Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Jestem świadoma ilości podobnych FF, ale ten jest moim debiutem i chciałam sprawdzić jak sobie poradzę i co sądzą o mnie inni. Zamieszczam prolog i I rozdział. Czekam na szczere komentarze i wskazówki.
Próbowałam inaczej spojżeć na znajomość Severusa i Lily oraz ich niechęć do Jamesa Pottera. Co się za tym kryje? Oto odpowiedź.
PROLOG
Salę operacyjną i szpitalny korytarz przepełnił płacz nowo narodzonego dziecka. Przeszył ciszę, która panowała tam od kilku godzin. Cichy dźwięk kroków wydobył się z pokoju. Pielęgniarka ruszyła w stronę zdenerwowanego mężczyzny siedzącego na ławce.
- Gratuluję pięknej córeczki - rzekła i bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy skierowała się tam skąd przyszła.
Ojciec niemowlęcia odetchnął z ulgą. Jego oczy przepełniły się radością, a sam poderwał się z miejsca i wbiegł do Sali, gdzie leżała jego żona z nowym członkiem ich rodziny na rękach. Uśmiechnął się delikatnie i prawie szeptem powiedział - Jest piękna jak lilia o poranku. - Dziewczynka ścisnęła dłonią palec mamy, co miało znaczyć r16;Kocham Cię Tator17;. I tak pozostało już zawsze. Rodzice nazwali swoją córeczkę Lily.
Rozdział I
Był piękny poranek. Delikatne promienie słońca wpadały przez okno przeszywając zasłony. Muskały policzek Lily, która szybko otworzyła oczy, podniosła się i uradowana krzyknęła
- Nareszcie wakacje! - Stoczyła się na podłogę, podskoczyła i w pośpiechu założyła na siebie ubrania. Dzień zapowiadał się wspaniale. Po szybkim śniadaniu, Lily udała się na dwór gdzie już czekał na nią Severus.
Chłopak miał ciemne włosy wiecznie posklejane ze sobą Lily to nie przeszkadzało. Ceniła go za charakter i siłę woli. Często opowiadał jej o szkole magii, do której zamierzał udać się w tym roku. Fascynowało ją to. Szczerze mu zazdrościła. Chciałaby spotkać tajemniczych mieszkańców Hogwartu. Peszyło ją, kiedy jej przyjaciel opowiadał o wspaniałym życiu czarodzieja, które go czekało. Jednak wierzyła, że Severus będzie często do niej pisał i opowiadał o swoich przygodach.
Przyjaciele długo rozmawiali. Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się ciemno i musieli wracać do domów. Lily po kolacji poszła do łóżka jednak długo leżała nie mogąc zasnąć. Po kilku godzinach zmorzył ją sen.
Edytowane przez _BellatriksLestrange_ dnia 23-07-2013 13:40
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Mam jednego czytelnika. Na razie się cieszę. Wstawiam II rozdział. Miłego czytania.
Rozdział II
Lily obudziła się czując w ustach gorzki smak łez. Oddychała głośno, a krople potu spływały jej po czole. Koszula nocna przyklejona do jej ciała podnosiła się i opadała wraz z każdym jej ciężkim oddechem. Ognisto rude włosy opadały nieładzie na bladą twarz Lily. Wszystko ją bolało, a przede wszystkim głowa. Jej napięte mięśnie przy każdym nawet delikatnym ruchu zadawały się krzyczeć r16;to boli, to bolir17;. Mimo to Lily opadła z powrotem na poduszkę pustym wzrokiem patrząc się w sufit. Nie odczuwała żadnych emocji poza strachem. Znów poczuła się jak w śnie.
Leżała w lesie wśród złoconych słońcem liści. Jej płomienne włosy rozwiewał wiatr,
a obok niej leżał Severus. Rozmawiali. W pewnym momencie jej przyjaciel wstał, podał jej rękę, pomógł podnieść jej się z ziemi i smutnym głosem rzekł.
- Muszę iść - Lily spuściła głowę westchnęła cicho i odpowiedziała
- Dobrze, zbierajmy się - Severus wpatrzony w jej oczy rzekł.
- Jutro wyjeżdżam. Długo mnie nie będzie i r30; - urwał na chwilę - r30; nie wiem czy się jeszcze spotkamy. - Chciała rzucić mu się na szyję jednak on zniknął, a Lily samotna upadła na ziemię cicho łkając.
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Rozdział III
Nie widzieli się od kilku dni. Severus powiedział, że jedzie po potrzebne przybory do szkoły, jednak zbyt długo go nie było. Lily zaczęła się martwić. Jej głowę zaprzątały straszne myśli
r16;Co jeśli już nigdy się nie spotkamy? Dlaczego? Tak bardzo go r30;r17; W oddali zadzwonił dzwonek. Lily z nowo rozpaloną nadzieją zbiegła na dół po schodach. Mocno nacisnęła klakę, szarpnęła drzwi i ujrzała pustą klatkę schodową.
Coś przykuło uwagę dziewczyny, która bez zastanowienia trzasnęła drzwiami i ruszyła w dół. Zatrzymała się a jej oczy ze zdziwieniem wpatrywały się w jasny punkt niedaleko od niej. Na ostatnim stopniu schodów siedział sowa. Była śnieżnobiała, a w jej oczach odbijały się promienie słońca.
- Dziwne - powiedziała do siebie Lily. Nie chcąc jej spłoszyć ostrożnie zeszła jeden stopień niżej. Ta stała nieporuszona, kiedy dziewczyna jeszcze bardziej się do niej zbliżyła. Chciała się przyjrzeć ptakowi więc usiadła już bardzo od niego niedaleko. Teraz zauważyła małą kopertę przyczepioną do nóżki sowy. Wyciągnęła rękę przed siebie, chociaż jeszcze kawałek dzielił ją od ostatniego stopnia schodów. Ptak otworzył delikatnie dziobek , rozłożył skrzydła, wzleciał do góry i usiadł na ramieniu przerażonej Lily która nie wiedziała jak się zachować. Dziewczyna opuszkami palców ujęła sznureczek, pociągnęła go, a koperta z cichym odgłosem upadła na ziemię. Sowa skłoniła głowę w pożegnaniu i wzniosła się do góry nie patrząc się na to co działo się za nią.
