Dodane przez Raymaniac dnia 14-10-2012 12:50
#1
Zapewne wielu z was kojarzy film Złoty Kompas, lecz niewielu w naszym kraju sięgnęło po jego książkowy pierwowzór. Zorza Północna (bo tak się nazywał) jest pierwszą częścią trylogii Mrocznych Materii, które za granicą zyskały spory rozgłos... i protest kościoła.
Książka traktuje o przygodach niejakiej Lyry, która otrzymuje od swojego ojca tytułowy kompas. Jak się okazuje, na magiczny przedmiot ma chrapkę także Magistratura będąca organizacją kościelną. Rozpoczyna to wielką przygodę która zawiedzie Lyre i jej kompanów na Mrozną Północ, gdzie odkryją tajemniczy ośrodek badawczy, za którym stoi grubsza intryga kościelna.
Świat w którym dzieje się akcja to w telegraficznym skrócie nasze uniwersum pod koniec XIX wieku, jednak odróznia się od naszego trzema istotnymi elementami - istnieje w nim magia (a każdy człowiek posiada swojego Daimona - animizowaną część swojej duszy), maszyny przypominają najbardziej szalone wizje Juliusza Verne'a a kościół wciąż rządzi światem, prowadząc wiele ciemnych praktyk i zwalczając niewygodne naukowe osiągnięcia.
Książkę moim zdaniem naprawdę warto przeczytać - aktualnie biorę się za drugi tom i jestem naprawdę zadowolony z lektury - klimat przygody i mroźnej północy dosłownie wylewa się z pierwszego tomu. I nie radziłbym się wam sugerować średnią ekranizacją - wycięto w niej wiele istotnych wątków, bez których fabuła brzmi po prostu głupio. Ale książkę jak najbardziej polecam.
Edytowane przez Raymaniac dnia 14-10-2012 12:56
Dodane przez Bloo dnia 16-12-2012 18:24
#2
Hmm. Bardzo, bardzo długo czekałam, aż będę mogła dorwać "Mroczne Materie" w swoje łapki i poczytać o losach Lyry. Bodźcem do tego był, rzecz jasna, film. Tak na marginesie, bardzo żałuję, że nie zekranizowano pozostałych części.
Dobrze, ale przechodząc do lektury. "Mroczne Materie" są szalenie ciekawe, jednak uważam, że książki nie trzymają jednakowego poziomu. Najbardziej podoba mi się część pierwsza.
"Zorza północna" (czy jak kto woli "Złoty kompas") po prostu mnie oczarowała magią kolorów, postaciami, przedstawieniem świata. Mała, pyskata kłamczucha Lyra po prostu skradła mi serce. Bardzo podobała mi się również intryga. Sama tematyka dotykająca tak drażliwej dla wielu ludzi sprawy religii i pewnych dogmatów.
Owszem, cała seria ma dość kontrowersyjne przesłanie, ale trudno się z pewnymi zawartymi w niej stwierdzeniami nie zgodzić. Druga sprawa jest taka, że ludziom zbyt często brakuje dystansu...
No dobrze. Część druga "Magiczny nóż" - tutaj klimat zaczął się psuć. Nie wiem, może to tylko moje widzimisię, ale o ile wcześniej zbytnia dojrzałość Lyra w ogóle mi nie przeszkadzała, o tyle tutaj zaczęła mnie wręcz drażnić. Dzieciakom udawało się zbyt wiele rzeczy zbyt łatwo. W książce jest sporo podróży między światami i to też jakoś burzy obraz całości - choć nie tak bardzo jak charaktery postaci. Jest ciekawie, ale nie aż tak, jak w "Zorzy Północnej". Miałam też wrażenie, że jakoś styl się popsuł, ale to najpewniej wina tłumaczenia.
"Bursztynowa luneta" znów jest wciągającą opowieścią, zacierającą dość mieszane uczucia względem "Magicznego noża".
Całość jest warta przeczytania. Dzięki Bogu autor nie poszedł na łatwiznę, nie zakończył książki w sposób oczywisty. Postaci nie są wyidealizowane (co najwyżej dzieciaki są nazbyt dorosłe jak na swój wiek), przede wszystkim są bardzo niejednoznaczne i to mi się strasznie podobało. Zakochałam się w niedźwiedziach pancernych i dajmonach. Ech. Polecam, zamiast kolejnego odmóżdżającego, niewymagającego romansidła ;)