Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 224
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)
Drukuj temat · [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)
~Maladie F
#21 Drukuj posta
Dodany dnia 15-11-2008 14:11
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Opiekun Ravenclawu
Punktów: 3691
Ostrzeżeń: 2
Postów: 516
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Bardzo mi się podoba to FF! Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, że umiesz wczuć się w postacie przez siebie wykreowane. Naprawdę ładnie piszesz, robisz bardzo mało błędów (które już Ci wytknęła Fantazja) i przede wszystkim, wiesz, o czym pisać. Będę śledzić to FF uważniej. Brawa dla Ciebie, Itko Jupi!
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?

- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?


hogsmeade.pl/images/other/kkbh.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#22 Drukuj posta
Dodany dnia 14-12-2008 22:10
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 6.


Kilku chłopaków pobiegło przodem, więc pani Pomfrey wiedziała o Jamesie, zanim go przyniesiono. Przybiegła też profesor McGonagall, zaniepokojona opowieścią pierwszoroczniaka, który powiadomił ją zaraz po tym, jak James upadł.
- Połóżcie go tam, proszę - poleciła lekarka.
- Rozejść się do dormitoriów! - krzyknął Josh do uczniów, którzy przyszli za noszami.
- Wyleczy go pani? - spytał Syriusz, patrząc na nieprzytomnego przyjaciela.
- Cisza! - Rozległ się okrzyk profesor McGonagall, wspomagany zaklęciem. - Zostają tu tylko Macpherson, Black, Lupin i Pettegrew! Reszta proszona jest opuścić Skrzydło Szpitalne!
Po chwili nikogo poza wskazanymi przez nauczycielkę uczniami, poszkodowanym, jej samej i pani Pomfrey nie było w sali. Lekarka pochyliła się nad Jamesem i zaczęła go badać.
- Co się stało? - spytała.
- Nie powiedzieli pani? - Syriusz był co najmniej zdziwiony. - Spadł z miotły.
- Wiem, że spadł z miotły. - Spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem. - Powiedz mi, w jaki sposób się to stało.
- Sięgał po przypominajkę, miał ją już w ręku, był świetny, przez całe eliminacje latał jak zawodowiec, chwytał kulki w mig, bez problemu, pokonywał starszych i silniejszych od siebie... - zaczął Josh.
- Do rzeczy - upomniała go.
- Nagle się zachwiał. Zaraz potem spadł - zakończył.
- To Lith! - krzyknął zdenerwowany Syriusz. - Lith rzucił zaklęcie!
- Proszę się uspokoić, panie Black - wtrąciła McGonagall. - Skąd to przypuszczenie? Widział pan, jak pan Lith rzuca zaklęcie?
- Nie, ale Emily...
- Panna Parker widziała? - Brwi nauczycielki uniosły się ze zdziwienia.
- Nie, ale słyszała, jak mówił...
- Od gróźb do czynów daleka droga, panie Black - ucięła. - Myślę, że najpierw powinniśmy potwierdzić, że pan Potter spadł z miotły za sprawą złowróżbnego zaklęcia, a dopiero potem wnosić oskarżenia.
- Ale pani profesor! - zaoponował zrozpaczony Syriusz.
- Żadnych raler1;, panie Black. Pamiętam, że istnieje między panem Lithem, a panem swego rodzaju nieporozumienie, stąd jest pan skłonny rzucać oskarżenia...
- Emily słyszała, jak mówił, że zrzuci Jamesa z miotły! James umie latać, nigdy sam by nie spadł!
- Ostrzegam pana, panie Black, niech mi pan nie przerywa. - McGonagall spojrzała na niego groźne. - Uważam, że szlaban to coś, czego pan w tym momencie nie potrzebuje do szczęścia. Czy nie mam racji?
Syriusz już miał otworzyć usta, żeby wyjaśnić, jak profesorka bardzo się myli nie winiąc Litha, ale Remus powstrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu i kiwając uspokajająco głową. Młody Black popatrzył na niego pełnymi bólu oczyma i głęboko westchnął.
- Wyleczy go pani? - zagadnął panią Pomfrey Peter, któremu łzy płynęły po policzkach.
- To nie będzie takie proste, ale tak, wyleczę go - odpowiedziała lekarka. - Spadł z ogromnej wysokości, ma połamane prawie wszystkie kości, rozległe obrażenia wewnętrzne, nie możemy również pomijać tego, co powiedział Black. Jeśli spadł z miotły za pośrednictwem zaklęcia, może znajdować się pod wpływem uroku.
- Niczego nie wiemy na pewno - stwierdziła profesor McGonagall.
- Ale niestety, Minerwo, dopóki się nie dowiemy, muszę podjąć leczenie, uwzględniające działanie złego uroku. - Pani Pomfrey ze smutkiem spojrzała na koleżankę.
- Rozumiem, rozumiem. - Pokiwała głową. - Josh, pójdziesz ze mną - zwróciła się do kapitana drużyny. - Poprosisz do mojego gabinetu profesora Slughorna, ja pójdę po Samuela Litha. Chodźmy.
McGonagall skinęła głową pani Pomfrey i wyszli. Syriusz, Remus i Peter patrzyli, jak lekarka przygotowuje jakiś napar. Mruczała coś nad kociołkiem i zataczała przy tym kręgi różdżką - parę razy w lewo, parę razy w prawo, w górę, w dół...
- Wasz przyjaciel będzie dostawał teraz przez kilka tygodni ten eliksir - oznajmiła, kiedy skończyła. - Naprawi jego kości i sprawi, że wszystko, co rozerwało się poza nimi, ładnie się poskleja - wyjaśniła.
- I tylko tyle? - zdziwił się Remus. - Przecież on jest ciężko chory...
- Tak, jest ciężko chory, a to nie jest jedyne lekarstwo, jakie mu zaaplikuję, więc może być pan spokojny.
- Pójdę do McGonagall - wtrącił Syriusz. - Po drodze znajdę Emily i ona powtórzy jej to, co powiedziała mi. - Ruszył w kierunku wyjścia.
- O, nie, panie Black, nigdzie pan nie pójdzie z tą skręconą kostką! - zawołała za nim pani Pomfrey i za pomocą zaklęcia zablokowała drzwi.
- Nie boli mnie, mogę pójść! - Odwrócił się do niej.
- Nie wierzę - stwierdziła. - Proszę usiąść, zaraz się panem zajmę. A pan Lupin i pan Pettegrew mogą wrócić do dormitorium.
- A nie moglibyśmy zostać na noc? - spytał Remus.
- Po co? Możecie przyjść rano.
Remus i Peter powlekli się do wyjścia. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru otoczyli ich zaciekawieni historią Jamesa uczniowie. Lupin pokrótce opowiedział, co wydarzyło się w szpitalu i z przyjacielem zamknęli się w dormitorium.
Syriusz obserwował, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi lekarstwa. Było tego całe mnóstwo! Eliksiry, syropy, jakieś magiczne proszki, maści i Merlin wie, co jeszcze! Jednym machnięciem różdżki przebrała Pottera w pidżamę, okryła ciepłą kołdrą i wyczarowała nad nim coś w stylu bańki mydlanej. Dopiero po tych wszystkich zabiegach zajęła się Syriuszem.
- Zdejmij buty, ale bardzo ostrożnie - poleciła, znikając w swoim pokoiku.
Black słyszał, jak skrzypią drzwiczki szafki i jak stukają o siebie szklane słoiczki. Ból, jaki poczuł, ściągając trampka z chorej stopy był okropny, ale zacisnął zęby i nie krzyknął.
- Skarpety też, na co czekasz? - spytała lekarka niecierpliwie, ustawiając na stoliku obok łóżka dwie buteleczki, wypełnione kolorowymi płynami i opatrzone etykietami.
Syriusz nie mógł odczytać, co to jest, bo nie znał starożytnych runów. Zastanawiał się czy z jego nogą jest aż tak źle, skoro pani Pomfrey chce zastosować najwyraźniej jakieś rzadkie lekarstwa? Spytał.
- Nie, te są dla niego - wyjaśniła. - Dla ciebie mam Szkiele-Wzro i maść z belladonny. - Wyciągnęła je z szafy, stojącej w rogu sali. - Paskudnie wygląda - stwierdziła, patrząc na jego kostkę. - Coś ty z nią robił?
- Biegłem - rzucił szybko. - A powie mi pani, co to za bańka nad Jamesem?
- Daje mu ciepło, tak, jak gruba kołdra, ale prócz tego, chroni go przed zarazkami, które mogłyby mu zaszkodzić podczas działania lekarstw. - Nalała do szklanki eliksiru i podała Syriuszowi. - Do dna!
Black, poczuwszy paskudny smak Szkiele-Wzro, skrzywił się i pierwsze, co miał ochotę uczynić, to wypluć wszystko i wypłukać usta, ale jakoś połknął. Lekarka nasmarowała mu jeszcze kostkę solidną warstwą maści, wyczarowała mu pidżamę i kazała kłaść się do łóżka.
- Zaraz dostaniesz coś do zjedzenia - obiecała.- Potem powinieneś się przespać.
Wzięła dwie tajemnicze buteleczki ze stolika i zajęła się przygotowywaniem naparu. Na nocnym stoliku Syriusza pojawił się talerz pełen kanapek z serem i puchar soku dyniowego. Chłopak zjadł, napił się i ułożył wygodnie. Chciało mu się spać, ale chciał też zobaczyć, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi napar.
- Co to właściwie jest? - spytał, kiedy podeszła do łóżka, w którym leżał przyjaciel.
- A ty jeszcze nie śpisz? Śpij!
- Nie odpowie pani?
- Nie mam zamiaru - mruknęła.
- Ale chyba go pani nie otruje?
- Mam cię dość - uznała i wyszła z sali.
Kiedy wróciła, niosła małą filiżankę, a w niej brunatny płyn.
- Pij - poleciła.
- Co to?
- Herbata malinowa - skłamała.
- Nie wierzę.
W końcu wypił eliksir usypiający, mając dość przekomarzania się z lekarką. Kiedy usnął, pani Pomfrey w spokoju podała Jamesowi najsilniejsze lekarstwo, jakie było w Hogwarcie, zamknęła drzwi i poszła się położyć.

Syriusz obudził się późnym popołudniem. Jego wzrok spoczął na białym jak śnieg suficie. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, ale ten stan trwał tylko chwilę. Poderwał się gwałtownie i usiadł w szpitalnym łóżku, zrzucając na podłogę koc. James nadal leżał nieprzytomny, a wokół niego połyskiwała magiczna bańka.
Black powoli stanął na wyszorowanej posadzce. Poruszył skręconą poprzedniego wieczoru kostką w jedną i drugą stronę. Kiedy stwierdził, że jest już zdrowy, podbiegł do łóżka Jamesa. Jego przyjaciel wyglądał bardzo źle. Czarne, zazwyczaj rozczochrane włosy były mokre od potu, twarz wydawała się być przezroczysta, usta wyschnięte od gorączki. Syriusz stał nad nim tak długo, dopóki nie zauważył unoszącej się i opadającej jakby z wielkim trudem klatki piersiowej.
- A co ty robisz na nogach? - Usłyszał dochodzący z końca sali głos lekarki. - Natychmiast wracaj do łóżka!
- Czuję się już dobrze, kostka mnie nie boli, mogę już wstać - zaoponował Syriusz, nie ruszając się z miejsca.
- Wydaje mi się, że z nas dwojga, to ja ukończyłam odpowiednie studia, żeby móc wygłaszać podobne komentarze, panie Black. Marsz do łóżka!
Chłopak powlókł się noga za nogą we wskazane miejsce. Wcale nie uśmiechało mu się spędzenie jeszcze jednej nocy w Skrzydle Szpitalnym, miał przecież porachunki z Lithem. Powinien jak najszybciej odnaleźć Remusa i Petera, żeby powiedzieli mu, co postanowiła McGonagall i, w razie czego, zacząć się mścić.
Tymczasem usiadł na łóżku i obserwował panią Pomfrey, która krzątała się przy Jamesie.
- Marnie wygląda - rzucił.
- Też byś tak wyglądał, gdybyś został ugodzony takim zaklęciem - mruknęła.
- Czyli to jednak urok! - Syriusz zeskoczył z łóżka i wybiegł z sali.
Nawoływania, okrzyki i groźby lekarki goniły go jeszcze długo, kiedy biegł korytarzami Hogwartu. Zerknął na zegar, za parę minut miały skończyć się eliksiry, więc skierował swe kroki do klasy profesora Slughorna.
Nie czekał długo.
- Syriusz! - krzyknął na jego widok Remus. - Tylko mi nie mów, że uciekłeś pani Pomfrey. Jak twoja noga?
- Dlaczego jesteś w pidżamie? - zagadnął Peter, wpatrując się w przyjaciela ze zdziwieniem. - Przecież niedługo kolacja.
- Nie mamy czasu, chłopaki - uciął Black. - Chodźmy do dormitorium.
Remus dał Syriuszowi swoją szatę, żeby nie musiał przemierzać praktycznie całego zamku w szpitalnej pidżamie i ruszyli czym prędzej do swojej wieży.
- Wiem, że James dostał zaklęciem - podzielił się z chłopakami tym, co usłyszał przed kilkunastoma minutami.
- Zaklęciem? - Peter wytrzeszczył oczy z przerażenia.
- O, Merlinie, Pete! - Remus wzniósł oczy do nieba. - Przecież McGonagall mówiła nam o tym na transmutacji. Znowu jej nie słuchałeś?
- Jakoś za każdym razem, kiedy zaczyna gadać, mnie zachciewa się spać... - tłumaczył Pettegrew. - Nic na to nie poradzę. - Wzruszył ramionami.
- Dobra, chłopaki, później postaramy się sprawić, żeby Peter nie zasypiał na transmutacji - wtrącił Syriusz. - Powtórzcie mi lepiej, to znaczy, ty mi powtórz, Remusie, co mówiła dokładnie. - Spojrzał z wyczekiwaniem na kolegę.
- Jej wypowiedź była bardzo pokrętna - zaczął Lupin. - Myślę, że to dlatego, bo stan Jamesa jest poważny. - Zerknął na Blacka. - To prawda?
- Tak, wygląda okropnie - przyznał Syriusz. - Ale mów! - ponaglił go.
- Poinformowała wszystkich, że James Potter leży w szpitalu. Wszyscy, rzecz jasna wiedzieli, nawet Lily Evans miała zmartwioną minę...
- Evans? - Black skrzywił się malowniczo. - Niech ona już nie udaje, że się przejmuje.
- W każdym razie zaklęcie, którym oberwał James, było dość skomplikowane. Mógł je rzucić tylko szósto lub siódmoklasista. Wczoraj wieczorem, po przesłuchaniu Litha, który wszystkiego się zaparł...
W tym momencie Syriusz prychnął z wściekłości.
- ... Flitwick pozbierał różdżki wszystkim szóstakom i siódmakom, żeby sprawdzić, jakie zaklęcia rzuciły jako ostatnie.
- Jakież to głupie! - krzyknął Black. - Przecież można tylko wywołać trzy ostatnie zaklęcia. Gdybym ja rzucił na kogoś urok, natychmiast wyczarowałbym jeszcze parę innych rzeczy, żeby zatrzeć ślady.
- Też uważam, że to nie najlepszy pomysł, ale odniosłem wrażenie, że ona nie powiedziała nam wszystkiego.
- Dlatego musimy wziąć sprawy w swoje ręce - zdecydował Syriusz.
- Ale nie możemy mieć pewności, że to Lith! - krzyknął Remus.
- Niech Ci na razie wystarczy moja pewność. - Puścił przyjacielowi "oczko". - Jakie hasło? - spytał.
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#23 Drukuj posta
Dodany dnia 20-12-2008 11:09
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Ach, wreszcie kolejny rozdział i wreszcie znalazłam czas, żeby go przeczytać. Jest super. Naprawdę. Tylko trochę za mało akcji. Owszem, ja doskonale rozumiem, że nie zawsze musi ona gnać na łeb, na szyję i czasem musi zwolnić, ale mam nadzieję, że w kolejnej części nieco ją przyspieszysz. Jednak mimo wszystko ff podoba mi się i życzę Ci, Itko, Wena, który będzie Cię męczył i dręczył, byle tylko byś coś napisała.

Z błędów rzucił mi się w oczy tylko niepoprawny zapis nazwiska Petera. Brzmi ono Pettigrew, a nie Pettegrew.

Pozdrawiam.
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#24 Drukuj posta
Dodany dnia 02-01-2009 20:38
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 7.


Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Gdyby Peter na ten moment nie przestał mówić, aby ugryźć dyniowe ciastko, żaden z chłopców by go nie dosłyszał.
- Kto to może być? - zastanawiał się Remus, powoli odkładając książkę i zerkając na zegarek. - Chyba nie wypuścili jeszcze Jamesa... - Zerknął na Syriusza.
- Skąd! - wykrzyknął jego przyjaciel. - Kiedy u niego byłem po kolacji, leżał jak martwy, ciągle w tej bańce... Poza tym, James by nie pukał. - Usiadł.
Remus otworzył drzwi małemu, chudemu chłopaczkowi. Pierwszoroczniak był nieco przestraszony, jego wzrok spoczął najpierw na Lupinie, potem na Peterze, a na końcu na Syriuszu, patrzącego na niego równie uważnie, jak pozostali chłopcy.
- Co jest, Stevie? - spytał Remus, opierając się o framugę drzwi. - Znowu masz problem z transmutacją? - zgadywał.
- Nie... To znaczy tak, ale nie przyszedłem po to... To znaczy w sumie też, ale... - jąkał się mały.
- Wykrztuś to z siebie, młody, bo mamy ważniejsze rzeczy do roboty, niż słuchanie twoich pogmatwanych wyjaśnień - uciął Syriusz.
- Dyrektor prosi Syriusza Blacka do swojego gabinetu - oznajmił Stevie.
- Mnie? - Zdziwiony Syriusz spojrzał na Remusa. - A po co?
- Nie wiem, ale prosił, żebyś przyszedł - powiedział pierwszoroczniak.
- Patrzcie go, jak się rozgadał - kpił Black. - Dziękuję za informację, zmiataj stąd! - Zatrzasnął za nim drzwi.
- Nie powinieneś się tak zachowywać - skarcił Syriusza Remus. - Jesteś od niego starszy tylko o rok, poza tym, on nic ci nie zrobił, przekazał tylko prośbę dyrektora. - Wrócił do swojego łóżka, położył się i wziął książkę.
- Ale skoro dyrektor cię wezwał, to lepiej idź - poradził Peter.
- Pójdę - uznał Syriusz. - Może są już wyniki z badania różdżek...
- Jeszcze za wcześnie - mruknął Lupin znad książki, ale jego przyjaciel już go nie usłyszał, zbiegał ze schodów, przeskakując po trzy stopnie.
Pędził tak przez korytarze Hogwartu, jakby gnał go sam Szatan. Myśli Syriusza krążyły wokół Litha i tego, że wreszcie okaże się, że jego zarzuty nie są bezpodstawne.
Pchnął drzwi gabinetu dyrektora.
- Wzywał mnie pan, profesorze - wydyszał.
Dumbledore odwrócił się od okna, przez które wyglądał i uśmiechnął się do niego.
- Wolałbym, Syriuszu, gdybyś następnym razem zapukał, nim wpadniesz tu jak grom - powiedział spokojnie.
- Tak, przepraszam. - Syriusz pochylił głowę.
Kiedy ją podniósł, jego wzrok padł na fotel, stojący naprzeciwko biurka dyrektora. Nie byli w pokoju sami, w fotelu ktoś siedział. Kobieta. Chłopak poczuł, że po kręgosłupie przebiega mu dreszcz.
- Masz gościa - oznajmił Dumbledore i ponownie się uśmiechnął.
Nie musiał tego jednak mówić, Syriusz poznał już swoją matkę, ubraną, oczywiście, podług najnowszej mody, elegancką i wytworną.
- Witaj, synu - przywitała się, a na jej ustach zagościł grymas, który miał być zapewne uśmiechem.
- Zostawię was samych, macie sobie sporo do opowiedzenia. - Dyrektor ruszył w kierunku drzwi. - Miło było cię spotkać, Walburgio - rzucił wesoło do matki chłopca.
- Mnie również było miło, Dumbledore - odpowiedziała chłodno, rezygnując już jednak z grymasów.
Kiedy dyrektor wyszedł, Syriusz spojrzał na matkę podejrzliwie, zastanawiając się, po co przyszła.
- Co? Twoje starania o przeniesienie mnie do Slytherinu znowu spełzły na niczym? - zaczął zaczepnie, wkładając ręce do kieszeni.
- Przychodząc tutaj, nie miałam nawet zamiaru o tym rozmawiać - ucięła, poprawiając aksamitne rękawiczki. - Opiekunka twojego domu...
Słowa twojego domu wypowiedziała, zaciskając zęby. Nadal nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że JEJ syn nie trafił do Slytherinu, tylko do tego otoczonego chwałą Gryffindoru...
- Opiekunka twojego domu wysłała do nas list, w którym opisała ostatni wypadek, podczas przesłuchania do drużyny quidditcha. - Spojrzała na syna uważnie. - Jak również to, że ryzykując własne zdrowie, rzuciłeś się na ratunek przyjacielowi, temu zdrajcy krwi, Potterowi. Jak twoja kostka?
- Nic mi nie jest - mruknął.
- Nie rozumiem, gdzie zrobiliśmy z ojcem błąd. - Wstała z fotela i zaczęła chodzić po pokoju. - Co zrobiliśmy nie tak? Dlaczego jesteś taki... - Zastanawiała się chwilę. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na przyjaciołach? Co taki Potter jest wart? Masz korzyść z zadawania się z nim? - Wpatrzyła się w niego, a Syriusz, spoglądając w jej niebieskie, zimne jak lód oczy zrozumiał, jak bardzo jest zdenerwowana.
- Jest moim przyjacielem. Nie chciałem, żeby stało mu się coś złego.
- Ale, mimo tego, że rzuciłeś się na ratunek, skręcając kostkę, on leży w szpitalu. Mogło ci się stać coś gorszego!
- Nie udawaj, że się tak o mnie troszczysz, mamo! - wybuchnął. - Wam z ojcem chodzi tylko o to, żebym był taki, jak wy! A ja nie jestem!
- Nie krzycz, pamiętaj, z kim rozmawiasz - wysyczała przez zęby. - Masz dwanaście lat, a wygłaszasz jakieś niby mądre słowa o wadze przyjaźni! Przyjaźń, mój synu, zawiązuje się po to, by obie strony mogły czerpać z niej zysk dla siebie.
- A nie po to, żeby mieć z kim porozmawiać, poradzić się i pośmiać z czegoś? To jest dla mnie zysk. Wsparcie, pomoc, radość. A o jakim zysku ty mówisz, mamo?
- Na pewno nie o takim, jak ty. Wiedziałam, mówiłam, tłumaczyłam ojcu, że najlepiej byłoby posłać cię do Durmstrangu, ale nie, on wiedział lepiej... - Miotała się gniewnie. - I co teraz się z ciebie zrobiło?
Syriusz wzruszył ramionami i zaczął udawać, że przygląda się obrazowi, wiszącemu na ścianie. Portret dyrektora sprzed kilkudziesięciu lat uśmiechnął się do niego smutno.
- Nie pozwolę na to! - krzyczała dalej pani Black, opętana jakąś furią. - Należysz do naszej rodziny! Czy tego chcesz, czy nie, ale należysz!
- I żałuję z całego serca... - mruknął pod nosem chłopak.
- Co powiedziałeś?! - Matka chwyciła go za ramiona i odwróciła do siebie.
- Że chyba powinnaś już pójść, późno się robi. - Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się ironicznie.
Pani Black zazgrzytała zębami, narzuciła na siebie czarny płaszcz podróżny, chwyciła torebkę i szybkim krokiem opuściła pokój dyrektora. Syriusz patrzył chwilę na drzwi, którymi trzasnęła, a potem podszedł do okna, żeby obserwować przez jakiś czas, jak prawie przebiega dziedziniec, kierując się do bram Hogwartu, by za nimi zdematerializować się z cichym pyknięciem. Tego już nie zobaczył, ale wiedział, że tak właśnie się stanie.
Powoli, nie spiesząc się, opuścił gabinet Dumbledore'a i, noga za nogą, ruszył do Skrzydła Szpitalnego. Nie było jeszcze za późno na odwiedziny, a bardzo chciał opowiedzieć Jamesowi o wizycie swojej matki.
Przysunął sobie krzesełko do łóżka, na którym leżał jego najlepszy przyjaciel i głęboko westchnął. Bańka, spowijająca Jamesa była koloru różowego. Patrzył, jak błyszczy w świetle świec, aż nie dojrzał w jej lustrze znajomej, drobnej postaci.
- Emily, co ty tu robisz? - spytał zmęczonym głosem.
- Moja przyjaciółka, Cathy, niedbale posiekała korzeń mniszka i eliksir zmieniający kolor włosów wybuchł... Leży teraz, biedaczka, w drugiej części sali. Przyniosłam jej trochę słodyczy - tłumaczyła dziewczynka. - Co u niego?
- Nie wiem. Pani Pomfrey za dużo nie mówi, a to oznacza, że kiepsko. - Odwrócił wzrok od Emily. - Jak bańka przejdzie przez wszystkie odcienie kolorów tęczy, a on się nie obudzi, to... - Schował twarz w dłoniach.
- Emily, zostawisz mnie z Syriuszem?
Oboje spojrzeli na wysoką postać dyrektora szkoły. Długie, brązowe włosy Dumbledore miał schowane pod kapturem jasnego płaszcza. Patrzył na nich przyjaźnie swoimi niebieskimi, łagodnymi oczami znad okularów-połówek i uśmiechał się.
Emily skinęła głową i opuściła Skrzydło Szpitalne. Dyrektor przysunął sobie za pomocą różdżki drugie krzesło.
- Mogę się przysiąść? - zapytał Syriusza.
- Tak, proszę - odpowiedział zaskoczony chłopak.
Dumbledore zsunął kaptur z głowy, całkiem zdjął płaszcz, przewiesił go przez oparcie krzesła i usiadł. Wpatrywał się w bańkę, która coraz bardziej bladła. Z głęboko różowej robiła się pastelowo różowa.
- Nie ucieszyła cię wizyta mamy... - zaczął Dumbledore.
- Moja mama nie należy do osób, które cieszą swą wizytą. Jej wizyty... - zawahał się. - Nie bardzo lubię, kiedy przyjeżdża. - Nie patrzył na dyrektora.
- Kiedy byłem w twoim wieku, robiłem całe mnóstwo rzeczy, które moja matka uważała za głupie i niewarte wysiłku. - Dumbledore sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął z niej paczuszkę cukierków. - Dropsa cytrynowego? - zagadnął.
Syriusz poczęstował się, a dyrektor mówił dalej.
- Wiele razy słyszałem od niej, że marnuję czas, że powinienem się uczyć, skupić na sobie... Nie chcę tutaj opisywać mojej matki źle... W gruncie rzeczy była wspaniałą kobietą, ale wtedy doprowadzała mnie do szału i nierzadko do rozpaczy. Myślę, że wiesz, co mam na myśli. - Puścił "oczko" Syriuszowi. - Kiedy teraz o tym myślę, rozumiem, że pragnęła dla mnie tego, co najlepsze. Martwiła się o mnie.
- Moja nie martwi się o mnie, tylko o...
- W każdym czynie i zachowaniu, w każdym spojrzeniu wszystkich matek na ziemi czai się troska o dziecko - przerwał Albus. - Ona teraz myśli, że życie, jakie wybrała dla ciebie jest najlepsze, ale w gruncie rzeczy, ty sam zdecydujesz, jak postąpić. I wiesz o tym. - Uśmiechnął się, poczym wstał. - Na mnie już czas, obiecałem panu Filchowi, że spojrzę na roślinę, którą ktoś zasadził na parapecie... Pan Filch myśli, że jest bardzo niebezpieczna. - Ruszył do drzwi. - Aha, jutro przyjadą rodzice Jamesa - powiedział, zatrzymując się wpół drogi. - Na pewno będą chcieli się z tobą zobaczyć.

***


Ostatnio mam problemy z Wenem, który starannie mnie omija...
Dlatego tak rzadko piszę. To tak, gwoli wytłumaczenia. Oczko
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#25 Drukuj posta
Dodany dnia 04-01-2009 11:47
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Achh, dropsiki Dumbledore`owe! Uwielbiam ten motyw i choć natykam się na niego w wielu ff-ach, to jednak nadal mnie on bawi. ;P No ale pozostawmy już sprawę dropsów. Rozdział podobał mi się. Zwłaszcza wizyta Walburgii i jej, hmm, troska o syna. Nie dziwię się Syriuszowi, że zbuntował się przeciw rodzince, jeśli wszyscy mieli podobne nastawienie do niego i jego gryfoństwa. No i końcowe przemówienie Dumbledore`a, z wyszczególnieniem tego:

- W każdym czynie i zachowaniu, w każdym spojrzeniu wszystkich matek na ziemi czai się troska o dziecko

Perełka.

Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#26 Drukuj posta
Dodany dnia 28-01-2009 21:54
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 8.


- Syriusz! Syriusz, obudź się!
Jak przez mgłę dochodziły do niego wołania. Czyj to głos?
- Może pójdę po panią Pomfrey?
- Nie, poczekaj, chyba się budzi...
Syriusz z wielkim trudem otworzył oczy. Początkowo zobaczył nad sobą dwie zamazane sylwetki, ale kiedy jego wzrok przywykł do ciemności, rozświetlonej jedynie bladymi płomykami świecy, sylwetki się wyostrzyły i ujrzał swoich przyjaciół.
- Remus, Pete, co się stało? - spytał słabym głosem.
Poczuł, jak pot ścieka mu stróżką po twarzy. Było mu przeraźliwie gorąco, a jednocześnie odczuwał dreszcze. Obrazy ze snu wciąż majaczyły mu przed oczami.
- Krzyczałeś, krzyczałeś przez sen! - wyjaśnił gorączkowo Peter. - Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, rzucałeś się po całym łóżku, zobacz, oderwałeś zasłonę. - W tym momencie ujął w palce skrawek leżącej bezładnie na podłodze czerwonej materii. - Chcieliśmy cię obudzić, ale nie mogliśmy...
- Miałeś koszmar? - zapytał Remus, przysiadając obok przyjaciela.
- Pić mi się chce. - Syriusz chciał uniknąć kłopotliwego tematu. - Podasz mi wodę? - zwrócił się do Petera.
- Jak się czujesz? Wyglądasz okropnie... - stwierdził Lupin.
- Dzięki, ty to potrafisz podnieść na duchu. - Black wypił wodę i odstawił kubek na szafkę nocną. - Niedobrze mi... - Skrzywił się.
- Jesteś okropnie blady. - Remus pokręcił głową. - Peter, idź po McGonagall.
- Nie, nie idź! - Syriusz wyskoczył z łóżka, chcąc powstrzymać przyjaciela.
Poczuł, że kręci mu się w głowie, nogi się pod nim ugięły i gdyby nie refleks Petera, runąłby jak długi na podłogę. Ułożyli go na powrót w łóżku i Pettigrew pobiegł po nauczycielkę.
- Nadal uważasz, że nie potrzebujesz pomocy? - zagadnął Remus, unosząc brwi.
- Nic mi nie jest. Powiedz mu, żeby przestał tańczyć...
- Komu? - Lupin rozejrzał się po pokoju.
- Powiedz mu! - Syriusz wymierzył wskazujący palec w róg dormitorium. - Każ mu, mamo! Niech on przestanie tańczyć!
Przestraszony Remus odskoczył od miotającego się przyjaciela i gorączkowo starał się znaleźć rozwiązanie. W tym momencie do pokoju wkroczyła profesor McGonagall, w szlafroku w szkocką kratę i papilotach na głowie.
Rzuciła jedno spojrzenie na Syriusza i machnęła różdżką. Z jej końca wystrzeliła srebrzysta łuna i pomknęła przed siebie. Remus długo jeszcze patrzył w miejsce, gdzie zniknęła.
- Pani profesor, czy to był... - Spojrzał na nią. - Patronus?
Skinęła tylko głową, ale w jej oczach można było dostrzec nutkę podziwu. Podeszła do łóżka Syriusza.
- Niech pani każe mu przestać tańczyć! - krzyczał, próbując wcisnąć się w wezgłowie.
- Black!
- Proszę, niech on przestanie!
- Długo to trwa? - zwróciła się do Remusa.
- Od kilkunastu minut. Nie wiem, o co chodzi.
Przybiegła pani Pomfrey i zawyrokowała, że chorego trzeba umieścić w Skrzydle Szpitalnym.
- Myślę, że to gorączka - powiedziała, robiąc chłopakowi zastrzyk. - To od niej te majaki.

Syriusz obudził się dosyć wcześnie. Minęło trochę czasu, nim zorientował się, gdzie jest. Kiedy to już nastąpiło, powoli usiadł na łóżku. Pamiętał, że miał koszmar. Potworny, zły sen. Ale dlaczego jest w szpitalu?
- Ciekawe, kiedy znowu się tu obudzę... - mruknął pod nosem.
Jego łóżko zasłonięte było białym parawanem, przez który nic nie widział. Zastanawiał się, czemu go tak odizolowano. Już chciał odsunąć kotarę, kiedy usłyszał głosy.
- James! Synku mój ukochany!
- Spokojnie, Susan, uspokój się, wszystko jest pod kontrolą. Prawda?
- Ale, on wygląda tak mizernie, tak słabo...
- Proszę, pani Potter, niech pani spocznie.
Syriusz przez chwilę dławił w sobie chęć wyjścia zza parawanu i zobaczenia się z rodzicami Jamesa. Uznał jednak, że być może usłyszy coś ciekawego, czego wcześniej pani Pomfrey mu nie powiedziała.
Słuchał, jak opowiada o tym, co zdarzyło się na boisku, jakie medykamenty zastosowała i czym jest ta kolorowa bańka. To wszystko już wiedział, czekał na coś nowego.
- A co, jeśli bańka zniknie, a nasz syn nadal pozostanie nieprzytomny? - To pytanie zadał pan Potter.
Syriusz od dawna je od siebie odsuwał, starając się o tym nawet nie myśleć, a kiedy w końcu padło, poczuł, jak drętwieją mu nogi i musiał usiąść.
- Miejmy nadzieję, że się obudzi, panie Potter - odpowiedziała uzdrowicielka; matka Jamesa zapłakała gorzko. - Jak na razie wszystko idzie dobrze, z dnia na dzień wygląda coraz lepiej.
Brednie, chciał krzyknąć Syriusz. James ciągle do złudzenia przypominał martwego, złudzenie to psuła tylko unosząca się i opadająca klatka piersiowa. Ale i w tym wypadku, trzeba było się dobrze przyjrzeć, żeby to zauważyć.
- Kto chciałby skrzywdzić naszego Jamesa? - pytała pani Potter. - To takie dobre dziecko...
- Przepraszam państwa na moment.
Dało się słyszeć kroki, pani Pomfrey wyszła na chwilę z sali. Kilka minut później wróciła, z profesorem Dumbledorer17;m. Syriusz nie usłyszał nic więcej, bo dyrektor zaprosił rodziców Jamesa do swojego gabinetu na śniadanie.
Ledwie tylko zdążyli opuścić szpitalną salę, chłopak skorzystał z okazji, że pani Pomfrey zamknęła się w swoim pokoiku i puścił się pędem korytarzami Hogwartu. Skierował swe kroki wprost do dormitorium.
- Chłopaki! - zaczął krzyczeć, jak tylko drzwi się za nim zamknęły. - Chłopaki, rodzice Jamesa przyjechali!
Remus otworzył oczy i popatrzył ze zdziwieniem na przyjaciela.
- Znowu uciekłeś ze szpitala? - zagadywał znużonym tonem. - Czy ty nie rozumiesz idei pobytu w tamtym miejscu? - Usiadł i odrzucił kołdrę.
- Rodzice Jamesa jedzą teraz śniadanie z Dumbledorer17;m, potem będą chcieli z nami porozmawiać... - opowiadał Syriusz. - Byli tacy zmartwieni. Mama Jamesa płakała i...
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział Remus.
Profesor McGonagall nie miała za wesołej miny. Obdarzyła stojącego w szpitalnej pidżamie Syriusza jednym spojrzeniem, które mówiło wszystko. Chłopak spuścił głowę.
- Mam wracać, tak? - spytał na wszelki wypadek.
- Owszem, panie Black. Kilka godzin temu miał pan tak wysoką gorączkę, że pan majaczył, a teraz stoi tu pan, jak gdyby nic się nie stało i prowadzi wesołą pogawędkę z przyjaciółmi. Nie chcę tu już przypominać, że i ostatnim razem uciekł pan ze szpitala. To poważna niesubordynacja, za pana zachowanie Gryffindor traci pięć punktów. Proszę natychmiast wracać do łóżka.
Syriusz powlókł się noga za nogą do Skrzydła Szpitalnego, położył się i, wściekły na wszystkich, postanowił do nikogo się nie odzywać przez cały dzień.
Po śniadaniu Syriusz odsunął zasłony i rozejrzał się po sali. Bańka, spowijająca Jamesa była kremowa. Z tego, co dosłyszał z mruczenia pod nosem uzdrowicielki, za kilka dni powinna zniknąć. W szpitalu nie było nikogo poza nimi. Chłopak czekał i czekał, ale rodzice Jamesa nie przychodzili. Zastanawiał się, czy w ogóle wiedzą, że tu leży. A może uznali, że winę za wypadek ich syna ponosi właśnie on, bo nie zdążył z pomocą?
Te ponure myśli przerwało mu wniesienie do sali kolejnej ofiary eliksirów. Syriusz zdążył dostrzec, że na magicznych noszach, wiedzionych przez profesora Slughorna, leżała drobna dziewczyna, prawdopodobnie jakaś pierwszoroczna. Nie zobaczył niż więcej, ponieważ pani Pomfrey za pomocą różdżki zasunęła zasłony przy jego łóżku.
- Nie wiem, jak to się stało... - tłumaczył gruby profesor. - Odwróciłem się na chwilę do okna, a kiedy znów spojrzałem na klasę, z nią się już to działo! Nikt niczego nie widział.
- Niemożliwe, profesorze - zabrzmiał głos uzdrowicielki. - Klasa liczy ponad dwadzieścia osób i nikt niczego nie zauważył?
- Każdy pochłonięty był pracą przy własnym kociołku, widocznie nikt nie zwrócił uwagi.
- Wie pan, profesorze, że łatwiej byłoby mi ją wyleczyć, gdybym od razu wiedziała, czego się napiła, co na siebie wylała albo, nie daj Merlinie, co ktoś na nią...
- W mojej klasie nie ma miejsca na uroki!
- Tak? A dlaczego James Potter leży tam jak martwy, wie pan? Bo skoro w Hogwarcie nie ma miejsca na złowróżbne uroki...
- Zobaczę, co uda mi się ustalić.
- Wobec tego czekam, proszę się spieszyć, profesorze.
Dało się słyszeć ciężkie kroki wychodzącego Slughorna. Syriusz postanowił się zdrzemnąć. Kiedy się obudził, na jego łóżku siedział Remus i czytał książkę.
- Co tu robisz? - spytał przyjaciela.
- Peter odrabia szlaban u McGonagall, bo przez nieuwagę transmutował jej okulary w dżdżownicę, więc przyszedłem dowiedzieć się, co u ciebie słychać.
- Trzeba było mnie obudzić... - Syriusz usiadł i sięgnął po kubek z wodą.
- Pani Pomfrey powiedziała, ze sen jest dla ciebie najlepszym lekarstwem, więc specjalnie cię nie budziłem. Wyczytałem za to wiele pożytecznych porad z tej książki. - Uniósł na chwilę oprawiony w drewno stary tom, który schował po chwili do torby. - Jak się czujesz?
- Czułem się świetnie już od rana, spokojnie mógłbym już stąd wyjść wieki temu. Wiesz, ile spraw mam do załatwienia?
- Za to w nocy wcale nie wyglądałeś, jakbyś czuł się dobrze... - Remus trzymał się tematu, który rozpoczął. - Byłeś cały mokry, blady, trzęsłeś się jak galareta, krzyczałeś...
- Krzyczałem? - spytał cicho Syriusz.
- Tak... Powiedz, co ci się śniło?
- Zrozumiałeś jakieś słowa z tego, co krzyczałem? - Black unikał patrzenia w oczy przyjacielowi.
- Nie, niczego nie zrozumiałem, ale to było okropne. Jakbyś... - Urwał. - Jakbyś był bardzo nieszczęśliwy...
Chłopak westchnął głęboko i przymknął na chwilę oczy. Kiedy je znowu otworzył, Remus wpatrywał się z niego wyczekująco.
- Syriuszu, czy ty masz jakiś problem?
- Dlaczego tak bardzo interesuje cię, co mi się śniło?! - wybuchł gniewnie Black. - Po co chcesz to wiedzieć?
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Pomyślałem tylko, że kiedy to z siebie wyrzucisz, zrobi ci się lżej. Wiem, że to był naprawdę paskudny sen. - Popatrzył na niego swoimi jasnymi, smutnymi oczami.
- Śniła mi się... Śniła... - Syriusz schował twarz w dłoniach. - Śniła mi się mama - powiedział, a szloch zdławił jego kolejne słowo. - W tym śnie znowu mówiła, jak ważna jest czystość krwi, że kiedyś wszyscy Mugole i zdrajcy krwi zginą, że na świecie pozostaną tylko czarodzieje... Ona była potworem, Remusie, zabijała kolejno Jamesa, Petera i ciebie, a ja nie mogłem niczego zrobić... Powiesz coś wreszcie, czy dalej będziesz słuchał bez słowa?
- Boisz się swojej mamy? - Do Remusa powoli docierały słowa przyjaciela.
- Tak, właśnie się przed tobą zdemaskowałem. Rozbrykany, mający za nic wszystko Syriusz Black, boi się własnej mamusi - kpił.
- Dlaczego?
- Nie wiem, dlaczego. - Wzruszył ramionami. - Prawda jest taka, że nigdy nawet jej nie lubiłem. Ani jej, ani ojca. A to, że jej się boję... Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki mi się nie przyśniła.
- Potęga naszej podświadomości... - mruknął Remus. - Czytałem o tym.
- Na pewno czytałeś. - Syriusz wyszczerzył zęby. - Teraz zapomnij, co ci powiedziałem i opowiadaj, jak było na lekcjach.
- Nie chcesz już o tym mówić?
- Nie, na razie nie. U Slughorna był znowu wypadek, rano przynieśli dziewczynę. Wiesz coś o tym?
- Tak, to pierwszoroczna z Ravenclaw. Podobno napiła się niedokończonego wywaru, żeby pokazać wszystkim, jaka jest odważna.
- Kolejna wariatka - stwierdził Syriusz. - A niby Krukoni tacy mądrzy...
Remus wyszedł tuż przed kolacją. Na dworze było już ciemno. Pani Pomfrey przyniosła mu obrzydliwie niesmaczne lekarstwo i porządną kolację. Kiedy zabrał się za jedzenie, odwiedziła go Emily.
- Cześć - zaczęła nieśmiało.
- Cześć. - Odstawił swoją kolację na szafkę nocną.
- Byłam u koleżanki, leży tam... - Wskazała w odległy koniec sali. - Miała wypadek na eliksirach...
- To twoja koleżanka? - Syriusz wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. - Pogratulować - powiedział z przekąsem.
- Nic nie poradzę na to, że jest taka nieobliczalna. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Jak się czujesz?
- Dobrze, jutro uciekam na amen z tego miejsca.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Wzięła głęboki oddech. - Słyszałam twoją rozmowę z Remusem i myślę, że nie ma nic złego w tym, że boisz się swojej mamy.
- Nie boję się matki, co ty za bzdury opowiadasz? - Chłopak roześmiał się sztucznie.
- Ale mówiłeś... Śniła ci się i...
- Chyba coś ci się pomyliło, Emily. - Spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- Nie, bardzo dobrze słyszałam, co powiedziałeś, Syriuszu. Powiedziałeś, że boisz się swojej mamy, że ci się śniła i przez to miałeś tak wysoką gorączkę. Chcę tylko, żebyś wiedział, że nikomu o tym nie powiem i że sądzę, że nie powinieneś się obwiniać, bo na pewno masz powody do tego, żeby jej nie lubić.
- Nie wiem, o co ci chodzi, dziewczyno, ale lepiej się stąd zabieraj, bo nie ręczę za siebie! - uniósł się. - Gdybyś wcześniej mi powiedziała, że Lith chce rzucić zaklęcie na Jamesa, James nie leżałby teraz umierający!
- Co? O czym ty mówisz? - nie rozumiała.
- Jak to: o czym?! O tym, że...
- Chciałam ci wcześniej powiedzieć, próbowałam! Nie miałeś czasu, nie chciałeś mnie słuchać! Jeśli wina musi spaść na któreś z nas, z pewnością należeć będzie również do ciebie! - Rozpłakała się i wybiegła z sali.
Syriusz chciał cisnąć za nią talerzem, ale akurat w drzwiach zobaczył rodziców Jamesa.
- No, no, chłopcze... - zaczął pan Potter. - Jeśli teraz dziewczęta uciekają od ciebie z płaczem, to co będzie za parę lat? - Roześmiał się.
- Dobry wieczór! - przywitał się radośnie chłopak, wyskakując z łóżka.
- Syriuszu, jak ty mizernie wyglądasz! - zawołała pani Potter. - Ty chyba nic nie jesz?
- Susan, daj mu spokój - uciął ojciec Jamesa. - Niech powie lepiej, co u niego słychać.
- W porządku, nie narzekam...
- A jak się czujesz? Albus, znaczy, Dumbledore mówił nam, że w nocy miałeś wysoką gorączkę. - Mama Jamesa przyłożyła mu rękę do czoła.
- Już wszystko ze mną dobrze, naprawdę. - Syriusz się uśmiechnął.
- Chcieliśmy ci bardzo mocno podziękować za to, co zrobiłeś dla Jamesa. Ryzykowałeś życie, to było bardzo bohaterskie z twojej strony. Jesteś wspaniałym chłopcem, Syriuszu... - Przytuliła go i pogłaskała po plecach.
- Jeśli James... - zaczął pan Potter. - Jeśli on wyzdrowieje, może zechcesz spędzić z nami święta? - zaproponował.
- Och, tak! Bardzo chętnie! - ucieszył się Syriusz. - I niech państwo się nie martwią, James na pewno wyzdrowieje.
Kiedy rodzice jego przyjaciela wyszli, było już dosyć późno. Syriusz usiadł na krzesełku przy łóżku Jamesa i obserwował migającą w świetle księżyca bańkę. Rytuałem stało się już dla niego wpatrywanie się w ledwo unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Pottera. Dopiero, gdy był pewien, że przyjaciel oddycha, zerknął na jego bladą twarz.
- Wyzdrowiejesz, prawda? - zapytał cicho. - Musisz wyzdrowieć. Inaczej tak cię kopnę, że od razu ożyjesz.