Lily zerwała się z miejsca, chwyciła kopertę i w pośpiechu ją otworzyła. Następnie upuściła ją patrząc jak porywa ją wiatr. Teraz w ręce trzymała tylko ozdobną pożółkłą kartkę papieru.
Jej wzrok zatrzymał się już przy nagłówku listu. Oczy Lily zaświeciły i przeczytała na głos.
HOGWARD
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor : ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar.,
Gł. Mag, Najwyższa Szycha,
Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Pani Evans,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogward.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku
Minerwa Mc Gonagall
zastępca dyrektora
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Uff. Nie było mnie tu ponad rok. Przypomniało mi się, że nie skończyła FF a gdzieś w zeszycie mam następne rozdziały... po minimalnej przeróbce wrzucam pierwszą część 4 rozdziału. Tylko fragment, ponieważ zaczęła się szkoła i nie mam kiedy przepisywać tekstu na wersję elektroniczną.
No cóż... ta dammm.
Rozdział 4
I tak minęło 6 lat szkolnego życia Lily Evans. Nie jednokrotnie było burzliwe, nie znośne, a nawet takie, że chciało się je skończyć.
Lily była bardzo dobrą uczennicą, lubianą przez uczniów, nauczycieli i wszystkie na świecie żyjące zwierzęta. Wyrosła na piękną młodą kobietę, pełną wdzięku i gracji.
Nigdy nie wyrządziła nikomu krzywdy, o każdego się troszczyła, a codzienny blask i radość biły od niej i udzielały się każdemu.
Była wyjątkową dziewczyną. Jej otoczenie tworzyli tacy, którzy to doceniali, tacy, którzy przez to nie widzieli reszty świata i tacy, których mdliło na myśl o niej, jednak w głębi serca czuli do niej, choć cień szacunku. Mimo różnych opinii, różnych ludzi każdy widział w niej niezwykłą czarownicę.
***
Lily poczuła lekkie smyranie w stopę, potem ciągnięcie za nogę, a na końcu dreszcz zimna, który ją przeszył, ponieważ ktoś brutalnie ściągnął z niej kołdrę. Jej ciało pokryła gęsia skórka, a palce stóp posiniały.
- Proszę cię, nie kpij sobie tylko wstawaj! - Usłyszała drażniący, piskliwy głosik Alice, z którą dzieliła pokój.
- Budzę cię już piętnaście minut, masz zamiar jeszcze żyć?!
- Nie! - odburknęła Lily, - Dlaczego w ogóle budzisz mnie za... piętnaście ósma...
- W poniedziałek. - dokończyła Alice z satysfakcją patrząc na niemogącą dojść do siebie przyjaciółkę.
- O matko! Co mamy pierwsze? - zapytała Lily posyłając Alice przepraszające spojrzenie i w pośpiechu naciągając na siebie szatę.
- Transmutację...
- Niech to szlag - zaklęła Lily.
Przed klasę dobiegły w momencie, gdy McGonagall otwierała drzwi. Z ulgą usiadły w ławce i odetchnęły głęboko. Lily uderzyła głową w stół.
- Tak zaczynający się tydzień, nie wróży nic dobrego - wymamrotała do siebie. Zmusiła się, żeby podnieść głowę, otworzyć książkę i być ponownie czarującą Lily Evans.
***
- Cześć dziewczyny! - wytrącona z zamyśleń Lily podniosła głowę i spojrzała na Pansy. Była to wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach i jednakowo ciemnych oczach. Stała teraz przed Lily i Alice na szeroko rozstawionych nogach, czymś wyraźnie podekscytowana.
- Słyszymy cię wyraźnie, nie musisz tak krzyczeć - ostudziła jej zapał Lily i spuściła wzrok zagłębiając się w lekturze.
- Nie zagadniecie co się stało...!
- No nie zgadniemy - odburknęła Lily - uświadom nas.
- Wręcz o tym marzymy - dodała sarkastycznie Alice podobnie zainteresowana wiadomościami jak jej przyjaciółka.
- Pamiętacie jak Huncwoci zakradnęli się do lochów i obrzucili łajnobombami pokój wspólny Slytherinu, ale dali się złapać?
- Yhm - mruknęła Lily, którą najmniej na świecie obchodziła ta banda zarozumialców.
- Więc teraz uważajcie - z napięciem w głosie ciągnęła Pansy - dostali szlaban i poszli z Hagridem do lasu... nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że cała czwórka leży teraz w skrzydle szpitalnym.
- Tak mi przykro z tego powodu - Lily wzruszyła ramionami - wciąż nie rozumiem powodu twojej ekscytacji.
- Och Lilka, oni zostali zaatakowani przez wilkołaka!
- Wilkołaka? - ze zdziwienia Lily upuściła książkę, która leżała na jej kolanach.
- Ale tutaj? W Hogwarcie?!
- Najwidoczniej.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Skąd wiesz?
- Emm, no odwiedziłam Hagrida i jak by przypadkiem mu się wymsknęło.
- Nie powiedziałaś o tym nikomu innemu?
- No coś ty, na razie tylko wam.
- Na razie? Nie żartuj. To jest poważna sprawa. Nie wolno siać powszechnej paniki.
- A-ale...
- Daj spokój, - skarciła Pansy - sama wiesz co może się wydarzyć, gdy dowiedzą się o tym rodzice.
- Masz rację, - cała energia ulotniła się z dziewczyny - moi kazaliby mi zaraz wracać. - Zawiedziona spuściła wzrok. - Dobrze, będę milczeć jak grób.
Zapadła cisza. Lily miała głęboką nadzieję, że słowotok dziewczyny ostatecznie się skończył i będzie mogła wrócić do przerwanego zajęcia. Otworzyła książkę i ledwie zdołała przeczytać pierwsze zdanie, znów odezwała się Pansy.
***
- A może odwiedziłybyśmy ich, co wy na to? - Z wyczekiwaniem w o czach Pansy przyglądała się Lily.
- Nie.
- No proszę. Co oni ci takiego zrobili? - Rudowłosa zgromiła koleżankę wzrokiem mówiącym "dobrze wiesz co", kednak Pansy nie dawała za wygraną.
- Właściwie to oni i tak nie długo wyjdą, wiec się z nimi szybko zobaczysz, ale... oj no daj spokój, to wszystko jest jakieś dziwne. Hagrid mówił, że stracił całą czwórkę z oczu, kiedy nagle pojawił się wilkołak, a oni prawie bez szwanku wyszli z tej przygody. Choćby byli nie wiadomo jak dobrymi czarodziejami to był wil-ko-łak, - ostatnie słowo wyartykułowała powoli i dobitnie - a oni mają zaledwie po kilka zadrapań, tylko Lupin, co akurat najdziwniejsze, leży nieprzytomny.
- Remus... - Alice wydała z siebie cichy szept i powoli wypuściła powietrze. Dziewczyny odwróciły głowy i zdziwione spojrzały na przyjaciółkę. Zajęte rozmową dopiero teraz przypomniały sobie, że znajduje się z nimi w pokoju. - Remus jest ranny? - zadała takim samym głosem pytanie wpatrując się ogromnymi oczami w ścianę przed sobą.
- No przecież cały czas o tym mówię - rzekła urażona Alice. Ale Lily znała to spojrzenie. Uśmiechnęła się smutno i westchnęła zrezygnowana. - Może jednak do nich zajrzymy. Na chwilę!
***
- A może odwiedziłybyśmy ich, co wy na to? - Z wyczekiwaniem w o czach Pansy przyglądała się Lily.
- Nie.
- No proszę. Co oni ci takiego zrobili? - Rudowłosa zgromiła koleżankę wzrokiem mówiącym "dobrze wiesz co", kednak Pansy nie dawała za wygraną.
- Właściwie to oni i tak nie długo wyjdą, wiec się z nimi szybko zobaczysz, ale... oj no daj spokój, to wszystko jest jakieś dziwne. Hagrid mówił, że stracił całą czwórkę z oczu, kiedy nagle pojawił się wilkołak, a oni prawie bez szwanku wyszli z tej przygody. Choćby byli nie wiadomo jak dobrymi czarodziejami to był wil-ko-łak, - ostatnie słowo wyartykułowała powoli i dobitnie - a oni mają zaledwie po kilka zadrapań, tylko Lupin, co akurat najdziwniejsze, leży nieprzytomny.
- Remus... - Alice wydała z siebie cichy szept i powoli wypuściła powietrze. Dziewczyny odwróciły głowy i zdziwione spojrzały na przyjaciółkę. Zajęte rozmową dopiero teraz przypomniały sobie, że znajduje się z nimi w pokoju. - Remus jest ranny? - zadała takim samym głosem pytanie wpatrując się ogromnymi oczami w ścianę przed sobą.
- No przecież cały czas o tym mówię - rzekła urażona Alice. Ale Lily znała to spojrzenie. Uśmiechnęła się smutno i westchnęła zrezygnowana. - Może jednak do nich zajrzymy. Na chwilę!
***
- Ale proszę tylko na pięć minut. - Po długim naleganiu, pani Pomfrey zgodziła się wpuścić trzy dziewczyny do szkrzydła szpitalnego.
- Czesć chłopaki! - od progu krzyknęła Pansy i żwawym krokiem ruszyła w stronę ich łóżek. Znajdowały się w całkiem białym pomieszczeniu, pełnym łóżek oddzielonych od siebie zasłonkami. Na ostatnicech siedzieli i rozmawiali chłopcy wyraźnie ucieszeni ich wizytą. Nazywali się Huncwotami. Każdy kto nie był nimi marzył, żeby być choć trochę tak przystojny jak James Potter, tak odważny jak Syriusz Black, tak inteligentny jak Remus Lupin i mieć taki przyjaciół jak Peter Pettigrew, najmniej wyróżniający się z czwórki nierozłącznych przyjacół.
- Witaj Pansy - odpowiedział Black z błyskiem w oku. Kiedy podeszły bliżej James siedzący z Syriuszem westchnął i gapiąc się na Lily rzekł z uśmiechem. - No proszę, proszę! Któż to nas odwiedził? Szanowna pani prefekt naczelny. Witaj piękna. Czym zawdzięczamy sobie tę wizytę?
- Na pewno ty nie jesteś jej powodem. Oglądanie twojej twarzy nie sprawia mi przyjemności.
- Aucz, mocno bijesz. - Teatralnie potarł dłonią policzek. Lily przewróciła oczami i uśmiechneła się do Remusa.
- Hej, jak się czujesz? - złapała Alice za rękę i pociągnęła ją w stronę łóżka chłopaka, zostawiając resztę towarzystwa.
- Lepiej, dziękuję. Cześć Alice - uśmiechnął się i spojrzał na speszoną dziewczynę.
- Hej - odpowiedziała krótko i wybiła wzrok w podłogę. Liku szturchnęła ją łokciem i rzuciła jej spojrzenie "no proszę cię, zrób coś!" Dziewczyna zreflektowała się i nieśmiało spytała.
- Bardzo było straszne?
- Yyy... co takiego?
- No wiesz, spotkanie z wilkołakiem.
- Nie no... nie było aż tak źle. - zmieszany odetchnął i delikatnie się uśmiechnął. Ich rozmowa trwała jeszcze chwilę, aż Lily poczuła że przeszkadza tej dwójce. Na szczęście do sali wbiegła zła pani Pomfrey.
- Wy jeszcze tutaj? Uciekajcie i dajcie im odpocząć. Black, wracaj na swoje łóżko. No już dziewczęta za mną do wyjścia.
- Do zobaczenia piękna! - krzyknął Potter. Lily posłała mu miażdżące spojrzenie, wydała z siebie pogardliwie 'uhh', odwróciła się na pięcie i wyszła. Zobaczyła tylko kątem oka jak na pożegnanie Remus i Alice lekko zetknęli się dłońmi i zadowolona uśmiechnęła się do siebie.
Edytowane przez _BellatriksLestrange_ dnia 01-02-2015 20:50
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Rozdział 5
- Dobry wieczór Evans. - Zbyt dobrze znany Lily głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Pięknie wyglądasz kiedy tak wpatrujesz się w niebo i myślisz. - Lily przepełniona sprzecznymi myślami związanymi że szkołą, rodziną i przyjaciółmi wyszła na wierzę astronomiczną, wierząc że tam nie dosięgnął jej problemy, a teraz jeden z nich stał za nią i denerwował ją jeszcze bardziej niż zwykle.
- Spadaj Potter! - odpowiedziała opryskliwie wciąż wpatrując się w horyzont.
- Nawet na mnie nie spojrzalas, a już krzyczysz - zaczepnym tonem próbował chłopak. - Naprawdę wyglądasz pięknie. Można by się w tobie zakochać. - Szeroko uśmiechnął się chłopak ukazując rząd równych białych zębów, których Lily, wciąż odwrócona do niego plecami nie widziała.
- Wydawało mi się, że to uczucie jest ci obce. - Nie chciała myśleć, chciała zapomnieć, móc przestać zadręczać się sytuacją z Severusem, chciała wszystko sobie z nim wyjaśnić. Nie płakała, była spokojna i nikt nie zauważył że tylko wyżej niż zwykle podniosły się jej ramiona przy głębokim wdechu. Milczeli. Lily siedziała na skrzyni że skrzyżowanymi nogami. James stał pięć stóp za nią, wpatrując się w jej rdzaworude opadające na plecy włosy. Podszedł kilka kroków i stanął wprost za dziewczyną. Położył jej dłoń na ramieniu i cicho zapytał.
- Mogę z tobą pomilczeć? - Lily ku jego zdziwieniu przesunęła się na skrzyni robiąc mu miejsce i nic nie mówiąc lekkim ruchem dłoni zaprosila go, żeby usiadł obok niej. Poczuli nawzajem swoje ciepło, kiedy lekko zetknęli się ramionami. Lily po raz kolejny wzięła głębszy wdech, jej klatka piersiowa uniosła się, żeby znów powoli opaść. Wpatrywała się w gwiazdy, myśląc o tym że coraz bardziej i ostatecznie oddala się od Severusa, że chce znów widzieć w nim przyjaciela, choć po tym co zrobił już nie potrafi, a może nie chce. Gubiła się w tym sama, a nikt nie umiał jej pomóc. Myślała że jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółka, widziała że nie traktuje jej tak jak dawniej tylko z większym dystansem. Na osobności był inny, ale przy paczce swoich nowych przyjaciół zmieniał się nie do poznania. Widział w niej tylko brudną szlamę. Nie chciała z nim rozmawiać mimo usilnych błagam i przeprosin z jego strony. Miała go dość, miała dość życia.
Oparła głowę o ramię Jamesa i zamknęła oczy. Nie poczuła chłodu jaki przyszedł tej nocy. Zanużyła się w krainie głębokiego snu, zaznając upragnionego odpoczynku.
***
- Nienawidzę kataru! - Lily kichnęła i pociągnęła nosem.
- Trzeba się było nie migdalić całą noc z Potterkiem! - Wzruszyła ramionami Alice i wybuchnęła śmiechem. - Dobrze, już dobrze, bo zamordujesz mnie wzrokiem. Ciesz się, że nie wylądowałaś w skrzydle szpitalnym z zapaleniem płuc jak twój kochaś. A myślałam że czarodzieje nie zapadają na mugolskie choroby. - Pokiwała z uznaniem Alice, jakby grypa była szczególnym osiągnięciem. Lily wzięła poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę, po czym również zaczęła się śmiać.
- Żaden kochaś! Sama nie wiem jak doszło do tego, że zasnęłam na tej wieży.
- W objęciach Pottera! - dogryzała przyjaciółce Alice.
- Daj mi już spokój. To nic nie zmienia. Wciąż go nie znoszę.
- Jak sobie chcesz. - Alice opadła na łóżko i zapatrzyła się w w sufit. - Jak w ogóle udało ci się uniknąć choroby? Musisz mieć nieziemską odporność!
- T-tak, najwidoczniej mam. - Lily westchnęła i spuściła zakłopotany wzrok w dół. Miała nadzieję, że przyjaciółka nie zauważyła lekkiego rumieńca, który pojawił się na jej policzkach. Usiadła na swoim łóżku krzyżując nogi i spod włosów opadających jej na twarz wpatrywała się w swoje paznokcie.
Obudziła się na wieży w przy Jamesie Potterze. Obejmował ją ręką, a ich głowy opierały się o siebie. Bolały ją wszystkie mięśnie i kości. Nie bez trudu podniosła się i stanęła przed chłopakiem. Dopiero wtedy zauważyła, że był w lekkiej podkoszulce z krótkim rękawem i spodenkach do kolan, a sama miała na sobie jego szatę. - Ogrzał mnie, choć sam musiał zamarzać. To wielki czyn jak na Pottera. - Pomyślała. Nie mogła przypomnieć sobie nic z minionej nocy. Pamiętała tylko, że był przy niej kiedy przechodziła załamanie. Nie mogła teraz pozwolić, żeby chorował sam na wierzy w jesienny poranek. Wyczarowała ciepłą narzutę, przykrywa nią chłopaka i na noszach zaniosła go do skrzydła szpitalnego.
***
Poczuła, że jego palce delikatnie objęły jej dłoń, wycofała rękę z uścisku i odsunęła się od łóżka.
- Wstałeś? - wyszeptała i uśmiechnęła się lekko.
-Czekałaś aż się obudzę? - speszony odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym zawadiacko mrugnął okiem.
Nagle czar prysł i Lily szeroko otworzyła uczy, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, gdzie jest i co się dzieje.
'No jasne,' pomyślała 'wrócił stary, dobry Potter. Jak mogłam tak się nabrać?!' Skarciła się w myślach i odezwała się chłodno.
-Możesz sobie pomarzyć. Przyniosłam ci tylko szatę. - Wskazała ręką na materiał leżący na stoliku.
- On dla ciebie z niej wyskakuje, a ty do niego tak nieprzyjemnie? - Do sali wszedł rozbawiony sytuacją Syriusz wraz z resztą Huncwotów. - Pochorował się chłopaczyna z miłości.
Trójka chłopców zaśmiała się pod nosem, tylko James spłonął rumieńcem i spuścił wzrok.
- To ją już może pójdę. - Lily zebrała książki że stolika obok łóżka i wstała. Była bliska wyjścia, kiedy usłyszała wołającego Pottera.
- Hej Evans, dziękuję za ... - Zatrzymała się zwrócona plecami do chłopaków. Nie miała ochoty słuchać dłużej tego pozera. Wybiegła, zostawiając za sobą otwarte dziw sali.
Nie zatrzymała się, aż dotarła do swojego dormitorium. Rzuciła się na łóżko i zaczęła szybko oddychać.
'Nie możesz teraz płakać. Nie warto Lilka!'
Wdech, wydech, wdech, wydech... Podniosła się na łokciach i wpatrzyła w ścianę przed sobą.
Była głodna, a jej kiszki grały głośnego marsza. Nie jadła śniadania, ponieważ spędziła cały poranek u Pottera.
'Jak mogłam stracić tyle czasu na takiego kretyna?' Skarciła się w myślach. 'Nie jest tego wart, choćby nie wiem co zrobił!'
Usiadła i przeczesała palcami włosy. Schyliła się do swojego kufra, złapała ostatnie dwie czekoladowy żaby i wybiegła w pośpiechu, powtarzając materiał na zaklęcia.
Edytowane przez _BellatriksLestrange_ dnia 01-02-2015 20:53
Zacznę może od tego, że rozdziały są strasznie krótkie i lepiej potrzymać coś dwa tygodnie dłużej w Wordzie i nadać mu przyzwoitą długość, niż co trzy dni dodawać po trzy akapity, i to powiększoną czcionką. I polecam dobrą autokorektę - spojrzeć*, już we wstępie do posta.
Dobra, z typowego czepialstwa, to jak ojciec słyszał krzyk dziecka, to to musiała być raczej porodówka, żadne tam sale operacyjne i inne takie, ale możliwe że się po prostu nie znam. A jeżeli na porodówce panuje od kilku godzin cisza, to albo oddział wymarł, albo dzieci są w kneblach. Będąc na bodajże ortopedii u siebie w szpitalu, która graniczy z ginekologią ogólnie miałam ochotę wyjść i wymordować wszystkie małe drące się dzieci, byłam tam DWIE GODZINY. Więc. To takie wtrącenie.
Word uderza - 'Sali'. Nie wiem po kiego zawsze się zmienia na duża literkę, ale warto to przeczytać przed opublikowaniem, a nie pisać co ślina na język albo palce na klawiaturę przyniosą. I wordowskie znaczki - edytuj nie gryzie, lepiej potem edytować i wstawić normalne cudzysłowie (?) , przynajmniej da się to czytać.
Zdania, budowa zdan - litości. Lepiej napisac krócej, niż ciągnąć kilometr zdanie w którym w zasadzie nie wiadomo o co chodzi. Z drugiej strony lepiej rozwinąć coś, żeby nie miało trzech słów. To wszystko jest intuicyjne, więc ćwicz, ćwicz.
Jeżeli przeskakujesz z opisu do dialogu, to stawiamy dwukropek.
Muskały policzek Lily, która szybko otworzyła oczy, podniosła się i uradowana krzyknęła:
- Nareszcie wakacje!
Chłopak miał ciemne włosy wiecznie posklejane ze sobą, ale Lily to nie przeszkadzało
- co nie przeszkadzało? Domyślam się, że tłuste włosy Snape'a, ale to że ja się domyśle, nie znaczy że tak może być w tekście. To co na zielono to mój dopisek - nie brzmi nieco lepiej?
Hm, i Severus tak prosto z mostu o tym Hogwarcie, o magii... Nie wiem, wydaje mi się, że w książce było to nieco inaczej. Ale okej, to fanfik. Więc może.
Brakuje mi opisów. Dłuższych rozmów. Co, spotkali się, kilka godzin upłynęło w cały akapit, Lily wróciła do domu, walnęła się na łózko i zasnęła. Chociaż tyle, że nie od razu, co jest plagą opków wszelkiej maści.
Kolejny rozdział, hymhym.
Płakać przez sen? Ja rozumiem zaraz po obudzeniu. Ale łzy nie są gorzkie, są słone. I znowu pojawiły się wordowskie eRki.
Rozumiem, że druga cześć rozdziału to sen. Może dla odróżnienia zaznaczyć ją kursywą? Inaczej to wygląda tak, jakby to był opis kolejnego dnia.
Co do kolejnego rozdziału - jeżeli chodzi o mugolaków, to do nich raczej przyjeżdża nauczyciel z listem - a nie sowa. Ale to też możemy zrzucić na to, że jest to fik. I PANNO Evans, nie Pani, Lily jest panną, znaczy była panną.
Mija rok, a w opku sześć lat, dobra.
'Niejednokrotnie' to raz. Dwa, nie podoba mi się to zdanie: ' Jej otoczenie tworzyli tacy, którzy to doceniali, tacy, którzy przez to nie widzieli reszty świata i tacy, których mdliło na myśl o niej, jednak w głębi serca czuli do niej, choć cień szacunku'. Nie wiem czemu, po prostu gubię się w nim, nie przemawia ono do mnie zupełnie i sprawia, że fragment jest mniej czytelny. Ale to tylko moja jakastam opinia.
'pokój' - dormitorium byłoby trafniejsze. Z resztą nie tylko z Alice go/je dzieliła.
Pansy. Błagam nie. Tylko nie mopsowata Pansy. Jest tyle imion. Penelopa. Padma. parvati. Wszystkie inne z kanonu. Byle nie Pansy.
Wilkołak? W Zakazanym Lesie? A Huncwoci w Skrzydle Szpitalnym? Po pierwsze mocno naciągany wydaje mi się fakt, że w lesie byłby wilkołak, i że oni w ogóle mogli by ruszyć w pełnię, jeżeli Hagrid by o tym wiedział.
I... I co, i koniec akcji z wilkołakiem? A potem takie przeskakiwanie. Czyta się lepiej niż początkowe cześci, ale w tym momencie zwyczajnie się gubię. Gdzie się podziały te wszystkie wątki, co się teraz dzieje... A fragmentaryczne rozdziały tylko utrudniają cyztanie. No nic.
Czekam na więcje, żeby wyrobić sobie zdanie o tym tekście.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Rozdział 6
- I co z tego, że palant jak przystojny?! - Alice spojrzała na Lily z wyrzutem i zignorowała jej udawany odruch wymiotny.
Wychodziły właśnie z eliksirów, kiedy dziewczyna przyłapała gapiącego się na jej przyjaciółkę Pottera.
- On od ciebie oczu nie odrywa, gapi się jak w obrazek i mierzwi te swoje włosy... matko, jeden ruch i każda jest jego!
- No i właśnie w tym jest problem. - Lily prychnęła z pogardą. - Jestem dla niego kolejną zdobyczą. Podoba mu się to, że za nim nie latam jak reszta zapatrzonych w siebie panienek. Nawet mnie nie zna i nie chce poznać tylko robi te swoje głupie miny. Jest żałosny, no i może trochę przystojny, - teatralnie przewróciła oczami - ale tylko trochę. Poza tym, - zrobiła poważną minę i spojrzała przyjaciółce w oczy - potrzebuję kogoś, kto jest w stanie mnie pokochać, takim prawdziwym uczuciem. Tak jak...
-Severus? - przerwała przyjaciółce Alice i zapała ją za ramię. - Wiem, że coś do niego czujesz, przede mną tego nie ukryjesz i choć chcę tylko byś była szczęśliwa, musisz zrozumieć, że nic z tego nie będzie.
Lily popatrzyła się na przyjaciółkę wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Wiem, jestem dla niego tylko szlamą, ale ty masz oboje rodziców czarodziei to może chciałabyś spróbować? Na pewno masz u niego duże szanse, większe niż ja.
Lily zrobiła coś czego nikt by się nie spodziewał a najmniej ona sama. Machnęła ręką, odwróciła się i odeszła, zostawiając za sobą tłum gapiów i osłupiałą Alice.
***
- Tak mi przykro - rzekła nie wyraźnie przez łzy i ukryła twarz w dłoniach. - Wiem jak bardzo cię to skrzywdziło. Kochasz Remusa. Wtedy w szpitalu i ... porozmawiam z nim, obiecuje. Tak cię przepraszam.
Lily oparła głowę o pień drzewa i spojrzała do góry na stojąca obok Alice. Wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego to zrobiła, dlaczego obraziła swoją najlepszą przyjaciółkę. Czuła się podle. Wiedziała że Alice miała rację, że to koniec bajkowej przygody i marzeń. Czuła w swojej głowie niepochamowany smutek i ból, ale musiała dać sobie z nim radę, musiała być ponad to co myśli o niej Severus. Gubiła się w swoich uczuciach, ale nie mogła pozwolić żeby ktoś cierpiał z jej powodu.
- No coś ty Lilka!
Alice usiadła na ziemi obok przyjaciółki. Zaszelściły liście i ciszę przeszył trzask łamanych gałązek.
- Wyobrażasz sobie, że mógłby mi się podobać Severus? O fuj! Widziałaś te jego włosy i kościste nogi? Ohyda.
Lily zaśmiała się i przytuliła przyjaciółkę. Odsunęła się na chwilę i zmarszczyła czoło.
- No wiem, są okropne.
Dziewczyny nie pamiętając już o sprawie sprzed kilku godzin wybuchnęły szczerym śmiechem, znów się przytuliły i wróciły do rozmowy.
- No dobra, a teraz opowiadaj o wszystkim.
- Sama już nie wiem co mam powiedzieć. Zależy mi na Severusie, ale ostatnio całkiem straciliśmy kontakt. Chcę żeby było jak dawniej. Chcę czegoś więcej niż tylko 'cześć', kiedy przypadkiem nie ma przy nim przyjaciół. Pragnę prawdziwego uczucia, to całe flirtowanie czy pokrywanie mnie nie kręci. Chcę poczuć motyle w brzuchu i mocniej bijące serce na widok 'tej osoby'. Ale dla Severusa jestem już nikim. - Po policzkach Lily popłynęły łzy. - Chcę czuć coś takiego, co ty czujesz do Remusa. Chcę móc powiedzieć komuś że go kocham.
Wzięła do ręki pożółkły listek i zaczęła targać go na kawałki. W jej rudych włosach odbijały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Błonie wyglądały pięknie i tajemniczo, nieruchomą dotąd taflę jeziora zmącił wiatr.
Lily poczuła na swoim ramieniu znajomy mocy i zimny uścisk, poczuła że pod obcą dłonią pali jej się skóra.
***
- To ja zostawię was samych. - Alice wstała, otrzepała szatę i posłała ciepły uśmiech przyjaciółce. - Nie siedź tu za długo, robi się ciemno. - Obróciła się na pięcie i odeszła, w lesie zwykle pełnym życia zapadła przygnębiająca cisza. Słychać było tylko delikatny szelest liści poruszanych przez wiatr.
- Możemy się przejść?
Lily usłyszała chrapliwy głos i spojrzała na postać nad nią ciemną, tajemniczą, mroczną.
- Tak, oczywiście. - wydała z sobie ciche chrząknięcie, wstała i wybijając wzrok w ziemię podążyła za chłopakiem.
- Tak mi przykro Lil. - wyszeptał i zmusił dziewczynę do spojrzenia mu w oczy. - Wiesz, że nie chciałem.
- Czego nie chciałeś Severusie? Nazwać mnie szlamą, poniżyć przed całą szkołą, popisać się przed Potterem i kolegami? O tak, owszem chciałeś.
Zawiał wiatr. Długie włosy opadły na bladą ze złości twarz dziewczyny i przykleiły się do policzków, po których popłynęły łzy.
- To nie tak... - wyjąkał Severus.
- A jak? - wydusiła przez zaciśnięte gardło dziewczyna. - Odpowiedz do cholery. Myślałeś że potraktuję to jak żart, że będę się śmiać z twoimi przyjaciółmi? - postawiła akcent na ostatnie słowo i zaciągnęła usta. - Otóż myliłeś się, jeżeli myślałeś, że kiedykolwiek ci wybaczę, mylisz się teraz.
- Oh Lil. - Chłopak złapał siną z zimna dłoń dziewczyny. Z jej wewnętrznej strony zaczęła wyrastać duża, biała stokrotka. - Pamiętasz? - szepnął.
W głowie Lily pojawił się wir wspomnień. Lato, słońce, zwiewna sukienka i Severus - jej najlepszy przyjaciel. Teraz kwiat wydawał się inny, zimny, mdły i bez nadziei.
- Zapomniałam. - odpowiedziała. Zamknęła oczy, a prześliczna stokrotka zaczęła tracić płatki, aż całkiem zwiędła.
Edytowane przez _BellatriksLestrange_ dnia 01-02-2015 20:54
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 240 Ostrzeżeń: 0 Postów: 90 Data rejestracji: 23.07.12 Medale: Brak
Rozdział 7
- Czy ty naprawdę nie możesz sobie choć raz odpuścić? - Lily próbowała minąć Pottera na schodach i dostać się do dormitorium. - O co ci tym razem chodzi?
- Umów się ze mną to cię przepuszczę - nie ustępował chłopak.
- Czy to do ciebie nie dociera kapuściana głowo, że nigdy się z tobą nie umówię? - Zacisnęła pięści, aż zbielały jej kostki.
- Czekaj, co to jest ta kapusta? - Potter zmarszczył brwi - Czy ty mnie właśnie obraziłaś? - Zrobił, tak głupią minę próbując odgadnąć znaczenie mugolskiego słowa, że dziewczyna nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
- Tak, przezwałam cię i co z tego?
Potter skrzyżował ręce i teatralnie się naburmuszył.
- Szanowna pani prefekt naczelny, moja głowa jest wspaniała - podniósł rękę i zmierzwił dłonią włosy - i właśnie próbuje namówić panią na randkę. Czy ma jakieś szanse? - Szeroko otworzył oczy, opuścił dolną wargę i zrobił minę zbitego szczeniaka.
- Zdecydowanie nie! - odpowiedziała szorstko, chociaż obecna sytuacja zaczęła ją mimowolnie bawić.
- Myślałem, że dałaś sobie spokój ze Smarkeusem po tym co ci zrobił.
James spojrzał na Lily i zbladł. Poczuł gulę w żołądku, która zaczęła mu ciążyć, tak że prawie zapadł się pod ziemię. Popełnił błąd, straszny błąd. Nie zdążył nic powiedzieć, kiedy zobaczył, że kobieta do której go tak ciągło i ssało wycelowała w niego różdżkę.
Dziewczyna znieruchomiała i utkwiła w nim wściekły wzrok.
- Jak mogłeś? - wysyczała Lily - To wszystko twoja wina!
- Nie, poczekaj... to nie tak, ja nie chciałem.
- Nie obchodzi mnie co chciałeś, a czego nie! Kiedy to do ciebie dotrze, że nie obchodzisz mnie TY! Nie mogę na ciebie patrzeć! - wykrzyknęła.
James spojrzał dziewczynie w oczy. - Przepraszam Lil...
- Petryfikus totalus!
Z różdżki dziewczyny wyleciał promień zielonego światła. Potter runął na schody i lekko zadrżał. Lily pochyliła się nad jego nieruchomym ciałem i zbliżyła swoje usta do jego twarzy. Nie mógł nic powiedzieć, poruszał tylko oczami, zwracając uwagę na każdy najmniejszy szczegół jej pięknej twarzy. Każde jej słowo sprawiało mu ból. Czuł ucisk w piersi za każdym razem kiedy brała oddech między zdaniami. Kochał ją.
- Nienawidzę cię! - wyszeptała przez zaciśnięte zęby - Nienawidzę was! Ciebie i Severusa. Jesteście tacy sami!
***
- Jak ci smakuje jedzenie? - Alice nałożyła na swój talerz kawałek ciasta.
-Bardzo dobre - opowiedziała Lily dłubiąc widelcem w jajecznicy.
- Nawet nie tknęłaś. - Alice spojrzała na swoją przyjaciółkę zmartwionym wzrokiem. Dziewczyna nic nie jadła, opuściła się w nauce i nie chciała z nikim rozmawiać. Całe dnie spędzała w bibliotece, chociaż nie przeczytała jeszcze żadnej książki. Alice bardzo się o nią bała. Znała ją wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć że jej milczenie nie wróży niczego dobrego. Spokojna Lily, to Lily zbierająca siły żeby raz na dobre wybuchnąć. Nie mogła do tego dopuścić. Postanowiła że uratuje przyjaciółkę z depresji za wszelką cenę.
Do sali weszła czwórka Huncwotów. Alice spojrzała na nich ukradkiem, wzięła głęboki wdech i ostatni raz powtórzyła sobie w myślach, że robi to wszystko dla najlepszej przyjaciółki.
- Cześć chłopcy! - krzyknęła w stronę zbliżających się przyjaciół - Czekajcie na mnie, mam do was sprawę.
Pochyliła się nad stołem i nałożyła na talerz Lily ciastko. - Muszę lecieć, spotkamy się na obronie przed czarną magią. - Spojrzała na przyjaciółkę. - I zjedz to ciastko. Proszę cię.
- Yhym. - Lily wydała z siebie ciche mruknięcie.
- Obiecaj mi - nie dawała za wygraną Alice.
- Obiecuję. - odpowiedziała Lily i nabiła ciastko na widelec.
- Cześć Alice - zagadnął dziewczynę Remus, kiedy podeszła do paczki huncwotów. - Co cię do nas sprowadza? - Nie ukrywał zdziwienia. Alice należała do nieśmiałych dziewczyn i choć skrycie o niej marzył jej śmiałość zbiła go z tropu.
- Potrzebuję pomocy.
- Ależ oczywiście poratujemy cię księżniczko. Mam cię zbudzić pocałunkiem? - W obleśny sposób Syriusz oblizał swoje usta i zachichotał.
- Tak się właściwie składa, że nie mnie i nie ty.
Chłopcy spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami. Domyslili się, co dziewczyna miała na myśli. Widzieli co się się działo z Lily, ale to było jeszcze nic w porównaniu z zamkniętym w sobie Jamesem. Musieli za wszelką cenę ratować kumpla.
Syriusz klepnął Pottera w plecy. - No stary, musisz wziąć się w garść i wreszcie z nią pogadać.
- Jasne - pomyślał w odpowiedzi chłopak - jakby to było takie proste.
Ze środka sali dobiegł ich huk. Przeciskając się przez tłum gapiów, dotarli do stołu gryfonów, żeby zobaczyć leżącą na podłodze, nieprzytomną Lily.
***
- Widzę że już Ci lepiej głupia babo. Wiesz jak się przez ciebie na jadłam strachu? - Alice dała przyjaciółce kuksańca w bok. - Więcej mi tego nie rób, dobra?
- Taki mam plan. - Lily spojrzała na przyjaciółkę spod włosów opadających jej na twarz. Uśmiechnęła się szczerze i poprawiła sobie poduszkę za głową.
Po tym jak zemdlała z głodu w sali głównej, przeniesiono ją do skrzydła szpitalnego. Teraz czuła się dużo lepiej i powoli wracały jej siły.
- Ale nie mogę uwierzyć, że spiskowałaś przeciwko mnie.
- Ja? - Alice udawała zaskoczoną, chociaż ze znikomym skutkiem - Ej, to nie było spiskowanie. Chciałam ratować cię z depresji niewdzięcznico.
- Przepraszam noo, ale nie mogę ci wybaczyć Pottera. Dlaczego akurat ta kanalia? To przez niego tak źle się czułam.
- Kiedy ja naprawdę myślałam, że on się w tobie, no wiesz, zakochał. Nie mógł sobie wybaczyć tego ze cię skrzywdził.
- Dobra już, bo się rozpłaczę - odpowiedziała z kpiną Lily. - Obie znamy Pottera, więc proszę nie wmawiaj mi, że tak nagle się zmienił.
Alice spuściła wzrok. - Jak uważasz, może i masz rację. .. Ale wiesz jak się ucieszył, kiedy usłyszał, że wróciłaś i znowu się uśmiechasz?
- Ty mały zdrajco - wykrzyknęła Lily. Złapała poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę. - Znów do niego poszłaś?
- Nie, nie... Remus mu powiedział.
Lily przewiesiła nogi przez oparcie łóżka, poparła głowę na ręce i z szelmowskim uśmieszkiem przyjrzała się Alice.
- A Remus skąd wiedział? - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Alice podniosła poduszkę i rzuciła nią prosto w twarz szczęśliwej Lily.
***
- Lily, Lily! - dziewczyna usłyszała szept zza zasłony swojego łóżka w skrzydle szpitalnym. - Śpisz? - materiał lekko się rozsunął i wyjrzała z niego głowa z burzą ciemnych włosów.
- Potter? - Lily przetarła nieprzyzwyczajone do ciemności oczy i przykryła się szczelniej kołdrą. 'No błagam, tylko nie on' pomyślała.
- Co ty tu do cholery robisz i dlaczego budzisz mnie w środku nocy?
- Zabieram cię gdzieś. - poszedł do jej łóżka - No chodź - ponaglił dziewczynę Potter.
- Chyba sobie żartujesz, nigdzie nie idę. Nie z tobą! Możesz dać mi już spokój?
- Proszę, ja... - westchnął i spuścił głowę - Obiecuję ci, że zaraz wrócisz i nic ci się nie stanie...
- Dobra, - odparła z niechętnie dziewczyna - masz chwilę. Potem wracam do łóżka.
Wybiegli z sali i popędzli schodami na górę.
- Musimy się schować pod..., ale może najpierw się ubierz. - Zatrzymał się i popatrzył na dziewczynę.
Była w samej koszuli nocnej, a jej nierozczesane włosy niesfornie opadały na ramiona. W nikłym świetle wpadającym przez okno wyglądała blado i pięknie.
- Ugh, nie gap się, tylko daj mi coś ciepłego. - Założyła na nogi wysokie skarpety i buty i zarzuciła na ramiona grubą kurtkę. - Dlaczego w ogóle muszę się tak ubrać?
- Na dworze może być trochę chłodno.
- Na dwo... gdzie? Oszalałeś? Jest zima. Nie, nigdzie nie idę.
- Jak sobie chcesz. - chłopak wzruszył ramionami - To ja mam pelerynę niewidkę, a ty poza katarem możesz dostać jeszcze szlaban.
Lily wzięła głęboki wdech. - Jesteś beznadziejny Potter. - Zbliżyła się do niego. - Tylko zapamiętaj sobie jedno, robię to z przymusu, nie dla przyjemności. - Zmarszczyła brwi, a jej źrenice nieznacznie się rozszerzyły. - Pokaż mi co chcesz i pozwól mi wrócić do łóżka.
Chłopak zarzucił na nich pelerynę, złapał Lily za rękę i pociągnął za sobą.
- Jak sobie życzysz.
Pod peleryną było duszno i ciasno.
- Latasz na miotle? - zapytał dziewczynę James, prowadząc ją po nieznanych korytarzach.
- Niechętnie, a co?
- Nic. W takim razie polecisz ze mną.
***
Na dworze było przeraźliwie zimno. Lily szczypały policzki i zmarzł nos, a lodowaty wiatr smagał jej twarz, tak że co chwilę przeszywały ją zimne dreszcze.
Wylądowali na jedej z wież zamku. Lily zakręciło się w głowie od wysokości, ale James objął ją w pasie i mocno do siebie przycisnął. Była zbyt przestraszona żeby zwrócić mu uwagę, że nie na do tego prawa.
- I jak, podoba się? - Lily spojrzała na zimowe niebo. Zapierało dech w piersiach. Było bezchmurne, a światło księżyca odbijało się w spadających płytkach śniegu.
- Jest pięknie.
James uśmiechnął się do dziewczyny i przytulił ją jeszcze mocniej.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - przerwała milczenie Lily i oparła głowę o ramię Jamesa.
- Sam nie wiem. Kocham to miejsce. Uważam że nie ma nic piekniejszego niż gwiazdy. Są tajemnicze. Każda jest inna i wyjątkowa... Tak jak ty - szepnął jej do ucha. - Mam tylko nadzieję, że Severus nie będzie zazdrosny. - Podniósł głowę z zadziornym uśmiechem, który na widok smutnych oczu Lily natychmiast zszedł mu z twarzy.
- No dobrze, masz mnie. - przewrócił oczami - Zabrałem cię tu, ponieważ chciałem cię przeprosić. - Skierował w swoją stronę twarz Lily - Tak mi przykro i głupio. Wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć.
- Wiem - zamknęła oczy i uśmiechnęła się - to ty byłeś cały czas zazdrosny. - Spojrzała w jego ciemne oczy. Błyszczały się i płonęły szczęśliwymi ognikami.
- Zazdrosny? - James przewrócił oczami - Chciałabyś.
- Nie, - Lily spojrzała na chłopaka szeroko otwartymi oczami - to ty byś chciał - wyszeptała ze zdziwieniem. Czy Potter może kogoś kochać?
- Przestań, zapominasz z kim rozmawiasz.
- Ty też! - skierowała twarz chłopaka ku sobie - Spójrz na mnie, no spójrz! Ugh. Czy ty ... mnie ... lubisz? To niemożliwe!
- Wiesz jak się czuję? - Zacisnął dłoń i zmarszczył brwi - Nie mogę spać, nie mogę jeść, jakby coś utknęło w moim żołądku.
- Motylki? Nie, nie, nie, nie. James - spojrzała mu głęboko w oczy - motylki muszą zginąć.
Odsunęła się od chłopaka możliwe daleko.
- Wracajmy już proszę i nie rozmawiajmy o tym nigdy więcej.
Edytowane przez _BellatriksLestrange_ dnia 14-06-2015 10:06
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.