Dom:Gryffindor Ranga: Animag Lew Punktów: 556 Ostrzeżeń: 1 Postów: 142 Data rejestracji: 28.10.09 Medale: Brak
Jestem pierwsza!
Mooll, pokazałaś nam kolejny mistrzowski odcinek! Bardzo mi sie podobał(jak cała reszta). Był taki dopracowany, taki spójny, no i w ogóle taki fajny. Od dziś zalicza sie do moich ulubionych odcinków twojego ff. Nie myliłam się twierdząc, że piszesz świetne opowiadania, o nie!
Nie podobały mi się tylko te wieczne kłótnie, podnoszenie głosu, sprzeczki Lily i Jamesa. Ale ta nuta romantyzmu to uczucie złagodziła. Tak więc zachowałaś idealną równowagę tych dwóch sił człowieczych. Oby tak dalej!
Nie ja jestem od oceniania twojego ff pod względem gramatyki, ortografii, bo zrobiła to Ania, wiec mogę tylko powiedzieć, że i pod tym względem powinnaś dostać Wybitny
I na końcu życzę ci powodzenia, idealnego przeskakiwania podnoszonych przez siebie poprzeczek i oczywiście wiecznego Wena. Żeby ci więcej nie uciekał! ;p
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Pomyślałam, że pewnie chce jakoś złapać Danielle, ale oczywiści napatoczyła się ta Brook!
Zgubiłaś "e".
***
Uff. No, dawno nie było nowego odcinka.
Bardzo długo, Kasiu .
"Zginęła dzielnie trzymając wartę w swoim ulubionym miejscu".
To zdanie strasznie mi się spodobało. Naprawdę.
Jak zwykle świetny rozdział. Dobrze rozłożona akcja, ale gdy zaczęłaś pisać o wejściu do tego korytarza, to momentalnie pomyślałam o Syriuszu.
Serio.
I co by tu jeszcze... Tylko życzyć Weny. Bo już nie będę po raz kolejny wyrażać podziwu dla twojego dzieła.
Pozdrawiam.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
O rany. Ja serio sklerozę mam. Nie dość, że wykasował mi się temat z obserwowanych, to jak wyjechałam na święta całkowicie o nim zapomniałam, mimo Twego przypomnienia Molu. ;D
Cóż ja mam Ci rzec...? To jest ten moment, kiedy zaczynam się powtarzać, serwując Ci tu wazelinę. Jak zwykle rozdział świetny jak poprzednie. Myślę, że wpadłaś w ten rytm pisania i odpowiedniego dla Ciebie stylu, po prostu Cię wsysło. Jestem ciekawa co wymyśli James. Znowu zostawiasz nas w niepewności. ^^ Pisz, pisz, byle dobrze, wierzę w Ciebie. Powodzenia i weny!
Dom:Ravenclaw Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1854 Ostrzeżeń: 3 Postów: 476 Data rejestracji: 04.03.10 Medale: Brak
Dpiero niedawno przeczytałam twój ff i... Kocham cię mool, piszesz wspaniałe ff-y, ja sama też piszę, ale kompletie nie umywa się do twojego!!!!!!!
Błędów dużo nie widzę, bo szybka czytam i najwięcej to 2 na rozdział. Kompletnie nie zauważyłam, że już 26, tak miło się czyta! Jesteś niesamowieta! Czekam na następne części z utęsknieniem.
Pozdro i wenki
A prpos, w niektórych momentach myślałam, że umrę ze śmiechu.
__________________
truskawka
Pozrowinia dla: Lady Cat, Yoyo, Pyflame, Ta sama maggie, Maladie, Mooll, Silencia, Arya, Wióra, Tom Riddle, Hermionka, Lapa, Lori Lemonberry, Lady House, Lena Luna, Lily Potter, Buczek, Bloo, Aniutek96, Pandora, Deprimo Corfingo, Bonnie131, Malkontentka, Polami, Buka, Agnes Black, Imbecile, Ginny004, Robbotto, Ginny Ruda i Narciss.
No i oczywiście ukłony w stronę sprawiedliwej Czary.
Oraz dla wszystkich miłych użytkowników Hogsmeade.
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Witam wszystkich! Dawno mnie tu nie było... Nie, to chyba nie był brak Wena. Ciągle mi coś podszeptywał, chociaż niestety musiałam go odganiań przykrymi słowami: "Chol**, nie mam czasu! Muszę się uczyć!" Ale dzielna Maladie kibicowała mi, bym wciąż myślała o FF. Toteż myślałam ^^. I w końcu się udało... ;)
ROZDZIAŁ XXVII
- To tylko i wyłącznie moja wina, proszę pana - powiedział na głos James.
- No fajno... Tyle, że ja nie zauważyłem, żebyś użył jakiegoś środka przymusu wobec niej. - Filch spojrzał na Evans jakby z odrazą.
Potter zastanawiał się, czy jest na świecie osoba, która byłaby w stanie spojrzeć na Lily w ten sposób. A jednak. Filch często wykazywał zdolności, których nie posiadali zwykli zjadacze chleba.
- Bo to były bardzo... przekonujące środki przymusu. - Chłopak mówił ewidentnie to, co mu ślina na język przyniosła.
Twarz Lily była kredowobiała, a po tych słowach wyglądała, jakby miałam zemdleć. Cóż, "pierwszy raz u Filcha" może wywołać różne reakcje. Zwłaszcza dla prymuski i prefekta naczelnego w jednej osobie. A Potter miał w tym już niezłe doświadczenie.
Co go omamiło pod tą łazienką? No tak, Evans. Sam był sobie winny i teraz musi sobie poradzić. Z Filchem próbował wielu rzeczy, by się wywinąć ze szlabanu. Teraz to musi być coś innowacyjnego.
Jeśli się nie uda, to przynajmniej oburzy się na tyle mocno, że zapomni o Lily, pomyślał James.
- Nie wątpię. - Filch pokazał szereg nieco zaniedbanych zębów.
- A nie dałoby się tego jakoś... w inny sposób... załatwić? - Potter nieśmiało chciał wprowadzać swój plan w życie.
Kątem oka zerknął na dziewczynę. Wyglądała na przerażoną. Lecz tym razem jej mina wyrażała nie tylko przerażenie, ale i oburzenie. Gotowa była jeszcze w tej sytuacji upomnieć go, że takie przekupne propozycje, to w Ministerstwie Magii, a nie w Hogwarcie. I nie z Filchem.
Na tę myśl, o mało się nie uśmiechnął. Ściągnął usta i wbił stalowy wzrok w bure oczy Filcha. Nawet kolor oczu ma taki jak ta jego kocica, przemknęło mu głupio przez głowę.
- A co ty mi tu, chłopcze, sugerujesz? - warknął woźny. - Nie jestem przekupny. Oboje będziecie zasuwać z miotłami do samego rana!
- Ja?! Ani mi to w głowie! - James oburzył się tak gwałtownie, że nawet Lily wyglądała, jakby mu uwierzyła.
Filch przyglądał się mu podejrzliwie. James natychmiast wykorzystał chwilę wahania i uderzył znów.
- Znam pewien sekret, umożliwiający panu częste odwiedziny w naszej kochanej wiosce! - Potter wyglądał, jakby był w swoim żywiole: propozycja nie do odrzucenia, utarg i murowany sukces.
Po tych słowach woźny zdawał się być nieco skołowanym. Jeszcze w zasadzie nikt nie odważył się z nim tak pogrywać. Jego mina była tak zabawna, że chłopak widział, jak Evans walczy, by utrzymać powagę na twarzy.
- Hogsmeade? - wychrypiał woźny.
- Jest takie jedno przejście... - Potter patrząc Filchowi w oczy, popchnął go lekko w plecy, jakby chciał zasugerować mu spacer. I tym samym oderwał od Lily, która teraz patrzyła jak jej chłopak nagabuje Filcha.
James kątem oka widział zdumioną twarzy dziewczyny, która niczym żona Lota z niedowierzaniem oglądała tę scenę, zamiast zejść z oczu woźnemu. Z jednej strony schlebiało mu to. Dogadanie się z Filchem, by odpuścił szlaban graniczyło z cudem. Nikomu dotychczas to się nie udało. Potter przeszedłby do historii już następnego dnia! Ale z drugiej strony, Lily naprawdę powinna stąd pójść. Póki Pani Norris nie ocknie się z amoku. Ta też stała jak zaklęta, nie mogąc się widocznie nadziwić zaistniałej sytuacji.
James powiedział Filchowi, co i jak. I, żeby Filch nie poczuł, że ktoś go wyrolował, oddał się na szlaban. Zresztą o Lily woźny już dawno nie pamiętał. Dziewczyna w końcu się ocknęła i uciekła do dormitorium.
Chłopak natomiast czyścił kantorek, w którym były same rupiecie. I nad ranem, kiedy wracał do swojego dormitorium, ze zmęczenia prawie zapomniał jak się nazywa. Wiedział tylko, że Mistrz Kopytek jest jeszcze mistrzem perswazji.
***
James wszedł do Pokoju Wspólnego powłócząc nogami. Coraz bardziej ciążyły mu powieki. Zwłaszcza podczas mrugania. Czuł, że najchętniej rzuciłby się w ubraniu na kanapę przed kominkiem, gdzie żarzyło się już tylko kilka czerwonych węgielków. Mimo, iż wiele rzeczy mu teraz zobojętniało, jak burcząca pod nosem Gruba Dama, niestety nie mógł sobie pozwolić na tę - wątpliwą mimo wszystko - przyjemność snu na kanapie.
Chłopak przetarł oczy i ziewnął potężnie. Starał się pozbierać, by jakoś doturlać swoje coraz mniej posłuszne ciało do dormitorium, a potem do łóżka. Czuł, że w tym momencie będzie to nie lada wyzwanie.
Właśnie mijał kanapę, gdy usłyszał, że coś się na niej poruszyło. Między poduszkami wystawała czyjaś noga. Po chwili z pieleszy wyłoniła się szopa zmierzwionych, rudych włosów, a potem nieco zmięta na twarzy Lily.
Potter rozpromienił się na jej widok i podszedł, patrząc na nią z czułością.
- Kochana, a co ty tu robisz? - Przysiadł na krawędzi kanapy. W jednej chwili ocenił swoje szanse: nogi ewidentnie mówiły "nie" dalszej wędrówce do dormitorium.
- Czekam na ciebie... - cicho powiedziała Lily zachrypniętym głosem, przygładzając swoje włosy.
Potter założył jej niesforny kosmyk za ucho i uśmiechnął się.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale mogłaś spokojnie pójść spać - zapewnił ją.
W jednym momencie wyraz twarzy dziewczyny zmienił się. Spojrzała na niego gniewnie.
- No pewnie! - żachnęła się urażona. - Abstrahuję już od tego, że układałeś się z Filchem, za co pewnie przejdziesz do historii, wyratowałeś mnie ze szlabanu, który wydawał się nieodwołalny i całą noc zasuwałeś na nim za mnie!
Z wrażenia, jakie wywołała ekspresyjna wypowiedź Lily, Jamesa aż odrzuciło do tyłu. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
- I ja miałabym się spokojnie położyć spać, tak?! - zadrwiła.
- No dobra... - poddał się Potter. - Ale nie ukrywam, że zaskoczyłaś mnie tutaj. W zasadzie to było bardzo miłe zaskoczenie, ale teraz chodźmy już spać, bo padam z nóg!
*
Następnego dnia Lily i James stali się przedmiotem lekkich dowcipów i spekulacji, gdyż oboje wyglądali na niewyspanych, co dawało niektórym pole do aluzji.
- Nie będę się tym przejmował. - Potter machnął lekceważąco ręką. - Załatwiłaś Luniaka?
Lily popatrzyła na niego ze zgrozą i zamrugała.
- Eee... Mam inne, bardziej humanitarne sposoby komunikowania się, James - odpowiedziała, po czym oboje wybuchli śmiechem.
- Nie, niestety jeszcze nie. Jestem zbyt zagoniona, ale postaram się zrobić to czym prędzej. Nie będę się za nim uganiała - powiedziała i sięgnęła po torbę, bo zbierała się już na zajęcia. - Ty, mam nadzieję, powiesz coś w końcu Blackowi, hm?
Potter westchnął. Jej mina była wymowna i wiedział, że rozmowy z przyjacielem nie może dłużej odwlekać. Przytaknął więc tylko skinieniem głowy i nachylił się, by ucałować ją w czoło na "do widzenia".
W tym samym czasie spojrzał nad głową dziewczyny i zobaczył przyglądającego im się małego chłopczyka, który zapewne był pierwszoroczniakiem. James odniósł wrażenie, że próbuje się zebrać i podejść do nich.
Odsunął od siebie Lily i wskazał głową na małego. Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku? - spytała chłopczyka, lekko przekrzywiając głowę.
Mały był najwidoczniej bardzo przejęty, bo wziął głęboki oddech, zanim zbliżył się do nich.
- Ktoś kazał mi to przekazać... - wyszeptał, wyjmując z kieszeni szaty kopertę i wręczył Lily.
- Dla mnie? - zapytała zaskoczona i spojrzała na Jamesa. Ten tylko wzruszył ramionami. Skąd mógł wiedzieć, od kogo?
- Byle by to nie było od jakiegoś tajemniczego wielbiciela. - Potter mówiąc to, zmarszczył groźnie brwi, na co Lily parsknęła krótkim śmiechem.
- Przestań, bo zwariuję! - Posłała mu kuksańca w bok, po czym zwróciłam się do chłopczyka z uśmiechem: - Dziękuję ci bardzo!
Ten tylko odwzajemnił nieśmiało uśmiech i odszedł.
Lily rozerwała kopertę i wyjęła niewielką karteczkę:
Panno Evans,
Serdecznie zapraszam na spotkanie Klubu Ślimaka, które odbędzie się zaraz na początku przyszłego tygodnia. Bardzo liczę na pani obecność. Proszę zarezerwować sobie termin przyszłego poniedziałku o godzinie dwudziestej u mnie w gabinecie.
Pozdrawiam,
Prof. Slughorn.
- James, to tylko Slughorn i jego banda się spotykają, nic poważnego. - Dziewczyna machnęła ręką i zmięła kartkę w dłoni.
- Klub Ślimaka... - myślał na głos James. - Trzeba to wykorzystać! Ej, nie mnij tego!
Potter rzucił się w stronę dłoni, w której tkwiła zmięta kartka.
- O co ci chodzi? - Lily wyraźnie nie rozumiała takiego zachowania. - Jak niby chciałbyś to wykorzystać?
- Pójdziesz tam! - James znów wyglądał jak w swoim żywiole: oczy mu się zaświeciły a na policzki wyszedł rumieniec podniecenia.
Lily wiedziała już, że opór będzie daremny.
- Czemu? - W jej głosie dało się słyszeć zrezygnowanie. - To najnudniejszy sposób na wieczór jaki znam! A do tego teraz zbliżają się egzaminy. Wyobraź sobie, że taki czas charakteryzuje się brakiem zbędnych wieczorów, które można byłoby marnotrawić właśnie w taki sposób.
James przewrócił oczami i westchnął, po czym chwycił ją za ramiona i pochylił się.
- Kochanie, to nie jest taka sobie zwykła prośba, czy moja fanaberia, wiesz? - powiedział spokojnie przyciszonym głosem.
- Wiem. - Lily spuściła wzrok. - Ale...
- Tak, wiem, to cholernie nudne. - Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową. - Ale tylko ty możesz na nie pójść bez podejrzeń! Wierz mi, że chętnie bym się zamienił, ale moja obecność tam, to już nie byłaby podejrzana, ale wręcz niemile widziana. - W tym miejscu uśmiechnęli się oboje.
- Pomyśl o Ogonku, ta sprawa śmierdzi coraz mocniej. A tam odbywają się rozmowy w elitarnym towarzystwie za zamkniętymi drzwiami. Może wypłynąć coś, co rzuci jakieś światło na tę sprawę.
Dziewczyna podniosła wzrok na Jamesa i powoli, w milczeniu pokiwała głową.
- Czyli zrobisz to? - Potter ewidentnie odetchnął.
- Tak, James - powiedziała cicho, patrząc mu w oczy.
- Jesteś niesamowicie dzielna - przytulił ją do piersi. - Potrafisz się poświęcić... Uwielbiam cię.
- Wiem - odparła, odsuwając od niego głowę.
Chwilę patrzyli sobie w oczy i dali sobie przydługawego całusa na pożegnanie. James miał teraz Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami, choć na myśl o tej lekcji skręcało mu żołądek, zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia na błonia.
* * *
James Potter zamknął oczy i pokręcił głową, jakby chciał odegnać zbędne i męczące myśli, które atakowały jego wyczerpany umysł. Eliksiry dały mu dziś popalić. Wykład teoretyczny na temat eliksirów zwiększających wydolność wcale nie podniósł jego kondycji. Wręcz przeciwnie: czuł się tak, jakby ktoś wyssał z niego pozytywną energię, siłę i werwę.
Jeśli tak czuje się człowiek po przejściach z dementorem, to rzeczywiście nie ma czego zazdrościć, pomyślał chłopak, otwierając do połowy oczy.
Przed nim majaczyła jakaś postać. Była zamazana, więc Potter zamrugał, by uzyskać przyzwoitą ostrość, która pozwoli mu rozpoznać stojącego przed nim ... huncwota. Łapa..., westchnął ciężko James. Nie, jeszcze moment, nie dojrzałem do tej rozmowy...! Chłopak jęczał w myślach. Ból głowy zaczął mu doskwierać coraz bardziej. Jak on nie znosił poniedziałków!
Z kwaśną minął podniósł się do pozycji siedzącej na kanapie. W Pokoju Wspólnym nie było teraz nikogo.
- Z tymi babami to siedem światów...! - zakrzyknął na powitanie Black.
- Cześć, Łapa, mnie też ten dzień skopał cztery, szanowne i szanujące się litery... - powiedział James, krzywiąc się. - Chcesz gadać, to w ramach biletu przynieś mi kawę. Wróżka Maestro Kopytello chętnie przepowie ci, co masz robić, ale bez kawy to nie jest nawet w stanie myśleć.
Black roześmiał się i pokręcił głową.
- Ty jak coś wymyślisz: Kopytello!
- Pośmiejemy się, jak przyniesiesz mi kawę - zrzędził niezmiennie James, modląc sie w duchu, by ból w końcu ustał, a Syriusz ruszył się wreszcie.
- W porządku. Znaj łaskę Łapencjusza. - Black podniósł się leniwie z kanapy i ruszył w stronę wyjścia.
Potter zaczął myśleć o quidditchu. Czekało go teraz sporo pracy. Na karku czuł ciepły i obrzydliwy oddech pierwszych egzaminów. A z drugiej strony wiedział, że musi potrenować z drużyną, bo technika powoli zaczynała kuleć i trzeba było przeprowadzić porządny trening, a nie takie sobie "przelatywanie". Na meczu nie da się tak udawać. Zwłaszcza, że zbliżał się decydujący mecz Gryffindoru z Slytherinem. A ten trzeba wygrać, o drugim miejscu mowy być nie może. Ślizgoni nie mogę mieć tej satysfakcji. Stałby się pośmiewiskiem. W końcu to na nim spoczywa odpowiedzialność, jako że jest kapitanem drużyny.
- Najlepsza kawa pod słońcem! - usłyszał daleki skowyt Blacka, przypominający nawoływania przekupki na targu.
Odwrócił się w stronę dochodzącego wycia. Syriusz niósł kawę bardzo powoli, stawiając ostrożne, małe kroczki, by jej nie rozlać. Przy czym skupienie uwagi na niej, nie przeszkadzało mu w wydzieraniu się.
James roześmiał się, widząc ten zabawny obrazek i pokręcił głową.
- "Pod słońcem" o godzinie szóstej wieczorem? - spytał zaczepnie Potter.
- Cicho siedź, dekoncentrujesz mnie! - warknął Black, choć jego ton był zabarwiony uśmiechem. Wciąż szedł ostrożnie, nie spuszczając wzroku z tafli napoju.
Kiedy dobrnął wreszcie do kanapy (co sprawiło mu niebywałą ulgę), na której siedział z umęczoną miną James, do Pokoju Wspólnego weszła Lily, a tuż za nią Danielle.
Syriusz drgnął.
- O! Tu jesteś! - zakrzyknęła Evans i skierowała swoje kroki w stronę Jamesa. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść!
- Mój mózg po teorii Eliksirów nie może się odkształcić do swojego, oryginalnego kształtu - pożalił się dziewczynie, kiedy ta usiadła obok niego i przytuliła się.
- Ja też nie lubię tej wersji zajęć. Nudzą i niczego nie wnoszą - odpowiedziała, doskonale wychwytując, co Potter miał ma myśli.
Danielle przycupnęła przed samym kominkiem i wpatrywała się w skaczące płomienie. Była jakaś przygaszona: przywitała się z nimi bardzo słabym głosem. Była jakby nieobecna. James nie poznawał jej, to zdecydowanie nie było w jej stylu.
Po chwili dołączyła do niej Dorcas i próbowała zagadać po staremu, lecz ta odmawiała współpracy. W końcu Dorcas poddała się. Wzruszyła ramionami w stronę chłopaków na znak, że nie rozumie zachowania koleżanki i również zaczęła przyglądać się płomieniom.
- Hej - przywitał się od progu Lupin. Wyglądał na wychudzonego, chociaż minę miał pogodną. Czyżby się zaczął uczyć do egzaminów?, przemknęło Potterowi przez myśl.
- Tworzycie bardzo komiczny rysunek. Wprost z XIX w. - uśmiechnął się Remus. - Rogacz na środku, jakby był głową klanu. A ta kawa idealnie się wkomponowuje. Mniejsza z tym, że "głowa klanu" wygląda, jakby miała zaraz zejść ze świata...
- Jeszcze mnie tak łeb nie bolał, jak chcesz wiedzieć - fuknął James.
- Nie wiem, czy chcę - odparł Lupin i nie drążył tematu. - A obok: małżonka, którą obejmujesz...
W tym miejscu Lily zaśmiała się perliście.
- Małżonka? - parsknęła, po czym spojrzała z zatroskaniem na Jamesa, któremu grymas bólu nie schodził z twarzy.
- A dalej: czcigodne wujostwo. - Teraz Remus wskazał na Blacka, który ze zdziwienia aż zaniemówił. Zamrugał jedynie dość gwałtownie. Widocznie na znak protestu i zaskoczenia.
- Wujostwo?! - wyleciał na Remusa oburzony Syriusz, kiedy już odzyskał mowę. - Ja tu pełnie najważniejszą rolę! No, może po małżonce - dodał, widząc wzrok Lily.
- A ty myślisz, że wtedy wujostwo było kim dla rodziny? - spytał Lupin, podchodząc i siadając na fotelu nieco oddalonym od nich.
- Eee... - zawiesił się Black. - Nie wiem, ale brzmi to dość dziwacznie.
Remus zaśmiał się.
- Zobacz na te kokoszki - wskazał podbródkiem dziewczyny przed kominkiem. - To potomstwo.
Lily skrzywiła się.
- Łeee... źle to brzmi. Jak u zwierząt! - podsumowała.
- Ja tam mogę być kotem w rodzinie - odezwała się jak z podziemi Danielle.
Lupin spojrzał na nią zaskoczony.
- Byle nie jakimś... "potomstwem"! - dokończyła. - A teraz dajcie mi spokój.
Remus i Black wzruszyli ramionami i zatopili się we własnych rozmyślaniach.
James wykorzystujące tę sytuację spojrzał wymownie na Lily, by podeszła do Lupina. Ta nie omieszkała mu się zrewanżować i wskazała na Blacka.
Evans podniosła się z kanapy i podeszła do prefekta. Kucnęła przy fotelu i rozpoczęła rozmowę, co jakiś czas spoglądając w zamyśleniu w stronę kominka. Wszystko to jednak po to, by kątem oka widzieć Pottera. Musiała to załatwić jak najprędzej, bo na dwudziestą umówione było spotkanie Klubu Ślimaka.
James natomiast odwrócił się w stronę Blacka.
- Ty... weźże, chłopie, zrób coś z tym! - powiedział zaczepnie.
Syriusz spojrzał na niego pytająco, na co Potter wymownie wskazał na Danielle.
- Ale co ja według ciebie mam zrobić? - szepnął Black, by nikt nie usłyszał szczegółów rozmowy.
- Nie wiem... zaproś ją gdzieś! - odszepnął James.
- Co?! - Szept Blacka stał się już bardzo głośnym szeptem. - Chyba zwariowałeś!
- Powiedz mi coś, przyjacielu... - zaczął James tonem mędrca. - Czy ty aby na pewno nic do niej nie czujesz?
Black zamyślił się chwilowo, po czym odpowiedział:
- Jest naprawdę świetną koleżanką... Ale nie czuję do niej czegoś... głębszego - powiedział z widocznym trudem.
James poczuł, że zapada się mu coś w klatce piersiowej. A Lily tak się nastawiła na to, że oni się zejdą razem..., pomyślał smutno.
- Wiesz, jakbym miał wskazać jakąkolwiek dziewczynę, to pewnie by to była ona. Jak myślę o Veronice, to mam ochotę uciekać. Jest zbyt nachalna. A Danielle jest dla mnie idealna. Płaszczyzna porozumienia jest tak duża, że no... Nie wyobrażałem sobie nigdy, że można aż tak dobrze dogadywać się z dziewczyną!
James rozważał każde słowo kumpla i po chwili milczenia powiedział:
- Może warto zainwestować w tę znajomość. W końcu najczęściej uczucie przychodzi, gdy obie strony poznają się lepiej.
Potter sam nie wiedział, skąd mu się biorą takie mądrości w tej zmiażdżonej łepetynie. Podejrzewał, że Slughorn zrobił im tak na prawdę pranie mózgu, a nie wykład.
- U ciebie tak nie było - bronił się Syriusz.
- Ale ja jestem tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę - uśmiechnął się James i posłał przyjaznego kuksańca przyjacielowi.
- A jeśli nic z tego nie wyjdzie, to będzie na mnie! - Black nie poddawał się bez walki.
- Łapciuniu! - wyszczerzył się James. - Bez ryzyka nie ma niczego! Ja na przykład ryzykowałem i przegrałem.
- Black nie rozumieć. - Syriusz zamrugał. - Przecież jesteście parą!
- Lily powiedziała, że gdyby nie moje zachowanie, bylibyśmy może wcześniej już razem... - tłumaczył chłopak. - Ja płaciłem za swoje ryzyko niespełna siedem lat. A z drugiej strony mam pewne źródło, które wie, że twoje ryzyko nie będzie aż takie duże... - Potter wyprzedził pytanie Syriusza.
- Czyli... chcesz mi powiedzieć, że ona... że we mnie... że razem... my? - Black zaczął się jąkać, ale w jego oczach zapłonęły wesołe ogniki euforii i podniecenia.
Potter nie chcąc się zdradzić, tylko puścił mu oko, na znak, że umywa ręce. W końcu to Syriusz sam się domyślił wszystkiego.
W jednym momencie, kiedy Black prawie wstawał, by podejść do Danielle, Potter usłyszał:
- James! - Lily zerwała się na równe nogi. - Re-remusie? - pochyliła się nad chłopakiem i przytrzymując mu twarz obiema rękami, patrzyła mu z dziwnie puste oczy. - James, coś mu jest!
Dziewczyna wydawała się przerażona. Potter podbiegł do niej natychmiast, a za nim ruszył Black. Obaj byli przestraszeni, ale niespanikowani. Dziewczyny spod kominka również podbiegły, by zobaczyć, co się stało z Remusem.
- Jest trupio blady! - powiedziała Dorcas. - Trzeba go wziąć do Skrzydła Szpitalnego!
- Nie! - wrzasnął Potter i odwrócił się to tłumku dziewczyn. - Żadnego SS, żadnego nauczyciela, nikogo! Nikt nie wie, że Lupinowi... zrobiło się słabo.
James zarządzał organizacją tak zwanych nieprzewidzianych okoliczności. Tymczasem Syriusz próbował podnieść Lupina.
- My się nim zaopiekujemy - powiedział Potter i ukradkiem zerknął w stronę okna. - Musimy sobie poradzić bez Ogona, wiesz o tym? - Ostatnie zdanie szeptem skierował w stronę Blacka. Ten tylko w milczeniu przełknął nerwowo ślinę.
- James, ale o co chodzi? - panicznie dopytywała się Lily.
Chłopak podszedł do niej i odciągnął na stronę.
- Pójdziesz teraz na spotkanie Klubu Ślimaka. Nie mów nic Ogonowi. Pamiętaj: Tutaj nic nie zaszło... - powiedział śmiertelnie poważnym tonem.
- Rogacz! - krzyknął Black. W pojedynkę nie mógł sobie poradzić z opornym Remusem, z którym był już coraz gorzej.
- A wytłumaczysz mi potem? - rozpaczliwie zapytała przerażona Lily.
James zawahał się.
- Spotkamy się później. Bardzo późno. Ja o to zadbam - powiedział, po czym podbiegł do kumpla i razem podnieśli Lupina i wynieśli z Pokoju Wspólnego.
James pomyślał, że to po raz pierwszy może się nie udać, kiedy zobaczył cieknącą ślinę na ubraniu kumpla. A byli dopiero na schodach. I w dodatku bez Petera.
^~^~^~^~^~^~^~^~^~^ Niestety tekst nieobetowany przez Aniutka, gdyż zabrakło jej w tym czasie. Jest niedostępna. Zatem czysto ode mnie - oceniajcie ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Ochronę Nad Magicznymi Stworzeniami
Opiekę Nad Magicznym Stworzeniami.
***
Wróżka Maestro Kopytello chętnie przepowie ci, co masz robić, ale bez kawy to nie jest nawet w stanie myśleć.
Lolz, leżę i kwiczę ze śmiechu
Świetny odcinek. Naprawdę (i nie wiem, co dalej napisać). Uśmiałam się przy paru momentach (patrz: cytat wyżej). Życzę ci Weny.
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Chcesz gadać, to w ramach biletu przynieś mi kawę. Wróżka Maestro Kopytello chętnie przepowie ci, co masz robić, ale bez kawy to nie jest nawet w stanie myśleć.
Tekst świetny, jak zawsze. Podnosisz sobie poprzeczkę coraz wyżej, nie ma co! ;p Ale radzisz sobie z tym. Błędów wypominać Ci nie będę, ale mam n nadzieję, że Maladie niedługo wróci, bo niektóre fragmenty mnie raziły.
Pozdrawiam i Wena życzę! : ]
A.
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Powraca mooll i jego James Potter. Kto się cieszy, łapki w górę ;p.
ROZDZIAŁ XXVIII
- Je....he...ste...ś! - dobiegło do uszu zniecierpliwionej Lily Evans, czekającej na Jamesa Pottera tuż przy tajnym przejściu wiodącym na błonia.
Chłopak umówił się z nią w tym miejscu o piątej nad ranem. Lily już nie dyskutowała na temat tego, czy nie zna on bardziej ludzkiej pory na spotkanie. Chciała wiedzieć, czy z Lupinem wszystko w porządku, ale przede wszystkim zależało jej na wyjaśnieniach dotyczących samego zachowania huncwotów tego wieczora. Było aż zanadto podejrzane. Zwłaszcza w kontekście tego, iż Potter był, jak się okazało, animagiem. Pewnie znów wszyscy brną prosto w jakąś grubszą aferę.
- No jasne, przecież... - Dziewczyna odwróciła się i z wrażenia na chwilę odebrało jej mowę. - James! Jak ty wyglądasz?! Co się stało?!
- A... nie zwracaj na to uwagi... - zipnął, opierając się o duży świecznik i zamknął oczy.
Był skrajnie wyczerpany. Wierzba Bijąca dała im popalić. Niewątpliwie brakowało Ogona, który zwinnie by ją unieruchomił. Tymczasem Lunatyk był już w tak zaawansowanym stadium przemiany, że nie było mowy o spokojnym dotarciu na miejsce. Rogacz musiał go sam obezwładnić, żeby Łapa mógł jakoś zatrzymać to piekielnie wyrośnięte drzewo.
Na myśl o przyjacielu, Potterowi zaschło w gardle. Ten to dopiero wygląda! Wierzba sponiewierała go doszczętnie, zanim udało mu się nacisnąć odpowiednie miejsce.
- Nie zwracać uwagi?! - wydarła się na niego, nie bacząc na tak wczesną godzinę. Potter skrzywił się. Był przekonany, że Ślizgoni gotowi są wylęgnąć z lochów, jak tak dalej pójdzie.
- Ciiii... - próbował ją uspokoić.
- Przestań! - warknęła, po czym wzięła duży oddech. - Możesz mi wyjaśnić, dlaczego wyglądasz tak, jakby przebiegło po tobie stado minotaurów?
James rzeczywiście nie przedstawiał okazu zdrowia. Był blady na twarzy, posiniaczony i poraniony. Jego ubranie było miejscami mocno przybrudzone i potargane. Generalnie wyglądał, jakby dopiero co stoczył walkę z miejscowymi siłami Zakazanego Lasu, co specjalnie nie odbiegało od prawdy.
Lily patrzyła na niego wzrokiem pełnym przestrachu, ale i ogromnej troski. Czekała na odpowiedź.
- Przewróciłem się... - powiedział dość niepewnie, nie patrząc na nią, tylko gdzieś w przestrzeń za jej plecami.
Ona jednak tylko uniosła z powątpiewaniem lewą brew do góry.
- ... na schodach... - Potter pociągnął wątek, czekając na jej reakcję. Ta jednak niezmiennie wyrażała zwątpienie.
- ...prowadzących do lochów - dokończył w końcu, mając nadzieję, że tym razem mu uwierzy.
Dziewczyna tylko pokręciła głową z rezygnacją.
- James... - westchnęła - czy ja wyglądam na kretynkę?
- No dobra - przewrócił oczami na znak, że się poddaje. - Byłem na błoniach.
Evans pokiwała głową. Brzmiało dość prawdopodobnie.
- A... Bo zahaczyłem o jakieś pnącze, czy coś - tłumaczył przekonująco, pokazując na swoje ubranie. - Nie wiem, co to było, w każdym razie runąłem jak długi i dość mną sponiewierało.
Lily miała dziwną minę. Potterowi wydawało się, że zastanawia się nad prawdziwością tych słów.
- Czemu mi nie powiesz wprost, że byłeś na błoniach? - spytała. - Fakt, że tego nie popieram, nie oznacza, że cię za to potępię, chłopie.
James przytaknął. W duchu modlił się, by nie zapytała, czemu musiał być na błoniach w nocy, tuż po tym jak ratowali Lupina. Widocznie Evans bardziej przejęła się stanem jego zdrowia. I bardzo dobrze. Teraz mógł odwrócić jej uwagę pytaniem, czy coś niezwykłego wydarzyło się podczas spotkania Klubu Ślimaka.
Potter chwycił dziewczynę za rękę i razem skierowali się w stronę wieży Gryffindoru, by wszystko na spokojnie omówić w Pokoju Wspólnym.
Minęli po drodze obraz Grubej Damy, która obudziła się właśnie na śródnocną toaletę, więc na całe szczęście nie miała do nich pretensji.
Kiedy już dotarli na miejsce, Potter zrobił im po kubku gorącej czekolady z kardamonem.
Usiedli na kanapie przed wygasłym już kominkiem, podczas gdy za oknem świtało już od dobrych dwóch kwadransów, a słońce powoli szykowało się do wielkiej wędrówki po niebie.
- Jakbyś ich wszystkich widział - roześmiała się dziewczyna, odpowiadając na pytanie Jamesa. - Jedni wychuchani, dumni i pyszni, którzy wszem i wobec obnosili się ze swoją pewnością siebie. A drudzy - speszeni, cisi i spokojni; może nawet zażenowani. Taki kontrast, że padłbyś!
Potter pokręcił głową ze zdumienia.
- A jak wyglądało to spotkanie? - spytał.
- Dużo jedzenia, picia, słodkości, deserów, czekoladek i innych takich bajerów. Wszyscy sobie słodzili, aż mdliło. Opowiadali swoje historie, które rzecz jasna potwierdzały ich wyjątkowość i tego typu atrakcje. - Evans mówiła tonem pełnym odrazy, jakby odcinała się od tej nadętej imprezy, na której była.
- Czyli żałujesz, że się nie uczyłaś wtedy? - zaryzykował James.
- Z jednej strony i owszem - odpowiedziała - ale z drugiej... Coś się wydarzyło...
Potter wyglądał, jakby zastrzygł uszami, czego oczywiście nie mógł zrobić z powodu braku takich, które nadawałyby się do strzygnięcia. Poprawił się na kanapie i upił potężny łyk czekolady.
- Wiedziałeś, że profesor Slughorn był nauczycielem Toma Riddle'a? - spytała pozornie z innej beczki.
- Toma Riddle'a? - powtórzył, nie bardzo wiedząc czego dotyczy to pytanie.
- No, Voldemorta!
- A...! Tak! - załapał James. - Znaczy: nie. Nie wiedziałem, że był jego nauczycielem...
Lily pokiwała głową i spojrzała chłopakowi poważnie w oczy.
- James, nie wiem, o co chodzi... - Potter usłyszał w jej głosie niepokój. - Ale Peter dziwnie się zachowywał, kiedy się o tym dowiedział.
Chłopak podniósł wyżej brwi, zachęcając dziewczynę do kontynuacji wypowiedzi.
- No wiesz - ciągnęła, ściskając coraz mocniej kubek ze słodkim napojem. - Zamiast się zaniepokoić, miałam wrażenie, że w jego oczach nauczyciel stał się kimś w rodzaju autorytetu.
- Wzrost podziwu dla Slughorna sam w sobie jest objawem jakiegoś schorzenia - powiedział James, główkując o co w ogóle chodzi. Powoli zaczął się gubić...
- Poza tym - dodała - trochę mu chyba ulżyło.
- Co masz na myśli? - spojrzał na nią uważniej.
- Peter był poddenerwowany przed spotkaniem - opowiedziała. - Długo milczał. Ale kiedy się o tym dowiedział, to tak, jakby mu kamień spadł z serca. Taka reakcja wydała mi się dość... dziwna... - Lily w zamyśleniu potarła czoło i założyła włosy za uszy.
James westchnął przeciągle. To, co chciał teraz zaproponować dziewczynie, na pewno jej się nie spodoba. Wierzył jednak, że stanie na wysokości zadania. W końcu do egzaminów zostało jeszcze ponad dwa miesiące. A ze swoją systematycznością nawet nie musiałaby się specjalnie przejmować powtórkami. To jemu przydałoby się posiedzieć nawet po kilka godzin dziennie nad materiałem z zeszłych lat. W tym roku co prawda zaskoczył wszystkich jaki potrafi być rzetelny, ale zagadnienia z poprzednich lat leżą gdzieś na biurku w ogóle nietknięte.
- Wiesz, to rzeczywiście jest podejrzane - podchwycił. - Myślę, że to może mieć swój dalszy ciąg...
- Zapewne... - przytaknęła ostrożnie dziewczyna. Nie była widocznie do końca pewna, czy aby James nie wyskoczy z jakimś pomysłem "absolutnie koniecznym do realizacji".
- Musimy trzymać rękę na pulsie... - James też z rozwagą dobierał słowa, by nie zniechęcić Evans - ...i być jeszcze na jednym spotkaniu....
Lily prychnęła i odrzuciła głowę do tyłu.
- My mamy być? - W jej głosie usłyszał dużą dawkę kpiny. - Daruj sobie te podchody, Potter.
Chłopak odwrócił się do niej bokiem, wpatrując się w wygasłe palenisko. No i co on ma jej powiedzieć? Żadne argumenty jej nie przekonują, bo to "strata czasu".
Nie odzywał się. Evans małymi łykami piła stygnący z wolna napój, również milcząc.
- Słońce... - zaczął Potter.
- Nie - przerwała mu ostro. - Nie, nie, nie. Nie ma mowy!
James rozumiał, że może jej się ten pomysł nie spodobać, ale żeby od razu tak ostro reagować?
- Naprawdę nie potrzebuję dodatkowego stresora. - Nie patrzyła mu w oczy. Poczuł, że może coś ukrywać.
- Czy coś się stało? - spytał, naprawdę zaniepokojony reakcją Lily.
- James... nic się...eee... nie stało. Nie wiem, skąd to przypuszczenie - dokończyła szybko. - Ty mi lepiej powiedz, jak się czuje Remus!
Potter zrozumiał doskonale, że to koniec dyskusji na temat Klubu Ślimaka. Pokręcił głową z westchnieniem i dopił ostatni łyk napoju, który już całkowicie wystygł. Miał teraz większy kłopot: Co ma odpowiedzieć Lily?
- On często miewa takie ataki... - Chciał, by zabrzmiało to nieco tajemniczo, żeby dziewczyna czuła, iż powierza jej jakąś tajemnicę. Wtedy obędzie się bez tłumaczenia jakim to "oswojonym" wilkołakiem jest Lunatyk.
- Ataki...? - Dziewczyna zamrugała.
- Wiesz, to taka wstydliwa choroba... - Chłopak skrzywił się celowo, jakby dzielił się z nią wyjątkowo żenującym sekretem.
Ten prawdziwy jest sto razy bardziej skandaliczny. Biedny facet z tego naszego Luniaka..., rozżalił się w duchu.
- Myślę, że nie powinienem ci mówić... To byłoby wbrew niemu - tłumaczył chłopak. - W końcu już tyle lat udaje mu się to zachować w tajemnicy. Wiemy o tym tylko my... huncwoci. I po części ty - uprzedził jej pytanie.
- Ale czemu musieliście z nim latać na błonia? Przecież w Skrzydle Szpitalnym byłby bezpieczny, czyż nie? - Lily mimo współczucia, była dość podejrzliwa.
Potter zbladł. Co miał jej na to odpowiedzieć? Może, że Lupin dostaje drgawek i rzuca się na wszystkie strony? I, że w SS sam byłby zagrożeniem dla wszystkich...?
- Eee... po prostu potrzebuje świeżego powietrza - bąknął pierwsze lepsze wytłumaczenie, jakie mu przyszło na myśl.
- I dlatego nie mogłam ci towarzyszyć? - Potter wyczuł w jej głosie nutę pretensji. - I jeszcze ta aura tajemniczości! Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, tak?
Niech to mantykora pożre w całości!, przeklął w duchu. Jestem spalony...
- Już ci tłumaczyłem, skąd ten sekret. Wierz mi, też byś nie chciała, czegoś takiego ujawniać... I...eee... dlatego właśnie... hm... - jąkał się James, coraz bardziej czerwieniąc na twarzy. - Nie chciałem was wtedy wplątywać w ten jego sekret. Lupin nie za dobrze kojarzy w czasie ataków... Mógłbym, zabierając was ze sobą, pogwałcić jego tajemnicę...
Lily spojrzała na Jamesa z ukosa.
Nie uwierzyła, to pewne. Jeszcze ma pretensje, oczywiście, jak każda kobieta, która nie dostanie tego, czego chce, pomyślał gorzko. A sama oczywiście nie powie mi, dlaczego nie może się poświęcić i pójść na jeszcze jedno spotkanie Klubu Ślimaka...
- Jesteś niesprawiedliwa - nie wytrzymał, a Lily odwróciła się do niego jak oparzona i otworzyła usta, jakby chciała coś na to odpowiedzieć, ale chłopak jej nie dał. - Tak. Ty, Lily. Sama masz sekrety! Okey, trudno, pogodzę się z tym. Masz do nich prawo. Ale ja w związku z tym chyba też mogę je mieć. Zwłaszcza, że w większości to nie są moje prywatne sprawy, a Remusa!
Evans patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ustami.
- To nieprawda - wykrztusiła w końcu. - Naprawdę mam dużo pracy! Ale oczywiście ty tego nie dostrzegasz, bo dla ciebie wciąż jest masa czasu na to, żeby się przygotować ze wszystkich siedmiu lat, prawda? - Dziewczyna zmrużyła zielone oczy, ironizując.
- Jak zwykle przesadzasz! - uniósł się chłopak. - Można czasem odpuścić. Są rzeczy ważne i ważniejsze, wiesz?
- Od kiedy pamiętam w twoim rankingu nauka nie należała do żadnej z tych dwóch kategorii - powiedziała jadowicie.
James zacisnął zęby. Wiedział, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Lily nie widzi tego tak, jak on i chyba nie zobaczy. A na pewno nie o tej porze. Dochodziła szósta trzydzieści. Chciał jeszcze zażyć snu. Chociaż ze dwie godziny. Marnowanie tego czasu na bezsensowne kłótnie nikomu nie pomoże.
- Mam dość - oświadczył. - Idę spać. Ta rozmowa nie prowadzi do niczego.
- Masz refleks, że tak szybko do tego doszedłeś - uderzyła cynicznie dziewczyna.
Potter zazgrzytał zębami. Miarka się przebrała. Czuł to wyraźnie pod skórą.
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, skoro nie masz w sobie ani krzty przyzwoitości, żeby mi chociaż raz przyznać rację... - powiedział to z wyrzutem, nie z ironią.
Było mu niewymownie przykro. Nie wiedział, czemu Evans nagle tak poszła w zaparte. Ta współczująca, opiekuńcza i wspaniałomyślna Lily, nagle zrobiła się zimna i bez uczuć!
* * *
James zszedł po stromych schodach z dormitorium do Pokoju Wspólnego. Nie wiedział, która mogła być godzina. Na pewno późna, bo nikogo na dole nie zastał.
Usiadł na kanapie przed kominkiem i obserwował raźno skaczące płomienie. Dołoży jeszcze kilka polan i posiedzi trochę w samotności. Bardzo tego potrzebował: posiedzieć i porozmyślać. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie, zbyt wiele myśli plątało się mu po kątach umysłu, a wiedział, że są ważne.
Do tego jeszcze Lily dała dziś do wiwatu swoim zachowaniem. Stracił cierpliwość. Mógł ją przeczekać; wiedział przecież jakie są kobiety, ale tym razem nie odpuścił.
Ona wciąż myśli, że to zawsze ja będę tym, który zgadza się na wszystko i przytakuje jej, bo jest w niej szalenie zakochany. Tak, to prawda! Ale miejmy umiar! Czy ona nie powinna czuć podobnie? A co za tym idzie - też trochę się poświęcić?
Im dłużej o tym myślał, tym większy czuł gniew, a zarazem rozgoryczenie i żal. Musi się teraz skupić na Glizdogonie. Poukładać te puzzle, zwłaszcza teraz, kiedy tak trudno mu pogadać z chłopakami bez podejrzeń Petera.
Spojrzał w stronę okna. Księżyc już był wysoko na niebie, a to usiane było drobniutkimi punkcikami - gwiazdami.
Taa... Niebo niby romantyczne, pomyślał, ale nastrój jakiś nie ten...
Wrócił myślami do zahukanego huncwota, który prawdopodobnie był w poważnych tarapatach. Od początku: Co go tak zaniepokoiło?
Jeszcze na początku roku chłopaki przyłapali go na szperaniu w jego osobistych rzeczach. Wtedy sprytnie odwrócił od siebie uwagę, przenosząc ją na Pottera i zasłaniając się podejrzeniami wobec niego. Nieźle wybrnął, James musiał mu to przyznać. Ale w takim razie, czego by tam szukał? Chyba nie śledziłby Pottera? Nie, to niedorzeczne. Późniejsze wydarzenia przekreśliły to.
O, na przykład cała akcja z tym biedakiem, jednorożcem. Zniknął. Noc wcześniej zniknął gdzieś Ogon. Rzecz jasna, niczego im nie objaśniając. Pomyśleli o porwaniu, ale oczywiście w toku kolejnych wypadków i ta ewentualność odpadła. Jego nazwisko pojawiło się wówczas w rozmowie Slughorna z McGonagall, którą chłopcy podsłuchali. Już nie mówiąc o tym, jak nauczyciel plótł o jakiś "zgonach", kiedy Potter stał po wywar dla skacowanej Lily. No i jasne, że on (Slughorn), jako ten, który ze wszystkiego chce czerpać korzyści - musiał być przy tych całych "zgonach".
Czy mogłoby się to wiązać w jakąś całość? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Glizdek jest zamieszany w porwanie jednorożca... Ale te "zgony"... No, pewnie! Chodzi o zgon tego biednego konia! Tylko...
Potter otworzył szeroko oczy i potrząsnął głową. Jeśli Peter ma coś wspólnego z tym martwym, niewinnym stworzeniem, jest przeklęty! Ale przecież sam z siebie nigdy by tego nie zrobił! Na zajęciach z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami mówili o tym! Peter nigdy by nie wziął na siebie czegoś, co wymagałoby większej odwagi, niż zabranie głosu bez pozwolenia. No, to byłaby przesada, ale ten jednorożec... Tego już odwagą ani ryzykiem nie można byłoby nazwać, tylko głupotą.
To tchórz, niestety, pomyślał James, ale w tym wypadku może i na szczęście... A jeśli chodzi o to, że widział sprawcę...?
W sumie, jakby się bliżej przyjrzeć, wniosek pasowałby też do innych klocków układanki. Kiedy na przykład pojawił się nieoczekiwanie w chacie u Łapy, mimo że nie miał prawa wiedzieć o tym spotkaniu... To raczej sprawka kogoś, kto przeczytał list adresowany do Lily i podszył się pod niego. W końcu eliksir wielosokowy nie jest aż taki skomplikowany. Jak się ktoś uprze (bo długo się go waży) i ma jako takie pojęcie o eliksirach, to da sobie radę. A zdobycie włosa nie jest takie trudne...
A my założyliśmy, że on tam był. Ha! Trzeba zapytać Glizdka, co wie na temat tego spotkania przy najbliższej okazji i tym samym sprawdzić, czy rzeczywiście tam był, czy to jednak nie był on.
No, a kiedy zaczął chodzić nieoczekiwanie na spotkania Klubu Ślimaka, o niczym nie mówiąc pozostałym huncwotom? Wstydził się i tyle. W końcu wie, jaki mamy stosunek do tych spotkań, a on mógł czuć się niedoceniany...
Potter pomyślał, że może go trochę zostawili na uboczu, a Slughorn go zaprosił. Czemu więc miałby nie skorzystać? Ale moment, nauczyciel zawsze wybiera takich ludzi, którzy się wybijają, ma przeczucie, kto może coś w życiu osiągnąć...
A mnie olał, dziad skończony, przemknęło Jamesowi przez głowę, ale szybko się skarcił. Co do mnie - pomyli się, ja na pewno coś osiągnę. Zresztą chodzenie z Lily jest już niebywałym sukcesem. Uśmiechnął się do swoich próżnych myśli, po czym odstawił je na bok.
Zatem co takiego zrobił Peter, że Slughorn go zaprosił? Może znów ma to związek z tym koniem? Widział przestępcę, ale mimo wszystko czuł, że krew jednorogiego, tak pożądana w magicznej medycynie, będzie "jak znalazł". Lekarstwa z niej mają ogromną moc, ale czarodzieje nie chcą ryzykować przekleństwa, więc leki z tym składnikiem są coraz trudniej dostępne i droższe. Zawołał Slughorna, bo się napatoczył. Ma zresztą swoją sypialnię stosunkowo najbliżej ze wszystkich nauczycieli. Oto, odpowiedź.
Jamesa martwiła tylko podejrzana rozmowa Ślizgonów, na których omal nie natknęli się, idąc z Lily po korytarzu podczas ostatniej randki.
Smark, Averus i Nocisko, pomyślał ze złością Potter, aż mnie zemdliło. Uch...
Wzdrygnął się.
Ale co miało wtedy oznaczać, że "Nott ma na koncie Petera"? Pamiętał, że takiego sformułowania użył wówczas któryś z nich. "Ma na koncie...". Może chodzi o to, że "odhaczył go z listy" albo że jest "dopiero co na nią wpisany". Te rozważania zatrważały Jamesa. A może pozbawienie życia biedaczynę z rogiem to była właśnie ich sprawka! I teraz chcą załatwić Petera, bo któryś z nich go widział. Możliwe, że go szantażują! Albo chcą zabić!
Potter struchlał. Trzeba czym prędzej go ostrzec. Ogonek był w poważnych tarapatach, James co do tego nie miał wątpliwości.
Jednego tylko nie umiał do tej historii przypasować. Glizdogon z podziwem patrzył na Slughorna, kiedy dowiedział się, że ten uczył Sam-Wiesz-Kogo-To-Lordek-Swądek-Łypie-Srogo.
Kiedy o nim myślę, w kieszeni otwiera mi się nóż, którego nie mam i sam ostrzy, pomyślał ze wściekłością James i zazgrzytał zębami. Nie wiedział czemu, ale miał alergię na tego faceta. Koleś ma nierówno pod sufitem, a wszyscy na myśl o nim mają pełno w portkach. Zamiast zamknąć gościa u św. Munga. Pff... Takie rzeczy się leczy, a nie pieści...
James nie zdążył przemyśleć tej ostatniej kwestii, gdyż oczy zamknęły się mu same i odpłynął w niespokojny, nerwowy sen. Wczesnym rankiem w pozycji siedzącej, przed wygasłym już dawno kominkiem zastała go Danielle, która umówiona była z Syriuszem na rozmowę jeszcze przed zajęciami. I obudziła go bardzo dźwięcznym śmiechem.
- Twoja mina z otwartą na oścież japą była bezbłędna! Nie mogłam się powstrzymać - zaśmiewała się. - Tego nie dają nigdzie za żadne pieniądze!
-.-.-.-.-.-.-
Dzięki Ci Aniu za tę szybką robotę! ;*
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Kto się cieszy, łapki w górę ;p.
<LH w tym momencie energicznie macha ręką>
- Eee...
I już teraz wiem, po kim Harry odziedziczył ten zwrot
Bardzo się cieszę, że jest kolejna część. Ale muszę powiedzieć, że dla mnie nie jest taka dobra, jak poprzednie. Wiem, tutaj zostały w większości przedstawione myśli Rogacza, ale brakowało mi w tym rozdziale czegoś. Ale nie wiem czego.
Pozdrawiam i życzę ci Weny, Mol.
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Ty nas chyba zagłodzić chcesz, kobieto! ;p
I co ja mam powiedzieć? Że mi się podobało? Tak, to oczywiste. Ale jakiego tu komplementu użyć? Mam po słownik sięgać? ;p Ja już nie wiem, co by Ci tu napisać. Chociaż... Aaa! Wiem! Pisz dalej! ;p
Weny!
A.
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
No, no, no! W końcu wróciłam i tu zawitałam. Udało mi się w końcu przeczytać wszystko i... jestem zachwycona, jak zawsze. Genialnie wyszły Ci następne rozdziały, już dążyłam zapomnieć, jak to strasznie wciąga. Mam nadzieję, że masz w zanadrzu jakieś kolejne części. ;}
I jeszcze:
Jeśli tak czuje się człowiek po przejściach z dementorem,
Brakuje "J" pochylonego.
James wykorzystujące tę sytuację spojrzał wymownie na Lily, by podeszła do Lupina. Ta nie omieszkała mu się zrewanżować i wskazała na Blacka.
Evans podniosła się z kanapy i podeszła do prefekta.
Powtórzenie, da się zamienić czymś innym.
Cała reszta świetna, cały czas trzymasz czytelników w napięciu, co do Ogona, czy związku Lily z James'em. Mam duża nadzieję, że jeszcze to pociągniesz i będziesz zachwycać nas dalej. ;}
Edytowane przez Peepsyble dnia 19-08-2010 17:43
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Po wielu godzinach czytania Twojego dzieła,moje zapuchnięte i przekrzywione oczy domagają się więcej......powinnaś mieć trochę przyzwoitości i poczucia winy...bo oto wciągnęłaś mnie w nałóg.....sposób na zdobycie mojego wybaczenia jest jeden....wiem, to może wydać Ci się okrutne-Jak to tylko jedno wyjście?!Jednak ja nie znajduję innego....pisz dalej!!!!
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Ravenclaw Ranga: Skrzat domowy Punktów: 18 Ostrzeżeń: 0 Postów: 3 Data rejestracji: 21.08.10 Medale: Brak
No. Wreszcie się na dobre do klawiatury dobrałam.
Jeszcze mi trochę czasu zajęło samo znalezienie tematu, ale co tam
Co ja mogę właściwie napisać?
Generalnie, gdzie bym nie komentowała Twojej twórczości, to mi się to po prostu podoba. Za styl, za humor, za fajne wątki. Ot, za całokształt to lubię.
Tym razem coś mi do gustu przypadło zakończenie rozdziału, mianowicie obudzenie Jamesa z tekstem:
"- Twoja mina z otwartą na oścież japą była bezbłędna! Nie mogłam się powstrzymać - zaśmiewała się. - Tego nie dają nigdzie za żadne pieniądze!"
No z czegoś trzeba się w końcu cieszyć
Ode mnie to na razie tyle
pzdr,
Monika
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XXIX
McGonagall westchnęła przeciągle i machnęła różdżką w stronę zbędnych papierzysk leżących na jej biurku. Te, w jednej chwili zamieniły się w miniaturowe wiatraczki. Kolejny ruch nadgarstkiem, a małe maszynki pofrunęły w stronę klasy, rozpierzchły się po całym pomieszczeniu i zawisły nad uczniami, obracając się rezolutnie.
Nauczycielka potarła skronie, a jej twarz wyrażała nie tyle ból, co zmartwienie.
- Jakbym ja miał do czynienia z takimi Gryfonami jak my, od razu zapisałbym się na terapię. - Syriusz skomentował zachowanie McGonagall, sięgając do torby po pergamin i pióro.
Potter zachichotał.
- Ja ją już podziwiam, że dała sobie radę tak długo... siedem lat, no, no, no...! - zacmokał z podziwem, nie patrząc na przyjaciela, po czym odwrócił głowę, kiedy ten jęknął przeciągle.
- No, ja się chyba utopię w babskiej toalecie...! - wybuchnął nieoczekiwanie Black, zwierzając się z tych intymnych szczegółów związanych z jego śmiercią. - Takiemu jak ja, zawsze wiatr w oczy...!
Black cały był w granatowym atramencie. Widocznie nie dokręcił słoiczka i wszystko, łącznie z niezapisanymi jeszcze arkuszami pergaminu, pokryte było ciemnymi plamami. James spojrzał pod krzesło. Z torby Łapy skapywała niebieska ciecz, tworząc na podłodze kałużę.
- Ojć... - wyrwało się Potterowi na pocieszenie.
- Nie pomagasz mi - zaskomlał Syriusz.
- Panowie! - McGonagall na pewno ma uszy pod zaklęciem dalekiego zasięgu, pomyślał James, kiedy nauczycielka zorientowała się, iż nie uważają. - Zajęcia z transmutacji rozpoczęliśmy już dobry kwadrans temu. Nie nadążacie za resztą z wypakowaniem potrzebnych rzeczy?
- Pani profesor... Bo ja tu miałem taką... hm... przygodę - odpowiedział Syriusz.
- Pańskie przeżycia związane z pana zainteresowaniami mnie nie interesują - odparła nauczycielka. - Co najwyżej fakt, iż zakłócają one przyswojenie wiedzy na mojej lekcji...
Syriusz przewrócił oczami, ale nie dał się wyprowadzić z równowagi. Chyba wiedział, że McGonagall też ma dzisiaj nie najlepszy dzień do cierpliwego znoszenia huncwotów.
- Jestem cały w tuszu - powiedział w końcu z nutą zniecierpliwienia, której nie udało mu się ukryć. - Czy mogę doprowadzić się do porządku?
Profesor McGonagall jedynie westchnęła z ulgą.
- Tylko nie w klasie. I proszę się pospieszyć.
Syriusz usiadł i zaczął się pakować.
- Idę do łazienki dziewcząt, gdzie Jęcząca Marta wykończy mnie samą gadaniną - szepnął do Jamesa, robiąc przy tym minę skazańca, którego właśnie opuściło poczucie sensu w życiu. - Zasnę wiecznie - rozmarzył się - co prawda nie w spokoju, ale w końcu.
- Daj se siana, stary... - skarcił go Potter.
- Ja nie jadam - odparował Syriusz i wyszczerzył się do przyjaciela. - Ale Rogasie ponoć ze smakiem...
- Panie Black, czemu jeszcze widzę pana w klasie? - dobiegł ich z katedry głos nauczycielki. - Jak już wspomniałam, dziś będą zajęcia powtórkowe. Powiem państwu, co potrzebujecie umieć na egzamin...
- To ja spadam - szepnął Black i skierował się w stronę wyjścia.
James uśmiechnął się do niego i westchnął. Evans wciąż się do niego nie odzywała. Nie mógł pojąć, dlaczego wszystkie baby są takie... obrażalskie! Jeszcze gotowa z nim zerwać z tego powodu! Jak znajdzie chwilę, będzie z nią musiał poważnie porozmawiać.
Spojrzał w stronę dziewczyny. Wyglądała jak zwykle przecudnie. Włosy upięła dziś w jeden gruby warkocz. A były piękne same w sobie. Uwielbiał ją obserwować, kiedy skupiona na zajęciach marszczyła lekko czoło lub brwi, przygryzając od czasu do czasu prawą stronę dolnej wargi. A jej usta...
- ...że nam pan Potter. - Z zamyślenia wyrwało go usłyszane jego własne nazwisko. - Zapraszam na środek.
James zamrugał. Niby co on tam na środku miał zrobić? Nie słyszał, co mówiła i nie miał bladego pojęcia, czego od niego chce. Chyba nie każe mu jakiś nowych rzeczy zamieniać, bo nie wiedział nawet jakie do tego byłoby zaklęcie... A nie chciał, w imieniu huncwotów, zarobić ujemnych punktów. Zawsze, jak któryś z nich obrywał, fala złych opinii zalewała dobre imię całej czwórki hucwotów...
Podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w stronę katedry. Zdążył jeszcze w ułamku sekundy rzucić okiem w stronę ławki Evans. Nawet na niego nie spojrzała, co sprawiło, że poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej.
- Zatem, jak już udało nam się ustalić, pan zamieniałby się w jelenia, mam rację? - usłyszał głos nauczycielki. Odniósł wrażenie, że postawiła akcent na "łby", wymawiając słowo "zamieniałby".
- Tak, to byłby jeleń - przytaknął chłopak, również nieznacznie akcentując ostatnią sylabę w słowie "byłby".
Już wiedział, czego od niech oczekiwała. Obawiał się, że zbyt doskonała zamiana może wywołać niepożądane skutki, jak na przykład podejrzliwe pytania i tego typu wątpliwe atrakcje.
- Zatem czekamy. Zobaczmy, jak dużo pan ćwiczył... - Na te słowa chłopak zmarszczył lekko brwi i spojrzał na nauczycielkę. Jednak jej wyraz twarzy niczego mu nie powiedział. Przez moment wydawało mu się, że McGonagall uniosła minimalnie jedną brew do góry, ona jednak doskonale maskowała swoje uczucia.
Uśmiechnął się blado do klasy i skierował różdżką na siebie.
Zamienić doskonale, czy nie zamienić..., myślał gorączkowo Potter. Oto durne pytanie.
Wypuścił szybko powietrze, myśląc Raz rogatemu śmierć i zmienił się w dorodnego jelenia. Jego sierść była lśniąca, szyja smukła, a poroże rozłożyste i mocne. Niejeden myśliwy określiłby go jako muzealny eksponat, mając na myśli sztukę idealnie nadającą się na wypchanie i postawienie jako książkowy egzemplarz. Rogacz prezentował po prostu piękny okaz tego gatunku.
Taka przemiana, doskonała w każdym szczególe, poruszyła nauczycielkę. Nawet ona przyłączyła się do oklasków, które zabrzmiały w klasie.
James rozejrzał się po wszystkich, zaskoczony ich spontaniczną reakcją. Gdzieś w środku zrobiło mu się przyjemnie ciepło, odczuł nawet lekkie wzruszenie. Dobrze, że miał sierść i nie musiał się martwić o to, że spłonie rumieńcem zakłopotania.
* * *
Huncwoci wybiegli na dwór zaraz po zjedzeniu obiadu.
Słońce rozlewało swoje promienie po błoniach, które o tej porze roku pokryte były jeszcze cienką warstwą śniegu. Tego marca dogorywający śnieg utrzymywał się wyjątkowo długo. Ale już niebawem całe błonia miała pokryć soczysta, zielona trawa i wtedy jeszcze bardziej nie będzie się im chciało uczyć.
- Już pachnie wiosną - zauważył Peter i zamknął oczy, wystawiając twarz do słońca.
- No - mruknął Syriusz. - A tu nam się każą uczyć! Sadyści, normalnie!
James roześmiał się.
- Normalnie, to ty powinieneś być koło Danielle - powiedział. - Szkoda, że nasz Lunatyk spędza ten czas samotnie w łóżku SS i nie może ci przemówić do rozumu.
Peter zachichotał pod nosem.
- Zgadzam się z Rogaczem - dodał od siebie.
- No to przyślijmy mu jakąś kobitkę, skoro taki on tam samotny... - Black ewidentnie chciał odwrócić od siebie uwagę, wykorzystując kwestię Lupina.
- Łapa, nie zmieniaj tematu! - skarcił kumpla Potter. - Znając Remusa, jestem przekonany, że on akurat świetnie da sobie radę. Nie to, co ty...
- A co ty mi tu sugerujesz?! - Syriusz aż nadął się z oburzenia. - Doskonale wiem, co należy zrobić...
James spojrzał na niego z politowaniem.
- W takim tempie, jakie zarzuciłeś, nie zejdziecie się z Danielle do końca świata - pokręcił głową Potter.
- Nie mów tak - poważnym tonem przystopował huncwota Pettigrew. - Teraz nie wiadomo, kiedy będzie koniec świata.
- No tak, cały nasz Ogonek - roześmiał się James. - Jedno jest pewne: Lupin teraz wypoczywa i ma wszystko, czego potrzebuje.
Syriusz tylko prychnął.
- Jeśli pani Pomfrey daje mu to wszystko, to, prawdę powiedziawszy, bardzo mu współczuję...!
Cała trójka zarechotała, po czym odezwał się Glizdogon.
- Łapa, ale James ma rację, wiesz? - starał się być delikatny.
- Jaaasne, on ma w ogóle wprawę - odparował ironicznie Black. - Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie. Przez siedem lat biegałeś za tą panną, człowieku! - zwrócił się do Pottera. - I chcesz mi dawać radę, jak szybko zdobyć dziewczynę?! Masz pojęcie, jak to paradoksalnie brzmi?!
James pokręcił głową. Westchnął przeciągle, myśląc, że jego wybuch złości nikomu nie pomoże.
- Wyluzuj, ok? - spojrzał na Syriusza. - Nie bierzesz w ogóle pod uwagę takiego... przypadku, że uczę się na błędach?
Black szeroko otworzył oczy.
- Ho, ho! To taki przypadek jest do zrealizowania przez ciebie? Zaskakujesz mnie, chłopie! - Black stawał się coraz bardziej nieznośny. Potter nie wiedział, co mu się stało. Przecież niczego takiego nie powiedział!
James zatrzymał się na chwilę. Kiedy pozostali stanęli i spojrzeli na niego zaskoczeni, powiedział:
- Przeginasz, gościu. - Potter posłał kumplowi stalowe spojrzenie i zacisnął mocno wargi.
Nie daj się wyprowadzić z równowagi. To nie o to chodzi..., uspokajał się w myślach.
Na te słowa Syriusz prychnął kilkukrotnie.
- Weź się uspokój, Wąchaczu - dodał od siebie Peter.
- Co wy...? - Black przerzucał spojrzenia z jednego na drugiego chłopaka.
- Po prostu zacznij coś działać! - powiedział dobitnie James. - Myślisz, że mi, o-so-bi-ście, zależy na tym związku? A może według ciebie mam z tego tytułu jakieś korzyści?
- Nie... - odpowiedział cicho Syriusz. - Tylko...
- Dobra, wymówki zachowaj sobie na czarną godzinę, jak już będziecie razem - roześmiał się Potter. - A teraz zasuwaj do niej. Zaproś gdzieś, czy coś... Już raz się widzieliście...
Black skrzywił się nagle, jakby przyjaciel wypomniał mu coś wstydliwego i zaczął kręcić głową, by ten przestał.
- Eee... - bąknął. - Tak, ale... hm... Spotkaliśmy się, bo ona chciała, żebym jej oddał ulubioną maskotkę. Nie moją ulubioną, oczywiście, tylko jej - przewrócił oczami, widząc miny huncwotów.
- Powiedziała, że dla młodszej kuzynki, czy coś - tłumaczył się Black purpurowy na twarzy. - No i jej oddałem...
- Maskotkę...? - bardziej stwierdził, niż zapytał James.
- No... Taki kudłaty psiak z łatą na oku - potwierdził Black. - Nie chciałem, żeby wszyscy widzieli jak go jej oddaję, więc umówiliśmy się właśnie tam, gdzie nas zastaliście z Evans.
- Hm... - uśmiechnął się James. - To teraz weź ją na prawdziwą randkę. Podejdź do niej zaraz.
- CO?! - Syriusz energicznie zamrugał oczami. - Żartujesz?!
- No, już! Śmigaj! Tam siedzi - zawołał Potter i popchnął kumpla w stronę dziewczyny, wskazując głową kierunek.
- Idź, Syriuszu! - Z dopingiem dołączył się Peter.
- Ech... no dobrze. Spotkamy się na Zielarstwie - powiedział zrezygnowanym głosem, po czym odwrócił się i powoli, z widocznym wahaniem ruszył w stronę Danielle, siedzącej z Dorcas na murku.
Kiedy Black oddalił się, zadowoleni chłopcy pomaszerowali w stronę chatki gajowego.
- Chętnie spotkałbym się z Hagridem - powiedział James.
- To chodźmy.
Przez chwilę szli w milczeniu. Pottera świerzbił język. Teraz miał Petera na wyłączność i bardzo dogodne warunki, by zadać mu kilka pytań. W końcu odpowiedzi mogły rozwiać ich wszelkie wątpliwości!
- Zaczyna mnie martwić ta sprawa z jednorożcem - odezwał się w końcu. - Takie niewinne zwierzę! Takie szlachetne! A ktoś go... porwał.
Glizdogon zawahał się na moment.
- Jednorożca? - zapytał.
- No tak, to głośna sprawa... - ciągnął Potter.
- Ja słyszałem, że go zabito - sprostował Peter. - Na spotkaniu Klubu Ślimaka Slughorn nam o tym opowiadał.
Czyli zabito go. Potwierdził to nawet Slughorn..., zakodował w głowie James.
- Mówił wam coś więcej? - zapytał, udając średnie zainteresowanie, a raczej ciekawość.
- No... Ale nie mów nikomu... - poprosił Pettigrew. - Wziął jego krew. Wiesz, jakie ona ma właściwości, nie? A Slug jest pazerniakiem pierwszej ligi - roześmiał się, ale według Jamesa dość sztucznie.
I w tym Peter miał absolutną rację. Profesor eliksirów nie przepuściłby w życiu takiej szansy, która zdarza się naprawdę wyjątkowo rzadko.
- A skąd wiesz, że ją wziął? Wszystkim się pochwalił? - Potter nie mógłby w to uwierzyć. Pazerność pazernością, ale pozory, to jednak pozory: trzeba je było zachować, by nie stracić pracy. Krew jednorożca na własne potrzeby? Już widział minę Dumbledore'a. Nawet głupi by się zorientował, że coś tu śmierdzi...
- Eee... - zawiesił się Peter. - Nie... Tylko mi.
James wiedział, że to jego szansa.
- No, to gratuluję, że cię tak wyróżnił! - Potter starał się jak mógł, by jego reakcja wyglądała na bardzo szczerą.
I wtedy zauważył, jak Peterowi zrzedła mina. Coś, jak wymalowane na twarzy wyrzuty sumienia, kiedy uświadamiasz sobie, że żałujesz ukrywania czegoś w tajemnicy. Potter wiedział, że Glizdogon jest bliski powiedzenia mu tego. Zastanawiał się, czy jego teoria na temat Ogonka się sprawdzi. Chciał go czymś zachęcić.
- Coś się stało? - udał widoczne zatroskanie. - Powiedz!
- No... Właściwie... - zaczął, nie patrząc w oczy Jamesa. - To ja znalazłem tego jednorożca i powiedziałem o tym nauczycielowi... Chciałem to wykorzystać...
- Wykorzystać? - W tym momencie Potter nie musiał już grać. Był prawdziwie zaskoczony.
- No wiesz... Żeby się dostać do Klubu, to trzeba sobie na to zasłużyć... - mówił wstydliwym tonem.
- Chciałeś się tam wkupić? - zapytał James. - Ale czemu?
- Zawsze stoję w waszym cieniu... - powiedział, czerwieniąc się. - Chciałem, żeby mnie ktoś dostrzegł. A tam jest sama elita!
Potter prychnął. Elita, to huncwoci..., pomyślał ze złością. Poza tym, co to za czołówka, skoro nas w niej nie ma?!
Nie skomentował jednak wypowiedzi Petera w żaden sposób, żeby nie przerwać kumplowi wypowiedzi.
- No i wtedy widzieli mnie ci Ślizgoni... - bąknął. Przez całą rozmowę rozglądał się wokół lub patrzył pod nogi, ani razu nie spojrzawszy w stronę Jamesa.
No i jasne!, pomyślał Potter. Moja teoria się sprawdzi. Averusy i Smarkerusy widzieli go... To na sto procent oni kropnęli tego konia i zobaczyli Petera. A teraz czyhają na niego. Nie dziwota, że chłop rozgląda się, jakby miał manię prześladowczą...
- Rogaczu, spójrz tam! - wskazał głową Peter.
James odwrócił głowę. Pod drzewem siedziała Lily, zatopiona w lekturze. I zapewne nie miała zielonego pojęcia, że zbliża się do niej Smark.
- Oż ty...! - syknął i porwał się do biegu, zapominając kompletnie o Hagridzie i Peterze, który ruszył za nim.
Lekko zmachany, stanął niedaleko Evans, oddychając ciężko. Do tego czasu Snape zdążył podejść do dziewczyny i zacząć rozmowę, siadając obok niej.
- James, co ty tu... - Lily zauważyła Pottera, który jeszcze posapywał.
- To tak się wita miłość swego życia? - uśmiechnął się figlarnie, co kosztowało go sporo wysiłku w tej konkretnej sytuacji.
Evans pokręciła tylko głową.
- Tę przerwę spędzam z kimś innym, jak widzisz... - powiedziała sucho.
- Ach tak? - Ton głosu Jamesa stał się zaczepny. - Czyli mam rozumieć, że ci przeszkadzam?
Kipiało w nim jak w kotle. Czuł, że lada moment wybuchnie tutaj z jakąś wiązanką zaklęć.
- Trochę... - powiedziała złośliwie.
Czyli wciąż się wściekała. Obrażalska baba!
- Mogłabyś już przestać wydziwiać, wiesz? - wyrwało mu się. - Obraża się o wszystko. Takie są baby, Ogon - powiedział niby do Petera, ale nie zabrzmiało to naturalnie.
- James, chodźmy już, nie ma sensu jątrzyć tego... - cicho odpowiedział na to Peter.
- Racja. Chodźmy! - warknął Potter.
Chłopcy odwrócili się i odeszli bez słowa pożegnania.
Na swoje nieszczęście James zdążył usłyszeć głos Snape'a dochodzący z oddali:
- Że też widzisz w nim coś więcej, niż pustą głowę zapchaną śmieciami. Toto dąży tylko do uzyskania rozgłosu, sławy, jest super arogancki i egoistyczny... W tym waszym związku widzi tylko siebie!
Potter nie dał Evans zareagować na te słowa obrazy. W jednej chwili chwycił za różdżkę, odwrócił się i wycelował w Snape'a, zanim Glizdogon go powstrzymał.
- Petrificus Totalus!
Snape wydał okrzyk pełen cierpienia i runął w błoto jak długi. James wiedział, że porażenie ciała jest bardzo bolesne i w SS poleży kilka ładnych dni. Nie żałował tego, nawet jeśli miało go to kosztować widok bolejącej Lily, która z troską podbiegła do Snape'a i z czułością wymawiała jego imię.
-,-,-,-,-,-,-,-,-,- Pojawia się kolejny rozdział, migusiem sprawdzony przez naszą kochaną Anię. "Dziękować!" ^^
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Gryffindor Ranga: Sługa Czarnego Pana Punktów: 1105 Ostrzeżeń: 1 Postów: 207 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Muszę stwierdzić, że dawno nie czytałam tak dobrego ff. Wprost majstersztyk!! Eh, aż mnie wen dopadł i przydusił do ziemi. No cóż idę, może coś napiszę. FF oczywiście zasługuję na W. Życzę weny i czekam na kolejną część.
__________________
Twórczość bywa rekompensatą, choć czasem bardzo utajoną, z bardzo skrywanych braków i utrat płynącą jak z podziemnego źródła.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
I pojawia się LH, by skomentować rozdział
<zaciera łapki i szuka błędów>
Włosy upięła dziś w jeden gruby warkocz. Miała piękne włosy.
To powtórzenie mi nie pasi.
- Tak, to byłby jeleń - przytaknął chłopak, również nieznacznie akcentując ostatnią sylabę w słowie rbyłbyr1;.
Wordowskie uroki pisania.
Już wiedział, czego od niech oczekiwała.
Chyba od "niego".
- powiedział zrezygnowanym głosem, po czym odwrócił się i powoli, z widocznym wahaniem, ruszył w stronę Danielle, siedzącej z Dorcas na murku.
Niepotrzebny przecinek.
Toto dąży tylko do uzyskania rozgłosu, sławy, jest super arogancki i egoistyczny...
Chyba chodziło ci o wyrażenie: "Toż to...".
***
Ten rozdział bardziej mi się spodobał od poprzedniego, przynajmniej zaczęła się wyjaśniać sprawa Petera - i to mi się podoba. Pozostaje mi tylko życzyć ci Weny.
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Toto dąży tylko do uzyskania rozgłosu, sławy, jest super arogancki i egoistyczny...
Chyba chodziło ci o wyrażenie: "Toż to...".
Jest to ABSOLUTNIE poprawne stwierdzenie. Wielokrotnie spotykane w książkach różnej maści. Dlatego podejrzewam, że znajdzie się też w jakimś słowniku.
O! Nawet pofatygowałam się o link potwierdzający moje słowa: http://www.sjp.pl...
a słownik języka polskiego to wiarygodne źródło, jak mniemam ^^.
Pozdrawiam, mooll
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
Nie komentujcie mojej wypowiedzi, bo każdy ma prawo do własnej opinii.
Tak samo, jak każdy ma prawo do komentowania czyjejś opinii... Przynajmniej w pewnym stopniu. Ostrzeżenia za to nie dostanie, chyba, że jest to spam, lub coś innego niezgodnego z regulaminem.
Ale ja nie mam zamiaru nic komentować, oprócz oczywiście tego fajowego Fan Ficka, bo, jak słusznie już ktoś napisał każdy ma prawo do własnej opinii, jednak tak samo, jak do komentowania czyjejś opinii, jak już nadmieniłam.
Mooll, kolejny boski rozdział, który bez wątpienia zasługuje na W.
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.