Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 402
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Hogw@rt, czyli o nowoczesnym spojrzeniu na czarodziejski świat (SS)
Drukuj temat · [NZ] Hogw@rt, czyli o nowoczesnym spojrzeniu na czarodziejski świat (SS)
~Lapa_96 F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 19-05-2012 18:43
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik TT
Punktów: 228
Ostrzeżeń: 1
Postów: 101
Data rejestracji: 27.11.10
Medale:
Brak

Rozdział pierwszy
Magia jednego dropsa

Moje zapasy były na wykończeniu. Nie ma lepszego uzasadnienia mojej skrytej obecności na Pokątnej niż to, że właśnie wybierałem się do apteki. Aż strach pomyśleć, że jakiś inny, zupełnie bezwartościowy powód mógł mnie wywabić z zamku. Ale siedzenie tam i przyglądanie się bijącym w oczy lukom na moich półkach było jeszcze gorsze. To przeszłość, czas na teraźniejszość, w której wchodzę do rzeczonej apteki, mijając rzędy tabliczek promocyjnych: Smocze łuski - tylko dziesięć sykli za kilogram! Ustawiłem się w kolejce, składającej się z dwóch osób, emanując kulturą z wyższych sfer. Kiedy od lady zastawionej mosiężnymi wagami odszedł sędziwy staruszek z woreczkiem sproszkowanych pazurów hipogryfa, ja elegancko przystąpiłem krok do przodu.
- Pan Severus Snape, jak się nie mylę? - Zapytała mnie od razu czarownica przestawiająca słoiki z pazurami, które oglądał przed chwilą staruszek. Widać pamięta mnie tylko dlatego, że mam tutaj kartę stałego klienta.
- Nie myli się pani - skwitowałem z naciskiem jej wypowiedź, aby w końcu nauczyła się nie witać mnie w tak przygłupi sposób. Ta kobieta zawsze cieszyła się na mój widok. Podejrzewam jednak, że bardziej uśmiechała się do mojej kieszeni niż do mnie. Podobnie jak ja, uśmiecham się bardziej do moich kochanych składniczków niż do tej nalanej gęby. Wyszedłem z apteki z o wiele lżejszą sakiewką, ale za to o wiele cięższą torbą, wypakowaną po brzegi najrozmaitszymi drobiazgami. Nie ma nic piękniejszego od poczynania rozmyślań nad sposobem zużytkowania nowo nabytych ingrediencji. Ale nie ma też nic bardziej wnerwiającego, gdy ktoś ci w tym PRZESZKADZA!
- Dzień dobry, Severusie! - przywitała mnie srebrnobiała broda, pod którą zawsze ukrywał się Dumbledore, ten prawdziwy fanatyk cytrynowych dropsów. Niechaj zgadnę, co mu teraz chodzi po głowie. - Właśnie wybierałem się, by kupić trochę dropsów. - Odpowiedź tak oczywista, że nie zagięłaby nawet tępego Longbottoma. A teraz pozostaje mu zapytać... - Może zechcesz mi towarzyszyć?
Nie, nie zechcesz towarzyszyć. Czy przez ten przeżarty cytryną czerep nie dociera informacja, że nie widzę najmniejszej przyjemności we włóczeniu się w mugolskich sklepach w poszukiwaniu dziecinnych słodyczy?
- Bardzo mi przykro dyrektorze, ale jestem zmuszony odmówić, ponieważ...
- Tylko mi nie mów, że znowu idziesz sprawdzać wypracowania z eliksirów! - zaśmiał się szeroko i nadzwyczaj irytująco. - Robisz to całymi tygodniami!
Cóż, poniekąd to prawda. Przez ostatnie tygodnie trzymałem się tej jednej jedynej wymówki, która była o tyle dobra, że ukazywała mnie jako nauczyciela wyjątkowo sumiennie wykonującego swoje obowiązki.
- Nie, teraz muszę wrócić do szkoły z nowymi składnikami - wpadło mi szybko do głowy i podniosłem lewą rękę na dowód. Co by było, gdyby nie mój tęgi umysł?
- Ależ żaden problem! - klasnął w dłonie, mówiąc:
- Zgredek!
I oto przed nami aportował się mały, potwornie wytrzeszczony skrzat w dziwacznych spodenkach, swetrze koloru głębokiego brązu i dwóch różnych skarpetkach. - Zgredku, zabierz tę torbę Severusa do jego gabinetu, dobrze?
- Jak pan sobie życzy, sir. - zapiszczał, że aż załopotały mu jego nietoperzowate uszy i podbiegł szybko do mnie, łapiąc za wyciuchany materiał, który już tyle przeżył. Takie natręctwo ze strony Dumbledore'a, a teraz jeszcze tego skrzata, było co najmniej irytujące - Pan nie musi tak mocno trzymać tej torby, sir. Zgredek zostawi ją w lochu.
Z pewnym oporem rozluźniłem uścisk i skrzat zniknął wraz z moim świeżym nabytkiem. Plama na honorze. Jeśli jakoś uda mi się wymigać, to naprawdę będzie cud. Niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego aż tak mu zależy na moim towarzystwie? Mam sprawdzać, czy nie są zatrute? Mugolskie słodycze? Chyba nie jadłby ich z myślą, że posiadają coś, co może przynieść fatalne skutki. Zatem, czego ode mnie chce?
- Widzisz Severusie? Nawet masz na sobie mugolskie ubranie. - rozpromienił się jeszcze bardziej, święcie przekonany, że ubrałem się tak ze specjalną myślą o popołudniowym wypadzie po jego małych żółtych przyjaciół. Dlaczego się po prostu nie teleportowałem? Wówczas moją wymówką byłaby czarodziejska szata i być może obyłoby się bez nieuniknionego pohańbienia. Ale nie. Nie śmiałem nawet o tym pomyśleć, pochłonięty rozterkami na temat nowych składników. Czy uwarzyć eliksir Żywej Śmierci dla Pottera, czy coś na uspokojenie, aby wytrwać spotkania z pustym Longbottomem? Niemądry Severusie. - Co powiesz na mały spacer?
- Nie jestem przekonany...
- Skąd ja wiedziałem, że się zgodzisz?
Złapał mnie pod rękę i pociągnął wzdłuż ulicy. Nie byłem jeszcze w tak poniżającej sytuacji - ciągnięty przez ześwirowanego starca. Natychmiast zerwałem ten morderczy uścisk, kiedy napotkałem niezwykle irytujące spojrzenia przechodniów. Znowu: wykiwany przez cukierka. Wyszliśmy na mugolską ulicę, w najgorszych godzinach szczytu. Zajaśniał mi w głowie promyk nadziei, że jednak uda mi się uciec, ale...
- Severusie, tędy!
Znowu moje prawe ramię, tak wyćwiczone w obracaniu chochlą, jak i w uspokajaniu niesfornych urwipołciów, ugrzęzło w uścisku starczych palców, pooranych licznymi odciskami od otwierania tych przeklętych cukierków. Zeszliśmy z głównej ulicy i przed nami rozpościerała się teraz wąska, skromna uliczka. Od razu taki widok kojarzył mi się z przemytem jakichś towarów niewymiennych klasy A, ale to już swoją drogą.
- Całe szczęście, że znalazłem dobre miejsce, gdzie sprzedają je po rozsądnie niskiej cenie. Nieprawdaż, Severusie? - Niech ktoś będzie tak uprzejmy i wytłumaczy mi, dlaczego on ciągle jest przekonany, że jestem niebywale zaangażowany w jego cytrynowy spisek i aż się rwę do zakupu jego słodyczy, pochodzących pewnie z przemytu i to zapewne bez akcyzy. - To jest piękny sklep! - Zachwycił się na głos.
Co prawda nie zobaczyłem tego, czego się spodziewałem (a spodziewałem się jakiejś zabitej dechami nory z chytrym schowkiem na nielegalne towary), ale nie mogłem ukryć głębokiego wyrazu szoku, który malował się właśnie na mojej twarzy. Mówię teraz o szyldzie umieszczonym nad wejściem do najzwyklejszego sklepu pod słońcem. Szkarłatne litery układały się w piorunujące słowa: Drops, lizaczek i fistaszek. Byłem przygotowany na wszystko, dosłownie WSZYSTKO, ale nie na to! Że też pozwoliłem zawieść się do takiej dziury. Dumbledore pozwolił mi jeszcze chwilę pomęczyć się samym widokiem, ale w końcu weszliśmy do sklepu, o ile można TO tak nazwać. To był mugolski sklep. Mugolski, więc czego można było od niego oczekiwać? Małe pomieszczenie z szarą ladą i stojącymi na niej słodyczami (ściślej "dropsami, lizaczkami i fistaszkami" ), do sufitu przytwierdzony był płaski lampion, rzucający blade światło mimo tego, że był dzień i ponadto doszukałem się żółtych dropsów na szybach w charakterze dekoracji.
- DAAAAAAAJ MI TOOOOOOO!!!!!!!
W uszach zaświdrował mi wrzask niezwykle rozdartego dziecka. Miało włosy koloru czekoladowego brązu, identycznego odcienia jak tabliczka czekolady, którą próbowało wysępić od swojej matki. Szarpało tą biedną kobietę za rękę, wyma****ąc natarczywie swoim smakowitym znaleziskiem.
- Już ci mówiłam, że niczego nie dostaniesz, póki nie nauczysz się grzecznie prosić. - Odparła głosem tak spokojnym, że wzbudziło to mój podziw.
Niestety, choć jej postawa była godna pochwały, nie potrafiła ujarzmić tego do bólu pazernego bachora, który zaskrzeczał jeszcze donośniej.
- Niech pani weźmie tę czekoladę. - zaproponowała sprzedawczyni, rzucając ukradkowe spojrzenie na innych klientów, którzy nie ukrywali niezadowolenia.
W ten oto sposób mały terrorysta, przy którym Osama bin Laden może się tylko schować, już rozrywał pazłotko, aby zatopić swoje mleczaki (z czego połowa była zepsuta) w czekoladzie z toffi. Zaś stary Dumbledore właśnie zatapiał wzrok wypełniony dziecięcą chciwością w pudełko z dropsami. Niewątpliwie znalazłby wspólny język z "małym bin Ladenem". Czy także pod tym względem jesteśmy podobni do mugoli? W każdym razie nie ja.
- Poproszę...
- Dropsy cytrynowe? - Już nawet kasjerka jest w stanie odgadnąć jego proste zachcianki.
- Tak. Pięć paczek poproszę.
Zdumiało mnie dlaczego bierze tak wyjątkowo mało, skoro ciągnie mnie tutaj pod pretekstem niedoboru cytryny. Przeliczywszy pieczołowicie mugolskie pieniądze zabrał z lady swój żółty dobytek.
- Dla pana to samo? - nieoczekiwanie zwróciła się do mnie sprzedawczyni.
- NIE - odparłem jej dobitnie, aby nie miała najmniejszych wątpliwości co do mojej, że tak powiem, "normalności". Bo czy opychanie się słodkimi do bólu cukierkami jest normalne?
- Ależ zapłacę za ciebie, Severusie - Dumbledore musiał wkroczyć z właściwą sobie wspaniałomyślnością i uprzejmością, które nie zawsze idą w parze w sytuacjach takich jak ta.
Tak oto wyszedłem z koszmarnego pomieszczenia, które bez najmniejszych oporów nazywają sklepem, ściskając trzy paczki dropsów w drżącej ze złości ręce oraz z Dumbledorem u boku, dźwigającym siatkę paskudnych słodyczy. PLASTIKOWĄ siatkę. Taką, jaka nie nadaje się do recyklingu. Zero pożytku dla środowiska. Było do przewidzenia, że z tych dropsów nie wyniknie nic dobrego. Każdy nałóg ma w sobie coś złego - alkoholizm przynosi złe skutki, narkotyki, papierosy a zwłaszcza DROPSY. Nikt nawet nie zdaje sobie sprawy, że ujemny przyrost naturalny jest spowodowany głównie tym. Starcy uwielbiający narkotyzować się cukierkami naszprycowanymi szkodliwymi związkami chemicznymi długo nie pożyją. Schowałem dropsy do kieszeni, aby nikt nie przyłapał mnie choćby na trzymaniu ich w ręku. I tak była to dla mnie niezmazywalna plama na honorze.
- Dlaczego masz taką ponurą minę, Severusie? - zadał mi wystarczająco głupie pytanie, aby mój wzrok mógł powędrować w stronę nieba. - Moim zdaniem masz wszystko, co do szczęścia potrzebne. Dropsy... - Czyli mam mnóstwo powodów, aby się porządnie zdenerwować. - Właśnie... - Doznał nagłego olśnienia. Z doświadczenia wiem, że nie przyszło mu do głowy nic sensownego, skoro rozprawia o słodyczach. - Severusie, wcale nie musisz zwracać mi pieniędzy! - Skąd ja wiedziałem, że powie coś w ten deseń? Przez myśl mi nawet nie przeszło o zwrocie pieniędzy! Mugolskich pieniędzy!
- Dobrze, rozumiem - odparłem, siląc się na uprzejmy ton.
Na chwilę nastała cisza, jeśli mogę użyć tego słowa w odniesieniu do ulicy pełnej jeżdżących samochodów. Ale zawsze z tą "ciszą" jest tak samo - w końcu zostaje przerwana.
- Ale nadal masz taką smutną minę. - "Smutną". Tak nazywa wyraz twarzy wypełniony tłumioną wściekłością. - Czy nie cieszą cię pyszne, słodziutkie dropsy?
- Nie - wyrwało mi się niekontrolowanie, nim zdążyłem ugryźć się w język. To chyba przez to uczucie mdłości, gdy zaczął wymieniać wszystkie "zalety" dropsów.
Nie minęło wiele czasu, abym mógł stwierdzić, że moja odpowiedź była czymś gorszym od obrazy. Poznałem to po zmianie starczej twarzy z dobrotliwej i przyjaznej w niezwykle wzburzoną, która z każdą sekundą coraz bardziej wykrzywiała rysy. Teraz wiedziałem, dlaczego ten cytrynowy maniak jest jedyną osobą, której boi się Czarny Pan (pewnie gdy kończył Hogwart, naraził się Dumbledore'owi podobnie jak ja teraz).
Niewiele myśląc, deportowałem się w trybie natychmiastowym, by umknąć przed gniewem, który spadłby na mnie jak wielki młot. Znalazłem się w Hogsmeade. Słońce już zachodziło, a ja byłem w stanie spełnienia i właśnie gratulowałem sobie, że udało mi się uwolnić od tego fanatyka. Byłem pierwszy na kolacji, na czym bardzo mi zależało, bo bynajmniej nie jest dobrym pomysłem widywać się twarzą w twarz z dyrektorem do następnego tygodnia. Następnie zszedłem do lochów, gdzie, jak obiecał Zgredek, spoczywała moja torba. Do późnego wieczoru ustawiałem wszystko na półkach, dbając o alfabetyczny porządek i postanowiłem udać się na upragniony spoczynek. Jak dobrze, że jest już niedziela!
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_ly8732TdyJ1qavb8jo1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mahyy0eoqS1qa3emao1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mao119PiKN1qlk7jyo2_500.gif

Edytowane przez Lapa_96 dnia 27-09-2012 01:04
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak- Wyślij prywatną wiadomość
~Annee F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 19-05-2012 19:28
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Gajowy Hogwartu
Punktów: 984
Ostrzeżeń: 1
Postów: 235
Data rejestracji: 04.12.11
Medale:
Brak

<hahaha> świetne ^^ bardzo się ubawiłam, a Dumbledore i jego dropsy - cudowne! A potem to pytanie, odpowiedź Severusa i wzburzenie Dumbledore'a są wspaniałe! xD
Co do błędów to żadnych nie zauważyłam (no chyba, że mam słaby wzrok), chociaż ja przy czytaniu w ogóle nie zwracam uwagi na błędy, to nawet gdyby były, to mi by to przy czytaniu nie przeszkadzało ;)
Oczywiście daję W :)
__________________
Albus Severus
Pochodzenie imion syna Harry'ego
- Albusie Severusie - powiedział tak cicho, że nie usłyszał tego nikt prócz Ginny, a ona taktownie udała, że macha ręką do Rose, która już wsiadła do wagonu - nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem.


fs1.cyworld.vn/data2/2009/07/17/063/1247818263943244_file.jpg

Edytowane przez Annee dnia 19-05-2012 19:29
Wyślij prywatną wiadomość
~SevLily36 F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 19-05-2012 20:41
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1807
Ostrzeżeń: 1
Postów: 725
Data rejestracji: 19.10.11
Medale:
Brak

Rany, to jest... to jest... po prostu GENIALNE! Chyba nigdy nie czytałam tak dobrego FanFiction: bez błędów ortograficznych, językowych i stylistycznych... Poza tym przezabawne, a "mały bin Laden" po prostu mnie rozwalił xD No i oczywiście Dumbledore i jego cytrynowe szaleństwo... popłakałam się ze śmiechu, naprawdę Uśmiech Szkoda tylko, że nie ma oceny wyższej niż Wybitny... bo na pewno na takową zasługujesz! Będę z ogromną niecierpliwością czekać na kolejny rozdział.
__________________
www.styleite.com/wp-content/uploads/2014/11/Patti-Smith-gif.gif

Edytowane przez SevLily36 dnia 19-05-2012 20:42
www.facebook.com/HelenaBonhamCarterDlaFano Wyślij prywatną wiadomość
~emilyanne F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 19-05-2012 22:32
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Dziedzic Gryffindora
Punktów: 5622
Ostrzeżeń: 1
Postów: 633
Data rejestracji: 28.10.11
Medale:
Brak

Miałeś spore pole do popisu. Przede wszystkim styl. Twój styl pisania jest piorunująco dobry. Może jest odrobinę nie snajpajowato, aczkolwiek... po prostu - piszesz świetnie.
Druga rzecz - humor. Wybrałeś doskonały temat do ficka, ale... nie wykorzystałeś tej szansy. Wyraźnie próbowałeś nas rozbawić, ale jeśli chodzi o mnie... udało Ci się tylko w wypadku nazwy sklepu - Drops, lizaczek i fistaszek. Roześmiałam się, całkiem głośno. Bin Laden raczej mnie nie powalił, bo jest przeterminowany. Po za tym Severus raczej nie interesował się mugolskimi sprawami. Mogłoby być zabawniej i żałuję, że tak nie było. Z drugiej strony to rozumiem. Ja na przykład nigdy nie potrafiłam pisać zabawnych tekstów Dowcipniś
Poprawność... nie wierzę własnym oczom. Dawno nie widziałam tutaj tak poprawnego ficka, który nie należałby do administratora, bo ci zawsze wszystko dokładnie sprawdzają. A u Ciebie zero literówek, żadnych ortografów, interpunkcja idealna! Nic, tylko pogratulować! Dowcipniś Chyba, że to ja jestem ślepa, ale to wydaje się być raczej mało prawdopodobnym Dowcipniś
Wczułeś się w Severusa. Przytoczyłeś nam tutaj osobę Longbottoma, a także Pottera. Ogółem oddałeś świat magii dość dobrze. Tylko naprawdę... brzmi to trochę nie jak Snape.
Jestem bardzo ciekawa, jak to dalej poprowadzisz. Wprowadź koniecznie więcej humoru, jeśli będziesz w stanie! Wierzę, że dasz sobie radę Dowcipniś
Weny i lekkiego pióra, a ja tymczasem stawiam Powyżej Oczekiwań. Cieszę się, że ten tekst jest tak długi Dowcipniś
__________________
Pomilczmy razem... no bo tak.



to takie reumatyczne xxx

pingwiny.nick.com.pl/images/layout/postacie/3duzy.png


twoje problemy są niczym czeski film. moje też, ale na szczęście u siebie się tego nie zauważa.

Edytowane przez emilyanne dnia 19-05-2012 22:33
http://niedoskonali.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 20-05-2012 00:41
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

A ja się dialogów przyczepię. Ściślej mówiąc złego ich zapisu. ;P

- Pan Severus Snape, jak się nie mylę? - Zapytała mnie
- NIE. - Odparłem jej dobitnie

- Dobrze, rozumiem. - Odparłem

Przykłady tylko, cały tekst jest takim czymś upstrzony i mnie razi. Otóż, kropki przed myślnikiem powinieneś sobie odpuścić, a słowo po myślniku pisać od małej litery. Czemu? Bo jeśli zdanie po myślniku odnosi się do wypowiedzi (w sensie jakoś ją określa, opisuje sposób, w jaki coś ktoś powiedział), to tak ma być. Zapis, który stosujesz (czyli kropka, duża litera) powinien być używany, gdy zdanie po myślniku nijak ma się do wypowiedzi. Czyli (zazwyczaj) wszelkie odparł, powiedział, poprosił, zawołał, mruknął, zapytał, dodał - brak kropki, mała litera. Przykładowo:

- Mamo, co dziś na obiad? - zapytałam.
- Pierogi - odparła mama.
- Ojej, kocham pierogi! - zachwyciłam się.


