Dodane przez Tom_Riddle dnia 18-11-2012 19:53
#2
Tekst MaFaRa10
Nastoletni nauczyciel polskiej szkoły magii
Czarnowłosa dziewczyna w bojówkach, ciemnej koszulce i glanach rozmawiała z podobnie ubraną szatynką.
Siedziały na tylnych siedzeniach autokaru. Trudno w to uwierzyć, ale nie były to licealistki, a nauczycielki jadące do Szkoły Magii i Quidditcha "Luna" w Polsce.
- Martyna, denerwuje się. - powiedziała czarnowłosa, usiłując dojrzeć przednie siedzenia magicznie wydłużonego pojazdu.
- Nie wiele się zmieniło, od kiedy wyjechałaś do Anglii. Mało tego - twoja dawna klasa się jeszcze uczy. Są na prze ostatnim roku, ciągle cię pamiętają Lauro. Rany, jak to głupio brzmi! - pocieszała ją przyjaciółka.
Paula też?! - zdziwiła się.
Ależ ty zorientowana! - roześmiały się.
Laura obudziła się i spojrzała na zegarek. Wyskoczyła z łóżka, szybko wyjęła z kufra ubranie. Umyła zęby w małej umywalce, zarzuciła bluzę i wybiegła ze swojej maleńkiej sypialni przylegającej do gabinetu. Kiedy pojawiła się na boisku, klasa już tam była. Zmierzyła ich wzrokiem.
- Proszę pani! Stoimy tu już 15 minut! - oburzyła się szczupła, jasnowłosa dziewczyna.
- Po pierwsze: nie żadna "pani" bo mam osiemnaście lat, więc pewnie mniej niż wy. Po drugie: Przepraszam, ale każdemu może zdarzyć się zaspać. - uśmiechnęła się Laura.
- Osiemnaście?! To przypadkiem nie powinna pani być w klasie niżej niż my? - dziwili się.
- Jeszcze raz: nie jestem żadna "pani'. Mówcie mi Laura. Przez większość edukacji uczyłam się gdzie indziej, to dlatego. Proponuje poświęcić tą lekcję na poznanie się i omówienie zakresu nauki w tym roku, bo polatać już raczej nie zdążymy. - zmieniła temat.
Pod koniec lekcji już wiedziała, że w tej klasie jest 12 osób, po czterech z każdego domu i że większość uwielbia latać i grać w quidditcha.
Po lekcjach jeszcze z pięcioma grupami poszła na obiad. Rozejrzała się po sali. Stało tu dość dużo małych stolików w trzech kolorach oraz jeden wielki, czarny. Skierowała się na miejsce, które dzień wcześniej wskazał jej dyrektor. Opadła na krzesło z uśmiechem.
- No i jak, podoba ci się uczenie? - usłyszała Martynę.
- Bardzo! Ale nie wiedziałam, że to takie męczące. - nałożyła sobie warzyw.
- Masz po obiedzie dużo lekcji? - spytała.
- Nie, tytko dwie. - odpowiedziała.
- To super, bo chce ci coś pokazać. Spotykamy się o 16.00 w bibliotece, koło rzeźby kotła.
Punktualnie o szesnastej Laura stała przy wielkim posągu.
- Hm... Ktoś tu jest? - spytała.
- Tak, to ja i Paula. Odwróć się! - usłyszała Martynę.
Laura obróciła się.
- Gdzie wy... - zdenerwowała się.
- Tutaj, w kotle... - ktoś pociągnął ją w górę. Wdrapała się tam i już po chwili siedziała w środku.
- Hej. Dawno się nie widziałyśmy. - uśmiechnęła się dziewczyna w szkolnej szacie.
- Paula!? - krzyknęła.
- Nie, święty Mikołaj. Jasne że ja! I nie krzycz, bo ci niczego nie pokażemy. - zagroziła dziewczyna.
- Macie nutelle. - podała im słoik Martyna.
- Po co? - dziwiła się Laura.
- A po to, żeby można było przejść przez tajne przejście. No, wylej ją! - wyjaśniła. Kiedy czekolado - podobna maź znajdowała się poza słoikiem coś zaczęło się dziać. Kocioł zaczął wirować, a one wpadły do tunelu. Nie zdążyły nawet wrzasnąć, po już siedziały na niebieskiej podłodze.
- Gdzie? Gdzie my jesteśmy? - spytała przerażona Laura.
- Spoko, to stadion Goblinów z Grodziska. Mają właśnie trening. - odparła spokojnie Paula.
- Gobliny z Grodziska?! Super! Ekstra! - cieszyła się jak dziecko
- Tak, za tydzień grają z Tajfunami z Tutshil, pamiętasz? - uśmiechały się dziewczyny.
- O nie! Musimy wracać! Przypomniałam sobie o czymś ważnym! - krzyknęła Laura.
- O czym? - spytały się zdziwione.
- Potem wam powiem! Wracajmy! - poprosiła.
- Dobra. - Paula wyjęła różdżkę i stuknęła w posadzkę. Wyszeptała coś i znowu wpadły do ciemnego tunelu. Tym razem zamiast polecieć do kotła, spadły na twarde drewno.
- Nie no, znowu za wolno powiedziałaś zaklęcie! - zarzuciła Martyna Pauli,
- Ej, to ty wyżerałaś nutelle w nocy, było jej za mało, to przez ciebie! - odparowała dziewczyny.
- Przestańcie się kłócić! Można tędy dojść do szkoły? - zakończyła spór przyjaciółek Laura.
Szły przez jakiś czas. Nagle Paula potknęła się o coś ukrytego w cieniu. Zaklęła i wstała.
-Lumus. - mruknęła.
Zatkało wszystkie trzy. W cieniu stało biurko oblepione licznymi fotografiami przestawiającymi... Lorda Voldemorta. Leżało tam też wiele wycinków z gazet, rysunki oraz wypalone świece.
- A to co? Święty Ołtarzyk? - zapytała ironicznie Laura.
- Czekajcie. - powiedziała Martyna, uklękła i coś podniosła. To coś okazało się karteczką.
- Ktoś tu nieźle zbierał informacje... To ściąga na sprawdzian o czarnoksiężnikach. - uśmiechnęła się.
- Biurko?! - niezrozumiała Laura.
- Nie bądź głupia. Ta karteczka to ściąga. - zaczęła śmiać się Paula.
Kiedy dziewczyny wyszły z biblioteki, Laura przywołała szybko miotłę i poleciała na szkolne boisko wśród krzyków woźnej, pani Brzęczydupy. Paula przypomniała sobie o wypracowaniu, a Martyna poszła do pokoju sprawdzić pracę wakacyjne uczniów.
Laura wleciała na boisko na swojej Błyskawicy 1.5. Stało tam ok. 15 uczniów.
- Kapitanowie drużyn do mnie! - powiedziała głośno i stanęła na ziemi.
- Wszyscy z waszych zespołów są? - spytała
- Tak. - potwierdził wysoki, brązowowłosy chłopak z domu Lwa.
- Brakuje jednej osoby. - powiedziała dziewczyna z domu Sowy.
- A my jesteśmy we dwoje, nawet kapitana nie ma, więc podszedłem ja. - powiedział niski, przestraszony chłopiec, z domu Skorpiona.
- Więc w eliminacjach do drużyny szkolnej będą brali udział tylko ci, którzy przyszli, bo i tak jest już po czasie. - podsumowała Laura, zerkając na zegarek.
- Obrońcy, ustawić się koło mnie...
Po dwóch godzinach mieli już pełny skład.
- Dobra, wybrani zostają, reszta idzie. - nakazała.
- Będziemy ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć! Za tydzień wystąpimy prze meczemTajfunów z Tutshil i Goblinów z Grodziska. Będziemy grali z graczami z ich szkołek. Od jutra o 20.00 codziennie spotykamy się na boisku. Jakieś pytania? - spytała z uśmiechem.
- Tak. Dlaczego wybrała pani tylko jednego pałkarza? - spytała dziewczyna wybrana na obrońce.
- Nie żadna pani, tylko Laura. Możecie się do mnie zwracać po imieniu. Wybrałam jednego pałkarza, bo chyba nie myślicie, że opuszczę taką okazję na grę? Dobra, wracajcie już do szkoły.
Następnego dnia przed treningiem Laura wybrała się z przyjaciółkami na zakupy do Ktomosiowa, pobliskiej wsi zamieszkanej tylko przez czarodziejów i czarownice. Wróciły po dwóch godzinach, chichocząc i niosąc kilka wielkich siat zakupów. Nie mogły ich przetransportować za pomocą magii, po zostawiły różdżki w szkole.
Kiedy wybierała się na trening, rozmyślała o tym, jak fajnie być nauczycielką w "Lunie".