Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 221
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Niedoceniony dar.
Drukuj temat · [NZ] Niedoceniony dar.
~hermiona_182312 F
#21 Drukuj posta
Dodany dnia 24-03-2013 10:24
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział IX

Szaleństwo, urodziny i zrywka.


Ten rozdział dedykuję Victim, dziewczynie równie szalonej, co Elaine Auburn.

Idąc następnego dnia do szklarni zielarstwa Hope spotkała roześmianą Elaine, której nie było na transmutacji.
- Czemu nie przyszłaś na pierwszą lekcję?- zapytała zdziwiona Hope.
- Jakoś tak, nie miałam ochoty na trucie McGonagall, z resztą bolał mnie trochę brzuch podczas przygotowań tego wspaniałego dnia!- dokończyła z entuzjazmem Elaine.
- Już się boję...- Filians zmarszczyła czoło.
- Mam dziś urodziny głuptasie!- parsknęła panna Auburn.
- Wszystkiego najlepszego, ale... co zrywanie się z lekcji ma wspólnego z twoimi urodzinami?- spytała niepewnie Hope.
- To, że dla mnie to święto, a w święta jest zawsze wolne, skoro dla innych to nie jest okazja, to niech sobie łaskawie psują dzień.- wzruszyła ramionami Elaine z uśmiechem na ustach, który mógł znaczyć tylko jedno: "Świętuj ze mną!", Hope coraz bardziej się bała.
- Nie! Nie chcę zarobić szlabanu z drugi dzień szkoły, daj spokój, możemy świetnie świętować twoje urodziny po lekcjach!- westchnęła, jednak skutek był niespodziewany.
- No, weź, tylko raz, małe wagary i tyle, och na... jedną lekcję. Nie chcę świętować urodzin odrabianiem pracy domowej! Przepiszemy notatki od Lav, a powiemy, że spadłyśmy ze schodów.- zaśmiała się Elaine.
- I nie było nas w skrzydle szpitalnym?- Hope zmierzyła Elaine wzrokiem, wiedziała, jak to się skończy, w końcu pójdą na te wagary.
- No... jakoś z tego wybrniemy, zobaczysz, najwyżej skończy się na szlabanie, przeżyjemy!- Elaine miała rację, zaczynała mówić bez sensu, a jednocześnie z nim.
- No, dobra! Tylko jedna lekcja- historia magii!- zakończyła Hope.
- Ten duszek nawet nie zauważy, że nas nie ma, z resztą i tak bym spała. Gorzej jak nas ktoś zobaczy. - mruknęła kasztanowo-włosa.
- Przecież wszyscy nauczyciele mają lekcje, wiem, bo widziałam wczoraj ich plan jak byłam w pokoju nauczycielskim po notatki Filwicka.- Hope pomyślała chwilę.- A może rzucimy na siebie Zaklęcie Kameleona? Będziemy się ze wszystkim zlewać!- wymyśliła w końcu.
- To wyższa szkoła jazdy... Dosyć!- warknęła Elaine.- Wiesz ile my tu stoimy i gadamy? Chodź na zielarstwo, lepiej się wagaruje spontanicznie!
- No, dobra. Idziemy, już chwilę się spóźniłyśmy.
I puściły się pędem w stronę szklarni.
***

Podczas lekcji zaklęć uznały, że wybrały najlepszą lekcję na wagary w historii szkoły! To była ostatnia lekcja, a profesor Binns, który uczył historii magii, zawsze wszystkim wpisywał obecność. Co, jak najbardziej, działało na ich korzyść. Były w dormitorium dziewczyn w czasie przerwy na lunch, wcześniej Elaine przyniosła całą masę rogali.
- Skąd ty tyle wiesz?- zapytała w końcu Hope.- W sensie, kiedy najlepiej się urwać, jak zwinąć jedzenie i w ogóle? Przecież jesteś tu drugi dzień!
- Mam dwóch starszych braci. Właściwie jednego, który ma kumpla, który ciągle z nim i ze mną przebywa, teraz jest dla mnie jak brat, są na trzecim roku.- parsknęła Elaine.
- Jak mają na imiona?- spytała Hope.
- Powiem ci podczas naszej wycieczki.
Hope czuła lekkie wyrzuty sumienia, że nie dała przyjaciółce żadnego prezentu.
- Ta wyprawa to najlepszy prezent urodzinowy wszech czasów.- uśmiechnęła się Elaine.
Hope kiwnęła głową, wymyśliła, że jak napotkają na kogoś, powiedzą, że idą do skrzydła szpitalnego.
Poszły nad jezioro, na błonia. Usiadły pod lipą i w jesiennym słońcu zajadały rogale, jeszcze cieplutkie. Zaczął padać deszcz, wiec weszły z powrotem do zamku. Schowały się w kuchni, gdzie roiło się od skrzatów domowych. Elaine wiedziała jak do niej wejść od brata. Swoją drogą był on teraz w kuchni.
- Cześć, siostra!- pomachał do niej ręką.
Podszedł do nich.
- Cześć, jestem Ray.- wyciągnął rękę do Hope.
- Oh, Hope.- przedstawiła się dziewczyna.
- Hej, Jason!- Ray zawołał swojego kumpla, który wyszedł zza kolumny, na jego nodze wisiał skrzat z nosem w kształcie kartofla.
Ray był wysoki, miał tak samo kasztanowe włosy co Elaine i orzechowe oczy. Jason miał niebieskie oczy, aczkolwiek jego włosy były w odcieniu czerwonej porzeczki, były bordowe! Hope przywitała się też z Jasonem. Dziewczyny zjadły po jednym ciastku i wyszły. Niestety, wpadły po drodze do dormitorium na profesora Snape'a.
- Dzień dobry, cóż to się stało, że panienek nie ma na lekcjach.- wykrzywił wargi w drwiącym uśmiechu.
- Przepraszam cię za to.- wyszeptała Hope do Elaine.
Wyjęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w rękę przyjaciółki. Chwilę potem wyciekała spod koszuli krew, a Elaine zasyczała.
- Nie widzi pan, panie profesorze? Idziemy do skrzydła szpitalnego. Koleżanka upadła na schodach i zraniła się w rękę.- powiedziała ociekającym słodkością głosem.
- No, to idźcie!- popędził je nauczyciel.
Kiedy oddaliły się od niego na wystarczającą odległość Elaine podała Hope zaklęcie kojące. Jej ręka przestała krwawić.
- Chłoszczyć!- Hope machnęła różdżką na zakrwawioną koszulę przyjaciółki, która momentalnie się wyczyściła.
Poszły do dormitorium, usiadły w pokoju wspólnym i odrobiły lekcje. Nie mówiły nic o swoich wagarach, gdy ktoś je pytał, gdzie były, puszczały to mimo uszu. Dopiero w dormitorium dziewczyn zaczęły śmiać ze swojej wyprawy i z tego jak było ekstra, cieszyły się, że nie były na lekcjach u Binnsa. Hope, jakimś niewiadomym cudem, zauważyła, że przez cały dzień liście we włosach Elaine są czerwone.
- Złote nie pasowały mi do szaty.- wyjaśniła przyjaciółka.
- Ile ty masz tych liści?- zapytała Hope.
Elaine otworzyła swój kufer. Było w nim małe drzewko kasztanowca.
- Jak chcę jakieś liście, to po prostu farbuje kilka i zrywam.- zaśmiała się.- Z tego kasztanowca jest moja różdżka. Pióro feniksa, dziesięć cali. A ty jaką masz różdżkę?
Wtedy Hope opowiedziała jej o sobie wszystko, a Elaine o niej. Zeszło im do północy. Hope długo nie szła spać, ale słyszała jak Elaine mruczy pod nosem przez sen: "Świetne urodziny... Dobra przyjaciółka... Bratnia dusza... Piękny dzień... Dzięki niej...". Hope uśmiechnęła się na te słowa. Zamknęła oczy i zaczęła rozmyślać, co zbroją w jej urodziny?
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 24-03-2013 16:11
Wyślij prywatną wiadomość
~Victim F
#22 Drukuj posta
Dodany dnia 24-03-2013 10:44
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1579
Ostrzeżeń: 0
Postów: 377
Data rejestracji: 03.07.12
Medale:
Medal

Hahahaha, jasne, że się cieszę! Dziękuuuuję bardzo! <3
Zwłaszcza, że rozdział bardzo się podobał, taki miły, sympatyczny... No cud, miód, i kasztanowiec! xD
__________________
31.media.tumblr.com/a93c3567e09506671fd5d2e9c640dbf4/tumblr_mztmp3fg1z1t6g372o1_500.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#23 Drukuj posta
Dodany dnia 25-03-2013 19:56
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział X

Marzenie, zimna krew i zdjęcia.

Pierwszy tydzień w Hogwarcie był wspaniały! Włączając w to wagary, które przyniosły wiele radości. Hope dostała podczas tego tygodnia PO z zielarstwa, ku swemu zdziwieniu PO z eliksirów, myślała, że dostanie za tą breję T, ale wisienką na torcie było W z transmutacji. Hope była zafascynowana tym przedmiotem. Aż zapragnęła być animagiem! Tak, teraz to było jej aspiracją. Niestety, kiedy zapytała się McGonagall czy mogłaby zacząć już teraz naukę, odrzekła, iż nie ma wystarczająco doświadczenia. I co, pomyślała, zacznę, chociażby teraz, nauczę się wszystkiego, począwszy od transformacji całkowitej po częściową włosów i pazurów. Poszła tego dnia do biblioteki. Wypożyczyła "Jak zostać animagiem najwyższego stopnia" Joanny Roberts. Była tam wtedy profesorka transmutacji. Oznajmiła, że dziewczyna jest bardzo uparta i może jej pomóc w spełnieniu marzenia. Zaproponowała jej prywatne lekcje co miesiąc. Gdyby Hope mogła uściskałaby nauczycielkę, ale było to niestosowne. W sobotę rano siedziała przy oknie, na jej szafce nocnej była karteczka, podobnie jak u innych dziewczyn. Głosił:

Piękne dziewczęta muszą zostać w naszych sercach!

W sobotę w samo południe odbędą się zdjęcia dziewcząt klas pierwszych w Wielkiej Sali, na trzeciej lekcji. Oczywiście uczestniczące w tych lekcjach dziewczęta są z nich zwolnienie. Ze względu na niepozwolenie na to rodziców chłopców nie będą oni pozować do zdjęć.

Okazja: Za każde zdjęcie indywidualne pięć sykli!

Hope teraz nie myślała, co włoży ani nic w tym rodzaju. Przez chwilę zastanawiała się jaki kolor będą miały dzisiaj liście we włosach Elaine. Parsknęła pod nosem. Jej najlepszy przyjaciel śpi na dachu wielkiego zamku, jej przyjaciółka trzyma w kufrze drzewko kasztanowca, a ona? Ona ma na ręce bliznę, o którą nie raz pytała wuja czy ciotkę. Zawsze mówili, że to tylko normalne znamię. Tak, tylko normalne znamię, które od czasu do czasu dla przyjemności boli tak, że dziewczyna zwija się z bólu. Tak... nic niezwykłego, nic! Dzień wcześniej Reed zapraszał ją na dach, tak w odwiedziny, na luzie i w ogóle. Hope nic nie odpowiedziała, tylko gapiła się na niego jak na wariata, który właśnie zaproponował jej kupno biegunki w proszku. Może przyjdzie, kiedyś... tam... Lavender głośno zachrapała przez sen. Elaine się obudziła, wyglądała dziwacznie bez kasztanów we włosach. Dziwne, kiedyś wyróżniała się z nimi.
- Dzień doberek, słoneczko!- zaśmiała się.
- Cześć.- uśmiechnęła Hope.
- Mogę o coś zapytać?- parsknęła pod nosem Elaine.
- Pewnie.- odpowiedziała zmieszana Hope, zawsze, gdy Elaine mówiła wprost, że chce o coś zapytać, pytała o coś dziwacznego, tak jak wtedy, gdy zapytała czy kiedyś się całowała.
- Wyjdziesz kiedyś na mojego brata? Chcę cię mieć w rodzinie!- jęknęła, w jej głosie nie było ani grama powagi.
- Yyyy... jasne, od razu załatwiaj księdza.- prychnęła Hope.
Elaine się uśmiechnęła, wzięła karteczkę ze swojej szafki i przeczytała treść.
- Raz... Dwa... Trzy...- odliczała Hope.
- Jakie ja liście założę?!- jęknęła Elaine, tak, że obudziła Lavender.
Hope zaczął boleć brzuch od śmiechu. Spadła z krzesła. Kiedy wstawała usłyszała pisk Lavender.
- Aaaa! Czy ona nie żyje?!- wskazywała na Parvati.
- Czemu tak myślisz?- zapytały naraz Elaine i Hope.
- Bo ona...- Lav przełknęła głośno ślinę, teraz wstała i Hermiona.- Ona nie oddycha!
Rzeczywiście, dziewczyna się nie poruszała. Hope chwyciła szatę i puściła się pędem w stronę wyjścia. Elaine pokazała jej ostatnio skrót do skrzydła szpitalnego. Ale to nie tam Hope się udawała. Biegła, mijając wszystkie kolumny. Dotarła do wielkiego obrazu, tak dużego jak portret Grubej Damy, to było wejście do pokoju nauczycieli. Przedstawiał starego mężczyznę z czapką z wiewiórki.
- Musze pomówić z jakimś nauczycielem! Jakimkolwiek!- wydyszała ocierając pot z czoła, na szczęście na korytarzach nie było nikogo.
- Z jakiej to okazji? Hasło!- mruknął starzec.
- Z takiej okazji, że w moim dormitorium może leżeć trup! Potrzebuję pomocy! No? Rusz się!- warknęła.
- Jakie to maniery...
- Mam teraz gdzieś maniery stary durniu! Otwieraj się! Och, proszę!- poprawiła nerwowo włosy.- Pyszałek z ciebie jakich niewiele!
- Dobrze.- kiwnął głową sędziwy facet.
Obraz się odsunął. Podała hasło. Była tam profesor Sprout i profesor McGonagall.
- Drogie panie, Parvati się nie rusza, nie oddycha! Proszę tam pójść, ja pobiegnę po panią Pomfrey!- wysapała.
- Spokojnie!- uciszyła ją ręką McGonagall.- Pani Pomfrey jeszcze nie ma w szkole, zaprowadź nas.
Kilka minut później były już w dormitorium dziewczyn. Lav siedziała skulona w kącie, zakrywała twarz rękami. Hermiona podawała jej chusteczkę, a Elaine siedziała przy Parvati, która nadal wyglądała, jakby wyzionęła ducha. Profesorki zajęły się panną Patil i zabrały ją do skrzydła szpitalnego.
Hope nie poszła śniadanie. Czekała razem z siostrą Parvati- Padmą przy drzwiach. Okazało się, że przez pół nocy była nieprzytomna. Powód był prosty. Hope była dumna, że zachowała zimną krew, a jednocześnie wiedziała, iż mogła zrobić o wiele więcej. Parvati wyszła już godzinę później, dziwne zważywszy na przedwczesny ciężki stan, ale jak zwymiotowała okazało się, że się zadławiła i to było zatrucie. Według szkolnej lekarki nic niezwykłego. Hope odetchnęła z ulgą, Parvati jej z całego serca podziękowała.
***

Jeszcze tego południa odbyły się zdjęcia i Parvati na nich była. Hope wyszła czerwona i z potarganymi włosami, ale cieszyła się z tego, bo mogła pamiętać ten zwariowany ranek. Hope uznała, iż po prostu za szybko zadziałała, wyolbrzymiała, to było tylko zatrucie, aczkolwiek cieszyła się, że pomogła, jak to powiedziała Parvati. Swoją drogą dzięki niej Gryfoni zyskali dziesięc punktów. Fotograf uznał, że wszystkie dziewczyny z Gryffindoru powinny iść do branży modelek, bo są piękne, zmysłowe i on sam raczy wiedzieć co jeszcze tam powiedział. Elaine uznała, że mogła ubrać złote liżcie zamiast niebieskich, przez co Hope odzyskała humor. Znamię na ręce znowu zapiekło, ale tym razem na moment. Opowiedziała wszystko Reedowi. Gryfonki zwolniono ze wszystkich lekcji przez ten wypadek z zatruciem. Kiedy Hope odpisywała notatki od Hermiony podszedł do niej chłopak z czarnymi włosami i zielonymi oczyma, nosił okulary i miał na czole bliznę w kształcie błyskawicy. Hope wiedziała kto to, ale nie miała ochoty zachwycać się nad nim, tak jak to robili inni. Uśmiechnął się na to.
- Ty wiesz kim jestem prawda?- zapytał niepewnie.
- Oczywiście, Panie "Sława", musisz się upewniać, że wszyscy cie znają i się rozpływają nad tobą?- prychnęła pogardliwie.
- Nie! Źle mnie zrozumiałaś, ja za tym nie przepadam. Skoro mnie o nic nie wypytujesz, uznałem, że o mnie nie słyszałaś, ale skoro tak i mnie nie pytasz to...- język mu się plątał.
- Rozumiem.- uśmiechnęła się Hope.- Nie chciałam być niemiła, tylko mam dosyć zachowywania się ludzi wobec ciebie. Przepraszam.
- Nie szkodzi, ja wręcz dziękuje ci!- wyjaśnił Harry, Hope nie do końca rozumiała.
- Za co...?
- Za to, że mnie nie wychwalasz pod niebiosa, mam tego dość! Właściwie, tak gadam, chciałem zapytać jak masz na imię i czy wszystko w porządku, strasznie syczałaś.
- Oh, jestem Hope Filians.- podała mu rękę.- I powiedzmy, że mam podobną do ciebie przypadłość.- mrugnęła do niego wskazując na bliznę.- Wiesz co? Jesteś inny, niż myślałam, nie jesteś snobem.
- Dzięki.- mruknął sarkastycznie Potter.
- Nie, teraz ty nie rozumiesz.- zaśmiała się Hope.- Jesteś miły, to komplement.- wybrnęła z tego.
- Dzięki.- uśmiechnął się Harry.
- Dobra, muszę iść spać, do jutra.- mrugnęła do chłopaka.
- Cześć, miło było pogadać. Może jutro pogawędzimy nie o mnie?- parsknął.
- Dobry pomysł.
Dziewczyna popędziła do dormitorium i wrzasnęła z całej siły głosu. Podczas rozmowy z Potterem blizna bolała jak jeszcze nigdy. Chwilę potem usłyszała podobny wrzask dobiegający z dormitorium chłopców. Czy Harry'ego też bolała jego blizna? Hope poszła spać. Jutro powiem Elaine, pomyślała, co to mogło być? On?
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:25
Wyślij prywatną wiadomość
~Zosienka000 F
#24 Drukuj posta
Dodany dnia 27-03-2013 16:59
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Charłak
Punktów: 10
Ostrzeżeń: 0
Postów: 14
Data rejestracji: 20.03.13
Medale:
Brak

super! naprawdę potrafisz niesamowicie pisać! Uśmiech
Wyślij prywatną wiadomość
~mika3213214 F
#25 Drukuj posta
Dodany dnia 27-03-2013 17:16
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Charłak
Punktów: 6
Ostrzeżeń: 0
Postów: 13
Data rejestracji: 26.03.13
Medale:
Brak

Super to opowiadanie! Bardzo mi się podoba Uśmiech

Pozdrawiam Cię serdecznie drogi Gościu :**
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#26 Drukuj posta
Dodany dnia 28-03-2013 11:54
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Dziękuję bardzo.
Rozdział XI

Na dachu.

Hope mała serdecznie dosyć niedopowiedzeń! Ta ręka nigdy tak nie bolała i wyglądało na to, że to rzeczywiście wina Pottera. Mimo, iż dziewczyna nie chciała nikogo oskarżać, widziała tylko takie wytłumaczenie. Na osłodę ból sprawiały też lekcje obrony przed czarną magią. Jeśli na krótko zerkała na profesora przedmiotu, słyszała jakby szum w głowie, a blizna zaczęła kłuć. Ponad to Harry zaczął jej unikać. I dobrze, pomyślała, mnie blizna przestanie boleć i jego. Proste? Proste. Aczkolwiek nie do końca. Nawet zawsze roześmiana Elaine była zakłopotana, gdy Hope opowiedziała jej i Reedowi o spotkaniu z Potterem. Z Reedem i tak się rzadko widywała, co zaczynało ją denerwować. W jednym domu, a tak daleko od siebie, no piękniej być nie może! Jednak we wtorek wieczorem, jak odrobiła esej z transmutacji, o który błagała Elaine, przyszedł do niej Snitch.
- Cześć.- przywitał się.
- Hej.- mruknęła Hope, którą drażniła nieobecność przyjaciela, chociażby w pokoju wspólnym.
- No, weź, nie denerwuj się na mnie, sama wiesz...- zanim skończył dziewczyna mu przerwała:
- Wiem, wiem, że mieszkasz na dachu, ale mógłbyś przebywać częściej w pokoju wspólnym!
- Dobra, dosyć, trochę ciszej. Chcę ci to wynagrodzić.
- To bądź normalnym Gryfonem! Nie możesz w inny sposób!- warknęła Filians.
- Chcę spróbować, zaryzykuję, nie chcę, żebyś się przeze mnie zmieniała w denerwującą się dziewczynę i obiecuję, że będę tu przychodzić, i z wami przebywać.- dodał szybko.
Hope bez słowa wstała, wiedziała, że zachowuje się arogancko, ale może to przez tę bliznę? Non stop ją bolała i wprawiała w zły nastrój. Wyszła z pokoju wspólnego Gryfonów przez portret Grubej Damy i zeszła na szóste piętro za Reedem. Podążała za nim, powoli stawiając stopy na kolejnych stopniach schodów. Na piątym piętrze, na który już doszli, skręcili w lewo. Potem w stronę biblioteki. Zatrzymali się przed ogromną półką. Reed się rozejrzał. Chciał się upewnić, że nikt nie patrzy. Walnął pięścią w bok półki. Drewno wyglądało, jakby przeszedł po nim dreszcz. Drzazgi zaczęły falować, skończyło się na tym, że wyglądały tak samo jak wcześniej. Z jedną jednak różnicą. Z lewej strony drewnianej ścianki wypadł mały kawałek i ukazał guziki z cyframi. Były zaznaczone na czerwono. Reed wystukał siedem, jeden, dwa, zero i zero. Kawałek drewna, który odsłaniał przyciski, zakrył je, ścianka wyglądała jak przedtem. Po jakiejś minucie pod miejscem przycisków pojawiła się drewniana gałka. Reed przekręcił ją i pociągnął do siebie. Teraz owa ścianka była drzwiami, odkrywała malutki korytarz. Ta półka na książki była niezwykle szeroka, tak, że mogła pomieścić Reeda, a książki były inaczej poukładane, okładką, a nie grzbietem do wypożyczającego. Półka była wysoka do sufitu. Za "drzwiami", w korytarzyku, widniały schodki. Reed zaczął po nich wchodzić. Hope, która nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa, poszła za nim. Po trzydziestu schodach nastąpił zakręt, teraz podążali w prawą stronę,twarzą do ścianki, która to wszystko otwierała. Nareszcie doszli do końca! Stopni było sześćdziesiąt. W suficie była klapa. Reed ją otworzył, nad nią rozpościerało się granatowe, gwieździste niebo. Chłopak wyszedł, podał Hope rękę. Ona też wyszła i zamknęła za sobą klapę. Była tutaj jedyna płaska część dachu. Widać tu było wszystkie wieże. Zakazany Las, cały oblany kroplami deszczu, aż świecił w blasku księżyca.
- Łał!- tylko to wydobyło się z ust Hope.
- Teraz rozumiesz, dlaczego nie chcę stąd wychodzić?- zapytał szczerząc się Reed.
- Tak.- westchnęła Hope.
Czuła się jak w raju. Tu było wszystko, czego nie było w dormitorium. Był tu spokój, cisza, której teraz dziewczyna bardzo potrzebowała. Początkowy szok z powodu widoku drogi Reeda na dach minął, zastąpił go zachwyt. Chciała tu zostać, tu mijał ból ręki i wszelkie troski, ochłonęła. Miała ochotę siedzieć tak i nic nie robić, tylko patrzeć na te wszystkie piękne rzeczy.
- Śpisz tu też, gdy pada?- spytała przyjaciela.
- No... trochę jest wtedy mokro, ale w domu jest tak zawsze.- parsknął Reed.
- Jejku, masz tu aż poduszkę i prześcieradło do przykrycia, że też się Dumbledore się na to zgodził.- Hope pokręciła głową w niedowierzaniu, ale czuła, że za taki widok co ranek mogłaby spać na kafelkowym dachu. Czemu nie przyszłam tu wcześniej, pytała samą siebie.
- Wynagrodziłem ci te wszystkie chwile beze mnie?- zapytał.
- Tak, nie zmieniaj się, proszę.- szepnęła.
Zerknęła na granatowe oczy przyjaciela, które były i po wakacjach pewnie będą czarne. Na jego włosy w kolorze czekolady, które były i pewnie będą czarne. Przypomniała sobie Reeda, który chciał wyjść z przedziału w pociągu, bo jest półkrwi. Tego chudzielca, który wyglądał jak żywy trup, teraz był inny z wyglądu, ale zachował charakter, za co Hope była mu wdzięczna. Rozmawiali o wszystkim, poza bólem i cierpieniem, bo o takich rzeczach w takim miejscu się rozmawiać nie da. Gawędzili do dwudziestej, gdy Hope zrozumiała, że musi wracać, jednak pójście stąd było bardzo trudne. Z bólem w sercu przełamała się i otworzyła klapę.
***

Dziewczyna z jakiegoś powodu nie mogła zasnąć, może po prostu nie miała na to ochoty? Z samego rana zerwała się na nogi, ledwo nastał świt. Pozostałe dziewczyny jeszcze smacznie chrapały. Była piąta rano, do lekcji jeszcze kilka godzin, aczkolwiek uczniom wolno już było być na korytarzach. Ubrała rajstopy, spódniczkę w kolorze popiołu z kominka i koszulę. Zawiązała niedbale krawat w barwach Gryffindoru i wyszła. Usiadła przy kominku, w wysiedzianym fotelu. Patrzyła w płomienie. Tak po prostu, bez celu. Zawsze lubiła patrzeć na ogień. Rozmyślała, gdzie może pójść. Na dach? Nie, nie będzie budzić Reeda o tej porze. Do Wielkiej Sali? Nie, jeszcze nie ma uczty. W końcu wstała i uznała, że pójdzie tam, gdzie ją nogi poniosą. Nie miała pojęcia dokąd idzie. Grunt, że idzie. Sama nie wiedziała czemu, ale miała wielką ochotę pozmawiać z dyrektorem. O czym? Nie miała zielonego pojęcia. Ocknęła się ze swych myśli. Stała przed drzwiami. Drzwiami jak wszystkie inne, aczkolwiek tak od innych różne. Do tych bardzo chciała wejść. Nacisnęła na klamkę. Drzwi były zamknięte. Hope wyjęła różdżkę.
- Alohomora!- wyszeptała do klamki.
Drzwi się otworzyły. Weszła do lekko zaniedbanego pokoju. Było tu pełno kurzu i trochę pajęczyn, najwidoczniej nikt tu nie wchodził. Jedyną rzeczą w tym pokoju było ogromne lustro. Niezwykłe lustro. Hope podeszła, aby przeczytać napis na ramie zwierciadła. Wyglądało o wiele starzej, a okazalej za razem, niż to w jej pokoju.
- Ain Eingarp Acreso Gewtela Az Rawtąwt Ein Maj Ibdo.- przeczytała na głos.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 29-03-2013 11:53
Wyślij prywatną wiadomość
~Victim F
#27 Drukuj posta
Dodany dnia 29-03-2013 11:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1579
Ostrzeżeń: 0
Postów: 377
Data rejestracji: 03.07.12
Medale:
Medal

Haha, moja droga, uważaj na literówki Oczko W X było jeszcze parę interpunkcyjnych, ale sama w tym orłem nie jestem, tak więc nie będę wytykać ;-)
Ogółem, bardzo przyzwoite opowiadanie, podoba mi się ^^ Zastanawiam się, czy Hope pogawędzi sobie jeszcze z Harrym Rozbawiony
__________________
31.media.tumblr.com/a93c3567e09506671fd5d2e9c640dbf4/tumblr_mztmp3fg1z1t6g372o1_500.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#28 Drukuj posta
Dodany dnia 30-03-2013 13:18
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Te błędy, które znalazłam poprawiłam i mam nadzieję nie popełniać kolejnych, za te stare przepraszam moich czytelników.
Rozdział XII

Szczyt wszystkiego!

Hope stała przed zwierciadłem. Patrzyła w swoje odbicie, nagle dziewczyna w lustrze poruszyła lewą ręką, ukazując jej nieskazitelną skórę. Nie było ani cala blizny! Dziewczyna uśmiechała się promiennie. Za nią pojawiła się pewna postać. Kobieta z włosami spiętymi w kok, tak, że nie widać było ich koloru, ale Hope była pewna, że, tak jak na zdjęciu, były w kolorze tlenionego blondu. Uśmiechała się do Hope z miłością w oczach. Jej mama. Nie było innego wytłumaczenia. Hope obejrzała się za siebie. Nikogo, poza nią, nie było w pokoju. Znów popatrzyła na zwierciadło. Matka nadal w nich widniała. To była piękna magia. Hope usiadła na marmurowej posadzce. Wiedziała, że szybko stąd nie wyjdzie.
***

- I ona była w odbiciu?!- zapytali naraz Elaine i Reed.
Hope właśnie im opowiedziała o zwierciadle Ain Eingarp. O tym jak zobaczyła mamę. Na przerwach nie było na to czasu, a z resztą Hope nie miała do tego głowy. Albo cieszyła się z W za esej z transmutacji, albo powtarzała na sprawdzian z eliksirów. Jedną przerwę to całkiem zmarnowała, musiała zaprowadzić jakiegoś niziutkiego Puchona do skrzydła szpitalnego, bo rozciął rękę szkłem. Przez co na pewno straciła punkt na sprawdzianie, bo nie powtórzyła, w którą stronę miesza się eliksir rozweselający w trzecim kroku.
- Tak, ale nie stała za mną.- Westchnęła Hope.
- A pokażesz nam ten pokój?- zapytał Reed z wyraźną nadzieją w głosie.
- Sądzę, że tak, jeśli trafię...
- Jak to? Przecież raz tam doszłaś, no nie?- zdziwiła się Elaine.
- No... moje nogi na pewno... Oh, nie miałam zamiaru tam trafić! Ja... Ja tam doszłam przez przypadek!- jęknęła Hope.
Dwójka przyjaciół zmarkotniała. Wszyscy zaczęli pisać wypracowanie z zielarstwa, było na jedną stronę rolki pergaminu. Hope już kończyła, chociaż nie była pewna czy mucinsję warkotną zasypuje się ziemią po dwóch dniach, czy po roku. Tak czy inaczej, sprawdziła poprawność i uznała, że na sto procent ma szansę na Z. Kiedy Hope skończyła, zgodziła się zerknąć na projekt Elaine z transmutacji. Mieli zadanie dodatkowe. Musieli ulepić przykład transmutacji przedmiotu w żywą istotę lub na odwrót, na przykład zamienienie żuka w guzik. Oczywiście jeszcze tego nie przerabiali, dlatego było to zadanie dodatkowe. Hope uznała, że projekt Elaine jest całkiem w porządku i może liczyć na PO, ostatnio za esej z transmutacji dostała N i Hope czuła sie trochę winna, bo nie dała koleżance zerknąć na jej wypracowanie, o które błagała. Elaine i Reed jeszcze pisali, więc Hope uznała, że się przejdzie. Wyszła z dormitorium i podążyła ku drzwiom prowadzącym na błonia. Niebo na zewnątrz było bardzo zachmurzone, cała pogoda była do kitu. Hope ciągle chciało się spać, poza tym miała dość śliskiej trawy, mokrej od deszczu. Zobaczyła nagle coś ciekawego. Na łące za jeziorem stał nie kto inny jak jej kuzyn Draco Malfoy. Razem z jakimś gorylem schylali się trzymając koszyk. Draco trochę się odsunął. Ukazał słodkiego, szarego kociaka, który ma oko nie miał więcej niż trzy miesiące. Kumpel Malfoya przykrył zwierzę koszykiem, który pod wpływem czaru Dracona, zamienił się w plastikowe pudełko. Goryl zaczął w nie bić pięściami.
- Kretyni!- warknęła Hope.
Wyjęła różdżkę i poszła w ich stronę. Może to i błahy powód na kłótnie. Może i ma miękkie serce. Może i jest paniusią broniącą małego kotka, ale ona ma przynajmniej serce! Czuła się strasznie głupio i nie wiedziała co ją ugryzło, jednak szła zrobić coś, żeby niewinne stworzenie nie cierpiało! Nie wiedziała czemu, ale tak robiła i to jest najważniejsze! Nie miała absolutnie ochoty czuć się jak bohaterka! Miała ochotę przykryć tę dwójkę plastikowym pudłem i bić w nie pięściami. Doszła do śmiejącej się dwójki.
- Cześć- przywitała się jakby nigdy nic.
- Siema. Słuchaj, mogłabyś już sobie iść, jesteśmy zajęci- mruknął Draco.
- Co tam macie?
- O...- Malfoy wydawał się zaskoczony.- Yyy... skunksa...
- Sam jesteś skunks!- krzyknęła Hope. - ExPeriallmus!
Obaj chłopcy odlecieli do tyłu. Hope podniosła pudło i wzięła kociaka, który siedział skulony. Najszybszym krokiem jakim potrafiła podążyła w stronę zamku. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w dormitorium dziewczyn w wieży Gryffindoru.
- Co się stało? Co to za słodziak?- Elaine kompletnie nie wiedziała co się dzieje.
Wtem Hope opowiedziała przyjaciółce o tym, co się stało na łące i o tym jak potraktowała chłopaków, i o tym jak dziwnie się z tym czuła.
- Ale świnie!- wrzasnęła Elaine.- Przecież jakbyś czegoś nie zrobiła to posunęliby się jeszcze dalej! Zrobiłaś dobrze i każdy nauczyciel to zrozumie, no, poza Snape'm.
- No, właśnie. Oni są Ślizgonami, Snape to ich opiekun.- jęknęła Hope.
- Prędzej pójdą do McGonagall. Przynajmniej tak sądzę.
- Nie chciałam czuć się jak bohaterka...
- Oh, Hope, dobrze zrobiłaś, ale co z nim zrobisz?- Tu brunetka wskazała na kota.
- No, nie mogę mieć dwóch zwierzaków.- Pomyślała chwilę, po czym podała zwierzaka Elaine.- Oto twój spóźniony prezent urodzinowy.- Wyszczerzyła się.
- Dziękuję!- dziewczyna przytuliła zwierzę.- I powtarzam ci po raz kolejny, dobrze zrobiłaś.- dodała widząc minę przyjaciółki.
- No, wiem.- uśmiechnęła się Hope.- Tylko nie dawaj mu kasztanów i liści za uszy.- zaśmiała się.
Przyjaciółka rzuciła w nią poduszką, a Filians coś się przypomniało, jak ona rzuciła w kuzyna poduchą z powodu radości. Teraz wstydziła się nazwać go rodziną.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 31-03-2013 12:05
Wyślij prywatną wiadomość
~Laufey F
#29 Drukuj posta
Dodany dnia 30-03-2013 14:00
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Portret w gabinecie dyrektora
Punktów: 5205
Ostrzeżeń: 0
Postów: 677
Data rejestracji: 15.05.10
Medale:
Brak

Pierwsze pytanko, jakie mi się nasunęło - czy masz jakąś betę? Tekst ogólnie jest w porządku, kilka literówek, które zaraz Ci pokażę, ale byłoby o wiele lepiej, gdybyś pisała dłuższe zdania ;] Cały tekst nabrałby pewnej ciągłości. Trochę nie spodobało mi się to, że prawie dokładnie powieliłaś spotkanie Harry'ego ze zwierciadłem, a nawet reakcję przyjaciół na opowieść o tym. Poza tym, całkiem fajnie piszesz, ale beta by się przydała Oczko
hermiona_182312 napisał/a:
- Tak, ale nie stała za mną.- westchnęła Hope.

Po kropce używamy wielkich liter. ;]
- A pokarzesz nam ten pokój?- zapytał Reed z wyraźną nadzieją w głosie.

Pokażesz.
Wszyscy zaczęli pisać wypracowanie z zielarstwa. Było na jedną stronę rolki pergaminu.

To jest właśnie jedno z tych zdań, o których wspominałam wyżej, tutaj równie dobrze mogłabyś wstawić przecinek, lekko zmieniając konstrukcję drugiego zdania, a treść by miała tę właśnie ciągłość ;]
Wyjęła różdżkę i poszła w ich stronę. Może to i błahy powód na kłótnie. Może i ma miękkie serce. Może i jest paniusią broniącą małego kotka, ale ona ma przynajmniej serce! Czuła się strasznie głupio i nie wiedziała co ją ugryzło, jednak szła zrobić coś, żeby niewinne stworzenie nie cierpiało! Nie wiedziała czemu, ale tak robiła i to jest najważniejsze! Nie miała absolutnie ochoty czuć się jak bohaterka! Miała ochotę przykryć tę dwójkę plastikowym pudłem i bić w nie pięściami. Doszła do śmiejącej się dwójki.

Bardzo dobre podejście, nawet w świecie magii. ;D
- Cześć.- przywitała się jakby nigdy nic.

O ile dobrze pamiętam, kropkę w wypowiedzeniu stawia się wtedy, kiedy jej opis zupełnie nie dotyczy treści, którą wyraża, czyli tamta kropka wyżej jest zbędna. Oczko Oczywiście mogę się mylić, nie dam sobie uciąć ręki za poprawność tego, co napisałam.
- Siema. Słuchaj, mogłabyś już sobie iść, jesteśmy zajęci.- mruknął Draco.

Ta kropka na pewno zbędna.
- Oh, Hope, dobrze zrobiłaś, ale co z nim zrobisz.- tu brunetka wskazała na kota.

Tu chyba powinien być znak zapytania...? I tamto od dużej.
- No, nie mogę mieć dwóch zwierzaków.- pomyślała chwilę, po czym podała zwierzaka Elaine.- Oto twój spóźniony prezent urodzinowy.- wyszczerzyła się.

Oba od dużej.
Przyjaciółka rzuciła w nią poduszką, a Filians coś się przypomniało. Jak ona rzuciła w kuzyna poduchą z powodu radości.

Gdyby tu był przecinek, zdanie wyglądałoby lepiej.
Podsumowując, masz całkiem fajny styl pisania, ale przydałaby się jakaś beta. Porozglądaj się za takową, a jak znajdziesz, to zobaczymy, co z tego wyjdzie Oczko Pozdrawiam.
__________________
i47.tinypic.com/2quj72s.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#30 Drukuj posta
Dodany dnia 01-04-2013 15:36
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XIII

Do potęgi przez dziwactwa.


Ten rozdział dedykuję Laufey, dziewczynie równie mądrej, co Minerwa McGonagall.

Elaine wszędzie chciała chodzić z Cheesy'm - tak nazwała swojego kotka. Raz poprosiła Hope, żeby rzuciła zaklęcie na malucha, takie zaklęcie, aby nie rósł przez następne kilkanaście lat. Nie mogła znieść, że jej mały kociak urośnie. Rzecz jasna, Hope tego nie zrobiła. Jednak i jej Cheesy przynosił wiele radości, chociażby dlatego, że ciągle uciekał Elaine, gdy chciała mu założyć liść kasztanowca za uszko. Ogólnie Hope była szczęśliwa, bo jak dotąd spotkała profesora Snape'a już z siedem razy od spotkania z Draconem, a on nic jej nie powiedział na temat tego zdarzenia nad jeziorem. Z klepsydry Gryffindoru nie ubyło rubinów, co jeszcze bardziej podniosło ją na duchu. Poza tym, lekcje eliksirów ze Snape'm były o niebo lepsze od obrony przed czarną magią z Quirellem. Już wolała cały dzień siekać ślimaki do eliksirów, niż słuchać tej jąkały i znosić ból ręki, który robił się coraz bardziej nieznośny. Pomijając nawet fakt, że zawsze w jej klasie siedział Potter. Nie miała jednak ochoty codziennie wchodzić na dach, żeby ochłonąć. Szczerze mówiąc, nie musiała. Była naprawdę szczęśliwa i nawet jeśli bardzo się denerwowała, to zawsze coś ją rozśmieszało i ból stawał się taki dobry, nawet jakby łagodny i przyjemny.
Reed siedział w pokoju wspólnym, odrabiał lekcje jak każdy, normalny Gryfon. Wszystko było dobrze. Hope nie mogła się, mimo wszystko, powstrzymać przed chodzeniem z samego rana do pokoju, w którym stało zwierciadło Ain Eingarp. Wyszło jednak na to, że nie chodziła tam jako jedyna. Kiedy po raz ósmy była w pokoju i siedziała na zakurzonej podłodze, drzwi się otworzyły. Dziewczyna schowała się za kolumną, a w blasku słońca, które przebijało się przez brudną szybkę, zamigotały dwa szkiełka.
***

- No, chodź, bo jeszcze bardziej się spóźnimy! - Elaine ponagliła przyjaciółkę ręką.
Dziewczyny właśnie biegły do lochów, zmierzając do klasy eliksirów. W porze lunchu były w Wielkiej Sali i słuchały muzyki z odtwarzacza MP3 Elaine, który dostała od mamy na urodziny. Nie był to zwyczajny, mugolski odtwarzacz, bo takie na pewno by nie zadziałały w Hogwacie. Był to specjalny, zaczarowany odtwarzacz, wzięty prosto ze sklepu Zonka.
Przez muzykę nie usłyszały dzwonka. Zorientowały się, że trzeba biec na lekcje, gdy cała sala opustoszała. Teraz dobiegały już do drzwi. Hope rąbnęła dłonią w klamkę, drzwi otworzyły się z łoskotem.
- Nareszcie - mruknął Snape.
Hope odetchnęła, że profesor nie odjął punktów, ani nie dał szlabanu. Usiadł na swoim miejscu. Na ławce leżała kartka pergaminu ze sprawdzianem, który pisali kilka tygodni temu. W końcu, pomyślała Hope. Miała na co czekać. W prawym górnym rogu widniały wielkie litery "PO", a pod spodem ocena "Powyżej oczekiwań". Obok widniał podpis nauczyciela eliksirów. Dziewczyna cieszyła się niezmiernie. Tak jak myślała, zawaliła pytanie o mieszanie w kroku trzecim. Zerknęła ukradkiem na kartkę Elaine, przyjaciółka dostała Z.
- To i tak dobrze - szepnęła jej na ucho.
Z drugiej strony siedział Reed. Pomachał jej kartką z literami "PO". Hope podniosła kciuk do góry. Lekcja przebiegła spokojnie. Hope zaczynała coraz bardziej lubić ten przedmiot, był bardzo ciekawy. To była przedostatnia lekcja, bo ostatnią było skrócone zielarstwo. Skrócone, bo profesorka musiała iść na spotkanie rady pedagogicznej, wiec puściła uczniów wolno. Jeszcze tego samego dnia do Pokoju Wspólnego przyleciał Godryk.
- I gdzieś ty był przez te tygodnie? Chodź tu! - Hope wyciągnęła rękę, a sowa wyraźnie się ucieszyła. Wyciągnęła ku swej właścicielce nóżkę, by zabrała zrulowany liścik. Hope zaczęła czytać.

Panno Filians,
jak mniemam chciała się pani uczyć transformacji. Zapraszam do mojego gabinetu o szóstej wieczorem. Będzie się pani tam stawiać co miesiąc, tego samego dnia miesiąca.
Profesor Minerwa McGonagall.


- Ale super!- Ucieszyła się Hope.
Wstała i zaczęła tańczyć z radości. Dopiero potem sobie przypomniała, że na jej przedramieniu siedzi Godryk, więc ostrożnie stanęła i poczęstowała płomykówkę kruszonką z ciasta, które przyniosła razem z Elaine z kuchni. Nurtowało ją jedno pytanie, zatem cieszyła się, że będzie je mogła zadać McGonagall. Była wtedy piąta trzydzieści.
***

Nastała piąta pięćdziesiąt pięć, a Hope wierciła się na krześle, jakby miała owsiki. Nie mogła więcej wytrzymać, więc wybiegła z dormitorium i w trymiga znalazła przy gabinecie wicedyrektorki. Cała zasapana i czerwona, zapukała do drzwi. Usłyszała pozwolenie i przeszła przez próg.
- Dobry wieczór - wydukała Hope, zamykając drzwi.
- Witam - przywitała się pani profesor, podnosząc wzrok znad jakichś papierów. - Przejdźmy tam.- Wskazała drzwi po swojej prawej stronie.
Hope kiwnęła głową i poszła za McGonagall do pokoju przypominającego salę do eliksirów, z tą różnicą, że na półkach nie było wszelkiego rodzaju składników, tylko cała masa rolek pergaminu, rozłożonych esejów i dokumentów.
- Czy jesteś pewna, że chcesz się tego uczyć? To bardzo zaawansowana magia. Sama całkowita jest bardzo trudna, a wychodzi na to, że chcesz się nauczyć również częściowej, co jest ledwo wykonalne i ja cię tego w pełni nie nauczę, bo tego nie umiem - wyjaśniła McGonagall.
Hope nic nie powiedziała, tylko kiwnęła głową. Sama też może się nauczyć.
- Podoba mi się twoja determinacja i ambicja. Zacznijmy od tego w jakie zwierzę będziesz się zmieniać i... - Nie zdążyła dokończyć, bo Hope jej przerwała:
- Pani profesor, czy jeśli ktoś chce zostać animagiem, czuje, że musi pomóc prawdziwym zwierzętom w potrzebie?
- Tak, co sprawia, że jeszcze bardziej chcesz się stać animagiem, czyli już cię nie wyleczę z tej ambicji. Wracając do tego co mówiłam, w jakie zwierze będziesz się zamieniać?
- Nie wiem, nie mam pojęcia - Hope sapnęła z rezygnacją.
- No, to musimy to sprawdzić panno Filians - powiedziała profesorka, wstając. Wzięła jeden z dokumentów stojących na półce i rozwinęła. Zaczęła pytać. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
Hope miała tępa minę, profesor McGonagall chyba to zauważyła.
- Wiem, to trochę banalne pytania, też przez to przechodziłam, ale to nam pomoże, wierz mi. - Kiwnęła głową, po czym powtórzyła pytanie. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Yyy... - Hope zaczęła intensywnie myśleć, przypomniała sobie, jaki chciała mieć kolor ścian w pokoju. - Miętowy...
- Dobrze. - McGonagall naskrobała coś na kartce pergaminu, spoczywającej na biurku i pytała dalej. - Jaką cechę cenisz sobie najbardziej?
- Hart ducha... - Hope powiedziała to bez zastanowienia. Profesorka znów zaczęła pytać:
- Ulubiony napój?
- Piwo kremowe. - Teraz odpowiadała już pewna siebie i czuła się jakby coś w niej się zmieniało, jakby wszystkiego była pewna, czy o to chodziło z tymi pytaniami? McGonagall znów coś naskrobała.
- Czy lubisz nosić biżuterię? - To pytanie wydało się Hope banalne, odpowiedziała błyskawicznie:
- Zależy od okazji.
- Kim chcesz zostać w przyszłości? - Tutaj nauczycielka zatrzymała wzrok na uczennicy.
- Nauczycielką transmutacji - Hope odpowiedziała jak gdyby nigdy nic, kobieta się uśmiechnęła.
- W jakie zwierzę się zamienisz?
Hope nic nie powiedziała. Zerknęła na swoją rękę, i mogłaby przysiąc, że zobaczyła zwierzęcą łapę.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:31
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#31 Drukuj posta
Dodany dnia 02-04-2013 14:34
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XIV

Musułka kieszonkowa.

- Pani profesor! Pani profesor, czy pani to widziała?! - Hope nie kryła podniecenia.
- Eh... - McGonagall nie okazywała entuzjazmu. - Moja droga, mieliśmy tylko próbkę materialną zwierzęcia... Mamy, w związku z tym, dwa wyjścia. Albo znajdziesz zwierzę, które ma taką łapę, albo będziemy się normalnie uczyć jakbyśmy znały to zwierzę. Oba sposoby nie są zbyt łatwe, ale pozwolę ci się zastanowić. - Profesorka mocno ścisnęła wargi. - A zatem, dobranoc. - Uśmiechnęła się, chociaż uśmiech wyglądał na wymuszony.
Hope zdała sobie sprawę, ile dodatkowej pracy dostarcza nauczycielce. Przebywała z uczennicą, która chce zostać animagiem, kiedy miała wolny czas na przyjemności, choć wypisywanie papierów do nich na pewno nie należało.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy dobrze robi, prosząc o pomoc nauczycielkę. Czy nie byłoby rozsądniej próbować na własną rękę? Potem musiała się odbyć rejestracja animaga i w ogóle, ale nie chciała łamać prawa. Zatem co miała zrobić?
Wstała i poszła w stronę drzwi.
- Weź sobie ciasteczko na drogę - powiedziała McGonagall.
Hope wyjęła z koszyczka stojącego na biurku herbatnik z orzechami. Ugryzła kawałek i wyszła.
Idąc korytarzem natknęła się na jakąś namiętną parkę. Na ich widok parsknęła śmiechem. Rudy Gryfon w okularach obejmował Krukonkę, a kiedy zobaczył, że ktoś przechodzi, odskoczył. Hope rozpoznała w nim prefekta Gryffindoru. Usłyszała za sobą pośpieszne wytłumaczenia ów Gryfona, ale nic nie odpowiedziała. Potem znowu zapadła cisza.
***

Następnego ranka pannę Filians ogarnęły trudne myśli co do bycia animagiem. Opowiedziała wszystko poprzedniego wieczora Reedowi i Elaine. Chłopak uznał, że powinna znaleźć tego zwierzaka w jakiejś książce, bo wtedy będzie prościej, Elaine sie z nim zgodziła, była zdania, że Hope ma na to jeszcze dużo czasu.
Tak... i to było tak nieznośne. Zajęcia raz na miesiąc, czyli dziesięć w całym roku szkolnym, dlatego dziewczyna postanowiła, że w międzyczasie sama będzie próbować. W końcu miała książkę. To nie mogło być takie trudne, aczkolwiek lepiej by było znaleźć to zwierzę, choćby dla poskromienia ciekawości, która ją zżerała.
Lekcje tego dnia minęły dość szybko, bo kończyły się równo z lunchem. Hope zyskała pięć punktów na zielarstwie i w dodatku PO z pracy domowej, czyli miała rację co do mucinsji warkotnej. Dziewczyna była dumna ze swoich ocen, dostawała głównie PO, a z transmutacji W, więc nie miała na co narzekać.
Tego dnia Reed nie poszedł na dach, ale z Elaine i Hope do dormitorium. Wszystkie klasy miały jeszcze lekcje, ale trzecia miała okienko. Trójka przyjaciół spotkała w pokoju wspólnym Raya i Jasona. Brat Elaine (ten rodzony) miał w ręce coś, co wyrzucało z siebie białe i różowe iskierki. Wyglądało to jak przypominajka, ale nie było w niej mgiełki, tylko niebieski, gęsty płyn. Ray zamknął kulkę, a w środku płyn zmieszał się ze skaczącymi wesoło iskierkami. Utworzyły napis mówiący o dzisiejszej dacie.
- Co to? - zapytała Hope, przyglądając się.
- Lepsza wersja przypominajki, mówi o czym zapomniałaś - odpowiedział Jason.
- Super! Trochę dziwny ten płyn, ale jest super. Skąd on wie, kiedy jest jakaś okazja?
- Płyn musi kleić te iskierki, musi to w miarę kusząco wyglądać, jak pokazuje datę. Musisz przyłożyć go do swojego kalendarza, w którym wszystkie okazje masz zapisane. Są też inne kolory, jest okazja! - Jason zaśmiał się.
- Czyli jednak ekonomia uderzyła wam do głowy? - Elaine nie wyglądała na zdziwioną.
- Przestań, to kalendarz i przypominajka w jednym, zbiją na tym fortunę! - Hope nie kryła zachwytu. - Ile za jedną?- zapytała dziwiąc się sobie samej, że o to pyta, ale to był naprawdę super gadżet.
Ray miał już powiedzieć, ale Jason wszedł mu w słowo:
- Po znajomości za darmo! - Wyszczerzył się.
- Dzięki. - Hope uznała, że to bardzo miło z ich strony.
- Pierwotne założenie było inne, miało to być coś co zmienia daty w kalendarzach nauczycieli, ale dorosłą klientelę trudniej przyciągnąć. Jednakowoż to może ich skusić - wyjaśnił Ray.
- Musicie to opatentować - odparł Reed.
- Już to zrobiliśmy. Nam wystarczy ten jeden produkt, istny przebłysk naszego geniuszu - przyznał nieskromnie Jason.
Chłopak sięgnął po kartonowe pudełko pod stołem i położył na kolanach. Otworzył je, było pełne kulek z płynem i iskierkami w środku.
- Do wyboru, do koloru. Dosłownie wręcz.
Hope wybrała kulkę z białym płynem i zielonymi oraz pomarańczowymi iskierkami. Już miała iść do dormitorium, gdy Ray zawołał za nią:
- Zaczekaj, chodź jeszcze na chwilę!
Podeszła do chłopaka. Przykleił do kuleczki małą naklejkę z napisem: "Firma Kasztanowa Porzeczka Arthura Stevena Auburna i Jasona Griffina Amaresa".
- Arthura? - zdziwiła się Hope.
- Kiedy indziej ci wytłumaczymy.- Mrugnął do niej Jason.
Dziewczyny poszły do swojego dormitorium, a Reed wyszedł, aby udać się na dach. Mieli spotkać się jeszcze wieczorem. Hope usiadła na swoim łóżku i wyjęła z szuflady szafki nocnej kalendarz. Przyłożyła do niego kulkę. Biały płyn chlusnął w środku i zmieszał się w iskierkami tworząc napis "Musułka kieszonkowa Hope Filians".
- Co jak co, ale nazwę ta rzecz na świetną. - Zaśmiała się. - Tobie się nie podoba?- zwróciła się do przyjaciółki.
- Bardzo, tylko się z nimi droczyłam - mruknęła Elaine. - Będę mieć takich w domu na pęczki. Dobrze, że zajęli się takimi rzeczami, dorośli zawsze więcej zapłacą, mają pomysł na siebie... zaczynam mówić jak moja mama! - Zmarszczyła brwi i kiwnęła lekko głową.
Hope nieco zmartwiło to zachowanie.
- Co jest? - zapytała przyjaciółkę.
- Który dzisiaj?
Hope potrząsnęła musułką. Utworzył się napis "24 września" a pod spodem "brak okazji i rocznic".
- Dwudziesty czwarty, a co?
- Czekam - odpowiedziała wyraźnie ożywiona Elaine.
- Na co?- Hope niczego nie rozumiała.
Elaine siedziała cicho i spoglądała rozmarzonym wzrokiem w okno. Miała uśmiech od ucha do ucha. Hope patrzyła na przyjaciółkę zdezorientowana, ta nagła zmiana nastrojów bardzo ją dziwiła.
Cheesy wskoczył na kolana Elaine, a ta zaczęła drapać go za uchem. W takiej ciszy i spokoju Hope zaczęła się zastanawiać, o co mogło chodzić? Nie mógł to być prezent urodzinowy, bo takowy już dostała. Zwierzak też nie, dostała go od niej. Na co ona, do jasnej ciasnej, mogła tak czekać?
Za oknem usiadła sowa. Trzymała w dziobie list. Elaine pośpiesznie zdjęła kota z nóg i podbiegła do okna. Hope nikogo nie widziała w takim stanie, poza sobą samą. Brunetka otworzyła okienko i wpuściła sowę. Gdy ta leciała by usiąść na biurku, Elaine w locie wyrwała jej list. Dziewczyna rozerwała plombę jednym szybkim ruchem ręki i wyjęła list. Oczka biegały jej od lewej strony do prawej, a gdy przestała czytać, wyjęła drugą sztywną kartkę i uśmiechnęła się. Elaine w podskokach wbiegła po spiralnych schodach do brata krzycząc na cały głos dwa niezrozumiałe dla Hope słowa:
-To już!
Co się już stało? Filians nie miała pojęcia, ale najwidoczniej Jason też, bo oboje patrzyli na ściskające się z radości rodzeństwo z tępymi minami.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:38
Wyślij prywatną wiadomość
~Ania0 F
#32 Drukuj posta
Dodany dnia 02-04-2013 14:42
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Gracz Quidditcha Slytherinu
Punktów: 123
Ostrzeżeń: 0
Postów: 31
Data rejestracji: 12.03.13
Medale:
Brak

zauważyłam to nie dawno i musiałam nadrobić dużo zaległości
ale powiem że czyta się bardzo fajnie i wciąga
miałam na parę godzin zajęcia he he .

Czekam na więcej i oczywiście daję W

Uśmiech
__________________
" A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele "

" A przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera żadnych władzy i ambitnych "
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#33 Drukuj posta
Dodany dnia 07-04-2013 14:37
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Już miesiąc przygody z Hope, dziękuję wszystkim, którzy nadal ciekawią się losami tej niezwykłej dziewczyny i czytają o jej przygodach.

Rozdział XV

Niespodziewana pomoc.

Hope stała u szczytu schodów, patrząc na Elaine pokazującą Rayowi jakieś zdjęcie. Wypełnili cały pokój wspólny śmiechem i szczęściem. Radość udzieliła się i jej. Miała ochotę zejść i uściskać przyjaciółkę. Niepewnym krokiem zeszła na dół, do przyjaciół. Elaine rzuciła się jej na szyję, mówiąc:
- Jest, w końcu jest!
Powiedziała to z takim entuzjazmem, że Hope nie umiała sobie wyobrazić okazji, która mogła aż tak ucieszyć dziewczynę.
- Ale co jest?- wypaliła w końcu.
- Ach, ja ci nic nie mówiłam, przepraszam, zapomniałam.- Elaine pacnęła się ręką w głowę i ugięła się na kolanach, specjalnie. - Moja mama spodziewała się dziecka - powiedziała, składając ze sobą dłonie w sposób pełen miłości i radości.- Właśnie dostałam list od taty. Zobacz.
Podała jej strasznie pogiętą kartkę. Hope zaczęła czytać uważnie.

Córeczko,
na świat przyszło Twoje i Raya rodzeństwo! Cieszę się niezmiernie i mniemam, że Wy też. Czekaliśmy w końcu niezwykle długo, no, ale się doczekaliśmy! Mama już wczoraj skarżyła się na natarczywe bóle, a rano pojechaliśmy do Świętego Munga. Tam na świat przyszła wasza siostrzyczka! Mamy nadzieję, że macie jakieś propozycje co do imienia naszego nowego skarbu. Liczę, że się cieszycie.
Ściskam,
Tata.

- Rety, gratuluję! - Uściskała Elaine.
- No, prawda, że super. A tak przy okazji - zwróciła się do brata - jesteś mi winny galeona! Ja obstawiałam dziewczynkę.
Ray prychnął i wyjął z kieszeni złotą monetę, podał ją siostrze.
- Znasz jakieś ładne imię? Od razu dzisiaj odpiszę. - Odwróciła się z powrotem do Hope.
- Nie wiem... chyba niestety nie...
Hope nigdy nie zastanawiała się specjalnie nad imionami ludzi. Bardziej przejmowała się ich charakterem. Bardzo tego żałowała. Może, gdyby jej rodzice żyli, tak jak Elaine, byłaby starszą siostrą? Może wtedy zachodziłaby w głowę jakie imię wybrać dla brata lub siostry?
Ponieważ ani Ray i Hope, ani Elaine i Jason nie wymyślili żadnego imienia, cała czwórka udała się do biblioteki.
Po drodze Hope zapytała Jasona tak, żeby Ray nie usłyszał:
- O co chodzi z tym Arthurem?
- Jak przy wyczytywaniu nazwisk McGonagall zamiast Arthur Auburn, przeczytała Ray Auburn, Ray uznał, że to imię woli. Wszyscy zaczęli go tak nazywać, nawet jego własna mama. - zachichotał.
- I nie złościła się, że nie używa imienia przez nią wybranego?
- Nie, poza tym jemu i Elaine imiona wybierała babcia, teraz nie może, umarła niedawno i w tym przypadku to Ray i Elaine maja pole do popisu.
- Ich rodzice nie chcą sami tym razem wybrać? - Hope parsknęła.
Jason wzruszył obojętnie ramionami i odgarnął włosy w kolorze porzeczki lecące mu do niebieskich oczu.
- Nie myśleliście o jakiejś krótszej nazwie firmy? - zapytała i pomyślała nad przykładem.- Chociażby... A&A, no wiesz od inicjałów waszych nazwisk?
W oku Jasona pojawił się błysk, przyśpieszył kroku, zatrzymał Raya i coś mu wyszeptał. Hope domyślała się, że to jej pomysł tłumaczy kumplowi.
Przez resztę drogi nikt się nie odzywał. Hope na półce z księgami oprawionymi w zieloną, jakby zgniłą skórę znalazła księgę z napisem na grzbiecie "Imiona świata". Obok napisu widniało nazwisko Heleny Strank.
Cała czwórka przeszukała książkę szukając imion, które im się podobały. Zapisywali je na kartce pergaminu.
Skończyło się na tym, że nadal widniały tam cztery imiona, bo każdy trzymał przy swoim. Różnym pismem napisano:

1. Od Raya: Zoey.
2. Od Jasona: Aura.
3. Od Elaine: Regina.
4. Od Hope: Sophia.

Elaine zapisała wszystkie propozycje na osobnej kartce, gdzie napisała również list.
Hope zobaczyła, że spomiędzy półek wychodzi Reed, patrzący na wszystkie strony z obawą w oczach. Podeszła do niego, miała mu coś do powiedzenia.
- Czy twój prapradziadek naprawdę wynalazł znicza? - zapytała z lekką pogardą w głosie.
Ostatnio, gdy przeglądała ''Dzieje Magii'', natrafiła na fragment, w którym jest wyraźnie mowa o tym, że znicza wykuł Bowman Wright.
- No... wymyślił, to na pewno... Ale mu się zmarło zanim jakiś tam Wright go wykuł - odpowiedział lekko urażony Reed. - A co?
- A nic! - Roześmiała się Hope.
Czuła się okropnie z powodu zarzucenia kłamstwa najlepszemu przyjacielowi.
***

Przechodząc spokojnie korytarzem w niedzielę, Hope natknęła się na profesora Snape'a.
- Chodź! - rozkazał, wskazując na drzwi lochów.
Posłusznie podreptała za nim. Nie miała zamiaru się sprzeciwiać, zwłaszcza, gdy nie wiedziała, o co chodzi. Szli w absolutnej ciszy, jak w transie. W końcu nauczyciel otworzył drzwi do sali eliksirów i zwrócił się do uczennicy:
- Słyszałem od profesor McGonagall, że chcesz zostać animagiem. - Sięgnął do szafki i wyjął stos książek. - Przeczytaj to wszystko, a będzie ci łatwiej to opanować.
Hope osłupiała. Po chwili ciszy zrozumiała, że to wszystko, czego od niej chciał. Teraz wystarczyło tylko zabrać księgi. Tak też zrobiła.
Od kogo, jak od kogo, ale od profesora eliksirów pomocy w staniu się animagiem się nie spodziewała.
Był już wieczór, lekcje odrobione, więc postanowiła wykorzystać jakoś czas wolny.
Dziewczyna zaczęła w stosie ksiąg szukać najcieńszej lektury. Znalazła ją szybko. Wyglądała jak najzwyklejszy zeszyt i najstarszą książkę z całego zbioru, a także najbardziej zadbaną. Okładka, która kiedyś odpadała, była przyklejona magiczną taśmą, a dodatek strony były tak napuszone, że ktoś na pewno w nim namiętnie pisał. Dziewczyna wzruszyła ramionami i otworzyła książkę na wewnętrznej stronie okładki. Napis głosił:

Nikt niepowołany nie ma prawa otwierać tej książki, należy ona do...
Do..., Hope powtórzyła ostatnie słowo w myślach kilka razy. Przewróciła stronę i przeżyła szok.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 08-04-2013 17:06
Wyślij prywatną wiadomość
~Zosienka000 F
#34 Drukuj posta
Dodany dnia 07-04-2013 18:47
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Charłak
Punktów: 10
Ostrzeżeń: 0
Postów: 14
Data rejestracji: 20.03.13
Medale:
Brak

Super!( mam nadzieję, że wybiorą imię Sophia Uśmiech ) i czekam na następne rozdziały Rozbawiony
__________________
"A może w Ravenclawie zamieszkać wam wypadnie tam płonie lampa wiedzy, tam mędrcem będziesz snadnie."
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#35 Drukuj posta
Dodany dnia 09-04-2013 15:15
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XVI

Z pamiętnika profesora Snape'a.

Hope leżąc na łóżku, wbijała wzrok w stronę podpisaną:

... Severusa Tobiasza Snape'a!

Dziewczyna energicznie przewróciła następną stronę. Nie mogę, pomyślała. Ale kazał ci to przeczytać - odezwał się szyderczy głosik w jej głowie. Co prawda to prawda, stęknęła dziewczyna w myślach. Nie możesz to mogło mu się zaplątać - odrzekł niewinny głos.
Skończyło się na tym, że Filians zagłębiła się w lekturze.

18 sierpnia 1971 roku
Nie do końca wiem, jak zacząć pisać ten pamiętnik, ale komuś muszę się zwierzyć, a na ostatnie urodziny dostałem od mamy nawet zadbany zeszyt. Czymś trzeba go zapełnić, pomyślałem. I uznałem, że przeleję na niego całe swoje uczucia i życie. Smutki i radości, nawet złamane i całe kości.
Tylko te chwile z Lily nad rzeką, pod naszym drzewem, trzymają mnie przy życiu i powstrzymują od histerii.
Ojciec wczoraj znowu bił mamę i zeszła do piwnicy. Opowiedziała mi jak się gra w gargulki, bo była kapitanem drużyny, która fachowo grała w tę grę w szkole.
Ach, Hogwart. Ja chcę już tam być, chcę się do syta najeść, wiem, że mama też tego chce. Nie chce żebym słuchał kłótni i głodował.
Marzy, bym był w domu węża. W Slytherinie. Powiedziała rano, że za tydzień udamy się na Ulicę Pokątną i kupimy potrzebne rzeczy, ale zanim skończyła, tata wparował do piwnicy i warknął na matkę, że znowu zamiast sprzątać straszy dzieciaka.
To jego się boję, to o czym mówi mama kocham!
Boję się też, niestety, że ta cała siostra Lily "Panienka Petunia Doskonała" powie państwu Evans, że jestem niedobrym chłopcem i zabronią Lily ze mną rozmawiać.
Mam nadzieję, że jak ja i Lily pójdziemy do Hogwartu, to będziemy w jednym domu. Wtedy będziemy wolni od tej pyskatej, mugolskiej siostrzyczki.
Ostatnio opowiedziałem Lily o dementorach, ale Petunia podsłuchiwała i nie skończyłem.
Ona jest taka inna, niż Lily... Miła, sympatyczna, a Petunia wredna i wścibska. Z wyglądu też się różnią.
W szkole nie będzie tylu problemów z "dokuczalskimi". Nikt nie będzie przeszkadzać naszej przyjaźni.
Och, marzę by już tam być!

S.T/? Sev

Hope jeszcze długo mrugała. Patrzyła na dziwaczny podpis: S.T/? Sev. To jakiś szyfr? Przecież pamiętnik i tak jest podpisany.
Dziewczyna miała ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak wiedziała, że to nie na miejscu.
Z tego wynikało, że Snape miał trudne dzieciństwo i jedyną otuchą była niejaka Lily Evans. Hogwart był ukojeniem tego wszystkiego, co dręczyło go w towarzystwie Petunii, której najwidoczniej nie trawił.
Był to życiowy melodramat. Istna masakra, aczkolwiek czytanie tego tak wciągało. Nie no, tylko tydzień i koniec, przysięgła sobie. Tylko tydzień i kropka.
Zaczęła czytać o tym, jak to Severus poszedł razem z Lily i swoją mamą na Ulicę Pokątną i co tam kupili, i jak strasznie wyczekiwał pierwszego września.
***

Tydzień później, Hope wiedziała jak nieznośni byli Huncwoci, jak pogłębiała się miłość Severusa do Lily przez wiele lat, i jak Snape żałował pewnej kwestii, którą wypowiedział, która przekreśliła jego przyjaźń z Lily. Czytała pamiętnik po lekcjach jak lekturę szkolną, z tą różnicą, że to było niezwykle ciekawe.
Gdy minął równy tydzień i Hope skończyła czytać, czuła się, jakby znała profesora eliksirów na wylot, jak najlepszego kumpla.
Jednocześnie miała podłe wrażenie, że źle zrobiła. Nie! Ona była tego absolutnie pewna. Ale przecież nie przyzna się mistrzowi eliksirów, że przeczytała jego pamiętnik!
Nie miała pojęcia co robić. Na takie wrażenie było tylko jedno antidotum: pójście na dach.
Wieczorem udała się do biblioteki i weszła przez półkę do małego korytarza. Weszła na sam szczyt schodów i popchnęła klapę.
- Cześć - przywitała się z Reedem.
- Hej.
Usiadła obok przyjaciela siedzącego na samym skraju dachówek.
Ciepły wiatr owiał jej twarz, tego roku październikowa pogoda była niezwykle słoneczna.
Opowiedziała wszystko przyjacielowi, błagała, aby nikomu o tym nie mówił.
- Żeś wdepnęła! - Reed złapał się za głowę.
- Przyznaj, ty też byś to przeczytał. - Dziewczyna zmierzyła przyjaciela wzrokiem.
- Ciesz się, że nikt nas nie widzi ani nie słyszy... zwłaszcza Ślizgoni... Ja bym po prostu podszedł do niego, oddał książkę i wybiegł z klasy jak najszybciej. - Reed przewrócił oczami załamany, jakby się dowiedział, że w tak młodym wieku został ojcem. - Dobrze, że mi nie powiedziałaś treści, na pewno była ohydna.
- W sumie nie - powiedziała Hope, patrząc na pomarańczowe jezioro, za którego granicą zachodziło słońce.
***

Następnego dnia dziewczyna wzięła pamiętnik profesora do torby. Wchodząc do klasy spojrzała z obawą na profesora. Chyba nie zauważył, że nie ma zeszytu, pomyślała z ulgą Hope.
Eliksiry były przedostatnią lekcją. Gdy rozległ się dzwonek na przerwę, Hope ze ściśniętym żołądkiem zerknęła na Reeda. Chłopak kiwnął głową w stronę profesora i wyszedł. Dziewczyna niepewnym krokiem ruszyła ku biurku nauczyciela.
Odchrząknęła przez przypadek. Profesor podniósł wzrok na sekundę. Dziewczyna pośpiesznie położyła książkę na biurku i wyszła szybkim tempem. Usłyszała za sobą głos profesora i stanęła w napięciu wybałuszając oczy.
- Panno Filians! Proszę powiedzieć panu Snitchowi, że dostał Z, a pannie Auburn, że dostała PO. Zamienili się ocenami. - Gdy Hope odetchnęła i już miała iść dodał: - A lektura się podobała?
- Yyyy...- Dziewczyna nie miała pojęcia, co powiedzieć.
- To nie pani wina, przecież kazałem przeczytać pani wszystko, co pani dałem.
Hope kiwnęła głową i wyszła szybko. Odetchnęła. A co, nie mówiłem?, odezwał się głos w jej głowie.
- Zamknij się - warknęła na głos dziewczyna.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 17-08-2013 21:02
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#36 Drukuj posta
Dodany dnia 14-04-2013 14:33
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XVII

Troll.

Hope praktycznie przez cały październik była zwykłą uczennicą Hogwartu. Pisała zadania domowe, dostawała dobre stopnie, próbowała się wzorować na najlepszych z najlepszych, ale to nie dawało jej szczęścia, nie czuła się sobą. Było jej źle bez miotły, kafla i tego świstu powietrza, gdy szybko pędziła przez całe boisko, aby zapobiec golowi przeciwnej drużyny.
Czuła się podle, nie była w drużynie i nic nie zapowiadało, jakoby to miało się zmienić.
Ale Potter był w drużynie...
Przestań się porównywać do niego, wrzasnął kiedyś twardy głos w jej głowie.
Ale jak? Jak?... Jego wszędzie było pełno! Dostawał wszystko, czego mógł zapragnąć. Zwykły, przeciętny jedenastolatek! Owszem, mieszkał u mugoli, którzy go nie rozpieszczali. Owszem, stracił rodziców, ale z tego wychodziło, że dostawał wszystko, o czym marzyła Hope. Ona też była sierotą i jej rodzina raczej jej nie ubóstwiała. Ona nie miała prawie nic, on dostawał wszystko.
Dosyć - przerwała sobie w głowie te rozmyślania - on jest całkiem w porządku.
Podczas lekcji zaklęć poczuła jednak niechciane i nielubiane ukłucie zazdrości. Hope nie znosiła być zazdrosna. Jednak, gdy jej pióro było już pod sufitem od jakichś kilku minut, pióro Hermiony dopiero unosiło się nad ławką. Oczywiście, to nad nią rozczulił się profesor. Ale Hope wiedziała, że Hermiona jest utalentowana i dlatego odpuściła, a jej pióro opadło smętnie na posadzkę.
Mimo wszystko, Hermiona była na liście DNZ, którą zapisała Hope, czyli Dziewczyn Nie Wzdychających do Pottera. Widniały na niej nazwiska dziewczyn, które nie wzdychały, kiedy Harry przechodził obok, co najwidoczniej mu nie odpowiadało. Była na niej zapisane ona, Hermiona i Elaine.
Któregoś wieczora poczuła się nieprzyjemnie, że jest tak wredna w stosunku do Harry'ego i wrzuciła listę do kominka w Pokoju Wspólnym, patrząc na zwęglony kawałek pergaminu.
***

Pod koniec października nastał Dzień Duchów. Cały Hogwart byl przystrojony w oświetlone od środka, szczerbate dynie i papierowe nietoperze. Wielką Salę zapełniały dzieciaki, nawet kilka godzin przed kolacją, chcąc się upewnić, że słodycze i łakocie nie pojawiły się jeszcze na stołach. Za każdym razem odchodzili w opuszczonymi głowami.
Elaine tego dnia na swoich kasztanach narysowała szczerbate buźki i szydercze uśmiechy pomarańczową farbą. Wyglądały tak, jak małe dynie. Liście w jej włosach były pofarbowane na czarno - przypominały nietoperze.
Wieczorem, Hope i Elaine były na błoniach, mimo że było tu strasznie mokro, bo po raz pierwszy od dawna padał deszcz. Hope patrzyła na las. Na konary drzew, które tak wesoło hulały na wietrze, który teraz był chłodny i nieprzyjemny.
Kiedy dziewczęta zbierały się do zamku, aby uczestniczyć w uczcie, coś ogromnego przeszło między sosnami i świerkami. Serce podeszło Hope do gardła, Elaine podskoczyła piszcząc, ale przyjaciółka uciszyła ją ręką.
Uznały, że coś się im przywidziało i ruszyły dalej, wciąż patrząc w stronę drzew, między którymi coś się im "przywidziało"...
Droga im się dłużyła. Hope czuła, że nigdy nie szła z błoni do bramy tak długo. Kiedy otworzyły dębowe drzwi do Sali Wejściowej, przed oczami mignął im szary kształt. Elaine puściła się biegiem, a Hope za nią. Wiedziały, co to za szary zwierzak. Nie miały jednak pojęcia, jak się wydostał z dormitorium.
Obie biegły za Cheesy'm przez całe pierwsze piętro, kiedy to kociak zbiegł do lochów. Hope nie umiała sobie wyobrazić, co mogło tak wystraszyć kota.
Znowu to zobaczyła, na ścianie lochu. Zobaczyła cień czegoś olbrzymiego. Ujrzała wielkiego trolla z ogromnymi uszami, ciągnącego za sobą maczugę.
Elaine jednym ruchem ręki chwyciła puszystego kociaka i położyła palec na ustach, na znak, by Hope niczego nie mówiła. Dziewczyna skinęła głową, chociaż nawet nie myślała, że mogłaby wydusić z siebie choćby jedno słowo.
Kiedy troll zniknął za zakrętem, Hope nie mogła nawet poruszyć nogami. Stawy jej zardzewiały, nie mogła nawet nimi dygotać ze strachu.
W końcu, kiedy paraliżujący strach minął, obie dziewczyny ruszyły do wyjścia. Cheesy zwinął się w kuleczkę w ramionach swojej pani.
Musiały kogoś o tym powiadomić, po prostu musiały! Kogoś dorosłego, najlepiej nauczyciela. Hope czuła się okropnie, że po prostu uciekły, ale to by było nierozważne, żeby tam pozostać.
Natrafiły na faceta w starym turbanie, który śmierdział czosnkiem. Hope instynktownie chwyciła swoją lewą rękę, na której była blizna. Opowiedziały profesorowi obrony przed czarną magią o wszystkim w wielkim skrócie, on się nie przejął zbytnio, chyba dopiero potem dotarło do niego, że w lochach jest żywy troll. Kazał im iść do dormitorium najszybciej jak się da, zwrócił się głównie do Hope, co ją zdziwiło. Nie tylko to, ale także czemu był tak blisko lochów, lecz teraz o to nie dbała.
Dziewczyny wbiegły po schodach, a za sobą usłyszały piskliwy, jąkający się głos, który krzyczał z całych sił. Później głośne wrzaski przerażenia i donośny głos dyrektora, a następnie ogłuszający tupot stóp i komendy profesorów oraz prefektów. Takiej zawieruchy się spodziewały, ale nie mogły nasłuchiwać, przecież nauczyciel obrony kazał im uciekać. On powinien się chyba znać na tym, przed czym trzeba uciekać. Nawet jeśli ostanie dwa miesiące nauki na to nie wskazywały.
Mimo tego, że Hope wypełniała rozkazy profesora, czuła się jak ostatni tchórz, który ucieka z podkulonym ogonem.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#37 Drukuj posta
Dodany dnia 17-08-2013 20:47
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Strasznie przepraszam za tak długa przerwę, mam nadzieję, że czytelnicy mi wybaczą, bo rozdział jest dosyć długi.
Rozdział XVIII

Dwa głosy.

Przez następny tydzień nie było za kolorowo. Każdy zastanawiał się, kto wpuścił trolla do szkoły. Któregoś dnia, gdy miał się odbyć pierwszy mecz quidditcha, Hope podsłuchała (oczywiście stuprocentowym przypadkiem) jak Potter mówił, że podejrzewa profesora Snape'a. Mówił też o jakimś psie z trzeciego piętra. Złamanie zasad, można o coś oskarżyć Pottera! Eureka! Jest szansa, że ktoś zajmie jego miejsce, na tą myśl w głowie dziewczyny pojawiała się dyskusja dwóch ja:
- Tak, możesz przecież pójść po prostu do dyrektora i mu o wszystkim powiedzieć! - zasyczał jakiś wysoki głos, bez wątpienia ta zła część dziewczyny.
- Nie możesz! Przecież on ci nic nie zrobił! - odrzekł stanowczo łagodny, delikatny głos.
- Czemu ma być inaczej traktowany? Jakby on się dowiedział, że nasza Hope poszła na zakazane piętro, czego by rzecz jasna nie zrobiła, naskarżył by na nią machając lekko ręką!
Hope złapała się za głowę. Siedziała blisko Pottera, więc ręka i tak ją niemożliwie bolała, a teraz jeszcze ten dziwaczny ból głowy. Nie miała zamiaru skarżyć na Harry'ego. Ten drugi, łagodny głos miał absolutna rację.
Wtedy, mimo że z bólu mrużyła zielone oczy, poczuła na karku zimny oddech kogoś wysokiego. Stał nad nią nie kto inny, jak Mistrz Eliksirów. Przemówił zimnym głosem, w pewnym sensie życzył Potterowi porażki.
Hope nie miała ochoty ani jeść, ani iść na mecz, co ją bardzo zdziwiło, bo kochała quidditcha. Zerknęła z przymrużeniem oka na niedojedzony omlet, by następnie znów zamknąć oczy.
- Co ci jest? - usłyszała zmartwiony głos Hermiony.
Nie miała nawet siły i zamiaru odpowiedzieć. Lecz kiedy już otworzyła oczy, dostrzegła, że z blizny na ręce wypływa coś dziwnego. Coś, co przypominało jednocześnie ropę i krew. Ściągnęła rękaw koszuli i zakryła bliznę. Z daleka podbiegli Elaine i Reed. Tylko oni wiedzieli cokolwiek o jej bliźnie na lewym przedramieniu. Nawet o nic nie pytali.
Hope dalej słyszała, teraz jeszcze głośniejszą, rozmowę dwóch głosików. Jeden kazał jej uciec, a drugi iść za nimi. Znowu ten drugi miał rację.
Czuła, że robi jej się słabo. Wielka Sala miała teraz tylko niebieskie i białe kolory. Reed i Elaine pomogli dziewczynie wstać. Zrobiła ledwo kilka kroków, cudem doszła do drzwi, a potem zobaczyła opadająca kurtynę z krwi, która zalała jej oczy.
***

Kiedy otworzyła oczy, nadal widziała tylko ciemność. Poczuła, że ktoś przeciera jej oczy. Przytrzymano jej powieki i zaczęto czymś nakrapiać oczy.
Po kilku godzinach snu obudziła się, miała lekko zamazany obraz, ale przynajmniej coś widziała. Nie były to już tylko błękit i biel.
Obok jej łóżka zobaczyła oburzoną Elaine, Reeda, który miał minę zbitego psa, oraz(co ją bardzo zdziwiło) jej kuzyna - Dracona, widocznie znudzonego. Hope udawała, że nadal śpi.
- Mógłbyś się księciuniu choć odrobinę przejąć! - warknęła do niego Elaine.
Malfoy nic na to nie powiedział, tylko wzruszył ramionami, wstał i wyszedł.
- Skończony palant! - prychnęła kasztanowowłosa.
- Bywa. - Reed zacisnął wargi.
Wtedy Hope otworzyła oczy. Przyjaciele uśmiechnęli się na siłę.
- Co się stało? - zapytała, jakby nie swoim głosem Hope.
- Do końca nie wiemy, coś z głową. A ta twoja blizna... dziwna jest. Nie powtórzę tego, co powiedziała pani Pomfrey, bo tego kompletnie nie rozumiem - opowiedziała Elaine.
Reed pogładził Hope lekko po ręce, a dziewczyna dostała gęsiej skórki. Uśmiechnęła się, przyjaciel wywołał u niej łaskotki.
- Jak długo tutaj leżę? - zapytała.
- Ym... - zaczął Reed. - Niedługo.
- A dokładnie?
- Dwa dni, szesnaście godzin i dwadzieścia siedem minut - wyrecytowała Elaine.
Hope okropnie się zdziwiła. Chciała się podnieść i usiąść, ale nie dała rady. Wtedy do skrzydła szpitalnego weszli Ray i Jason. Pierwszy z nich przyniósł pluszowego różowego słonia i kilka baloników w różnych kolorach, a drugi mały bukiecik białych margerytek. Hope ucieszyła się i zaśmiała na ich widok, bo obok siebie wyglądali komicznie.Ray ubrany trochę jak klaun, w różową koszulę, sweter w granatową i pomarańczową kratkę i podarte dżinsy przy Jasonie ubranym w biały podkoszulek, czarne dżinsy i beżową marynarkę wyglądał śmiesznie, nie biorąc pod uwagę włosów Jasona, które miały kolor dojrzałej, czerwonej porzeczki.
Wręczyli dziewczynie prezenty i wyszczerzyli zęby w uśmiechu, jakby to ćwiczyli.
Blondynce było o wiele lepiej wśród przyjaciół.
- Kto wygrał mecz? - zapytała.
- Jak to kto? - zapytał ironicznie Ray, jakby odpowiedź była oczywista. - Gryfoni!
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 22-09-2013 14:36
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#38 Drukuj posta
Dodany dnia 04-10-2013 15:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XIX

Z pamiętnika Hope Filians


Ten rozdział dedykuję raven, osobie, która mnie motywuje do zdobywania punktów.

Po tym jak Hope wyszła ze skrzydła szpitalnego wszyscy na nią dziwnie patrzyli. Jednocześnie z obawą i współczuciem. Jak to w Hogwarcie wieści o jej dziwnej sytuacji psychicznej, nazywając to fachowo, szybko się rozeszły. Wszyscy odsuwali jej krzesła, żeby usiadła. Raz nawet jeden Ślizgon otworzył jej drzwi. Były to bardzo miłe gesty, ale zaczynały ją trochę męczyć. Kiedy nadszedł piątek odetchnęła z ulgą.
Pierwsza rzeczą jaką zrobiła było padnięcie na mięciutkie łózko. Miała ochotę na drzemkę, jednak nie mogła zasnąć. Ciągle myślała o tych głosach. Kiedy chciała przeczytać pamiętnik Snape'a też je słyszała, jednak były o wiele subtelniejsze, niż wtedy w Wielkiej Sali.
Sięgnęła pod łóżko, do kufra. Wyjęła pomazany flamastrami notes z napisem "Nie otwieraj, bo dostaniesz Avadą!". Uśmiechnęła się, po jego przeczytaniu. Zerknęła na kilka stron. Był to jej pamiętnik, który lubiła mieć przy sobie mimo, że ostatnio napisała w nim coś rok temu. Otworzyła ten fragment.

Drogi Pamiętniczku,
dzisiaj bawiliśmy się z Draco w chowanego. Ja wygrałam, a on się zaczął dąsać. Wygląda wtedy jak wujek Lucjusz, kiedy Zgredek przyniesie mu zimną rybę, albo, gdy wylałam na dywan krupnik. To był wypadek! Więc musiałam jak zwykle wyrecytować Draconowi: "Wiem nigdy Ci nie dorównam.... jak zwykle wygrałeś". Rozpromienił się powiedział, że naturalnie mam rację, ale potem już się nie bawiliśmy. Ciocia Cyzia powiedziała, że jeśli chcemy dostać deser, to musimy szybciutko pobiec do jadalni na drugie danie, kto pierwszy ten lepszy. Wygrałam, a Draco się poskarżył cioci i ona go ogłosiła zwycięzcą, przytuliła i dała nadziewana czekoladę z Miodowego Królestwa. A po obiedzie dostał większą porcję tiramisu. Potem, co było słodkie mnie przeprosił, no i mu wybaczyłam, bo nie chciałam kazania od cioci. W sprawach Dracona bardziej obawiam się cioci, nie wiedzieć czemu wujek nigdy na mnie nie krzyczał, jakby się tego bał. Wujek i tak rzadko jest w domu, bo pracuje w Ministerstwie Magii, a jak wraca z jakiejś podróży to mi czasem coś kupuje, rzadko, ale zawsze coś. Prosi, żebym nie mówiła cioci ani Draconowi. Taka nasza tajemnica. Nie wiem jakoś taki miły dla mnie jest. Mi kupuje jakieś słodycze, albo fajne gadżety u Zonka, a swojemu synowi jakieś ohydne ciuchy, żeby nie było, ze synalek nic nie dostał. Nigdy nie rozmawiałam z nimi jak z własnymi rodzicami, bo nimi nie są. Chciałabym mieć chociaż mamę. Wystarczyłaby mama, tata też mógłby być, wszystko byłoby lepsze od bycia sierotą, która w pewnym sensie wykończyła swoją mamusię, która ją rodziła. Smutno mi.
~ Thalia.


Hope roześmiała się, kiedy zobaczyła swój podpis. Zawsze chciała mieć na imię Thalia, więc w swoim pamiętniku, który był tylko dla niej tak się podpisywała.
Przewróciła kartkę i opisała ostatnie kilka dni. Podpisała się Thalia. Odłożyła książeczkę i wstała. Nabrała ochoty pobycia z pewną osobą.
***


Poszła na wybrukowany dziedziniec. Już z daleka widziała pewnego blondyna, przyśpieszyła kroku.
Stanęła obok kuzyna.
- Hej - przywitała się.
- Cześć - powiedział to tak jakby mówił "Jeny, to znowu ty?", przez co Hope zrobiło się bardzo miło.
- Co tam u ciebie, dawno ze sobą nie gadaliśmy.
- W porządku - odpowiedział krótko. - W ogóle to ja się tam ciesze, jesteś gryfonką, nie radziłbym ci pokazywać się w domu.
I poszedł. Hope stała sama na dziedzińcu, ze łzami w oczach. Była twarda, ale czuła się jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. Jednocześnie chciała coś rozwalić.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 04-10-2013 15:59
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#39 Drukuj posta
Dodany dnia 04-10-2013 16:37
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XX

Spóźniona sowa.

Ten rozdział jest dla Lunaa_0820, Ty też miewasz takie złamania... przy mnie Rozbawiony

Stała tak jakąś chwilę. zaczęła rozmyślać o tym, czy po powrocie do domu, a raczej byłego domu, zamieszka pod mostem czy na śmietniku. Nie mogła nigdzie indziej iść. Dwór Malfoyów był od zawsze jej domem. Po raz kolejny zaczęła rozmyślać, co by było, gdyby jej rodzice żyli.
Zeszła na ziemię. Nie chciała ryczeć przez byle buraka. Kiedy szła schodami prowadzącymi na piąte piętro, udając się do dormitorium, spotkała Raya i Jasona. Oczy miała trochę zapuchnięte, więc je przetarła, ze skrytą nadzieją, że jej nie rozpoznają. Myliła się.
- Hej - powiedzieli oboje.
- Oh, cześć - odpowiedziała Hope, tak, żeby uznali, że wcześniej ich nie widziała.
- Co tam? - zapytał Jason, po czym dostrzegł podpuchnięte oczy Filians. - Zaraz, zaraz... ty płakałaś?
- Co? Nie! Ja? Nie, absolutnie nie!
- Nie umiesz za dobrze kłamać, co się stało? - zapytał Ray.
- Eh... - Hope uznała, że chłopcy i tak wszystko z niej wycisną, więc nie przedłużała ciszy. - Mój kuzyn się stał!
- O co chodzi? - Jason przymrużył oczy, jakby chciał wyczytać odpowiedź z jej twarzy.
Hope opowiedziała im wszystko, co powinni wiedzieć, pominęła, że nadal pisze w swoim pamiętniku.
- Drań! - wrzasnął Jason.
- Cicho, spokojnie! Zawsze był tym lepszym, więc jak zostałam gryfonką...
- Co ten kretyn ma do gryfonów?! - Ray podobnie jak Jason nie krył oburzenia.
- To ten czysto-krwisty! Rozumiecie? Zawsze i wszędzie! Lepszy, rozpieszczany i do tego egoista wychowany na bufona! Nie wiem, czemu, ale ja jakoś byłam odporna na te idiotyczne teksty o czystej krwi! - wytłumaczyła Hope.
Chłopcy umilkli, a to przeraziło Hope bardziej niż ich krzyki. W milczeniu popatrzyli na siebie, skinęli głowami i poszli. Hope poczuła, że będą z tego kłopoty, ale z jakiegoś powodu nie chciała ich zatrzymywać.
***

Kiedy weszła do dormitorium, pomyślała, ze przeszło tamtędy tornado. Poduszki były albo porozrywane, albo na podłodze. Niektóre łóżka były przewrócone, inne były tylko w zupełnie innym miejscu. Godryk latał przy suficie, a Cheesy chował się pod łóżkiem. Kiedy sowa zobaczyła Hope, usiadła jej na ramieniu. Filians wyjęła spod łózka Cheesy'ego i wzięła go na ręce, cały się trząsł. Cała szafa dygotała.
Hope odłożyła kota na łóżko, które stało najbliżej niej i wyciągnęła różdżkę. ostrożnie otworzyła szafkę. Siedziała w niej Elaine, na jej widok krzyknęła.
Hope pomogła jej wyjść.
- Co się stało? - zapytała Hope.
Elaine podała jej dwie kartki. Na jednej były wszystkie dziewczyny Gryffindoru tego roku, w tym ona. Drugą był list, był cały mokry i potargany, z tego wszystkiego można było zrozumieć jedynie tyle, że siostra Elaine i Raya otrzymała imię Sophia. na zdjęciu Hope wyszła okropnie, za to Elaine zabójczo pięknie.
- No dobra, ale to wszystko wygląda jakby przeszła tędy trąba powietrzna, co się stało? - Hope nadal nic z tego nie rozumiała.
- Najpierw to przez szczęście, ze siostra ma ładne imię, potem chciałam udusić tą sowę za spóźnienie. A potem chciałam schować zdjęcia, bo wyszłam okropnie - odpowiedziała Eliane.
Hope chwyciła się za głowę. Chwile zajęło zanim za pomocą czarów sprzątnęły dormitorium. Hope opowiedziała Elaine o Draconie i o tym jak spotkała chłopaków.
- No to Malfoy będzie mieć trochę zniekształconą twarz - stwierdziła Eliane.
Hope wzruszyła ramionami.
- Jak nie ja to zrobiłam, to zrobią to Ray i Jason.
- Wiesz co w sumie nie wyszłam tak źle na tym zdjęciu - powiedziała nagle Elaine.
Hope myślała, że przejdzie przy tej dziewczynie załamanie nerwowe.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 13-10-2013 16:06
Wyślij prywatną wiadomość
~hermiona_182312 F
#40 Drukuj posta
Dodany dnia 13-10-2013 18:49
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie
Punktów: 2519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 690
Data rejestracji: 24.09.11
Medale:
Brak

Rozdział XXI

Informacja na wagę złota.

Hope szła wąską uliczką. Zobaczyła kogoś, kto przyprawiał ją o dreszcze. Serce na chwilę przestało bić, a potem łomotać. Zaczęła biec. Nie wiedziała jak, ale nagle znalazła się na wsi. Były tu puste pola, jedynym budynkiem był mały domek. Weszła do środka.
Dom był opustoszały. Ściany, kiedyś na pewno przepiękne, wykonane z hebanu, teraz były w opłakanym stanie. Wszędzie była pleśń, a pająki i myszy biegały tuż obok stóp. Stara szafka była cała owinięta pajęczyną.
Hope nagle usłyszała chlipanie. Po chwili rozległ się płacz dziecka.
- Cichutko...
- Jest tu ktoś? - zapytała Hope.
Nie otrzymała odpowiedzi. Poszła w stronę, z której dobiegł głos. Nagle w jej ręce pojawiła się różdżka.
- Lumos! - wyszeptała dziewczyna.
W pomieszczeniu od razu zrobiło się jaśniej, jednak nadal w domu było upiornie.
- Odejdź, zostaw nas! - Hope usłyszała krzyk kobiety.
Zaczęła biec. W końcu weszła do pokoju, w którym panowała absolutna pustka, zauważyła coś jednak w w kącie, a raczej kogoś.
- Zostaw nad, ty potworze! - krzyknęła postać.
- Już dobrze, spokojnie, nic wam nie zrobię! - powiedziała spokojnie Hope.
- Nie wierzę ci!
Hope podeszła bliżej i oświetliła swą twarz. Kobieta się trochę uspokoiła.
Filians kucnęła przy niej. Siedziała przed nią ciemnoskóra kobieta. Była ubrana w szmacianą sukienkę, a na rękach trzymała niemowlę. Miało czekoladową skórę i czarne włosy. Było owinięte w kawałek tkaniny urwany z sukni matki, która była dosyć młoda.
Kobieta znów krzyknęła i wskazała za Hope. Filians odwróciła się i zobaczyła zakapturzoną postać, unoszącą się nad ziemią. Wokoło zrobiło się zimno, zawiał chłodny wiatr, Hope poczuła się nieobecna.

Filians otworzyła oczy, nad sobą zobaczyła bordowy baldachim. Usiadła na łóżku. Odetchnęła. Była niezwykle szczęśliwa, że to co przed chwilą zobaczyła było jedynie koszmarem. Była cała spocona. Nadal czuła ten przerażający chłód. Odwróciła się. Nikogo tam nie było. Jednak sekundę później zdała sobie sprawę z pewnego strasznego faktu. Miała w ręce różdżkę, jej koniec lśnił.
- Nox!- Była to jedyna rzecz, którą mogła z siebie wydusić.
***

Następnego dnia, gdy Hope siedziała przy stole Gryfonów, podszedł do niej Reed. Trzymał w rękach grubą księgę.
- Co to? - zapytała Filians, wskazując na książkę.
- Kto jest twoim najlepszym kumplem? - Reed miał w oczach te iskierki, towarzyszące sukcesowi.
- No mów no! - Hope nie mogła już wytrzymać.
- No kto? - zapytał Reed.
Hope nie odpowiedziała. Reed otworzył księgę. Na ukazanej stronie Filians dostrzegła znajomą łapę. To była ta łapa, w która zmieniła się dłoń Hope na pierwszej lekcji transmutacji zaawansowanej z profesor McGonagall. Dziewczyna nie wytrzymała. Wrzuciła swoją łyżkę do owsianki, przy czym ochlapała Hermionę Granger i Lav Brown, rzuciła im przepraszające spojrzenie, wyrwała Reedowi księgę, uściskała go i pobiegła przed siebie. Musiała znaleźć wicedyrektorkę.
__________________
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli. <3

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

i58.tinypic.com/263fp1x_th.gif

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 03-12-2013 14:38
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 92% [11 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 8% [1 głos]
Zadowalający Zadowalający 0% [Brak oceny]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT