Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 303
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction [Z]
»»» [M] Spacer w przeszłość [DM/HG]
Drukuj temat · [M] Spacer w przeszłość [DM/HG]
~xowiki F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 10-04-2013 17:09
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Sześcioroczniak
Punktów: 588
Ostrzeżeń: 0
Postów: 115
Data rejestracji: 13.11.11
Medale:
Brak

Jeśli czytaliście "Jesienną miłość" albo oglądaliście "Szkołę uczuć" to będziecie wiedzieć, o co chodzi. Opierałam się na obu dziełach pisząc swoją wersję przenosząc niektóre sytuacje do Hogwartu. Jakoś tak czytając i oglądając ostatnio film naszło mnie na coś takiego. Jeśli ktoś nie lubi czytać "plagiatow" albo opowiadań opartych na czymś, to niech od razu zrezygnuje z czytania. jeśli jednak ktoś jest ciekawy, co z tego wyszło to zapraszam serdecznie Uśmiech


~~ ~~ ~~

To, o czym chcę wam opowiedzieć działo się kilka lat temu. A mam wrażenie, że zaledwie wczoraj podziwiałem jej anielski uśmiech, gdy słuchała moich opowieści na temat tego, co działo się w szkole. Ale zacznę od początku.

Nazywam się Draco Malfoy i cztery lata temu ukończyłem Hogwart. Szkołę dla nastoletnich czarodziejów i czarownic. Magia była dla mnie chlebem powszednim. Mając za rodziców czarodziejów nie mogło być inaczej. Od dziecka uważałem się za kogoś lepszego od innych. Zawsze byłem najlepiej ubrany i miałem najfajniejsze zabawki. Na dodatek moi rodzice byli bardzo szanowani w towarzystwie. Można powiedzieć, że moje życie było pasmem sukcesów. A potem przyszedł list z Hogwartu. Tak naprawdę nie czekałem na niego z niecierpliwością. Doskonale wiedziałem, że on przyjdzie. Nie mogło być inaczej. I wiedziałem, że gdy tylko się tam znajdę będę kimś.

Nadszedł pierwszy września, a wraz z nim moja pierwsza wyprawa do szkoły. Przyznaje, nieco się puszyłem, ale od zawsze mi wmawiano, że jestem kimś lepszym, więc na swoje usprawiedliwienie dodam, że miałem to tak jakby we krwi. Teraz wcale nie jestem z tego dumny, ale wtedy to było coś, z czym uwielbiałem się obnosić. Na wstępie obraziłem kilka osób, które plątały mi się pod nogami. Potem zakpiłem sobie z paru osób, które myślały, że zwykłym 'cześć' kupią sobie miejsce w moim przedziale. W życiu nie ma na szczęście rzeczy prostych. Przynajmniej dla ludzi, którzy nie są mną. Ja jakoś zawsze osiągałem swoje cele bez większego wysiłku. Był tylko jeden wyjątek, ale do niego dojdę już niedługo.

Tak więc dokuczałem innym dzieciom, naśmiewałem się z nich i poniżałem na każdym kroku. Szybko przyklejono mi etykietkę nadętego idioty, co w ogóle mi nie przeszkadzało, bo mimo wszystko czuli przede mną respekt. W końcu byłem Malfoyem, a z nami się nie zadziera. Mogłem więc śmiało dalej być nadętym idiotą, a ludzie i tak starali mi się przypodobać. Wtedy mnie to śmieszyło i wykorzystywałem takie osoby. Teraz nie jestem z tego dumny. Gdybym mógł, zmieniłbym w swojej przeszłości naprawdę wiele, ale nikt nie ma takiej mocy. Dlatego zrobiłem, co mogłem, by zmienić przyszłość.

Na takiej sielance mijały mi lata. Nauczyciele starali się nie zwracać uwagi na moje wybryki. Uczniowie usuwali się z drogi, gdy tylko widzieli, że nadchodzę. Można powiedzieć, że stałem się kimś. I naprawdę pokochałem szkołę. Wcale nie obchodziły mnie stopnie czy sympatia nauczycieli. Uwielbiałem to, że byłem tu popularny. W życiu takie chwile nie zdarzają się zbyt często. A ja ciężko pracowałem na swoją pozycję. W ciągu sześciu lat udało mi się skompletować w miarę ogarniętą grupę znajomych, z którymi się trzymałem. Znali mnie na tyle, by nie zwracać uwagi na moje kąśliwe uwagi. Bo choć całkiem ich lubiłem, to nie potrafiłem wyzbyć się tej nutki kpiny, która zawsze pobrzmiewała w moim głosie.

W sumie już nawet nie bawiło mnie tak dokuczanie innym. Chyba po prostu z tego wyrosłem. Była tylko jedna osoba w szkole, która irytowała mnie do tego stopnia, że nadal strzępiłem sobie na nią język.

Hermiona Granger.

Chyba nie istnieje druga równie wkurzająca mnie osoba, jak właśnie ona. Zawsze uśmiechnięta, gotowa pomóc każdemu, kto o tą pomoc poprosi. Praktycznie mieszkała w bibliotece. Zawsze dostawała dobre stopnie i z niemal wszystkimi żyła w przyjaznych stosunkach. Na ogół trzymała się na uboczu i starała nie rzucać w oczy, jakby było w tym coś złego. Nosiła za duże ubrania, które ukrywały wszystkie możliwe krągłości, o ile takowe posiadała. I nigdy nie rozstawała się z książkami. O każdej porze dnia i nocy można ją było zobaczyć z książką w dłoni. Sam nie rozumiem, dlaczego działało to na mnie, jak płachta na byka.

A potem zdarzyło się coś, co zmusiło mnie, bym porozmawiał z nią, jak z człowiekiem. Profesor McGonagall wzięła mnie po lekcji na rozmowę. Nie miała zbyt ciekawej miny i podświadomie przeczuwałem, co chce mi powiedzieć. Transmutacja nie była moją mocną stroną, przyznaje. Od zawsze miałem z nią problemy, ale do tej pory nie zwracałem na to uwagi. Jakoś udawało mi się prześlizgiwać z klasy do klasy. Ale teraz było zupełnie inaczej. W końcu w czerwcu miałem zdawać egzaminy, od których zależała moja przyszłość. Nie mogłem ich oblać przez ten głupi przedmiot. Bez względu na to, jak pożyteczny się okazywał.

- Panie Malfoy nie mam dla pana dobrych wieści. Jeśli się pan nie podciągnie do końca semestru, to nie dopuszczę pana do egzaminu końcowego.
- Jak to? Przecież do tej pory jakoś mi się udawało przechodzić.
- Jakoś to za mało, by podchodzić do OWTM'ów. Niech pan przemyśli moje słowa. Czekam na rezultaty.

I niemal wygoniła mnie z sali. Miałem ochotę rwać włosy z głowy. Kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Żaden z moich 'znajomych' nie był zbyt dobry z tego przedmiotu. A przynajmniej nie na tyle, by mi pomóc. Gorączkowo przebiegałem myślami po wyimaginowanej liście osób szukając kogokolwiek, kto podołałby temu zadaniu. A potem natknąłem się na nią.

Właśnie opuszczała bibliotekę. Tradycyjnie miała w dłoni książkę. Co jakiś czas odrywała od niej wzrok, by sprawdzić, czy ktoś przed nią nie idzie. Niemal nakrzyczałem na siebie za myśl, która zrodziła się w mojej głowie, ale nie miałem innego wyjścia. To była moja ostatnia nadzieja.

- Emmm... Granger mogę z Tobą chwilę porozmawiać?
- Czego chcesz Malfoy? Do tej pory nie byłeś skory, by ze mną rozmawiać.
- Potrzebuję pomocy.
- O którą nie umiesz poprosić.

Miałem ochotę warczeć i krzyczeć. Ta dziewczyna doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Ale wziąłem głęboki wdech i kontynuowałem.

- Nigdy nie musiałem o nic prosić.
- Więc co Cię skłoniło do proszenia o pomoc mnie?
- Transmutacja. Jeśli się nie podciągnę to McGonagall nie dopuści mnie do egzaminów.
- Polecę Ci kilka książek - powiedziała i chciała mnie wyminąć, ale zastąpiłem jej drogę. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
- Książki mi nie pomogą, skoro nie radzę sobie głównie z praktyką. Więc jak będzie? Pomożesz mi?

Widziałem, że się zastanawiała. To był dobry znak. Przygryzła nieznacznie dolną wargę, jakby sama ze sobą walczyła, a potem wreszcie się odezwała.

- Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Obiecaj, że się we mnie nie zakochasz.

Nie wiedziałem, czy powinienem się roześmiać, czy zaprowadzić ją do Skrzydła Szpitalnego. Kto normalny stawia takie warunki? Ale ona przecież nie była normalna.

- Nic prostszego.
- W porządku. Więc spotkamy się jutro po zajęciach w tej opuszczonej sali na drugim piętrze. Mało kto tamtędy chodzi, więc będziemy mieć spokój.

Skinąłem głową i wreszcie pozwoliłem jej odejść. W duchu modliłem się, by nikt z moich znajomych nie dowiedział się o tym, jak zdesperowany w tej chwili byłem. To kolejna rzecz, z której nie byłem dumny, ale potem wszystko się zmieniło.

Tak, jak się umówiliśmy stawiłem się w opuszczonej sali. Ona już na mnie czekała. Tradycyjnie z książką w dłoni. Zastanawiałem się kiedyś, czy potrafi się od nich oderwać na tyle, by móc położyć się spać, ale patrząc na delikatne cienie pod jej oczami raczej miała z tym problemy.

- Od czego zaczniemy? - zapytałem, chcąc jak najszybciej mieć to z głowy, choć zdawałem sobie sprawę, że na jednym spotkaniu się nie skończy. Ona chyba też musiała to wiedzieć, bo westchnęła tylko cicho i sięgnęła do torby wyciągając z niej podręcznik z transmutacji. Podała mi go i poprosiła, bym pokazał, z czym mam największy problem. Szybko go przekartkowałem i wskazałem temat, który sprawił mi najwięcej problemu. A potem starałem się jej uważnie słuchać. Miała całkiem przyjemny głos, który trafiał do mnie lepiej, niż monotonny, nieco zachrypnięty głos nauczycielki. Po teorii przyszedł czas na praktykę. Z początku naprawdę kiepsko mi szło i czułem się zażenowany, ale ona zdawała się nie zwracać na to uwagi. Wciąż powtarzała spokojnym głosem instrukcje i wskazywała na błędy, które popełniałem. Pod koniec spotkania byłem bliższy zrozumienia tego przedmiotu, niż podczas wszystkich lekcji, które do tej pory się odbyły razem wziętych. Choć sporo mnie to kosztowało podziękowałem jej i zapytałem, kiedy ponownie się spotkamy. Milczała przez chwilę, a potem powiedziała, że za dwa dni o tej samej porze.

I tak mijał mi czas. Między jednym spotkaniem z Hermioną, a drugim coś we mnie zaczynało się zmieniać. Poza zwykłym wykładem, którym zawsze mnie raczyła, zaczynaliśmy więcej ze sobą rozmawiać. I choć to, co mówiła było dla mnie absolutną abstrakcją szanowałem to. Była inna niż ludzie, których do tej pory poznałem. Miała swoje przekonania, których uparcie się trzymała i nie przejmowała się tym, co ludzie o niej myśleli. Powoli dostrzegałem, jak wiele błędów zdążyłem już popełnić. Coraz mniej czasu spędzałem ze znajomymi. Wciąż wykręcałem się masą nauki i materiału, który musiałem nadgonić. Nie mogłem uwierzyć w to, jak wiele rzeczy po prostu olałem, by pokazać ludziom, na co to mnie nie stać. Byłem takim idiotą. I pewnie, gdyby nie jej towarzystwo nadal bym nim był. Czy to nie dziwne? Sama jej obecność miała na mnie taki wpływ.


A potem nadeszła przerwa świąteczna. Cieszyłem się, że wrócę do domu i zobaczę się z rodzicami, ale czułem jakąś taką dziwną pustkę. Przyzwyczaiłem się do obecności Hermiony i wiedziałem, że będzie mi jej brakować. Uwielbiałem, gdy opowiadała o swoich rodzicach, dzieciństwie albo książkach, które ją zafascynowały. A, tak między nami, było ich całkiem sporo. Wydawała się wtedy taka niewinna, że aż nierealna. Jak ktoś taki mógł chodzić po tym zepsutym świecie? Tak czy inaczej wróciłem do domu. I nie wspominam miło tych świąt. Rodzice dowiedzieli się o tym, że musiałem prosić o pomoc właśnie ją. Nie rozumiałem, dlaczego pałali do niej taką nienawiścią, choć przecież w ogóle jej nie znali. Czy nie widzieli, jak bardzo się dzięki niej zmieniłem? Bardzo się z nimi o to pokłóciłem. Na szczęście zanim wróciłem do szkoły, porozmawialiśmy na spokojnie i oboje zdecydowali, że nie będą ingerować w moje życie. Za co byłem im niezmiernie wdzięczny.

Tydzień minął, zanim udało mi się wejść w szkolny rytm. Próbowałem natknąć się na Hermionę, by zapytać, kiedy spotkamy się na kolejnej lekcji, ale nigdzie jej nie było. Nie widywałem jej na zajęciach, nie było jej w bibliotece. Nie mogłem przecież pójść i kogoś o nią zapytać. To wydałoby się zbyt dziwne. Więc czekałem, aż wreszcie się pojawi. I pojawiła się. W tydzień po przerwie świątecznej zawitała na zajęcia. Wyglądała kiepsko. Jakby przez cały ten czas chorowała. Może dopadła ją jakaś grypa? Zamierzałem ją o to zapytać po zajęciach. Niestety McGonagall udaremniła moje plany każąc mi poczekać.

- Jestem dumna z pana postępów, panie Malfoy. Ma pan moją oficjalną zgodę na przystąpienie do egzaminów.

Byłem tak szczęśliwy, że aż chciałem krzyczeć. Z tej euforii nie zauważyłem, że ktoś stał w drzwiach. Dopiero później dowiedziałem się, że tym kimś była Hermiona. Słyszała moją rozmowę z panią profesor i gdy zapytałem o kolejne spotkanie powiedziała, że już nie są mi potrzebne. A potem odeszła. Byłem tym wyznaniem tak zaskoczony, że zanim zareagowałem ona zdążyła zniknąć. Uznałem, że innym razem ją dopadnę i zapytam, co miała na myśli.

