Newswoman
Dom: Gryffindor
Ranga: Wybraniec
Punktów: 8057
Ostrzeżeń: 0
Postów: 309
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
|
Polski tytuł to "Sposób ma morderstwo". Opis z filmwebu:
"Sposób na morderstwo" to amerykański serial prawniczy. Bohaterami produkcji jest grupa studentów prawa oraz ich genialny profesor od postępowania karnego. Zostają oni uwikłani w morderstwo, które wstrząśnie całym uniwersytetem i na dobre zmieni ich życiorysy.
Są takie seriale, które, żeby polubić trzeba obejrzeć przynajmniej kilka odcinków, a nawet cały sezon, jednak HTGAWM nie jest jednym z nich. Już od pierwszego odcinka mnie wciągnął (i z tego co wiem, dużo osób tak miało). Zaczęłam go oglądać niedługi czas po premierze. Głównie dlatego, że gra w nim Alfie Enoch czyli Dean Thomas z ekranizacji HP. W sumie fabuła serialu w tamtym czasie jakoś niespecjalnie mnie przyciągała. Jest morderstwo i grupa studentów prawa próbuje rozwikłać zagadkę wraz ze swoją panią profesor. Kompletnie nie moje klimaty, szczególnie 1,5 roku temu. Jednak liczy się forma. Forma mnie urzekła, postacie i ostatecznie fabuła. Pierwszy raz widziałam, żeby w serialu zastosowano taki zabieg jak flashforward. Czyli urywki scen z przyszłości. Nadały one niesamowitego tempa i napięcia w pierwszym sezonie.
HTGAWM to taki serial, w którym możemy zobaczyć destrukcję bohaterów pod wpływem przeżytych wydarzeń i tego, co zrobili. Jest to bardzo fajnie ukazane, kiedy na początku poznajemy ich jako niewinnych studentów prawa z ambicjami. Od razu do kontrastu mamy pokazane urywki z finału sezonu. Wtedy nasuwa się pytanie, co się takiego stało, że z tych ludzi zrobił się taki "mess". To, co też mi się podoba w tym serialu to portret tego jak na ludzi wpływa morderstwo i śmierć. W wielu produkcjach jest to często zapominany i pomijany temat, a tutaj jest to przedstawione dość wiarygodnie.
Pierwszy sezon był mocny. To mało powiedziane. Pełno plot twistów, dobrze stopniowane napięcie, cliffhangery i flashforwardy. Wszystko było dobrze zbilansowane. Na koniec sama nie wiedziałam kto zabił Lilę. Zaczęłam nawet podejrzewać Rebekę, której btw strasznie mi szkoda. Nie zasługiwała na taki los. To był mega plot twist i chyba mało kto spodziewał się, że Rebekę zabije ją Bonnie. Tutaj tak samo zaczęłam podejrzewać każdego po kolei, a to znaczy, że scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty. Ale kurczę, Rebeka to kolejna postać żeńska, która dołączyła do teamu #shedeservedbetter. Miałam nadzieję, że jednak jej nie zabiją. Razem z Puppym tworzyli taką super parę. Scena z lodami <3
Jednak to, że Frank okazał się mordercą Lilar17;y, bo miał jakiś dług u Sama, to było mistrzostwo. Te żarciki na tumblerze, że tylko Frank słuchał na wykładach Annalise, ciągle mnie śmieszą, mimo tragedii całej sytuacji.
Całą Keating five na początku taka niewinna, a po Samie wszyscy tacy złamani. Tak mi szkoda Wesa. Ale postać Connora - Jack Falahee odegrał jego załamanie mistrzowsko, po prostu zbierałam szczenę z podłogi. Teraz do morderczego squadu dołączył także Asher. Chyba nikt się nie spodziewał, że to on zabije Sinclair. W ogóle to, że nikt nie miał jego numeru telefonu to było takie smutne...
Wes, tak mu współczuję. Annalise twierdzi, że on ją zniszczył, ale według mnie jak już to ona jego. Ciągłe kłamstwa i gierki. Na początku jakieś dziwne seksualne napięcie, potem sceny typu matka-syn. Ich relacja jest bardzo dziwna. Jednak teraz chłopak rzeczywiście już jest chyba na skraju, czego dowiodło to, że postrzelił Annalise... Czasami mam ochotę coś zrobić Annalise za to, że tak go okłamała w sprawie Rebeki. Bo chyba niewiedza, czy ktoś żyje, czy nie, czy uciekł, czy jeszcze coś innego jest jeszcze gorsza niż wiadomość o jego śmierci.
Obecnie moją ulubioną postacią jest Laurel. Na początku była mi dość obojętna, raz ją lubiłam, raz nie, ale teraz skradła moje serce. Potrafi zachować zimną krew, kiedy trzeba. Troszczy się o Wesa, wzięła na siebie winę za postrzał, żeby reszta go nie obwiniała jeszcze bardziej <3. I jej związek z Frankiem, na początku nie byłam zwolenniczką, ale po ostatnim odcinku, kiedy stwierdziła, że nie jest jej chłopakiem, bo go ciągle okłamuje. A potem Frank przyznał się, że to on zabił Lilę. To był jeden z tych momentów- WTF?! Widziałam to wahanie na twarzy Franka, bo mu zależy na Laurel i nie chce jej okłamywać, ale jednocześnie rozsądek nakazuje mu, żeby nic jej nie mówić. Ale jak jej powiedział to znacz, że serce zwyciężyło. To było takie urocze <3 Jednak ogólnie Frank jest chyba najbardziej przerażającą postacią w tym serialu. Nie ma żadnych skrupułów, ani wyrzutów sumienia, robi "co trzeba".
Violi Davis też należy się ogromny szacunek za to jak kreuje postać Annalise, mimo że jej bohaterka ostatnio mnie irytuje, to Viola gra mistrzowsko. Scena z pierwszego sezonu, kiedy zmywa makijaż i ściąga perukę- wow! Wszystkie nagrody są jak najbardziej zasłużone.
Parą, którą shippuję z całego serduszka to Connor i Oliver. Przeszli długą drogę. Oliver to jedna z tych postaci typu "cinnamon role to good for this world, too pure" i to naczelna zasada, że go nie krzywdzimy w fandomie. To, że nic mu się nie stało na spotkaniu z mordercą to też jakiś cud, ale cale szczęście. Connor ze zdzirowatego chłopca zamienił się w kochającego mężczyznę (tak, wiem, brzmi to kiczowato, ale tak było). Z "I donr17;t do boyfriends" na "Her17;s my boyfriend". Ogólnie razem są mega uroczy.
Jeszcze odwołam się do odcinka 2x11. Wątek poboczny z matką i zabójcą jej syna... Jak oglądałam końcówkę to miałam łzy w oczach. Ta chęć przebaczenia matki, mimo że wiem, że ten chłopak zastrzelił jej syna celowo, zazdroszczę jej tej siły. To jest dobry przykład, że nienawiść rodzi nienawiść i nic dobrego z tego nie wychodzi. Trzeba przebaczać, otwierać serce. To była taka iskierka nadziei w całym tym serialu. Naprawdę, ten wątek tak mną wstrząsnął, jak mało który i wielki szacunek, dla scenarzystów, że pokazali coś takiego, bo za mało takich scen w telewizji.
Oglądacie? Które postacie wydają się Wam interesujące? Sądzicie, że Alfie Enoch dobrze się sprawdził w innej roli niż Dean Thomas? Podzielcie się swoimi przemyśleniami dotyczącymi serialu.
E. spojlery 2x14
Omgomgomgomg
Za tydzień finał. Zaczynam się bać co wymyślą, bo najnowszy odcinek był świetny.
Powtórzę jeszcze raz. Pod względem stopniowania napięcia htgawm to najlepszy serial jaki widziałam <3
Ale, ale, ale... Wes. Szkoda go. Takiego plot twistu z ojcem się nie spodziewałam. Co za...
I wyjaśniła się sprawa z dzieckiem...
Ejjj, ale Michaela i Asher... Serio? Ja rozumiem, że dużo stresu... i alkoholu, no ale bez przesady... Ostatnio zdecydowanie za często krzyczę do ekranu laptopa "don't kiss!" (żeby tylko kiss...), a ci jak zwykle nie słuchają.
W ogóle cała ta sytuacja była komiczna. Śledzi nas seryjny zabójca - więc chodźmy do baru się upić, logiczne przecież...
I pijana Laurel się wygadała Annalise. Ale to pewnie dlatego, że była przekonana, że ona zleciła to zabójstwo. Ech, ech... Czyli Sam przygarnął Franka w jakiś sposób, ciekawe, ciekawe...
W ogóle to jestem za tym, żeby Oli się wszystkiego dowiedział. Będzie to dla niego szok, ale mam nadzieję, że nie zepsuje to jego związku z Connorem. Oni są w końcu sobie przeznaczeni <3 Bo nie lubię jak jedna osoba nie wiem co się wokół niej dzieje, a siedzi w tym zdecydowanie zbyt głęboko, żeby nie wiedzieć...
htgawm to serialowe mistrzostwo już od jakiegoś czasu w żadnym innym serialu nie doświadczyłam tego uczucia, kiedy po zakończonym odcinku siedzę i się gapię w ekran i próbuję przetrawić to, co zobaczyłam. A to jedno z moich ulubionych uczuć
Finałfinałfinałfinał - czekam.
__________________
"The only consistency in the way humans think about animals is inconsistency."
Andrew Rowan, Center for Animals and Public Policy, Tufts University
Edytowane przez Ginny Evans dnia 11-03-2016 22:43 |