Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Utko napisał/a:
Nie komentujcie mojej opinii, bo opini się nie komentuję, raczej o niej dyskutuje -_-
Naprawdę uważasz, że Twoja opinia jest tak interesująca, żeby o niej dyskutować? Wyraziłeś ją i to wystarczy, zapewniam Cię. I w porządku. Czy ja Ci bronię? Nikomu nie każę pisać pochlebnie o moim ficku. Ale jeśli to coś personalnego, to napisz do mnie PW i zamknijmy tę kwestię "dyskusji na temat Twojej opinii" w tym wątku.
Pozdrawiam,
mooll
A: Każdy kolejny post o opinii użytkownika Utko zostanie skasowany.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXX
- A ona na to najbezczelniej: "Co tak stoisz bezmyślnie?" - Syriusz aż się zapowietrzył z oburzenia i spojrzał na Jamesa, czy również podziela jego zbulwersowanie. - Co prawda stałem w pobliżu i nie mówiłem nic, bo zbierałem myśli do kupy, ale... bezmyślnie?!
Siedzieli tylko we dwójkę na krawędzi łóżka Pottera. Syriusz był już w swojej brązowej piżamie, lecz James wciąż w ubraniach. Dochodziła już dwudziesta pierwsza, ale Black najwidoczniej nie mógł ze swoimi rewelacjami poczekać do rana. W jego rutynie pojawiły się pierwsze oznaki rewolucji. A to oznaczało, że musiał Jamesowi opowiedzieć wszystko i to koniecznie teraz. Bo jak się okazało, Syriuszowi zaczęło zależeć na Danielle i teraz przeżywał każdy moment ich dzisiejszej rozmowy.
- Co ty mówisz...!
James starał się słuchać przyjaciela. Naprawdę. Nie jego wina, że teraz to także on miał problem z "zebraniem myśli do kupy".
Evans wciąż była obrażona. Minął kolejny dzień, a on nie wiedział jak ją udobruchać. Już nie wspominając o jego wyczynie na błoniach wobec Smarka. Ale, na litość, czy to z jej strony było w porządku? Kiedy on, James, był tuż obok, Lily jakby nigdy nic gawędziła sobie ze Snapem. Dobrze wiedziała, że samo jego imię działa nie niego jak płachta na byka. A odebranie trzydziestu pięciu punktów Gryffindorowi ma się do tego po prostu nijak!
- ... No i mówię jej, że ładny mamy dzień. - Syriusz wyglądał, jakby spowiadał się właśnie z najgorszej wpadki życia. - Zacząłem od pogody!
Ewidentnie go to załamało.
- Co ty mówisz...! - powtórzył Potter, kręcąc głową.
- Jakbyś widział jej minę! - Black zasłonił twarz rękoma. - Zaczęła się histerycznie śmiać. Myślałem, że ktoś rzucił na nią jakiś urok!
- Co ty mówisz...! - James włączył automat. Black zresztą potrzebował tylko wysłuchania, a nie rady. To nie była wina Pottera, że totalnie nie mógł się skupić.
- A potem do mnie z takim tekstem: "No to gdzie chcesz mnie zaprosić?" - Syriusz podniósł ręce w górę, jakby zachowanie dziewczyny wołało o pomstę do nieba. - Chwytasz?!
Potter nie chwytał. Dziewczyny mają jeszcze kilka dodatkowych zmysłów, więc fakt, iż czytają w myślach jakoś go nie zaskoczył. Lily - na przykład - umiała jeszcze zmusić go do rzeczy "niezmuszalnych". Ech... Lily...
- ... mnie tylko tak na moment zatkało, a ta znów: "Podnieś tę szczękę z trawy." - Black zrobił minę, jakby zaraz miał zasłabnąć.
- Co ty mówisz...! - A Potter znów to samo, jakby odtworzył swój tekst z taśmy.
- Stary! - Syriusz najwidoczniej nie zauważył nieobecnego wzroku Jamesa, bo ciągnął dalej: - Ale potem odzyskałem mowę - powiedział dumnie.
James pokiwał głową. Musi na przerwie obiadowej pogadać z Lily. Nie mogą tak żyć! On już zaczyna naprawdę tęsknić! Na przykład za zapachem jej włosów i za tym zawadiackim spojrzeniem...
- I... Taram-taram, grają trąby...! - zawył śpiewnie Black, naśladując dźwięk wydawany przez jakiś instrument dęty. - Umówiłem się z nią na... RANDKĘ!
- Co ty mówisz...! - głucho powiedział Potter.
W tym momencie Syriusz zorientował się, że coś tu nie gra. James chyba się wyłączył, nastawiając przy tym autopilota.
- Ej, Rogacz, do jasnej... ciasnej! - rzucił mu spojrzenie mówiące "Halo, jest tam kto?!" - Czy ty mnie w ogóle...
I w tym właśnie momencie w drzwiach dormitorium pojawił się Remus Lupin. Wyszczerzył się do nich bez słowa. Jamesowi przyszło na myśl, że powinien jeszcze przyjaźnie zamachać ogonem. Ale to zachowanie prędzej pasowałoby do Łapy.
- Luniak, chłopie ty mój! - Syriusz rzucił się na kumpla, żeby go wyściskać.
Tym razem Remus był porządnie zmaltretowany swoją przemianą i chłopaki bardzo się ucieszyli widząc, że po dawnych ranach nie ma żadnego śladu.
- I co? Dostałeś tam wszystko od pani Pomfrey? - zagaił Black.
- Eee... - bąknął Lupin, nic nie rozumiejąc. - Znaczy... Co? Aż się boję, co ona mogłaby mi dać...
Roześmiali się.
- Rogacz nas tu uspokajał, że masz absolutnie wszystko. - Black spojrzał na Jamesa z udawaną pretensją w głosie. - A ja mu od razu mówiłem, że tobie to trzeba jakąś lasencję podrzucić do opieki nad... hm... duchem, skoro Pomfrey zajmowała się twoim ciałem...
Wszyscy wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem.
- Ty już lepiej nic nie mów - powiedział do Blacka James, zwijając się ze śmiechu.
Wtedy też do dormitorium wszedł Peter. Jego twarz na moment rozjaśniła się na widok zdrowego Lupina, ale wnet zgasła.
- Co jest? - spytał go Potter.
- Nie mam dla ciebie dobrych wieści... - powiedział cicho. - Widziałem Evans z Sev... markiem - dokończył, poprawiając się.
James jęknął i skrzywił się. Spojrzał w okno. I do tego ta pogoda mnie dobija, pomyślał ze złością.
Remus spojrzał na nich, marszcząc czoło. Próbował odnaleźć się w tej sytuacji.
- Lily obraziła się na Rogatego - wyjaśnił Syriusz, kręcąc głową.
- Nie wiem, czemu mnie to nie dziwi. - Lupin mruknął bardziej do siebie, niż do nich. - To chyba musisz coś z tym zrobić.
Potter podniósł na niego wzrok zbitego psa.
- Chyba nie myślisz, że dziewczyna pierwsza wyciągnie do ciebie rękę. - Remus skrzyżował ręce na piersi. - Taka natura. A baby z naturą nie walczą. One zresztą w ogóle nie walczą.
- To znaczy?
- To znaczy, że to zawsze ty będziesz musiał starać się bardziej - podsumował Lupin.
- Ale Luniaku! - zaprotestował Potter. - Jak to?! Przecież to nie jest sprawiedliwe!
Remus uśmiechnął się tylko dobrodusznie, niczym siwiejący staruszek.
- A tyś widział sprawiedliwość na tym świecie, Rogasiu?
Potter poczuł, że głębiej zapada się w materac. Czyli został urządzony na cacy. I znów wszystko przez dziewczyny!
- Mówią: płeć słaba - podchwycił Peter. - Teraz wszystko jasne. Kobitki to wykorzystują... A zakochany facet to taki, któremu odebrało rozum i logiczne myślenie. Nie widzi nic, poza tą jedną...
- Ogonku. - Remus spojrzał na Peter wzrokiem pełnym podziwu. - Zdumiewasz mnie! To rzeczywiście prawda.
Peter aż pokraśniał od tego komplementu.
- Ja myślę, że wszystkim nam dobrze by zrobił porządny kawałek czekoladowego ciasta - mlasnął Syriusz, a jego wzrok był rozmarzony.
- A może wpadniemy do kuchni? - zaproponował James. - Skrzaty nie będą zachwycone, ale na huncwotów nie ma mocnych!
Roześmiali się wszyscy i potakiwali mu, nakręcając się na coraz to inne przysmaki, które zwędzą z kuchni.
- Rogaczu, no to jaki masz plan? - spytał Peter i wszyscy spojrzeli na Pottera.
Ten jednak tylko pokręcił głową z politowaniem.
- No, oczywiście wszystko na mojej głowie...! Ale skoro mam ją taką mądrą... Hm... - zastanawiał się głośno. - Słuchajcie, plan jest taki...
* * *
- Auu! - syknął Lupin. - Nadepnąłeś mi na stopę!
- Wybacz - szepnął Peter. - Ciasno tu jak w puszce sardynek!
Cała czwórka huncwotów dreptała powolutku pod peleryną-niewidką w stronę obrazu, za którym ukryte było przejście do kuchni. Robili to już nieraz. A nocne spacerki po korytarzach Hogwartu należały swego czasu do ich ulubionych rozrywek. Ostatnio jednak zaprzestali płatania zbyt wielu psikusów i drak. Sprawa Ogona, Lily... To wszystko nagle się skomplikowało, zakłócając prawidłowy rytm huncwotów.
Potter obawiał się, że mogli wyjść z wprawy, zwłaszcza po tym incydencie przy Grubej Damie. Peter musiał się na moment zamyślić, bo zahaczył o obraz swoją szatą i kobitka z obrazu momentalnie podniosła głos, uderzając przy tym w histeryczny ton. James, uciekając pod peleryną z chłopakami, usłyszał jeszcze coś o jakimś obcym duchu i rozboju w biały dzień. Dopiero później uświadomił sobie absurdalność tych słów: dochodziła w końcu dwudziesta druga.
James zerknął w ciemny tunel tajnego przejścia do kuchni. Było cicho. Kiedyś z Blackiem próbowali podglądnąć skrzaty podczas śniadania. Do kuchni nie udało im się wejść, ale już na początku tajnego przejścia słychać było gwar. Teraz było całkowicie cicho.
- Dobra nasza! - szepnął do kumpli. - Wszystko wskazuje na to, że skrzaciska śpią jak zabite.
- Jaka dobra?! - zaskrzeczał Syriusz.
- Ciiii! - uciszył go Peter.
- Zabite skrzaty nie zrobią mi kiełbasek! - szepnął, a jego mina wyrażał głęboką rozpacz.
James w ciemności usłyszał tylko westchnienia Petera i ciche prychnięcie Lupina. Sam natomiast klasnął się otwartą dłonią w czoło.
- One śpią, Black. Ś p i ą. - Potter powiedział to bardzo powoli i wyraźnie, żeby mieć dokładną kontrolę nad słowami. - W porównaniu z głupotą wszechświat ma swój koniec...
Syriusz w odpowiedzi tylko mocno pacnął go dłonią w potylicę, ale nie odezwał się już.
- Za mną - szepnął James i ruszył w głąb tunelu.
Kiedy już znaleźli się w środku i zasunęli za sobą obraz, Potter zwinął pelerynę i już po chwili szli, oświetlając sobie drogę światłem z różdżki wywołanym Zaklęciem Lumos.
Tunel kończył się małym otworem, który zasłonięty był przez niewielki obraz. W końcu skrzaty nie potrzebowały obrazów cztery razy większych od siebie.
James pchnął go lekko, a ten jęknął skrzekliwie, drgnął, po czym odsunął się. Chłopcy przecisnęli się przez otwór, a ich oczom ukazała się kuchnia.
Była ogromna, mimo iż wszystkie sprzęty były dopasowane do wzrostu przeciętnego skrzata. Potter dostrzegł nawet odrębny stolik, przy którym zapewne odbywała się degustacja dań mających trafić na stoły uczniów. Na piecach nie stały żadne resztki z kolacji, jak oczekiwali chłopcy, więc rozpierzchli się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Najlepiej z dużą ilością czekolady.
James zaświecił duże światło, by łatwiej mogli coś znaleźć. I w tym momencie stała się rzecz, której żaden z nich się nie spodziewał.
- No, skandal! - Był to skrzek zaspanego skrzata, którego tak naprawdę bardziej irytowało zaświecone u góry światło niż nieproszeni goście. - Co wy tu robicie, łobuzy?!
James odwrócił się w kierunku, z którego dobiegł głos. Okazało się, że był to jakiś znany skrzat - którego Potter rzecz jasna nie znał - uwieczniony na tym obrazie i to jego zbudzili huncwoci.
- Pan wybaczy... - zaczął, lecz wnet uprzytomnił sobie, że zwrot "Pan" nie jest najlepszym na zwrotem dla skrzata. - Znaczy...Jakby tu...eee...
Skrzat z obrazu machnął ręką z irytacją, jakby cała ta farsa zanadto się przeciągała.
Syriusz zaraz zgasił światło pod sufitem i cała kuchnia pogrążyła się w mroku.
- Proszę sobie nie przeszkadzać... - podsunął Lupin, używając bezpiecznej formy bezosobowej.
- Ja sobie nie przeszkadzam, chłoptasiu! - usłyszeli z obrazu. - To wy mi przeszkadzacie!
I nagle zrobiło się cicho. Huncwoci zamilkli jakby się zmówili, choć niczego takiego nie ustalali. Czekali. Może skrzat po prostu niedowidzi - w końcu był już stary - i pomyśli, że się wynieśli, bo skutecznie ich spłoszył.
Potter nie sądził, by skrzat z obrazu ich znał. Zapewne nie był na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w Hogwarcie. Te stworzenia stroniły od ludzi i byłoby to mało prawdopodobne, gdyby komunikował się z czarodziejami z obrazów na terenie zamku. A ten jedyne informacje mógł zaczerpnąć z gabinetu dyrektora, gdzie miał - jak przewidywał James - swój drugi obraz. W końcu jakoś porozumiewał się z Dumbledorem, reprezentując stronę skrzatów w szkole.
Cisza przedłużała się, aż Potterowi zaczęło dzwonić w uszach. W końcu usłyszał szept Petera:
- Hej, jego tu nie ma!
Zaraz zaświecili swoje różdżki i oświetlili obraz. Był pusty. Spojrzeli po sobie, a na ich twarzach pojawiły się mroczne cienie. Nie musieli nic mówić, wiedzieli, że od tej chwili mają naprawdę mało czasu, by działać.
Przyjąwszy założenie, że skrzat ich nie rozpoznał, tylko udał się do dyrektora, nie powie mu, kto buszuje między garami. Jednak zapewne szybko tutaj powróci, by nie przepuścić ich tajnym przejściem. Peleryna też na niewiele by się zdała w tym wypadku: skrzat po prostu zablokuje przejście i cześć pieśni! Zresztą ich przepustka do nocnych harców - niewidka - nie pomogłaby im przy Dumbledorze, to jasne. Jeszcze by ją skonfiskował, więc wówczas jej użycie byłoby zwyczajnie głupie.
Istniała też inna opcja, bardziej prawdopodobna: dyrektor zorientuje się, że tylko oni mogli wpaść na taki pomysł i pośle kogoś, by sprawdził, czy są w łóżkach. Jeśli ich nie będzie - karę mają jak w banku, nawet jeśli nie znajdą ich w kuchni - nie zdołają wrócić do dormitorium niezauważeni. Jeżeli jednak uda im się wyjść przed powrotem skrzata (zakładając, iż ten przybędzie zaraz po rozmowie z Dumbledorem, by pilnować łobuzów), będą mieli szansę znaleźć się w łóżkach przed kontrolą.
Chłopcy zdawali sobie z tego sprawę. Wiedzieli, czym się je takie sytuacje, więc rzucili się na półki, w których mogły być ukryte łakocie.
- Szybko! - popędzali się wzajemnie. - Zaraz tu będzie!
- Mam coś! - rzucił Black, a reszta pognała w jego stronę.
Jedna z ogromnych lodówek, które stały w rzędzie pod ścianą świeciła otwarta na oścież. Już z daleka widać było, iż w całości służy do przechowywania ciast, tortów i innych słodyczy. A tych było w bród!
- O, ludzie! - Peter wydał z siebie cieniutki kwik radości. - Co bierzemy?
- Tylko żeby nie upaprać peleryny tymi masami...! - powiedział przezornie Lupin. - Niech każdy weźmie po trochu.
Syriusz jęknął boleśnie.
- "Po trochu"?! To dla mnie jak wyrok! Ja biorę ile wlezie! - i powiedziawszy to, sięgnął po leżący na suszarce nóż, a z szuflady wyjął papier śniadaniowy.
- Dobry pomysł - pochwalił Blacka Potter i wyjął cały czekoladowy torcik, dając do ukrojenia Syriuszowi.
Ten w mgnieniu oka, ze zręcznością zawodowca zanurzył nóż w masie, zagryzając przy tym w skupieniu dolną wargę. Odkrojony kawałek sprawnie zapakował w papier i już przed nim wylądował placek biszkoptowy z gęstą, śmietankową masą z bakaliami, polany czekoladą.
- Zaraz się roztopię... - szepnął do siebie, krojąc krzywo ogromny kawał ciasta. - Następny!
I tak chłopaki podsunęli mu z pięć różnych ciast i torcików. Sami zaś naładowali do papierowych toreb kilkanaście rodzajów drobnych ciasteczek. Były tam kruche przełożone konfiturą, rogaliki francuskie, babeczki z toffi oblane czekoladą, chrupiące orzechowe, z galaretką, z ptasim mleczkiem i owocami... Torby upchnęli do kieszeni szat.
- A teraz szybko, szybko, za obraz, póki nie ma tego zgreda! - zawołał James i pognał w stronę wyjścia.
- Ej... - usłyszeli obcy głos z kąta kuchni. I nie przypominał im on żadnego skrzata. To był jakiś uczeń.
Obejrzeli się za siebie i stanęli jak wryci. Potter miał wrażenie, że ktoś wmurowuje naprędce jego kończyny w podłogę.
- Mogę...eee... zabrać się z wami...? - usłyszeli chrapliwy głos.
Syriusz odwrócił się w stronę Jamesa. Tak, zdecydowanie odzyskali już zdolność myślenia, a nawet działania. Trzeba było wiać. I to czym prędzej.
James zamrugał. Wciąż nie mógł w to uwierzyć.
- A-ale... - zająknął się, po czym jakby otrząsnął się z amoku i podniósł głos. - Na litość! Co ty tu - do diabła - robisz, Smark?! Hę?!
-.-.-.-.-.-.-.-.- I znów, dzięki Ani - pojawiło się to, co się pojawiło. Inaczej: pojawiło się bez tych wszystkich "drobiazgów" ^^. Dzięki ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Dobre ;D
Umiesz pisać i wykorzystujesz to przeciwko nam, czytelnikom o słabych umysłach i wolach walki! Nikt nie oprze się tej opowieści, a ty Molu, ty przebiegły pisarzu, z pełną premedytacją wykorzystujesz to przeciwko nam! Ale żeby nie było - my się nie bronimy ;P
Kolejny mistrzowski odcinek, nie naciągany pod względem tekstów i docinków bohaterów, który jak te ciasta sprawił, że z zachwytu mało się nie rozpuściłam ;P
Pisz dalej i niezastąpionego, niezmordowanego Wena ;]
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Dobrze wiedziała, że samo jego imię działa nie niego jak płachta na byka.
Powinno być "na".
(zakładając, iż ten przybędzie zaraz po rozmowie z Dumbledorem, by pilnować łobuzów),
Dumbledore`em.
Jedna z ogromnych lodówek, które stały w rzędzie pod ścianą, świeciła otwarta na oścież.
Zgubiony przecinek.
***
Kolejna wspaniała część. Początek rozdziału i "Co ty mówisz" mnie rozśmieszyła. Również akcja pt."Zebrać łupy wojenne z kuchni" też niczego sobie. Ale ciekawe, co Severus tam robił? I jeszcze prosił Huncwotów o przysługę? Ciekawe, ciekawe.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Dom:Gryffindor Ranga: Przeciętny Uczeń Punktów: 172 Ostrzeżeń: 1 Postów: 63 Data rejestracji: 09.10.10 Medale: Brak
Na początku przyczepię się do najdrobniejszych szczegółów ; )
Syriusz był już w swojej brązowej piżamie, lecz James wciąż w ubraniach.
Bardziej by tu pasowało zamiast "lecz", słówko "a"
Syriusz był już w swojej brązowej piżamie, a James wciąż w ubraniach.
Potter podniósł na niego wzrok zbitego psa.
Po prostu: Potter spojrzał na niego wzrokiem zbitego psa.
Te stworzenia stroniły od ludzi i byłoby to mało prawdopodobne, gdyby komunikował się z czarodziejami z obrazów na terenie zamku.
Jakoś dziwnie się to czyta. Chyba chciałaś napisać coś w stylu
"Te stworzenia stroniły od ludzi. Było mało prawdopodobne, aby komunikowały się z czarodziejami z obrazów na terenie zamku."
A inna sprawa. Ja bym pisała raczej, że skrzaty lubią czarodziejów i rozmowy z nimi, w końcu tak by to wyglądało z książek HP, sądząc po zachowaniu Zgredka i innych skrzatów z Hogwarckiej kuchni ; )
Ale to oczywiście Twój FF, więc ok, u Ciebie skrzaty są takie, a nie inne. I dobrze!
Torby upchnęli do kieszeni szat.
Hihi, to chyba były kieszenie bez dna!
Ale ogólnie na temat rozdziału i Twojego stylu pisania- super! Strasznie mi się spodobało to, jak piszesz!
Dużo dialogów, szybka akcja, bez nudy...
A do tego są opisy i dobrze oddajesz charakter każdej postaci!
Arrghh nienawidzę Cię! ;D
Moja droga, piszesz na prawdę dobrze. Weny i inspiracji życzę ci ogromnych pokładów i czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Pozdrawiam ; )
Dom:Gryffindor Ranga: Zdobywca Kamienia Filozoficznego Punktów: 66 Ostrzeżeń: 0 Postów: 49 Data rejestracji: 15.06.10 Medale: Brak
Baaaardzo mi się podoba twoje FF.Dużo się w nich dzieje, jak to czytam to potrafię się chichrać jak wariatka, lub płakać jak bym była w depresji. Twoje FF po prostu mi się podoba!!!!!!!!
życzę wena
__________________
Najlepsi ludzie to ci którzy mają poczucie humoru.
POZDRAWIAM TYCH KTÓRZY MNIE POZDRAWIAJĄ!!!!!!
Od przebiegłości Ślizgonów
Kretynizmu Puchonów
I o Wiedzy - O - Własnej - Wszechwiedzy Krukonów
CHROŃ NAS GRYFFINDORZE
Dom:Gryffindor Ranga: Charłak Punktów: 5 Ostrzeżeń: 0 Postów: 3 Data rejestracji: 14.10.10 Medale: Brak
Cudne jest twoje FF. Przeczytałam je w dwa wolne popołudnia.
Strasznie podoba mi zakończenie rozdziału:
mooll napisał/a:
James zamrugał. Wciąż nie mógł w to uwierzyć.
- A-ale... - zająknął się, po czym jakby otrząsnął się z amoku i podniósł głos. - Na litość! Co ty tu - do diabła - robisz, Smark?! Hę?!
Dom:Gryffindor Ranga: Zdobywca Kamienia Filozoficznego Punktów: 69 Ostrzeżeń: 0 Postów: 17 Data rejestracji: 01.11.10 Medale: Brak
Twoje FF jesr super.Pisz dalej mam nadzieje ze jeszcze pare rozdziałów się ukaze,bo bardzo się wczułem,prawie jak w ksiązce HP.Zycze weny i czekam na dalszy ciąg wydarzeń.
__________________
Wyrazy szacunku dla drogi Gościu składają panowie Huncwoci.
Dom:Ravenclaw Ranga: Sklepikarz z Hogsmeade Punktów: 817 Ostrzeżeń: 0 Postów: 223 Data rejestracji: 17.12.08 Medale: Brak
Leżę sobie w łóżeczku z laptopem na kolankach i nadrabiam zaległości w czytaniu. Nadrobiłam i jak zwykle Nadrobiłam Twoim FF uśmiałam się jak norka. Więc bardzo dziękuję moll'u za zapewnienie mi tej rozrywki, życzę wena i gratuluję nowego awatara, bo jeszcze nie było okazji, żeby go pochwalić
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Chciałam napisać krótkie słowo, zanim wstawię ten rozdział.
Nie było mnie ponad rok. Dużo. Ale też wydarzenia, które miały miejsce w tym czasie, a o których nie będę się rozwodzić, całkowicie usprawiedliwiają tak długą przerwę.
Nigdy nie przyznałam otwarcie, że chcę zakończyć pisanie tego FF na rozdziale XXX, choć często nachodziły mnie myśli, że "pewnie już nie uda mi się do niego wrócić". Tymczasem pojawił się XXXI rozdział (musiałam przebrnąć przez wszystkie 30, by przypomnieć sobie co nie co:) )!
Jeśli jeszcze jest ktoś, dla kogo mogłabym dalej pisać - dajcie temu wyraz z swoich komentarzach.
PS. A do końca już nie zostało daleko...
Życzę miłej lektury,
mooll
ROZDZIAŁ XXXI , część I
Ręka z z rozczapierzonymi palcami przecięła powietrze, szukając nocnej szafki. Na oślep błądziła po niej, aż niezdarnym ruchem chwyciła okulary i nałożyła na nos Jamesowi Potterowi.
Chłopak zamrugał. Powoli docierały do niego wydarzenia ostatniej nocy, gdyż z huncwotami położyli się, mając przed sobą zaledwie godzinę przyzwoitego snu. Zamierzał dosypiać na zajęciach. Trudno, niech straci... Egzaminy nie są w przyszłym tygodniu! Będzie miał jeszcze czas się pouczyć. Zresztą Lily mu pomoże...
Szlag! Lily... Musi z nią pogadać! Wciąż się na niego gniewa i chodzi ze Smarkiem wszędzie, chyba na złość Potterowi!
To mu od razu przypomniało, dlaczego zdecydował się na ten skok do kuchni. Było mu źle z tą sytuacją, a czekolada mogła z tym wypadku wiele zmienić.
Teraz pamiętał to doskonale. Korytarz i ten przeklęty obraz jakiegoś skrzata, który obudził się, gdy włączyli światło. No, pech.
Spieszyli się, by zdążyć zanim wróci od Dumbledore'a. Już mieli zwiewać, gdy swą obecność ujawnił nie kto inny, jak Snape! Był przerażony, to trzeba mu było przyznać. Chciał się z nimi zabrać pod peleryną, ale oni sami nie mieścili się już pod nią jak kiedyś.
- Smark - odezwał się Potter. - Nie wygląda to różowo. Nie zmieścilibyśmy się nawet jeśli chcielibyśmy ci pomóc.
- Jeśli byśmy chcieli - dodał zaczepnie Black.
Smark zatrząsł się. Co on tu, u licha, robił?! A teraz ze strachu gacie na jego szanownych czterech literach ledwie się trzymają. To zbyt podejrzane... James pomyślał wówczas, że ten lęk może wcale nie jest związany z Dumbledorem, albo tylko częściowo. Snape ewidentnie wpadł w tarapaty. A ponieważ Potter na tzw. kłopotach się znał, wiedział jaki to rodzaj strachu oblatuje wówczas człowieka. Smarkerus nie bałby się aż tak, gdyby chodziło tylko o jakieś punkty, naganę, czy jakąkolwiek inną karę nałożoną przez dyrektora. Ale w tym momencie Potterowi było mu go najzwyczajniej w świecie żal, bo wyglądał naprawdę żałośnie.
- James, musimy się spieszyć... - zapiszczał cicho Peter, dając w ten sposób wyraz swojemu strachowi.
W tym momencie usłyszeli dziwny odgłos. Nie potrafili go sprecyzować, ale oblał ich zimny pot.
- Szybko! - warknął despotycznie Potter w stronę Severusa, a ten skoczył jak oparzony i natychmiast znalazł się przy nich. - Do obrazu!
Huncwoci rzucili się w stronę przejścia. Udało im się dosłownie w ostatniej chwili zatrzasnąć za sobą obraz, zanim usłyszeli chrapliwy skrzek skrzata, że "ta banda łasuchów zdążyła zwiać". Wokół panowały egipskie ciemności.
- Idziemy - oznajmił sucho James i szepnąwszy Lumos!, by rozjaśnić sobie drogę, zaczął energicznie iść w stronę drugiego wyjścia. Nikt nie odważył się odezwać. Atmosfera gęstniała z każdą upływającą chwilą coraz bardziej.
Kiedy pokonali kilkanaście metrów, Potter zatrzymał się, odwrócił i przyświecił im końcem różdżki w twarz.
- Nie po oczach...! - zamachał rękami Black, mrużąc oczy. Pozostali zareagowali podobnie, więc James opuścił światło niżej.
- No dobra - odezwał się sucho. - Gadaj, Smark, o co tu w ogóle chodzi?! Uratowaliśmy twój kościsty tyłek, to się łaskawie odwdzięcz.
Snape milczał przez chwilę. W skąpym świetle różdżki jednak można było zauważyć, że intensywnie zastanawia się, co odpowiedzieć, by było na tyle satysfakcjonujące, aby dali mu spokój i na tyle oszczędne w szczegóły, by nie powiedzieć im zbyt wiele.
- A o co wam w kuchni chodziło? - odpowiedział pytaniem na pytanie i sam sobie odpowiedział: - O jedzenie. Mnie też.
Potter zaśmiał się krótko.
- Albo nas nie doceniasz, albo jesteś naprawdę bardzo naiwny myśląc, że ci uwierzymy - A tak naprawdę?
James nie miał pojęcia, co Snape kombinuje. Zwłaszcza w kontekście ostatnich zdarzeń, wszystko, co powie Smark, mogło być dla niego wskazówką.
- Zakwitniemy tu niebawem, pospiesz się - warknął nieprzyjemnie, by zmusić Snape'a do gadania.
- Uciekałem... - zaczął, a Potter zmrużył oczy, próbując wybadać, czy Pan Tłustowłosy w końcu zdecydował się mówić prawdę. - Przed Filchem.
- I przyniosło cię do kuchni, zamiast do lochów? - spytał Black, a w jego głosie było słychać, iż chłopak nie do końca mu wierzy.
- W przeciwieństwie do was, dla mnie spotkanie z Filchem jest ujmą na honorze - odpowiedział cicho, ale jadowicie.
- A ty żeś widział honor! - prychnął Black.
Potter lekko szturchnął przyjaciela, by nie przesadził. Snape był teraz dla nich źródłem informacji, a nie obiektem ataków.
- Skoro się zasłaniasz honorem, to czemu nie podszepnął ci, żeby się tuż przed północą nie plątać po zamku, hę? - znów zapytał James. Przeczuwał, że może uda mu się jeszcze wydobyć ze Smarka jakieś informacje.
- Wracałem ze spotkania - odparł Severus bardzo spokojnie. James miał wrażenie, że na twarzy chłopaka dostrzegł zabłąkany uśmieszek.
- Ach tak? - zachęcił go Black.
- Z Lily Evans, skądinąd ci znaną, Potter... - Snape uśmiechnął się niewinnie, choć gdzieś na dnie spojrzenia czaił się triumf.
Jamesowi pociemniało przed oczami. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Wiedział, że Lily często robiła mu na złość w ten sposób, kiedy się posprzeczali, ale nie o tej porze! Powoli zalewała go fala nieprzyjemnego gorąca. Musiało być dobrze po północy, kiedy się z nim spotkała, szybko obliczył w głowie.
- Czyżby? - warknął Potter przez zaciśnięte zęby, chcąc zyskać na czasie. Wcale nie podobała mu się wizja siebie, jako ostatniego frajera zrobionego na szaro przez dziewczynę.
- Sam ją o to zapytaj - odparł Snape, posyłając mu mały, irytujący uśmieszek.
- Widocznie coś w tobie wzbudza w niej litość - dodał Black, widząc, że James powoli pogrąża się w rozpaczy. - Skoro spotyka się z tobą dopiero jak już ma pewność, że nikogo nie spotka na korytarzu...
Pozostali chłopcy zaśmiali się dla potwierdzenia słów Syriusza, lecz był to nieco wymuszony śmiech.
James pomyślał, że powoli zaczyna go boleć głowa. Było już późno, w zasadzie wciąż nie byli bezpieczni, tylko tymczasowo ukryci i wciąż mieli do pokonania dwa piętra. I do tego ta szokująca informacja o spotkaniu Smarka z Evans... To było trochę za dużo na Potterową głowę.
- Nie mogę na ciebie patrzeć - skrzywił się chłopak, jakby go zemdliło. Jednak tak na prawdę miał szczerze dość tej rozmowy, klaustrofobicznego tunelu i chciał już pójść. Chciał jak najszybciej zostać sam.
- Naprawdę starałem się zrozumieć - powiedział cicho i bardzo powoli Snape, oddzielając każde słowo.
Chłopcy spojrzeli na niego pytająco.
- Co Lily w tobie widzi - dokończył równie powoli. - Naprawdę. I wiesz co? Nawet zastanawiałem się czy pociąga ją bycie tak aroganckim, beznadziejnie zadufanym w sobie dupkiem...
Potter pokręcił głową z politowaniem.
- Widocznie za mało myślałeś. Zresztą to jest dość proste. Czyżbyś tylko ty jeden nie zauważył, że się zmieniłem, Smark? Może bystrością umysłu nie grzeszysz, ale sądziłem, że to naprawdę widać. - James miał wrażenie, że opowiada kurze jak dodać dwa do dwóch. Tylko Smarkerus mógł tego nie dostrzec.
- Oczywiście, jak coś ma być w wykonaniu Pottera, to cała szkoła musi wiedzieć, bo inaczej nie ma sukcesu. Biedna Lily... Zmarnuje się przy człowieku, który tylko szuka sławy i rozgłosu. Nie ważne jak mówią, byleby mówili, co? - Ze Snape'a wylewała się gorycz i żal. James nie bardzo wiedział jak się zachować. Pierwszy raz bowiem widział Smarka w takiej sytuacji.
Chłopak zmrużył oczy, chcąc rozgryźć przeciwnika.
W co ten Smark gra...?, zastanawiał się.
- Twoja "przemiana" była tak nienaturalna, że aż rażąca. - Smark skrzywił się wymawiając słowo "przemiana" i pokręcił głową z politowaniem. - Żenujące zagranie...
- Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mnie oceniać - wycedził Potter, celując w chłopaka różdżką. - Naprawdę mam ochotę zrobić ci tu krzywdę i zostawić...
Peter szturchnął Jamesa łokciem między żebra.
- Rogaczu... - szepnął.
Na co Snape nieoczekiwanie roześmiał się.
- Urocze, Potter. Naprawdę udany koniec tej... przygody - mówił to wciąż na uśmiechu, choć był to uśmiech głębokiego politowania. - Ro-gacz!
- Severusie - odezwał się dotychczas milczący Lupin swym opanowanym i spokojnym głosem - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że bardzo, ale to bardzo nierozsądne jest igranie z nami w tej chwili?
Snape spojrzał na Remusa uważniej. Pozostali również nadstawili ucha. Lupin nie za często odzywał się w takich sytuacjach. Zabierał głos, kiedy przybierały naprawdę zły obrót.
- Może nie zauważyłeś, że wzięliśmy cię ze sobą - kontynuował jakby nigdy nic chłopak.
- Właśnie - wtrącił swoje trzy grosze Peter. - Szkoda, że nie widziałeś swojej miny i błagalnego tonu!
Remus spojrzał karcąco na Glizdogona.
- Zabranie cię to była trudna decyzja, bo sami ledwie mieścimy się pod peleryną - ciągnął Lupin. - Nie masz na tyle przyzwoitości, by chociaż w takiej sytuacji okazać minimalną wdzięczność?
Nastała chwila ciszy. Chłopcy jednak wiedzieli, że Remus zrobił tę pauzę celowo i czekali, co nastąpi.
- Wiesz... Nie, żeby mnie na tym zależało... - powiedział z przekąsem Lupin.
- Ale niektórym może zależeć - wtrącił się Syriusz, posyłając świdrujące spojrzenie Snape'owi.
- Niektórym - Remus uśmiechnął się nieco sztucznie niezadowolony, że znów mu ktoś przerywa. - Ale tak naprawdę to świadczy tylko o tobie...
Cały Luniak..., pomyślał James. Chciał zadziałać na ambicję Tłuściakowi, ale Smark to nie ten poziom...
- Dajmy temu spokój - odezwał się jednak na głos. - Nie potrzebuję wdzięczności, ale honoru to ty nie masz. Idziemy.
I nie dając dojść do głosu Snape'owi, ruszył w stronę wyjścia z tunelu. Był coraz bardziej zmęczony. Wolał nie wiedzieć, w jakim stanie są teraz jego kieszenie szaty, w których zapewne rozpłynęły się kawałki tortów. Zresztą myśl o nich wcale nie poprawiła mu humoru.
Szli jeszcze z dobry kwadrans, z czego ostatnie pięć minut wspinali się po stromych schodach. Ostatnie dziesięć metrów powiedziało im, że są praktycznie na miejscu. Od przejścia za posągiem do wieży Gryffindoru mieli zaledwie kilkanaście metrów, więc spotkanie z woźnym praktycznie im nie groziło. Snape był w dużo gorszej sytuacji: musiał pokonać ogromną odległość. Bez znajomości skrótów i bez peleryny-niewidki.
Zatrzymali się tuż przed wyjściem. Chłopcy przystawili do ściany uszy. Cisza.
Black zastukał różdżką w trzy cegły i ściana rozsunęła się bezszelestnie. James wysunął głowę zza posągu by sprawdzić, czy na horyzoncie nie czai się Filch albo jego bura kotka Norris.
- Droga wolna - szepnął i minął posąg tak, by go nie poruszyć, co mogło wywołać hałas.
Pozostali huncwoci ruszyli za nim. Kiedy byli już na korytarzu, Peter niosący pelerynę rozłożył ją, by mogli się pod nią schować. Snape jednak został bez ochrony. Wściekły i trupio blady.
- Powodzenia... - rzucił James z nutą sarkazmu. - I tak odwlekliśmy twój szlaban w czasie, biorąc cię do tego przejścia. Idziemy.
Chłopcy ruszyli powolutku w stronę obrazu Grubej Damy. Niecałe pięć minut później umęczeni drobieniem małych kroczków, wyszeptali hasło.
- Jak ja to uwielbiam...! - skomentowała Gruba Dama. Po czym dodała z przejęciem: - Zjawia się taki, nie widać go, zna hasło... A jak to jakiś przestępca?!
James przewrócił oczami. Ta histeryczka mnie wykończy..., pomyślał i uchylił nieco pelerynę, by pokazać Damie swoją głowę.
- Na tiarę Merlina! - pisnęła. - Co się stało z twoim ciałem, chłopcze?! Było takie wysportowane... W quidditcha przecież grałeś! Jaka strata!
- Proszę cię...! - syknął James. - Zazwyczaj mam całe ciało, tylko tak na chwilę go nie mam...
Zdał sobie sprawę, że jego wypowiedź była totalnie pozbawiona sensu, ale nie miał już na nic siły. A mocowanie się z Grubą Damą o to, czy ma ciało czy może nie, wykraczało poza jego zapasy energii.
Kobieta zamyśliła się.
- No dobrze... - powiedziała powoli i odsunęła obraz, dodając: - Ale przyjdź jutro z ciałem, żebym się nie martwiła!
Black prychnął, a Lupin zachichotał.
- Przyjdę - zapewnił ją James, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
W pokoju wspólnym Gryffindoru mogli już zdjąć pelerynę i roześmiać się na dobre.
- Zazwyczaj?! - parsknął Black i zgiął się wpół, przytrzymując jedną ręką oparcia fotela. - Padnę!
- Ale okazjonalnie pozwalam mojej głowie na wieczorne spacery - zawył Lupin. - Gościu, powalasz mnie!
Peter zawtórował im śmiechem.
- A już byłem pewny, że ta wyprawa skończy się katastrofą - powiedział Potter, uspokajając się powoli.
- I nie wiem, czy się nie skończy - usłyszeli zimny głos z kąta Pokoju Wspólnego. Z cienia wyłoniła się Evans we flanelowej piżamie w czerwoną kratkę i odrzuciła do tyłu włosy.
- Lily...? - zapiszczał James, po czym natychmiast odchrząknął: - A co ty tu robisz?
- A może ty mi odpowiesz na to pytanie? - spytała z udawaną uprzejmością, od której dreszcz przeszedł mu po plecach.
James powstrzymał się od wyciągnięcia na raz wszystkich dział i zrobienia dziewczynie awantury za te je nocne przechadzki z Potterowym ulubieńcem, Smarkerusem. Wiedział, że przyjdzie jeszcze czas, by mu to wyjaśniła.
Black poklepał przyjaciela po plecach krzepiąco i dał mu znać, że oni się wycofują z tej dwuosobowej imprezy do swoich dormitoriów.
Potter westchnął. No to się zacznie...
- Dumbledore cię szukał - powiedziała sucho.
Chłopak struchlał. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego. Czego mógł chcieć od niego Dumbledore?! W jednej chwili zapomniał o swoim gniewie na Lily.
Zmartwiał: Skrzat z obrazu w kuchni przecież zniknął po to, by zawołać dyrektora! Chociaż tak na dobrą sprawę nie wiedzieli, gdzie on się udał, ale wszystko na to wskazywało. Najwidoczniej Dumbledore się wściekł. Wyrzucą ich. I to na ostatnim roku! Co za wstyd!
- Mnie? - jęknął. - U ciebie?
- Skoro nie znalazł cię u siebie... - Dziewczyna przewróciła oczami.
- No nie wiem, czy to takie oczywiste, że jeśli mnie nie ma u siebie, to na pewno jestem w dziewczęcym dormitorium! - James nieco oburzył się tokiem myślenia Evans. - Ładne masz o mnie mniemanie...
Lily jednak tylko pokręciła głową, jakby nie miała siły na tego typu kłótnie o drugiej w nocy.
- On nie był u mnie - uświadomiła go. - W każdym dormitorium jest obraz, który właśnie między innymi służy do kontaktu z uczniami.
Potter pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Kazał mi przekazać ci, byś przyszedł do niego jak wrócisz... - powiedziała, próbując najwierniej odtworzyć słowa dyrektora. - I, że dość długo zajęła ci ta droga z kuchni... cokolwiek, to znaczy...
James przełknął ślinę. Czyli Dumbledore wie, że tam byli. Wszystko jasne. Teraz trzeba przygotować się na wydalenie ze szkoły... Jako huncwot musi to znieść dzielnie. Nie ma innego wyjścia. Poczuł skręt w żołądku.
Zrezygnowany podziękował Lily za informację i odwrócił się chcąc skierować się do wyjścia. Lecz w tym momencie naszła go myśl, że nie chce iść na tę ciężką rozprawę z dyrektorem, zanim nie pogodzi się z Evans. Możliwe, że nie będzie chciała, ale musi spróbować. Już mu było naprawdę obojętne, dlaczego Lily spotkała się ze Snapem.
- Lily...? - odwrócił się, a w jego głosie wyczuwalne było błaganie o zrozumienie.
Dziewczyna podniosła głowę i zrobiła krok naprzód, lecz szybko się zreflektowała i skuliła w sobie, próbując zachować pozory.
Lecz ten jeden ruch wystarczył chłopakowi, by odważył się podejść do niej pewnym krokiem i bez słowa ją przytulić.
- Kochanie - szepnął czule - proszę, nie gniewajmy się na siebie. Naprawdę nie obchodzi mnie, dlaczego byłaś dziś wieczorem ze Smarkiem...
Lily odsunęła od niego.
- Z Severusem, chciałeś powiedzieć? - spojrzała na niego uważniej. - A skąd o tym wiesz?
- Czyli to prawda? - Potter zrobił minę człowieka dogłębnie rozczarowanego, który do końca łudził się jednak, że dwa i dwa nie da w sumie czterech.
Evans przytaknęła z przydługim westchnieniem. James czekał, co powie.
- Wiesz... - zaczęła - trudno mu się pogodzić z tym, że jestem z tobą... Koniecznie chciał wiedzieć, dlaczego ty...
Chłopak uniósł wysoko brwi. Czyżby Snape mówił prawdę? Z trudem to do niego docierało.
- ... to mu powiedziałam - ciągnęła Lily. - A ponieważ byłam na ciebie zła, stwierdziłam, że w zasadzie nawet o tak późnej porze mogę się z nim spotkać...
Spojrzała na Jamesa podejrzliwie, jakby chciałam znaleźć w jego twarzy wskazówkę, która podpowiedziałaby jej, czy wciąż jest na niego obrażona, czy nie.
Potter zrozumiał przekaz i szybko ją przytulił, lekko kołysząc.
- Wiesz, jak mnie teraz Dumbledore wyrzuci ze szkoły, chciałbym mieć chociaż pewność, że przynajmniej mam ciebie...
- Głuptasie - szepnęła na uśmiechu, co powiedziało mu, że już się nie złości. - Nie wyrzuci cię. Raczej potrzebował się z tobą skontaktować. Powiedział, byś skorzystał z jakiejś mapy...
James odsunął się nieco. Wciąż obejmował dziewczynę, ale tym razem patrzył jej w twarz.
- Jesteś pewna? - dopytywał się.
- Tak, na pewno cię nie ma zamiaru wyrzucić...
- Nie, ale czy mówił o mapie?
Lily kiwnęła zdecydowanie głową i dodała na potwierdzenie:
- Sto procent.
Teraz w głowie Pottera szumiało. Pojawiło się kilka poważnych pytań, na które niebawem miał uzyskać odpowiedzi. Nie wiedział, co o tym myśleć. Dyrektor, który w środku nocy szuka go po dormitorium i sugeruje skorzystać z mapy huncwotów...
- Aha - dodała Lily - masz się zgłosić do McGonagall.
- To w końcu do kogo? - nie rozumiał Potter.
Lily pokręciła głową.
- Do niej. To ona cię zaprowadzi o gabinetu dyrektora - odpowiedział cierpliwie.
Potter westchnął.
- To zbieram się.
Jeszcze raz popatrzył w tę cudowną, kochaną twarz Lily, pogłaskał po delikatnym, miękkim policzku i powiedział:
- Jaka to ulga móc cię znów mieć przy sobie. Uwielbiam cię, wiesz? - wyszczerzył się do niej.
- Wiem - odparła i dodała z zawadiackim uśmieszkiem: - Chyba zawsze to wiedziałam.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Na początek wyrażę swoją radość, że postanowiłaś kontynuować opowiadanie.
Rozdział jest świetny, błędów nie szukałam (o tej godzinie mózg mój nie jest w stanie szukać kruczków), jutro najwyżej ich poszukam. Romans kwitnie, i jestem ciekawa, co też za karę dostaną Huncwoci (chociaż znając Dumbla, może on wezwać ich przez zupełnie inny powód). I oczywiście całkiem niewinne tłumaczenie Seva*.*
Jeszcze raz, cieszę, że wróciłaś i postanowiłaś dokończyć to opowiadanie. Życzę Weny i czasu na pisanie.
Pozdrawiam, LH.
EDIT: Czas na błędy :)
Ręka z z rozczapierzonymi palcami przecięła powietrze, szukając nocnej szafki.
gdyż z huncwotami położyli się, mając przed sobą zaledwie godzinę przyzwoitego snu.
Korytarz i ten przeklęty obraz jakiegoś skrzata, który obudził się, gdy włączyli światło.
Nie zmieścilibyśmy się, nawet jeśli chcielibyśmy ci pomóc.
I tak odwlekliśmy twój szlaban w czasie, biorąc cię do tego przejścia.
- Kochanie - szepnął czule - proszę, nie gniewajmy się na siebie.
Zgubione przecinki.
Niecałe pięć minut później umęczeni drobieniem małych kroczków, wyszeptali hasło.
Literówka.
Edytowane przez Lady Holmes dnia 29-12-2011 10:43
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Lady House napisał/a:
Na początek wyrażę swoją radość, że postanowiłaś kontynuować opowiadanie.
Wiesz, dla mnie samej było to duże zaskoczenie^^.
Rozdział jest świetny, błędów nie szukałam (o tej godzinie mózg mój nie jest w stanie szukać kruczków), jutro najwyżej ich poszukam. Romans kwitnie, i jestem ciekawa, co też za karę dostaną Huncwoci (chociaż znając Dumbla, może on wezwać ich przez zupełnie inny powód). I oczywiście całkiem niewinne tłumaczenie Seva*.*
I tu zaskoczenie - to na "dywanik" poszedł sam James... I myślę, że to będzie duuże zaskoczenie.
Jeszcze raz, cieszę, że wróciłaś i postanowiłaś dokończyć to opowiadanie. Życzę Weny i czasu na pisanie.
Ej, kobieto, dzięki za support, bo ja już dawno przekroczyłam tę granicę, kiedy z zapałam łapałam za pióro, by dodać kolejny rozdział. A następny już był napisany...
No i za to miłe słowo - tym bardziej cenne, żeś Ty weteran fickowy ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Gryffindor Ranga: Dziedzic Gryffindora Punktów: 5622 Ostrzeżeń: 1 Postów: 633 Data rejestracji: 28.10.11 Medale: Brak
Rok nie obecności i chciało Ci się tutaj powracać? No ładnie. Ja bym się tak nie poświęciła. Moją opinię potem wyrażę, edytując ten komentarz. Na razie jadę od pierwszego rozdziału
m: Nie znoszę niekonsekwencji, więc zostawienie FF w połowie byłoby hipokryzją. Zatem czekam na edita ^^
Dobra, dojechałam do siódmego rozdziału Jest fajnie, zabawnie i w ogóle. James się zmienia, ale brakuje mi trochę jego szalonej postaci. Wrócę tu jeszcze później, bo na razie to mnie oczy bolą od czytania
__________________
Pomilczmy razem... no bo tak.
to takie reumatyczne xxx
twoje problemy są niczym czeski film. moje też, ale na szczęście u siebie się tego nie zauważa.
Dom:Gryffindor Ranga: Sklepikarz z Pokątnej Punktów: 826 Ostrzeżeń: 0 Postów: 213 Data rejestracji: 07.05.11 Medale: Brak
Jej mam nadzieję że iedlugo wstawisz olejny rozdział bo musze się dowiedzieć co chce Dumblrdore i co zrobi Sev... to znaczy Smark po tej jakby nie było pomocy ze strony Huncwotów.
A tak na serio...
Świetne FF i doskonały pomysł. Dzieje się dużo akcji a też związek Lily i Jamesa nie jest bezproblemowy maja woje zmartwienia itd.
oczywiście daje W i czekam na kolejne części z niecierpliwością.
__________________
Śmierć będzie ostatnim wrogiem który zostanie pokonany.
Każdy ma coś o co warto walczyć.
Chcieć osiągnąć coś co nieosiągalne, spróbować i mieć tą świadomość że się próbowało, żeby nie żyć ze świadomością że nigdy się nie spróbowało.
Prawdziwy pan śmierci nigdy przed nią nie ucieknie tylko zmierzy się z nią twarzą w twarz wiedząc że nikogo ona nie ominie.
Chyba zatem nie mamy wyboru. Musimy iść naprzód.
Czy kiedykolwiek mieliśmy inny wybór? Zawsze musieliśmy iść naprzód.
Pozdrawiam wszystkich użytkowników Hogs i gości , ale szczególnie tych którzy mnie pozdrawiają z bliżej nie określonych powodów ^^
No wreszcie dobrnęłam do końca. Nie ukrywam, że mi to zajęło trochę czasu No ale do rzeczy.
Podziwiam Cię, że po tak długiej przerwie, postanowiłaś znów wrócić do pisania i szczerze powiedziawszy, bardzo mnie to cieszy. Temat Twojego FanFicka jest oryginalny. I byłam zadowolona, że piszesz z punktu widzenia szanownego pana Pottera.
Przyznam szczerze, że na początku nie pasowało mi to, że James się zmieniał. A co za tym szło, zmieniali się wszyscy Huncwoci. Mogę powiedzieć, że nawet byłam z tego powodu zawiedziona. Stwierdziłam, że z tego powodu, opowieść będzie zwykłym romansidłem pozbawionym akcji i humoru. Dlatego z początku mnie to nieco zniechęciło. Jednak gdy zaczęłam czytać dalsze rozdziały, pozytywnie mnie zaskoczyłaś. W Twoim opowiadaniu nie brakuje akcji i bardzo ciekawie piszesz. Spodobały mi się szczególnie wątki Syriusz - Danielle. Podchody Jamesa do Lily chwilami doprowadzały mnie do niepohamowanego śmiechu. Ogólnie Twoje FF bardzo mi się spodobało i na pewno będę śledzić dalsze losy bohaterów. Daję W.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Nota: Jak się okazało, jeszcze są jakieś osoby, które coś pamiętają z mojej wersji siódmego roku Jamesa Pottera. A to się chwali. Tekst jest obetowany (błyskawicznie) przez Sz.P. Lady House - brawa.
Dziękuję za wszelkie sugestie dotyczące błędów i fabuły. Mam nadzieję, że druga część rozdziału Was nie rozczaruje...
Tymczasem rzucam ten tekst na pożarcie (Wam) i czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze. Pamiętajcie - ona karmią Wena! ^^
Rozdział XXXI - część II
James zapukał ostrożnie do gabinetu profesor McGonagall.
- Proszę! - usłyszał w odpowiedzi.
Chłopak ostrożnie nacisnął klamkę i pchnął solidne drzwi.
Rozglądnął się po pomieszczeniu. W gabinecie opiekuna Gryffindoru zdarzyło mu się być kilkukrotnie. Niestety, zazwyczaj nie były to przyjemne wizyty. Zawsze kończyły się albo odebraniem punktów, albo szlabanem.
Zauważył jednak, że od ostatniego razu gabinet nieco się zmienił. Wystrój był oszczędny. Dwa olbrzymie regały z książkami po prawej stronie zajmowały prawie całą ścianę. Po przeciwległej stronie całą płaszczyznę pokrywały półki o nieregularnych długościach i wysokościach, na których spoczywały różne drobiazgi i sprzęty magiczne. Ten brak regularności wprowadzał lekki oddech do sztywnych zasad, którymi zawsze kierowała się McGonagall. Z sufitu na cienkim łańcuszku zwisał żyrandol w minimalistycznym stylu: wyglądał jak pojedyncze pnącza rośliny wychodzące z jednego punktu, zakończone maleńkimi abażurami przypominającymi kielichy kwiatów. James pomyślał, że te małe punkciki w kielichach-abażurach dawały dużo większe światło, niż można byłoby się tego po nich spodziewać.
Na końcu pomieszczenia stało solidne, dębowe biurko, na którym spoczywały kałamarze, dwie dodatkowe lampki w stylu żyrandola i masa uporządkowanych papierów. Profesor McGonagall wyglądała, jakby za wszelką cenę chciała skończyć tę uciążliwą robotę i położyć się spać, ale pracy miała na co najmniej dwie godziny, jak oszacował James.
- Potter? - spojrzała na niego lekko zaskoczona, lecz szybko dodała: - Och, oczywiście... Tędy.
McGonagall wstała energicznie. Pomimo lekko podkrążonych oczu, wyglądała jakby dopiero skończyła z nimi zajęcia w południe. Miała na sobie ciemnozieloną, lekko połyskującą pelerynę a włosy wciąż nienagannie upięte w wysoki, ciasny kok.
W tym momencie jednak rozległo się głośne, natarczywe pukanie.
- Kogo zaś niesie? - mruknęła lekko poirytowana. Najwidoczniej była już bardzo zmęczona, pozwalając sobie na narzekanie, ale już głośniej powiedziała: - Proszę wejść!
Do gabinetu wkroczył Filch, kurczowo trzymając za ramię chłopaka, w którym James z miejsca rozpoznał Smarka.
Niedorajda od siedmiu boleści..., pomyślał siląc się, by jego twarz wyrażała obojętność. Szpiegiem to on nie ma szans zostać...
- Przepraszam, że przeszkadzam, pani profesor... - odezwał się chrapliwie woźny, choć nie wyglądał, jakby mu było z tego powodu specjalnie przykro i szarpnął energicznie Snape'a za ramię, jakby to miało wszystko tłumaczyć, lecz po chwili dodał: - Mam tu gagatka, pałętającego się po zamku...
- Widzę - odparła McGonagall oschle, po czym westchnęła z miną wyrażającą ból głowy. - Panie Snape... Cóż pan tak pilnie potrzebował załatwić poza swoim dormitorium?
Filch puścił chłopaka, kiedy opiekunka Gryffindoru, wskazała mu ręką krzesło znajdujące się tuż przy biurku.
Snape, rozmasowując sobie ramię, ze spuszczoną głową usiadł na krawędzi krzesła. Rzucił szybkie i ukradkowe spojrzenie w stronę Pottera, który tylko nieznacznie uniósł lewą brew. James zresztą przypuszczał, że chłopak nie może przeboleć, iż akurat on, Potter, jest świadkiem jego upokorzenia, czym niewątpliwie było spotkanie z Filchem, pogadanka u zastępcy dyrektora i najprawdopodobniej nałożenie kary, którą zapewne będzie szlaban. Jeszcze niedawno w takiej sytuacji James zrobiłby wszystko, by pokazać Smarkowi, gdzie jest jego miejsce, a następnego dnia przekazałby komu trzeba soczystą informację o upadku Snape'a, by dowiedziała się o tym cała szkoła. W zasadzie jego samego zaskoczyło, iż wcale nie cieszy go widok żałośnie wyglądającego Ślizgona, jednak nie czuł potrzeby dokopania mu z tego powodu. Wolał nie mieć z nim nic wspólnego, to wszystko.
Minęło kilka chwil, a McGonagall nie doczekała się odpowiedzi. Snape uparcie milczał.
- No, słucham? - ponagliła go.
- Nie mogę powiedzieć - odpowiedział w końcu bardzo cicho, a jego przetłuszczone, czarne włosy jeszcze bardziej przysłoniły mu twarz.
- Nie? - Twarz nauczycielki wyrażała głębokie zdziwienie. Rzadko spotykała się z tak otwartą niesubordynacją.
Nagle przechyliła głowę, jakby coś sobie uzmysłowiła. Spojrzała na Pottera. Odwróciła się w jego stronę i ruchem głowy wskazała, by poszedł za nią. Skierowała się za ogromną kotarę, dzięki której ani Filch, ani Snape nie mogli zobaczyć ogromnego obrazu, do którego podeszła. James zauważył, iż wyjątkowo nie przedstawiał on żadnego czarodzieja, a jedynie mugolskie miasto z lotu ptaka. Potter rozpoznał w nim Londyn dzięki charakterystycznemu Tower Bridge na rzece Tamizie, ale też leżącemu nad jej brzegiem Pałacowi Westminster i Big Benowi.
Londyn jest bardzo widowiskowy z góry..., przemknęło Potterowi przez głowę.
Nauczycielka szarpnęła za klamkę umieszczoną w ramie obrazu, który otworzył się niczym drzwi. Nie weszła jednak przez nie, lecz ręką wskazała chłopakowi kierunek.
- Pamiętaj: przed posągiem feniksa należy podać hasło - powiedziała szeptem, prawdopodobnie ze względu na woźnego i Smarka. - W tym tygodniu to Wełniane skarpety. A teraz na górę. Dyrektor też chce pójść spać, a wciąż na ciebie czeka.
- Tak jest - odparł szybko chłopak i zaczął szybko wspinać się po stromych, kamiennych schodach.
- Wełniane skarpety - powiedział niepewnie James, stojąc przed żelaznymi drzwiami gabinetu dyrektora. Czuł się trochę głupio, wypowiadając tak dziwaczne hasło.
W tym momencie w drzwiach strzeliło coś kilkukrotnie w różnych miejscach. Potter nie wiedział, czy jest to właściwy mechanizm, gdyż nigdy nie spotkał się z czymś takim. Kiedy trzaski ucichły, niepewnie zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Powtórzył to nieco mocniej, jednak wciąż odpowiedziała mu cisza.
W końcu zaryzykował i powoli nacisnął klamkę. Otworzył oporne, ciężkie drzwi i wszedł do środka.
Nigdy nie był w gabinecie dyrektora, więc chłonął oczami każdy milimetr pomieszczenia. Było wysokie i duże z antresolą, gdzie zauważył pełne regały sięgające sufitu z ciasno poukładanymi księgami.
W tej części gabinetu, w której teraz stał James, ściany pomiędzy oknami wypełniały szklane witryny, za którymi można było zobaczyć przeróżne urządzenia i przedmioty magiczne. Jednak po jego prawej stronie była oszklona wnęka, za którą znajdowała się solidna misa. Na sąsiadujących półkach stały różnej wielkości i kształtów pojemniki, flakoniki i buteleczki. Chłopak zdał sobie sprawę, że w gabinecie panował lekko niebieski odcień, który prawdopodobnie pochodził z niebiesko zabarwionych witraży w oknach, oddzielających kolejne witryny.
Potter stał jak zaczarowany, dopóki z transu nie wywołał go ciepły i spokojny głos.
- Dobry wieczór, James.
Chłopak zwrócił głowę w stronę dochodzącego głosu. Spojrzał w górę. Na antresoli stał profesor Dumbledore, który właśnie powoli zaczął schodzić w dół schodami kończącymi się przy dużym, solidnym biurku.
- Dobry wieczór - odpowiedział James nie do końca przekonany, że ten rodzaj powitania pasuje do godziny odwiedzin.
- Zapewne zastanawiałeś się, dlaczego cię tu wezwałem. - Dumbledore mówił spokojnie, wciąż przemierzając schody, nieśpiesznie stawiając stopy.
Chłopak tylko przytaknął skinieniem głowy.
- Usiądź, proszę - powiedział Dumbledore, wskazując solidne krzesło stojące przed biurkiem. Sam zaś powoli zasiadł po drugiej stronie mebla i oparł łokcie na oparciach. I splótłszy dłonie, przybliżył je do ust w zamyśleniu.
- Godzina nie jest młoda - odezwał się w końcu dyrektor - więc przejdę do rzeczy.
James czekał. Szumiało mu w głowie. Z jednej strony był pełen obaw, czy nie czeka go tym razem wyrzucenie ze szkoły. Z drugiej jednak pamiętał tę pewność, z jaką Lily powiedziała mu, że Dumbledore chciał się spotkać w zupełnie innej sprawie.
Przełknął nerwowo ślinę. Dyrektor chyba to zauważył, bo nieznacznie się uśmiechnął.
- Dla nas byłaby to większa szkoda, gdybym cię, James, wyrzucił - spojrzał na niego ciepło znad swoich okularów połówek.
Ulga, jakiej doznał Potter, była tak widoczna, że Dumbledore zaśmiał się krótko chropowatym śmiechem, a chłopak zawtórował mu nieśmiało.
- James - odezwał się znów po chwili. - Sprawa jest poważna i chciałbym, byś jej nie zbagatelizował.
Potter kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Wówczas dyrektor rozsiadł się wygodnie i przybrał minę bajkopisarza.
- Może sobie nie zdajesz sprawy - zaczął - że w szkole niewiele rzeczy się ukryje moim oczom... Mam na myśli to, że oczy innych są moimi oczami. Chodzi mi o duchy, postacie z obrazów, naszego pana Filcha i jego kotkę Norris...
Zrobił krótką pauzę, by pozbierać myśli.
- Tak, James, wiem o waszej mapie - powiedział w końcu bez cienia triumfu w głosie. - Czy chcesz mi jeszcze o czymś powiedzieć?
Chłopak zastanawiał się czy jednak nie powiedzieć o pelerynie. Skoro Dumbledore wie o istnieniu mapy i nie chce jej skonfiskować... Prawdopodobnie chodziło o Luniaka. W innym wypadku na pewno by im ją odebrał. Jednak Remus wymaga nadzwyczajnych środków i Dumbledore to rozumie. Jednak szybko skarcił się w duchu. Po co ma mu o niej mówić? Chłopak nie widział takiej potrzeby.
- Nie... - odpowiedział na głos.
Dyrektor jeszcze chwilę mu się przyglądał, po czym ciągnął dalej:
- Widzisz, James... Pomimo tego, że w praktyce mam więcej niż tylko dwoje swoich oczu, nie mogę rozwiązać bardzo poważnej sprawy...
Czyżby ten wielki Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu, odznaczony niezliczonymi nagrodami, prosił o pomoc siedmioroczniaka Jamesa Pottera? Tego jeszcze nie grali, pomyślał z lekkim ubawieniem chłopak, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- A ponieważ twoja szajka... Jak wy się tam nazywacie? - staruszek zmrużył oczy, ściągnął brwi, usiłując sobie przypomnieć nazwę i lekko potarł podbródek.
- Huncwoci - podpowiedział James.
- No, jasne! - uśmiechnął się dyrektor. - Prawda jest taka, że wiecie więcej niż inni o tym, co się dzieje między uczniami naszej szkoły. Niestety żadna postać z obrazu i żaden duch nie jest mi w stanie powiedzieć niczego o relacjach uczniowskich. Wy natomiast - tak. A ponieważ to ty stoisz na jej czele, mam do ciebie kilka pytań.
Zapowiadało się naprawdę ciekawie. On, James, będzie pomagał przy rozwiązaniu zagadki samej dyrekcji Hogwartu. Ba! Będzie w tym celu mógł używać Mapy Huncwotów! Lily pęknie z dumy...!
W jednym momencie uleciał z niego lęk i odechciało mu się spać.
- Oczywiście, bardzo chętnie pomogę. Jeśli tylko będę w stanie - odpowiedział grzecznie i czekał, co nastąpi.
- Jestem przekonany, że doszły do ciebie słuchy na temat tego nieszczęsnego jednorożca, którego zabito... - Dyrektor rzucił krótkie, ale uważne spojrzenie w stronę huncwota, jakby sprawdzał jego reakcję.
- Tak... - odparł cicho James i zmrużył oczy, jakby to mu miało pomóc w przeszukiwaniu dysku twardego swojej pamięci.
- Niestety, sprawcy nie zdołaliśmy odnaleźć - powiedział smutno Dumbledore. - Nie wiem, czy do tego dojdziemy... Może kolejne wydarzenia pomogą nam w tym ustaleniu...
Potter zastanawiał się, o jakie "kolejne wydarzenia" może chodzić dyrektorowi, lecz na odpowiedź nie musiał długo czekać.
- Orientujesz się, jak sądzę, z jakiego powodu został zabity. - W spojrzeniu staruszka czaił się smutek.
- Nie trzeba mi do tego Mapy Huncwotów - uśmiechnął się gorzko Potter. - Dla krwi.
Dyrektor powoli pokiwał głową, aby potwierdzić słuszność wypowiedzianego przez chłopaka zdania.
- A tej nie było - powiedział z głębokim westchnieniem Dumbledore i chłopak zrozumiał, że to jest właśnie clou tej sprawy.
James zmarszczył brwi i spojrzał na nauczyciela, jakby się przesłyszał.
- Jak to: nie było jej?
- Upuszczono mu praktycznie całą krew - spokojnie odpowiedział dyrektor. - Pytanie więc jest nie: kto zabił jednorożca, lecz: komu ta krew była potrzebna. Inne pytanie, inne poszlaki, a odpowiedź prawdopodobnie tak sama, lub naprowadzająca.
Potter zaczynał rozumieć tok myślenia Dumbledore'a. Wiedział, jakie teraz padnie pytanie. A przecież dopiero co Ogon zwierzył mu się z tego, iż to on znalazł tego koniowatego. Albo osła, przemknęło Potterowi przez głowę, przypomniawszy sobie ostatnią lekcję ONMS.
Chłopaka obleciał blady strach. Zdał sobie sprawę, że Glizdogon wdepnął w coś gorszego, niż zwierzęce odchody. I to coś teraz będzie się za nim ciągnęło gorzej niż smród. Trudno będzie mu się obronić, nawet jeśli jest niewinny. Nie, no...! Peter j e s t niewinny!, nawrócił się w myślach. Ale jeśli nie... W zasadzie oni sami zamierzali rozwiązać tę zagadkę. Teraz jednak sprawy się komplikują. Jeśli Glizdek złamał prawo, oni mu to wybaczą, ale Ministerstwo może nie mieć tyle miłosierdzia. Potter był przekonany, że Peter jest szantażowany przez któregoś z Czarnej Trójcy i bał się myśleć, co od niego chciała, że teraz Dumbledore szuka u niego, Jamesa, pomocy.
W jednym momencie poprzysiągł sobie, że spotka się z resztą huncwotów w tej sprawie, jak tylko będzie taka sposobność i zrobi wszystko, ale to absolutnie wszystko, by Lily poszła do Slughorna na to głupawe spotkanie.
Już zaczął jej współczuć wieczoru, które będzie musiała spędzić w towarzystwie nadętych bubków, gdy dyrektor wyrwał go z zamyślenia.
- Widzę, że jesteś poruszony - rzekł powoli.
- Eee... - Potter szybko próbował wymyślić coś przekonującego. - No, ciężko, żebym nie był... Niecodziennie dowiaduję się o tym, że w zabitym jednorożcu nie ma krwi...
Staruszek przenikał go wzrokiem.
- Przecież to oznacza - perorował James - że ta krew jest komuś potrzebna. Komuś na krawędzi życia i śmierci... A to zawsze poważna sprawa. W końcu taki czyn wiąże się z przekleństwem tego życia...
Dyrektor przytaknął:
- Nie doceniałem chyba twoich zdolności... - uśmiechnął się tajemniczo i dodał: - Przemyśl swoją odpowiedź, wyśpij się i jutro po zajęciach przyjdź do mnie i powiedz mi, co wiesz w tej sprawie...
Potter także nie doceniał dyrektora. Jego przenikliwy wzrok widział naprawdę wiele. Chłopak był przekonany, że Dumbledore zobaczył coś w jego zachowaniu. Coś, co kazało mu przypuszczać, iż James ukrywa jakieś informacje, ale nie chce lub boi się mu powiedzieć. Widocznie przeczuwał, że w grę wchodzi coś naprawdę ważnego, jak przyjaźń lub miłość. Dał mu czas. Nie za dużo, ale nie ma wyjścia, musi mu wystarczyć. Wiedział, ze trzeba się spotkać i obmyślić strategię. Myślał, że zdąży się z chłopakami spotkać bez Petera zanim zdecydują się na poważną rozmowę z samym zainteresowanym. Czasu jednak nie było.
Chłopak czuł się jak w potrzasku. Bardzo bał się, że ta współpraca może zaszkodzić Ogonowi. Z drugiej jednak strony, jeśli Peter schodzi na złą drogę, trzeba go z niej zawrócić, a on może się stawiać - czasami ma takie odchyły, mimo iż raczej jest im wierny. Polityka wobec władz Hogwartu i Glizdogona musi być niezwykle delikatna.
- Oczywiście - odpowiedział Potter i chwycił się krawędzi biurka, jakby chciał wstać. Czekał jeszcze na pozwolenie Dumbledore'a.
Ten uśmiechnął się dobrodusznie i pozwolił mu odejść, życząc dobrej nocy.
Wychodząc z gabinetu, James spojrzał na zegar stojący na nieopodal biurka i pomyślał, że na pewno tej nocy się nie wyśpi - dochodziła czwarta.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Wow Kolejny rozdział mnie zaskoczył. Gdy James wchodził do gabinetu profesora Dumbledora przychodziło mi do głowy tylko to, że dyrektor podejrzewa, że szanowny pan Potter jest zamieszany w sprawy Voldemorta. No cóż, mam bujną wyobraźnię.
Do rzeczy. Rozdział bardzo mi się podobał. Fajne opisy sytuacji i podobało mi się to jak ujmowałaś słowa Alubusa. Tak...Dumbledorowato
Zaczęłam czytać i po pewnym czasie chciałam zobaczyć ile mi jeszcze zostało. Patrzę, a tu koniec! Bardzo się wczytałam
Ogółem - podobało mi się. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział i życzę weny i... czasu
__________________
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Tak, jednak wróciłam. I to chyba na dobre. Dla mojej Katarzyny która wybaczyła mi długą nieobecność spowodowaną tym, że Maladie zdawała w tym roku maturę. Ale jestem tu znowu, gotowa do jakiejkolwiek pomocy. To od razu zabieram się do pracy...
Co do pierwszej części rozdziału:
Wciąż się na niego gniewa i chodzi ze Smarkiem wszędzie, chyba na złość Potterowi!
Trochę mi nie pasuje szyk wyrazów w zdaniu. Zmieniłabym na "chodzi wszędzie ze Smarkiem", bo chodzi o osobę a nie o miejsce.
To mu od razu przypomniało, dlaczego zdecydował się na ten skok do kuchni. Było mu źle z tą sytuacją, a czekolada mogła z tym wypadku wiele zmienić.
"w" tym wypadku
Atmosfera gęstniała z każdą upływającą chwilą coraz bardziej.
Znowu mi nie pasuje kolejność słów. Wydaje mi się, że powinno być "coraz bardziej z każdą upływającą chwilą"
- Nie mogę na ciebie patrzeć - skrzywił się chłopak, jakby go zemdliło. Jednak tak na prawdę miał szczerze dość tej rozmowy, klaustrofobicznego tunelu i chciał już pójść. Chciał jak najszybciej zostać sam.
niepotrzebna spacja
- Oczywiście, jak coś ma być w wykonaniu Pottera, to cała szkoła musi wiedzieć, bo inaczej nie ma sukcesu. Biedna Lily... Zmarnuje się przy człowieku, który tylko szuka sławy i rozgłosu. Nie ważne jak mówią, byleby mówili, co? - Ze Snape'a wylewała się gorycz i żal. James nie bardzo wiedział jak się zachować. Pierwszy raz bowiem widział Smarka w takiej sytuacji.
"nieważne" razem - niepotrzebna spacja
Zrezygnowany, podziękował Lily za informację i odwrócił się, chcąc skierować się do wyjścia.
Po pierwszym słowie przecinek, ponieważ bez niego czytelnik odbiera słowo "Zrezygnowany" jako imię/pseudonim, a chodzi o stan, w jakim James się znajdował. Przecinek przyda się też w dalszej części zdania.
Spojrzała na Jamesa podejrzliwie, jakby chciałam znaleźć w jego twarzy wskazówkę, która podpowiedziałaby jej, czy wciąż jest na niego obrażona, czy nie.
- Do niej. To ona cię zaprowadzi o gabinetu dyrektora - odpowiedział cierpliwie.
Głodny mooll zjadł literkę "d" jak... Dopowiedz sobie sama A poza tym, w pierwszej części Kasia za bardzo weszła w rolę
Za część drugą wezmę się jutro, bo już mi się rozmazują literki Zedytuję, żeby nie zaśmiecać forum i nadrobię resztę moich zaległości, a potem czekam na nowy rozdział na PW
Edit by Maladie:
Wiem, nie zedytowałam wczoraj, ale mam nadzieję, że mnie nie z(a)bijesz, Kasiu Niestety, miałam problemy z Internetem i nie mogłam się zalogować na Hogsie. Ale już jest wszystko w porządku i mogę wracać do mojej "pracy". Teraz czas na część drugą:
- Proszę! - usłyszał w odpowiedzi.
Czasownik będzie pisany wielką literą, ponieważ jest to czynność niezwiązana z mówieniem.
W gabinecie opiekuna Gryffindoru zdarzyło mu się być kilkukrotnie.
kilkakrotnie
Filch puścił chłopaka, kiedy opiekunka Gryffindoru, wskazała mu ręką krzesło znajdujące się tuż przy biurku.
Zbędny przecinek
- Dla nas byłaby to większa szkoda, gdybym cię, James, wyrzucił. - spojrzał na niego ciepło znad swoich okularów połówek.
Czynność niezwiązana z mówieniem - zakończenie wypowiedzi kropką/pytajnikiem/wykrzyknikiem i pierwsze słowo wielką literą.
- A ponieważ twoja szajka... Jak wy się tam nazywacie? - staruszek zmrużył oczy, ściągnął brwi, usiłując sobie przypomnieć nazwę i lekko potarł podbródek.
Jak wyżej
Dyrektor przytaknął:
- Nie doceniałem chyba twoich zdolności... - uśmiechnął się tajemniczo i dodał: - Przemyśl swoją odpowiedź, wyśpij się i jutro po zajęciach przyjdź do mnie i powiedz mi, co wiesz w tej sprawie...
Pierwsze zdanie kończymy kropką, bo czasownik nie określa sposobu mówienia tylko czynność. Gdyby było:
Dyrektor odrzekł:
Dyrektor powiedział:
to jak najbardziej dwukropek może występować. Jeśli chodzi o ciąg dalszy, to Uśmiechnął wielką literą, bo określasz czynność, nie sposób mówienia.
Wiedział, ze trzeba się spotkać i obmyślić strategię. Myślał, że zdąży się z chłopakami spotkać bez Petera zanim zdecydują się na poważną rozmowę z samym zainteresowanym.
Primo, nie wcisnął Ci się Alt, żeby zrobić "ż". Sama często tak mam, jak chcę coś szybko zapisać Secundo, słowo się powtarza, a w drugiej części zdania jest niepoprawny szyk. Proponuję coś takiego:
Wiedział, że trzeba się spotkać i obmyślić strategię. Myślał, że zdąży zobaczyć się z chłopakami bez Petera zanim zdecydują się na poważną rozmowę z samym zainteresowanym.
Wychodząc z gabinetu, James spojrzał na zegar stojący na nieopodal biurka i pomyślał, że na pewno tej nocy się nie wyśpi - dochodziła czwarta.
Rozbawiło mnie to
Albo: zegar stojący na biurku
Albo: zegar stojący nieopodal biurka
To chyba wszystko. I przepraszam, Kasiu, za moją krytykę. I tak wiesz, że Cię uwielbiam
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Ravenclaw Ranga: Lord Punktów: 15399 Ostrzeżeń: 2 Postów: 198 Data rejestracji: 06.07.12 Medale:
Przez kilka ostatnich godzin zaczytywałam się w twoim opowiadaniu... I jest genialne!
Zazdroszczę ci talentu. To opowiadanie czyta się tak przyjemnie, że zapewne sama Rowling by ci go pogratulowała. :)
Szkoda tylko, że kilka ostatnich części było tak rzadko dodawanych. Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że szybko się weźmiesz się za kolejną część, a wena będzie ci sprzyjała, bo czuję chwilowo niedosyt twojej twórczości. :)
__________________
- Cóż, jeśli będę twoim przyjacielem, to czy powiesz mi jakie jest hasło do dormitoriów Gryffindoru, żebym mógł wślizgiwać się tam i podrzucać Weasleyowi do łóżka martwe zwierzęta?
- Nie!
- Ok, zdradzisz mi wszystkie brudne sekrety Weasleya i Granger, żebym mógł je odpowiednio ubarwić i rozprzestrzenić po szkole?
Harry nie mógł się zdecydować, czy jest przerażony, czy chce mu się śmiać.
- Nie!
- Czy mogę namówić cię, żebyś przeszedł na mroczną stronę?
- N... - zaczął Harry i spojrzał na niego z zakłopotaniem. To, pomimo wszystko, było bardzo poważne pytanie. - A chciałbyś?
Malfoy wydął wargi.
- Niekoniecznie. Chociaż to mogłoby być zabawne.
Harry potrząsnął głową z niedowierzaniem.
I tak, owszem, z pewną dozą rozbawienia. Nikt inny nie miał tak rażąco paskudnego charakteru jak Malfoy, a to, że obnosił się z nim tak bezwstydnie budziło niemal chęć wybaczeniu mu.
- Dobrze - powiedział w końcu Malfoy.
[...]
- Co zwykle robisz ze swoimi przyjaciółmi? - zapytał Harry niezręcznie.
- Mówię im co mają robić, a oni potem odchodzą i zostawiają mnie w spokoju.
- Och... - ten pomysł nie wydawał się Harry'emu zbyt zachęcający.
- Zrobisz to, co ci powiem? - zapytał Malfoy wprost.
- Nie!
- Ech - powiedział Malfoy ponuro.- Cóż... no więc, co ty zwykle robisz z przyjaciółmi?
- Eeee... dużo rozmawiamy, jaki jesteś wstrętny.
- Więc możesz to robić. Traktuję to jako komplement. 'Światło pod Wodą'
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.