To było całkiem trudne, bo Hermiona uparcie mnie unikała. A im dłużej to robiła, tym większą tęsknotę odczuwałem. Zupełnie tego nie rozumiałem. Przecież nie była ani super ładna ani specjalnie zabawna. Dlaczego więc akurat jej towarzystwa mi brakowało? Zrozumiałem to, gdy przyszedł czas na coroczną imprezę Slytherinu. Zawsze z niecierpliwością ich oczekiwałem. Morze alkoholu, roznegliżowane dziewczyny, które chętnie dawały wszystko, co miały do zaoferowania. Tym razem było inaczej. Choć sam nie mogłem w to uwierzyć, to męczyła mnie ta impreza. Miałem ochotę wyrwać się stamtąd i poszukać jakiegoś spokojniejszego miejsca. Kompletnie nie potrafiłem już rozmawiać ze swoimi znajomymi. Oni chyba to dostrzegali, bo rzucali tylko w moją stronę krzywe spojrzenia. W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem. Sam nie wiedziałem, dokąd właściwie zmierzałem. Po prostu szedłem przed siebie aż stanąłem przed drzwiami biblioteki. Przez chwilę się wahałem po czym nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. O tej porze nie powinno być tutaj wielu ludzi. W słabym świetle świec dojrzałem osobę, którą od tak dawna próbowałem złapać. Cicho podszedłem do jej stolika i zająłem miejsce naprzeciwko.

- Unikasz mnie.
- Nieprawda.
- Od dawna nie widziałem cię na korytarzu ani w Wielkiej Sali.
- Przypadek.
- Nie wierzę w przypadki.
- A w co wierzysz?

Przyznaje zbiła mnie tym pytaniem z tropu. Jednak szybko się pozbierałem.

- Dlaczego mnie unikasz?
- A dlaczego tak bardzo cię to interesuje? Póki nie potrzebowałeś mojej pomocy zauważałeś mnie tylko wtedy, gdy chciałeś mi dopiec. A teraz nagle wydajesz się być zmartwiony, że robię to, co ty robiłeś przez minione sześć lat.

Trudno było nie przyznać jej racji. A mimo to, coś w jej tonie sprawiło, że moje serce dziwnie zadrgało. Zupełnie, jakby zabolały mnie słowa, które przed chwilą usłyszałem.

- Może... Może po prostu tęsknie za Tobą?
- Bzdura.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo sam nie wiesz, czego chcesz.
- Wiem.
- Więc słucham?
- Chcę spędzać z Tobą znowu czas. Chcę rozmawiać, śmiać się. Może nawet coś więcej.
- Jesteś zabawny. Nie wiesz, czym jest przyjaźń ani miłość, więc jak możesz tego chcieć?
- Chcę, żebyś mnie tego nauczyła.
- Nie jestem właściwą osobą.
- Ja sądzę inaczej.
- Więc się mylisz.
- Zależy mi na Tobie.
- Więc to udowodnij.

Po tych słowach zebrała swoje książki i opuściła bibliotekę. A ja nadal siedziałem w tym samym miejscu i analizowałem w głowie naszą rozmowę. Nie zachowywała się tak, jak zawsze. Była zdenerwowana moimi słowami. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego. Przecież nie powiedziałem nic obraźliwego. Nie kpiłem z niej. Dlaczego więc zachowała się tak, a nie inaczej? Nie wiedziałem, ale postanowiłem jej udowodnić, że mi zależy. Tak, jak tego chciała.

Nie zamierzałem z tym czekać na odpowiedni moment. Ten mógł nigdy nie nadejść. Ale nie chciałem też wyskakiwać nie wiadomo z czym, by się nie ośmieszyć. Zacząłem więc od prostych gestów. Mówiłem jej 'dzień dobry', gdy rano mijaliśmy się w drzwiach Wielkiej Sali. W porze lunchu chodziłem do biblioteki, by zamienić z nią kilka zdań na temat minionych lekcji, a przed kolacją pytałem o pomysły na napisanie wypracowań na ten czy inny przedmiot. Z czasem dochodziło więcej rozmów, przypadkowych spotkań i cichych debat przy blasku świec w bibliotecznym kącie. Sądzę, że ta zmiana w naszych relacjach nikomu nie umknęła. A już na pewno nie moim znajomym, którzy otwarcie okazywali swoje niezadowolenie.

- Serio stary, od kiedy zadajesz się z kujonami? Myślałem, że już nie jesteś z niczego zagrożony.
- Bo nie jestem.
- Więc po co te całe szopki z Granger? Czemu jej nie spławisz?
- Bo nie chcę.
- Jak to nie chcesz?
- Po prostu. Lubie jej towarzystwo.
- Straciliśmy Cię stary i to przez jakiegoś kujona.

Nic na to nie odpowiedziałem. Zresztą im chyba na tym nie zależało, bo odeszli zostawiając mnie samego. A ja nie potrafiłem żałować tego, co im powiedziałem.


Nadszedł kwiecień, a wraz z nim coraz cieplejsze dni. Po długich namowach Hermiona zgodziła się przenieść nasze rozmowy z ciemnej biblioteki na zalane wiosennym słońcem błonia. Nie umknęło mojej uwadze, że wyglądała nie najlepiej. Parę razy zaproponowałem jej, by udała się do pani Pomfrey, ale odpowiadała, że to nic takiego. Stres i problemy ze snem. Nie przekonywało mnie to, ale nie chciałem nalegać. Wtedy byłem już pewny tego, co do niej czułem, ale bałem się jej o tym powiedzieć. Pamiętałem, co jej obiecywałem, gdy w październiku zgodziła się mi pomóc. Czy będzie na mnie zła, gdy dowie się, że nie dotrzymałem słowa? Znowu zacznie mnie unikać? Gdy tak patrzyłem na te iskierki, które migotały w jej oczach i ciepły uśmiech, który ani na chwilę nie opuszczał jej ust nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.

Siedzieliśmy na Wieży Astronomicznej. Było grubo po ciszy nocnej, ale Hermionie udało się w jakiś sposób załatwić dla nas pozwolenie na przebywanie w tym miejscu. Ustawiła swój teleskop i zapatrzyła się w niebo. Nie chciałem jej przerywać. Usiadłem na kocu, który ze sobą zabrałem i czekałem, aż skończy podziwiać cuda natury.

- Dlaczego zawsze jesteś taka cicha, a gdy tylko znajdziemy się sami to buzia Ci się nie zamyka?
- Mówię wtedy, kiedy mam na to ochotę. Nie widzę sensu w narzucaniu się wszystkim dookoła swoimi poglądami, skoro najwyraźniej tego nie oczekują.
- Pamiętasz, co kazałaś mi obiecać, gdy prosiłem Cię o pomoc?

Przez chwilę miałem wrażenie, że dostrzegłem w jej oczach panikę, jednak szybko zniknęła. Kiwnęła głową i milcząc czekała, co powiem. Zbierałem się na to bardzo długo i uznałem, że w końcu muszę to powiedzieć, bo inaczej eksploduję.

- Kocham Cię Hermiono.

Spojrzałem jej w oczy, ale po chwili spuściła wzrok. Podszedłem więc do niej i chwyciłem w dłonie jej twarz zmuszając ją do spojrzenia na mnie. Miała w oczach łzy. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego.

- Odpowiesz mi coś?
- Obiecałeś, że się we mnie nie zakochasz.

Jej głos był tak cichy, że bardziej domyśliłem się tego, co powiedziała niż naprawdę to usłyszałem. Przytuliłem ją mocno do siebie nie zwracając uwagi na to, że jej łzy przemoczyły mi już szatę. Dlaczego tak zareagowała na moje wyznanie? I dlaczego wtedy kazała złożyć mi taką obietnicę? Prawdę miałem poznać już niedługo. Choć patrząc z perspektywy czasu wolałbym nigdy nie doczekać się tego dnia.

Po moim wyznaniu nasze stosunki nieco się ochłodziły. Hermiona zaczęła mnie unikać, tak jak wtedy, a potem zniknęła znowu na tydzień nie pojawiając się nawet na zajęciach. Postanowiłem, że tym razem jej nie odpuszczę i gdy tylko dojrzałem ją na korytarzu podbiegłem i pociągnąłem za sobą do najbliższej pustej klasy.

- Co się z Tobą działo przez ten tydzień? Czemu znowu mnie unikałaś i nie pojawiłaś się na zajęciach?
- Nie mogłam.
- Jak to nie mogłaś?
- Po prostu. Dlaczego tak się tym przejmujesz?
- Przecież wiesz dlaczego.
- Jesteś tego pewien?
- Jak niczego innego.
- W porządku.

Tylko tyle powiedziała. Żadnego 'też cię kocham' czy 'będziemy razem na wieki'. Ale nie odsunęła się, gdy przytuliłem ją do siebie i nie protestowała, gdy musnąłem ustami jej policzek. Uznałem to za dobry znak. Zupełnie, jakby się poddała i pozwoliła mi, bym ją kochał. Miałem nadzieję, że i ona w końcu pokocha mnie.

Znowu zaczęliśmy spędzać ze sobą czas. Było co prawda inaczej, niż na początku, ale nie oddałbym tego za nic w świecie. Uwielbiałem patrzeć, jak uśmiech rozjaśnia jej twarz. Słuchać, jak z przejęciem o czymś opowiada. To były takie detale, na które kiedyś nie zwróciłbym uwagi. Dzięki niej widziałem o wiele więcej. Zupełnie, jakbym wcześniej był niewidomy i ktoś przywrócił mi wzrok. To było cudowne uczucie i chciałem czerpać z niego garściami. Zauważyłem też, że Hermiona z każdym dniem czuła się przy mnie swobodniej i otwierała na mnie. Aż w końcu nadszedł moment, na który czekałem.

- Draco?
- Tak?
- Dlaczego mnie kochasz?
- Bo nauczyłaś mnie patrzeć na świat inaczej i uratowałaś przed upadkiem. Stałaś się moją jedyną nadzieją na lepszą przyszłość.

Zapadło milczenie. Zerknąłem na nią, ale z jej twarzy nie dało się kompletnie niczego wyczytać.

- Draco?
- Tak?
- Ja też Cię kocham.

Nie posiadałem się ze szczęścia. Podbiegłem do niej i chwyciłem w ramiona mocno przytulając. Powiedziała to. Wreszcie to powiedziała. Nie było chyba na ziemi szczęśliwszego faceta. Teraz mogło być już tylko lepiej.


Gdybym wtedy zdawał sobie sprawę, jak potoczą się nasze losy może nie reagowałbym tak optymistycznie. Trudno mi przewidzieć, jakbym reagował. Czy w ogóle doszłoby do takiej sytuacji?


Wszystko zaczęło się komplikować w miesiąc od jej wyznania. Dostrzegałem coraz większe cienie pod jej oczami i ogólne osłabienie. Starałem się coś z niej wyciągnąć, ale wciąż zwalała winę na stres i brak głębokiego snu. Podejrzewałem, że coś przede mną ukrywała, ale nie mogłem dojść do tego, co. Gdy po raz kolejny nie pojawiła się na zajęciach, zacząłem się niepokoić. W porze lunchu udałem się do Skrzydła Szpitalnego, ale pielęgniarka nie chciała mi nic powiedzieć. Uważała, że to są poufne dane uczniów i nie może ich zdradzać. Wychodziłem z siebie, ale nie pozostało mi nic innego, jak czekać aż Hermiona wróci. Tym razem będzie musiała mi wyjaśnić, co się z nią działo.

Dorwałem ją w sobotnie popołudnie w bibliotece. Siedziała nad stosem książek. Najwyraźniej nadrabiała zaległości, bo po podłodze walały się zapisane pergaminy. Usiadłem naprzeciw niej i czekałem, aż mnie zauważy. Jej wzrok był zmęczony, a cienie jeszcze głębsze. Wyglądała, jakby zaraz miała paść.

- Powiesz mi, co się z Tobą dzieje?
- Nie tutaj. Spotkajmy się wieczorem na szczycie wieży, dobrze?

Zgodziłem się, choć nie uważałem, by to był dobry pomysł. Na wieżę było naprawdę daleko, a ona wyglądała tak, jakby każdy nawet najdrobniejszy wysiłek miał sprawić, że zemdleje. Pozostało mi tylko czekać do wieczora.

Gdy zjawiłem się na wieży, ona już tam była. Stała przy teleskopie i podziwiała bezchmurne niebo. Nie odzywałem się, by dać jej czas na nacieszenie się tym widokiem. Znałem ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że to sprawia jej wielką przyjemność. A chciałem jej dać tyle przyjemności, ile byłem w stanie.

- Och jesteś już. Czemu nic nie powiedziałeś? - zapytała, gdy wreszcie oderwała wzrok od nieba i spojrzała w stronę drzwi, gdzie nadal stałem.
- Nie chciałem Ci przeszkadzać.

Uśmiechnęła się do mnie pogodnie i podeszła, by pocałować mnie w policzek. Uwielbiałem, gdy to robiła. Ten gest miał w sobie niebywałą czułość i niewinność.

- Powiesz mi wreszcie, co się dzieję? Martwię się.
- To, co powiem nie spodoba Ci się - powiedziała cicho, a ja dostrzegłem łzy w jej oczach. - Jestem chora.
- Tak myślałem. Mówiłem, że się przemęczasz. Powinnaś odpocząć. Choć odprowadzę Cię do wieży.
- To nie jest jakaś grypa czy przemęczenie Draco. Jestem chora. Mam raka.
- Raka? To niemożliwe. Masz tylko siedemnaście lat. To musi być jakaś pomyłka.
- Lekarze zdiagnozowali go u mnie dwa lata temu. Leki przestały działać, a uzdrowiciele są bezradni wobec tej choroby. Nawet oni nie potrafią sobie z nią poradzić.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Wszyscy zalecali, bym żyła normalnie, a ja nie chciałam, by bardziej wytykano mnie palcami. I bez tego nie narzekam na nadmiar znajomych.
- Ale dlaczego nie powiedziałaś mnie?
- Nie chciałam Cię stracić. Myślisz, że dlaczego prosiłam, byś obiecał, że się we mnie nie zakochasz? Pogodziłam się z tym, że umrę i starałam się cieszyć życiem, aż pojawiłeś się ty. Nie mam Ci tego za złe, wręcz przeciwnie. Ale myślę, że w tym miejscu nasza przygoda się kończy.

Po tych słowach po prostu wybiegła zostawiając mnie samego, a ja zastanawiałem się, którego boga wkurzyłem tak bardzo, że postanowił ukarać mnie w najgorszy z możliwych sposobów. Na początku nie dotarł do mnie sens jej słów. Jaki koniec? Jaka przygoda? Czy ona myślała, że ja ją teraz zostawię? Jak mogła, po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy. Dla niej odwróciłem się od dawnego życia i znajomych. Zmieniłem się na lepsze. A ona i tak we mnie zwątpiła. Ale to nic. Udowodnię jej, że się pomyliła.

Następnego ranka pojawiłem się w Wielkiej Sali wcześniej, by upewnić się, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. Na szczęście Hermiona postanowiła pojawić się na śniadaniu, co bardzo wszystko ułatwiło. Gdy nadleciały sowy wypatrywałem tej, która miała przynieść coś Hermionie. Widziałem zaskoczenie w jej oczach, gdy piękny puchacz wylądował przed nią. W dziobie trzymał wielki bukiet, który niemal zasłaniał mu widoczność. Zabrała go, co ptak przyjął z wdzięcznością. Musiała dojrzeć bilecik, bo momentalnie spojrzała w moją stronę, a jej twarz ponownie rozjaśnił uśmiech.

W porze lunchu wybrałem się do biblioteki mając nadzieję, że ją tam zastanę. Na szczęście nie pomyliłem się. Siedziała przy tym samym stoliku, co zawsze i czytała coś. Podszedłem do niej i tradycyjnie zająłem miejsce naprzeciw. Po chwili uniosła na mnie wzrok, a jej oczy pojaśniały.

- Dziękuję za kwiaty. Są naprawdę piękne.
- Hermiono...
- Tak?
- Jak mogłaś pomyśleć, że Cię zostawię?
- Myślę, że każdy tak by się zachował. W końcu nie zostało mi wiele czasu. Czemu miałbyś nadal być w związku z kimś, kto nie dożyje końca wakacji?
- Bo bez względu na to, ile czasu Ci pozostało kocham Cię i zrobię wszystko, by ten czas był najszczęśliwszym w Twoim życiu.

Dostrzegłem łzy w jej oczach, ale tym razem byłem pewien, że to są łzy szczęścia. Podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do mnie, by po chwili znaleźć się w moich ramionach szepcząc ciche 'dziękuję' raz po raz.


Kolejne dni były iście magiczne, choć tak naprawdę nie robiliśmy niczego niezwykłego. Wciąż spotykaliśmy się w porze lunchu w bibliotece, a po obiedzie wyciągałem ją na spacery brzegiem jeziora. Widziałem, jak każdego dnia robiła się coraz słabsza. Gdy po raz kolejny nie zjawiła się na zajęciach udałem się prosto do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka tym razem nie zbyła mnie, tylko ze smutnym wyrazem twarzy poprowadziła do oddzielnej sali, w której leżała Hermiona. Moja mała, kochana Hermiona. W szpitalnej pościeli wydawała się być jeszcze bardziej krucha. Przysiadłem przy jej łóżku i spojrzałem w te cudowne oczy, które mimo wszystko emanowały szczęściem.

- Jak się czujesz?
- Teraz o wiele lepiej.

Mimo wszystko uśmiechnąłem się do niej. Wiedziałem, że muszę być silny. Ona potrzebowała mojego wsparcia. A ja zamierzałem jej dać wszystko, czego potrzebowała.

Tym razem została w szpitalu nieco dłużej, niż zwykle. Odwiedzałem ją podczas każdej przerwy i przesiadywałem do późnych godzin wieczornych. Mimo próśb wolno mi było zostać u niej na całą noc tylko w weekend. Gdy w końcu pozwolono jej wyjść maj dobiegał końca, więc cały wolny czas poświęcaliśmy na powtórki do egzaminów. Byłem z niej dumny. Mimo świadomości, że może nie dożyć końca wakacji dawała z siebie wszystko. Moja mała wojowniczka. Nie wiem, czy sam bym tak potrafił. Nie miałem w sobie chyba aż tyle siły. Wiem tylko, że odkąd ona pojawiła się w moim życiu, mój świat uległ przewartościowaniu, czego nie potrafiłem żałować.


Egzaminy były okropnie wyczerpujące, ale oboje byliśmy zadowoleni. Hermiona czuła się coraz gorzej i coraz szybciej się męczyła. Udało mi się uprosić McGonagall, by pozwoliła nam szybciej opuścić szkołę. Wiem, że zależało jej, byśmy oboje byli na uczcie pożegnalnej, ale zdawałem sobie sprawę, że Hermiona i tak, nie dałaby rady na niej wysiedzieć. Chciałem zabrać ją do naszej letniej rezydencji. Wierzyłem, że świeże, morskie powietrze i dużo słońca dobrze jej zrobią. Miałem też pewien plan, który chciałem tam zrealizować. Miałem wszystko zaplanowane i zapięte na ostatni guzik. Pozostała tylko jednak kwestia.

Siedzieliśmy na werandzie podziwiając zachód słońca. Mimo ciepłego wieczora Hermiona siedziała przykryta kocem. Uśmiechnąłem się widząc znajome iskierki tańczące w jej oczach. Ukucnąłem obok jej krzesła i zapytałem:

- Zrobisz coś dla mnie?
- Wszystko, co tylko zechcesz.
- Wyjdziesz za mnie?

Nie musiała nic mówić, bym poznał odpowiedź. Zgodziła się, choć sam nie rozumiałem dlaczego, ale uczyniło mnie to po raz kolejny najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dwa dni później odbyła się ceremonia. Nie było zbyt wielu gości. Nasi rodzice, paru nauczycieli i uczniów, którzy darzyli Hermionę sympatią. Choć starali się tego nie okazywać widziałem, jak z niepokojem zerkali na Hermionę. Zupełnie, jakby spodziewali się, że za chwilę padnie i już nie wstanie. Dobrze, że ona nie dostrzegała tego samego. Wiem, jak bardzo starała się być silna. Coś takiego tylko by ją załamało. A tak dobrze sobie radziła.

W białej sukni wyglądała przepięknie. Niczym anioł, który zstąpił dla mnie z nieba. Po raz kolejny zadałem sobie to samo pytanie - 'jak to się stało, że zasłużyłem na miłość kogoś tak wspaniałego?'


Przeżyliśmy z Hermioną wspaniałe lato pełne śmiechu i miłości, o której nie piszą w książkach, a której niewielu doświadcza. Widziałem, jak z dnia na dzień słabnie, a mimo to jej śmierć była dla mnie szokiem.

Cieszyłem się, że udało mi się zmienić jej życie na lepsze. Że dzięki mnie te ostatnie miesiące były dla niej wyjątkowe i szczęśliwe. Nigdy nie powiedziałem, jak wiele jej zawdzięczałem, ale myślę, że była tego świadoma.

Uratowała mnie i sprawiła, że chciałem być kimś lepszym niż byłem do tej pory. Nauczyła mnie patrzeć i dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważałem. Pokazała mi drogę, którą powinienem iść.


W tydzień po jej śmierci przyszły wyniki egzaminów. Uśmiechnąłem się widząc same wybitne na jej karcie. Zasłużyła na to. Moje oceny były niemal takie same. Nie zastanawiałem się ani chwili. Już godzinę później siedziałem w gabinecie dyrektora szpitala pod wezwaniem św. Munga i pytałem o możliwość rozpoczęcia nauki w zawodzie Uzdrowiciela. Wierzyłem i nadal wierzę w to, że uda mi się kiedyś wynaleźć lek, który pokona raka. By więcej młodych osób nie musiało żegnać się z tym światem.

Minęły cztery lata, a pamięć o mojej Hermionie jest wciąż żywa. Mam wrażenie, że wciąż jest obok mnie i szepcze po cichu czułe słowa. Gdy idę spać mam wrażenie, że gładzi delikatnie swoją dłonią mój policzek. A gdy zamykam oczy widzę jej roześmiane oczy i ciepły uśmiech.

Nazywam się Draco Malfoy i z czystym sumienie mogę powiedzieć, że jestem lepszym człowiekiem. I pierwszy raz nie mam wyrzutów sumienia, mówiąc coś takiego. Jestem dumny ze swojej zmiany i wiem, że Hermiona też jest ze mnie dumna. Mam nadzieję, że jest teraz szczęśliwa i czeka na mnie. Kiedyś do niej dołączę. Spełnię tylko swoją małą misję na tym świecie.

A potem będziemy razem na zawsze.
__________________
~ ~ * ~ ~

- Lily... Przez tyle lat
- Zawsze



Kto ci podbił oko, Granger? Chcę mu posłać kwiaty


A ja i Fred to co, jesteśmy tylko sąsiadami?


Może jest, a może go nie ma,ale pozostaje faktem, że potrafi się poruszać szybciej niż Severus Snape, gdy mu się zagrozi szamponem



Pozdrowienia dla mojego kochanka i żony. Oni wiedzą, o kogo chodzi xD

Buziaki misie <3
http://story-dhl.blogspot.com Wyślij prywatną wiadomość
~Hermione Riddle-Malfoy F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 19-07-2013 16:46
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pierwszoroczniak
Punktów: 50
Ostrzeżeń: 0
Postów: 22
Data rejestracji: 19.07.13
Medale:
Brak

Piękne. Naprawdę bardzo wzruszające. Takie żywe, prawdziwe. Popłakałam się. Naprawdę. Po raz pierwszy popłakałam się przy jakimś opowiadaniu. Pisz takich więcej!!!!!!!!!!!!!!
__________________
Od cnoty Gryfonów,
kretynizmu Puchonów
i wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów
chroń nas Slytherinie!!!


"Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
(...) Slytherin przyjmuje takich,
Co mają czystą krew,
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech"



"-After all this time?
-Always."
Wyślij prywatną wiadomość
~Veronika Astoria Malfoy F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 03-01-2014 15:29
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Gracz Quidditcha Slytherinu
Punktów: 117
Ostrzeżeń: 0
Postów: 33
Data rejestracji: 29.12.13
Medale:
Brak

Naprawdę wzruszające. Masz talent! Prawie się popłakałam. Przepiękne opowiadanie. Aż brakuje mi słów!
__________________
Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu,
znajdowania wewnętrznej siły
i robienia tego, co jest słuszne
w walce z przeciwnościami.

Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to,
by mieć chłopaka.

-Stephen King

Od cnoty Gryfonów,
Kretynizmu Puchonów,
Wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów
STRZEŻ NAS SLYTHERINIE!
Wyślij prywatną wiadomość
~Karolina00 F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 23-02-2016 18:51
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Gracz Quidditcha Gryffindoru
Punktów: 117
Ostrzeżeń: 0
Postów: 48
Data rejestracji: 18.01.15
Medale:
Brak

Mas talent bez dwóch zdań, a twoje opowiadania są żywe i wzruszające.
Mm dla ciebie tylko jedną radę : p i s z t a k d a l e j ! ! ! !
__________________
Pozdrowienia dla wszystkich Gryfonów Rozbawiony
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
RIGHT