Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 194
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Czarna Lista - Rozdział III
Drukuj temat · [NZ] Czarna Lista - Rozdział III
~Rzaki Pak F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 27-07-2009 23:01
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

___________
ROZDZIAŁ I
Czarny


Śmierć Syriusza Blacka, ojca chrzestnego i przyjaciela Harry'ego, była ogromnym szokiem dla wielu ludzi. Ale nikt nie odczuł jej tak straszliwie jak sam Harry. Pod koniec zeszłego roku szkolnego, gdy był w towarzystwie Rona i Hermiony, a rozstanie na zawsze z Syriuszem wydawało się być tylko koszmarnym snem, Harry znosił to jeszcze całkiem dobrze. Dopiero po zawitaniu na Privet Drive popadł w stan niemalże skrajnej depresji. Nawet Dursley'owie zauważyli, że dzieje się z nim coś niedobrego i przestali się nad nim znęcać, tak jak to mieli w zwyczaju.

Fakt śmierci jednej z najbliższych mu osób dotarł do niego dopiero trzydziestego czerwca, kiedy to wrócił do świata mugoli. Na peronie kupił najnowszy numer Proroka, aby zająć czymś umysł w domu wujostwa. Zaraz po wejściu do pokoju usiadł przy biurku i pogrążył się w lekturze gazety, aby się zrelaksować po podróży. Po przeczytaniu zawartego w niej artykułu, stracił chęć do życia, choć były tam raczej radosne nowiny:

Niewybaczalny błąd Ministerstwa Magii

Wczoraj (tj. 29 czerwiec br.) ministerstwo przyznało pośmiertny Order Merlina Pierwszej Klasy Syriuszowi Blackowi, który niedawno został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Nagrodę przyznano za poświęcenie życia w walce z Lordem Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i jego poplecznikami. Jednak czy owe wyróżnienie naprawdę zostało przyznane za zasługi w walce z siłami ciemności? Redakcja Proroka jest innego zdania.

Sądzimy, że odznaczenie śp. Blacka jest próbą zadośćuczynienia mu za wszystkie krzywdy jakich za życia doznał ze strony rządu. Ciężko o drugiego takiego człowieka, który miałby w sobie tyle odwagi i szlachetności, a jednocześnie, był tak prześladowany przez Ministerstwo pomimo swojej niewinności. A warto wiedzieć, że poległy...


Trudno powiedzieć, co było dalej, bo Harry podarł w tym momencie gazetę na strzępy. Artykuł tak nim wstrząsnął, że rzucił się w ubraniu na łóżko, marząc tylko o tym, aby zasnąć jak najszybciej i obudzić się w świecie, w którym Syriusz będzie żywy.

Jednak los bywa okrutny i często daje ludziom dokładnie to, czego chcą unikną za wszelką cenę. Tym razem Harry'emu przypadło w udziale przeciwieństwo własnego życzenia. A był to cios tak brutalny, że chłopiec został ostatecznie znokautowany w pierwszym starciu - bez siły i woli do dalszej walki.

Minęły dobre trzy godziny, spędzone na przewracaniu się z boku na bok, zanim udało mu się usnąć. A gdy się obudził, jego ojciec chrzestny był bardziej martwy niż poprzedniego dnia. Jeszcze wczoraj mizerna namiastka Syriusza żyła w chłopcu, bo on nadal miał nadzieję na jego powrót. Dziś zginęła nawet ta chwiejna wiara, a razem z nią wszelką chęcią do życia. Zobaczenie na piśmie, że Syriusz nie żyje, było zbyt dobitnym dowodem jego śmierci, aby można temu zaprzeczyć.

Przez pięć następnych dni wychodził z pokoju tylko cztery razy, aby skorzystać z toalety i napić się wody z kranu. Cały czas tylko leżał w łóżku i wpatrywał się bezmyślnie w sufit.

Dursley'owie nie przejęli się jego nieobecnością na posiłkach. Sądzili, że Harry z jakiegoś powodu ich unika, co przyjęli za dobrą monetę. Z lodówki znikało jedzenie - sprawka Dudley'a - więc doszli do wniosku, że podjada w nocy. Zmienili zdanie dopiero szóstego dnia, kiedy to Harry opuścił swój pokój, bo poczuł się strasznie spragniony - od trzech dni nic nie pił z powodu awarii, przez którą trzeba było odciąć wodę w łazience na piętrze.

Pierwszy spotkał go Dudley, który wychodząc z salonu nie zauważył Harry'ego i niechcący popchnął go lekko na ścianę.

- Co sie pchasz - warknął Dudley.

Harry zachwiał się i upadł. I tak miał problemy z ustaniem na nogach, nawet gdy nie był potrącany przez krewnych. W normalnych warunkach wciekłby się na kuzyna, ale teraz było mu wszystko jedno. Stał, leżał, siedział - co za różnica? Syriusz i tak nie żyje.

Dudley spojrzał na niego i mina mu rzedła, gdy zobaczył w jakim stanie znajduje się Harry.

- Eee ty... nic ci nie jest?

- Nie... - odparł bezbarwnie Harry, wstając powoli i bez przekonania.

- Na pewno? - zapytał Dudley z tępym wyrazem twarzy. - Wyglądasz... eee... nie najlepiej.

Określenie "nie najlepiej" nie było zbyt trafnym opisem stanu w jakim znajdował się Harry. Chłopak wyglądał po prostu strasznie. Czarne włosy niewiele mniej rozczochrane od włosów Syriusza zaraz po ucieczce z Azkabanu były tak przetłuszczone, że aż się posklejały. Koszulka, której nie ściągał od tygodnia, pomimo pierwotnie białej barwy, poszarzała i przylepiła się do jego ciała. Na dodatek wydzielał z siebie bardzo nieprzyjemny zapach. Jego skóra stała się tak blada, że prawie biała, co kojarzyło się nieprzyjemnie z ciałem topielca wyłowionego z wody po paru tygodniach. Najstraszniejszy widok przedstawiały oczy. Ciemne cienie pod nimi były niczym w porównani z samymi oczami, które były przekrwawione i... puste. Zupełnie jak u ryb - zero emocji, zero życia, czy celu. Błądził nimi wokoło, jakby nie wiedział, na co ma patrzeć albo jakby rozpaczliwie szukał ratunku.

Dudley, choć sam często doprowadzał Harry'ego do opłakanego stanu, gdy jeszcze chodzili do podstawówki, poczuł, że robi mu się go żal. Była w nim taka niemoc, załamanie i zagubienie, że nawet on odczuł po raz pierwszy w życiu potrzebę niesiania pomocy kuzynowi.

Harry zignorował Dudley'a, który stał w miejscu i gapił się na niego głupkowato. Wolnym krokiem wszedł do salonu, a następnie ruszył w kierunku kuchni.

Wchodząc do środka poczuł się jak w szpitalu. Sterylna czystość, wszystko aż lśniło, a do tego zapach różnych detergentów, który kojarzył się z zapachem lekarstw. Harry nie lubił tego pomieszczenia, ale dziś czuł do niego jeszcze większą niechęć niż zwykle z powodu osób, które tam były. Ciotka Petunia sprzątała wyimaginowany brud, a przy stole siedział wuj Vernon, opowiadając o jakichś nudnych zamówieniach na świdry bez przerwy uśmiechając się do żony.

Chłopiec nie zdziwił się, że jego wuj był taki wesoły i zadowolony z siebie pomimo tego, że w jego łazience od paru dni nie ma wody. W końcu i tak tylko Harry z niej korzystał, więc po co się kłopotać jednym telefonem do hydraulika?

- A wtedy ja mu na to, że jak nie podobają mu się nasze ceny, to niech zamówi u stolarza drewniane! - Wuj Vernon zaśmiał się głośno, rozbawiony własnym dowcipem. Już miał mówić dalej, ale zauważył Harry'ego, biorącego dzbanek i podchodzącego do zlewu. - Gdzieś ty się chłopcze podziewał! Twoja ciotka ciężko pracuje, przyrządzając posiłki, a ty pozwalasz sobie na nie nie przychodzić?! Zero kultury, ty...

- Vernonie! - Przerwała mu ciotka Petunia, a gdy mąż spojrzał na nią zdziwiony, wskazała podbródkiem na swojego siostrzeńca.

Harry właśnie opuszczał kuchnię. Przechodząc przez próg stracił równowagę i upadłby, gdyby nie złapał się futryny. Połowa wody z dzbanka wylała się na podłogę. Nie przejął się tym, w końcu została jeszcze druga połowa, i ruszył dalej. Za plecami usłyszał jeszcze głos wuja Vernona:

- On chyba nie jest chory, co? - powiedział trochę zaniepokojony. Po chwili ciszy dodał nieco rozpaczliwie: - Ten szaleniec w meloniku nas zabije!

Droga z salonu do pokoju zajęła mu prawie dziesięć minut. Był to chyba jego rekord, bo zazwyczaj pokonywał tę trasę ponad pięć razy szybciej. Wodę wypił przed schodami, uznawszy, że głupio byłoby się wracać, gdyby ją całą rozlał. Po pierwszych paru łykach siły zaczęły do niego wracać, a w umyśle trochę się rozjaśniło. Jednak jego kondycja psychiczna nie uległa poprawie.

Otwierając drzwi zauważył kątem oka jakiś czarny kształt. Automatycznie sięgnął po różdżkę, którą miał... na szafce nocnej koło łóżka?! Poczuł się niesamowicie bezbronny. "Jak mogłem nie zabrać ze sobą różdżki?!" Ogarnęło go przerażenie. Z czarnymi postaciami kojarzyli się mu tylko śmierciożercy i sam Voldemort. Był w szachu - ktokolwiek skrywał się w jego pokoju, już wiedział, że Harry stoi za uchylonymi drzwiami. Na pewno miał wycelowaną w niego różdżkę. "Uciekać? Nie..." Bez różdżki był jak mugol, a mugole nie mają szans na ucieczkę przed czarodziejem. "Atakować?" Jeszcze mniejsza szansa na powodzenie. "Co robić? Co robić?!"

W tym momencie zauważył, że czarny kształt poruszył się. "Rzuca zaklęcie!". Nie myśląc o tym, co robi, otworzył z hukiem drzwi i wpadł do środka. Podniósł dzbanek, aby zaatakować nim napastnika, a jednocześnie skoczył w kierunku szafki po różdżkę. Spojrzał na czarną postać, aby wycelować naczyniem prosto w jej głowę... Nogi mu się zaplątały w prześcieradło i runął jak długi na podłogę.

Złapanie oddechu po upadku zajęło mu kilkanaście sekund, a potem wybuchnął głośnym śmiechem.

"Sowa?! Zwykła czarna sowa?! Tyle strachu przez małego, czarnego ptaka!" Przez chwilę śmiał się z własnej głupoty. "Syriusz chybaby umarł ze śmiechu, gdyby się o tym dowiedział."

Przestał się śmiać.

Syriusz chybaby umarł...
Syriusz umarł...
Syriusz...

Wstał powoli, próbując zapanować nad przeszywającym bólem w piersi, który pojawiał się zawsze, gdy myślał o Syriuszu. Spojrzał ponownie na sowę, która siedziała na parapecie. Pod nią znajdowała się jakoś opasła paczka, a ona sama miała w dziobie czerwoną kopertę. "Ale zaraz!" pomyślał Harry. "To nie jest sowa tylko... kruk?" Przyjrzał mu się uważnie. Tak, był to całkiem spory, czarny kruk. Wyglądał ponuro i trochę przerażająco, ale w jego postawie było coś wyniosłego i dumnego. Na dodatek miał takie upiorne oczy. Harry nie był pewny, czy powinny być czerwone...

Spojrzał krukowi prosto w ślepia...

***

Na piętro domu zwabiła Harry'ego cicha muzyka dobiegająca z pokoju Syriusza. Była to powolna rockowa melodia. Wokalista śpiewał cichym głosem, który momentami przemieniał się w głośniejsze zawodzenie przypominające, krzyki kogoś, kto bardzo cierpi. Harry'emu bardzo spodobała się ta piosenka, bo miała w sobie ból po utracie kogoś bliskiego. Słuchając jej czuło się ten emocjonalny przekaz.

Przysunął się do drzwi, aby lepiej słyszeć.

Teraz już był pewny - piosenka opowiadała o bolesnej tęsknocie za przyjacielem, który odszedł na zawsze. Po chwili słuchania zdał sobie sprawę, że to nie jest angielska piosenka, ale pomimo to rozumie każde słowo. Gramofon, który ją odtwarzał, musiał być tak zaczarowany, aby tłumaczył na angielski.

Idąc jesienną aleją szukam ciebie mój przyjacielu.
Chce być tylko z tobą przez kilka małych chwil.
Pomóż mi przywołać tamte lata, ożywić śpiących ludzi.
Pomóż mi!
Pomóż mi pokonać smutek, który pozostał, gdy nagle odszedłeś...


Słuchając tej melodii pomyślał o Cedriku. Nie byli bliskimi przyjaciółmi, ani nawet kolegami, ale ta piosenka mu o nim przypomniała. Nie czuł tak rozpaczliwej tęsknoty, jak wokalista, ale brakowało mu go. Później pomyślał o rodzicach. Syriusz na pewno słucha tej muzyki z myślą o jego ojcu.

Harry nieśmiało zajrzał przez uchylone drzwi.

Syriusz siedział na fotelu odwrócony bokiem do Harry'ego, więc nie mógł go zauważyć. Na pierwszy rzut oka jego ojciec chrzestny wyglądał całkowicie zwyczajnie - jak osoba, która siedzi znudzona na fotelu. Dopiero po chwili Harry zauważył, że przed Syriuszem stoją dwie butelki Ognistej. Jedna była już prawie pusta. Były więzień podniósł ją trzęsącą się ręką i wypił potężny łyk.

Harry patrzył sparaliżowany. Jego ojciec chrzestny właśnie się upijał, wspominając Jamesa Pottera. Na dodatek ręce mu się trzęsły. Nie, on cały drżał. Obraz załamanego Syriusza nie pasował w ogóle do Syriusza, jakiego znał Harry. A jednak...

Muzyka się skończyła.

Po policzkach jego ojca chrzestnego zaczęły spływać łzy.

- J-james - wyjąkał sam do siebie. - Dlaczego odszedłeś? Dla-dlaczego? Czemu to się musiało stać? Dlaczego to nie mogłem być ja, Glizdogon, ktokolwiek?! Dlaczego ty? Dlaczego?! Dlaczego mnie opuściłeś?! James.... Dlaczego?

Harry, najciszej jak potrafił, zszedł piętro niżej i wrócił do kuchni. Nikomu nigdy nie mówił o tym, co zobaczył. Sam nigdy nawet o tym nie myślał. Wymazał to z pamięci, bo nie mógł uwierzyć, że to był ten ciągle uśmiechnięty Syriusz, który zawsze dodawał mu otuchy. Za bardzo nie pasowało to do jego wyobrażenia ojca chrzestnego. Łatwiej było ukryć te wspomnienie głęboko w podświadomości, niż pogodzić się z tym, że Syriusz był tylko człowiekiem, a nie patronusem w ludzkiej postaci, który miał go zawsze chronić.

***

Harry zamrugał. Był z powrotem na Privet Drive. Spojrzał podejrzliwie na kruka i pomyślał najbardziej absurdalną rzecz w życiu:

"Ten kruk jest legilimentą!"

Przyjrzał mu się jeszcze raz, tym razem bardziej uważnie. Nie było w nim nic szczególnego, poza tymi czerwonymi oczami. No i może był trochę za duży. Ale te oczy... Miał w nich coś takiego dzikiego, znajomego...

Nagle zrozumiał. Te ślepia były podobne do oczu Syriusza. Miały w sobie taki sam nieszczęśliwy blask. "Czyżby ten ptak też był w Azkabanie? Nie, to niemożliwe".

Harry przestał podejrzewać ptaka o uprawianie legilimencji. Wspomnienie o Syriuszu musiało wypłynąć na wierzch, bo te oczy mu o nim przypomniały. Zresztą, równie dobrze mógł być to skutek częstych rozmyślań o nim.

Teraz, kiedy pomyślał o tamtym dniu, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę cierpiał on o wiele bardziej z powodu straty rodziców Harry'ego niż sam Harry. Brak rodziców może być bolesny, ale cierpienie związane z śmiercią przyjaciół, których znało się od lat, musiało być nieporównywalnie silniejsze.

Uświadomił sobie, w jakiej sytuacji znajdował się jego ojciec chrzestny. Syriusz zawsze był w swoim domu wyrzutkiem. Miał o wiele gorzej niż Harry na Privet Drive, bo gardzili nim rodzice, a nie wujostwo. Harry'emu zawsze towarzyszyła ta pewność, że zmarli rodzice kochali go nade wszystko, a taka świadomość pomagała mu przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Syriusz nie mógł tak myśleć, bo dręczyły go osoby, które powinny być dla niego oparciem. James był najprawdopodobniej pierwszym człowiekiem, któremu mógł naprawdę zaufać. Tak samo było w przypadku Rona i Harry'ego, ale ich więź była o wiele słabsza, bo nie potrzebowali siebie tak rozpaczliwie. Harry bez Rona dalej był ogólnie lubianym Chłopcem, Który Przeżył, a Syriusz bez Jamesa zostałby tylko zwykłym Blackiem ze ślizgońskim rodowodem. Wielbiliby go tylko ludzie, których nienawidził.

Harry dopiero teraz pojął, jak musiał się czuć Syriusz po śmierci jego ojca. Ból po zdradzie przyjaciela, poczucie winy i rozpacz po utracie najwierniejszego druha, który tak wiele dla niego znaczył. Te trzy uczucia potęgowały się wzajemnie, a po trafieniu do Azkabanu kumulowały się przez te trzynaście lat. Syriusz musiał mieć ogromną odporność psychiczną, aby być w stanie coś takiego wytrzymać i jeszcze udawać, że jest szczęśliwy.

Harry nagle poczuł niesamowitą nienawiść. Sądził, że nienawidził Voldemorta z głębi serca, ale teraz przekonał się, że się mylił. W porównaniu z tym, co teraz poczuł, to poprzednie uczucie, było zaledwie niechęcią. To obecne pulsowało w nim i rosło w siłę z każdą chwilą.

Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.

"Niech i tak będzie. Los chce uczynić z mnie mordercę? Proszę bardzo. Zabije ich wszystkich - każdego kto zrujnował życie moje i Syriusza. Voldemort, Bellatrix, Glizdogon, Snape... Każdego kto zawinił. Bez litości. Własnymi rękoma przeleję ich krew, i choćbym miał przypłacić to życiem, to nie cofnę się przed niczym".

...moc której Czarny Pan nie zna.

Nienawiść dawała mu energię i nadawała nowy kierunek. "Prędzej, czy później stanę przed Voldemortem i go zabiję. Teraz poczułem to bardzo wyraźnie. Wiem, że tak musi być. Nie mam wyboru. Zamorduję go, bo on bezkarnie morduje moich bliskich. I niech se Dubledore gada co chce! To co teraz czuję to nie jest żadna miłość tylko nienawiść w najczystszej postaci. Na co mi miłość skoro nie mogę nią nikogo zabić, bo brak jej destruktywnej mocy. A Voldemort? Nie... On nie zna nienawiści. On czuje tylko pogardę do otaczającego go świata. Zabija ludzi, którzy stoją mu na drodze, ale to nie jest prawdziwa nienawiść. Nienawiść jest zawsze towarzyszką miłości. Tylko nieskażona niczym szczera nienawiść daje prawdziwą potęgę. Tak, to jest właśnie ta moc, której nie ma Voldemort, a ja jej mam aż nadto!"

Harry z trudem opanował uczucia, które nim zawładnęły. Pomogła mu w tym myśl, że dzisiaj jeszcze nie jest właściwy czas na podejmowanie jakichkolwiek działań. Wszystko trzeba dokładnie przemyśleć. Pochopne decyzje były niewskazane.

Na początek trzeba wydostać się z tej dziury, bo tu marnował tylko czas. Nie miał odpowiednich książek, aby uczyć się zaklęć, którymi mógłby pokonać Voldemorta. Najlepszym wyjściem wydawała się ucieczka na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Bez problemu znalazłby tam schronienie, a gdyby dobrze zapłacił, to nikt by nie puścił pary z gęby, że tam jest. Na dodatek miałby dostęp do niezbędnych książek i mógłby używać magii, bo w tłumie nie da się tego wykryć.

Nagle dotarło do niego, jak bardzo marnował czas w Hogwarcie. Quidditch, historia magii, eliksiry, zielarstwo, opieka nad magicznymi stworzeniami, wróżbiarstwo - to wszystko było stratą czasu. Żadna z tych rzeczy ani odrobinę nie przybliżyła go do pokonania Voldemorta. Tyle czasu zmarnował na głupoty, a przecież miał pelerynę niewidkę. Nie byłoby żadnego problemu, aby wejść do biblioteki i wybrać jakieś ciekawe pozycje z działu Ksiąg Zakazanych. O czym on wtedy myślał?! Nie zabije przecież Voldemorta za pomocą miotły. Od razu powinien się wziąć za czarną magię. Teraz widział to bardzo jasno. Ogień trzeba zwalczać ogniem. Co z tego, że to tylko nakręca spiralę nienawiści? Nie był przecież wybawcą świata - był mścicielem walczącym w imię własnej zemsty.

Na ziemię sprowadziło go ciche "kra kra".

Spojrzał ponownie na kruka. Zdziwił się, że jeszcze go nie zaintrygowała jego obecność. "Skąd on się tu wziął, co przyniósł i od kogo?" Kruk spojrzał na niego zniecierpliwionym wzrokiem dalej trzymając czerwoną kopertę w dziobie i czekał.

Wziął od niego list i otworzył go szybkim ruchem. W środku była mała karteczka i druga koperta - tym razem różowa. Patrząc na ten kolor Harry pomyślał, że to może być list miłosny od jakieś pomylonej fanki, która, sądząc po kruku, była jakimś dziwnym goth-punkiem. Z niesmakiem wyjął mały liścik i przeczytał:

Przysyłam ci kilka zdjęć z małej wakacyjnej wycieczki Belli.
Co zrobisz, Harry Potterze?


Tylko tyle. Bez wstępu, czy podpisu.

Harry szybko rozerwał różowa kopertę i wyciągnął z niej plik zdjęć. Na wierzchu był wycinek z Proroka. Widać było na nim tylko zdjęcie jakieś palącej się wioski i nagłówek: Lestrange'owie powracają na front...

Odrzucając wycinek szybko spojrzał na pierwsze zdjęcie. Widniał na nim jakiś mały park. W pierwszej chwili Harry nie dostrzegł w tym nic dziwnego, ale po sekundzie zauważył, że na drodze znajdowało się kilka ciał. Niektóre były tak zmasakrowane, że ciężko było rozróżnić czy należały do kobiety czy do mężczyzny. Koło drzewa leżał chłopiec, który mógł mieć najwyżej siedem lat. Ucięli mu stopy i ręce. Napastnicy prawdopodobnie zostawili go w takim stanie, aby wykrwawił się na śmierć. Na odwrocie zdjęcia był komentarz, napisany takim samym charakterem pisma jak list: Bella razem z przyjaciółmi urządza wakacyjny piknik w parku.

Czując, że zbiera mu się na wymioty, sięgnął po następne zdjęcie. Najpierw spojrzał na słowa z tyłu: Wakacyjna miłość. Na tym zdjęciu widniał nagi nastoletni chłopak przybity gwoździami do bramy kościoła. Oczy miał wydłubane, a śmierciożercy pozbawili go jego męskości i zadali wiele innych ran na całym ciele. Cały był we własnej krwi.

Harry'emu ręce zaczęły się trząść. Te zdjęcia były zbyt drastyczne, a za wszystko odpowiadała osoba, której tak nienawidził. Drżąc na całym ciele, sięgnął po następne.

Podpis brzmiał: Rodzinny obiadek. Te było chyba najgorsze ze wszystkich fotografii, bo pokazywało całe bezsensowne okrucieństwo śmierciożerców. Nie dość, że robili takie rzeczy, to świetnie się przy tym bawili. Rodzina na zdjęciu siedziała przy stole. Nie było ani kropli krwi, jakby śmierciojady specjalnie wszystko wyczyściły, ale za to wszystkie osoby przy stole były pozbawione głów, które leżały przed nimi na srebrnych talerzach. Było tam nawet dwuletnie dziecko siedzące na dziecięcym krzesełku. Mężczyzna, zajmujący miejsce pana domu, zamiast głowy miał świński czerep na karku. Śmierciożercy wetknęli mu jabłko do ryja.

Harry cisnął plikiem zdjęć przez cały pokój. Był wściekły. Na początku miał zamiar wszystko zaplanować przed opuszczeniem Privet Drive i podszkolić się zanim wyruszy polować na śmierciożerców, ale teraz zmienił zdanie. Wyruszy natychmiast i zacznie zbierać informację. Do końca wakacji musi zabić co najmniej dwudziestu sługusów Voldemorta z Bellatrix na czele. Nie zostawi tego tak ani chwili dłużej. Nie po tym gdy zobaczył, co te przeklęte gnojki robią nawet z dziećmi. Dziś zacznie się jego zemsta, o której będą mówić przez wiele pokoleń. Już on się o to postara.

Zaczął zbieranie porozrzucanych po pokoju rzeczy do kufra. Przez cały czas, gdy się pakował, kruk patrzył na niego nieprzeniknionym wzrokiem. Harry nie widział o tym, ale ptak przypominał teraz bardziej zamyślonego człowieka niż zwierzę. Po chwili zapukał dziobem w paczkę pod sobą i wyleciał przez otwarte okno.

Harry przerwał przygotowywania do wyjazdu na ulicę Śmiertelnego Nokturnu i podszedł do paczki. Wziął ją do ręki - ważyła około dwóch kilogramów - i zerwał z niej papier. Mało nie udusił się własnym śmiechem, gdy zobaczył, co jest w środku.

Miał przed sobą książkę, ale nie taką znowu całkiem zwyczajną. Okładka była w pastelowych kolorach. Namalowano na niej leśna polanę w słoneczny dzień, na której aż roiło się od różnokolorowych kwiatków i króliczków biegających w każdym kierunku. Z początku przypominała książkę z bajkami dla dzieci, ale na głównym planie była para królików, która robiła coś, co nie było przeznaczone dla oczu dziecka. Autor obrazka pozwolił sobie nawet na malowanie czarnego paska cenzury w odpowiednim miejscu. Harry zauważył, że napisano na nim małymi literkami: Haha! Niczego nie zobaczysz, zboczóchu. Jednak najciekawszy był tytuł: Poradnik cukiereczka , czyli jak z małego, nikomu nieznanego Harry'ego Pottera stać się potężnym siejącym postrach mordercą Voldemorta. Gdyby nie zdjęcia, które były w kopercie, Harry mógłby przysiąc, że to sprawka Freda i Georga.

Z trudem opanowawszy rozbawienie, otworzył książkę na pierwszej stronie i zaczął czytać, bez szczególnego zaciekawienia. Od razu rzuciło mu się w oczy, że wstęp, w przeciwieństwie do reszty książki, był napisany odręcznie. Autor wstępu narysował też pełno kwiatuszków i serduszek, które wywołały obrzydzenie u Harry'ego.

Harry, Harry...

Żal mi patrzeć na to, co się z Tobą dzieje w te wakacje. Kompletnie się załamać, gdy jest tyle roboty do wykonania? Pamiętaj, że przepowiednia sama się nie spełni. Postanowiłam wysłać Ci tą książkę, którą napisał mój dziadek. Zawarte w nim są wszystkie niezbędne informacje, jak stać się dumnym członkiem naszej rodzinki. Niedługo i ty do niej dołączysz. Czuję, że to nastąpi już wkrótce, mój Harry. Nigdy bym nie pozwoliła, aby takie ciałko jak Twoje przeszło mi koło nosa! Nie mogę się doczekać, aż wpadniemy sobie w ramiona!

Musisz wiedzieć, Harry, że w tej książce jest wiele zaklęć, które są nieporównywalnie potężniejsze od tego, czego uczą Cię w szkole. Niektóre wymagają odpowiedniej "krwi", ale przypuszczam, że i Ty niedługo będziesz mógł je wykonywać bez problemu. W pierwszym rozdziale znajdziesz zaklęcia, które pomogą ci zdjąć namiar i założyć wygłuszenie, abyś mógł do woli czarować w domu. Zaklęcia te wymagają trochę energii, więc zjedz coś zanim zaczniesz robotę.

I jeszcze jedno: nie próbuj NA RAZIE robić nic głupiego. Nie chciałabym za wcześnie oglądać Twojego rozkosznego ciałka rozerwanego na milion kawałeczków . Zachowuj się normalnie. Jeśli Dumbledore się zorientuje, że coś kombinujesz, to wszystko będzie stracone i już nigdy nie dokonasz swojej zemsty. Pamiętaj, Harry.

