. Raczej nie widzimy go przy konfesjonale...
Nie ma kogoś, kto widząc cierpienie Snape'a, który sam nie jest w stanie sobie wybaczyć, potrafi powiedzieć przysłowiowe : Dość! Już wystarczy. Pokuta spełniona. Dumbledore, mimo całej swojej mądrości, dobroci (w sumie jednak jest postacią pozytywną) i życzliwości do Severusa, jest tylko człowiekiem, ma swoje "za uszami" i nie jest w stanie spełnić roli Boga.
Warto zresztą zwrócić uwagę na fragment, gdzie Severus rozmawia z Dumbledore'em o tym co uczynił (tj. zdradził Voldemortowi przepowiednię) i przyznaje, że prosił Czarnego Pana o oszczędzenie Lily (co faktycznie nie najpiękniej świadczyło o moralności mistrza eliksirów na tym etapie) a teraz odczuwa strach i żal. Jak reaguje Dumbledore? W pierwszej chwili stwierdza, że postawa Severusa budzi w nim obrzydzenie! Oczywiście z ludzkiego punktu widzenia jest to jak najbardziej zrozumiałe, ale właśnie z ludzkiego. Bóg w pierwszej kolejności podchodzi do człowieka z miłością.

Późniejsza postawa dyrektora tym bardziej rozczarowuje, gdyż tylko on znał prawdę o mistrzu eliksirów, wiedział jak wiele dobra Snape uczynił w późniejszym życiu (a jego służba po "jasnej stronie mocy" trwała zdecydowanie dlużej niż ta u Voldemorta). Dumbledore nawet nie próbuje Snape'owi oferować przebaczenia (może woli, żeby dalej działał pod wpływem poczucia winy - wyrzuty sumienia bardzo ułatwiają sterowanie człowiekiem). Niby docenia, że Snape jest po jego stronie (Szczęściarz ze mnie, wyjątkowy szczęściarz, bo mam Ciebie Severusie* ), ale nie liczy się z tym, jak cała ta sytuacja wpływa na mistrza eliksirów. Chyba uważa, że jego dusza jest już skażona i poniekąd nie ma dla niej ratunku. Z zimną krwią każe mu się zabić. W ogóle nie rozpatruje możliwości, że Snape może mieć z tego powodu wyrzuty sumienia (zabójstwo to zabójstwo - zawsze pozostawia ślad na psychice pociągającego za spust/naciskającego strzykawkę/wypowiadającego zaklęcie Avady - nieważne, czy za zgodą ofiary) . Dyrektor jest wyraźnie zdziwiony i ma łzy w oczach, widząc patronusa Severusa - czyżby przedtem myślał, że Snape już nic nie czuje, że jego serce zamieniło się po tylu latach w głaz? Tymczasem mistrz eliksirów okazuje się wrażliwszy od Dumbledore'a...



KATHARSIS, CZYLI EPILOG BEZ HAPPY END'U

Celem greckiej tragedii było katharsis - emocjonalne oczyszczenie, którego widownia doświadczała po obejrzanej sztuce. W siódmym tomie brakuje momentu katharsis Snape'a. Momentu, w którym sam sobie wybacza, dochodzi do porozumienia z samym sobą. Dużo napisano o tym, że to Harry powinien mu wybaczyć (patrz wyżej). Największą tragedią Snape'a jest jednak to, że to on sobie do końca nie wybaczył. Z trzech rzeczy, które Dumbledore wymienia Harry'emu pod koniec Czary Ognia, gdy chce z nim porozmawiać o powrocie Voldemorta: "Zrozumienie - akceptacja - nawrócenie" ** , u Snape'a brakuje tego środkowego. Zrezygnowany, wykonuje swe zadanie ze stoickim spokojem, prawdopodobnie wiedząc, że na końcu czeka go śmierć, którą traktuje chyba jako jedyne możliwe zadośćuczynienie (mocno to trąci starożytnym Kodeksem Hammurabiego - "oko za oko..." ), a jednocześnie wybawienie... I to jest w tej książce najsmutniejsze - brak dla Snape'a alternatywy. Niemal jak w greckiej tragedii... Bohater zmierzający nieodwołalnie do swego upadku.

Bóg jest czasem bardziej miłosierny niż my sami. Niekiedy łatwiej iść do konfesjonału, wyznać winy i odejść z myślą: z głowy, ktoś mi wybaczył. Natomiast jeśli masz wrażliwe sumienie, Ty sam możesz stać się swoim najsurowszym sędzią. Tak chyba właśnie było w przypadku Snape'a, którego ta postawa doprowadziła w rezultacie (pytanie czy do końca zamierzonym?) do bycia ponurym, zgryźliwym samotnikiem i najbardziej znienawidzonym nauczycielem w Hogwarcie.

Prawdziwie tragiczna jest śmierć kogoś, komu wybaczył cały świat i poszkodowany (bo czymże innym jest epilog Insygniów Śmierci? ), a który nie wybaczył sam sobie. W tym sensie, by posłużyć się przysłowiem: Snape był bardziej papieski niż sam papież. W naszym odczuciu, Severus Snape był naprawdę dobrym człowiekiem - mimo (a może właśnie dlatego) iż on sam nie uznawał się godnym wybaczenia, które jego otoczenie (w dużej mierze pośmiertnie) mu ofiarowało.

-----------------

*Harry Potter i Insygnia Śmierci, s. 697
** Harry Potter and the Goblet of Fire s. 590




Fanarty autorstwa: frodobolson72; nyaar; darkslytherin




Nadesłane przez: Dimrilla
Dodane: luty 08 2008 14:50:16