Ale!

- Mamo, co dziś na obiad? - Stanęłam w progu kuchni.
- Pierogi. - Mama podkręciła gaz w kuchence.
- Ojej, kocham pierogi! - Klasnęłam w dłonie zachwycona.


Tak to mniej więcej wygląda. Mam nadzieję, że nie poplątałam i zrozumiałeś o co mi chodzi i że się zastosujesz. ;]


Co do FF. Styl pisania masz bardzo dobry. Czyta się lekko, miło i przyjemnie, błędów, pominąwszy te nieszczęsne dialogi, w zasadzie nie popełniasz. Jednak samo opowiadanie szczerze powiedziawszy mnie nie zachwyciło. Trochę taki humor na siłę. Niepotrzebnie wplotłeś tutaj oklepaną scenę z dzieciakiem - nie tylko nic ona nie wniosła, ale nawet nie była opisana jakoś oryginalnie. Nie wczuwasz się też do końca w postać Severusa. Momentami nawet nieźle ci to wychodzi, ale ogólnie ja jako czytelnik odbieram go jako zwyczajnego gościa, raczej nie wyróżniającego się z tłumu. Tymczasem wg mnie Snape powinien przyciągać uwagę. Po prostu więcej ironii, sarkazmu, ciętych ripost, a będzie fajnie. Bo twój Snape jest taki... uprzejmy. A Snape nie powinien być uprzejmy.

Ale i tak jestem zaciekawiona. Pośledzę trochę to FF, zobaczę jak ci pójdzie dalej, jak to się rozwinie, bo po pierwszym rozdziale trudno stwierdzić.

Życzę weny i pozdrawiam. ;]
Edytowane przez Fantazja dnia 20-05-2012 00:42
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Lapa_96 F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 26-05-2012 01:51
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik TT
Punktów: 228
Ostrzeżeń: 1
Postów: 101
Data rejestracji: 27.11.10
Medale:
Brak

Dziękuję za opinie i rady, postaram się do nich zastosować. Zgadzam się, ten pierwszy rozdział nie wprowadzał może najlepiej w temat, jaki ma reszta opowiadania. To miała być w zasadzie anegdota o nałogu Dumbledore'a, a ona wprowadza nas w kolejne uzależnienie dyrektora Oczko

Rozdział drugi
Niespójny ciąg wydarzeń


Ranek dnia następnego. Gdy jest mowa o niedzieli, to zawsze taki ranek jest przeze mnie witany długim odpoczynkiem. Tak więc kiedy wybiła godzina jedenasta, postanowiłem wyrwać się z błogiego luksusu jaki dawała pościel wypełniona puszystym futerkiem Pufków aby zdążyć jeszcze na śniadanie. Ubrałem się, umyłem w mojej prywatnej łazience i w momencie, kiedy wycierałem ręce ręcznikiem, zatrzymał mnie odgłos dobiegający od drzwi. Odgłos pukania, taki sam jak zawsze, dochodzący od moich drzwi. Przyznam, że dzieje się to zbyt często i przynosi tylko same nieszczęścia. Kilka tygodni temu usłyszałem pukanie do drzwi i następnego dnia obudziłem się w ciele Nimfadory Tonks! Oby nigdy więcej nie spotkała mnie podobna sytuacja, a wszystko wskazywało właśnie na taką okoliczność. Nim zdążyłem choćby pomyśleć o otworzeniu drzwi, te otworzyły się same, budząc jednocześnie mój niesmak co do niekulturalnego interesanta.
- Dź... ...bry! Dź... ...bry! - z tego wieśniackiego bełkotu wywnioskowałem, że jeden z mężczyzn chce mi powiedzieć "dzień dobry". Było ich dwóch i mocowali się z wielkim pudłem, które nie chciało zmieścić się w drzwiach. Pozostawało mi zadać pytanie, z jakiej racji wnoszą to ustrojstwo do mojego gabinetu?
- Przepraszam, ale nie wydaje mi się, abym został poinformowany o zmianie aranżacji MOJEGO wnętrza - zwróciłem im opryskliwie uwagę. Co prawda zachowałem zwroty grzecznościowe, ale nic nigdy nie stoi na przeszkodzie by wypowiedź była mimo to opryskliwa.
- Panie! Co pan?! - zawołał ten z brodą, który mnie witał. Miał na sobie szarą szatę w charakterze uniformu, podobnie jak jego współpracownik. Tamten był łysy i niezbyt szczupły, przez co do złudzenia przypominał jajko. Wyglądali mi na swego rodzaju majstrów, którym zbędne jest wyższe wykształcenie co objawia się takim oto "wieśniactwem" - Mamy polecenie to robimy! Nie mamy, nie robimy!
- W każdym razie dyrektor Dumbledore nie uzgadniał tego ze mną. - No pewnie, że nie uzgadniał. Jak miał to zrobić, będąc zaślepiony dropsami? A może to konsekwencja jego gniewu? Nasłał na mnie tych wieśniaków, aby mi zrujnowali gabinet? Cóż, to nie w jego stylu, ale jak jest się pod wpływem cytryny to wszystko staje się możliwe.
- Ale my nie od Dumbledore'a! - kręcił niecierpliwie głową - Dumbledore nie ma tu nic do gadania!
- Jak to "nie ma nic do gadania"? -To zaczynało być dziwne. Coś dzieje się w szkole i dyrektor nie ma na to wpływu?
- Po prostu. Ministerstwo Magii to wymyśliło i Ministerstwo wprowadza.
- My wprowadzamy, Hubert - poprawił go jajowaty facet.
- My wnosimy! Ruszże się, mamy jeszcze resztę klas do obskoczenia! Dumbledore'owi zachciało się zainstalować to w każdym pomieszczeniu!
Postawili pudło na moim schludnym dywanie i odpoczęli przez chwilę. Wykorzystałem przerwę aby ich zapytać:
- Co wprowadza Ministerstwo?
Nie otrzymałem jasnej odpowiedzi, bo ponownie zabrali się do pracy. Rozdarli wielką tekturę, rozrzucając ją niechlujnie po całym pokoju, co skwitowałem głośnym, niezadowolonym chrząknięciem. Teraz moim oczom ukazało się coś, co widziałem tylko na mugolskich wystawach sklepowych. Rzecz nosząca miano: komputer. Przecież to bez sensu! Po co czarodziejowi komputer? Poprawka - po co MI komputer? Takiemu ułożonemu człowiekowi jak ja, niepotrzebny jest mały blaszany substytut "przyjaciela", w który małe mugole łakomie wlepiają oczy i żeby tylko to. Uzależnienia od komputera to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jeśli chcemy snuć wywody o szkodliwych zabawkach.
- Przepraszam - zacząłem uprzejmie, choć wewnątrz mnie się kotłowało od natłoku myśli. - Co to jest?
- To jeessst... - zaczął jajogłowy drapiąc się po łysinie
- Kempunter - dokończył za niego brodaty Hubert.
- Nie, to się nazywało jakoś inaczej... Kompenter?
- Nie...
- Wiem, co to jest - przerwałem, bo ten analfabetyzm mnie dobijał. - Pytam się tylko, po co tu to jest? - Przemówiłem prostym językiem, jakbym rozmawiał z ludźmi pierwotnymi.
- Proroka pan nie czytasz? Mówią, że to takie wielkie ułatwienie pracy i poprawa kontaktów między czarodziejami i że to kurde niby takie wspaniałe... trata-ta-ta-ta...
- Takie duperele - podsumował łysy. Ustawiwszy na moim biurku nowy cud techniki, obaj zabrali się wraz ze swoimi niekulturalnymi manierami.
Nie sądziłem, że dojdzie do czegoś takiego. Mugolskie ustrojstwo na moim miejscu pracy i gabinet uwalany szarymi tekturami. Nie. NIE! Idę do tego brodatego amatora cukierków wyjaśnić to i owo. "Dumbledore'owi zachciało się zainstalować to w każdym pomieszczeniu!". A proszę bardzo, niech sobie stawia gdzie dusza zapragnie, byle nie na MOIM BIURKU! Rzuciłem ostatnie krytyczne spojrzenie na unowocześniony gabinet Mistrza Eliksirów i ruszyłem na spotkanie z Dumbledorem. Trudno powiedzieć, jakie czeka mnie powitanie po tym, co zaszło wczoraj.

Kiedy znalazłem się już przed ową chimerą, byłem pewny, że złamałem tak oczywiste, cytrynowo-dropsowe hasło. Z tym przekonaniem automatycznie powędrowałem w stronę wejścia, ale zamiast zobaczyć drzwi, ujrzałem wytrzeszczone oczy posągu, które sypały nieprzyjazne iskry. Przecież to niemożliwe żeby zmienił swoje ulubione hasło! Może przeżywa uwielbienie dla jakiegoś nowego specjału z Miodowego Królestwa? Nie, nie chciało mi się w to wierzyć. Dla pewności jednak wymieniłem wszystkie nazwy znanych mi słodyczy i zacząłem się poważnie zastanawiać, co jeszcze może się kryć w głowie dropsocholika. Natrętny głosik w mojej głowie powtarzał nieustannie: Drops! Drops! Drops! No właśnie, "drospocholik", jak sama nazwa wskazuje, myśli wyłącznie o dropsach. A jednak coś skłoniło go do przestawienia biegu myśli na inne tory. Tylko co było tak dostatecznie silne, że pobudziło jego neurony do tego stopnia? No tak! Przecież Tonks będąc pod moją postacią zabawiała się w Hogwarcie, jeżdżąc po schodach i zajadając się dropsami! Dumbledore przyszedł specjalnie do mojego gabinetu, aby mi obwieścić, że już nigdy nie poliżę choćby koniuszka jego drogocennego skarbu, co mnie nieziemsko ucieszyło. To było... na pewno kilka tygodni temu... Nie pamiętam, staram się wymazać z pamięci chwile, kiedy musiałem znosić wybrzuszenie z przodu szaty i poprawianie wrzynających się ramiączek oraz zapięcia na plecach. Rozsądny człowiek, taki jak ja, pomyśli sobie, że to koniec moich cytrynowych udręk, jednak nawet ogołocenie dyrektora z tych narkotyków nie jest w stanie wytępić jego przerażającego nałogu. Teraz się obraził, ale znając go już bardzo dobrze, wiem, że za niedługo mu przejdzie i od nowa zaczną się pełne męki perypetie z dropsami w roli głównej.
- Dzień dobry, Severusie. - Doszedł mnie kobiecy głos.
Pomona Sprout maszerowała korytarzem z naręczami pustych doniczek kwiatowych. Tylko czary powstrzymywały doniczki przed upadkiem - z mugolskiego punktu widzenia, piramida chwiejąca się na boki już dawno skończyłaby na posadzce.
- Dyrektor zmienił swoje odwieczne hasło. - Rzuciłem prosto z mostu, pomijając kwestię powitania, które w tym momencie było zbędne. - Zastanawiające, nieprawdaż?
- Tak bardzo... - spojrzała na mnie krzywo, dając mi do zrozumienia, że według niej, lepiej by było najpierw się przywitać. - Ale Minerwa, będąc na stanowisku wicedyrektora, na pewno je zna.
- Możesz być tak miła i ją zawołać? Rozumiesz, taka koleżeńska przysługa.
Teraz wyglądała jakby chciała powiedzieć "Ale z ciebie gentleman!", ale widocznie się powstrzymała i ruszyła wzdłuż korytarza. Bo każda kobieta czuje się po prostu źle, kiedy nie jest obsypywana komplementami na swój temat i oczekuje, że każdy będzie się przed nią płaszczyć.

Wkrótce potem pojawiła się McGonnagall. Jak zwykle szybko i z zaciśniętymi ustami. Była całkowicie skupiona na swoim celu, zabłąkana ropucha rechocząca w kącie wcale jej nie interesowała.
- Masz jakieś problemy z hasłem, Severusie? - przywitała mnie, nie zdecydowawszy się najpierw na logiczną ocenę sytuacji.
- A czy ty, Minerwo, masz jakieś kłopoty z wywnioskowaniem, dlaczego stoję bezczynnie przed chimerą?
- W każdym razie nowe hasło brzmi Candy Shop Fever - zrobiła urażoną minę z niewiadomego mi powodu i odeszła do swoich spraw. Tym niewiadomym powodem musi być ta jej urażona duma naddana rodzajowi żeńskiemu. Przez trzy dni byłem zmuszony udawać kobietę, ale zachowywałem wówczas resztki godności, a przede wszystkim normalności.
- Candy... Czy ja dobrze słyszę?! - zawołałem za nią, ale nie wiem czy przez moją naturalną opryskliwość, czy tak po prostu nie otrzymałem odpowiedzi.
Co mogło skłonić Dumbledore'a do ustanowienia takiego hasła? Prawda, mieści się w wąskim zakresie upodobań dropsocholika... "Gorączka sklepu z cukierkami"... Dziwne, a zarazem całkowicie zwyczajne. Może on po prostu przywiązał się do wspomnienia, w którym odwiedza ten koszmarny mugolski sklep? Całkiem możliwe.
Gdy posąg odskoczył, zapukałem do drzwi, ale nie usłyszałem znajomego "Proszę!", jakie zwykle zachęcało tu gościa do wejścia. Więc nacisnąłem nieco nieśmiało klamkę i zajrzałem przez szparę. Starzec siedział za swoim nieśmiertelnym biurkiem, ale jedyną rzeczą, która czyniła ów mebel młodszym, był czarny komputer. Błękitne oczy całkowicie zatopiły się w kolorowym ekranie i nie podniosły się nawet wówczas, gdy podszedłem bliżej.
- Witaj, Severusie... - wymamrotał Dumbledore, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego, a może po prostu podświadomie wmawiam sobie, że tak to wygląda?
Przez chwilę nikt nic nie mówił - ja stałem wyczekująco, on garbił się w fotelu, pochłaniając coś wzrokiem, i to w wyjątkowo łakomy sposób. Zdecydowałem się to przerwać, bo nie przyszedłem tutaj patrzeć jak pogłębia się jego starczy garb.
- Słyszałem, że ma pan zamiar wprowadzić TO - wskazałem na maszynę - niemalże na wszystkich piętrach.
- No i co? - zapytał. Nie byłem pewny, czy rozmawia ze mną, czy z monitorem.
- Właśnie to.
- Do czego zmierzasz, Severusie?
- Czy wyglądam na kogoś, kto potrzebuje tej rzeczy?
- O! Ale to ładne! - zignorował mnie. Wolał bawić się maleńkimi cyferkami na tym, co nazywają klawiaturą. Wciskał każdą po kolei i patrzył, jak ich odpowiedniki pojawiają się na ekranie, ciesząc się z tego niezmiernie. - O czym mówiłeś, Severusie?
Szlag mnie trafił. Najpierw dropsy, teraz to. Do obydwu z tych rzeczy nakłania mnie siłą i szczerze się dziwię, że nie zaproponował mi jeszcze słodkiego poczęstunku. Jeszcze. Może tak wybadać sytuację? Może to kres ery dropsa?
- A co z pańskimi cukierkami, dyrektorze?
- Wiedziałem, że to przemyślisz! - klasnął w ręce. Było to trochę dziwne, z uwagi na jego przywiązanie do nowej, elektronicznej atrakcji. - Zechcesz się poczęstować? - wysunął ku mnie miseczkę cukierków.
Nie tego dokładnie się spodziewałem. Poczułem nawet dość silne ukłucie rozczarowania, gdyż ta choroba mu nie przeszła. Tak naprawdę jest jeszcze gorzej! Wpadł już w drugi nałóg!
- Może innym razem... Jestem właśnie po śniadaniu. - usprawiedliwiłem się szybko, aby zapobiec kolejnemu napadowi gniewu, pamiętając wczorajszy incydent.
Miałem szczęście, bo podziałało. Odstawił jedzenie i od nowa zatracił się w zabawie. Dostrzegłem, że z ruchomej tapety mruga do mnie jaskrawoczerwony feniks podobny do Fawkesa, który siedział właśnie na żerdzi. Następnie mała różdżka na ekranie najechała rozżarzonym końcem na ikonkę opasłej księgi podpisanej Tome Internet ExPlorer i na ekran wskoczyło okienko wypełniające cały ekran. Zastanawiałem się właśnie, co zamierza zrobić ten nieobliczalny człowiek. Następnym krokiem jaki podjął, było wpisanie, jak mi się wydawało, adresu, jeśli mogę tak nazwać: www.wizardbook.mag. Moim oczom ukazała się biało-niebieska plansza z małą mapką świata i pomarańczowymi zarysami postaci w kapeluszach. Mało tego, owa witryna nosiła nazwę Wizardbook, czyli tłumacząc dosłownie - Książka czarodziejów, albo Spis czarodziejów. Właściwie słowa nie opiszą tego, co działo się przed moimi oczami. To trzeba było zobaczyć. Mała różdżka stuknęła w pole opatrzone napisem "Adres e-mail", cokolwiek to jest, i literka po literce (co działo się bardzo wolno, zwłaszcza, gdy Dumbledore gdakał po pojawieniu się każdej literki) pojawiło się [email protected]. Trochę mnie to zaszokowało, bo nie przypuszczałem, że "Dumbli" operuje też takim przydomkiem. Nadszedł czas na wpisanie hasła, ale go nie poznałem, bo zamiast liter pojawiły się tylko czarne kropki. Dokładnie było ich piętnaście. To zapewne takie zabezpieczenie przed włamywaczami.
- To jest, Severusie, taki portal społecznościowy, na którym można komunikować się z czarodziejami z całego świata! - wytłumaczył mi, czyli powtórzył to, co sam wywnioskowałem. Zdanie "Wizardbook pomaga kontaktować się z innymi czarodziejami i udostępniać im różne informacje i treści." mówiło tak naprawdę wszystko. Kliknął na przycisk zaloguj się, ekran zrobił się biały, a w książce w prawym górnym rogu ekranu zaczęły się przewracać kartki. Po niedługim czasie, kiedy stronnice przestały łopotać, pojawił się...
- Severusie, to jest mój profil. - Nie musiał mi tego uświadamiać, wystarczyło jedno spojrzenie rzucone na srebrno-brodatego mężczyznę mrugającego znad oprawek okularów przeciwsłonecznych. Ale to jeszcze nie wszystko. Cała strona ciągnęła się daleko w dół, a na niej... małe okienka odcienia jasnoniebieskiego opatrzone najróżniejszymi obrazkami. Oczywiście, czego mogłem się po nim spodziewać? Pierwszy "post", jak dowiedziałem się ze strony, zawierał następujące treści: Cytrynowe dropsy - Ty to lubisz i wiele innych tego typu. Ponadto pojawiło się także swego rodzaju powiadomienie: Albus Dumbledore i Remus Lupin są teraz znajomymi. Zdębiałem. Albo nawet gorzej. Skoro taki jest ten ich Internet, to ja bardzo dziękuję, nie będę poniżał samego siebie. Miałem zamiar odwrócić się w niemym milczeniu i wyjść z gabinetu "na tarczy", ale zatrzymał mnie cytrynowy haker:
- Severusie, poczekaj! Mam coś dla ciebie! Muszę ci to pokazać!
Byłem zmuszony zostać, choć w myślach wędrowałem właśnie do lochu i wyrzucałem przeklęty komputer, który pod przymusem otrzymałem. Stanąłem za dyrektorskim fotelem, a on stwierdził, że znajduję się w najdogodniejszej pozycji, aby podziwiać jego nowe wymysły. Rozwinął pasek opcji i stuknął elektroniczną różdżką napis Wyloguj. Znowu pojawiła się ta sama niebieska plansza, co wcześniej.
- Na pewno się ucieszysz, Severusie! - Po tym zapewnieniu wiedziałem, że z całą pewnością nie będę szczęśliwy. Kliknął ponownie na "Adres e-mail":
- Nie jestem tylko pewny, czy trafiłem w hasło. Ale e-mail na pewno będzie ci odpowiadać.
Czy on chce mi powiedzieć, że mam konto na tym... CZYMŚ? Niestety moje przypuszczenia potwierdził piorunujący [email protected]. Kolejna profanacja mojego imienia. Czy także Dumbledore'a będę uczył zachowywania wszelkich końcówek niemalże tak długo, jak robiłem to z Tonks?
- Wysłałem zaproszenia do kilku osób, żebyś nie był samotny. Ale oczywiście o dalszą selekcję zadbasz sam, Severusie.
To jednak mnie nie uspokoiło. Jakim prawem w ogóle ingeruje w moje dosyć osobiste sprawy? Wszedł na moje konto, ale nim zdążyłem choćby przemówić, ktoś wpadł do gabinetu bez pukania (Może wiedział, że teraz pukanie stało się bezsensowne?). Ktoś w postaci Korneliusza Knota, zdyszanego i aż świecącego się od potu, który sprawiał wrażenie jakby się gdzieś nieustannie śpieszył.
- Dumbledore! Nie wiesz może, co powinienem zrobić z... - wyrzucił z siebie jednym tchem, lecz Dumbli przerwał jego pospieszne pytania.
- Spokojnie, Korneliuszu, zaraz wpiszemy to na Niuchacza.
Niuchacz, drugie tajemnicze, mroczne widmo. Kolejne cudo wymyślone przez jakiegoś wyjątkowego kretyna pokroju Blacka.
- Właśnie, wyszukiwarka to najlepsze rozwiązanie. - Widocznie minister ochłonął zapewniony, że swoje problemy może uznać za rozwiązane.
Tak też podejrzewałem, że zwierzątko, które niucha może wiązać się tylko z wyszukiwaniem, w tym przypadku - niuchaniem. Nagle coś mi zaświtało. Chyba minister ma większą władzę nad całą nowoczesną sytuacją niż sam jeden Dumbledore, tak zresztą zaślepiony pięknem nowego wynalazku, że zapewne nie próbowałby mnie już słuchać.
- Panie ministrze, czy może mi pan coś wytłumaczyć? - Odwrócił się do mnie i uprzejmie skinął, abym kontynuował - Chciałbym się dowiedzieć, co się stało z wiekowym, czarodziejskim porządkiem.
- Co ma pan na myśli? - Nie zrozumiał o co mi chodzi, choć miałem nadzieję, że wyrażam się wystarczająco jasno. Nie mogę uwierzyć, że każdemu z osobna trzeba jak łopatą. Nikogo, z kim można kulturalnie porozmawiać. - Zupełnie nie rozumiem zaistniałej sytuacji. - Podjąłem kolejną próbę przemówienia mu do rozumu. - Od czasów Wielkich Prześladowań Czarodziejów trzymamy się od mugoli raczej z daleka. Tak samo jak obchodzimy się bez ich wynalazków.
Wyraźnie się zmieszał, jakby to, o co pytam, było dla niego w pewnym stopniu kłopotliwe. Zdjął swój cytrynowo zielony melonik i podrapał się po siwiźnie.
- Widzi pan, tak właściwie to nie jest moje stanowisko...
- Ale jak to nie jest pana stanowisko?! Jest pan Ministrem Magii, o ile się nie mylę? - przerwałem mu z furią. Skoro każdy odpycha od siebie odpowiedzialność za ten jeden wielki nieład, to po jaką cholerę to wprowadzają?
- Musiałby pan zwrócić się do odpowiedniego departamentu, który panuje nad całą tą sytuacją. - "Panuje"! Wiele bym dał, żeby ktoś zapanował nad tym bałaganem! - Ale proszę spojrzeć na to z innej strony. To jest wielkie ułatwienie pracy, a także komunikacji międzyczarodziejskiej. Owszem, sowy są niezawodne, ale wiadomość wysłana drogą elektroniczną nie może zostać przechwycona. Teraz nie musimy się bać, że ktoś odkryje nasze sekrety. A wszystko zaczęło się od rewolucyjnego odkrycia, dokonanego przez amatora mugolskich przedmiotów, Artura Weasleya, który opatentował nowe magiczne łącze. Normalnie mugolskie urządzenia nie działałyby w obecności tak dużego skupiska magii, dlatego mugolska elektryczność została zastąpiona magią. Pan Weasley zaproponował też stworzenie naszej własnej sieci... jak on to powiedział... internetowej, co popchnęło nas do dalszej działalności. - Próbował podejść mnie tymi słabymi argumentami. Przykro mi, że jest to bezsensowne, ale nie dam się tak po prostu dać naciągnąć.
- Co pan chciał powiedzieć przez polepszenie warunków pracy?
- Właśnie zostały wprowadzone dzienniki elektroniczne. - Zdarzył się cud, Dumbledore oderwał się na chwilę od maszyny. W jego stanie, nawet chwila przytomności jest równa ósmemu cudowi świata. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że aż podskoczyłem.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduję? - Skierowałem do niego moje pretensje, ale równie dobrze mógłbym mówić do ściany, bo jego cudowny przebłysk właśnie minął i na nowo wlepił wzrok w ekran.
- Tak, jak powiedział dyrektor istnieją już dzienniki, których można używać wyłącznie za pośrednictwem komputera. Zapobiegnie to wszelkim próbom oszustw...
- ...popełnianych przez uczniów?
- Tak... Dokładnie tak, panie Snape.
- Przez tysiąc lat istniały dzienniki pergaminowe i od tysiąca lat nie miało miejsce ani jedno oszustwo. Czy wierzy pan, ze pierwszy taki incydent zdarzyłby się właśnie teraz?
- Cóż... - Knot wyraźnie się zmieszał. Nie mógł mieć takiej wyjątkowo głupiej miny z innego powodu.
Nie zapadła jednak tak właściwa podobnym chwilom tak zwana głucha cisza. Przerywał ją stukot klawiszy, przerywany chrząknięciami zachwytu Dumbledore'a. Knot zaczął miętosić swój biedny melonik, który wkrótce wskutek ciągłego szarpania zmieni się w odpowiednik damskiego kapelusza z ogromnym rondem.
- Zobaczcie, jaką mam piękną grę! - Dumbledore rozładował napiętą sytuację wykorzystując do tego celu wyjątkowo głupkowaty sposób zwrócenia na siebie uwagi.
Stałem za oparciem jego krzesła, więc mimowolnie oko poleciało mi na ekran. Szybko tego pożałowałem, bo oto odkryłem tajemnicę Candy Shop Fever. Tapetowy feniks zniknął, ustępując miejsca kolejnemu oknu. Teraz z czarnego tła zrobiło się białe (oczopląsu można dostać) oraz napis Digital Chocolate - Seize the minute. Nie było wątpliwości, że to mugolska marka, zwłaszcza, że widziałem ją na jednej z mugolskich wystaw, do której dzieci przyklejały nosy, jakby to miało im pomóc w zdobyciu ich wymarzonej zabawki. Kiedy zniknął tytuł gry, pojawiło się menu, z którego kursor myszki w kształcie dropsa (a nie jak wcześniej różdżki), skierował się na napis Kontynuuj. Małe dropsy wypełniły ekran nękając mnie nieziemsko, a gdy w końcu zniknęły, zobaczyłem coś podobnego do tego, w czym zmuszony byłem przebywać wczoraj. Tak, w sklepie z cytrynowymi dropsami! Nie wytrzymałem już tego napięcia. Teraz najmniej obchodziło mnie, co mądrego ma do powiedzenia Dumbledore, bo na pewno to, co miał zamiar powiedzieć, nie zawierało choć krzty mądrości.
Wyszedłem bez słowa jak burza, nie kłopocząc się nawet, aby zamknąć drzwi. Jak najdalej, najdalej od tych dziwactw! Kiedy znalazłem się już paręset dobrych metrów od dyrektorskiego gabinetu, mój brzuch dał mi znać miarowym burczeniem, że czas udać się wreszcie do Wielkiej Sali. Właśnie zaczynał się obiad, aż trudno było mi uwierzyć, że spędziłem z tym wariatem tyle czasu i przepadło mi przez niego śniadanie!
Niestety, jeśli myślałem, że uwolniłem się od przeklętej nowoczesności, to bardzo się myliłem. Z przestrachem odnotowałem, że każdy uczeń trzyma na kolanach przenośną wersję komputera, podobną do małej walizki i z zapałem klika i stuka. Zdołałem wyodrębnić takich, którzy zatapiali nieprzytomne spojrzenia i rozdziawiali usta oraz takich, którzy zachowywali jeszcze pozory normalności. Niestety, tych ostatnich nie zdołałem wyłowić przy stole moich Ślizgonów, gdzie królowały tępe wyrazy twarzy z kapiącą z ust śliną, przywodzące na myśl trolle. Stałem w progu, z sekundy na sekundę coraz bardziej tracąc apetyt.


*Załączam wygląd witryny www.wizardbook.mag Oczko

i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/wwwwizardbookmag.jpg
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_ly8732TdyJ1qavb8jo1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mahyy0eoqS1qa3emao1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mao119PiKN1qlk7jyo2_500.gif

Edytowane przez Lapa_96 dnia 27-09-2012 01:13
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak- Wyślij prywatną wiadomość
~emilyanne F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 26-05-2012 13:48
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Dziedzic Gryffindora
Punktów: 5622
Ostrzeżeń: 1
Postów: 633
Data rejestracji: 28.10.11
Medale:
Brak

"Ale z ciebie gentleman!", ale widocznie się powstrzymała i ruszła wzdłuż korytarza


Wow, znalazłam błąd. Nie sądziłam, że to się kiedykolwiek zdarzy Dowcipniś

Mvah, dobry rozdział, dobry. Wizardbook, aż z głupoty wkilkałam to w nowym oknie Dowcipniś Stwórzmy taką stronę!
Ogółem miałam nadzieje, że trochę się z tym rozdziałem pośmiejemy, ale coś się przeliczyłam. Jest wesoło, ale nie super wesoło i nie tak, żeby doprowadzić czytelnika do śmiechu.
Pomysł świetny, z każdą przeczytaną linijką tego ficka, coraz większym idiotą wydaje mi się Drops Dowcipniś
I komputery w końcu opanowały Hogwart! Jeszcze trochę i powstaną specjalne aplikacje do ważenia eliksirów, a Severus nie będzie mógł nadzorować wybuchów Dowcipniś
__________________
Pomilczmy razem... no bo tak.



to takie reumatyczne xxx

pingwiny.nick.com.pl/images/layout/postacie/3duzy.png


twoje problemy są niczym czeski film. moje też, ale na szczęście u siebie się tego nie zauważa.
http://niedoskonali.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
~Enchanted F
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 26-05-2012 15:03
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Gracz Quidditcha Ravenclawu
Punktów: 135
Ostrzeżeń: 0
Postów: 25
Data rejestracji: 13.10.10
Medale:
Brak

Emilyanne, proponuję byś najpierw sama spróbowała napisać humorystyczny tekst - potem może chwilę się zastanowisz, nim zaczniesz wybrzydzać. Postaci są karykaturalne, bo MAJĄ BYĆ: to jest zamierzona parodia, farsa.
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/a100lilyjames.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~emilyanne F
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 26-05-2012 19:09
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Dziedzic Gryffindora
Punktów: 5622
Ostrzeżeń: 1
Postów: 633
Data rejestracji: 28.10.11
Medale:
Brak

Enchanted napisał/a:
Emilyanne, proponuję byś najpierw sama spróbowała napisać humorystyczny tekst - potem może chwilę się zastanowisz, nim zaczniesz wybrzydzać. Postaci są karykaturalne, bo MAJĄ BYĆ: to jest zamierzona parodia, farsa.


Ekhm, ja nie twierdzę, że ten tekst jest zły. Gdyby był, raczej bym go nie czytała. Skoro tu jestem, to znaczy, że mi się podoba, więc nie ma tu mowy o jakimkolwiek wybrzydzaniu.
Parodia, farsa... tak, to powinno mieć w sobie humor. Nasz drogi autor wyraźnie próbuje go tutaj wpleść i udaje mu się, ale nie w zbyt dużym stopniu - przeciwnie leżelibyśmy na podłodze, turlając się ze śmiechu. Kolego, naprawdę zdarzają się tak zabawne teksty.
Napisałam, że liczyłam na więcej tego humoru - i taka jest prawda. W komentarzu powiadamiam o tym autora. Tutaj mamy do czynienia z rozbrajającymi sytuacjami, które przydałoby się jeszcze uzbroić w barwne epitety, metafory, porównania i zabawne dialogi. Czuje się urażona faktem, że oskarżasz mnie o wybrzydzanie, w momencie kiedy mówię jedynie autorowi o moich odczuciach, co do tekstu.
Przede wszystkim czytałam już tyle ficków i parodii, że mam prawo do wyrażania własnej opinii (och, nie - co ja w ogóle mówię? Każdy, dosłownie każdy, niezależnie od tego czy pisze, czy nie, ma do niej prawo). Wiem, że niektórzy sypią asami z rękawa, tak, że czytając spadasz z krzesła, nie mogąc przestać się śmiać. Tak się składa, że ja piszę. Zajmuje się raczej poważniejszymi tekstami, ale dość często zdarza mi się w nie wplatać trochę humoru. Nie twierdzę, że powalam, ale skoro już spróbowałam w tym swoich sił, to chyba mogę sobie "powybrzydzać", jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, bo ja nie wybrzydzam.
Nie ma sensu kwestionować mojej opinii, bo jestem uparta jak osioł Dowcipniś

Łapa, jakkolwiek to się dalej nie potoczy, to ja i tak będę czytać Dowcipniś Drops, lizaczek i fistaszek nie pozwoliłyby mi porzucić tego opowiadania, po za tym Twój styl do mnie przemawia Dowcipniś I trzeba też wspomnieć o tych idiotycznych sytuacjach, w których znalazł się Severus ;>
__________________
Pomilczmy razem... no bo tak.



to takie reumatyczne xxx

pingwiny.nick.com.pl/images/layout/postacie/3duzy.png


twoje problemy są niczym czeski film. moje też, ale na szczęście u siebie się tego nie zauważa.
http://niedoskonali.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
~Lapa_96 F
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 02-06-2012 02:37
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik TT
Punktów: 228
Ostrzeżeń: 1
Postów: 101
Data rejestracji: 27.11.10
Medale:
Brak

Rozdział trzeci
Cyberus Snape


Mój szok był tak wielki, że z pewną trudnością doszedłem do swojego lochu. Kiedy już się tam znalazłem, mój wzrok natychmiast pochłonął niewinny komputer na moim biurku. Przepraszam, powiedziałem niewinny? Chciałem powiedzieć: Winne wszystkiemu, mugolskie ustrojstwo rozpłaszczające swój blaszany tyłek na moim biurku! Usiadłem w fotelu, którego maszyna nie zdołała opanować i zacząłem piorunować go spojrzeniem, jakbym spodziewał się, że mój wzrok roztrzaska nieproszonego gościa na drobne kawałeczki. Może zaczynam wariować, ale miałem dziwne wrażenie, że z monitora spogląda na mnie para oczu. Naprawdę, co to może zrobić z przyzwoitego człowieka - już zaczynam mieć zwidy. No nic, zobaczmy ile jesteś wart, stary wraku. Znalazłem niewielki przycisk na monitorze i wcisnąłem go z przekonaniem, że jest on odpowiedzialny za włączanie i wyłączanie. Zadowolony poprawiłem się w fotelu i czekałem na rozwój wydarzeń. Niestety, ku memu rozczarowaniu nie stało się nic, poza pojawieniem się ramki Oszczędzanie energii, co było dosyć dziwne, bo jaką on chce oszczędzać energię, to ja nie wiem. A mówią na to sztuczna inteligencja. Nie jestem pewny, czy zasługuje to choćby na miano inteligencji. Musiałem znaleźć inny sposób pobudzenia tego czegoś do "życia". Przeanalizowawszy dokładnie obudowę monitora, zabrałem się za to duże, blaszane pudło. U samej góry znajdował się jakiś przycisk, na którym było coś wyryte, ale nie mogłem tego dostrzec z takiej odległości. Nachyliłem się więc i nie zdobywszy jakichkolwiek informacji, zdecydowałem się na wciśnięcie owego guzika. Nagle poczułem mocny ból w szczęce, gdzie uderzyła zdradziecko ukryta szuflada. Psiocząc na ukryte pułapki czyhające na ludzi inteligentnych, uderzyłem ze złości w dyndającą bezczelnie szufladę. Chyba mam jakąś paranoję, wydaje mi się, że ta szuflada drży ze śmiechu! W każdym razie już się nie śmieje, gdyż leży urwana na podłodze, a ja szukam wytrwale. Moją uwagę przykuło zielone kółko z napisem start, więc niewiele myśląc wcisnąłem go krótko. Z początku nic się nie stało - stwierdziłem, że potrzebuje czasu do namysłu. Jednak po kilku minutach wydało mi się to nienormalne i nacisnąłem guzik po raz drugi. Nic. Zaczęło mnie lekko trząść. I ja mam na tym sprawnie funkcjonować, sprawdzać listę i wstawiać oceny! Chyba skończy się na tym, że sporządzę sobie swój dziennik z kolumienkami i nazwiskami. Tak, to najsensowniejsze rozwiązanie. Zniecierpliwiony, zacząłem dusić przycisk do momentu, gdy wydarzyła się rzecz niezwykła - poczułem wibracje i do moich uszu dobiegł cichy warkot. Skoro po takich ciężkich zmaganiach i wielu odniesionych przy tym ranach udało mi się tylko uruchomić komputer, to już wolę nie myśleć, co czeka mnie dalej. Cóż, do odważnych świat należy. Maszyna uruchamiała się, to jest, pokazywały się najróżniejsze znaczki i nie miałem możliwości do działania. Postanowiłem nie marnować czasu i przejrzeć Proroka ufając, że znajdę w nim dosyć interesującą lekturę. Inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą. Użyłem zaklęcia przywołującego, aby się zbytnio nie wysilać i po krótkim czasie przez szparę w drzwiach przecisnęła się czarodziejska gazeta lądująca zręcznie w mojej dłoni. Z pierwszej strony zaatakował mnie napis: OSTATNI NUMER W WERSJI PAPIEROWEJ! A zaraz po nim kolejny:

Artur Weasley nagrodzony za niesamowite odkrycie!

Artur Weasley, pracownik Wydziału Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, może poszczycić się tym, czym nie może pochwalić się większość najwybitniejszych czarodziejów. Pan Weasley jest znany wśród przyjaciół jako amator mugolskich przedmiotów, więc można powiedzieć, że to właściwie jego hobby popchnęło go do niesamowitego czynu. Zainteresowawszy się mugolskim wynalazkiem, tak zwanym Internetem, z którego można korzystać głównie za pomocą komputera (to także wynalazek ułatwiający życie, który mugole wykorzystują zarówno do pracy, jak i rozrywki), Weasley postanowił zaoferować Ministerstwu wygenerowanie czegoś podobnego (z uwagi na to, że czarodziejscy obywatele nie byliby w stanie korzystać z mugolskiego Internetu, ponieważ urządzenia mugoli zaczynają wariować, kiedy znajdują się w miejscu przesyconym magią). "Oferta pana Weasleya okazała się bardzo kusząca, dlatego wydaliśmy mu oficjalne pozwolenie na przeprowadzenie badań." - tłumaczy swoją decyzję Minister Magii, Korneliusz Knot. Weasley, otrzymawszy zezwolenie, od razu przeszedł do czynu. "Siedział nad tym dniami i nocami. Martwiłam się o niego, ponieważ niemalże nie jadał." - mówi żona pana Weasleya. Prąd elektryczny został zamieniony na najzwyklejszą magię, łącze internetowe również stało się łączem magicznym, dzięki czemu "przerobione" mugolskie komputery mogły zwyczajnie pracować w obecności czarodziejów. Po zaakceptowaniu wynalazku przez Ministerstwo, reforma została wprowadzona w życie. Komputeryzacja jest aktualnie zaprowadzana w każdym czarodziejskim domu, na każdym kontynencie. Wpłynęło to także na powstanie nowego departamentu, mieszczącego się na siódmym piętrze - Departamentu Cyfryzacji, którego dyrektorem chciano mianować właśnie pana Weasleya, lecz ten uprzejmie odmówił twierdząc, że woli zostać przy swoim stanowisku. Unowocześnienie nie ominęło także szkół. Albus Dumbledore z niebywałym zapałem prosił o wprowadzenie dzienników elektronicznych - "To będzie wielkie ułatwienie dla naszych nauczycieli." - zapewnia dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Pan Weasley dostał specjalną nagrodę za wyjątkowe zasługi w postaci DZIESIĘCIU TYSIĘCY GALEONÓW. Rodzina Weasleyów co prawda nie wie, na co wyda tak ogromną sumę pieniędzy, ale jedno jest pewne - nikomu innemu nie przydałaby się taka kwota jak nie małżeństwu Weasleyów i ich siódemce dzieci. Kto wie, może Artur Weasley przyczyni się także do powstania kolejnych wynalazków?


Szurnąłem gazetą zły, że człowiek, którego znałem bliżej przez spotkania Zakonu Feniksa przyczynił się do tego, że mam teraz niesamowicie silną migrenę. "Albus Dumbledore z niebywałym zapałem prosił o wprowadzenie..." No pewnie, że "prosił"! Gdyby tego nie zrobił, nie mógłby tracić czasu się przy tej swojej idiotycznej grze! Przedsiębiorca się znalazł! A Weasley'owi zachciało się Internetu! Myślałem, że latający samochód go usatysfakcjonuje, ale widzę, że jest taki sam, jak Potter - ta sama nienasycona ambicja. Teraz rozumiem Lucjusza, który twierdzi, że Weasley powinien złamać swoją różdżkę i dołączyć do tej mugolskiej hołoty.
Ale zmuszony byłem porzucić swoje rozmyślania na temat głupoty dotykającej większy odsetek czarodziejów, gdyż komputer właśnie skończył "Ładowanie ustawień osobistych" i moim oczom ukazał się pulpit, ale nie przesiadywał na nim feniks, jak u Dumbledore'a - na ekranie rozciągał się ładny, zieloniutki widoczek.
Pocieszony tym, że trafiło mi się choć raz coś gustownego, podjąłem dalsze starania rozpracowania nowego, nieznanego, blaszanego wroga. Pamiętam, Dumbledore używał tego czegoś, zwanego myszą. Dziwne, bo mi to na mysz nie wygląda - ma uszy to fakt, nawet klikają, ale między tymi uszami ma kółko i wygląda jakby była jednookim trollem. A tak poza tym, ma ogon w charakterze kabla, tylko jakby nie z tej strony co trzeba, bo jest tuż pod kółkowym okiem. Wspaniały okaz do spisu Magicznych i Bardzo Nietypowych Stworzeń.
Ale czas zostawić sprawę tej zmutowanej myszy, oto odnalazłem wzrokiem ikonkę książki i otworzyłem przeglądarkę dwoma stuknięciami różdżki na ekranie. Co prawda okno się otworzyło, ale zamiast jakiejkolwiek strony, ujrzałem napis:
"Błąd wczytywania strony. Nie można nawiązać połączenia z serwerem. Sprawdź, czy Tome Internet ExPlorer ma uruchomioną opcję >Praca off-line< lub spróbuj wczytać tę stronę później".
Gdybym chociaż z tego coś rozumiał, to wszystko byłoby prostsze. Chociaż i tak bez szkolenia nieźle daję sobie radę! Ile słyszałem o kursach komputerowych dla początkujących mugoli! Może na początku tak ma? Wpisałem pierwszą stronę, jaka przyszła mi na myśl i co prawda jedyną którą znałem.
"w-w-w-.-w-i-z-a-r-d-b-o-o-k-.-m-a-g",
Chyba muszę się przyzwyczaić do tej mugolskiej klawiatury nim trafi mnie szlag.
Książeczka poprzerzucała kilka stron, ale robiła to tak, jakby z czasem brakło jej sił, aż w końcu się zatrzymała, a na ekranie znowu zawitał ten sam komunikat, co wcześniej. Krew mnie zalała.
Czy Dumbledore nie wspominał czegoś o dzienniku elektronicznym? ŻE MA BYĆ UŻYWANY INTERNETOWO, DO CZEGO NIE MAM DOSTĘPU?! Niech sobie wsadzi ten interes w odpowiednie miejsce pod szatą i nie wycudacza tego, co już jest wystarczająco wycudaczone. Może się pomylił? Czy istnieje osoba, która się nie może pomylić, gdy ładuje w siebie tonami paskudne cukierki, wgapiając się przy tym w promieniujący komputer? Chyba nie. W każdym razie to moje przypuszczenia. Może jednak tego wcale nie używa się przez Internet? Zacząłem przeczesywać cały pulpit, oraz foldery: Moje dokumenty, gdzie znalazłem... prawdę mówiąc nic; Moje obrazy, znajdowało się tam więcej widoczków, a nawet kilka ładniejszych; Moja muzyka, w folderze Przykładowa muzyka były trzy piosenki w wykonaniu Fatalnych Jędz, za którymi zbytnio nie przepadam. Wyczerpałem zasób pomysłów - nie wiedziałem, co teraz zrobić. Na pulpicie znajdowało się też kilka innych folderów o dziwnych nazwach, na które nie zwracałem wcześniej uwagi. Zdecydowałem się wypróbować pierwszy z brzegu o nazwie Need for Speed Most Wanted. Nie mając najmniejszego pojęcia włączałem najróżniejsze ikonki, ale efekt zauważyłem po trafieniu w Speed.exe. Wszystko zrobiło się czarne i po chwili pojawiła się mały reflektor mugolskiej policji, a pod nim: Loading...
Od początku wiedziałem, że to jakieś dziwactwo i zacząłem się poważnie zastanawiać, skąd się to tutaj wzięło skoro to jest MÓJ komputer. Reflektorki zniknęły, a po nich nastąpił swego rodzaju filmik z niebiesko-białym samochodem mknącym z ogromną szybkością przez ulice słonecznego miasta, który ścigały policyjne radiowozy. Czyżby to było to, czego obawiałem się najbardziej? Mordercze pasmo uzależnień, droga, aby stać się czymś podobnym do Dumbledore'a? Aż wstyd mi to mówić, ale byłem ciekawy co będzie dalej... NIE! To pierwszy krok do uzależnienia! Wyłączę to! Wcisnąłem Escape, bo jako jedyny klawisz na tej porąbanej klawiaturze kojarzył mi się z końcem ostatecznym, a tego teraz mi było trzeba. Jednak tylko przyspieszyłem działanie programu. Teraz pojawiło się okienko z pytaniem "Czy chcesz stworzyć nowy profil? To uchroni twoje dane przed utraceniem. Podaj swoje imię". Tak! Lubisz znać imiona swoich ofiar! Co mają z tymi profilami? Wszędzie trzeba założyć profil. Głupota. Wybrałem "nie", bo nie chciałem kusić losu i przede wszystkim wyłączyć to ustrojstwo.
Jednak ponownie pokazał mi się ten sam niebiesko-biały samochód, co na początku, a pod nim małe znaczki i podpisy: "Kariera", "Serie próbne", "Szybki wyścig", "Moje samochody", "Mag Play", "Opcje". Nie potrzebowałem dużo czasu, aby zaskoczyć, że jest to gra wyścigowa. W każdym razie lepsze to, niż "Gorączka sklepu z cytrynowymi dropsami" a'la Dumbledore! Kto jak kto, ale ja nie będę się staczał! Podjąłem kolejną próbę wyłączenia, ale zamiast pokazać mi pulpit, komputer włączył sobie Serie Próbne. Nie miałem z tym nic wspólnego, odnosiłem wrażenie, że ta maszyna podejmuje za mnie wszelkie decyzje. Niestety, zaczęło się. Czerwony samochód pędził w szaleńczym tempie, a jego jedynym celem wydawało się doszczętne zniszczenie jego wszystkich przeciwników: pozostałe samochody koziołkowały po autostradzie lub traciły drzwi z wielkim hukiem. Speszyłem się trochę. Kiedy zrozumiałem, do czego to wszystko zmierza, a zmierzało jedynie do ogłupienia, postanowiłem to zakończyć. Wiem, że to niemądre, ale zacząłem wciskać najróżniejsze przyciski ufając, że szczęśliwy przypadek uwolni mnie od tej męczącej gry. Niestety nic takiego się nie wydarzyło - zaczynałem nabierać pewności, że ta piekielna maszyna się na mnie uwzięła, bo oto znów musiałem obserwować szaleńczy pościg i wcale nie byłem z tego zadowolony. Trzask pękającej karoserii, widowiskowy zakręt ii... pukanie do drzwi. Chyba pierwszy raz w życiu bardziej wolałem usłyszeć pukanie niż cokolwiek innego.
- Proszę!
Weszła McGonnagall, szybkim i twardym krokiem osoby, która nie ma czasu do stracenia i koniecznie musi się czegoś dowiedzieć.
- Snape, nie wiesz może czy...
W tym momencie spojrzała na ekran mojego komputera, gdzie właśnie niebieski samochód wyprzedzał czarne auto i oba oddawały spektakularny skok. Jej wargi automatycznie się zwęziły do tego stopnia, że nie było ich widać. Po chwili burknęła coś pod nosem, że nie ma już do mnie żadnej sprawy i wyszła.
To jest to. Posądzony o cofanie się w rozwoju i przede wszystkim pozbawiony reputacji, na którą pracowałem tak długo... W złości trzepnąłem monitor, że aż zachwiał się niebezpiecznie i oto... znów ujrzałem przyjazny widoczek. Różdżka i zaklęcie destrukcji korciły mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, aby wykorzystać je przeciwko mściwej maszynie. Jednak coś przykuło moją uwagę. Coś, co sprawiło, że poczułem się lekko zdumiony. Nie, nie włączył się Internet.
Kolejny folder nosił nazwę "Grand Potion Master". Przecież to jawna profanacja! To nie do pomyślenia, do czego jeszcze posunie się ta komputeryzacja! Szlachetną, starożytną sztukę warzenia eliksirów sprowadzić do poziomu tandetnej rozrywki! "Kliknij i patrz, jak wybucha!" Jednak odważyłem się zobaczyć, co kryje ta blaszana Puszka Pandory i kliknąłem na ikonkę kociołka. Tym razem okienko nie wypełniło całego ekranu, a jego nieznaczną część. Od razu pokazał mi się kociołek, dyndający swobodnie nad palnikiem i całe stosy składników piętrzących się na stole.
- Dź... ...bry! Dź... ...bry! - Do mojego gabinetu wtargnęła ponownie ta horda wieśniaków, nie tracąc czasu na kulturalne pukanie. Zagotowało się we mnie. Jakim prawem mi teraz przeszkadzają? - Panie, my zapomnieli załatwić Internet w pana norze.
- NORZE? - oburzyłem się niezwykle. Jak śmie nazywać mój loch norą?! Różdżka leży na biurku i czeka, kiedy zostanie użyta...
- Ano, norze. Zero okien, zero zasięgu i czarno jak w...
Okien. Była tu już jedna osoba, która również próbowała ingerować, wprawiając okna w moje mroczne ściany. Oczywiście opanowałem sytuację.
- Typowa nora - odezwał się łysy, ten prawdziwy mistrz podsumowań.
- Przynieśliśmy... tego... Dupera.
- Słucham? - Wiem, że muszę sobie połowę dopowiadać, aby zrozumieć o co im chodzi, ale to przeszło moje wszelkie wyobrażenia.
- Nie, to było inaczej... Ruder?
- W każdym razie będzie tu Internet, wystarczy, że się połączy - postawił urządzenie obok komputera. Jak wół było na nim napisane Router.
- To może go tak pan podłączy? - zaproponowałem mu, unosząc nieznacznie brwi. Nie mam zamiaru rozgryzać teraz tajemnicy czegoś, czym jest Router.
- Nie, on połączy się sam! - machnął ręką.
- Widzę, że zrezygnowałeś pan z zajęć praktycznych? - przemówił do mnie ten łysy, zaglądając na ekran, gdzie kociołek kipiał w najlepsze. Nie wiem, którego z nich nienawidzę bardziej.
- Wiesz, tak to już jest z takimi jak on! He he he!
Wyszli śmiejąc się głupkowato i pozostawili mnie kipiącego ze złości - zupełnie, jak mój wirtualny kociołek. Znowu upokorzony i posądzony o zbrodnię, której nie popełniłem. Tym razem obrażony na cały świat, wyłączyłem (co przyszło mi z łatwością) i usunąłem "Grand Potion Master", "Need for Speed Most Wanted" i "Patronus Anti-virus". Tego ostatniego nie śmiałem nawet otwierać, aby nie natknąć się na kolejną durnotę. Już to widzę, strzelaj patronusem w dementorów! I nie zapomnij stworzyć profilu! Nigdy więcej. Dobrze, że to usuwanie jest takie proste, zdaje się, że właśnie to będę robił najczęściej.
Kiedy dokonałem już oczyszczenia terenów zielonych mojej tapety, postanowiłem jeszcze raz podjąć próbę uruchomienia Internetu. Nie wiedząc co zrobić, uruchomiłem przeglądarkę. Całą siłą woli powstrzymałem się od silnego wybuchu gniewu równemu wybuchowi nuklearnemu. "Nie można połączyć z Internetem" - ten napis zaatakował mnie ponownie.
"Połączy się sam!" - właśnie widzę! Same utrudnienia... Postanowiłem przyjrzeć się Routerowi. Nic specjalnego, kolejne małe pudło z antenką, które ma niby sprowadzić tutaj Internet. Zastanawiałem się właśnie, jak on może działać, gdy moją uwagę przykuł jaśniejący na tej małej skrzynce czerwony przycisk. Nie miałem nic do stracenia. Natychmiast na ekranie pojawił się dymek Wykryto nowe urządzenie. Ma się to coś, czego inni nie mają. Teraz zamiast komunikatu o braku połączenia z Internetem, pojawiła się wielka sylwetka Niuchacza i podpis, który potwierdzał, że rozpoznałem to kretowate stworzonko.
Pamiętam, jak Dumbledore klikał w pole do wpisywania powyżej... tak, to było tu. Znowu wpisałem jedyną stronę, którą zdążyłem poznać, a z pewnością nie byłem chętny, by poznać jakieś inne.
Pojawiła się już biało-niebieska strona, a wraz z nią nowy problem. Owszem, Dumbledore mówił mi o moim koncie, ale nie dałem mu możliwości, by podał mi jakiekolwiek namiary do niego.
Moje rozmyślania nad pustymi okienkami przerwało pojawienie się nowego dymka: "Komputer może być zagrożony. Sprawdź moduł zabezpieczeń". Zignorowałem go, co innego mogłem teraz zrobić? I tak nie wiem, o co mu chodzi, w jakim sensie zagrożony? Napadną na niego, ukradną? Ale teraz zostałem dosłownie zbombardowany przez ogrom dymków i okienek. Wszystkie były podobnej treści: "Zainstaluj najlepszy program antywirusowy. KLIKNIJ TUTAJ"; "Czujesz, że twój komputer nie jest wystarczająco bezpieczny?" Nie widziałem nic. NIC! Poza tym jednego byłem pewien: jeśli cokolwiek mogło grozić temu piekielnemu sprzętowi, to była to moja różdżka!!!
Maszyna zarzęziła niebezpiecznie, pewnie od natłoku informacji, aż w końcu... zacięła się. Naprawdę, ta technika mnie porażała i zaczynałem poważnie tracić cierpliwość. Właśnie zamierzałem się, by wymierzyć jej dyscyplinarny cios, kiedy wydarzyło się coś, czego nie spodziewałem się ujrzeć nawet w najśmielszych snach. Wszystkie dymki zniknęły, ale za to na mój ekran wparadowała srebrnobiała broda.
- Co ty tu robisz?! - Niemalże krzyknąłem, ponieważ nie sądziłem, że może mnie dorwać także w taki sposób i namawiać do swoich cytrynowych intryg. Prędzej spodziewałem się go zobaczyć w kominku niż... TU. W pewnym momencie przypomniałem sobie, że rozmawiam ze swoim pracodawcą i jedną z najbardziej szanowanych osób na świecie, stąd na moje szlachetne rysy wkradło się zmieszanie.
- Witaj Severusie - powitał mnie bardzo promiennie, jakby nie usłyszał mojego "powitania". Może właśnie miał napad swojej chwilowej głuchoty? - Widzisz, jak teraz łatwo się porozumieć?
Z pewnością oczekiwał mojej żarliwej aprobaty, ale się jej nie doczekał:
- Mam przez to rozumieć, że nastąpiła awaria w biurze Sieci Fiuu?
- Nie, po prostu Internet jest lepszy od Sieci Fiuu - odparł z wielkim zapałem, tym samym, kiedy próbuje mnie do czegoś przekonać czy podkreślić, że ma rację. - Nie uważasz?
- Może ze względu na to, że nie trzeba tkwić z głową w kominku, ale tak poza tym, to nie jestem przekonany do tych innowacyjnych rozwiązań. - wygarnąłem mu część tego, co aktualnie leżało mi na wątrobie, lecz wątpię, aby dopuścił do siebie moją odpowiedź.
- Jestem tu głównie po to, żeby podać ci hasło do twojego konta na Wizardbooku, niefortunnie zdarzyło się, że nie zdołałem ci go podać podczas twojego pobytu u mnie. - Dokładnie tak, jak myślałem. Totalna ignorancja i egocentryczność.
- Doprawdy, niefortunnie.
- Dobrze. Swojego maila z pewnością pamiętasz? - I nie czekając na odpowiedź, która z pewnością by nie nadeszła, zaczął snuć dalej. - Przypomnę ci: [email protected] musisz przyznać, że nie mogłem wymyślić lepszego. Kiedy będziesz się logował na www.owlpost.mag, wystarczy, że wpiszesz tylko Sever, to znaczy twój login. Zaś hasło masz wszędzie to samo i brzmi: kociołkowepieguski.
Jeśli do tej pory choć raz odjęło mi mowę i oczy stanęły mi w słup, to nie było to to, czego doznałem w tej chwili. Co ja zrobiłem Merlinowi, że tak się na mnie mści?!
- Wiesz, hasło powinno dotyczyć jakiejś osobistej rzeczy, żeby nikt nie mógł go złamać - instruował mnie mentorskim tonem - zacząłem się więc zastanawiać, jakie możesz lubić słodycze. Wziąłem też pod uwagę Twoje zamiłowanie do kociołków i wszystkiego, co się z nimi wiąże. Musisz więc przyznać, że powstało hasło idealne - dyskretnie mówi wszystko o Tobie!
Dyskretnie czułem, jak drga mi powieka pod lewym okiem. Jestem w dziewiątym kręgu piekła.
- Muszę już się zbierać, Severusie. Mam mnóstwo pracy. - Pracy polegającej na stukaniu w klawiaturę? I on łudzi się, że mu uwierzę na słowo, że zabiera się do jakichkolwiek obowiązków! Teraz kiedy ma swoją nową zabawkę, wszystko zejdzie na drugi plan, oczywiście poza dropsami, które pałaszuje nie odrywając wzroku od monitora. - Gdy będziesz czegoś potrzebował, po prostu się odezwij, dobrze?
I nie czekając, czy raczę mu coś odpowiedzieć, zniknął, a wraz z nim wszystkie dymki. Dziwny zbieg okoliczności? Na to wygląda. Po pewnym czasie spędzonym nieruchomo (nie wiem, czy rozmyślałem nad czymś, czy po prostu byłem aż tak zaszokowany), wpisałem siłą mi wciśnięty login oraz hasło. Następnie kliknąłem na przycisk Zaloguj się i książeczka zaczęła trzepać kartkami jak wówczas, gdy byłem u Dumbledore'a. Raptem ukazało mi się zdjęcie, a raczej miejsce na nie, opatrzone moim imieniem i nazwiskiem (z ulgą stwierdziłem, że nie jest w żaden możliwy sposób skrócone czy zbezczeszczone). Nic, co mogłoby mnie wytrącić z równowagi, ale widać zamiarem tego komputera było doprowadzenie mnie do takiego stanu.
Ponownie pokazało się miejsce na hasło, natomiast pod nim było wypisane czerwonymi literami "Nie jesteś Severus? Błędne hasło". To niemożliwe. Przecież nie mogłem się pomylić w czymś tak prostym. A może jednak? Wpisałem hasło literka po literce, prawie jak Dumbledore z tą tylko różnicą, że nie lubowałem się w tym, że po wciśnięciu klawisza pojawia się kropka. OK, a po ponownym załadowaniu strony... "Nie jesteś Severus?" Szlag mnie trafił. Podjąłem kolejną próbę.
"Nie jesteś Severus?"
"K-o-c-i-o-ł-k-o-w-e_p-i-e-g-u-s-k-i".
"Nie jesteś Severus?"
Byłem naprawdę na granicy wytrzymałości, a różdżka leżąca nieopodal na stole zdawała się przybliżać i jakby mówiła: "Użyj mnie". Jednak postanowiłem ostatni raz wpisać to przeklęte hasło.
Napisałem je tak szybko, że gdy potwierdziłem, oświeciło mnie, że zapomniałem o spacji. Już dostatecznie wzburzony i przygotowany na to, co nieuniknione, chwyciłem instynktownie różdżkę. Ale zamiast pytania o moją tożsamość, ujrzałem to samo jasnoniebieskie pole z podpisem "Severus Snape" oraz mnóstwo innych okienek. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak u Dumbledore'a. Ciekawe od kiedy to "kociołkowe pieguski" pisze się razem. Lecz moją uwagę przykuła teraz ikonka dwóch czarodziejów w prawym górnym rogu obok napisu Wizardbook - czerwieniła się tam mała jedynka. Najechałem na nią, w wyniku czego rozwinął się dymek o bardzo zagadkowej treści: Harry Potter przyjął Cię do grona znajomych. Nie przypominam sobie, abym wysyłał mu choćby złamany badyl podsycony najsilniejszą trucizną, jaką miałem na składzie, stanowczo nie. W takim razie, skąd to zaproszenie? W mojej głowie odezwał się cichy głosik: "Wysłałem zaproszenia do kilku osób, żebyś nie był samotny...". No tak! Wiadomo, że nikt przy zdrowych zmysłach nie mianowałby mnie przyjacielem Pottera, a Dumbledore jest doskonałym przykładem osoby, która od pewnego czasu odchodzi od tych zdrowych zmysłów. Może jednak możliwe jest usunięcie ze znajomych? Tak czy siak, będę musiał poszperać trochę na tym portalu.
Tak więc zająłem się wyszukiwaniem wszelkich błędów, niedociągnięć i argumentów świadczących o tym, że nie warto mieć konta na czymś takim. Moją uwagę (i również gniew) zwrócił nagłówek "Osoby które możesz znać", a najlepsze czekało dopiero niżej, gdzie pojawiła się sylwetka brudnego, rozwydrzonego, irytującego, zawszonego, chamskiego i chuligańskiego rozczochrańca. Ów rzezimieszek nazywał się Syriusz Black i widocznie uznano, że niewątpliwie musimy się znać. Po ostatnich wydarzeniach byłoby lepiej dla Blacka, abym nie widział do końca życia jego psiej gęby, którą niewątpliwie bym rozszarpał za te kilka dni spędzonych w cudzym ciele. Zresztą, po co zwracam na niego uwagę? Pojechałem w dół i okazało się, że jestem na czymś w rodzaju tablicy aktualności, gdzie zamieszczane są posty innych lub zdjęcia przez nich udostępniane. Byłbym zapomniał dodać, że treść niektórych... Pfu! WSZYSTKICH była co najmniej denerwująca. Z Dumbledorem na czele:
"Cytrynowe dropsy - Albus Dumbledore lubi to"; "Fabryka cytrynowych dropsów. Czy bezrobotni znajdą tam pracę? - Albus Dumbledore lubi to".
Zwątpiłem. Czy będę zmuszony oglądać to dwadzieścia cztery godziny na dobę? O nie, co to, to nie. Najechałem kursorem-różdżką na post o cytrynowych dropsach, a w jego prawym górnym rogu pokazał się krzyżyk. Krzyżyk ten jednoznacznie kojarzył mi się z usunięciem, wyłączeniem i przede wszystkim zakończeniem mojej męki, dlatego na niego kliknąłem. Pojawiło się następne okno:
"Czy chcesz usunąć post użytkownika Albus Dumbledore?"
Wybrałem "Tak".
Chcę usunąć ten post, ponieważ:
1) Obraża mnie
2) Zawiera kompromitujące treści
3) Denerwuje mnie
4) Napada na mnie
5) Zastrasza mnie
Od razu zdecydowałem się na uzasadnienie numer trzy i oto post zniknął i nie karał mnie swoim widokiem. Jednak na jego miejsce wstąpił post Pottera, który rozeźlił mnie jeszcze bardziej.

Harry Potter
Czy ktoś da mi spisać wypracowanie z eliksirów? Oczko

Lee Jordan i wiele innych osób (58) lubi to.
Komentarze: 23 Zobacz wszystkie komentarze
Alicja Spinnet: Rozbawiony
Hermiona Granger: Z całym szacunkiem, Harry, ale nie dam ci zerżnąć ani cala, więc nawet nie kłopocz się mnie o to prosić Oczko Zresztą, czemu nie napiszesz go sam?
Ron Weasley: Daj spokój Hermiono! Każdy wie, że jesteś oszałamiająco mądra Oczko
Hermiona Granger: Niezła próba Ronaldzie, mógłbyś chociaż raz w życiu przeciwstawić się swojemu lenistwu.
Fred Weasley: Od czego macie Niuchacza ludzie?

To mnie dobiło. Dumbledore nie wiedział, że sam włożył mi broń do ręki. Muszę pamiętać, żeby postawić całą armię Trolli na wypracowaniach piątego roku. Te Trolle były chyba jedynym plusem znajomości z Potterem.
Byłem coraz bardziej ciekawy, jakich to znajomych dobrał mi Dumbledore. Kliknąłem zakładkę Znajomi, która znajdowała się wyjątkowo na widoku i zobaczyłem taką oto listę:

Albus Dumbledore
Harry Potter
Remus Lupin
Nimfadora Tonks

Cóż, byłem niemal pewny, że czeka mnie coś gorszego niż czterech znajomych. Nareszcie mogłem odetchnąć spokojnie. Jednak byłbym głupcem, jeśli uwierzyłbym, że nie czeka mnie już nic kompromitującego.
Nagle w zakładce znajomych wyskoczyła czerwona jedynka, aż prosząca się o kliknięcie. Rozwinął się mały dymek, a w nim - "Bellatrix Lestrange wysłała ci zaproszenie do grona znajomych". Nie zdążyłem się z tym dobrze oswoić, a tu na dole ekranu pojawiło się kolejne okienko. Mieni mi się! Mieni mi się w oczach! Za dużo tego migania i promieniowania, co chwilę jakieś nowe cudactwo! Ledwo odetchnę po wrażeniu jednego, a już napastuje mnie drugie!

Bellatrix Lestrange: Długo mam jeszcze czekać? <zły> Przyjmij mnie!

Pełen gniewu zatwierdziłem naszą znajomość - teraz, po wzbogaceniu się o jednego znajomego miałem już pięciu. Szybko zaskoczyłem także, że w owym okienku, gdzie pojawiła się Lestrange, można pisać między sobą.

Severus Snape: Czyżby Czarny Pan nie pozwalał ci się do siebie przymilać?
Bellatrix Lestrange: ?
Severus Snape: Czy to dla ciebie zbyt wielki wysiłek napisać "O co ci chodzi?" zamiast używać znaku interpunkcyjnego stawianego zazwyczaj na końcu zdania pytającego?
Bellatrix Lestrange: A coś ty taki zasadniczy? Język
Severus Snape: Pisząc niechlujnie okazujesz mi totalny brak szacunku.
Bellatrix Lestrange: Oj, biedactwo! Po prostu zachodziłam w głowę, czy w ogóle potrafisz najechać na coś różdżką, tyle.
Bellatrix Lestrange: Ale ty od razu się rzucasz jak rozdrażniony hipogryf <obrażony>
Severus Snape: Wytłumacz mi coś. Jesteś tu tylko po to, żeby mnie zdenerwować, czy ściąga cię wyjątkowo ważny powód? <unosi brwi>
Bellatrix Lestrange: Dobrze. Skoro jestem tu tylko po to, żeby cię "denerwować", to nie będę ci mówić, że musisz wysłać zaproszenie Czarnemu Panu.
Bellatrix Lestrange: Nic ci nie powiem <cwaniak>
Severus Snape: Właśnie to zrobiłaś.
Bellatrix Lestrange: ...
Severus Snape: Rozbawiony
Bellatrix Lestrange: I z czego się tak cieszysz? <wściekły>
Bellatrix Lestrange: Lepiej wysyłaj to zaproszenie, dobrze ci radzę.
Severus Snape: ...
Bellatrix Lestrange: No wiesz, Czarny Pan uważa, że to my powinniśmy go zapraszać, a nie on nas.

Ciekaw jestem, jakim sposobem mam znaleźć Czarnego Pana na tym czymś. Nie chciałem robić z siebie idioty przy Bellatrix pytając ją, co powinienem zrobić. To przecież wspaniały powód do uprzykrzenia mi życia. Zaraz coś wymyślę... "Szukaj znajomych", tak! Zniknęła tablica, w zamian za to pokazały się małe pola do wpisywania niezbędnych informacji o poszukiwanej osobie.

1. Imię i nazwisko.
Automatycznie wpisałem "Lord Voldemort", ale zawahałem się w pewnym momencie nad "Tom Marvolo Riddle". Nie, raczej nie sądzę, żeby rozpamiętywał nazwisko ojca, którego tak nienawidził. Ostatecznie pozostałem przy tej pierwszej opcji.
2. Wiek.
A skąd ja mam to wiedzieć? Może nie trzeba wypełniać wszystkich okienek? W końcu ilu jest na świecie Czarnych Panów? Śmiem twierdzić, że niewielu.
3. Wykształcenie.
Nie dzielił się z nami swoimi młodzieńczymi planami na przyszłość. Biorąc pod uwagę jego charakter, najbardziej pasowałaby mu praca płatnego zabójcy, ale on sam decyduje kogo zabija i równie dobrze może to być każdy.

Zaniechałem poszukiwań. Już przygotowywałem się na zgryźliwe uwagi Lestrange, gdy oto sama dała mi odpowiedź na moje udręki.

Bellatrix Lestrange: Może tak spróbujesz opcji Wyszukaj na samej górze ekranu?
Bellatrix Lestrange: Po co ci to mówię?
Bellatrix Lestrange: Slytherinie...

Odnalazłem wzorkiem rzeczone okienko, opatrzone dodatkowo przezroczystą lupą. Rozpocząłem wyszukiwanie.
Odnaleziono wyników 1
Ucieszyło mnie to niezmiernie, gdyż nie musiałem daleko szukać, ale także nie było to dla mnie rewelacją. Mówiłem, że nie ma takiej drugiej osoby i oczywiście miałem rację. "Dodaj do znajomych", to mówiło samo za siebie.

Bellatrix Lestrange: I co Mistrzuniu? Udało ci się?
Severus Snape: A jak myślisz?
Bellatrix Lestrange: Tak się składa, że dużo myślę ^^
Severus Snape: Rozbawiony
Bellatrix Lestrange: Co?
Severus Snape: Ty + myślenie = Rozbawiony
Bellatrix Lestrange: <wściekły>
Severus Snape: Nie sądzisz, że to trochę ryzykowne dla Czarnego Pana? Pokazywać się na portalu społecznościowym?
Bellatrix Lestrange: To trzeba mu to było odradzić, Mistrzuniu. W końcu ciebie słucha najchętniej ^^
Bellatrix Lestrange: Zresztą, dzisiaj jeśli nie masz Wizardbooka, to tak jakbyś nie żył.
Bellatrix Lestrange: Jak inferius...
Bellatrix Lestrange: No wiesz, żywy trup.
Severus Snape: WIEM co to jest Inferius! <urażony>
Bellatrix Lestrange: Język
Bellatrix Lestrange: Jeszcze jedno - musisz mieć maila Czarnego Pana, tak na wszelki wypadek.
Severus Snape: Po co mi jego mail?
Bellatrix Lestrange: Nie pomyśl sobie przypadkiem, że tak się troszczę o twój brudny tyłek! Łączy nas jedynie bractwo śmierciożerców, nic więcej!
Severus Snape: Mam nadzieję, że nic więcej...
Bellatrix Lestrange: voldi<[email protected]
Severus Snape: Co znaczy "voldi mniejsze od trzech"?
Bellatrix Lestrange: To jest serduszko, idioto!
Bellatrix Lestrange: <3
Lucjusz Malfoy: Hej, co tam?
Bellatrix Lestrange: O, hej Lucek!
Bellatrix Lestrange: Zaraz...
Bellatrix Lestrange: CO TY TU ROBISZ?!
Lucjusz Malfoy: Jestem?
Bellatrix Lestrange: Jak?
Lucjusz Malfoy: ?
Bellatrix Lestrange: Czy czat nie jest przypadkiem przeznaczony do użytku dwóch osób? Powtarzam: DWÓCH?
Lucjusz Malfoy: A czy poinformowano cię o czacie wieloosobowym? I o możliwym przystąpieniu do rozmowy? Wydaje mi się, że nie. To, że jesteśmy znajomymi pociąga za sobą pewne konsekwencje.
Bellatrix Lestrange: No dobra, niech ci będzie.
Lucjusz Malfoy: Zauważyłem, że toczy się między wami bardzo interesująca rozmowa Rozbawiony
Bellatrix Lestrange: No to bardzo spostrzegawczy jesteś ^^ Crucio!
Lucjusz Malfoy został zablokowany na trzy minuty
Severus Snape: To tak się da?
Bellatrix Lestrange: No chyba...
Severus Snape: <cwaniak>
Severus Snape: Znasz to uczucie, kiedy świerzbią cię ręce?
Bellatrix Lestrange: Masz na myśli TO?
Severus Snape: Co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!

Momentalnie przeniosłem się na stronę główną. Nie było wątpliwości, że zostałem mimowolnie wylogowany, więc podjąłem pierwszą próbę powrotu. "Zaloguj".
"Blokada - pozostały czas 2 min 45 sek".
Przynajmniej wiem, jak wyłączyć Dumbledore'a, kiedy postanowi ze mną porozmawiać. Odczekawszy pozostały czas, ponownie się zalogowałem, tym razem bez przeszkód.

Bellatrix Lestrange: Buhahahahaha!!!
Severus Snape: <unosi brwi>
Lucjusz Malfoy: Ech...
Bellatrix Lestrange: ^^
Lucjusz Malfoy: Przyjąłbyś mnie, Severusie <czeka>
Severus Snape Czyżby tortury odebrały ci wzrok? Dopiero co to zrobiłem!
Lord Voldemort: Witajcie, moi drodzy śmierciożercy.
Bellatrix Lestrange: <macha>
Lucjusz Malfoy: <kłania się>
Severus Snape: Witaj, Panie.
Lord Voldemort: Właśnie przyjąłem twoje zaproszenie, Severusie.
Severus Snape: To dla mnie zaszczyt.
Lucjusz Malfoy: Kiedy mamy następne spotkanie, jeśli można zapytać?
Lord Voldemort: Czyżbyś nie dostał jeszcze mojego zaproszenia Lucjuszu?
Lucjusz Malfoy: ...

Natychmiast zacząłem ustalać lokalizację zaproszenia. Było na samej górze z prawej strony -

Lord Voldemort zaprasza cię na wydarzenie "Zebranie Śmierciożerców" w rezydencji Lucjusza Malfoya dnia 15 czerwca. Czy weźmiesz udział?
*Pewnie! *Może. *Raczej nie.

Lord Voldemort: To nie będzie dla ciebie problem Lucjuszu? Ostatnio często wykorzystujemy twój dom.
Lucjusz Malfoy: Ależ nie, panie!
Lord Voldemort: NIE KŁAM!!
Bellatrix Lestrange: Przepraszam, to leglimencja działa przez Internet? <zdziwiony>
Lord Voldemort: ...
Albus Dumbledore: Witam wszystkich! Uśmiech
Lord Voldemort: CO TY TU ROBISZ?!
Bellatrix Lestrange: CO TY TU ROBISZ?! <przerażenie>
Lucjusz Malfoy: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <panika>
Severus Snape: <wywraca oczami>
Albus Dumbledore: Po prostu jestem znajomym Severusa.
Lord Voldemort: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Bellatrix Lestrange: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Lucjusz Malfoy: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Severus Snape: <mordercze spojrzenie na Dumbledore'a>
Albus Dumbledore: <mordercze spojrzenie na Fawkesa>
Albus Dumbledore: Może dropsa cytrynowego?
Lord Voldemort: ...
Bellatrix Lestrange: ...
Lucjusz Malfoy: ...
Severus Snape: ...!!!!!!!
Albus Dumbledore: No co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!
"Albus Dumbledore został zablokowany na trzy minuty"
Lord Voldemort: Lepiej bym tego nie ujął, Bellatrix.
Severus Snape: Dziewięćdziesiąt procent szans, że wróci...
Bellatrix Lestrange: I dziewięćdziesiąt procent szans na kolejne Crucio! <psychopata>
Lucjusz Malfoy: Która w ogóle jest godzina?
Bellatrix Lestrange: Znajomości zegara nie uczyli?
Lucjusz Malfoy: Po prostu nie mogę nastawić zegara w komputerze, dobra?
Bellatrix Lestrange: Naprawdę skomplikowane... To będzie nowe zadanie do Turnieju Trójmagicznego Język
Severus Snape: Jakim cudem jest już ósma wieczór?!
Lucjusz Malfoy: !!!!!
Bellatrix Lestrange: No wiesz, taka kolej rzeczy, że czas idzie do przodu Język
Lucjusz Malfoy: Idę <papa>
Severus Snape: Też już pójdę. Chcę się uchronić przed powrotem tego starucha.
Bellatrix Lestrange: TO TWÓJ ZNAJMOMY!!! I CO MASZ NAM DO POWIEDZENIA, CO?
Severus Snape: Crucio!
"Bellatrix Lestrange została zablokowana na trzy minuty".

Opuściłem tych wariatów przy najbliższej sposobności. Wyrównawszy porachunki z Bellą, wylogowałem się i wyłączyłem cały sprzęt, co przyszło mi podejrzanie łatwo - pewnie zdradziecka elektronika szykuje dla mnie niemałą niespodziankę.
Takiego dnia dotąd nie miałem - wygłodniały jak wilk (hmm... może warto znaleźć inne porównanie) i umęczony w spokojny dzień, jakim była niedziela. Kuchnia, to czego mi teraz trzeba. Ruszyłem ciemnym korytarzem otulonym słodkim, wieczornym mrokiem. Lochy z zasady są puste i teraz nie było inaczej - tylko ja i wszechobecna ciemność. Kilka nietoperzy uleciało z sufitu obudziwszy się ze snu. Wszedłem właśnie w strefę, gdzie ściany są obwieszone obrazami owoców i wszelakiego jedzenia i odnalazłem obraz przedstawiający misę pełną owoców, gdzie gruszka była klamką od kuchennych drzwi. Od razu, wraz z momentem gdy otworzyłem drzwi, dobiegł mnie odgłos zgiełku i piskliwych głosików skrzatów. Stanąłem na uboczu, czekając aż któryś z nich zaszczyci mnie swoją uwagą.
- Masz! Zanieś to na zmywak! Szybko! - Skrzat z personelu kuchennego wcisnął mi w ramiona naręcze brudnych talerzy. Już odchodził za dalszymi obowiązkami gdy zorientował się, że jednak coś jest nie tak. - Przee... p-praszam proszę pana... - Zabrał ode mnie ubabrane sosem talerze i wcisnął je innemu skrzatowi - Na zmywak z tym, biegiem! Co pana do nas sprowadza?
- Na pewno nie chęć znoszenia talerzy.
- Tak, wiem. Przepraszam najmocniej, mamy dzisiaj okropny kocioł. Zgredek! Zamów z Merlina jeszcze trochę wieprzowiny!
"Merlina"? Co jak co, ale skrzatów nie podejrzewałem o coś takiego. Dopiero teraz moją uwagę przykuł wolny stolik, gdzie stał sobie komputer, a skrzacik w dwóch różniących się od siebie skarpetkach klikał w nim bez opamiętania.
- Chciałby pan coś zjeść? - Odwrócono moją uwagę.
- Nawet bardzo.
- To zapraszamy na górę!
- Ale...
Skrzat wypchnął mnie za drzwi, a gwałtowny podmuch wiatru powiadomił mnie o zamknięciu się obrazu z gruszkowatą klamką. Ssało mnie niesamowicie, więc już poświęciłem się i wszedłem powoli na górę po marmurowych schodach. Na parterze minął mnie Irytek z całą stertą myszek komputerowych w rękach, które pewnie miały za zadanie obrócić pół szkoły w ruinę. Może to jest tylko zły sen? Ile razy przytrafiały mi się tak realistyczne sny? Przyznam, że aż za często. Zbyt dobrze pamiętam gębę Pottera osadzoną w każdym możliwym miejscu, czy sen, gdzie ja i Tonks zostajemy zamienieni ciałami za sprawą podłego czarnego psa. Nie, zamiana ciał wydarzyła się naprawdę. Czy to znaczy, że równie dobrze komputerowy sen może być jawą? Uszczypnięcie zwykle pomaga. Nic się nie stało. Może już wszystko wróciło do normy?
- Celeste! Przyjęłaś mnie na Wizardbooku?
- Tak, a co się stało?
NIE. Nic nie wróciło do normy. Potrzeba mi czegoś o wiele mocniejszego niż małego uszczypnięcia...
- Irycie! - zawołałem za małym bezkształtnym człowieczkiem machającym teraz jedną ze swoich zdobyczy jak lassem. Ten obrócił ku mnie swoje czarne oczka i wykrzywił się w przygłupim uśmieszku.
- Ooo...!!! Pan Smarkerus! - Teraz pokłonił się na tyle, na ile pozwalały mu jego nieforemne kończyny. - Czego pan profesor nauczający najszlachetniejszej sztuki warzenia eliksirów nazwiskiem Wycierus sobie życzy?
- Rzuć we mnie tą myszką - powiedziałem, starając się jednocześnie nie rzucić w niego zaklęciem uciszającym. Że też Black musiał mu wpoić najróżniejsze przezwiska swojego autorstwa, kundel jeden.
Portergeist wybałuszył się na mnie - to na pewno nie należało do jego żartów. Jednak jego zdziwienie nie trwało długo: natychmiast wydął policzki i wystawił język, krzycząc wniebogłosy:
- HAHAHA!!! SMARKERUS DOSTAŁ ŚWIRA!!! HAHAHAHA!!! STRZEŻCIE SIĘ WSZYSCY, SMAREKRUS TO ŚWIR!!!! AAAAAAAAA!!!!!! HAHAHAHAHAHAHA!!!
Skręciłem w południowy korytarz z oczami wbitymi w sufit. Normalnie i bez pytania można oberwać od niego czymkolwiek (i najlepiej żeby to coś było jak największe, najcięższe i o największej sile rażenia, bo bez tego nie ma zabawy). Czyżby zmądrzał? Wielce wątpliwe.
Usiadłem już na swoim miejscu w Wielkiej Sali, gdzie nowym standardem okazało się trzymanie na kolanach jakiejkolwiek elektronicznej zabawki. Jedzenie było jak zawsze wyśmienite, nawet to kupione ze sklepu internetowego Merlin. To chyba jedyna rzecz, która pozostała bez zmiany.
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_ly8732TdyJ1qavb8jo1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mahyy0eoqS1qa3emao1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mao119PiKN1qlk7jyo2_500.gif

Edytowane przez Lapa_96 dnia 27-09-2012 01:19
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak- Wyślij prywatną wiadomość
~SevLily36 F
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 02-06-2012 17:04
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1807
Ostrzeżeń: 1
Postów: 725
Data rejestracji: 19.10.11
Medale:
Brak

- Przynieśliśmy... tego... Dupera.


Severus Snape: Znasz to uczucie, kiedy świerzbią cię ręce?
Bellatrix Lestrange: Masz na myśli TO?
Severus Snape: Co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!


Hahahaha Uśmiech Te momenty mnie rozwaliły... Naprawdę, ten rozdział jest świetny, chociaż nie tak dobry jak poprzedni. Ale nieźle się uśmiałam. Pomysł z magicznym Internetem - super!
__________________
www.styleite.com/wp-content/uploads/2014/11/Patti-Smith-gif.gif
www.facebook.com/HelenaBonhamCarterDlaFano Wyślij prywatną wiadomość
~Evans558 F
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 24-06-2012 11:35
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1246
Ostrzeżeń: 0
Postów: 286
Data rejestracji: 28.12.11
Medale:
Brak

Po prostu MUSZĘ to napisać: chłopie, jesteś geniuszem!
Albus Dumbledore: Witam wszystkich! Uśmiech
Lord Voldemort: CO TY TU ROBISZ?!
Bellatrix Lestrange: CO TY TU ROBISZ?! <przerażenie>
Lucjusz Malfoy: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <panika>
Severus Snape: <wywraca oczami>
Albus Dumbledore: Po prostu jestem znajomym Severusa.
Lord Voldemort: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Bellatrix Lestrange: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Lucjusz Malfoy: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Severus Snape: <mordercze spojrzenie na Dumbledore'a>
Albus Dumbledore: <mordercze spojrzenie na Fawkesa>
Albus Dumbledore: Może dropsa cytrynowego?
Lord Voldemort: ...
Bellatrix Lestrange: ...
Lucjusz Malfoy: ...
Severus Snape: ...!!!!!!!
Albus Dumbledore: No co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!
"Albus Dumbledore został zablokowany na trzy minuty"

Myślałam, że spadnę z krzesła Rozbawiony. Właśnie przestałam śmiać się z pewnego moda do gry-horroru, a tu jeszcze te FF... płacisz za lekarza, bo moja przepona domaga się interwencji medyka RozbawionyRozbawionyRozbawiony
Dawaj więcej, bo muszę się dowiedzieć, gdzie to zbłądził Severus w internetowej sieci Dowcipniś.

__________________
Od cnoty Gryfonów,
Kretynizmu Puchonów,
i wiedzy o własnej wszechwiedzy Krukonów
STRZEŻ NAS SLYTHERINIE!


25.media.tumblr.com/tumblr_luqargTJzo1r1gjf0o6_250.gif
Wyślij prywatną wiadomość
`Czarodziejka F
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2012 00:45
Moderator (F)

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 11092
Ostrzeżeń: 0
Postów: 861
Data rejestracji: 05.04.10
Medale:
Medal Medal Medal

Łooo! [zbiera się z ziemi , stawia krzesło jak trzeba i nadal chichoce]
To jest WSPANIAŁE FF! Jupi!Naprawdę. Już dawno nie czytałam tak zabawnego, dobrze napisanego, ciekawego i prawie bez błędów tekstu. Gratulacje! To był świetny pomysł, żeby nieco ożywić Hogwart.
Najbardziej podobała mi się rozmowa Smirciożerców. Uśmiałam się do łez.hjehje...

Jestem ciekawa co będzie dalej. Pisz, pisz, bo warto!
__________________

CRAZY WITCH TRIO!
Czarodziejka dark shadow Sailor Mars

Edytowane przez Czarodziejka dnia 17-08-2012 22:44
Wyślij prywatną wiadomość
~Lapa_96 F
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 03-09-2012 01:18
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik TT
Punktów: 228
Ostrzeżeń: 1
Postów: 101
Data rejestracji: 27.11.10
Medale:
Brak

Rozdział czwarty
Nowy system nauczania

Kolejny dzień, kolejny poranek i kolejny poniedziałek. Dzień ciężkiej pracy polegającej na edukowaniu małych przygłupów, co przychodzi z wielkim trudem. Że też w tygodniu musi być pięć takich dni. Śniło mi się, że wprowadzono mugolskie urządzenia zwane komputerami, i że byłem zmuszony rozgryzać tajemnice Internetu. Śmieszne. Ubierałem się śmiejąc się w myślach z mojego głupiego snu. Jednak śmiech zamarł wraz z chwilą, w której wszedłem do gabinetu połączonego z sypialnią, gdzie ze starego, kochanego biurka błyskał na mnie światłem z niewielkiej lampy przeklęty komputer. Żywy dowód na to, że wszystko dzieje się naprawdę i nic mi już nie pomoże. Przełknąłem to, co udało mi się zwinąć z kolacji, aby zbytnio nie narażać się na widok niepotrzebnie unowocześnionego Hogwartu. Przynajmniej dzisiaj odpada mi połowa lekcji, w wyniku czego mam dzisiaj tylko jedne zajęcia. Z jednej strony pełen luksus, ale gdy pomyślę, że wstaję teraz tylko po to, by zobaczyć się z przedstawicielami Gryffindoru, to coś mi się przewraca. Ciekawy jestem cóż takiego się stało, że Flitwick i Sprout zwalniają swoje domy z dzisiejszych zajęć. Zabrzmiał dzwonek na lekcje i rozległ się słoniowaty tupot setek stóp na korytarzu. Mój gabinet jest ucieleśnieniem doskonale zaprojektowanego pomieszczenia - wszystko ze sobą się łączy. Z gabinetu można dojść do składziku, sypialni, prywatnej łazienki i klasy. Skorzystałem z jednego z moich tajemnych przejść i jednym ruchem różdżki otworzyłem drzwi. W idealnej ciszy uczniowie pozajmowali swoje miejsca, a ja przyglądałem się całemu procederowi z władczo skrzyżowanymi ramionami. Ale chwila... Czemu zauważam to dopiero teraz? Na każdej z ławek zajmowanej przez uczniów znajdowały się trzy komputery, po jednym dla każdego. Nie mogło zabraknąć też sprzętu na moim biurku, to oczywiste. Zachodzę tylko w głowę jakimi racjami kierowało się Ministerstwo dając im te urządzenia.
- Dzisiaj zajmiemy się wywarem odmładzającym. Eliksir ten charakteryzuje się zielonkawą barwą i niezwykle silną wonią. Proszę zachować rozwagę, której niektórym z pewnością brakuje - Potoczyłem wzrokiem po klasie zatrzymując się na poniektórych - I uważajcie na dawkowanie składników. Nie chcę powtórki z poprzednich zajęć, kiedy to pan Longbottom zaoferował nam wybuchowe fajerwerki. - Na twarz pyzatego chłopca wkradło się zakłopotanie i starał się ukryć za swoim monitorem. - Składniki i następujące czynności - Machnąłem zamaszyście różdżką - Na tablicy. Proszę tylko uważnie czytać instrukcje, panie Potter. - Ślizgoni ryknęli niepohamowanym rechotem, gdyż podobnie jak ja, uwielbiali znęcać się nad Gryfonami. - Dwie godziny. Start.
Wszyscy porwali się do swoich toreb po kociołki i chochle, ja zaś cofnąłem się do swojego miejsca pracy. Nie wiedzieć czemu komputer był już włączony i tylko czekał żeby go użyć. Kiedy tylko włączyłem przeglądarkę z boku wyskoczył mi mały dymek: Masz nową wiadomość na portalu OwlPost. Od razu wpisałem adres www.owlpost.mag i moim oczom ukazała się szara sowa z kopertą w dziobie.

OwlPost to twoja bezpieczna skrzynka pocztowa, dzięki której możesz odbierać i wysyłać wiadomości bez zbytniej obawy o ich zaginięcie. Nasze elektroniczne sowy są całkowicie niezawodne!

Z pewnym bólem wpisałem moje okaleczone imię i hasło, które specjalnie wpisałem razem. Zalogowałem się bez najmniejszych problemów. Teraz patrzyła na mnie ruchoma brązowa sowa, jakby na coś ze zniecierpliwieniem czekała. Obok niej stała biała, z niewielką kopertką w dziobie. Te dwa ptaki miały swoje miejsce z lewej strony, natomiast z prawej:

Odebrane sowy - 1
Wyrzucone listy - 0
Wysłane sowy - 0
Sowa-spam - 0

Kliknąłem na odebrane, bo moja inteligencja właśnie podpowiedziała mi, że tutaj muszę teraz zajrzeć. Pojawiło się teraz coś w charakterze listy wiadomości, gdzie znajdowała się tylko jedna. Kiedy ją otworzyłem, biała sowa wypuściła kopertę i odleciała. Poczułem się jednocześnie przerażony i do pewnego stopnia osaczony, gdy zauważyłem, że sowa przyszła od Dumbledore'a. Mimo to nie było aż tak źle.


Drogi Severusie!

Zapomniałem cię poinformować o bardzo ważnym szczególe, bez którego nie będziemy mogli się obejść. Mianowicie pragnę ci przypomnieć o dziennikach elektronicznych obowiązujących wszystkich nauczycieli. W celu uruchomienia go wpisz "[email protected]" i odnajdź zakładkę "Dziennik elektroniczny". Reszty z pewnością się domyślisz Oczko
Albus

Tak właśnie zacząłem się zastanawiać nad tym dziennikiem. Wylogowałem się i przeszedłem na zalecaną mi stronę. Kątem oka zauważyłem czyjąś wyciągniętą ku górze rękę.
- O co chodzi, Granger?
- Dlaczego to, co pan napisał na tablicy pojawiło się także na naszych monitorach?
W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero gdy zajrzałem na jej ekran zauważyłem, iż faktycznie słowa z tablicy przeszły na ich komputery. Co prawda nie rozumiem po co te ministerskie ceregiele - z tablicy widać wszystko nadzwyczaj wyraźnie.
- Widocznie pan minister stwierdził, że wasz wzrok jest zbyt słaby, by dostrzec instrukcje z tablicy. Mam nadzieję, że teraz nikt nie popełni błędu, przy wykonywaniu podstawowych czynności i potrafi CZYTAĆ z odległości dwudziestu centymetrów. Czy mam rację, panie Potter?
- Tak, panie profesorze. I pragnę też panu podziękować, że wysłał mi pan zaproszenie na Wizardbooku.
- HAHAHAHA!!! - Zaryczał Malfoy, a za nim cała jego ślizgońska paczka. Widać chłopak zapomniał się, bo gdy napotkał moje spojrzenie natychmiast umilkł uniżony. - To był świetny żart Goyle, naprawdę - Sprostował dość kulawo.
- Nie pomyśl sobie przypadkiem, Potter, że nasza wirtualna znajomość zmieni mój stosunek do ciebie i powstrzyma mnie od odebrania twojemu domu pięciu punktów za prowadzenie rozmów w niestosownej chwili.
- Niestosownej chwi...? Au! - Odezwał się Weasley, który był kimś w charakterze obrońcy Wybrańca. Jednak w porę Granger stosownie uderzyła go łokciem w mostek.
- Dokładnie, Weasley. Teraz, o ile się nie mylę, jest lekcja eliksirów i jak myślisz - Co się na nich robi?
- Eee... Warzy eliksiry?
- TYLKO - I WYŁĄCZNIE - WARZY - ELIKSIRY. - Każde słowo zaakcentowałem dobitnie i dodatkowo oddzieliłem je drobnymi przerwami jakbym tłumaczył coś ludowi prostemu, z którym właściwie mam do czynienia. - Do roboty! Czas wam ucieka i nie będę słuchać późnej osób, które "nie wyrobiły się w czasie". Longbottom! - Chłopiec poderwał nagle głowę znad impulsywnie bulgoczącego wywaru, który syczał niebezpiecznie. - Radzę ci zmniejszyć ten ogień, bo nas jeszcze wysadzisz.
Wróciłem na fotel. Strona internetowa szkoły była już załadowana. Były na niej nie tylko informacje o szkole, ale także ogólne wiadomości znajdujące się w kolumnie "Mini-Prorok on-line".

Groźne manifestacje w Ministerstwie Magii

W dniu dzisiejszym w porannych godzinach rozpoczęły się manifestacje, mające miejsce w atrium Ministerstwa Magii, przeciwko komputeryzacji świata magicznego. Strajkują głównie obrońcy praw zwierząt, gdyż ich zdaniem to zwierzęta są najbardziej poszkodowanymi stworzeniami w tej sytuacji. "Nie pozwolimy, by zwierzęta cierpiały z powodu chorego pomysłu Weasleya! Spójrzcie co się stało z sowami! Przez ten wasz cały >OwlPost< są całkowicie zrezygnowane i czują się nikomu niepotrzebne! Powinieneś zakończyć ten proceder, Knot ty..." - reszta wypowiedzi została ocenzurowana. Niemalże wszędzie można zaobserwować transparenty o takiej treści jak: "POMÓŻMY NASZYM SOWIM PRZYJACIOŁOM!", "ONE TEŻ MAJĄ UCZUCIA!", "CHCEMY INNEGO RZĄDU", "NUDZIŁO CI SIĘ W DOMU WEASLEY?!" Reszta haseł jest niecenzuralna, lub też jawnie grozi śmiercią bądź poważnym okaleczeniem wyższym urzędnikom oraz samemu ministrowi.
Jednak manifestacje to zaledwie wierzchołek góry lodowej - Ministerstwo zostało zmuszone do wezwania wyszkolonych jednostek porządkowych, które mają przejąć kontrolę nad nadzwyczaj agresywnymi osobnikami. Doszło do rękoczynów oraz pojedynków na różdżki. Aresztowano sześciu mężczyzn w wieku od 30 do 50 lat za użycie klątwy Avada Kedavra przeciwko drugiemu człowiekowi - jutro staną przed Wizengamotem i najprawdopodobniej zostaną skazani na pobyt w Azkabanie. Nie odnotowano ofiar śmiertelnych, ale trzech naszych reporterów z "Proroka codziennego" zostało poważnie rannych i przebywają teraz pod fachową opieką uzdrowicieli ze Szpitala Świętego Munga. Poszkodowani to także czworo pracowników Ministerstwa, piętnastu czarodziejów ze służb porządkowych i spora część samych protestujących. Jeszcze nie wiadomo, co Korneliusz Knot ma do powiedzenia w tej sprawie.


Nowa fala przestępstw

Internet, choć teraz jest dla czarodziejów najpopularniejszym źródłem informacji, stał się także źródłem potencjalnych przestępstw. Nie trzeba było długo czekać na rozpoczęcie działalności tak zwanych hakerów, których głównym celem jest kradzież, czy po prostu nieodparta chęć zniszczenia czyjejś własności. Wirusy to aktualny problem całej społeczności czarodziejskiej, ale z tym problemem od dawna boryka się także ludność niemagiczna. Prawdopodobnie to właśnie mugolscy hakerzy zainspirowali młodych czarodziejów do nielegalnej działalności. Starają się rozszerzyć piractwo nawet wśród przyzwoitych użytkowników, tworząc w tym celu strony z darmowymi plikami, czy cudzymi dokumentami, które można bez problemu przywłaszczyć. Najpopularniejsze z nich to "Accio - przyciągnij marzenia za free!" i "Ain Eingarp". "Ostrzegam rodziców, aby mieli całkowitą kontrolę nad tym, na jakie strony wchodzą ich dzieci. Nasz zespół pod przewodnictwem Artura Weasleya właśnie pracuje nad >Kontrolą rodzicielską<, która skutecznie zablokuje niepożądane strony" - mówi minister do spraw cyfryzacji Andrew Newman. Mówiąc o niszczeniu czyjejś własności, mieliśmy na myśli wirusy, które potrafią doszczętnie opustoszyć nasz komputer. "Wirus może uzyskać dostęp do komputera poprzez pobieranie zainfekowanych plików, ale niewykluczone jest też, że samo przebywanie na stronie ze szkodliwym oprogramowaniem prowadzi do wdarcia się wirusa. Wirusy możemy podzielić na >mało szkodliwe<, >dosyć szkodliwe< i >totalne<".
Wirusy "Mało szkodliwe" to takie, które mogą uszkodzić tylko małe pliki zaburzając ich działanie, ale nie uszkadzając ich trwale. Można je zwalczyć samodzielnie używając skutecznego programu antywirusowego.
"Dosyć szkodliwe" potrafią już zainfekować większe pliki, czasami doprowadzając do ich całkowitego uszkodzenia. Aby je unicestwić, należy użyć bardzo dobrego programu antywirusowego, ale bywają też przypadki, że osoba poszkodowana jest zmuszona do wezwania specjalnych fachowców, którzy usuną wirusy ręcznie.
"Totalne" są całkowicie nie do pokonania. Jeśli zauważymy, że nasz program wykrył wirus totalny, najlepiej od razu wyłączyć komputer trybem awaryjnym. Jednak jeśli już dostał się do naszego komputera, niszczy on większość plików systemowych, co prowadzi do poważnych awarii systemu i utraty danych. Zaś najczęściej atakują CAŁY system doszczętnie go rujnując i usuwając. Tracimy tym samym wszystkie dane i nie da się już ich odzyskać. Hakerzy wykorzystują wirusy totalne do brutalnych żartów, przykładowo - ich wirus może powiadomić nas o swojej działalności ("Pożegnaj się ze swoimi danymi" albo po prostu "Pa! Pa! Rozbawiony"Oczko i... koniec.
"Wirusów nie należy lekceważyć. Mogą pojawić się także w mailach od znanych nam osób, ale to rzadki przypadek. Najlepiej kupić dobry program antywirusowy i pod żadnym pozorem nie odwiedzać podejrzanych stron" - tłumaczy Thomas Argee, wyższy technik z Departamentu Cyfryzacji.


Po prostu wiedziałem, że to wszystko to jedna wielka głupota. Poza tym widzę tutaj same popierające mnie argumenty. Ciekaw jestem, czy Dumbledore to czytał, ale sądząc po jego zachowaniu, raczej nie. Zaślepiony jest teraz swoją bardzo ambitną grą i przez to ma ograniczony kontakt z rzeczywistością.
Dojście do dziennika było podejrzanie proste. PODEJRZANIE. Mała zakładeczka Dziennik elektroniczny aż się prosiła, aby ją kliknąć. Pojawił się swego rodzaju obszar do logowania, który wszędzie pozostawał niezmienny z jedną tylko różnicą - trzeba było określić czy osoba logująca się jest uczniem czy nauczycielem. Po zaznaczeniu opcji drugiej zawiesiłem na chwilę palce nad klawiaturą, gdyż nie byłem pewny co do mojego loginu. Hasło masz wszędzie to samo - pamięć mnie nie zawodzi. Wpisałem kociołkowepieguski i zaryzykowałem, wpisując w pierwsze okienko Severus Snape. Zaloguj. Udało się, a wtedy...
BUUUUM!!!!
Coś ciężkiego i rozgrzanego niemal do białości śmignęło mi koło lewego ucha i roztrzaskało się o tablicę w drobne kawałeczki. Chwała mojemu refleksowi! Spenetrowałem klasę bystrym i groźnym spojrzeniem na co zaciekawione oczy stały się trochę bardziej nieśmiałe. Nietrudno było zauważyć, że na jednej z ławek czegoś brakuje. Trudna do przeoczenia luka... Momentalnie znalazłem się koło trzeciej ławki, ze strony, którą zajmował Gryffindor.
- Panie Longbottom, mogę zapytać, gdzie jest pański kociołek?
- Tam jest, profesorze! - Zawołała Granger wskazując palcem w stronę tablicy. Niby taka mądra, a podejrzewa mnie o totalny brak myślenia i spostrzegawczości.
- Wiem, Granger! Myślisz, że jeszcze tego nie zauważyłem, mimo że niemal zwalił mnie z nóg?
- Znaczy...
- Chciałem tylko sprawdzić, czy pan Longbottom jest w stanie nam powiedzieć co się stało i dlaczego. A więc panie Longbottom?
Chłopak trząsł się okropnie i nie śmiał nawet podnieść wzroku choćby na palnik. Siedział skulony i patrzył na swoje kolana jakby oczekiwał od nich pomocy. I to mnie miało rozczulić?
- Czyżbym nie zwracał pańskiej uwagi na temperaturę pana wywaru?
Milczał.
- Próbował zmniejszyć ogień, panie pro...
- Czy panna Granger jest osobistym adwokatem pana Longbottoma? Gryffindor traci piętnaście punktów! Nie masz nic do powiedzenia, Longbottom, kiedy nikt nie jest w stanie cię wyręczyć? - Milczenie. - Śmiem twierdzić, że nie. Dlatego z czystym sumieniem...
- Próbowałem mu pomóc, profesorze...
- Słucham, panie Thomas?
- Starałem się zmniejszyć ogień pod jego kociołkiem... - Ciągnęła nieśmiało następna osoba wplątana w tę całą intrygę.
- Ach... - Przerwałem mu ironicznie, tak jak lubię. - Taka... przyjacielska przysługa?
- ...tak.
- A więc podziękuj, Longbottom, panu Thomasowi, bo właśnie przysłużył się do straty Gryffindoru w postaci dwudziestu punktów.
- Ale...
- Czy mam jeszcze odjąć pięćdziesiąt punktów za zamach na życie nauczyciela, panie Potter? - Uciąłem mu w drodze do biurka.
W pewnej odległości od mojego stanowiska pracy leżał przepalony i wciąż dymiący kociołek, a raczej coś, co z tego kociołka zostało.
- Panie profesorze... - Dosłyszałem nieśmiały głos i nie mogłem dowierzyć, że Longbottom odzyskał mowę, której do niedawna mu zabrakło. - Cz-czy mógłbym prosić o drugi kociołek?
- Szalenie mi przykro, ale nie przewiduję takiej możliwości. To będzie pańska nauczka na przyszłość, czyli na jutrzejsze zajęcia, gdzie będziecie mieli za zadanie trzymać się ustalonego schematu i dostosowywać temperaturę do odpowiednich składników. Teraz pewnie się pan domyśla, jakie są konsekwencje nieostrożnego zachowania. Poza tym boję się teraz o swoje kociołki i nie chcę skazywać ich na pewne zniszczenie powierzając je w pańskie ręce. Panie Malfoy, proszę zawołać woźnego. Niech posprząta owoc pracy Longbottoma.
Ślizgon wyszedł niemal natychmiast, zostawiając swoją breję, na którą będę musiał przymknąć oko ze względu na Lucjusza. Ja wróciłem wreszcie zająć się sprawą dziennika. Po prostu wiedziałem, że dadzą mi popalić na jedynej lekcji jaką mam dzisiaj. Czułem to. Czuję także, że to nie koniec dzisiejszych niespodzianek. Przynajmniej żaden z problemów nie dotyczy bezpośrednio kwestii komputerów.
Zauważyłem, że dziennik automatycznie ustawia się na bieżącą lekcję - Łączona lekcja Eliksirów Gryffindor - Slytherin, Rok piąty 10.40. Właśnie zamierzałem się bardziej się rozejrzeć (tak po prostu, żeby wiedzieć na czym stoję) i nagle okno przeglądarki zniknęło, ale zaraz się pojawiło. To było co najmniej niepokojące, po tym, co naczytałem się w elektronicznym Proroku. Ekran zamigał czarnym tłem aż w końcu stało się coś, co niemal wprowadziło mnie w stan przedzawałowy...

Witam, panie Snape ^^ I żegnam. HAHAHA!!! Język

Wstrząs. Odrętwienie. Uczucie jakbym nagle dostał klątwą Avada Kedavra. Tylko spokojnie... Wdech... I wydech... SKĄD TO COŚ ZNA MOJE IMIĘ?! Biały tekst zniknął z zupełnie czarnego monitora i nic już więcej się nie stało. Komputer nie reagował na włącznik. Wrócił Malfoy wraz z Filchem ściskającym szmatę, specjalny środek do czyszczenia i mop.
- Co to jest? - Zapytał mnie tonem rozdrażnionego staruszka nie odrywając wzroku od podziurawionego kotła i roztopionego kamienia, gdzie rozlał się eliksir odmładzający, który widocznie miał całkowicie odmienne właściwości od swojego poprawnie wykonanego odpowiednika. - Co za syf! - Odpowiedział sobie nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że siedzę jak spetryfikowany. Dzwonek. Wszystkie fiolki spoczęły na moim biurku, jednak nie zwracałem na to uwagi. Nie. Tego już za wiele! Nie będę czegoś takiego tolerował! Wypadłem z klasy jak prawdziwa burza miotana huraganem i sypiąca gradem błyskawic. Rozpychałem uczniów, przechodziłem przez duchy i w końcu znalazłem się pod kamienną chimerą, aby wypowiedzieć najgłupsze hasło w historii całego Hogwartu. Wszystkie oczy byłych dyrektorów zbudziły się z drzemki, by podziwiać mój pulsujący gniew i szybki, nieustępliwy marsz. Stanąłem wyczekująco wiercąc dyrektora spojrzeniem, a ten najzwyczajniej w świecie cieszył się do swojego blaszanego przyjaciela. Czekałem. Czekałem. Czekałem. Czekałem. I czekałem. Chrząknąłem - nic, dalej uśmiecha się, zadowolony nie wiadomo z czego. Chrząknąłem głośniej - zero reakcji, to nie jest normalne. Chrząknąłem z taką siłą, że zabolało mnie gardło - spojrzał na mnie, ale po tej ulotnej chwili znów zatopił chciwy wzrok w ekranie.
- Zwróci pan wreszcie na mnie uwagę, czy będę tutaj stał do dnia, kiedy Czarny Pan osiągnie nieśmiertelność?
- Ależ oczywiście, że cię słucham... - Odparł całkowicie spokojnie nie spuszczając wzroku z Cytrynowego Sklepu. Nie po raz pierwszy wydawało mi się, że za rozmówcę uznaje swój komputer.
Czułem się zagubiony. Równie dobrze mogę dążyć do uduszenia ducha gołymi rękami, lecz nagle wpadł mi pewien pomysł, który nie mógł, po prostu nie mógł się nie udać. Obok lewego ramienia Dumbledore'a stała miseczka z nieodłącznymi dropsami, żeby mógł wkładać je sobie na ślepo do ust i nie tracić z oczu swojej uzależniającej atrakcji. Ze zwinnością węża i przebiegłością lisa porwałem słodki prowiant tuż spod pomarszczonej ręki przesyconej cytrynowym odorem, która zamierzała się by sięgnąć po cukierka. Z pełnym triumfem wymalowanym na twarzy obserwowałem jak dłoń błądzi po omacku po dębowym biurku. Jednak mój stan uniesienia nie trwał długo, gdyż oto palce zacisnęły się na niewidzialnym cukierku i ręka powędrowała do ust. Jego oczy pozostawały nieruchomo utkwione w ekranie. Zwątpiłem... Chyba czas uciec się do ostateczności... Z całej siły i bez najmniejszego uprzedzenia brutalnie zepchnąłem monitor, a ten potoczył się po bordowym, bogato zdobionym dywanie i zatrzymał się na nodze jednego ze stołów z dziwnymi urządzeniami. Poczułem się teraz jakbym przełamał potężną klątwę - Dumbledore potrząsnął głową i skierował ku mnie wielce zdumione spojrzenie. Można dodać, że była w nim nuta dzikości.
- Severusie-coś-ty-zrobił? - Wyrzucił z siebie jednym tchem i natychmiast rzucił się po kawałek metalu niczym zdesperowana matka za poturbowanym dzieckiem. Mój wzrok podświadomie powędrował ku wysokiemu sufitowi. Ja zaraz WYBUCHNĘ!
- Będzie pan tak łaskawy i zechce mnie w końcu wysłuchać?
- Co to będzie? Zapisała mi się gra?
- USPOKÓJ SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY!!!!
No i wybuchłem. Stało się to tak nagle, że kątem oka zauważyłem jak poruszają się przerażone portrety. Nawet Dumbledore nie mógł przeoczyć faktu, że ktoś tak przeraźliwie na niego krzyczy.
- Mogę się dowiedzieć co to za nieodparta siła pokierowała panem, kiedy wyrażał pan zgodę na skomputeryzowanie szkoły?
- Oczywiście, że wygoda dla uczniów i nauczycieli! Nasze dzienniki elektroniczne to ter...
- Właśnie przychodzę wyrazić swoje zdanie w sprawie tych wspaniałych dzienników! - Warknąłem zgryźliwie.
- Chętnie wysłucham twojej opinii. - Wyprostował się pełen uprzejmości i równie pełen dziecięcej naiwności, że przybywam, aby pochwalić jego decyzje.
- Żartuje sobie pan?
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- To ja też będę całkiem poważny. To wszystko prowadzi do ogłupienia społeczeństwa, już pomijając fakt, że większość jest wystarczająco pusta! Pragnę także zwrócić pańską uwagę, bo pewnie pan tego nie zauważył, że to wszystko utrudnia nauczanie!
- Nie rozumiem jednej rzeczy, Severusie. Dlaczego utrudnia nauczanie?
- Właśnie wszedłem na stronę dziennika i po dobrych paru sekundach pozdrowiło mnie złowieszcze hasło i cały sprzęt szlag trafił! W dodatku to coś znało moje IMIĘ!
- Imię?
- Czy ja seplenię?
- Nie, w żadnym wypadku. To najprawdopodobniej musiał być wirus, Severusie, wiedziałeś o tym? - Milczałem wzburzony do granic możliwości. -Zatem to musiał być haker, którego bardzo dobrze znasz. - Do mojej głowy paradował rozczochraniec rozchichotany z czyjegoś nieszczęścia. Taki numer bardzo pasował do Blacka. "Osoby, które możesz znać - Syriusz Black" - Nie martw się, miał się tu niebawem zjawić ktoś z Departamentu Cyfryzacji. Pomoże rozwiązać twój problem. - Pukanie do drzwi. - O! Chyba już idzie!
Do gabinetu wszedł wysoki czarodziej w szmaragdowej szacie, o jasnych, krótkich włosach schludnie zaczesanych i kanciastych okularach.
- Thomas Argee, miło mi - wyciągnął ku mnie rękę, której nie sposób było nie uścisnąć. Przywitał się także z Dumbledorem w ten sam uprzejmy sposób. Argee, to ten znawca od wirusów z Proroka. - Chciał się pan ze mną widzieć - zwrócił się do dyrektora.
- Tak, ale mój problem jest już nieaktualny. Czy mógłbym poprosić o pańską pomoc w sprawie komputera naszego Mistrza Eliksirów?
- Jak najbardziej. Co właściwie się stało?
- Z tego co opowiedział mi profesor Snape wynika, że miał on do czynienia z bardzo złośliwym wirusem.
- Co się dokładnie stało? - Zwrócił się do mnie rzeczowym tonem, więc musiałem mu opowiedzieć jak to zostałem okrutnie potraktowany.
- Mówiąc krótko pojawił się napis oświadczający o obecności szkodliwego oprogramowania i od tamtej pory komputer jest nie do użytku.
Argee uśmiechnął się pod nosem:
- Typowy przykład wirusa totalnego. Można rzec, że wręcz książkowy!
- Wypowiadał się pan na ten temat w Proroku Codziennym - trafnie zauważył Dumbledore próbując przywołać pozory normalności, które do niedawna utracił. Zupełnie jakby jeden z tych wirusów wkradł się do jego mózgu i poprzewracał to i owo.
- Tak, udzieliłem wywiadu - odparł bagatelizującym tonem. I słusznie, bo z mojego punktu widzenia rzeczywiście nie miał się czym chwalić. Następnie zwrócił się do mnie. - Obawiam się, że będziemy musieli zabrać pański sprzęt, panie Snape. Kiedy wgramy nowy system i najnowszy program antywirusowy, dostanie go pan z powrotem.
- Nie ma sprawy! - Nie powiedziałem tego przypadkiem zbyt entuzjastycznie? Wiadomość, że mogę uwolnić się od tego przeklętego śmiecia napawała mnie niesamowitym szczęściem, jakie nabywa się po wypiciu Felix Fellicis. - Jeśli jest taka konieczność - dodałem bardzo poważnym tonem, żeby zrównoważyć poprzednią, trochę zbyt radosną wypowiedź.
- Ma pan tylko jeden komputer?
- Je... - Zacząłem, ale przypomniałem sobie w porę o komputerze w gabinecie i w klasie. Jeśli ten z gabinetu nie potrafi się teleportować do klasy na czas lekcji (co jest całkiem możliwe, odkąd uczniowie mają podtykane pod nos ekrany z instrukcjami) to są dwa. - Wydaje mi się, że dwa.
- O tym samym IP?
- Eee... - O tym samym czym? Nie przeczę, że jestem osobą inteligentną, ale nie pociąga mnie mugolska technologia. - To może... Zaprowadzę pana do mojego gabinetu? - Rozładowałem szybko niewygodną dla mnie sytuację.
- O tak, tak, prowadź, Severusie - wciął się Dumbledore, choć nawet na niego nie spojrzałem.
Wstał z fotela gotów do drogi, ale nie czekał na pozostałych, tylko pierwszy wymaszerował z gabinetu, a w ślad za nim Argee. Zabrakło mi słów, dlatego nie marnowałem czasu by znaleźć takie, które oddałyby dziwność tej całej sytuacji. Godząc się ze straszliwym losem, który ostatnio karze mnie strasznie z nieznanego mi powodu, dołączyłem do pochodu. To było dziwne uczucie - prowadzony do własnego gabinetu. Jednocześnie byłem zły na Dumbledore'a za jego wścibskość.
- To gabinet profesora Snape'a - oświadczył w pewnej chwili, jakby prowadził szkolną wycieczkę. Z MOJEGO GABINETU ROBI ATRAKCJĘ TURYSTYCZNĄ!
- Czy to ten kom... - Zapytał Argee wskazując na blaszanego intruza przesiadującego sobie w najlepsze na moim biurku.
- Nie, tamten stoi w klasie.
- Do klasy w tamtą stronę - nim zdążyłem zareagować, Dumbledore wdarł się już do mojej sypialni. Instynktownie poszedłem za nim, aby kontrolować jego dziwackie zapędy. Oczywiście technik, święcie przekonany, że dyrektor znalazł wejście do klasy, także znalazł się w moim całkowicie prywatnym zakątku. - Hmm... Chyba trochę inaczej zapamiętałem sobie twoją klasę, Severusie. - Olśniło go, gdy patrzył na porządnie pościelone łóżko i półki z równo ułożonymi książkami w kolejności alfabetycznej.
- Problem tkwi w tym, dyrektorze, że tak naprawdę trafił pan do mojej sypialni i bardzo PROSZĘ, żeby pan stąd wyszedł. NATYCHMIAST. - Starałem się trzymać nerwy na wodzy, co wychodziło mi nadzwyczaj dobrze, z uwagi na to, że w środku już mną telepało.
Argee widać ma głowę na karku - od razu opuścił pomieszczenie kiedy zorientował się, że nie trafił tam, gdzie trzeba. Zaprowadziłem ich do prawdziwej klasy i Argee bez zbędnych ceregieli zabrał się za naprawę, która na pierwszy rzut oka była bezsensowna.
- Nie. W niczym panu teraz nie pomogę. Musimy go zabrać. - Wyprostował się po nieudolnych próbach uruchomienia sprzętu. Wyczarował kartonowe pudełko, do którego zapakował komputer. Mimowolnie poczułem pewną ulgę, ale zaraz obudziło się we mnie pewne pytanie.
- Nie sądzi pan, panie Argee, że cała ta komputeryzacja jest zupełnie niepotrzebna czarodziejom? - Milczał, w dodatku wyglądał na nieco przerażonego i zrobił taki delikatny ruch jakby chciał wyjść stąd jak najprędzej. - Niech pan mnie źle nie zrozumie. Nie jestem jednym z tych manifestujących w atrium.
- Ja... Ja nie rozumiem.
- To znaczy?
- Nie rozumiem skąd biorą się pańskie wnioski. - Teraz jego włosy nie były tak schludnie ułożone jak w momencie jego przybycia, wręcz odwrotnie: były potargane, przez co nie wyglądał już na takiego mądrego. Wszystkie argumenty przeciw komputerom wylazły nagle jak złośliwa choroba.
- Ależ oczywiście, że Severus nie ma na myśli nic złego. Po prostu nie otrząsnął się jeszcze z szoku po wprowadzeniu komputerów. - Dumbledore próbował naprostować wszystko do swoich własnych wąskich jak i zarówno pokręconych poglądów wyjątkowo tandetnym tonem.
- Otóż moje wnioski czerpię z własnego doświadczenia i dodam, ze jest ono bardzo bogate. - Odparłem dość napastliwym tonem. - Na samym początku zetknąłem się z ogłupiającym wpływem waszego wynalazku. - Już nie podawałem za przykład dyrektora, jeszcze zachowałem resztki rozsądku. - Musiałem także znosić okropności, jakie pociąga za sobą Internet, który na siłę nam wszystkim wcisnęliście, a na sam finał zostałem potraktowany wirusem, mam mówić dalej?
- Nie, proszę już nic nie mówić! Jeśli ma pan jakiekolwiek problemy, to proszę zwrócić się do odpowiedniego Departamentu! Tam znajduje się cała baza systemowa, wysyłająca magiczne fale elektromagnetyczne odpowiedzialne za działanie komputerów i Internetu! Żegnam panów!
Wyszedł, zamaszyście machając szatą. Dumbledore także zdecydował się na opuszczenie klasy i sprawiał wrażenie wystraszonego. Pewnie obraza jego nowego przyjaciela była dla niego czymś strasznym. Tak więc zostałem sam. Sam w klasie z wypaloną, kociołkową dziurą w tablicy i komputerem w kartonowym pudle.
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_ly8732TdyJ1qavb8jo1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mahyy0eoqS1qa3emao1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mao119PiKN1qlk7jyo2_500.gif

Edytowane przez Lapa_96 dnia 04-09-2012 07:23
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak- Wyślij prywatną wiadomość
~Annee F
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 24-09-2012 14:03
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Gajowy Hogwartu
Punktów: 984
Ostrzeżeń: 1
Postów: 235
Data rejestracji: 04.12.11
Medale:
Brak

Jak zwykle genialne (nawet niepotrzebnie to chyba piszę, bo raczej każdy już wie jak świetne masz opowiadania Język)
W ogóle sorry, że tak późno przeczytałam, ale dopiero teraz dowiedziałam się o nowym rozdziale (zapłon mam niezły musisz przyznać xD)
,,I pragnę też panu podziękować, że wysłał mi pan zaproszenie na Wizardbooku" Rotfl
__________________
Albus Severus
Pochodzenie imion syna Harry'ego
- Albusie Severusie - powiedział tak cicho, że nie usłyszał tego nikt prócz Ginny, a ona taktownie udała, że macha ręką do Rose, która już wsiadła do wagonu - nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem.


fs1.cyworld.vn/data2/2009/07/17/063/1247818263943244_file.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
~MCMatylda F
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 24-09-2012 14:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Właściciel Pamiętnika
Punktów: 100
Ostrzeżeń: 1
Postów: 100
Data rejestracji: 11.07.12
Medale:
Brak

fajne a nawet super
Wyślij prywatną wiadomość
~SevLily36 F
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 24-09-2012 19:53
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1807
Ostrzeżeń: 1
Postów: 725
Data rejestracji: 19.10.11
Medale:
Brak

Świetne! Myślałam, że się już nie doczekam kolejnej części, a tu proszę ;D Genialne, uśmiałam się xD Jedyna uwaga - rozdziały są trochę za długie. Poza tym super Uśmiech
__________________
www.styleite.com/wp-content/uploads/2014/11/Patti-Smith-gif.gif
www.facebook.com/HelenaBonhamCarterDlaFano Wyślij prywatną wiadomość
~Lapa_96 F
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 27-09-2012 00:54
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik TT
Punktów: 228
Ostrzeżeń: 1
Postów: 101
Data rejestracji: 27.11.10
Medale:
Brak

Rozdział piąty
Departament Cyfryzacji


Wróciłem do gabinetu z dwoma stojaczkami na fiolki z uczniowskimi wywarami (choć właściwie niewiele z nich zasługuje na to szlachetne miano). Postawiłem wszystko na najniższej półce i kątem oka zauważyłem, że drzwi znowu się uchylają. Nie wytrzymam dłużej tych wieśniaków, którym brakuje drzwi w ich oborze!
- Czy te drzwi służą do pukania, czy tylko MNIE tak się wydaje?!
- Ależ przepraszam pana, ja tylko wykonuję swoją pracę - ton tego głosu w żadnym wypadku nie zawierał w sobie ani odrobiny wieśniactwa. Przeciwnie, był całkiem normalny i uprzejmy. Zaskoczyło mnie, czego może chcieć czarodziej w zielonej szacie w charakterze uniformu i z wózeczkiem uderzająco podobnym do mugolskiego wózka na zakupy? - Po prostu myślałem, że trafiłem do magazynku, gdzie miały czekać na mnie rzeczy.
A więc tabliczka "Severus Snape - nauczyciel eliksirów" już nic nie znaczy? Mój gabinet śmiało można utożsamiać z bezładnym magazynem? I o jakich rzeczach on mówi?
- Przepraszam, nie rozumiem pana. - Zamknąłem za sobą drzwiczki składziku.
- Jestem pracownikiem sklepu internetowego Merlin.mag. Dostaliśmy ofertę sprzedaży wszystkich magicznych substancji mieszczących się w tym pomieszczeniu. - Czy ja dobrze słyszę? Chce przywłaszczyć sobie MOJĄ WŁASNOŚĆ?!
- Nie przypominam sobie, bym składał taką ofertę.
- Pańskie nazwisko? - otworzył jakiś mały, czerwony notesik z podobizną Merlina na okładce.
- Snape.
- Nie. Otrzymaliśmy zlecenie od pana nazwiskiem Weasley.
- Weasley?
- Tak. Fred Weasley. Czy to jakiś pański znajomy?
- Nie powiedziałbym tego. - Teraz wszystko stało się jasne.
- Przepraszam pana, ale muszę wypełniać swoje obowiązki. - Wjechał wózkiem pod sam składzik, ale nim zdążyłem stanowczo zaprotestować, drzwi ponownie stanęły otworem.
W progu stał mały, gburowato wyglądający goblin w różowej sukience. Już sam jego wygląd skłaniał mnie do wyrzucenia go na zewnątrz, ale ten wskoczył do środka między moimi nogami i zaskrzeczał przeraźliwie:
- Mam specjalną piosenkę dedykowaną Severusowi Snape'owi od cichego wielbiciela!
- Od kogo?! - To był dal mnie szok. Jak to się stało i dlaczego, tego nie wiem. Czarny pies na nowo hasał w moim mózgu.
- Nie mogę powiedzieć. To ktoś z Internetu.
INTERNETU. Wiedziałem, że nie byłoby tego całego cyrku, gdyby nie Internet! Goblin zaczął przeraźliwie piszczeć i fałszować, pracownik z Merlina przewracał mój składzik. Skrzek, brzęk butelek. Wycie, gruchot metalowych kółeczek od wózka. Jeszcze większy pisk i brzęk tłuczonego szkła. DOSYĆ!
Wypadłem przez drzwi, które były dla mnie jedyną drogą ucieczki. Nie, nie szedłem do Dumbledore'a, od samego początku wiedziałem, że mi nie pomoże. Postanowiłem udać się do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło - do Ministerstwa Magii. Znalazłem się już na parterze, kiedy dobiegł mnie znajomy skrzek, najwyraźniej w charakterze piosenki i zza zakrętu wypadła różowa sukienka. Biegłem, to małe coś także. W żaden możliwy sposób nie mogłem go zgubić, ale w końcu w akcie desperacji wpadłem do sowiarni.
Wieża przeznaczona wyłącznie dla sów była trochę inna niż uprzednio - na każdym możliwym miejscu siedziała sowa ze spuszczonym łebkiem. Dopiero teraz zauważyłem, jak dużo jest szkolnych sów. Żadna z nich nie wykazywała choćby cienia zadowolenia. Rzeczywiście, jak miałyby być szczęśliwe, skoro nikt już o nich nie pamięta i muszą siedzieć w ścisku? Wszystkim wystarczy tylko ten przeklęty Internet! Nieoczekiwanie jedna mała sówka wylądowała tuż przede mną, na podłodze wyłożonej słomą i zaczęła kręcić główką, jakby w oczekiwaniu na otrzymanie listu. Podleciała druga. I trzecia. Czwarta. Po wieży rozniósł się zgodny odgłos pohukiwania i wszystkie wzbiły się w powietrze lecąc ku mnie. Miarowe pohukiwanie przerodziło się w coś podobnego do przerażającej pieśni. Szybko zacząłem szarpać klamkę, która znalazła sobie najlepszy moment, żeby się zaciąć, a tymczasem sowia chmura była coraz bliżej. Udało się. W ostatniej chwili wydostałem się na korytarz by stanąć twarzą w twarz ze śpiewającym goblinem. Niewiele myśląc, złapałem go za fraki i wrzuciłem do gotującej się sowiarni. Pełen satysfakcji opuściłem teren szkoły i teleportowałem się bezpośrednio do atrium Ministerstwa.

Musiałem się raptownie schylić, żeby nie dostać nadlatującym zaklęciem. W następnej chwili tuż obok mnie przebiegł dosyć nawiedzony mężczyzna (o czym świadczyły jego dzikie ryki), który rzucił czymś małym i płonącym w grupkę czarodziejów z grupy porządkowej. Natychmiast uskoczyli przed szybującym pociskiem, który okazał się być najprawdziwszą bombą.
- BĘDZIE TEGO! BĘDZIE TEGO! - wrzeszczeli protestujący, machając transparentami, tabliczkami, a nawet różdżkami.
Udało mi się przedrzeć do windy, uważając na klątwy miotane na prawo i lewo i nie doznać większego uszczerbku na zdrowiu. Okolicznością sprzyjającą okazała się pustka, ziejąca zza rozsuwających się krat. Przycisnąłem złotą siódemkę i bez żadnego przystanku dotarłem do miejsca przeznaczenia.
- Siódme piętro, Departament Cyfryzacji i Dział Techniczny.
Korytarzyk był długi i wąski, ale za to bardzo jasno oświetlony. Liczne drzwi były zaopatrzone w szyby, dzięki czemu można było bez przeszkód dowiedzieć się, co jest w środku. Widać Departament składał się głównie z gabinetów, które nie mogły się obyć bez komputerów. Na końcu korytarza znalazłem drzwi z dużą tabliczką: Minister do spraw cyfryzacji - Andrew Newman. Właśnie miałem nacisnąć klamkę, kiedy ktoś zwrócił mi głośno uwagę:
- Był pan umówiony, proszę pana?
Dopiero teraz zauważyłem, że znajduję się w swego rodzaju poczekalni z sześcioma krzesłami i jednym biurkiem, za którym siedział przysadzisty czarodziej.
- Ja... To znaczy...
- Rozumiem, że nie. W takim razie proszę być tak uprzejmym i wyjść.
- Muszę porozmawiać z ministrem. To pilne.
- O co konkretnie chodzi? Mogę mu przekazać.
- Wolę to załatwić osobiście.
- Przykro mi, ale to niemożliwe.
- Jak to jest niemożliwe? Chcę tylko porozmawiać, czy to tak wiele?
- Proszę się uspokoić...
- JAK MAM BYĆ SPOKOJNY SKORO...
- OCHRONA, ZABIERZCIE GO!
Wkroczyło dwóch mężczyzn, ale ja znalazłem się już za prawym zakrętem , gdzie korytarz stał się wyjątkowo obskurny i do złudzenia przypominał ściany magazynu. Szybko znalazłem kryjówkę w komórce na miotły i schowałem się w samą porę nim usłyszałem grube basowe głosy:
- Nie ma go. Może poszedł głównego reaktora? - Reaktora? Czyżby to było to, o czym wspomniał Argee? Baza systemowa wysyłająca fale elektromagnetyczne? Na to wygląda. Przysłuchiwałem się uważnie, aby nie uronić najmniejszej wskazówki dotyczącej lokacji reaktora.
- Dobra, sprawdź reaktor, a ja zobaczę, czy nie wrócił.
- Pewnie to jeden z tych na dole. Wiesz, obrońców sów.
- No pewnie!
Przez dziurkę od klucza zobaczyłem, jak mężczyźni się rozdzielają - jeden poszedł w kierunku, skąd przyszedłem, a drugi w przeciwnym. Kiedy tylko kroki ucichły, wyszedłem z kryjówki i ruszyłem w lewo za drugim funkcjonariuszem. Robiło się tu coraz ciemniej, jedna lampa rzucająca mdłe, białe światło migała co chwilę. Błądziłem w ciemnościach, aż dotarłem do ślepego zaułka. Niech to szlag, gdzie mógł pójść? Jakby w odpowiedzi otworzyły się koło mnie najbliższe drzwi, o których nie miałem zielonego pojęcia.
- STA...! - Urwał, bo w ostatniej chwili dobyłem różdżki. Czy nie wspominałem już o moim nieprzeciętnym refleksie idącym w parze z powalającą inteligencją?
Jak na tacy miałem podane wejście do reaktora, więc nie czekając, aż zostanę nakryty przez kolejnego członka ochrony, wszedłem do środka. Bezwładne ciało ogłuszonego czarodzieja wtaszczyłem ze sobą: musiałem zatrzeć ślady.
Kolejne pomieszczenie z jedną dyndającą na kabelku, żałosną żaróweczką. Rozchybotane światło ukazywało maszynę z pięcioma ekranikami. Każdy z nich wyświetlał co innego. Na jednym widniały tylko białe litery w charakterze szyfru, na drugim - coś podobnego, na trzecim - okno przeglądarki Niuchacz, na czwartym - wygaszacz z bąbelków, a na piątym - chybocząca się linia podobna do tej, która obrazuje w szpitalu akcję serca pacjenta. Ponadto na górze urządzenia znalazłem mnóstwo antenek i talerzy satelitarnych. Teraz, gdy tu dotarłem, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wiem co teraz zrobić. Już ogarniała mnie czarna rozpacz, kiedy przypomniałem sobie trzy linijki z mądrości Argee'iego - "Totalne" są całkowicie nie do pokonania(...)Zaś najczęściej atakują CAŁY system doszczętnie go rujnując i usuwając. Tracimy tym samym wszystkie dane i nie da się już ich odzyskać. Hmm... Broń totalnej zagłady? To coś, czego mi teraz trzeba. Wystarczy po prostu robić wszystko, czego zakazali - czyli wchodzić na podejrzane strony. Znalazłem pięć klawiatur, z których każda była zapewne połączona z odpowiednim monitorem. Niemal bez zastanowienia wpisałem w okienko Niuchacza: Ain Eingarp nazwę hakerskiej strony. Witryna okazała się być lustrem, które pokazywało to, czego pragnie się najbardziej, w tym przypadku różne multimedialne bestsellery. A więc jak złapać tego wirusa? Siedzę na zakażonej stronie i jak dotąd nic, dlaczego? Spróbowałem kliknąć na jeden z Najbardziej rozchwytywanych plików, w wyniku czego rozwinął mi się dymek z nazwą owej rzeczy (której nazwy nie sposób wymówić) i dwoma komentarzami:

Adellie: WIRUS!!
Mark: Wirus, nie ściągać! Na gacie Merlina, rozwaliło mi cały komputer!

Cały? Zatarłem ręce i pełen satysfakcji kliknąłem na przycisk Pobierz.
Pobrano plików: 1. Na pulpicie pokazała się ikonka pliku muzycznego. Kliknąłem na nią dwa razy, by uruchomić nagranie (choć nie cierpiałem tego diabelskiego wynalazku, pamiętałem jak się nim posługiwać).
Dźwięki muzyki nie rozbrzmiały. Zapewne z racji, że nie było tu głośników, ale nie to było teraz ważne. Istotne było to, że nagle ekran zamigał niebezpiecznie i maszyna wydała z siebie tępy zgrzyt. Jednak prócz tego, nic zadziwiającego się nie stało, więc postanowiłem troszeczkę pomóc wirusowi. Zabrałem się za chaotyczne wciskanie przycisków na klawiaturze - robiłem wszystko, dosłownie WSZYSTKO, żeby to zakończyć i ukarać to ustrojstwo za wszystkie wyrządzone mi krzywdy! Na ekranikach pojawił się czerwony napis Critical Error i rozległ się donośny wrzask syreny alarmowej, a z maszyny poszedł snop iskier. I dokładnie o to chodzi! Jestem genialny!
- Stan krytyczny - oświadczył mechaniczny głos. - Autodestrukcja za - dziesięć... dziewięć...
Upsss... Czegoś TAKIEGO nie przewidziałem! Wybiegłem na ciemny korytarz i pędziłem po omacku w stronę światła. Osiem... Wróciłem do poczekalni przed biurem ministra, gdzie gruby sekretarz zbierał pospiesznie swoje rzeczy... Siedem... W jasnym korytarzu prowadzącym do windy zaczęły otwierać się setki drzwi, z których wychodzili ogarnięci paniką pracownicy... Sześć... Ledwo dopchałem się do windy... Pięć... Cztery... Zostałem przyduszony do ściany i czułem dygoczącą podłogę. Trzy... Dwa... Jako pierwszy wypadłem z windy do atrium, gdzie zamieszki trwały w najlepsze... Jeden... Napierający tłum przewrócił mnie na kamienną podłogę...
Potężna eksplozja powiadomiła wszystkich o zakończeniu odliczania. Na wysokiej ścianie atrium rozjarzył się wielki rozbłysk, a zaraz po nim rozległ się potężny wybuch. Manifestanci zapomnieli o swoim zadaniu i porzuciwszy transparenty rzucili się do ucieczki. Kawałki marmurowej ściany spadały z głuchym gruchotem na ziemię, a niektóre wpadały do wielkiej fontanny niszcząc jej fragmenty. Nie ruszałem się z miejsca. Odważyłem się poruszyć dopiero wtedy, gdy wokół panowała głucha cisza. Podniosłem się na klęczki i nagle tuż przede mną wylądowała obudowa jednego z monitorów. Mimo uczucia galaretowatych nóg, czułem się bardzo z siebie zadowolony. Jeśli ktoś kiedykolwiek pomyślał, że zdoła mnie pokonać tak prymitywna, bezrozumna istota, to zaiste bardzo się mylił.
- Hej, TY! - Spotkany wcześniej gruby sekretarz celował teraz we mnie oskarżycielsko palcem. - To przez...
- Obliviate!
Jak już mówiłem, zacieram WSZYSTKIE ślady.


Epilog

Wielka Sala, złociste tosty i smakowity twarożek ze szczypiorkiem. Wyśmienite, wtorkowe śniadanie. Uczniowie byli w pełni pochłonięci swoim jedzeniem i rozmową z sąsiadami, a nie jak to miało do niedawna miejsce - komputerami. Przez otwarte okna wleciała sowia poczta, obwieszczająca swoje przybycie radosnym hukaniem. Nic teraz nie mogło zmącić mojego dobrego humoru, nawet to, że jeden z ptaków wylądował na stole nauczycielskim, przewracając mój puchar. Wetknąłem trzy knuty do woreczka sowy, na co wydała pełen zadowolenia odgłos i wypuściwszy Proroka z dzioba, odleciała. Gdy przełknąłem kawałek tosta zmieszanego z twarożkiem, rozwinąłem gazetę i na pierwszej stronie zauważyłem zdjęcie czarodzieja wyrzucającego sprzęt komputerowy na stertę złomu. Do tej fotografii dołączony był artykuł:

Koniec Departamentu Cyfryzacji

Wczoraj, w godzinach między 15.00 a 16.00, manifestacje niezadowolonych obywateli osiągnęły swój punkt kulminacyjny. Mianowicie - w Departamencie Cyfryzacji doszło do potężnej eksplozji, która doszczętnie zniszczyła główny ośrodek komputeryzacji świata magicznego. "Najsensowniejszym wytłumaczeniem tej sytuacji jest to, że do departamentu wkradły się osoby trzecie, co przyszło im z łatwością, biorąc pod uwagę zamieszanie panujące w atrium.(...) Nie, nie znamy tożsamości sprawcy, ale mamy dowód na to, że ktoś tam był i uszkodził system.(...) O szczegóły proszę pytać pana Woolera, sekretarza pana Newmana" mówi Minister Magii, Korneliusz Knot. Niestety pan Wooler nie był w stanie dokładnie opisać nam osoby, która starała wedrzeć się do biura ministra. Przekazał nam jedynie nieistotny szczegół: intruz miał na sobie czarną szatę. Znaleziono także jednego ogłuszonego ochroniarza, leżącego tuż przy kracie windy. Na szczęście nic mu się nie stało - ma jedynie parę siniaków (po upadku od zaklęcia oszałamiającego, jakim potraktował go nasz tajemniczy napastnik).
Pan Andrew Newman próbował porozumieć się z panem Arturem Weasleyem w sprawie odbudowy głównego reaktora, który wprawiał wszystkie maszyny w ruch, ale Weasley odmówił. Nie udzielił jak dotąd żadnego wywiadu, więc nie wiemy co teraz planuje.
Wszystkie urządzenia elektroniczne zostały usunięte ze szkół i miejsc pracy. Część z nich oddano w ręce mugoli, ale większą część oddano na złom. Departament Cyfryzacji został usunięty z siódmego piętra Ministerstwa Magii i trwają rozmowy odnośnie zagospodarowania tego piętra.

Moim skromnym zdaniem lepiej byłoby dodać do tytułu - ŻAŁOSNY koniec Departamentu Cyfryzacji, ale i tak byłem nieziemsko szczęśliwy, że nic podobnego mnie już nie spotka. Chwile spędzone przed komputerowym ekranem wydawały mi się teraz tylko koszmarnym snem, który definitywnie się zakończył.
Odłożyłem gazetę i dokończyłem tosta. Mimowolnie spojrzałem na Dumbledorer17;a. Z początku zdawał się być niewyobrażalnie wzburzony, że jego komputer wyłączył mu się akurat wtedy, kiedy tak niewiele dzieliło go od pobicia rekordu w najgłupszej grze świata. Teraz jednak wrócił do swego pierwotnego nałogu - dropsów. Jedyną pozytywną stroną tego ich całego unowocześnienia była właśnie wolność od tych przeklętych cukierków.
- Może dropsa, Severusie?
- Nie, dziękuję - uniosłem swój przepyszny twarożek.
- Może ty, Minerwo? - spróbował swojej sztuczki z McGonnagall. Nie spodziewał się jednak, że jest tak samo sceptycznie nastawiona do jego słodyczy, jak ja.
- Nie, wybacz Albusie.
Z pełnym brzuchem wróciłem do swojego gabinetu. Minąłem Irytka, który nadal wyśpiewywał swoją piosenkę ze mną w roli głównej, ale już nie trzymał w objęciach sterty myszek komputerowych. Loch był pusty, bo wszyscy jedli jeszcze śniadanie. Pusty, cichy i spokojny - nareszcie!
Otworzyłem drzwi mojego gabinetu i zacząłem się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie pomyliłem drzwi. Jednak tabliczka z moim nazwiskiem nie pozostawiała wątpliwości. Mój gabinet wyglądał jednak... co najmniej dziwnie. Dziwnie pierzasto. Na każdym calu powierzchni siedziały różnokolorowe sowy, które widać bardzo mnie polubiły. Dobrze, nie mam im tego za złe, ale czy ja chcę aż tak wiele? Chcę po prostu spokoju. Świętego spokoju, a nie zapaskudzonego gabinetu.
__________________
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_ly8732TdyJ1qavb8jo1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mahyy0eoqS1qa3emao1_500.gif
i242.photobucket.com/albums/ff163/Madzior87/tumblr_mao119PiKN1qlk7jyo2_500.gif

Edytowane przez Lapa_96 dnia 27-09-2012 00:59
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak- Wyślij prywatną wiadomość
~Martita F
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 27-09-2012 10:53
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1562
Ostrzeżeń: 0
Postów: 881
Data rejestracji: 27.01.12
Medale:
Brak

Super pomysł z tymi komputerami w HogwarcieOczko Bardzo mi się podoba Twój FFRozbawiony Oby tak dalej!
__________________
POZDRAWIAM CIĘ drogi Gościu!!!!Rozbawiony
Jeśli masz do mnie jakieś pytania to zapraszam: http://hogsmeade....ad_id=8161

pu.i.wp.pl/k,NzQ0NTMyMTMsNDg4NzkyMTg=,f,957095_Lordek_Voldemortek_big.jpg

bi.kotek.pl/bloxlite/f640x640/38/87/684b1f3799.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 93% [14 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 7% [1 głos]
Zadowalający Zadowalający 0% [Brak oceny]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT