Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 295
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Listy niczyje (LV)
Drukuj temat · [NZ] Listy niczyje (LV)
~sborna F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 07-04-2012 14:12
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Skrzat domowy
Punktów: 15
Ostrzeżeń: 0
Postów: 3
Data rejestracji: 07.04.12
Medale:
Brak

Opowiadanie o córce Voldemorta. Ten jeden rozdział opublikowałam też na blogu, ale jako, że nie otrzymałam żadnej opinii o nim, a nie chcę w kolejnych częściach powielać tych samych błędów, to wstawiam również tu. Ach, no i jeden fragment można uznać za nieco drastyczny, ale chyba nie na tyle, żeby kogoś mógł ruszyć. Tak mi się przynajmniej wydaje.


Prolog

Najdroższy Adamie,
Gdzie jesteś? Piszę do Ciebie już trzeci raz. Bez odzewu.
Minął już tydzień, a ja wciąż nie mogę się obudzić. Bo to sen, nie martw się. Mimo wszystko cały czas czekam na odpowiedź. Gdy się już skończy - nie odpiszesz. Nie będziesz musiał. Gdy się skończy... jeśli się skończy. Ale musi, prawda? Napisz mi, że musi. Wtedy będę choć trochę bardziej spokojna.
Piszą o Tobie w gazetach, widziałeś? Kłamią, nie przejmuj się. Nie robią tego świadomie. Sądzą, że tak właśnie było, a ja nie chcę ich wyprowadzać z błędu. Jeszcze nie teraz. Zresztą, kto by mi uwierzył? Kiedyś przyjdzie taki czas, że poznają całą prawdę. I po raz kolejny się o Tobie rozpiszą. Ale przecież ja się już wtedy obudzę. Znowu będzie jak dawniej.
Uważasz, że jestem nachalna? Mam nadzieję, że nie. Cały czas myślę o Tobie. O nas. Pamiętasz jak mówiłeś o naszej wspólnej przyszłości? Za rok będę już pełnoletnia i będziemy mogli razem zamieszkać. Nie mogę się doczekać. Ale teraz muszę się obudzić. Na razie nic jeszcze nie jadłam, jakoś nie mogę. Ani razu nie zeszłam na dół. Wyobrażasz sobie? Cały tydzień w pokoju... i tak nikogo to nie obchodzi.
Widzisz, zaczęły się wakacje, a ja muszę spać. Zamiast spędzać z Tobą czas. Jakbyś odpisał byłoby mi łatwiej, wiesz? Myślę, że w końcu to zrobisz.
Teraz muszę kończyć, ale proszę, pamiętaj, że Cię kocham.
Na zawsze Twoja,
Narcize.



1. "Koszmary"

"I gdybyś tylko zechciał wrócić, w jednej chwili zapomniałabym o wszystkich urazach, które do ciebie kryję. Liczyłoby się już tylko ciepło bijące od twego ciała. Ciepło, które dawało mi chęć do otwierania oczu i stawania na przeciw wszystkim przeciwnością. Wiedziałeś o tym. Wiedziałeś, że tylko ty trzymasz mnie przy życiu. Wiedziałeś, a mimo to mnie opuściłeś. Wróć. Wróć do mnie.

Narcize."




Młoda szatynka jeszcze raz przeczytała list, wierzchem dłoni ocierając wilgotne od łez policzki. Mimo, że minęły już prawie dwa miesiące, ona wciąż nie potrafiła pogodzić się ze stratą.

- Nigdy nie będę w stanie tak bardzo pokochać kogoś innego - szepnęła, odkładając pergamin na stertę innych, zapisanych wieloma bolesnymi słowami. Żadnego z listów prawdopodobnie nigdy nie wyśle. Nigdy nie będzie też do nich wracać, ale mimo wszystko trzyma je, żeby stale przypominały jej, że wciąż jest człowiekiem, a nie wydmuszką pozbawioną uczuć. Że kocha i nienawidzi, mimo, że o wiele łatwiej byłoby wszystko stłumić. Będzie walczyć póki będzie miała siłę.

Zacisnęła powieki, a przed oczami po raz kolejny stanął jej obraz tamtego wieczoru. Wiedziała, że po powrocie do domu czeka ją kara. Że po raz kolejny poczuje ten niewyobrażalny ból, który zostawia po sobie zaklęcie cruciatus. Właśnie dlatego tak bardzo nie cierpiała wakacji. Jej ojciec nigdy nie miał prawdziwego domu, za którym mógłby tęsknić przez dziesięć miesięcy szkoły i dołożył wszelkich starań, żeby i jego córka nie zaznała tego szczęścia. Kiedy ostatniego dnia czerwca, szesnastolatka przekroczyła próg starej posiadłości, a drzwi zaskrzypiały za nią przeraźliwie, zacisnęła tylko zęby i powoli skierowała swe kroki do jednego z największych pomieszczeń, w którym zwykł przesiadywać jej ojciec. Wolała mieć to już za sobą, a przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie uniknie kary za sprzeciwienie się jego woli. Czarny Pan nie wybacza.

Stanęła w wejściu do salonu, który mimo trzaskającego w kominku ognia, wręcz raził swoim chłodem. Ciemne ściany i marmurowe podłogi przywodziły na myśl zapuszczone lochy. Niemal zupełny brak mebli sprawiał, że wzrok od razu padał na drewniany fotel z bordowym obiciem, doskonale imitujący tron pradawnego władcy. Patrzący nie zatrzymałby się jednak na podziwianiu tego misternie rzeźbionego siedzenia, ponieważ to postać odpoczywająca na nim skupiała całą uwagę. Blady mężczyzna, o twarzy przywodzącej na myśl węża, z czerwonymi oczami, wpatrzonymi w ciemność za oknem. Poły jego szaty spływały na ziemię, a rękawy odsłaniały jedynie dłonie, z długimi, bladymi palcami. Człowiek, czy raczej istota, zdawał się być oazą spokoju, ale coś jednak nie pozwalało oprzeć się wrażeniu, że jest to tylko cisza przed burzą. Że w każdej chwili drapieżnik może zaatakować, nie dając szans na przeżycie.

- Jak miło, że w końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością. Wprost nie mogliśmy się doczekać - przemówił mężczyzna zimnym, wysokim głosem. Nie spojrzał nawet na swoją córkę, wykrzywił za to usta w drwiącym uśmiechu.

- My? - zapytała niepewnie dziewczyna, robiąc kilka kroków do przodu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nie dostrzegła nikogo poza swoim ojcem. - Co, zaprosiłeś swoich śmierciożerców? Czyżbyś sam nie potrafił poradzić sobie z własnym dzieckiem? - zapytała, jak zwykle zbyt butnie. Kiedy tylko dokończyła zdanie, poczuła, że nie może złapać oddechu. Otworzyła usta, próbując zaczerpnąć powietrza, niczym ryba wyjęta zwody. Voldemort podniósł się ze swojego tronu i wolnym krokiem podszedł do dziewczyny, która teraz niemal miotała się po ziemi, wciąż bezskutecznie starając się oddychać.

- Przez tyle lat nie zdołałaś nauczyć się szacunku... - westchnął Czarny Pan, patrząc beznamiętnie na bezradną szatynkę. Machnął niedbale ręką, a ona wreszcie z głośnym świstem odetchnęła, dysząc teraz jak po przebiegnięciu dłuższego dystansu. Nadal nie podnosiła się jednak z ziemi. Voldemort jak gdyby nigdy nic zaczął przechadzać się po pokoju.

- Widzisz, Narcize, wciąż nie potrafisz okazać mi wdzięczności za to wszystko co dla ciebie robię... że daję ci jeść, wychowuję cię... - wskazał na nią ręką, jak gdyby pokazywał, że jedną z lekcji wychowania odbyła przed chwilą. -...pozwalam ci się uczyć, a nawet zawierać przyjaźnie ze zdrajcami krwi. A ty nadal nie dajesz mi nic w zamian... żadnego podziękowania. Dlaczego? Dlaczego nie potrafisz docenić tego, że pozwalam ci oddychać? - spojrzał na nią, niemalże ze smutkiem, choć tak naprawdę jego oczy pozostały takie jak zawsze. Wyprane z wszelkich uczuć, podobnie zresztą jak głos - nieznośnie spokojny, zimny i mimo, że bardzo cichy, bez trudu można było usłyszeć każde słowo. Dziewczyna wciąż siedziała na podłodze, choć udało jej się już uspokoić. Wpatrywała się w swojego ojca z największą nienawiścią, jaką jest w stanie wydobyć z siebie człowiek, ale nie odezwała się ani słowem. Nikt zresztą tego od niej nie oczekiwał. Voldemort jak gdyby nigdy nic kontynuował swój monolog:

- W zamian za całą tę... dobroć jaką ci daję oczekuję jedynie, że będziesz wykonywać moje prośby, czy to naprawdę tak wiele? Czy otrucie Pottera jest aż tak trudne? Miałaś tak wiele okazji... tak wiele okazji, żeby mi pomóc. -westchnął ciężko i dopiero teraz wyciągnął różdżkę. - Nie zrobiłaś tego, ale nie martw się... - powiedział spokojnie, niemal się uśmiechając. - ...nie zabiję cię. - Jego głos cały czas był jakby znudzony. Cała ta rozmowa była prowadzona w tak miłej atmosferze, że Narcize była pewna, że gdzieś tu jest drugie dno. Nie miała tylko pojęcia do czego dąży jej ojciec.

Voldemort skierował różdżkę na szesnastolatkę, która w tym momencie zacisnęła powieki i pięści, czekając na napływającą falę bólu. Na próżno jednak.

-Petryfikus Totalus

Młoda dziewczyna zdążyła tylko otworzyć oczy w wyrazie głębokiego zaskoczenia i padła na podłogę. Za chwilę poczuła, że lewituje i zaklęciem została postawiona do pionu. I tak stała bez ruchu, ze zdziwieniem malującym się na twarzy.

- A teraz czas na gwóźdź programu. Specjalnie dla ciebie zaprosiłem dziś wyjątkowego gościa. Nie chciał się jednak stawić na moje wezwanie, toteż posłałem po niego gońca. Historia jak z bajki, a wszystko to dla ciebie. - Voldemort machnął różdżką na drzwi, prowadzące do lochów, a te w momencie się otworzyły.

- Na dowód miłości do mojego jedynego dziecka - niemal się uśmiechnął, choć wzrok pozostawał pusty i nie zdradzający żadnych uczuć. Szesnastolatka nie mogła nic powiedzieć, ani choćby się poruszyć, więc stała, i nie mrugając patrzyła na swojego ojca. Nie miała pojęcia o czym mówi i kim może być ów zaproszony gość, ale nie podejrzewała niczego dobrego. Z podziemi dobiegał jakiś stukot, który tylko potęgował niepokój dziewczyny. Dziwny dźwięk nasilał się z każdą chwilą, jakby przedmiot, który je wydawał przybliżał się, i rzeczywiście po paru chwilach do pokoju wtoczyła się jakaś postać. Choć może bardziej pasowałoby określenie "została wtoczona" - jakby przyciągnięta niewidzialną liną. Tą postacią był młody mężczyzna w ciemnej szacie, być może przystojny, choć w tej chwili pokiereszowany na całej twarzy, co utrudniało realną ocenę. Narcize bez trudu poznała jednak dwudziestoletniego chłopaka i w jednej chwili zapragnęła do niego podbiec, jednakże zaklęcie wciąż uniemożliwiało jakikolwiek ruch. Jej źrenice powiększyły się, niemal zupełnie zakrywając tęczówkę.Próbowała się jakoś wyrwać, ale wiedziała, że to bezcelowe. Serce zaczęło tłuc się o żebra, a oddech przyspieszył.

Nie powinno go tu być. Przecież robiłam wszystko,żeby ojciec nigdy się o nas nie dowiedział...

- Nie miałaś okazji przedstawić mi swojego kolegi. Przecież wiesz, że chętnie poznam twoich przyjaciół - drwiący uśmiech pojawił się na twarzy Czarnego Pana. - Czas go obudzić, nieprawdaż? - zapytał i skierował różdżkę na mężczyznę, niewerbalnie rzucając zaklęcie. Ten powoli otworzył oczy, a na jego twarzy momentalnie wymalował się wielki ból. Kiedy już oprzytomniał, z wielkim trudem podparł się na łokciu i rozejrzał po pomieszczeniu. Kiedy tylko dostrzegł stojącą bez ruchu dziewczynę, od razu spróbował wstać.

- Narc! Co się dzieje, co ty tutaj robisz? - spytał szybko, będąc chyba w zbyt dużym szoku, żeby zarejestrować obecność jeszcze jednej osoby. Voldemort jednak nie przywykł do ignorowania, więc szybko postanowił dać o sobie znać. Machnął ręką, niby od niechcenia, a młody brunet wygiął się, jakby ktoś mu łamał kości. Z jego ust wydarł się niewyobrażalny krzyk, a dziewczyna po raz kolejny zapragnęła wyrwać się spod działania zaklęcia i czym prędzej podbiec do chłopaka.

-Uwielbiam takie spotkania - wysyczał Riddle i jeszcze raz użył różdżki. - Crucio - powiedział cicho, a salę momentalnie wypełnił krzyk bólu. Chłopak z powrotem upadł na podłogę i wydawało się, że teraz każda kończyna żyje niezależnie od całego ciała, wykrzywiając się jak plastikowa butelka wrzucona do ogniska. Narcize nie mogła nic zrobić. Łzy ciurkiem płynęły po jej policzkach. Chciała coś powiedzieć. Chciała błagać ojca, żeby zostawił jedynego człowieka za którego oddałaby życie. Wolała cierpieć zamiast niego, ale nie mogła nic zrobić. Nie mogła nawet zamknąć oczu.

- No, tyle chyba wystarczy - powiedział cicho Voldemort i cofnął zaklęcie. - Mam nadzieję, córeczko, że to cię czegoś nauczy -wysyczał, a po chwili uniósł nieznacznie kąciki ust. Dziewczyna miała nadzieję, że to już koniec, że wreszcie będzie mogła podbiec do swojego ukochanego, ale wtedy usłyszała zdanie, przez które wpadła w wewnętrzną histerię.

- Nagini, obiad - wysyczane w języku węży, doskonale przecież znanym młodej szatynce. Zobaczyła pełznącego gigantycznego pytona, zbliżającego się do chłopaka. Ten spojrzał tylko na swoją dziewczynę z rosnącym przerażeniem.

- Narcize, o co chodzi? Co tu jest grane? - wydusił. Chyba był za bardzo zszokowany i przestraszony, żeby dostatecznie przejąć się tym, że największy czarnoksiężnik świata właśnie zwrócił się do jego dziewczyny per "córeczko". - To jakaś iluzja? Nowe zaklęcie? Uspokój się! - wyrzucał z siebie słowa, cofając się w miarę możliwości i swojego osłabionego organizmu.

Nagni, nie! Zostaw go! NIE RUSZAJ, BŁAGAM!

Wąż jednak nie słyszał, albo po postu nie słuchał jej rozpaczliwego wołania. Rzucił się na chłopaka, wbijając w niego kły i kąsając raz po raz. Jego przeraźliwy krzyk ponownie wypełnił całe pomieszczenie, a możliwe, że i resztę wielkiego domu. A Narcize dalej nie mogła nic zrobić. Musiała patrzeć na śmierć człowieka, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Jego krew obryzgiwała kamienne płyty podłogi i ścianę. Czarny Pan przez jakiś czas przyglądał się temu niezbyt przyjemnemu obrazkowi, ale po jakimś czasie obrócił się na pięcie i odszedł bez słowa, zostawiając swoją córkę z najbardziej makabryczną sytuacją, jaką mogła sobie wyobrazić. Chłopak od dłuższego czasu leżał na podłodze i dziewczyna przestała się już łudzić, że uda się go jeszcze uratować. Mimo, że zaklęcie osłabło już na tyle, że mogła zamknąć oczy, nie próbowała już reagować. Gdyby można było utopić się we własnych łzach, już by nie żyła. W końcu czar przestał działać i Narcize podbiegła do węża, który dalej kąsał zmasakrowane ciało.

- NAGINI, ODEJDŹ! - miała ochotę zabić węża, ale przecież wiedziała, że to nie on jest winny temu co się stało. Padła na kolana i złapała chłopaka za przód szaty. Niewiele osób byłoby w stanie patrzeć na tak poranione ciało. Narcize klęczała w jego krwi, łkając rozpaczliwie.

- Nie zostawiaj mnie - powiedziała błagalnym tonem. - Proszę cię, nie odchodź ode mnie, proszę cię, proszęr30; - mówiła bezgłośnie, kładąc głowę na poranionej klatce piersiowej chłopaka. Zamknęła oczy, wtulając się w truchło najważniejszej osoby w jej życiu. W chwili w której umarł, umarła też jakaś część jej.

Nigdy już nie będzie tak samo...

Otworzyła oczy, ale nie siedziała już w kałuży krwi. Z powrotem była w swoim pokoju, dzień przed powrotem do Hogwartu. Wzięła pióro i kolejny czysty pergamin i zaczęła pisać:

"Wróć i już nigdy więcej mnie nie opuszczaj. Bo życie bez ciebie nie istnieje. Nie chcę, by istniało."
Edytowane przez sborna dnia 17-06-2012 13:26
http://listy-niczyje.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
~Evans558 F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 07-04-2012 16:13
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1246
Ostrzeżeń: 0
Postów: 286
Data rejestracji: 28.12.11
Medale:
Brak

Uff, wreszcie coś, co da się czytać, po wczorajszym "dowcipie".
Temat dość popularny - FF o dzieciach Voldemorta krąży po Internecie mnóstwo, - ale to mnie nawet wciągnęło. Nie robisz zbyt wielu błędów, dzięki czemu łatwiej się czyta. Wyłapałam tylko jedną erkę, ale to nic. Zawsze mogło być ich więcej. Teraz błędy.

Mimo, że

Mimo że, jako że <-- nie oddziela się pierwszego członu od "że" przecinkiem. Taki wyjątek.
cruciatus

Z dużej. Nazwy zaklęć, podobnie jak i ich formułki, piszemy z dużej.
Stanęła w wejściu do salonu, który mimo trzaskającego w kominku ognia, wręcz raził swoim chłodem.

Stanęła w wejściu do salonu, z którego mimo ognia płonącego w kominku bił chłód. Alternatywna wersja zdania. Tamte "wręcz raził swoim chłodem" nie bardzo mi pasuje.
Blady mężczyzna, o twarzy przywodzącej na myśl węża, z czerwonymi oczami, wpatrzonymi w ciemność za oknem.

(...) wpatrywał się w ciemność za oknem.
(...) pomóc. -_westchnął (...)

Brak spacji.
-_Petryfikus Totalus

To zaklęcie pisze się przez i. I dobrze by było, gdybyś formułki zaklęć pisała skośką.
nauczy -_wysyczał

Ponownie spacja.
Nagni, nie! Zostaw go! NIE RUSZAJ, BŁAGAM!

Wąż jednak nie słyszał, albo po postu nie słuchał jej rozpaczliwego wołania.

Dziewczyna była spetryfikowana, jak wąż miał ją usłyszeć?
proszęr30;

No i jest ta era, o której wspomniałam wcześniej.

Z błędów tyle - nic więcej nie wyłapałam. Ale z chęcią przeczytam następną część.
__________________
Od cnoty Gryfonów,
Kretynizmu Puchonów,
i wiedzy o własnej wszechwiedzy Krukonów
STRZEŻ NAS SLYTHERINIE!


25.media.tumblr.com/tumblr_luqargTJzo1r1gjf0o6_250.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~Laufey F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 07-04-2012 16:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Portret w gabinecie dyrektora
Punktów: 5205
Ostrzeżeń: 0
Postów: 677
Data rejestracji: 15.05.10
Medale:
Brak

Naprawdę niezłe FF, o wiele lepsze (jeśli w ogóle istnieje w tej sprawie skala porównania) do tego wczorajszego wybryku, o którym wspomniała moja poprzedniczka. Całkiem przyjemnie się czyta, dobierasz dobre słowa i łączysz je w składne zdania, co jest wielkim plusem. Do stylu nie mogę się przyczepić, błędy już wytknięte, mogę jedynie dodać, aby poprawić jeszcze to:
sborna napisał/a:
Ciepło, które dawało mi chęć do otwierania oczu i stawania na przeciw wszystkim przeciwnością.

Przeciwnościom.
Tematyka trochę oklepana, ale się zobaczy, w jaki sposób pociągniesz to dalej. Na razie jest całkiem, całkiem. Czekam na następny rozdział, pozdrawiam.
__________________
i47.tinypic.com/2quj72s.gif
Wyślij prywatną wiadomość
~Alex Verie F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 14-04-2012 14:37
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Redaktor Proroka
Punktów: 1012
Ostrzeżeń: 0
Postów: 212
Data rejestracji: 25.08.11
Medale:
Brak

Błędów wytykać nie będę, zrobili to inni.
Nie przepadam za tak "nierealnymi" FF, ale to bardzo mi się podobało. Uwielbiam taki styl pisania! Naprawdę świetne.
Życzę weny i czekam na dalsze części.
__________________
"Wielkość wzbudza zawiść, zawiść rodzi złość, złość sprzyja kłamstwom." - Tom Marvolo Riddle


"Out of the silence planet..." - Iron Maiden
Wyślij prywatną wiadomość
~Luna Pomyluna F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 14-04-2012 14:47
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Więzień Azkabanu
Punktów: -66
Ostrzeżeń: 4
Postów: 48
Data rejestracji: 01.04.12
Medale:
Brak

Nie chcę wypisywać błędów bo masz swoje racje!
Dlatego dam ci : Wybitny
Abyś był ambitny na przyszłość.Pozdrawiam - Luna. :)
__________________
OD Przebiegłości Ślizgonów
i Kretynizmu Puchonów

Strzeż nas Ravenclawie!!!
Wyślij prywatną wiadomość
~sborna F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 05-06-2012 21:30
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Skrzat domowy
Punktów: 15
Ostrzeżeń: 0
Postów: 3
Data rejestracji: 07.04.12
Medale:
Brak

Dzięki za wskazanie błędów, szczególnie tego "mimo że" - przez tyle lat nie dowiedziałam się, że nie stawia się w takim przypadku przecinka. Cieszę się też, że komukolwiek się podoba, więc napisałam drugą część:


2. Powrót do szkoły.

Wrześniowa Anglia to często długotrwałe deszcze i temperatura nie potrafiąca przebić magicznej bariery kilkunastu stopni. Jednak nie tym razem. Tegoroczne pierwsze dni szkolne będą upływać uczniom na intensywnym (nawet bardziej niż zwykle) myśleniu o końcu zajęć i możliwościach spędzenia wolnego czasu na świeżym powietrzu. Żadna chmura nie odważyła się stanąć słońcu na podniebnej drodze, przez co przedziały w pociągu, wiozącym młodych czarodziejów do Hogwartu, z każdą chwilą były coraz bardziej nagrzane. To jednak nie przeszkadzało szesnastoletniej szatynce smacznie drzemać, z głową przyklejoną do szyby. W jej przedziale nie było nikogo, więc panujący w pomieszczeniu spokój pozwolił jej udać się w objęcia Morfeusza, zanim jeszcze pociąg zdążył ruszyć. Narcize nie miała teraz ochoty z nikim rozmawiać, choć na peronie nie obyło się bez kilku nieśmiałych prób ze strony bliższych znajomych. Większość z nich zaczynała się jednak od słów: "wszystko w porządku?", "trzymasz się jakoś?" czy "jak się czujesz?", więc ucinała rozmowy jeszcze zanim się rozwinęły.
A jak miałby się czuć człowiek, który stracił... całe życie?
Nikt oczywiście nie wiedział, że dziewczyna musiała patrzeć na śmierć swojego ukochanego, przez co chciałaby jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Wystarczyło jej conocne odtwarzanie całego tego zdarzenia. Zastanawiała się nawet, czy przypadkiem ojciec nie rzucił na nią zaklęcia, które generowało te senne mary, ale oczywiście nawet nie próbowała pytać. Nie da mu tej satysfakcji. W ogóle przez całe wakacje unikała go jak ognia i większość czasu spędziła w swojej animagicznej postaci. Dopiero wtedy jej myśli wkraczały na inne, bardziej zwierzęce i dzikie tory, a im dłużej nie wracała do ludzkiego ciała, tym bardziej kierował nią instynkt. A to - prócz kilku wad - miało też swoje zalety. Teraz jednak musiała przyzwyczaić się do ciągłego życia wyłącznie z szarymi, człowieczymi myślami. Tylko czy naprawdę warto nastawiać się tak pesymistycznie do otoczenia? Widocznie na razie nie widziała innej możliwości.
Z płytkiego snu wyrwał ją trzask przesuwanych drzwi przedziału. Wzdrygnęła się lekko, w momencie otwierając oczy, które od razu spoczęły na twarzy przybysza. Nie mogła go skojarzyć, ale przecież Hogwart jest na tyle dużą szkołą, że nie sposób spamiętać wszystkich mijanych na korytarzach osób.
- Obudziłem cię? - spytał raczej retorycznie. - Można się dosiąść?
- A nie ma innych miejsc? - odpowiedziała szybko zaspana, ale za chwilę doszło do niej, jak niegrzecznie to zabrzmiało, więc zreflektowała się. - Znaczy jasne, siadaj...
Nieznajomy uniósł nieznacznie brwi, ale wszedł do przedziału. Narcize dość bezczelnie śledziła go wzrokiem, kiedy kładł kufer na bagażową półkę. Z pewnością był starszy od dziewczyny i podejrzewała, że pewnie powtarza siódmą klasę.
Może nawet nie pierwszy raz.
Dziwne, że wcześniej go nie zauważyła - wysoki, szczupły, po twarzy nawet można powiedzieć, że lekko wychudzony, co skutecznie uwydatniało kości policzkowe. Jego usta były dziwnie ściśnięte, ledwo widoczne, a szaro-niebieskie oczy znakomicie kontrastowały z kruczoczarnymi włosami. Wyglądał trochę jak starszy brat Malfoya.
Tylko nie tak zniewieściały.
Krótkie chrząknięcie pozwoliło jej się zorientować, że chłopak już od dłuższej chwili siedzi na miejscu, a ona nadal bezczelnie go obserwuje. Odruchowo obróciła się do szyby i udała, że nagle bardzo ją zainteresował mijany krajobraz. Rumieńce zdradzały jednak jak głupio jej się zrobiło, i nagle pojawiła się w niej nadzieja, że ktoś zaraz wejdzie do przedziału i przerwie ciszę, która teraz zdawała się aż kłuć jej uszy.
- Powinienem się przedstawić - odezwał się nagle brunet, co kazało dziewczynie jeszcze raz na niego spojrzeć. - Gavin Foulke - skinął głową, co wymusiło na szatynce przywołanie nikłego uśmiechu.
- Narcize... Kopljar - dodała po chwili, choć raczej nieczęsto przedstawiała się nowo poznanym osobom z nazwiska. Wydawało jej się to nieco nienaturalne, ale w tej sytuacji dostosowała się. Pasowało jej, że chłopak jej nie znał, bo przynajmniej miała pewność, że nie poruszy niewygodnego dlań tematu. W takim wypadku mogła nawet nawiązać z nim rozmowę.
- Ostatni rok w Hogwarcie? - zapytała już nieco pewniej. Przez chwilę się wahał, jakby coś rozważając.
- Trudno powiedzieć, różnie to może być - odpowiedział, co lekko rozbawiło dziewczynę.
- Tak myślałam - stwierdziła, tym razem już z nieudawanym uśmiechem. Foulke uniósł brew i spojrzał na nią pytająco.
- Co masz na myśli?
- No wiesz... nie wyglądasz na siedemnastolatka, więc jak podejrzewam... no wiesz. Nieważne zresztą - pokręciła głową. - Jesteś w Slytherinie? - zadała kolejne pytanie, jakby go przesłuchiwała. Tak już miała, że koniecznie chciała dowiedzieć się od razu wszystkiego o danej osobie.
- Czemu tak sądzisz?
- Znaczy... nie wiem, pytam tylko. W sumie wyglądasz jak Ślizgon.
Uniósł brwi w szczerym zdziwieniu.
- Uważasz, że wszyscy Ślizgoni wyglądają tak samo?
- Nie no, nie o to...
- Nie, nie jestem Ślizgonem. Skoro tak dobrze wychodzi ci obserwowanie, a rzeczywiście miałaś sposobność - którą zresztą wykorzystałaś - żeby na mnie patrzeć, to powinnaś zauważyć, że raczej nie mogę być uczniem - przerwał jej i szybko wygłosił swój monolog, dość ozięble zresztą. Z typowym, brytyjskim akcentem, który niejednej dziewczynie nie pozwoliłby skoncentrować się na treści wypowiedzi. Narcize nie należała jednak do tej grupy. Jawny przytyk do jej wcześniejszego zachowania zmusił ją jednak do ponownego wlepienia oczu w szybę i dalszego mówienia w tym właśnie kierunku.
- Skoro nie jesteś uczniem, to kim? - spytała, sądząc, że przecież może odbywać w szkole praktyki.
- Kiedy nie rozmawiałaś, wydawałaś się bardziej inteligentna - westchnął. - A jak myślisz?
Nawet nie przykładała wagi do niezbyt miłego tonu towarzysza. Była przyzwyczajona. Prychnęła jednak na wzmiankę o inteligencji.
- Woźnym? - sarknęła, nadal na niego nie patrząc.
- Słucham?
Pokręciła tylko głową i mruknęła krótkie "nieważne". Rozsiadła się wygodniej na siedzeniach, przymknęła oczy i, nie wiadomo nawet kiedy, zasnęła.
Obudziły ją dopiero hałasy na korytarzu. W całym korytarzu i w przedziale paliły się światła i dziewczyna od razu przypomniała sobie sytuację, która miała miejsce trzy lata wcześniej, kiedy to dementorzy wkroczyli do pociągu.
- A gdzież jest mój przemiły kolega? - zapytała sama siebie, niemal bezgłośnie, widząc, że znowu jest sama w przedziale. Spojrzała za okno i aż jej serce mocniej zabiło. Hogwart. Wreszcie jest w domu. I to na dziesięć długich miesięcy. Z dala od zmartwień i koszmarów. Nagle poczuła się zupełnie bezpiecznie, a na jej ustach pojawił się uśmiech - szczery, niewymuszony.
Wiedziała, że teraz może być już tylko lepiej.
http://listy-niczyje.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
~sborna F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 17-06-2012 13:23
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Skrzat domowy
Punktów: 15
Ostrzeżeń: 0
Postów: 3
Data rejestracji: 07.04.12
Medale:
Brak

Nikt nie czyta, nikt nie komentuje... może się to zmieni? Chyba wciąż w to wierzę, bo zamieszczam część trzecią. Edytowałam też pierwszego posta i dodałam prolog, którego wcześniej brakowało.

3. Listy

W końcu pociąg się zatrzymał, a uczniowie zaczęli tłumnie wylewać się z niego. Dopiero wtedy Narcize zorientowała się, że sama jeszcze nie zmieniła ubrań, a jakoś nie uśmiechało jej się na wstępie zebrać kilkunastu ujemnych punktów dla Gryffindoru. Kiedy w końcu udało się jej wytoczyć z Hogwart ExPress, z ulgą odnotowała, że przy peronie czeka jeszcze jeden, ostatni powóz. Na początku stanęła jednak jak wryta. Otworzyła oczy najszerzej jak tylko potrafiła, sądząc chyba, że to pomoże jej lepiej obserwować zwierzę, które było zaprzężone do wozu. Aż trudno uwierzyć, że widziała testrala pierwszy raz w życiu - przecież w jej domu, szczególnie w lochach, co rusz ktoś tracił życie. Nigdy jednak nie miała większej ochoty na to patrzeć. Całe szczęście, na temat magicznych stworzeń wiedziała bardzo dużo i doskonale zdawała sobie sprawę z tego czym jest zwierze stojące kilka metrów dalej, co pozwoliło jej dość szybko wyjść z pierwszego szoku. Do powozu już wsiadał jakiś chłopak, ale sądziła, że akurat to nie będzie żadnym problemem. I rzeczywiście, nie byłoby, gdyby nie fakt, że prócz niego w środku siedziały już trzy osoby, o czym Narcize zorientowała się dopiero, kiedy podbiegła i zapytała, czy jest jeszcze jedno miejsce. Przez drzwi wychyliła się twarz najbardziej znienawidzonej przez nią dziewczyny - Pansy Parkinson.
- Kopljar? Sądzisz, że taka szlama jak ty, ma prawo oddychać NASZYM powietrzem, w NASZYM powozie? - zaśmiała się ironicznie. Zanim Narcize zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ktoś pociągnął Ślizgonkę na siedzenie i dla odmiany w drzwiach pojawiła się blond czupryna. Dziewczyna od razu zmrużyła oczy, a wściekłość aż zaszumiała jej w uszach. Po tym co się stało na początku wakacji, najchętniej rozszarpałaby własnoręcznie całą rodzinę Malfoy'ów.
- Prasa rozpisywała się o twoim chłoptasiu, Kopljar - uśmiechnął się szyderczo, a dziewczyna mimowolnie zacisnęła ręce w pięści. - No, no, śmierciożercy, kto by pomyślał? - zacmokał, a już po chwili przybrał swój normalny, chłodny ton. - Już niedługo świat będzie wolny od zdrajców krwi i szlam... ciekawe kiedy przyjdą po ciebie? - roześmiał się, a pozostała trójka mu zawtórowała. Wściekła do granic wytrzymałości Chorwatka obnażyła zęby, niczym zwierze, przygotowujące się do ataku, co tylko jeszcze bardziej rozbawiło Ślizgonów. Zatrzasnęli drzwi i w znakomitych humorach pojechali do zamku, a Narcize zmuszona była przebyć tę drogę na piechotę.
Przed wejściem do Wielkiej Sali poprawiła szatę i odgarnęła z twarzy parę niesfornych kosmyków. Nabrała w płuca więcej powietrza i weszła do gigantycznego pomieszczenia. Starała się nie rozglądać na boki, wiedząc, że spóźnienie na ucztę powitalną nigdy nie mogło zostać niezauważone, a ona nie należała do grupy ludzi, lubiących być w centrum uwagi. Czym prędzej usiadła na wolnym miejscu, przy pozostałych Gryfonach ze swojego rocznika.
- Narc, gdzie byłaś? - zapytała od razu Lavender, jednak jak to miała w zwyczaju, nie czekała na odpowiedź dziewczyny. - Przegapiłaś Ceremonię Przydziału... ale to jeszcze nic. Snape w tym roku nie będzie uczył eliksirów! Mamy nowego nauczyciela - mówiła z entuzjazmem, a przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się tajemniczo, podczas gdy Parvati zachichotała pod nosem.
- Nowego nauczyciela? - Narcize podchwyciła jej entuzjazm. Szybko spojrzała na stół belfrów, a jej brwi podjechały niemalże do linii włosów. Chłopak, z którym wdała się w pociągu w dyskusje, okazał się chłopakiem, a właściwie mężczyzną, który będzie ją uczył. - O nie... - powiedziała pod nosem, ale raczej nie zainteresowała tym dziewczyn.
- Niezły jest, nie? - tym razem to Parvati zabrała głos, nadal chichocząc. Kopljar przewróciła oczami. Brak wyczucia, brak instynktu samozachowawczego. Kompletny brak mózgu.
Czemu ona się w ogóle z nimi kolegowała? Może dlatego, że Wielka Trójka była zbyt "wielka" i tworzyła wokół siebie za dużo szumu, żeby wchodzić z nimi w bliższe relacje, no a z kimś z roku jednak wypadało się kolegować? Albo po prostu Narcize wolała przebywać z kimś, kto woli bez przerwy rozmawiać o ciuchach i chłopakach, niż ze zjadaczem rozumów, wymądrzającym się na każdym kroku (bo właśnie taka w jej oczach była Granger)?
- Czy ja wiem, raczej zupełnie przeciętny - odpowiedziała rzeczowo Chorwatka.
- Przeciętny?! Chyba żartujesz! W dodatku jest taki młody... skończył szkołę tuż przed naszym przyjściem...
- I był kapitanem Ślizgonów! - przerwała jej Lavender.
Ślizgon! Wiedziałam! - pomyślała Kopljar i wykrzywiła wargi w nieco ironicznym uśmieszku. Ściszyła głos, spoglądając na swoją koleżankę.
- Czy ty przypadkiem nie miałaś na oku pewnego rudzielca, Lav?
Na te słowa dziewczyna wyraźnie się speszyła, a jej rozanielony uśmiech znikł bezpowrotnie. Rozejrzała się szybko wokół siebie, upewniając, że nikt tego nie usłyszał.
- To nieistotne - żachnęła się. - Stwierdzam tylko fakt - dopowiedziała obrażona i już do końca uczty się nie odzywała. Narcize uwielbiała ją denerwować, bo przychodziło jej to z taką łatwością. Wiedziała też, że każdy chłopak, który jest lub był kapitanem drużyny quidditcha, mógł zawrócić brunetce w głowie, a jeśli w dodatku jest kilka lat starszy - zauroczenie murowane. Pod tym względem podobna była również Parvati, a nawet w pewnym sensie (choć może trudno w to uwierzyć) Narcize. W końcu musiały mieć ze sobą wspólne tematy, nawet jeśli panna Kopljar nie była tak próżna jak jej koleżanki. Skoro jednak wytrzymały ze sobą już pięć lat (z niezliczoną ilością kłótni, co prawda), to chyba musiały czuć się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze.
Długi, pierwszy dzień w szkole zbliżał się wreszcie ku końcowi. Większość uczniów smacznie spała już w swoich dormitoriach, a ci, którzy jeszcze leżeli w łóżkach, pogrążeni w myślach, zastanawiali się pewnie kto wymyślił nakaz przyjeżdżania do szkoły w czwartek, kiedy jeszcze przecież weekend można było spędzić w domu. A Narcize siedziała na łóżku i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zupełną ciemność panującą w pomieszczeniu. Jakby zmęczenie jej zupełnie nie dotyczyło. Jakby nie musiała rano wstać i z innymi udać się na zajęcia. W ręku trzymała kolejny (nie wiedziała nawet który to już) napisany przez siebie list, ale nawet nie zwracała na niego uwagi. Trudno powiedzieć kiedy przelała swoje myśli na papier, bo wydaje się, że robiła to już odruchowo, codziennie.

Adam,
Nie wiem co się ze mną dzieje. Oszalałam. Oszalałam? Powiedz, że nie. Albo najlepiej napisz. Nadal czekam, choć wiem, że nie ma sensu. Pogodziłam się z tym. Zapytasz czemu w takim razie po raz kolejny adresuję do Ciebie tą wiadomość? Nie pytaj. Nie odpowiem. I nie doszukuj się w tym logiki, bo i tak jej nie znajdziesz. Żyję dalej, choć nie chcę. Dobrze by było, żebyś o tym wiedział.
Kończę, postaram się nie pisać przez jakiś czas, żeby Cię nie męczyć.
Na zawsze Twoja,
Narcize.



I tak napiszesz - szepnął jakiś głosik w jej głowie. Potrząsnęła w końcu głową, jakby odganiając od siebie myśli. Schowała list do szkatułki, którą dostała od babci. Zawsze to robiła, bo wiedziała, że są tam bezpieczne - zabezpieczone odpowiednimi zaklęciami, a sama drewniana skrzyneczka zaczarowana była tak, by wszystko się w niej zmieściło. Pamiątka rodzinna, bardzo gustowna zresztą. Dzięki magii owej szkatułki mogła spać spokojnie, nie bojąc się, że listy wpadną w niepowołane ręce.

- Wiesz, mogłabyś chociaż udawać, że słuchasz - powiedziała jakaś dziewczyna nad uchem Narcize. Ta nagle otworzyła oczy, parę sekund zastanawiając się gdzie jest i co właśnie robi. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że już na drugiej lekcji w tym roku ucięła sobie drzemkę. A warto tu podkreślić, że to dopiero początek pierwszego dnia zajęć.
- Ta... - odpowiedziała niechętnie Chorwatka, kierując słowa (a właściwie słowo) do zainteresowanej wywodem Binnsa, Hermiony. Skrzywiła się na myśl o tym, że musi z nią siedzieć na najnudniejszej lekcji jakiej ten stary zamek był świadkiem, ale niestety ławki były dwuosobowe, więc wybór był niewielki. Z powrotem przymknęła oczy, mając nadzieję, że przerwa obiadowa przyjdzie nadspodziewanie szybko. Niestety wcześniej była zmuszona uczestniczyć jeszcze w zaklęciach i dwugodzinnym zielarstwie, a najbardziej zajmującą myślą było: Kto, do stu dementorów, układał ten plan?!
W końcu jednak nadeszła wyczekiwana chwila, kiedy dziewczyna przekroczyła próg Wielkiej Sali, w towarzystwie Parvati i Lavender.
- Wiecie, jaką lekcję mamy za godzinę? - zapytała Narcize, siadając przy stole. - Obronę! Ze Snapem! - uśmiechnęła się, a w jej głosie słychać było podekscytowanie. Nie, nie przepadała wcale za przedmiotem, bo jej umiejętności w zakresie władania różdżką nie były nadzwyczaj wybitne. Pałała za to wielką sympatią do nauczyciela, z którym wcześniej miała swoje ulubione eliksiry. Co prawda opiekun Slytherinu nie odwzajemniał jej jakże gorących uczuć, a koleżanki nie potrafiły nawet udawać, że są choć w połowie tak szczęśliwe jak ona.
- I z czego tu się cieszyć?! Wystarczy, że gnębił mnie przy warzeniu tych paskudnych wywarów i mówiąc szczerze, wcale nie chcę znienawidzić przez niego kolejnego przedmiotu - burknęła panna Brown.
- No wiesz, może nie będzie tak źle - powiedziała z większym spokojem Parvati. - W końcu co takiego może zniszczyć w Obronie Przed Czarną Magią? Zresztą po Umbridge przyjmę go z pocałowaniem ręki - dodała, na co Lavender wzruszyła ramionami, wyraźnie niezbyt przekonana. Narcize ściągnęła brwi, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- No chyba nie chcesz powiedzieć, że... - przerwała jednak w momencie, kiedy tuż przed jej nosem wylądowała wielka, szara sowa, z przywiązaną do nogi nieproporcjonalnie małym, zapieczętowanym rulonem pergaminu. Przez chwilę patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami, nic nie mówiąc.
- O Merlinie... - szepnęła, prędko odczepiając przesyłkę od nóżki sowy, która od razu odfrunęła. - Odpisał...
- Kto odpisał? - zapytały równocześnie zainteresowane dziewczyny, ale Kopljar nie miała zamiaru odpowiadać, bo już biegła między stołami do wyjścia.
Więc jednak widział moje listy. Słyszał moje wołanie. Wreszcie odpowiedział...
Popędziła na błonia, czując, że serce chce wyrwać się z piersi. W tej jednej chwili odzyskała nadzieję. Nic, poza przeczytaniem listu się dla niej nie liczyło. Nic więcej.
__________________
I like you. When the world is mine your death shall be quick and painless.
http://listy-niczyje.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 100% [3 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 0% [Brak oceny]
Zadowalający Zadowalający 0% [Brak oceny]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT