Wyciek - kontrolowany?
Dodane przez Hogsmeade_pl dnia 09 August 2008 17:33
Wraz ze zbliżającą się premierą Deathly Hallows do internetu trafia coraz więcej wykradzionych jakoby przez nieuczciwych pracowników wydawnictw i hakerów fragmentów książki. Raz wpadnie spis rozdziałów, raz skan z rysunkiem z rozdziału wraz razem z jego początkiem, a raz jakiś samozwańczy haker ogłosi wszem i wobec, że zna zakończenie serii.

Taki hit jak Harry Potter powinien być strzeżony dniem i nocą? Niekoniecznie, jeśli założyć, że jest to forma jeszcze większego rozsławienia książki - forma niewielkich, kontrolowanych, wcześniej przewidzianych i konsultowanych z autorką bądź wydawcą wycieków. Mogą one również ukazać się bez wiedzy Rowling, poprzez decyzję wydawcy - to jemu zależy na pieniądzach, Rowling już więcej nie potrzebuje. Wydawca podrzuci nam ochłap i mówi - ups, ktoś ukradł. A zainteresowanie rośnie w zastraszającym tempie. Mowa jest tu oczywiście o małych przeciekach fragmentów, nie o hakerach którzy chcą zepsuć wszystkim zabawę, do czego otwarcie się przyznają i są za to krytykowani przez autorkę i wydawcę. Hakerzy oczywiście działają wbrew nim.
Przyjrzyjmy się, jakie szkody i korzyści daje książce mały, kontrolowany przeciek:
- Szersze media (np. telewizyjne Fakty) wspomniały by o książce zapewne w dniu wydania jej, a tu nagle skandal! Fragmenty książki wykradzione! W ciągu kilku dni nazwa Harry Potter obiega większość znaczących portali internetowych, informacja ukazuje się w gazetach, wiadomościach telewizyjnych, które w tym momencie na pewno by nie wspomniały o Harrym Potterze i Rowling.

- Szum w mediach sprzyja zbliżającej się premierze, a aura nielegalności i skandalu przyciąga z powrotem niewiernych fanów, którzy po przeczytaniu Księcia Półkrwi nieco mniej interesowali się HP. Ot, ''ktoś kupi książkę to mi pożyczy, co się będę wybijał z własną forsą'' (znam takie przypadki).

- Wierni i niewierni fani czytają te kilka linijek na początku rozdziału. Potteromaniacy, hardcorowcy i ortodoksi jeszcze bardziej nakręcą się na książkę, wpadną niemal w amok. Zwykli, będący na bieżąco czytelnicy zajrzą i nie będą mogli się doczekać premiery (w naszym wypadku polskiej). Natomiast niewierni, ci, którzy chwilowo oddalili się od serii przeczytają fragmenty, przypomną sobie starego, dobrego Pottera i będą gotowi kupić go w pierwszym dniu sprzedaży w naszym kraju.

Minusy? W tym wypadku praktycznie żadne. Kto zechce ten przeczyta, kto nie zechce ten nie przeczyta. Nikt z nas po przeczytaniu tych fragmentów nie zniechęci się, nie porzuci chęci przeczytania i kupienia. Wręcz przeciwnie. Te fragmenty nakręcają nas wszystkich na książkę jak nic innego. Co nas zadowoli bardziej, cały, oryginalny tekst z obwoluty angielskiej okładki czy część książki, nazwy rozdziałów i fragmenty tekstu? Odpowiedź jest oczywista. Rozdziały we zmuszają nas do główkowania, co oznaczają poszczególne nazwy, i co też tam się wydarzy. Początek samego rozdziału także zmusza naszą wyobraźnię do wysiłku. Jednak dziwie się, że ukazał się epilog. Posiada on bardzo wiele treści, której nie śmiem tłumaczyć ani czytać tłumaczeń, ale zauważmy, że spośród ujawnionych skanów to epilog jest najbogatszy treścią. On jest spojlerem totalnym. Jeśli to przecieki zawierają prawdziwą treść książki, to będzie niemałe zmartwienie dla Rowling. Nie wiem, czy w epilogu jest coś o walce Harry'ego z Voldemortem, ale jeśli tak to naprawdę dużo już wiemy.

A zatem czy te wycieki były kontrolowane? Zjawisko kontrolowanych wycieków było raczej charakterystyczne dla filmów i gier komputerowych, co dobrze rozegrane zawsze przysparzało popularności. Jak było tym razem? Tego raczej nigdy się nie dowiemy, bo wydawcy zazwyczaj nie są skłonni do przyznawania się do winy w takich sytuacjach.

Zatem - kontrolowany czy nie - na pewno nie zaszkodzi książce.




Nadesłane przez: Corvus
Dodane: lipiec 15 2007 20:14:25