***


Dziękuję wszystkim, którzy to czytają.
Mam nadzieję, że ten rozdział jest czegokolwiek wart...
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
~Karola__94 F
#27 Drukuj posta
Dodany dnia 29-01-2009 11:24
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Wybitny Uczeń
Punktów: 631
Ostrzeżeń: 1
Postów: 317
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Itka napisał/a:

- Wyzdrowiejesz, prawda? - zapytał cicho. - Musisz wyzdrowieć. Inaczej tak cię kopnę, że od razu ożyjesz.




haha xDD to mnie rozwaliło, świetny rozdział!! Ostro z tym koszmarem Syriusza ;o błagam dawaj częściej rozdziały;]
Edytowane przez Tonks2812 dnia 29-01-2009 16:53
Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#28 Drukuj posta
Dodany dnia 26-07-2009 23:50
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 9.


Syriusza obudziło dziwne stukanie, dochodzące z zewnątrz. Ziewając szeroko, rozsunął kotary i wyszedł z łóżka. Od razu poczuł chłód, bijący z kamiennych ścian zamku. Remus i Peter spali, nieczuli na głuche dźwięki, mącące ciszę nocną.
Na parapecie siedziała brązowa sowa, należąca do Jamesa i dziobem uderzała o szybę.
- Co się dzieje, Nord? - wyszeptał, otwierając okno.
- Co ty wyprawiasz? - Drgnął na dźwięk głosu Remus. - Jest środek nocy.
- Wpuszczam sowę, stukała w szybę - wyjaśnił Syriusz.
- Ja niczego nie słyszałem - stwierdził jego przyjaciel.
- Ani ja - dodał, ziewając, Peter.
Tymczasem Nord wleciał do pokoju i usiadł na łóżku Syriusza. Chłopak szybko zamknął okno, żeby mroźny, zimowy wiatr nie wdzierał się już do dormitorium i podszedł do ptaka.
- Ma list - powiedział do kolegów, odczepiając od nóżki sowy nieduży kawałek pergaminu.
- Przeczytaj na głos - polecił Remus i zapalił świecę.
Syriusz rozwinął liścik.
- "Szpital. Prędko. A.D." - odczytał. - James!
Jak stali, czyli w pidżamach, bez kapci ani szlafroków, nie zamykając za sobą drzwi, chłopcy puścili się szaleńczym biegiem ciemnymi korytarzami Hogwartu. Żaden z nich nie dopuszczał do siebie niepotrzebnych myśli, starali się skupiać tylko i wyłącznie na biegu. Gdy wreszcie dopadli drzwi Skrzydła Szpitalnego, huczało im w głowach, piekło w gardłach, a nogi trzęsły się od wysiłku. Żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć słowa, musieli odpocząć.
Przy łóżku Jamesa stali pani Pomfrey, profesor McGonagall i Dumbledore. Na ich widok dyrektor uśmiechnął się łagodnie i gestem poprosił, by podeszli bliżej. Syriusz zamknął oczy. Uśmiech Dumbledore'a mógł zapowiadać tylko dobrą nowinę, ale co, jeśli... Nie dokończył tej myśli.
- Syriusz... - Usłyszał swoje imię, wypowiedziane słabym głosem i otworzył oczy.
Wokół Jamesa nie było już bańki, pozostała tylko lekka, prawie niezauważalna mgiełka. Sam chory nie wyglądał za dobrze. Wciąż był słaby i blady, zlepione potem włosy przylegały do czoła i policzków, oczy miał jednak otwarte.
- Ja... James! - Syriusz uścisnął przyjaciela, nie zważając na gniewny okrzyk pani Pomfrey. - James! Masz szczęście, że się obudziłeś!
- Szczęście? - Nie rozumiał.
- Inaczej musiałbym cię kopnąć. - Syriusz wzruszył ramionami i roześmiał się.
- Remus, Pete! - Potter usiłował podnieść się nieco i oprzeć o poduszkę, sprawiło mu to jednak sporo trudu i po krótkim wysiłku opadł z powrotem na łóżko.
- Leż spokojnie, musisz teraz dużo odpoczywać - powiedział łagodnie Remus.
- James! - wykrzyknął Peter, a z jego oczu popłynęły strumieniami wielkie jak grochy łzy. - Bardzo... - Szloch stłumił wypowiedziane dalej zdanie.
- Pete, już dobrze. - Syriusz poklepał przyjaciela po ramieniu.
Sam miał ochotę się rozpłakać, ale powstrzymał napływające do oczu łzy.
- Dobrze, skoro już wszyscy są szczęśliwi, możecie wracać do łóżek - uznała pani Pomfrey. - Potter musi odpocząć.
- Nie, my nigdzie nie pójdziemy! - oponował Syriusz. - Mowy nie ma. Teraz, kiedy James się obudził, nie opuszczę go, dopóki sam nie będzie mógł się obronić przed...
- Wystarczy, panie Black - przerwała mu McGonagall. - Nie potrzebuje pan chyba teraz szlabanu za dyskutowanie z pracownikiem szkoły, prawda? - Spojrzała na chłopaka znacząco. - Jutro możecie odwiedzić pana Pottera. Myślę, że teraz wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- I radziłbym założyć papcie - wtrącił Dumbledore, zerkając na bose stopy chłopców - jeśli nie chcecie położyć się obok Jamesa z przeziębieniem... - Machnął różdżką i na bosych stopach pojawiły się kapcie.
- Chodźmy, chłopaki. - Remus położył dłoń na ramieniu wciąż szlochającego Petera. - Przyjdziemy jutro. James musi spać.
- Ale... - zaczął Syriusz.
- Nie ma żadnych "ale", panie Black. Choć raz proszę posłuchać kolegi i pójść do dormitorium.
Chcąc - nie chcąc, Syriusz powlókł się noga za nogą za Peterem i Remusem. Był pewien, że nie będzie mógł już zasnąć, ale położył się do łóżka, nie mając nic lepszego do roboty.
- Dobranoc. - Remus zgasił świecę i zasłonił swoją kotarę.
To samo uczynił Peter. Syriusz leżał jeszcze jakiś czas, wpatrując się w ciemność. Przed oczami miał twarz Jamesa. Czuł, jak wszystkie nerwy, jakie towarzyszyły mu od momentu wypadku i nie pozwalały mu się rozluźnić, teraz go opuszczają.
- Dziękuję - szepnął nie wiadomo do kogo i zamknął oczy.
Usnął.

- Chłopie, zakrztusisz się! - krzyknął Remus, obserwując, jak łapczywie i chaotycznie Syriusz pochłania drugie śniadanie.
Chłopak popił potężnym haustem soku dyniowego to, co jeszcze przegryzał i zerwał się na równe nogi, chwytając torbę.
- Widzimy się na transmutacji - powiedział, pakując do torby kilka kanapek.
- Tylko się nie spóźnij, bo tym razem dostaniesz szlaban jak się patrzy - przypomniał Remus.
Syriusz pomachał im jeszcze i pobiegł ile sił w nogach do skrzydła szpitalnego. James czuł się już o wiele lepiej niż po przebudzeniu, siedział teraz, oparty wygodnie o poduszki i pisał esej z eliksirów.
- Cześć - przywitał się Syriusz i usiadł na stojącym obok łóżka krzesełku. - Jak tam?
- A, męczę się z tym wypracowaniem na eliksiry. Myślałby kto, że byłem nieprzytomny wcale nie tak długo, a zaległości mam mnóstwo! - Skrzywił się.
- Z tym możemy sobie jakoś poradzić - uznał Syriusz. - Podkradłem brudnopisy wypracowań Remusa, dodaj coś od siebie, zrób kilka błędów, wiesz...
- Cudownie! - ucieszył się James.
- Tylko nic mu nie mów, jest przeciwny ściąganiu.
- Oczywiście, nie jestem aż tak głupi, żeby sobie samemu utrudniać życie. - Rozejrzał się po sali. - Przyniosłeś? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Jasne. - Syriusz wyciągnął z torby kanapki. - Masz, jedz szybko, żeby nie zauważyła.
- A powiedz mi, co z... - zaczął Potter niepewnie. - Co z drużyną? - spytał, ale po jego minie widać było, że raczej nie chce znać odpowiedzi.
- Z tego, co się orientuję, Josh nie wybrał nikogo.
- Głupi?! Jak on chce grać bez szukającego?!
- Uznał, że odbędzie się powtórka twojego pojedynku z tym rudym, bo poprzedni został nierozstrzygnięty.
- Co?! - wrzasnął James. - A kiedy? Przecież nie mogę tu leżeć w nieskończoność! Muszę trenować!
- Spokojnie. Josh pewnie jeszcze nie wie, że się obudziłeś. Gdyby wiedział, już szykowałby taktykę, tymczasem siedzi osowiały przy stole i nic do niego nie dociera.
Podeszła do nich pani Pomfrey.
- Black? - obrzuciła uważnym spojrzeniem Syriusza. - Czy ty nie masz przypadkiem zajęć?
- Mam! - Chłopak zerwał się z krzesła i pobiegł na transmutację.
Uczniowie właśnie kończyli wchodzić do klasy.
- W ostatniej chwili, panie Black. - McGonagall pokiwała głową.
Syriusz usiadł na swoim miejscu i wyciągnął podręcznik.
- Co u Jamesa? - zagadnął Remus.
- W porządku. Trochę zaczął świrować, kiedy powiedziałem mu o tym, że jeszcze raz weźmie udział w przesłuchaniu do drużyny...
- I po coś mu to mówił? - oburzył się Lupin. - Teraz za wszelką cenę będzie chciał wyjść ze szpitala, a przecież musi odpoczywać!
- Naodpoczywał się już wystarczająco przez ostatni miesiąc. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Macie pożyczyć pióro? - spytał Peter, wychylając się zza Remusa. - Znowu zgubiłem.
Remus dał przyjacielowi pióro i ponownie nachylił się do Syriusza.
- Jeśli myślisz, że rywalizacja o miejsce w drużynie sprawi, że szybciej wróci do zdrowia, to się mylisz - powiedział.
- Zobaczymy, który z nas się myli, kiedy Josh dowie się, ze James się obudził.
- Nie powiesz mu!
- Powiem. A jeśli nie ja, to wieść się przecież rozejdzie i tak. - Wzruszył ramionami.
- Black, proszę. - Usłyszeli głos nauczycielki.
Syriusz wstał, nie bardzo wiedząc, o co został poproszony. McGonagall patrzyła na niego wyczekująco, zresztą jak reszta klasy. Remus spytał Petera, o co chodzi i teraz próbował podpowiedzieć przyjacielowi. Chłopak nie zrozumiał.
- Pięknie pani dziś wygląda, pani profesor - oznajmił głośno i z radością, przyozdabiając swoje oblicze szerokim uśmiechem.
Klasa wybuchła śmiechem, a nauczycielka pokręciła głową.
- Co ja mam z tobą zrobić, Black... - mówiła bardziej do siebie niż do niego. - Siadaj. Tym razem nie dostaniesz szlabanu, ale odejmuję pięć punktów Gryffindorowi za to, że nie uważasz na mojej lekcji. Odejmuję kolejne pięć punktów za to, że pan Lupin nie uważa na mojej lekcji i pięć punktów za to, że zamiast uważać, pani Glosse czyta książkę. - W tym miejscu machnęła różdżką i nieduża książeczka, spoczywająca na kolanach koleżanki wyfrunęła z pod ławki i z hukiem zatrzasnęła się ponad głowami uczniów, przeleciała przez klasę, by wylądować na biurku nauczycielki. - Wracamy do zajęć. Czy ktoś odpowie na moje pytanie?

Po obiedzie, kiedy chłopcy szli na popołudniową lekcję zielarstwa, podszedł do nich Josh Mcpherson. Syriusz spojrzał na Remusa i uśmiechnął się.
- Słyszałem dziś plotkę i nie wiem, na ile mam w nią wierzyć, a nie chciałbym niepotrzebnie nastawiać się na cokolwiek, więc byłbym wdzięczny, gdybyście zechcieli mi powiedzieć... - Kapitan drużyny zawahał się na moment.
- Tak, James obudził się dzisiaj w nocy. - Syriusz odpowiedział na nie zadane pytanie.
- Ale musi odpoczywać, więc nie ma mowy o treningach - zastrzegł Remus od razu.
- Czyli... Chcecie powiedzieć... Na Merlina! - wykrzyknął rozradowany Josh. - Mam drużynę!
- Czy on myśli czasami o czymś innym niż quidditch? - zastanawiał się Syriusz, śmiejąc się.
- Na pewno nie myśli o zdrowiu swoich zawodników - powiedział naburmuszony Remus.
- Daj spokój, Remus. Przecież pani Pomfrey nie wypuści Jamesa, jeśli nie będzie zdrowy.
- Mam ci przypomnieć, że uciekasz ze szpitala tyle razy, ile do niego trafiasz?
- Racja - uznał Syriusz. - James też pewno da sobie radę.

***

__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".

Edytowane przez Itka dnia 26-07-2009 23:57
Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#29 Drukuj posta
Dodany dnia 05-08-2009 23:15
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

FF bardzo przyjemne i rozluźniające. Całkiem miła przerwa pomiędzy czytaniem opowiadań ze skomplikowanymi intrygami, czy krwawymi bitwami, a znęcaniem się nad bohaterami w moim własnym : >

Twój styl jest dobry i pasuje do klimatu. Czyta się go łatwo i bez wysiłku, bo nie wstawiasz jakiś niepotrzebnych udziawniaczy. Zachowałaś też dobrą proporcję pomiędzy opisami, a dialogami.

Główne postacie dobrze wykreowałaś. Gorzej trochę z tymi drugoplanowymi, ale tego się raczej nie zauważa. Nie jestem tylko pewny czy Syriusz nie podchodzi już pod Mary Sue, ale to mało istotne. Nawet jeśli to i tak jest "Syriuszowaty" w należytym stopniu.

Nie podoba mi się natomiast fabuła jako ogół. Brak tu jakieś spoiwa, które by łączyło kolejne wydarzenia. Po prostu zapomniałaś o wątku głównym : P Przez chwile myślałem, że to będzie wątek Syriusza i Emily, ale ona jakoś za rzadko się pojawia... (a tak w ogóle to ciekawa postać, więc chętnie bym o niej więcej poczytał : >Oczko

Drugą rzeczą są niektóre sytuacje. Na przykład ta nocna wizyta w SS. Wątpię, aby wezwano tam ich w nocy. Tak samo mało prawdopodobne jest, aby pielęgniarka kłopotała dyrektora i McGonagall tylko dlatego, ze pacjent obudził jej się w nocy. Jednak i tak jest to bardziej prawdopodobne niż zapraszanie tam Syriusza i reszty...

Z jawnych błędów to zauważyłem niepoprawnie zapisane dialogi. Poza tym w pierwszym rozdziale źle użyłaś słowa "ignorancja". potraktowałaś je jako pokrewne słowu ignorować, a przecież mają całkiem inne znaczenie. Wątpię aby głowa takiego rodu jak Blackowie nie wiedziała, że ignorancja to po prostu niewiedza.

Co chodzi o całe opowiadanie to jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiony : > Mocne PO, a może nawet W-
Edytowane przez Rzaki Pak dnia 06-08-2009 08:55
Wyślij prywatną wiadomość
~lady552 F
#30 Drukuj posta
Dodany dnia 17-04-2012 15:40
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Sześcioroczniak
Punktów: 590
Ostrzeżeń: 2
Postów: 287
Data rejestracji: 15.11.11
Medale:
Brak

Jakie super FF!Uśmiech Naprawdę tak mi się podoba że czytałam kilka razy. Masz talent. Nie co ja mówie? Ty masz WIELKI talent!!! OGROMNY! Szkoda że zrobiła się wielka cisza! To jest koniec FF???
Mam wielką nadzieje że jednak nie!
Czekam na dalsze losy!!!! Nie no ...To jest super. Daje W! I czekam.

Pozdrawiam
lady552

__________________
Oglądasz się za siebie...
Kolejny dzień za Tobą.
I wiesz, czas pędzi jak szaleniec,
Szybciej i szybciej, to nie nowość.
I znowu zliczasz życia łup,
Wszystkie porażki i podboje.
I nie raz los Cię gorzko zwiódł,
A czasem mogłeś wyjść na swoje.
Więc, każda z Twoich nowych dróg,
Niech będzie ta szczęśliwa...
Niech każda Twa decyzja,
Okaże się właściwa.
Z odwagą i uśmiechem,
Zaczynaj dzień co rano.
Kochaj i tak postępuj,
By Ciebie też kochano.
I zamiast lat przybywać,
Niech Ci ubywa... z wiekiem.
I zawsze dla człowieka,
Po prostu bądź człowiekiem.
http://besty.pl/870469 Wyślij prywatną wiadomość
~Luna Pomyluna F
#31 Drukuj posta
Dodany dnia 17-04-2012 18:12
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Więzień Azkabanu
Punktów: -66
Ostrzeżeń: 4
Postów: 48
Data rejestracji: 01.04.12
Medale:
Brak

Super.Daję wybitny!
Itka, potrafisz dobrze pisać a to rzadka zdolność!
Pozdrawiam,Luna. :)
__________________
OD Przebiegłości Ślizgonów
i Kretynizmu Puchonów

Strzeż nas Ravenclawie!!!
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 60% [6 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 40% [4 głosów]
Zadowalający Zadowalający 0% [Brak oceny]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT