Dom:Slytherin Ranga: Barman w w Świńskim Łbie Punktów: 1390 Ostrzeżeń: 0 Postów: 220 Data rejestracji: 04.12.09 Medale: Brak
No i wpadłam... (lekka konsternacja) nigdy nie komentowałam niczyjej twórczości, więc mam w tym zerowe doświadczenia. Ale pragnę się podzielić moimi odczuciami, więc jestem
No więc tak, najsampierw to muszę napisać, że przeczytałam dopiero 4 rozdziały, bo brak internetu, a przede wszystkim czasu na razie mnie hamuje, ale odbiję sobie w lutym i już się doczekać nie mogę, żeby to przeczytać w całości.
Piszesz świetnie - lekko i przyjemnie. Potrafisz pobudzić wyobraźnie. Serio, to jest coś absolutnie najważniejszego - to, czego oczekuję od autora historii.
Pokażę ci co mnie urzekło, te opisy w stylu: "To była Monica Blanc. Blondi-Krukonka. Fatałaszki nosiła wyłącznie w kolorach lila, róż, pastele i błękity, a ulubionym zajęciem - prócz zagadywania Jamesa - było malowanie paznokci. To znaczy, był to wniosek huncwotów (ale, jak się okazało, nie tylko) po pobieżnych obserwacjach (dłuższe grożą Nie-Chcę-Wiedzieć-Czym)."
Naprawdę świetnie ją przedstawiłaś. Nie ma u ciebie nic wymuszonego (naczelna zasada: "Nic na siłę, wszystko młotkiem"
Jestem pod wrażeniem, tym bardziej, że dotychczas nie fascynowały mnie opowiadania o Jamesie i Lily, o Huncwotach... no jakoś to do mnie nie przemawiało (może dlatego, że do tej pory trafiały mi się lipne historie z tej serii, gdzie po dwóch częściach miałam ochotę coś zniszczyć) , ale powiem ci, że chyba będę musiała zmienić zdanie. Czeka mnie sporo czytania, ale najważniejsze, że to na pewno nie będą zmarnowane chwile, te cztery rozdziały, które już przeczytałam, co do tego mnie przekonały. (I jeszcze Snape... czego chcieć więcej? )
Dobra kończę, wybacz za taki, a nie inny komentarz, ale musiałam się podzielić swoimi odczuciami, a przeważnie wychodzi mi to w całkowicie chaotyczny sposób.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny.
__________________
"Życie nie jest idealne, Człowieku-Wiadro" T. Pratchett
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXIII
- Nie, wcale nie traktuję cię jak dziecko! - Jej głos mówił Jamesowi, że jest lekko poirytowana i jakby oburzona jego spostrzeżeniem.
- Mamo - starał się, by jego głos brzmiał naturalnie spokojnie. - To dla mnie bardzo ważne...
Prychnęła i odwróciła się w stronę okna z miną po tytułem: "Dotknęło mnie to do żywego...!"
Tak, a teraz mi powie, że już jej nie kocham, czy coś w tym stylu... pomyślał z sarkazmem Potter.
- Jesteś niewdzięczny! - rzuciła drżącym głosem. Taaa... Tego też można się było spodziewać, monolog wewnętrzny Pottera trwał.
- Przesadzasz - powiedział cicho i wtedy właśnie w drzwiach stanął, jeszcze w szlafroku, jego ojciec. Była ósma rano, a on potrzebował kofeiny, zanim pójdzie do pracy. Święta minęły. Na szczęście ferie Jamesa trwały aż do pierwszego dnia Nowego Roku.
Na widok tej sceny tylko westchnął i ruszył w stronę ekspresu do kawy. Najwyraźniej nie zamierzał nawet pytać, co się stało tym razem. Chociaż pewnie jakieś tam wyobrażenie miał: James zapewne coś przeskrobał.
- A twój ojciec nawet się nie zainteresuje, co się tu dzieje - powiedziała wymownie głośno pani Potter.
- Mamo... - próbował James, ale jego tata już zdążył się włączyć.
- O co ci chodzi? - spytał zaczepnie. - To sprawa, jak widzę, między tobą i Jamesem...
- I nie staniesz w mojej obronie?! - oburzyła się kobieta i chwyciła pod boki.
- Całkiem nieźle sobie radzisz... - Ojciec wciąż krzątał się leniwie wokół ekspresu, przygotowując wszystkie niezbędne akcesoria. - Napijesz się ze mną kawy?
- Ty mi tu o kawie, kiedy oskarża się mnie o złe wychowanie?! - prawie krzyczała.
- Co?! - James wybałuszył oczy na kobietę tak, jakby nie mógł w niej rozpoznać własnej matki. - Jakie wychowanie, mamo?! Tato, ona znów bierze wszystko do siebie...
Ojciec uśmiechnął się na znak, że rozumie, o co synowi chodzi.
- Daj mu powiedzieć, Emily. - Tata Jamesa podszedł do niej z kubkiem świeżo zaparzonej kawy i skierował w stronę krzesła.
Chłopak odetchnął. Zawsze ta sama jatka, kiedy zwróciło się mamie uwagę na cokolwiek.
- Przyjeżdża do mnie koleżanka... - zaczął ostrożnie, akcentując ostatnie słowo. - Nie mogę mieć kotar w białe misie! Ja to toleruję, jak jestem sam, bo nie chcę się z mamą szarpać...
- Ze mną?! Szarpać?! - Emily Potter o mało się nie zapowietrzyła ze zdumienia, ale mąż uspokoił ją, by syn mógł skończyć wypowiedź.
- No więc: Toleruję, ale nie akceptuję tego. Nie lubię białych misiów, ani podtykania mi wszystkiego pod nos. Mam siedemnaście lat, niech to do was dotrze. S-i-e-d-e-m-n-a-ś-ci-e. To zobowiązuje. Chciałem, żebyście mi w końcu zaufali i nie traktowali jak dziesięciolatka...
Tu z obawą spojrzał w stronę matki. Głównie to ona skakała wokół niego. Doceniał, że nigdy niczego mu nie brakowało, ale chciał im pokazać, że jest już dorosły i odpowiedzialny.
Kiedy im to wszystko powiedział, zapadła przydługa cisza, przerywana tylko tykaniem zegara.
- Dobrze. Spróbujmy. - Głos Emily Potter był spokojny, ale i trochę jakby smutny. - Zmień sobie w pokoju, co chcesz. Wołać was będę tylko na posiłki.
James odetchnął. Spocił się przy tym wszystkim jak mysz. Podziękował im za rozmowę i wrócił do swojego pokoju. Nie mógł uwierzyć, że ma ją już za sobą.
Evans zdecydowanie działała na niego motywująco. Uśmiechnął się na tę myśl, spoglądając ostatni raz na obrzydliwe, białe misie.
* * *
- Witaj, Słonko! - Pani Potter otworzyła zamaszyście drzwi, uśmiechając się szeroko. Niestety, James nie zdążył dobiec. Stanął więc w drzwiach przedpokoju, czekając aż mama zakończy wstęp o tym, jak to jej miło, że tyle słyszała o Lily i w ogóle James nie mógł się doczekać jej przyjazdu.
Nie było mu to na rękę, bo cały ten prolog, stawiał go w niekomfortowej sytuacji. Zwłaszcza, że chłopak walczył o względy Evans. Kiedy matka zasunie (niby niegroźnymi, ale jednak) tekstami, jego "podchody" spełzną na niczym.
Z obawą więc słuchał trajkotania matki, ale na razie szło jej nieźle. W pewnym momencie, chociaż dość sztucznie, ucichła i wycofała się w głąb domu.
- Cześć - odezwał się James z przepraszającą miną.
- Cześć. Twoja mama jest... miła - uśmiechnęła się Evans, zdejmując kozaki. Płaszcz wziął od niej James i powiesił na wieszaku.
- Taa... - mruknął znacząco. - Rano powiedziałem jej, żeby przystopowała i trochę... źle to znosi.
Lily pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Skądś to znam. - Wzięła swoją torbę i zarzuciwszy ją sobie na ramię, ruszyła za chłopakiem w głąb domu. - Wszystkie to przechodzą. Moja też - szepnęła. - Ładnie macie urządzony dom.
Weszli do jasnego salonu, w którym pełno było roślin i kwiatów. Duże okna wpuszczały sporo światła, a w rogu stał kominek, w którym trzaskały płomienie. W drugim z kolei, stała pękata kolorowa choinka, na której migotały wesoło światełka.
- Ogrzejemy się? - zaproponował Potter. Musiał stworzyć bardziej kameralną sytuację, by móc porozmawiać z dziewczyną o Peterze.
- Chętnie napiłabym się czegoś rozgrzewającego. - Wyszczerzyła się do niego, rozcierając ręce.
- Przyniosę herbatę a la grzaniec. Rewelacja, mówię ci. - James nie wiedział, skąd w ogóle przyszły mu te słowa, ale nie dał nic po sobie poznać i odwrócił się w stronę kuchni.
Postawił wodę na gazie i zaczął szykować kubki.
Czekając aż woda się zagotuje, dyskretnie wychylił się, by zobaczyć gdzie usiadła Evans. Podsunęła sobie mały zydelek i wyciągnęła ręce w stronę kominka.
Jak zwykle wyglądała czarująco. Miała na sobie ciemne jeansy i ciepły, wełniany golf koloru śliwki. Włosy spięła w jeden, długi warkocz. Uwielbiał jej ogniście rude włosy. Miały w sobie coś magnetycznego.
- Kochanie. - James podskoczył w miejscu, chwytając się za serce. - Tu są...
- Mamo... - sapnął chłopak. - Przyprawisz mnie o zawał, jak się tak będziesz za mną skradać...!
Zaskoczona kobieta zamrugała.
- Ja się nie skradam! To ty byłeś w innym wymiarze, jak sądzę... kiedy patrzyłeś na nią. Bardzo ładna. I wydaje się miła.
Pani Potter uśmiechnęła się lekko.
- Mmm. O tobie powiedziała to samo - odparł James, na co kobieta wyraźnie pokraśniała.
- Zanieś je. Dobrze jest coś przegryźć- powiedziała, wciskając mu talerz z górą grzanek o przeróżnych smakach. - A po herbatę cię zawołam.
- Dzięki...
Podszedł do Lily, która zamyśliła się i nie zauważyła, kiedy chłopak do niej podszedł.
- Bardzo tu u was przytulnie - powiedziała cicho ciepłym głosem, nawet na niego nie patrząc.
Potter przysiadł na drugim zydelku tuż obok dziewczyny. Zrobił to w bardzo naturalny sposób, mimo że odległość między nimi zmniejszyła się tak, iż dotykali się ramionami, wpatrując w płomienie.
James odwrócił głowę, by sprawdzić jaką minę ma Lily. Uśmiechała się, a jej policzki lekko się zarumieniły. Oczy błyszczały, odbijając obraz skaczących figlarnie małych ogników.
Najwidoczniej poczuła na sobie jego wzrok, bo odwróciła się powoli, nie odsuwając. Teraz ich zwrócone do siebie twarze dzieliła niewielka odległość połowy stopy.*
Oboje wpatrywali się w siebie, wyczekując na ruch drugiej osoby. James analizował odcień zieleni tęczówek Evans, a ta co jakiś czas szybko mrugała i połykała nerwowo ślinę. Odległość nie zmniejszała się.
Potter pomyślał, że ma deja vu z wieczoru w Magic Cafe, czy coś, co było tamtego wieczoru Pokojem Życzeń. Jeszcze brakuje, by ktoś im tę magiczną scenę przerwał...
- James, kochanie...! - No pewnie, matka zawsze umiała się odnaleźć w sytuacji, pomyślał sarkastycznie chłopak i uśmiechnął się przepraszająco w stronę rudowłosej dziewczyny.
Wstał i poszedł po te nieszczęsne herbaty, których zapach poczuł, wchodząc do kuchni. Był lekko pieprzowy i korzenny. Wyczuwał tam goździki i coś jeszcze... czego do końca nie mógł zidentyfikować.
Wrócił do kominka, przynosząc ze sobą tak aromatyczny zapach, że Lily z zapałem sięgnęła po parujący kubek. Jej dłonie na moment zatrzymały się na dłoniach Jamesa.
Widocznie atmosfera była sprzyjająca, bo żadne z nich nie czuło się skrępowane tą sytuacją. James najzwyczajniej w świecie usiadł na swoim krzesełku tuż obok Evans i westchnął. Wiedział, że musi z nią pogadać o Peterze, mimo iż sto razy bardziej wolałby zaproponować jej wspólne pomilczenie, czy rozmowę ze splecionymi dłońmi.
To jednak musiało poczekać.
- Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać. - Chciał ją nastawić na odpowiednie tory myślowe. Sprawa Ogona była jak najbardziej poważna.
Evans spuściła lekko głowę w dół, ożywiając się nagle na widok swoich skarpetek. Uśmiechała się.
Jej zachowanie nieco zdziwiło Jamesa. Wydawało się mu, że powinna raczej wpatrywać się w niego z uwagą, wyczekując tematu rozmowy. Mógł się jednak mylić, w końcu dziewczyny są dziwne i przekonał się o tym już niejeden raz.
- Chodzi o Petera - powiedział w końcu.
Lily spojrzała na niego totalnie zaskoczona. I trochę jakby rozczarowana, ale mogło się mu przewidzieć.
- A co Peter ma z nami wspólnego? - spytała, nie rozumiejąc w ogóle kierunku konwersacji, którym zaczął podążać Potter.
- Z nami? - Tym razem to James wybałuszył na nią oczy. Chyba sam zaczął się gubić.
- A o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała dziewczyna, mrużąc oczy.
Potter zmieszał się. Czyżby ona sugerowała, że chciał rozmawiać o nich?! Zatkało go całkowicie.
Po chwili, pozbierał się i podjął jeszcze raz:
- No, o podejrzanym zachowaniu Glizdogona, i tym, że zaginął list, który wysłałem do ciebie. Napisałem w nim o spotkaniu z Łapą i Luniakiem właśnie w sprawie Petera.
Wszystko to powiedział jednym tchem, po czym spojrzał na reakcję Lily.
Przygryzła dolną wargę, uważnie słuchając Pottera. Kiedy zorientowała się, że skończył, rzekła:
- Teraz już rozumiem... A ja myślałam, że po prostu urwałeś ten ciąg listów
- Ja?! Dobrowolnie?! - James zaśmiał się. - Pomyśl.
Evans uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Fakt - przytaknęła.
Jeszcze chwilę dyskutowali, prześcigając się w pomysłach, kto miałby interes w organizowaniu całej akcji z listami. I dlaczego Peter nagle zrobił się taki tajemniczy, nie mówiąc niczego huncwotom.
- Do Klubu Ślimaka oczywiście się zapisał, nawet was o tym nie informując, pamiętasz? - podsunęła Lily.
- A propos... Żeby tylko nasz Peter nie był zamieszany w te "zgony", w które swego czasu zapędził się Slughorn - powiedział pół żartem, pół serio Potter.
Dziewczyna upiła łyk herbaty, rozkoszując się chwilę wybornym smakiem napoju z zamkniętymi oczami.
- Jakimi "zgonami"? - zapytała, otwierając oczy i marszcząc przy tym czoło.
- Sama kiedyś mówiłaś, że Slughorn łasy jest na wszelkie korzyści wynikające z czyjejś śmierci... A skoro do jego Klubu należy nasz biedny, nieasertywny Ogonek, mógł dać się namówić na jakąś głupotę, byle "być kimś"...
James poczuł, jak ogarnia go niewytłumaczalny smutek i przygnębienie. Dotarła do niego właśnie pewna prawda, której nie mógł zaprzeczyć.
Peter był słaby i wiele by zrobił, by móc przed kimś zaszpanować. Czymkolwiek. Był też klasycznym tchórzem i byle czym można go było nastraszyć. To wszystko razem daje osobę, którą łatwo można "namówić" w taki i czy inny sposób do "współpracy".
Lily położyła mu dłoń na plecach i pogłaskała.
James powoli wracał do rzeczywistości. Glizdogona trzeba ratować. On może zrobić głupstwo i skrzywdzić kogoś, nie życząc nikomu źle, pomyślał.
Chłopak znów spojrzał na Evans i westchnął ciężko.
- Odkryjemy, o co tu chodzi, zobaczysz - powiedziała dziewczyna pewnym głosem, chcąc napełnić Jamesa energią i pokrzepić. Pokazać, że i na nią może w tej sprawie liczyć.
Rękę, którą przed chwilą pogładziła go po plecach, teraz położyła mu na nadgarstku, przy przegubie dłoni, którą trzymał swój kubek.
Potter spojrzał w tym kierunku i przełożył herbatę do drugiej dłoni, by móc wolną ręką odwzajemnić uścisk Evans. Po chwili ich dłonie splotły się i mocno zacisnęły.
James bał się spojrzeć Lily w twarz. Jego serce minimalnie przyśpieszyło, a motylki poczuł tylko w niewielkim stopniu. Zdziwiło go to, ale w głębi duszy nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Przepełniało go szczęście, mimo że przecież to jeszcze niczego nie oznaczało.
Patrzył w płomienie, uśmiechając się do siebie.
Niespodziewanie Lily oparła głowę o jego ramię, co spowodowało, że chłopak chciał wyć ze szczęścia. Oczywiście zachował spokój, nie odzywając się ani słowem, bo bał się, że może się ze szczęście rozpłakać. A to byłaby już żenada. I to przy Lily...
Nie wiedział, jak ona to traktuje. Będzie z nią musiał o tym porozmawiać. W końcu może się okazać, że zajście przed kominkiem będzie uważała, za taką "jednorazową wpadkę".
Ale zdawał sobie sprawę, że o wszystkim na spokojnie porozmawiają dopiero w Hogwarcie.
______
* pół stopy - 15 cm. Około, oczywiście ;]
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Tradycja nakazuje (a i dobre maniery ;p), by dziękować za okazaną pomoc.
"Dziękuję, Aniutku!" ;]
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Kurczę, jak zaczęłam czytać, to dotarło do mnie, że po błędach nie ma śladu, jednak w końcu coś udało mi się znaleźć...
- Zanieś je. Dobrze jest coś przegryźć- powiedziała, wciskając mu talerz z górą grzanek o przeróżnych smakach.
Spacja przed drugim myślnikiem.
- Teraz już rozumiem... A ja myślałam, że po prostu urwałeś ten ciąg listów
Brak jakiekolwiek kropki. Może być wielokropek, w każdym razie coś musi tu być.
- A propos... Żeby tylko nasz Peter nie był zamieszany w te "zgony", w które swego czasu zapędził się Slughorn - powiedział pół żartem, pół serio Potter.
Dziewczyna upiła łyk herbaty, rozkoszując się chwilę wybornym smakiem napoju z zamkniętymi oczami.
- Jakimi "zgonami"? - zapytała, otwierając oczy i marszcząc przy tym czoło.
Trochę nie pasuje mi tu forma pytania, jakie zadała Lily. Raczej nie "jakimi zgonami", tylko "jakie zgony", co brzmi lepiej. Przynajmniej jak dla mnie Twoja forma tutaj nie pasuje.
Kolejny świetny odcinek, jak najbardziej oryginalny. Muszę przyznać, że matkę James'a przedstawiłaś świetnie, podobnie ojca. Idealnie opisałaś tą atmosferę "przy kominku", delikatnie a zarazem stanowczo "podkręciłaś nieco ogień" pod rozwijającą się miłością miedzy bohaterami. I to mi się najbardziej podoba. ; }
Kiedy przeczytałam o białych misiach... Po prostu padłam i zaczęłam chichotać. Genialne, naprawdę. ^^ Dodało tu nieco humoru - tak, potrafisz pisać o rzeczach jak najbardziej poważnych, a jednak z tą nutą humoru, co wygląda ładnie i czyta się przyjemnie.
Jak już wiesz, będę oczekiwać następnego odcinka. Weny.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Ale i ja coś zauważyłam.
Oczywiście zachował spokój, nie odzywając się ani słowem, bo bał się, że może się ze szczęście rozpłakać.
Literówka.
No więc tak... Rozdziały powstają szybko ( i to mnie cieszy) i zawsze są ciekawie (przynajmniej jak dla mnie).
Przy niektórych fragmentach był humor, uczucia i inne kluczowe rzeczy.
Życzę Weny.
Dom:Gryffindor Ranga: Drugoroczniak Punktów: 85 Ostrzeżeń: 0 Postów: 29 Data rejestracji: 20.03.09 Medale: Brak
Kurdę no.. To jest takie świetne , że w 1,5h przeczytałam wszystkie części Twojego opowiadanie Mooll Mam nadzieję ,a wręcz prosiłabym Cię , żebyś napisała ciąg dalszy tej historii , bo aż mnie korci z ciekawości ^^ Pozdrawiam ;*
Dom:Gryffindor Ranga: Pięcioroczniak Punktów: 413 Ostrzeżeń: 2 Postów: 105 Data rejestracji: 29.12.09 Medale: Brak
`Ekstra, super dawno nie czytałam czegoś tak wciągającego.
Błędów szukać nie będę bo nie mam ochoty wytykać Ci ich.
Super każdą nową notkę będę czytać.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXIV
Pchając ciężki wózek z kufrem i Błyskotką, James pomyślał, że przerwa świąteczna minęła zdecydowanie za szybko. A niewątpliwie najmilszym jej akcentem była korespondencja z Lily. Jednak listy były okrojone ze wszystkich możliwych sugestii dotyczących tego niesamowitego wieczoru przy kominku.
Wyglądało to tak, jakby rzeczywiście oboje czekali na wyjaśnienie sobie tego w Hogwarcie twarzą w twarz. Zawartość w listach aż płonęła od zawziętej dyskusji na temat głodu na świecie, współistnienia czarodziejów z mugolami i "Lorda Volde-porypańca", jak nazywał go Potter (a był to ostatnio bardzo aktualny wątek w mediach). Jednak żadne z nich, nawet między wierszami, nie próbowało przekazać jakiejkolwiek aluzji.
Nie pisali też o Glizdogonie. James obawiał się przechwycenia sowy. Przypuszczał, że właśnie w ten sposób Porywacz Sów (jak go roboczo zaczynał nazywać James) dowiedział się o potajemnym spotkaniu huncwotów. Poza tym nie chciał we wszystko wplątywać dziewczyny. Jeśli okaże się, że ta sprawa nie tylko groźnie wygląda, ale i taka jest w rzeczywistości, lepiej dla Lily, by jak najmniej wiedziała.
Jeszcze poprzedniego wieczora ułożył sobie wszystko w głowie. Przewidywał bardzo prosty plan, który musiał przedyskutować jeszcze z chłopakami. Chociaż bardzo chciał spotkać się z Evans, by mogli sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić, zdawał sobie sprawę, że w tym momencie ważniejsza jest sprawa Ogona.
Z huncwotami miał się zejść w drugim przedziale czwartego wagonu, gdzie zamierzał omówić z nimi Plan Złapania Porywacza Sów. A plan był dosyć rozbudowany i James chciał ich teraz tylko wtajemniczyć w pierwszą część.
Nigdy nie myślał, że zwróci się o pomoc do Moniki Blanc, ale jej osoba jest po prostu pozbawiona podejrzeń i dziewczyna - tak, to było z jego strony dość bezczelne - była w stanie wiele dla niego zrobić. A w tym genialnym planie chodziło o to, by sprawdzić Glizdogona. Z ich strony nie będzie to przyjacielski gest, ale nie można z góry zakładać, że Peter jest całkiem czysty. Zadaniem Krukonki miała być randka z Ogonem i wyciągnięcie z niego wszystkiego, co wie.
Plan Pottera zakładał, iż Glizdogon bez namysłu umówi się z Blanc. Znając jego marne doświadczenie randkowe i ten zazdrosny wzrok, który posyłał szkolnym parom, James dałby się posiekać, że Peter poleci jak na skrzydłach. W końcu Monica była bardzo atrakcyjną dziewczyną.
Kiedy znalazł się na peronie 9 i 3/4, zaczął szybko odliczać wagony, a potem perony, by nie mieć problemu z dotarciem do tego odpowiedniego.
Ruszył w stronę upatrzonego wejścia, nie zwracając na nic uwagi. Nie chciał też prowokować nikogo do zaczepki. Zajęcie przedziału było konieczne dla zapewnienia dyskrecji. Śpieszył się więc, szarpiąc zawzięcie swój wózek, aż klatka z małą Błyskotką podskakiwała.
- Potter! - Przed nim stanęła ruda piękność i uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Tymczasem on ledwie wyhamował, łapiąc w locie klatkę z sówką, która wypadła siłą rozpędu wózka.
Sapnął z ulgą. Biedne stworzenie, pomyślał. Na sowią starość będzie miała nerwicę, biedaczka.
- Mógłbyś być nawet szukającym - oceniła Lily, pocierając dłonią podbródek z miną fachowca.
- Trochę byś uważała, kobieto - fuknął na Evans pół żartem, pół serio, żeby się nie obraziła, bo znów wszystko będzie musiał przechodzić od początku. A tego by nie zniósł.
- A jak miałam inaczej zwrócić na siebie uwagę, hę? - zapytała, zaplatając ręce na piersiach i odrzuciła głowę do tyłu. Kosmyki włosów, które wypadły spod dużej, włochatej czapki, lekko unosiły się na wietrze.
- Ty? Zwrócić moją uwagę? - Potter zamrugał, trochę oszołomiony tym, co usłyszał.
Dziewczyna przewróciła oczami o migdałowym kształcie i westchnęła, a jej oddech pod wpływem niskiej temperatury przeobraził się w biały obłoczek.
- Biegniesz do wagonu i świata poza wejściem do niego nie widzisz - zaśmiała się, jakby oczami wyobraźni zobaczyła tę scenę po raz drugi. - I nie słyszysz. Wołałam cię.
James zająknął się.
- Nie słyszę? - zarumienił się. Głupio wyszło. Tak by chciał móc spędzić z nią chwilę, ale przypomniał sobie, że chłopaki czekają. Nie może ich zawieźć.
Lily zmrużyła oczy, marszcząc przy tym piegowaty nos.
- Coś nie tak, Potter? Tak, jestem totalnie rozkojarzony. Myślę o wielu rzeczach na raz. A tego się nie da zrobić niezauważalnie.
- Eee... nie - bąknął. - Posłuchaj, Evans... Naprawdę mi zależy, żeby pogadać, ale teraz po prostu nie mogę.
Spostrzegł, że nieznacznie się skrzywiła. Ale chciała utrzymać fason, więc nie dała tego po sobie poznać.
- Huncwoci. - Sam nie wiedział, czy miało to być z jej strony stwierdzenie, czy pytanie. Ale było w nim wiele zawodu. Jakby z nimi przegrała. Widział to w jej twarzy. A może tylko chciał to widzieć?
Jednego był pewien. Nie chciał jej okłamywać. I dałby wszystko, by nie musieć przytaknąć, ale taka była prawda: Właśnie przełożył ich nad nią. I nie mógł temu zaprzeczyć.
Już prawie zaczął kręcić głową, lecz szybko wypuścił powietrze z rezygnacją.
- Taa...
- To na razie - powiedziała bezbarwnym tonem i odwróciła się do swojego wózka. Nie zamierzała się zatrzymywać. Jej twarz przybrała obojętny wyraz.
- Evans, no! - James odwrócił się za nią. W jego głosie była jakaś nuta żalu. Czemu Lily nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że na wszystko jest przeznaczony czas? Przecież nie odprawiłem jej na dobre. Przełożyłem rozmowę; powiedziałem, że mi na niej zależy! Co jeszcze mam zrobić?! W końcu nie zawsze wszystko będzie się kręciło wokół niej!
Odwróciła się. Czekała, aż on coś powie.
- Daj spokój, proszę cię. - Chciał by się z tym pogodziła. Czy tak trudno to zrozumieć?
- Ja mam dać spokój, Potter? - No i znów ta kpina. Pewnie, Potter winny wszystkiemu. Niech jeszcze powie, że się nie staram...
- Nie możesz zrezygnować chociaż raz? Zawsze razem jedziecie do Hogwartu. - W tym momencie James pomyślał, że zejdzie na apopleksję. Wziął jednak głęboki oddech i odpowiedział spokojnie.
- Właśnie teraz jest ten "wyjątkowy raz"! - Krzyczał. Ta odległość była bardzo... publiczna. Jak miał jej to tłumaczyć, kiedy dzieliło ich dziesięciu stóp!? - Evans, tak się nie da gadać. Zresztą już rozmawialiśmy o tym.
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedziała dziewczyna i podeszła do niego. Tym razem zostawiła wózek sam sobie.
Stanęła tuż przed nim i ściszyła głos.
- Czego nie rozumiem? Wytłumacz mi. - Chłopak nie miał pojęcia, dlaczego mówi to wszystko przez zaciśnięte zęby. Jakby jej cierpliwość była na wyczerpaniu.
James westchnął.
- Chodzi o Petera - powiedział tak cicho, jakby poruszał tylko wargami.
Lily wyglądała teraz na kogoś, komu się przejaśniło w głowie.
- Jakiś plan? - zapytała cicho, na co Potter kiwnął głową.
- Macie go tutaj wcielić w życie, czy omawiać? - przybrała bardzo konspiracyjny szept i rozglądnęła się wokół, czy nikt jej nie słyszy lub nie obserwuję.
Potter przewrócił oczami. Dziewczyny to jednak amatorki, pomyślał nieco ubawiony zachowaniem Evans.
- Nie rób tak, bo przyciągasz jeszcze większą uwagę, niż zwykle - powiedział, uśmiechając się półgębkiem.
Jednak Lily nie bardzo wiedziała, co chłopak ma na myśli i wyraźnie wpadła w zakłopotanie.
Nie chcąc dalej tego przeciągać, James powiedział, że dopiero ma zamiar przedstawić ów genialny plan chłopakom.
Wówczas to Evans popatrzyła na niego z politowaniem.
- A gdzie będzie wtedy Peter? - Jej ton był chytrze zamaskowany pod przykrywką zwykłej ciekawości.
- Osz, cholera...! - Oczy chłopaka rozszerzyły się nagle w przerażeniu. Przypominały teraz małe monety.
Lily pokiwała głową z dezaprobatą.
- Cóż. Zwalisz to na mnie - powiedziała w końcu.
- Że co?! - James nie rozumiał.
- Zobaczysz, że kiedy w przedziale pojawi się Glizdogon, będą ci wdzięczni, że nie zdążyłeś zacząć mówić o tym całym planie. - Chwyciła go pod rękę i jakby nigdy nic, pocałowała go w policzek, uśmiechając się przy tym niewinnie.
James nie stawiał oporu. Szedł, gdzie go prowadziła. Jednak był zdezorientowany i nie końca przekonany o słuszności tego, co robi.
- Powiesz, że to moja wina. Nie dałam ci dojść do odpowiedniego przedziału - powiedziała, próbując umieścić kufer na półce znajdującej się nad siedzeniami, kiedy już znaleźli się sami w przedziale.
- Daj, pomogę ci - powiedział James, przejmując ciężar bagażu. - Jak dla mnie, to nie będzie naturalne...
Wciąż się wahał. Evans namawia go, żeby z nią został, robi wszystko, by nie szedł do huncwotów, mają przedział cały dla siebie, a on się waha! Może to jakaś choroba? Bo jak to wytłumaczyć w inny sposób? Przemknęło mu przez myśl.
- Nie będzie naturalne? - zdziwiła się dziewczyna. - Widziałam, co potrafiłeś zrobić, żeby tylko mnie spotkać.
- Na przykład? - Potter odwrócił się do niej, kiedy umieścił już oba kufry na półce.
- Czekałeś, by mnie spotkać sam na sam - powiedziała.
- No, ale takich sytuacji była masa, sama wiesz. To nie jest żaden konkretny przykład. I niczego nie dowodzi. - Potter patrzył jej prosto w oczy. Wcale nie zdziwiłby się, gdyby w tej absurdalnej, nieromantycznej sytuacji miał mieć miejsce ich pierwszy pocałunek.
- Tak, ale na minutę przed rozpoczęciem zajęć z transmutacji... - Lily zniżyła głos niemal do szeptu. - Nawet ty sobie na to nie pozwalasz zbyt często. W końcu McGonagall jest nieprzejednana. Zwłaszcza jeśli chodzi o jej podopiecznych , Gryfonów. O huncwotach już nie wspomnę...
- Tak, ale to była taka... jednorazowa wpadka. - Ich twarze zbliżały się powoli ku sobie, a ich szepty cichły.
Zawsze w takich momentach zwykle coś bestialsko ścinało atmosferę i przerywało ten nastrój.
Tymczasem okoliczności zupełnie nie nadawały się do całowania, jak stwierdził Potter. Oboje stali na środku przedziału i patrzyli sobie w oczy. James czuł mrowienie w stopach. Odetchnął głębiej, ale niezauważalnie. Nie myślał teraz o konsekwencjach jakie pewnie poniesie za to, iż nie zjawił się w umówionym przedziale. Nic nie liczyło się bardziej niż Lily, jego upragniona, ukochana...
Delikatnym ruchem dłoni uniósł kosmyk, który opadł jej zbyt blisko twarzy i ostrożnie założył za zgrabne ucho.
W wydaniu Evans, wszystko wydaje się cudownie idealne, pomyślał przenosząc tę samą dłoń ku policzkowi. I prawie jej nie dotykając, przesunął wzdłuż kości policzkowej. Jej skóra była tak miękka i aksamitna. Dłoń chłopaka powędrowała w stronę ucha pod włosami, lekko obejmując drobną szyję dziewczyny.
Lily przymknęła oczy i przytuliła twarz do ciepłej dłoni Jamesa. Swoją wyciągnęła i oparła o niego na wysokości klatki piersiowej.
Potter przełknął ślinę. Serce znów przyspieszyło, a jego uszy zrobiły się nagle nienaturalnie ciepłe. W żołądku motyle uniosły się niespodziewanie, zmuszając chłopaka, by energicznie zaczerpnął powietrze, gdyż poczuł, że uczucie to lekko go przydusiło.
Lewą rękę wyciągną w stronę wąskiej talii Evans. Dopiero kiedy jej dotknął, wiedział że to nie może się skończyć ot tak; że on na to nie pozwoli, bo potrzebował Lily jak powietrza. Przy niej czuł, że oddycha, żyje, a jego zmysły funkcjonują lepiej niż kiedykolwiek. Poczuł, że mógłby tak stać z nią do końca świata...
Zbliżył swoje usta w stronę warg Lily, która otworzyła oczy i przechyliła lekko głowę.
Ich usta zeszły się w błogim, miękkim pocałunku. W pierwszej chwili chłopak pomyślał, że usłyszy gwizd ze swoich uszu, które zaczynały go piec. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Przyciągnął ją mocniej ku sobie. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo tego potrzebował, jak tego pragnął. Lily odwzajemniła ten uścisk, obejmując prawą ręką szyję chłopaka.
Potter miał wrażenie, że od jakiegoś czasu, gdzieś z boku dochodzi jakiś dźwięk, ale czuł się jakby był w innym wymiarze. Wszystkie odgłosy rejestrował z dużym opóźnieniem i jakby z oddali.
Dźwięk był jednak coraz wyraźniejszy i głośniejszy. Teraz przypominał nawet chrząkanie. James zastanawiał się, skąd by się tu mogło wziąć chrząkające zwierzę.
W końcu ów dźwięk zaczął się zmieniać. To już nie było chrząkanie, ale... głos. Przepraszał... O co tu chodzi...? główkował Potter. Skonstatował nawet, że głos ten bardzo przypomina... Łapę?!
Chłopak otworzył nagle oczy i zawstydzony odsunął się od równie zmieszanej Evans. Ta szybko odwróciła się w stronę okna, jakby naprawdę interesowały ją widoki i zaczęła poprawiać zmierzwione włosy.
Potter przytknął zewnętrzną stronę dłoni do ust, lekko je wycierając. W drzwiach stał Syriusz. We własnej osobie.
- Znów w innym wymiarze byłeś, Rogaczu - powiedział tonem nie zwiastującym niczego złego.
James zaśmiał się nerwowo.
- Głośne otarcie drzwi i chrząkanie przez pół minuty nie dawało rezultatu. - Potter wyczuł nutę ironii. - Musiałem zawołać.
- Taa...
- Nie, żebyśmy w przedziale czekali na ciebie... - Tym razem ironizował na całego, ale bardzo spokojnie, przyglądając się niby z zainteresowaniem swoim paznokciom.
Potter zacisnął mocno powieki. Wiedziałem, że tak się to skończy, pomyślał James, wyklną mnie, jak nic!
- Łapa, posłuchaj... - zaczął, ale Syriusz nie dał mu skończyć.
- Martwiliśmy się, wiesz? - Ton, który przybrał Black zaczął powoli działać na nerwy Potterowi.
- Nie dasz mi dokończ...! - próbował zabrać głos, ale Syriusz w ogólne go nie słuchał.
- Wszyscy cię szukamy! - Kumpel dopiero teraz spojrzał Jamesowi w oczy i podniósł głos. - A ty sobie w najlepsze...! - Tu pokazał ręką na Lily, jakby brakowało mu sił na dokończenie zdania. - Co z tobą, Rogaczu?!
- Syriuszu, możesz mnie wysłuchać?! - Potter powiedział to dobitniej i ostrzej niż musiał.
Chłopak oparł się o ramę drzwi przedziału i założył zaplótł ręce na piersi. Na jego twarzy malowało się lekkie zniecierpliwienie, co nieco zirytowało Pottera.
- Tak było może lepiej - zaczął. Nie chciał zrzucać winy na Lily, jak mu doradzała. - Co byśmy zrobili z Peterem?
- Dla twojej wiadomości: Spławiliśmy go. Nie było to trudne, gdyż miał mieć spotkanie Klubu Ślimaka. Już zapomniałeś, że podczas jazdy do Hogwartu zawsze się spotykają? - James poczuł, jak Black miażdży jego najsilniejszy argument.
Zacisnął powieki i zęby. Jak mógł o tym zapomnieć?! Dla tych wspaniałych chwil z Lily, musiał się teraz przygotować na starcie z huncwotami. A to przecież najmniej odpowiedni moment na kłótnie! Potrzebne jest wspólne działanie na rzecz Ogona!
Black oddalił się bez słowa pożegnania, nie zamykając za sobą drzwi.
James spuścił głowę. Wtedy poczuł, że jakieś delikatne dłonie unoszą ją. Otworzył oczy. Evans uśmiechała się do niego krzepiąco. Nie mówiła nic. Nie potrzebował teraz żadnym słów.
Dziewczyna po prostu się do niego przytuliła. A był to mocny uścisk, który miał go podnieść na duchu.
Potter tylko pogłaskał ją po głowie i westchnął głęboko. Teraz tym bardziej nie wiem, na czym stoję. Black oddalił się bez słowa, niejednoznacznie dając znak, że jest zły. A Evans? Też ma swoje dziewczyńskie symbole i półsłówka. Nawet nie wiem, czy teraz jesteśmy razem!
W głowie Pottera znów pytania górowały nad odpowiedziami. I nie wiedział jak zmienić ten stan rzeczy.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- Niestety nie ma Aniutka, który(-a) by przeczytał(-a) przedpremierowo... Pojechała w siną dal. A mnie naszedł Wen. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, Kochana... ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
O matko. Ooo...
Jesteś absolutnie genialna. Genialna! oO
Rany... Jaki szok. Nie dość, że rozdział jak zwykle niezły, to jeszcze James i Lily... Świetnie wyszło, powiem ci, serio, wspaniale. Nie mogłam się doczekać tego momentu, nie miałam pojęcia, że już... ; } Jakoś taka dzisiaj mało konstruktywna jestem, źle się czuję, także raczej się nie rozpiszę. W kazdym razie wiedz, że jak zwykle mi się podobało i z przyjemnością przeczytam części kolejne. Produkuj się szybko. ; } Tymczasem drobna literówka:
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Wróciłam Molu, wróciłam. I już się biorę za błędy (ja z moim sokolim wzrokiem). Pozaznaczam kolorkami, tradycyjnie:
Jeszcze poprzedniego wieczora ułożył sobie wszystko w głowie.
wieczoru
- Ty[? Zwrócić moją uwagę? - Potter zamrugał, trochę oszołomiony tym, co usłyszał.
Przez przypadek kliknęłaś na nawias kwadratowy
W drzwiach stał Syriusz. We własnej osobie.
- Znów w innym wymiarze byłeś, Rogaczu - powiedział tonem nie zwiastującym niczego złego.
James zaśmiał się nerwowo.
- Głośne otarcie drzwi i chrząkanie przez pół minuty nie dawało rezultatu. - Potter wyczuł nutę ironii. - Musiałam zawołać.
- Taa...
- Nie, żebyśmy w przedziale czekali na ciebie... - Tym razem ironizował na całego, ale bardzo spokojnie, przyglądając się niby z zainteresowaniem swoim paznokciom.
Musiałam? To wypowiedź Syriusza, a nie Evans!
- Dla twojej wiadomości: Spławiliśmy go. Nie było to trudne, gdyż miał mieć spotkanie Klubu Ślimaka. Już zapomniałeś, że podczas jazdy do Hogwartu zawsze się spotykają? - James poczuł, jak Black miażdży jego najsilniejszy argument.
Z tego co wiem, to Lily też należała do Klubu Ślimaka. Czyżby opuściła spotkanie ze swoim ulubionym nauczycielem dla Jamesa? Slughorn by jej tego nie wybaczył...
Rozdział wspaniały. Czy już Ci mówiłam, że jesteś niepowtarzalna i masz talent? <pytanie retoryczne> Cudowne, po prostu brak mi słów.
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
malfoj_sam_segz napisał/a:
Przepraszam, ale czy użytkownik o nicku "~Lady_Luna" robi sobie za przeproszeniem jaja, dodając jakieś dziwne teksty w tym dziale przeznaczonym jednemu ff, jak i w innych ? ;d
Prawdę powiedziawszy też się zastanawiałam, o co tu chodzi.
Apel do Lady Luny:
"Nabroiłaś w moim temacie. Teraz się ludzie pogubią, psze pani...!"
|----> Można coś z tym zrobić?
Można. Posty usunęłam, pani rozrabiająca została ukarana. I znowu zapanuje spokój i harmonia.
Do Ani:[od razu mam skojarzenie z "Kultem"^^]
Jeszcze poprzedniego wieczora ułożył sobie wszystko w głowie.
wieczoru
Sprawdzałam, podobno obie wersje są poprawne. Tak stwierdził jakiś profesor, którego nazwiska niestety nie zdołałam zapamiętać.
I co do "Musiałam", to literówka. Nie pomyliłam tych postaci, jakby co ;P
[Pe es: <mysli> chyba mówiłaś^^, ale "dziękować!"]
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Członek Wizengamotu Punktów: 1476 Ostrzeżeń: 0 Postów: 131 Data rejestracji: 30.01.10 Medale: Brak
To fan-fiction jest świetnie ... na razie przeczytałem dopiero jeden rozdział, ale jestem pod wrażeniem lekkości w tym co piszesz. Naprawdę widać, że potrafisz dobrze pisać. Nie rzuciły mi się na oczy żadne błędy stylistyczne ani składniowe, to wspaniale świadczy. Fajne, mimo że romansidło w wielu momentach
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Nareszcie mogę w spokoju przeczytać ten rozdział.
Kiedy znalazł się na peronie 9 i 3/4, zaczął szybko odliczać wagony, a potem perony, by nie mieć problemu z dotarciem do tego odpowiedniego.
Może jestem nie kumata, ale nie wiem, o co chodzi z tymi peronami (zaznaczyłam na czerwono).
Śpieszył się więc, szarpiąc zawzięcie swój wózek, aż klatka z małą Błyskotką podskakiwała.
W tym zdaniu zgrzyta mi "więc".
Z tego co wiem, to Lily też należała do Klubu Ślimaka. Czyżby opuściła spotkanie ze swoim ulubionym nauczycielem dla Jamesa? Slughorn by jej tego nie wybaczył...Dowcipniś
Z tego co pamiętam, to Lily nie często chodziła na te spotkania.
*
Mol, jesteś wspaniała. Nie dość, że tak wspaniale piszesz, to potrafisz trzymać w napięciu. (I nie wiem, co dalej napisać.)
Więc pozostaje mi tylko życzyć Weny i czekać na następny rozdział.
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXV
- Nie wiem, czemu was to tak przeraża...
- Ty nic nie rozumiesz! - warknęła rozczochrana głowa, którą James widział z odległości trzech metrów. Taką fryzurę mógł mieć tylko Syriusz.
- No to mi wytłumacz! - Jasna czupryna zatrzęsła się. Tu też nie było wątpliwości: Należała do Petera.
- Ogon, to nie jest takie proste. - Spokojna odpowiedź dobiegała teraz od strony głowy o przydługich brązowych włosach. Ten głos James też znał. Był on własnością Lupina. Cała trójka siedziała razem.
- Nie jest proste? - Ton głosu osoby o jasnej czuprynie podniósł się wyraźnie. - Tak mu dopingowaliście, a teraz nagle to jest takie nie do wytrzymania?!
James już się miał wtrącić, ale rozmowa przybrała dziwny kierunek. Ewidentnie mówili o nim.
Stał więc tuż za nimi i wpatrywał się w ich głowy. Usiedli razem na śniadaniu, wcześniej zeszli na dół, jakby całkowicie obojętne im było, co się z nim dzieje.
Lily Evans usiadła po przekątnej, więc dopiero po chwili go zauważyła. Jednak widocznie coś w postawie Jamesa powiedziało jej, żeby nie zdradziła jego położenia. Ciekaw był dalszej konwersacji huncwotów.
- Wiem, że poszedł z nią do przedziału. I co z tego? - Peter dalej się burzył. - Przecież trzeba mu dać trochę czasu, żeby mogli się sobą nacieszyć!
Po tych słowach, James zastanawiał się, dlaczego Evans nie protestuje i nie wtrąca się. Siedziała wraz z Dorcas. Nigdzie nie było Danielle. Może ich po prostu nie słyszała. Wątpił, by się na to dobrowolnie godziła.
- On nic nie kuma, stary... - mruknęła włochata głowa Blacka w stronę Lupina. Ten tylko pokiwał głową i zajął się widocznie tym, co ma na talerzu.
- Jasne! - Peter był coraz bardziej zirytowany całą tą sytuacją. - Nie powiecie mi, bo jestem głupi, tak?! Ogon był zawsze ogonem huncwotów!
Potter wyczuwał napięcie między nimi. Zdawał sobie doskonale sprawę, że gdyby mu chcieli powiedzieć, musieliby też zdradzić, dlaczego to spotkanie było takie ważne. A przecież dotyczyło Ogona.
- Wybacz stary, ale trochę cię ponosi - odezwał się Lupin swoim opanowanym głosem. - To nie ma z tobą nic wspólnego.
- To czemu nie chcecie mi wytłumaczyć?!
- Bo chodzi o to, że Rogacz się z nami umówił - powiedział cicho Remus. - Chodzi o dane słowo.
To zdecydowanie zamknęło usta Peterowi. James musiał przyznać, że Lunatyk jest niezłym dyplomatom. I ten ton głosu! Nie bez kozery jest prefektem. Szkoda tylko, że rzadko się ujawnia ze swoimi zdolnościami.
- To moja wina. - Usłyszeli gdzieś z boku. To była Evans. Trzy głowy, które James miał przed sobą jak na komendę zwróciły się w jej stronę.
- Słucham? - odezwał się któryś z huncwotów.
Evans przewróciła oczami i upiła łyk napoju, który miała w kubku. Czyli jednak słyszała... A to oznacza, że zgadza się z tym, co o nas mówili!, Pottera uderzyła fala gorąca.
- Spotkaliśmy się na peronie i namówiłam go, żeby was... hm... olał. - Zaczerwieniła się lekko i skierowała wzrok na swój talerz, gdzie James dostrzegł naleśniki.
W tym momencie poczuł, jaki jest głodny po nocy i natychmiast musi coś zjeść. Lily na dodatek odkroiła kawałek i włożyła go do ust. Potter poczuł, że jego żołądek niebezpiecznie się napina. Z jego brzucha dobiegło przeciągłe burczenie, którego nie był w stanie powstrzymać.
Na twarzy wystąpił mu mocno czerwony rumieniec. Skrzywił się i złapał brzuch oburącz rękami, by uciszyć domagający się jedzenia organ. Niestety obawiał się najgorszego...
Trójka huncwotów obejrzała się za siebie. James spurpurowiał na twarzy, ale wnet otrząsnął się. I z ogromnym wysiłkiem zrobił minę, która miała wskazywać, że to on nakrył ich na obmawianiu go.
- Rogacz! - Peter spoglądał na przemian to na chłopaka, to na kumpli. Coś w jego twarzy mówiło Jamesowi, że zauważył w zachowaniu obu stron jakąś anomalię.
- Podsłu****esz! - Syriusz oskarżycielsko wyciągnął palec wskazujący i dźgnął nim w brzuch Pottera. Ten odtrącił go zamaszyście ręką i - jakby nigdy nic - zasiadł do śniadania. Było już późno, a on czuł, że bez posiłku zemdleje na zajęciach.
- Daj spokój, Łapa! - warknął, nakładając sobie stertę naleśników i cztery maślane bułeczki z dżemem morelowym.
Kątem oka spostrzegł Remusa, który tylko z rezygnacją pocierał czoło i kręcił głową. Łatwo mu się tak zachowywać. To nie on tutaj jest ofiarą.
- Ostatnio wszystko potrafisz... spartolić, wiesz? - Syriusz kontynuował zaczepnym tonem.
- A ty wciąż się o coś obrażasz! Nie uważasz, że to dobre dla bab? - Potter zmrużył ciemne oczy. Wyglądało to bardzo komicznie, biorąc pod uwagę to, jaką tworzyły teraz kompozycję wraz z włosami. Umyte wczoraj wieczorem wyschły, tworząc rano dość dziwacznie nastroszony fryz. A Potter nie miał nawet czasu na próbę ich ujarzmienia.
Chrząkanie dobiegające z oddali, uświadomiło im ponownie obecność Lily.
- Chcesz coś jeszcze dodać na temat kobiet, Potter? - Na szczęście jej ton nie był bardzo zgryźliwy. Raczej chciała mu przypomnieć, że ona tu reprezentuje inną postawę, niż "obrażalska baba", mimo iż jest kobietą.
- Wybacz. - Uśmiechnął się do niej przepraszająco i wpakował sobie na raz pół naleśnika, na co Evans skrzywiła się z lekkim niesmakiem.
- 'O, ho?! - wybełkotał z pełnymi ustami. - G'hod'y 'est'm!
Syriusz zarechotał, widząc tę scenkę.
- Uff... - odsapnął Lupin. - Jak tylko usłyszałem burczenie, wiedziałem, że to Rogacz. A Potter głodny, to Potter wściekły. Kłótnia murowana - tłumaczył Lily, która przytakując głową zerkała na Jamesa, czy aby teoria Remusa była prawdziwa. - Wierz mi, to się zawsze sprawdza.
James kątem oka widział, jak Peter zagapił się w swój talerz i bezwiednie dziurawi małą bułkę. Potter posłał mu zaczepnego kuksańca w bok, by zwrócić jego uwagę. Ogon popatrzył na niego ledwie widzącym wzrokiem.
- Zgubiłem się w tym - powiedział bezradnym głosem.
James sięgnął po ćwiartkę pomarańczy i ugryzł ją tuż przy skórce. Obrócił się w stronę Petera i wyszczerzył. Zamiast zębów pokazał mu pomarańczową skórkę i wybełkotał: - Ha heh!
Pettigrew zmarszczył się niczym noworodek, próbując zrozumieć, co powiedział do niego Potter zza skórki.
- Na litość, James! - podniosła głos Evans, która zauważyła wygłupy Pottera. Ten tylko zrobił niewinną minę i wzruszył ramionami. Dziewczyna załamała ręce.
- Ej, Piękna! - zwrócił się do Lily Syriusz (widocznie złość na Jamesa nieco zelżała), zagryzając kiełbaską, jak zwykle na śniadanie. - Więc podoba ci się ten ćwok, skoro tak go od nas odciągnęłaś, co? - Tu wskazał głową na Jamesa.
Evans uniosła z lekceważeniem jedną brew i równoległy kącik ust.
- Jaka wyszukana ksywka, Łapa - zaśmiał się Lupin. - "Piękna"! No proszę!
Dziewczyna wciąż z niesmakiem zerkała na Jamesa, który tym razem instruował Petera, jak "wyszczerzyć się w pomarańczę" i czuł się jak za starych, dobrych lat. Nie odpowiedziała jednak na pytanie.
- Spróbuj go pokochać, jak robi z siebie głupa w łazience, kiedy stoi w samym ręczniku i śpiewa do szczoteczki do zębów "O, Evans...". *
Szczątki słów Blacka docierały do uszu Pottera, który teraz, czerwony niczym dojrzała ćwikła, zaczął się awanturować, by kumpel "zamknął się wreszcie".
- Nie unoś się tak, to, bądź co bądź, czyni cię romantykiem. - Syriusz bawił się wyśmienicie, opowiadając tę żenującą historię.
- Do szczoteczki! - Evans zaśmiała się perliście.
- Zrobiłeś ze mnie ciotę, Black. I to z "Samego w Domu" **- Potter czuł, że jest w nieciekawej sytuacji, dlatego wpakował sobie kolejną przerastającą jego możliwości porcję naleśnika. - Tylko raz! - dodał, kiedy wreszcie przełknął. Odczuwał potrzebę zminimalizowania swojej porażki.
Wszyscy się roześmiali. Wyglądało na to, że huncwoci całkiem nieźle się bawią i napięta atmosfera ustępuje.
- Dramatyzujesz - podsumował przyjaciela Syriusz. - Całkiem nieźle wyglądaliście w tym przedziale...
Black ewidentnie się rozmarzył. Przymknął oczy i objął się ramionami, niczym niewidzialnego kochanka.
- Och, dałbyś sobie spokój - powiedziała zaróżowiona Lily.
- Jakbyście ich widzieli! - zawył Syriusz. - Stali tak na środku i próbowali utrzymać równowagę, całując się namiętnie...
- Całowałaś się z nim? - Dorcas odezwała się pierwszy raz podczas tego śniadania, otwierając oczy ze zdumienia.
- Dori, plis... - jęknęła Evans, czerwieniąc się aż po nasadę włosów.
- Jak nie przestaniesz mielić jęzorem, to ci przyłożę! - warknął James. - Zobaczysz jakie to będzie namiętne. I to tak, że nawet ta twoja Brook będzie miała problem, żeby cię rozpoznać.
Syriusz zarechotał i wypił porządny łyk soku z dyni.
- Hej, żadna "moja", jasne? I dajcie już spokój, żartowałem...!
Potter prychnął.
- Idź do Smarka żartować w ten sposób. Widzę, że mu brak odpowiedniego towarzystwa. Chyba zaczął tęsknić. - Ostatnie zdanie wypowiedział jednak już na uśmiechu, który rychło zgasł, kiedy chłopak natknął się na spojrzenie Evans.
Przy stoliku na moment ucichło.
- Slughorn pytał o ciebie. - Peter odezwał się nieadekwatnie, żeby wypełnić czymś tymczasową ciszę.
- Nie znoszę tych jego spotkań - wyznała.
- Ty?! - Wszyscy wybałuszyli na nią oczy. Nawet Dorcas zamrugała zdziwiona.
- Miałam ciekawsze rzeczy do roboty - powiedziała, spuszczając wzrok, co od razu zostało przez Syriusza wyłapane. Ten jednak powstrzymał się z ogromnym trudem od skomentowania tego, kiedy Lupin posłał mu kuksańca w bok. - Jemu tam niewiele trzeba. Puści się jakąś ściemę i daruje mi tę wątpliwą przyjemność oglądania go poza lekcjami.
Takie słowa ze strony Evans były nie lada zaskoczeniem. Ulubiona uczennica nauczyciela eliksirów i prymuska nagle pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Czyli jednak ma jakieś ludzkie cechy, zaśmiał się w duchu Potter. I bardzo dobrze!
- No, jak się ma taką alternatywę... - James wypiął dumnie pierś i puścił oko do dziewczyny, która tylko przewróciła oczami i zarzuciła rude włosy na plecy.
- Już późno, za dziesięć minut zaczyna się nam lekcja z naszym ulubionym profesorem Slughornem... - powiedziała Lily, wstając od stołu. Wskazujący palec włożyła do otwartych ust, symulując odruch wymiotny. Przez stół przetoczyła się fala śmiechu, podczas której Evans mruknęła coś do Dorcas. Ta kiwając głową, przepuściła dziewczynę, by mogła wyjść zza stołu. - Potter, my idziemy na rozmowę.
James podniósł na nią zdziwiony wzrok, gdyż powiedziała to zbyt ostrym tonem, niż się spodziewał.
- Uuu... - gwizdnął Remus i uśmiechnął się.
- Toś wpadł, chłopie. - Black pokręcił głową ze współczuciem. - Jak śliwka w kompot...
Potter porwał jeszcze dwie maślane bułki na drogę i wstał, zabierając przy tym torbę.
- Kapeć! - Peter widocznie miał wielkie ambicje dogryźć Jamesowi.
- Ogonku, mówi się PANTOFEL! - Syriusz ostatnio słowo wykrzyknął, by Potter jeszcze to usłyszał. Ten jednak tylko się obrócił i wystawił język do połowy, by nie wzbudzić zainteresowania innych. W końcu w ten sposób zachowują się raczej dzieci.
Kiedy chłopak obrócił się z powrotem w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, drogę zaszedł mu Snape. Zmierzył go tylko wzrokiem, ale nie odezwał się słowem. James objął Lily ramieniem i rzucił Smarkowi spojrzenie pełne wyższości i triumfu.
Dziewczyna szybko wyswobodziła się z uścisku, posyłając Potterowi groźne spojrzenie. Nie chciała, by doszło do czegokolwiek między chłopakami. Jednak nie spojrzała Snape'owi w oczy.
- Chodź tędy - szepnął jej do ucha, kiedy byli na wysokości obrazu Bridget Wenlock, słynnej numerolog, której akurat nie było "u siebie". - Niech ją...! Gdzie tym razem polazła!?
- Wenlock? - zdziwiła się Lily. - Wiesz, że wynalazła magiczne właściwości liczby siedem?
- Nie... - westchnął z rezygnacją Potter, ledwie rozumiejąc, co dziewczyna do niego mówi. W końcu, co to miało za znaczenie w chwili obecnej.
- Pewnie poszła siedem obrazów w prawo lub w lewo - zasugerowała dziewczyna.
Potter spojrzał na nią z ukosa i ruszył w lewo, odmierzając obrazy. Był bardzo zaskoczony, kiedy okazało się, że Evans miała rację.
- Bridget! - jęknął w stronę obrazu.
- Jame! - zapiszczała. Nigdy nie wymawiała jego imienia poprawnie. Zapominała zazwyczaj o "s" na końcu.
- Jamesss... - poprawił ją, kładąc nacisk na ostatnią spółgłoskę.
- Tak, tak... - uśmiechnęła się znad okularów i potrząsnęła ciemnymi lokami. - Już idę do siebie, chodźcie.
Od razu wpuściła ich do środka. Za obrazem nie było żadnego pomieszczenia, ale całkiem miły korytarz. Jedynym minusem była jego wysokość. Trzeba się było mocno schylać podczas przemierzania go. Na podłodze był jednak miły dywanik, na którym usiedli. Różdżkami oświetlili sobie otoczenie.
- Dość klaustrofobiczne to miejsce - skwitowała Evans.
- Masz z tym jakiś problem? - zapytał Potter.
- Skąd - odparła. - Ale do rzeczy. Zauważyłeś, że nie ma Danielle?
- Eee... Tak. - Potter jednak spodziewał się, że rozmowa dotyczyć będzie raczej ich samych, a nie ich przyjaciół. Wiedział, do czego zmierza Lily.
- Black na nią wyjechał - powiedziała. - Bo się na ciebie wściekł.
James skrzywił się.
- Łapa jest impulsywny...
- Teraz się bidulka zapłakuje - westchnęła.
- Danielle?! - Nie wiedział, jakim cudem Dan miałaby płakać. To było dla niego zupełnie niewyobrażalne. Potter sądził, że dziewczyna zawsze ma jakiś odporny na wszelkie ciosy, niewidzialny pancerz.
- Mówiłam ci, że się zakochała!
- Dobrze, Lily - Trudno, niech stracę, pomyślał. - Pogadam z nim.
Dziewczyna rozpromieniła się i podziękowała mu, posyłając w powietrzu całusa.
- A ty masz nie zaczepiać Snape'a! - pogroziła palcem.
- Przecież się powstrzymałem! - rzucił James na swoją obronę. Miał nawet nadzieję, że go pochwali...
- Po prostu cię na to uczulam. - Lily wykonała rękami gest, który miał go uspokoić. - Nie daj się sprowokować. Wiem, że to dla ciebie niełatwe. Ale możesz to dla mnie zrobić?
- Dla ciebie: wszystko! - wyszczerzył się do niej.
I w tym momencie wpadł na genialny pomysł, by to właśnie Lily została łącznikiem pomiędzy nim, Syriuszem i Remusem. W końcu sprawa Glizdogona była wciąż nierozwiązana, a oni nie mieli jak się ze sobą komunikować, by Peter tego nie zauważył.
Od razu podzielił się tą myślą z dziewczyną.
- Może to zaoszczędzi nam konfliktów - perorował z zapałem.
- Uwierzą mi, że jestem kimś takim? - zapytała z miną świadczącą o tym, że nie jest do końca przekonana.
Potter zamyślił się.
- Jakby ci nie wierzyli, to powiesz im, że jestem animagiem. Jeleniem - rzekł po namyśle.
Lily przełknęła głośno ślinę i zamrugała kilka razy.
- Jesteś? - szepnęła. - Przecież to nielegalne.
- Tak, wiem... - Miał jej ochotę wszystko wytłumaczyć, ale nie było na to czasu. Poza tym nie miał pewności, że może powiedzieć jej więcej. - Obawiam się, że nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że mnie nie wydasz...
- Nie. - Raczej wyczytał to z ruchu jej warg, gdyż wypuściła z siebie powietrze, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
- No dobra... - Odetchnął chłopak i zapadła chwila ciszy, którą przerwała Lily.
- Wiesz... Po tym, co się... eee... stało w przedziale... - Szło jej dość opornie.
- Nie żałuję - powiedział stanowczo Potter, patrząc jej w oczy, których teraz nie widział zbyt dobrze przy skąpym świetle ich różdżek.
Dziewczyna uśmiechnęła się, walcząc ze stresem wywołanym tą rozmową.
- Myślisz, że byłbyś gotowy? - Czuł w jej głosie napięcie.
- Zawsze mi się wydawało, że jestem - powiedział dojrzale. - Ale teraz czuję, że to była dziecinada.
- Nie da się ukryć... - wtrąciła Lily.
- Teraz wiem, czego chcę, Evans. - Był bardzo poważny, kiedy to mówił. - Chcę być z tobą. Na zawsze.
- No, zobaczy się - uśmiechnęła się, unosząc jedną brew w górę. Zaczęła się zbierać do wyjścia, jakby rozmowę uznała za zakończoną.
Była konkretna jak na dziewczynę. Podobało mu się to.
Lily wciąż będąc na klęczkach, pocałowała Jamesa bardzo delikatnie i skierowała w stronę obrazu.
- Zobaczysz, jaka nas czeka przygoda - rozmarzył się chłopak, rozpoznając w żołądku znajome motyle i podążając za dziewczyną.
- Taa... Zaraz zobaczysz jaka nas czeka "przygoda", kiedy spóźnimy się na eliksiry. Sam wiesz, jaki szlaban bywa "ekscytujący" - powiedziała żartobliwie, chwytając go za rękę.
________________
* - Na melodię piosenki "O, Ela, straciłaś przyjaciela..."
** - Chodzi o film "Kevin sam w Domu" i scenę, w której udaje dorosłego w łazience. Próbuje się ogolić, śpiewając z playbacku piosenkę o bardzo niskim wokalu.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
No i znów podziękowania niczym z gali oscarowej. Dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli. A z tym, co się w praktyce przydali - niezrównana Ania! <aplauz> ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
I przyszła L.H...
Nie wyłapałam żadnego błędu.
***
Super odcinek. Miałam niekontrolowane wybuchy śmiechu z powodu Petera i Syriusza. A opis śpiewania do szczoteczki zupełnie mnie rozbroił.
Piszesz szybko i fajnie się czyta.
Życzę Weny i pozdrawiam cię Molu!
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Potter wyczuwał napięcie między nimi. Zdawał sobie doskonale sprawę, że gdyby mu chcieli powiedzieć, musieliby też zdradzić, dlaczego to spotkanie było takie ważne. A przecież dotyczyło właśnie jego - Ogona.
Coś się pomieszało - jak nie Tobie, to mi. Najpierw jest Potter. Że wyczuł napięcie itd. Ostatnie zdanie mi nie pasuje. Skoro to Potter "myśli", to nie może powiedzieć, że spotkanie dotyczyło jego, czyli Ogona. Jak już to Rogacza, a jeśli dotyczyło rzeczywiście Ogona, to trzeba wykasować to "właśnie jego". Rogacz Ogonem nie był. ; }
w "O, Evans...*
Zgubiłaś drugi ten, ten. Kurczę, zaćmienie mam. No drugi ten, o - ".
Świetnie jak zwykle, ale nie chcę wyjść na wazeliniarę, wiec się nieco powstrzymam. ; } W każdym razie powodzenia, kochana. I na koniec...
Pantofell!!! (xD)
Dom:Gryffindor Ranga: Animag Lew Punktów: 556 Ostrzeżeń: 1 Postów: 142 Data rejestracji: 28.10.09 Medale: Brak
I znowu się powtórzę: genialnie! Spadłam z krzesła, kiedy doczytałam się momentu "O, Evans..." i ". Oczywiście ze śmiechu ;p Błędów nie było(no przynajmniej nie zauważyłam), a czytało się przyjemnie Obyś pisała tak dalej, masz podwyższać sobie poprzeczkę, a nie obniżać swój poziom!
Co do samej zmiany charakteru Jamesa, którą tutaj opisujesz, da się zauważyć. Ale jak wraca "stary Potter" to wiem, że nie warto się bronic: i tak zaczynam się śmiać.
Tak więc, życzę powodzenia i nigdy nieuciekającego Wena
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXVI
Od rozmowy Lily i Jamesa za obrazem słynnej numerolog minęły zaledwie dwa tygodnie, a wszyscy traktowali ich jak odwieczną, szkolną parę. Kiedy przechodzili korytarzem trzymając się za ręce, wielu uczniów uśmiechało się do nich. Dziewczęta podszeptywały między sobą na temat szalonej i nieskończonej miłości Pottera i nieugiętej Lily, którą dopadła w końcu strzała Amora. Chłopcy natomiast niejednokrotnie podchodzili do nich i gratulowali im szczęścia. Częściej jednak mijając ich, po prostu poklepywali Jamesa lub podnosili kciuki do góry.
- Czasami naprawdę korci mnie, żeby im coś przygadać. Wszyscy o nas mówią! - powiedziała Lily do Jamesa podczas jednej z przerw międzylekcyjnych. Już od dłuższego czasu ją to irytowało.
- Nie cieszy cię nasza popularność? - zdziwił się Potter, choć jego twarz miała wyraźne oznaki zmęczenia całym szumem, który powstał kiedy się zeszli.
- James, dobrze wiesz, jak trudno mi udawać. - Evans popatrzyła mu w oczy i głęboko westchnęła.
- Też mi się to czasem nudzi - mrugnął do niej, żeby ją rozbawić.
- Mam po prostu szczerze dosyć tych spojrzeń, poklepywań... - Była bardzo sfrustrowana. Zaczęła nawet gestykulować.
James chwycił jej ręce, które zdawały się fruwać bez ładu i składu, i położył sobie na kolanach, zaglądając jej w twarz.
Westchnęła i z lekkim zniecierpliwieniem spojrzała na chłopaka.
- Skarbie, musisz być cierpliwa - powiedział spokojnie. Ale kiedy prychnęła z pogardą, puścił ostentacyjnie jej dłonie i nieznacznie podniósł głos. - No, to co mam ci powiedzieć?! Przejdzie im to, ale do tego trzeba czasu!
Lily wydawała się niepocieszona.
- Tak... Ale gdybyś tak za mną nie gonił wcześniej, nie obrósłbyś w legendę! - Wyczuł w jej głosie wyrzut.
- Pięknie! - podsumował z ironią Potter i uderzył się w kolana. - Czyli to moje wina, tak? Gdybym za tobą nie gonił, nie wiedziałabyś o moim istnieniu!
Czuł, że trochę go ponosi, ale nie umiał tego opanować.
- Co? - Lily zamrugała, zaskoczona wyznaniem Jamesa. - Zauważyłam cię na pierwszej lekcji latania. Jeszcze nie widziałam nikogo, kto wyglądałby tak, jakby całe życie spędził na miotle!
Potter zachichotał. Wizja przeżycia kilkunastu lat na miotle nie wpłynęłaby korzystnie na jego chód.
- Czyżbym miał tak szeroko rozstawione nogi? - Nie mógł się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.
Dziewczyna również się zaśmiała, odrzucając do tyłu długie, rude włosy.
- James! - Trąciła go w ramię, wciąż się śmiejąc. - Bądź czasem poważny! Nawet trochę mi się podobałeś...
Uśmiech z twarzy chłopaka zgasł w jednej chwili. Zamrugał, gdyż właśnie dotarło do niego, iż przez swoje durne wygłupy tylko oddalał się od Lily.
- Czyli byłem kompletnym ciemniakiem... - mruknął bardziej do siebie, niż do niej.
- Nie! - zaprzeczyła natychmiast, wyciągając do niego ręce. Jednak szybko je cofnęła. - To znaczy: tak. Byłeś totalnym głupolem.
Potter czuł, że nie mówiła tego, by z rozmysłem go obrazić. Raczej próbowała sobie to wszystko poukładać.
- Miałem szansę... - powiedział, podnosząc na nią wzrok zbitego psa.
- Miałeś - Lily potwierdziła to podobnym tonem.
Siedzieli teraz oboje przygarbieni na schodach. Przerwa niebawem miała się skończyć. James uświadomił sobie, że nie tylko uczniowie przeżywali ich miłość, ale też nauczyciele. Wciąż nie mogli się nadziwić przemianie Pottera i ugięciu się Evans. Nie omieszkali też podkreślać tego na każdym kroku. Lekcje pod tym kątem wcale nie były odpoczynkiem tylko kolejnymi atakami, tylko z innej strony.
- Trzeba powoli zacząć myśleć o egzaminach - westchnęła dziewczyna, kiedy szli w stronę klasy profesora Flitwicka na Zaklęcia.
Potter nie odezwał się ani słowem. Z jego ust wydobył się jedynie cichy lęk. Miał nadzieję, że Evans mruczy tak tylko pod nosem i nie pociągnie tematu. Jednak się pomylił.
- Możemy się uczyć razem? - spytała, zerkając na niego od czasu do czasu.
- Razem? - James zdał sobie sprawę, że powiedział to bardzo wysokim tonem. Szybko chciał to zamaskować, donośnie chrząkając.
- Jak chcesz - perorowała beztrosko Lily - możemy się uczyć osobno, a razem zrobić powtórki.
- Powtórki...
James ledwie wyrabiał się z opanowaniem materiału. Nie miał co prawda żadnych problemów, tylko zbyt późno zabierał się za naukę, by myśleć o powtórkach.
- Nie wiem, czy zdążę... - powiedział cicho. Obawiał się, że Evans może chcieć go kontrolować, czy aby na pewno się uczy. Już zapomniał, że jest prymuską i w ogóle najlepszą uczennicą. Czarna wizja na moment zaciążyła na jego sercu, powodując coś na kształt ukłucia w klatce piersiowej.
- Dobrze, jak tam sobie chcesz - wzruszyła ramionami. - Jakby co, możesz na mnie liczyć. Gorzej pewnie będzie z częstotliwością naszych spotkań... Och!
Dziewczyna zatrzymała się nieoczekiwanie. Dłonie przytknęła do ust, a jej oczy były okrągłe jak spodki.
W pierwszej chwili James przestraszył się nie na żarty, jednak szybko okazało się, że Lily jedynie zapomniała powiedzieć pozostałym huncwotom, że jest łączniczką w sprawie Glizdogona.
Natomiast o tym, że James i Lily wreszcie są razem, huncwoci dowiedzieli się pierwsi, a ich reakcja była chyba naprawdę szczera.
Potter przypomniał to sobie. Wszyscy aż pokraśniali na twarzach, a Lupin z wrażenia aż uściskał ich oboje. Syriusz od razu zaproponował wypad do Trzech Mioteł, bo w końcu on nie wyobraża sobie, by takiego sukcesu nie oblać. Poszły też z nimi Dorcas i Danielle, choć ta ostatnia nie była w nastroju do szaleństw, wciąż obrażona na Blacka. Mimo to starały się cieszyć szczęściem nowej, szkolnej pary.
Lily oczywiście zobaczyła minę przyjaciółki i posłała serię znaczących spojrzeń w kierunku Jamesa, który "miał z tym coś w końcu zrobić". Ten odpowiedział jej również znacząco, że przyjął komunikat "S.O.S.", ale to trochę potrwa.
Generalnie jednak było bardzo miło i na szczęście młodzi czarodzieje nie doprawili się doszczętnie. Mogli spokojnie pójść na zajęcia bez żadnych dolegliwości, które mogą wystąpić po zbyt dużej dawce kremowego piwa. Jednak zarówno sprawa Ogona jak i Danielle, którą po cichu nazywał Nieszczęsną, wciąż leżała.
* * *
- Och, Skarbie, jesteś dziś pierwsza! Nawet przyszłaś przede mną! - James wydawał się być mile zaskoczony. Zawsze na randkę z Lily przychodził wcześniej, by dziewczyna nie czekała na niego. To było niedopuszczalne dla każdego gentelmana, a on przecież nim był. No dobra, na pewno chciał za takiego uchodzić.
- Nie "skarbuj" mi, błagam, nie znoszę tego typu... nazewnictwa. - James prawie usłyszał, jak zgrzytnęła zębami.
- Było mi powiedzieć, a nie burzyć się teraz! - fuknął na nią, ale szybko złagodniał. To w końcu ich randka i nie przyszli się tu sprzeczać. Zwłaszcza, że naprawdę nie było o co.
Lily westchnęła, a James spojrzał na nią znad swoich okularów i uśmiechnął się delikatnie. Taka drobna, a taka dożarta, pomyślał, przytulając ją do siebie, jeśli tak dalej pójdzie - jak nic! - do pantoflarza jeden krok!
Poczuł zapach brzoskwiń, zanurzając nos w jej jedwabiście miękkich włosach. Pocałował ją w czoło i zapytał, gdzie tym razem spędzą te dwie godziny.
- Ta pora generalnie nie sprzyja łatwym rozwiązaniom - oceniła sytuację Evans i zmarszczyła lekko piegowaty nos.
- Za to na pewno pobudza nasze prawe półkule. - Potter błysnął białymi zębami. - Do twórczego myślenia.
- Zgrywus! - parsknęła Lily, udając że próbuje się wydostać z objęć chłopaka. - Przed kim to szpanujesz tą wiedzą, hę?
- No wiesz... - zaczął z tym swoim uśmieszkiem, lecz szybko spoważniał i palcem nakazał Lily milczenie.
Spojrzała na niego pytająco, lecz on w odpowiedzi tylko popchnął ją w stronę gargulca, za którym mieli szansę się ukryć.
Ktoś szedł korytarzem. Jednak już po chwili przekonali się, że to grupka osób. Usłyszeli bowiem kilka głosów.
W kryjówce nie było przyjemnie, lecz nagły przypływ adrenaliny sprawił, że zapomnieli o dyskomforcie i skupili całą uwagę na trójce chłopaków, którzy ukazali się im teraz w pełnej krasie. Obserwowali ich w milczeniu, by nie zdradzić swojego położenia.
Postacie szybko się zbliżały. Najpierw Potter rozpoznał w nich Ślizgonów, lecz kiedy podeszli bliżej zobaczyli, że to Snape, Avery i Nott: "Czarna Trójka", jak ich od niedawna zaczęto nazywać. Szli, rozmawiając o czymś z przejęciem, ale Potter wyczuł między nimi dziwne napięcie.
- Cholera, jesteście ustawieni... - Głos Snape'a lekko drżał.
- Ale ty masz zawsze lepiej, nie zauważyłeś? Niezależnie od wszystkiego. - Uwaga Avery'ego była nieco zgryźliwa. - Ja mam tylko jeden atut...
- Ha! - odezwał się Nott i uderzył rękami o poły szat. - Ale za to jaki! Masz już zapewniony awans...
- A tyś nie lepszy jest, wiesz? - żachnął się Snape. - Masz na koncie tego całego ... Pettigrewa, czy jak mu tam...
James o mało nie zakrztusił się własną śliną, kiedy usłyszał nazwisko Petera. Lily drgnęła. Spojrzał więc na nią z niepokojem: Niemym wzrokiem spoglądała w stronę Snape'a, a jej usta bezgłośnie wypowiedziały: "Sev", jak wyczytał z ruchu warg. Wyglądała na zdruzgotaną.
Potter czuł, że ta trójka ma coś na sumieniu. Co niby miało znaczyć: "Masz na koncie tego całego... Pettigrewa"?! To ewidentnie śmierdzi. I w dodatku dotyczy Petera. James zaklął w duchu. Znów kolejna poszlaka, która nie łączy się w całość z pozostałymi faktami. Co Smark może mieć wspólnego z Peterem?
- Myślę, że on ma po prostu wobec ciebie jakiś większy plan. - James usłyszał w oddali głos Notta. - Będziesz jeszcze zbierał laury...
Potem już tylko dał się słyszeć śmiech, a głosy stały się całkowicie odległe. Chłopak wyszedł zza posągu i w ciszy pomógł się wydostać Evans. Nie miał pojęcia, o kim oni mówili. Może chodziło o jakiegoś nauczyciela. Chociaż mocno w to wątpił, gdyż Smarka żaden nie darzy specjalną sympatią. Chyba, że Slughorn, z racji opieki nad całym domem Slytherinu... Niby nigdy nie okazywał empatycznych uczuć wobec Snape'a... ale ostatnio i tak działy się dziwne rzeczy. Taką ewentualność niewątpliwie trzeba wziąć pod uwagę...
Podzielił się z Evans swoimi przemyśleniami.
- Z tego, co mi wiadomo, wszyscy go unikają. Jest raczej odludkiem i nie garnie się do ludzi... - powiedziała powoli, myśląc intensywnie, czy aby na pewno nie wie o Snapie czegoś, co mogłoby im pomóc w odpowiedziach na kilka trudnych pytań.
- Do nas się garnie - zauważył kąśliwie James.
- Bo go zaczepialiście! - spojrzała na niego gniewnie.
- To jego włosy były czepliwe! - zaśmiał się Potter. W końcu to one były odwiecznym powodem i przedmiotem zaczepek huncwotów.
Dziewczyna znów rzuciła mu ostre spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
- Dobra, obiecałem poprawę - wyrecytował Potter, patrząc ostentacyjnie w sufit. - Ale sama przyznasz, że trąci to knowaniem. - Chłopak wrócił do poprzedniego tonu.
Lily potarła w zamyśleniu policzek.
- Mamy niebywałe szczęście, że się znaleźliśmy tu w tym miejscu o tej właśnie porze, nie uważasz? - spojrzała na niego. - Nieprawdopodobne!
- Słuszna uwaga... - odparł zaskoczony takim podejściem do sprawy. Żałował, że nie może podzielić się z kumplami tym, co teraz usłyszeli. - Już bym leciał powiedzieć chłopakom, że Smark coś knuje...
- Na razie wie tylko Syriusz - powiedziała dziewczyna, zgadując o czym mówi Potter. - Remusowi nie zdążyłam, musiałam się...
- ... pouczyć? - James przekrzywił nieco głowę, a dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze i spuściła wzrok. - To nie jest chyba takie normalne - podsumował, kręcąc głową.
- Dziś mu powiedziałam. Stał tak sam, to wykorzystałam sytuację. - Lily ewidentnie chciała zmienić temat. Już zdążyła zauważyć, że Potterowi daleko do podzielania jej zdania na temat nauki.
- Sam? Łapa? Dziwne... - Potter zmrużył oczy. - Mów dalej, a tymczasem chodźmy na dół. Myślę, że na błoniach będzie teraz cudownie... - Uśmiechnął się.
- Niech będą błonie - zgodziła się i ruszyli beztrosko korytarzem, trzymając się za ręce. - Tak, był sam. I to tuż przed łazienką dla dziewczyn. Pomyślałam, że pewnie chce jakoś złapać Danielle, ale oczywiści napatoczyła się ta Brook!
Głos Lily narastał aż przeobraził się w gniewnie burczenie. Zdecydowanie nie lubiła Victorii, co oczywiście pozwoliło jej dalej ciągnąć ewentualny wątek miłosny Danielle i Blacka. James nie przeszkadzał jej, z uśmiechem obserwując, jakie robi miny, kiedy o czymś mówi. Była taka piękna...
- ... oburzające! - spojrzała na niego, po czym zamilkła.
- Co?
- Nie słuchałeś mnie - orzekła tonem znawcy.
- Ależ słuchałem! Ja też jestem za tym, żeby się zeszli. Danielle z Blackiem. - James próbował improwizować.
Evans machnęła ręką.
- Widziałam ten zamglony wzrok - ciągnęła diagnozę. - Bardzo mi pochlebia, że tak ci się podobam, ale podzielność uwagi jest coraz bardziej pożądaną umiejętnością, panie Potter.
James aż zapowietrzył się z oburzenia.
- Co ty mi tu sugerujesz? - zaperzył się. - Przecież wiem, o czym mówiłaś. Oddałem sens tego, co powiedziałaś!
- To są takie subtelne wnioski, że nie możesz sobie wysuwać jakiegoś swojego ot tak! - pstryknęła palcami. Była oburzona tak płaskim podejściem Pottera do tej sprawy i na podkreślenie tego pokręciła z niezadowoleniem głową.
- No masz ci...! - zebrało się Jamesowi. - Jestem facetem! Od subtelności jesteście wy, dziewczyny. Ja tak naprawdę potrzebuję tylko konkretów!
- Coś mi się zdaje, że kobiece spojrzenie będzie wam bardzo potrzebne do rozwikłania tej zagadki z Peterem - uśmiechnęła się Lily i tym razem to ona zastygła, nasłu****ąc. - Ktoś idzie!
- Za ten gruby świecznik - szepnął James i pociągnął dziewczynę za rękę.
Korytarzem spacerowym krokiem przechadzał się hogwarcki patrol, woźny Filch, a za nim kroczyła dumnie jego ukochana kotka, Pani Norris.
- Przejdziemy się jeszcze na piętro wyżej, kochana. - Filch wychrypiał głosem, który świadczył o częstym spożyciu Ognistej Whisky. - A potem się zobaczy...
Nie zauważył dwójki stojącej za świecznikiem. Przeszedł spokojnie obok a jego twarz wyrażała błogość, jaką może dać mu jedynie cisza i spokój Hogwartu. Bez zbędnych uciekinierów. Bez harcujących nocami huncwotów.
Kiedy się oddalił, James zaproponował Lily, by skorzystali z kilku tajemnych przejść. Pozwoliło by im to szybciej i bez stresu dostać się na błonia. Niestety nie wziął ze sobą mapy, która zawsze w takich sytuacjach była mu pomocna. Syriusz już dawno mówił, że potrzebuje tej mapy na dzisiejszy wieczór. Zatem Potter zdany był dziś tylko na siebie i swoją pamięć.
Pociągnął dziewczynę w kierunku głównych schodów na piątym piętrze. W ich pobliżu była cegła, która minimalnie wystawała poza szereg. Wystarczyło ją lekko pchnąć, a ukazywała małe przejście, którym można było się dostać na pierwsze piętro. Korytarzyk był wąski i długi, a przez to mało przyjemny. Był jednak ogromnym skrótem, dlatego Potter bez wahania zdecydował się właśnie na to przejście.
- Może nie być zbyt komfortowo, ale w końcu naszym głównym celem są błonia - powiedział, trochę jakby na usprawiedliwienie tego, co może ich czekać.
- W końcu to skrót. Nie jest pewnie zbyt uczęszczany, więc to raczej oczywista sprawa - powiedziała Lily, chcąc przekonać nie tylko Jamesa, ale i siebie.
Potter poklepał ją krzepiąco po ramieniu i nacisnął wystająca cegłę.
Sam nie wiedział, czego się spodziewać, dawno nie korzystał z tego skrótu. Ale na pewno nie oczekiwał tego, co oboje zobaczyli, kiedy przedarli się przez kotarę pajęczyn. Uderzył ich odór gęstego, stęchłego powietrza. Było tu zaskakująco ciepło, jak na takie przejścia i grube mury. Ktoś tu musiał przebywać.
- Potter! - usłyszeli syk. - Na litość, co ty tu robisz?!
* * *
James nie był w stanie wykrztusić słowa. Lily stała obok niego oniemiała.
- Na randkę z Evans to nie w to miejsce, chłopie. - W ciemności widzieli tylko dwie pary oczu.
W miarę jak przywykali do ciemności, zaczęli dostrzegać pewne kształty. Dwoje ludzi siedziało na małych krzesełkach.
- Przestraszyłeś nas jak diabli! - usłyszeli. - A tobie już kompletnie głos odjęło? Lumos!
Małe światełko różdżki rozjaśniło część korytarzyka.
- A wy tu tak w tych egipskich ciemnościach... - odezwał się w końcu Potter.
- Nie świntuszymy, wyobraź sobie! - Postać już nie szeptała. Z mroku i cieni James wyłowił twarz Syriusza. A obok niego siedziała...
- Danielle?! - Lily również odzyskała mowę. - A co ty tu robisz...? Oboje...? I to tutaj...? - Język wciąż się jej plątał.
- Cześć, Lily - wychrypiała dziewczyna. - Może nie drążmy tego tematu... Opowiem ci później...
Zaśmiała się nieco sztucznie. Atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę a stare, duszne powietrze zaczynało im coraz bardziej dokuczać. James poczuł, że zaczyna się pocić, a to generalnie nie sprzyjało randce, jaka miała go czekać na błoniach.
- Słuchajcie, tu się nie da oddychać... - wydyszał. - Za mało tlenu dla czterech osób. Potem to sobie wyjaśnimy. Chodź, Lily...
Potter wyminął ich, ciągnąć Evans za rękę. Nie opierała się temu pomysłowi, jej również zaczęło przeszkadzać to powietrze.
Szli większość drogi w milczeniu, oświetlając ją sobie różdżką Jamesa. Oboje wiedzieli, że z rozmową trzeba zaczekać do końca korytarza.
Na ich szczęście pod koniec temperatura nieco spadła, a i powietrze było jakby nieco bardziej świeże. Zwolnili nawet kroku.
- Skąd oni się tam wzięli? - zapytała Lily w próżnię. W końcu wiedziała tyle, co Potter, czyli niewiele.
- Może jednak się umówili pod tą łazienką? - powiedział James. - Nie ma co gdybać, trzeba ich wziąć na spytki. Mówiłaś coś o Syriuszu...
- A tak! - Lily podchwyciła temat. - Powiedziałam mu wszystko. Stwierdził, że da ci znać, że informacja była dostarczona. Za każdym razem tak będzie. Co ty na to?
James pomyślał chwilę.
- Świetnie. A jaki to znak? Zapewne jakiś w jego stylu...
- Powiedział, że wyleje ci coś na rękę - powiedziała Lily, tłumiąc śmiech.
- Wiedziałem, że to będzie w jego stylu, ale że aż tak głupie?! - James klasnął się otwartą dłonią w czoło.
- Oby tylko jutro nie wziął sobie do śniadania kawy... - zachichotała Evans.
Potter rzucił jej tylko obrażone spojrzenie, ale nic nie powiedział, bo zobaczył przed sobą drugą stronę obrazu. Byli już na pierwszym piętrze. Teraz tylko musieli cichaczem przemknąć na parter. Niestety skrót był tuż koło łazienki prefektów, a tam często spacerował woźny lub ta jego kocica.
- Obyśmy zdążyli przed Filchem - powiedział na głos, odsuwając ramę obrazu. - Musisz iść za mną bardzo szybko. Kolejny skrót jest w dość niebezpiecznym miejscu.
- Gdzie to jest? - spytała Evans, zanim opuścili korytarz.
- Koło łazienki prefektów - odparł James.
- To ulubione miejsce Pani Norris... - skrzywiła się dziewczyna i ruszyła za Potterem, który zamknąwszy drzwi, podbiegł cicho do dużego świecznika. Czujnie rozglądał się wokół. Ani śladu patrolu.
Kiedy Lily pojawiła się tuż za nim, powiedział pewniejszym głosem.
- Wcale bym się nie obraził, jakby znaleźli gdzieś tę miałczącą potworę powieszoną za ogon właśnie koło łazienki. "Zginęła dzielnie trzymając wartę w swoim ulubionym miejscu". Może nawet bym się wzruszył.
- Jesteś strasznie zgryźliwy, złośliwcu - powiedziała Lily pół żartem, a pół serio. - Dobrze, że twój syn tego nie usłyszy.
- Jeszcze mi się nie śpieszy, moja droga - odpowiedział Potter, odwracając się do niej. Chciał ją w tym momencie objąć. Nic się nie liczyło. Stracił czujność.
- Niczego nie sugeruję. - Evans uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Ja mam tylko nadzieję, że mój przyszły syn odziedziczy po tobie zarówno urodę, jak i inteligencję. - Chciał jej schlebić, ale chyba naprawdę nie miałby nic przecinko temu, by tak się właśnie stało.
- Dodaj jeszcze, żeby nie był takim urwisem, jak huncwoci! - Lily zaśmiała się całkiem głośno. Ona również zapomniała o niebezpieczeństwie. Patrzyli sobie w oczy, zapominając, gdzie się naprawdę znajdują.
- To co ma po mnie odziedziczyć? - Potter idealnie udawał smutnego, zbitego psa.
- Hm... Może tę twoją nieokiełznaną czuprynę? - uśmiechnęła się szeroko i potargała mu włosy. - O! I ten twój dryg do miotły...
- Na pewno będzie go miał. - Usłyszeli za sobą chrapliwy głos. - Dość dużo spędzicie czasu z miotłami, żeby wasz przyszły synalek je pokochał!
Ich oczom ukazał się Filch, we własnej osobie. Jedną pomarszczoną i zniszczoną rękę położył na ramieniu Evans, a drugą - Pottera. Uśmiechał się triumfalnie.
- Zawsze marzyłem, żeby cię dorwać, Evans... - Jego oczy mówiły same za siebie. Niewątpliwie miał odbite na punkcie tej roboty. - Wiedziałem, że nie jesteś taka święta. A teraz mam dwa ptaszki, które romantycznie spędzą sobie czas na szlabanie.
Woźny roześmiał się, bardzo z siebie zadowolony. Potter prawie namacalnie wyczuwał, jak rośnie jego ego. Postanowił przeciwdziałać. Evans nie trafi na szlaban. Już on się o to postara.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Uff. No, dawno nie było nowego odcinka. I oto jest: voi la! Dzięki Aniu! ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.