Dodane przez atrammarta dnia 07-11-2009 22:45
#1
Tu powinien być dopisek od autora zapewne ;P
A więc: miłej lektury słabego tekstu.
~~
Miałem świat w garści. Dosłownie.
Palce służyły mi by go poznać, oczami wyobraźni widziałem to, co zdążyłem poznać. Z początku mawiałem: "Co udało mi się poznać za życia!". Nie, nie umarłem. Jednak ślepota była dla mnie tym samym, co śmierć. Wraz z nastaniem kompletnej ciemności, odeszło życie. Całymi dniami leżałem w łóżku, nic nie robiąc przez godziny. Ignorowałem wszystkie dźwięki, które teraz tak wyraźne, denerwowały mnie. Jedynym dźwiękiem były odgłosy grania na pianinie. Widziałem dokładnie, które klawisze wciskają, z jaką siłą, w którym miejscu, jakie palce. Muzyka wpływała do mojego ucha i była jak zdjęcie - wszystko widziałem, wszystko. Nawet wyraźniej.
Muzykę kochałem ponad żonę, ponad dzieci. Ponad wszystko. Pewnie im to doskwierało, ale nie potrafiłem inaczej - gdybym miał wybrać, zostałbym z nią. Z prawdziwą Panią mojego życia. Z jego królową.
Utrata wzroku była dla mnie jak wyrok. Było tak, jakby ktoś zabił moją Panią. Ale potem przyszło gorsze - słyszałem ją przecież, ale wiedziałem, że nie do mnie należy. To było gorsze. Ona istniała, ale nie dla mnie. Dla tego, kto grał. A przecież to nie byłem ja!
Poczułem wściekłość, ale i zrezygnowanie i...
- Annie!
Nastała cisza. Każdy zamarł, wyraźnie wszystko słyszałem, ale mój głos był stanowczy.
- Annie!
Usłyszałem jak ktoś wstaje i na drżących nogach podbiega do mojego łóżka. Pyta się cienkim, troskliwym głosem, w którym już nie ma strachu:
- Tak, tato?
Postarałem się na nią spojrzeć, o ile można tak powiedzieć. Usiadłem, poszukałem jej dłoni, ścisnąłem ją mocno.
- Graj głośniej, dobrze?
~~
Grała pięknie. W tej muzyce było coś radosnego, beztroskiego... dziecięcego? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Co wieczór czekałem na ten moment - aż przyjdzie ta mała czarodziejka i w końcu otworzy nasz świat. Swoim kluczem. Naszym.
Było w tych wieczorach coś tak magicznego, osobistego, wręcz intymnego, że nikt nam nie przeszkadzał. Jednak słyszałem, że wszyscy chodzili jak na szpilkach i nasłuchiwali. Byłem świadomy każdej cząsteczki mojego ciała. Każdą przepełniały dźwięki. I nie liczyło się, czy widzę, czy nie. Czy dostrzegam świat takim, jaki jest, czy jak mi się podoba. Nie miało znaczenia kim jestem i dlaczego jestem.
Taka właśnie jest muzyka - ślepa. Nie obchodzi jej jak się zachowujemy, jak wyglądamy, co robimy w życiu zawodowym, a co poza nim. Nie obchodzi ją przez kogo została stworzona, lecz dla kogo.
W takich chwilach, mogę śmiało powiedzieć, byłem szczęśliwy. Czułem, że czyjś mały świat otworzył swoje drzwi dla mnie. To właśnie było moje życie, mój sens. Wszystko poza tymi chwilami było niemiłym faktem egzystencji.
Kiedy Annie kończyła, muzyka cichła, Pani odchodziła, ciemność wracała. Na wiele godzin we własnej głowie, zatopiony w myślach, nie robiłem nic słusznego. Nic, dzięki czemu mógłbym być dumny. Po prostu istniałem, ale nie żyłem.
Pewnego dnia, który w moich wyobrażeniach był słoneczny i gorący, Annie przyszła jak zwykle się przytwitać, lecz pozostawała cały czas ze mną w pokoju, drepcząc od kąta, do kąta.
Zaniepokoiłem się i trochę rozzłościłem.
- Dziecko, co Ty chce... - przerwałem w połowie zdania, czując chude, długie palce zaciśnięte na mojej dłoni. Stanowcze palce, umuzycznione, natchnione. Palce pianistki. Palce mojej córki.
Dochodząc do tego wniosku poczułem łzy w niewidzących oczach. Zaszlochałem, ale to nie zmieniło stanowiska Annie. Chwyciła mnie tylko mocniej i kazała wstać. Posłusznie to zrobiłem i idąc krok, w krok za nią wyszedłem z pokoju. Byłem w pokoju muzycznym, moim małym królestwie, z którego co wieczór dochodziła muzyka. Annie posadziła mnie na twardym, regulowanym siedzisku, które wszędzie bym poznał, położyła palce na klawiaturze i odeszła kawałek.
Nacisnąłem klawisze. Do moich uszu dotarła kaskada dźwięków. Moja Pani wstała, obudziła się i przytuliła mnie z miłością, mówiąc: "Nareszcie, nareszcie!", niczym matka, ciesząca się z powrotu syna. Nacisnąłem bardziej stanowczo. Jeszcze... I jeszcze...
I zrozumiałem czym jest muzyka.
~~
Edytowane przez atrammarta dnia 08-11-2009 18:15
Dodane przez Niewidka dnia 07-12-2009 17:14
#6
Zapewne pisałaś to pod wpływem emocji i natchnienia. Nie koniecznie takie prace wychodzą dobrze. Od jakiegoś czasu próbuję nauczyć się lepiej pisać i jak na razie jestem właśnie na takim etapie. Umyślnie powtarzam niektóre momenty.
Palce pianistki. Palce mojej córki.
Jednak gdy czytam nie swoje opowiadanie nie podoba mi się to.
Pewnie tak samo by było gdybyś to Ty czytała moje. ^
Mam poczucie że autor chce mi coś przez to okazać, może chce utworzyć więź czytelnik-autor, ale to do mnie nie dociera. Albo po prostu to jest jeden z minusów pisania w czasie tzw. natchnienia, ... usiłowanie pobudzania emocji osoby czytającej.
Mimo wszystko tekst dobry. Ale na pewno umiesz lepiej, jakiś czas temu czytałam jeden z twych tworów i byłam pod wrażeniem. Ten jednak mimo że bez błędów przynajmniej przeze mnie nie odczuwalnych, nie dociera do mnie i nie czuje...
muzyki.
A właśnie co do zakończenia również nie przypadł mi do gustu. Taki oklepany i na siłę.
Jadłam truskawki, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie jaki właściwie mają smak. Wiem że nie jestem zbyt dobra w takiego typu udzielaniu rad, ale mam nadzieję że wiesz o co mi chodzi.
Lit.
przytwitać