Zawsze Twoja
Tajemnicza Nieznajoma


Harry był zdumiony. Kim była autorka listu? I skąd tak dużo wiedziała? Zupełnie jakby go obserwowała. Na podstawie kilku przesłanek udało mu się tylko domyślić paru cech jej osobowości. Na pewno miała spaczone poczucie humoru i była cyniczna - "jak mogła żartować z tych zdjęć!" Była też pewna siebie, władcza, a w dodatku miała na niego ochotę... I niebezpiecznie dużo wiedziała. Możliwe, że była bardzo wpływowa albo miała bliski kontakt z Dumbledorem.

Postanowił, że przeczyta tę książkę. Może wyniknąć z tego coś ciekawego. Ale najpierw musiał coś zjeść. Gdy przeczytał w liście o posiłku, poczuł się straszliwie głodny, jakby nie jadł od tygodnia - co było zresztą zgodne z prawdą.

Zeszedł więc na kolację.

Dursley'owie już jedli, ale nikt nie zwrócił mu uwagi, że przyszedł w połowie posiłku. W ogóle dziwnie się zachowywali. Nie czepiali się też, że pochłania dwa razy tyle co Dudley, i że, delikatnie mówiąc, nagina zasady dobrego wychowania. Po zjedzeniu pięćdziesięciu dokładek wszystkiego, co było na stole, poczuł się trochę lepiej, jednak nadal był głodny. Jadłby dalej, ale nie miał już gdzie tego upchać. Dziękując za posiłek wyszedł z kuchni.

Szybko wrócił do pokoju i zabrał się za czytanie książki. Pierwszy rozdział bardzo go ciekawił, bo traktował o ściąganiu różnego rodzaju zaklęć szpiegujących. Było tam nawet opisane co zrobić, aby peleryna niewidka pozostała niewidoczna dla magicznych oczu. Harry'ego najbardziej zaciekawiło zaklęcie ściągające namiar i zakładające wygłuszenie, które wspomniano w liście. Dzięki tym dwóm zaklęcia mógłby dowolnie czarować w domu.

Teoria była prosta. Musiał najpierw rzucić wygłuszenie na pokój, dzięki któremu można było na jego obrębie używać magii. Potem ściągało się namiar z różdżki. A na koniec, aby informacja o rzuceniu wygłuszenia nie dotarła do Ministerstwa, używało się zaklęcia zawracającego urok do właściciela. Tylko tyle, ale bez idealnego zgrania z czasem mogły powstać spore problemy. Nie dość, że wywaliliby go ze szkoły, to jeszcze dostałby dwa miesiące odsiadki za ściąganie namiaru.

Harry wahał się chwilę, ale szybko przypomniał sobie w jakim celu to robi. Wstał i włączył stoper. Miał tylko około dwudziestu czterech sekund na trzy zaklęcia inaczej cały plan weźmie w łeb.

Podniósł różdżkę.

- Repenkturea! - Zimny wiatr wyleciał z jego różdżki i wsiąknął we wszystkie ściany pokoju. Po dokładnie dwunastu sekundach ponownie machnął ręka. Tym razem powiedział: - Siksumenta! - Poczuł jakby oblano go lodowatą wodą, ale był na to przygotowany i szybko rozgrzał się za pomocą magii. Teraz zostało tylko jedno zaklęcie. Patrząc na stoper czekał aż minie kolejne dwanaście sekund i ponownie wykrzyknął: - Noks urpena!

Po sekundzie już wiedział, że się udało. Jego różdżka zrobiła się ciepła, a on poczuł się wolny. Teraz mógł uczyć się do woli.

Przez następne półtora tygodnia uczył się pilnie wszystkich zaklęć z książki. Dursley'owie, widząc, że powrócił do normalności, znowu zaczęli nim pomiatać. Jednak nie mieli ku temu wielu okazji, bo Harry był zajęty ćwiczeniem. Widywali go tylko na posiłkach.

Umiał już wszystkie zaklęcia z pierwszego rozdziału. Z tą wiedzą potrafiłby się ukryć tak, że mogliby go szukać bez rezultatu, tysiąc lat. Dodatkowo umiał odkryć chyba każdą możliwą pułapkę na świecie, bo pierwszy rozdział był nie tylko o działaniu zaklęć szpiegujących i maskujących, ale też o unikaniu, tworzeniu i ukrywaniu różnego rodzaju pułapek. Naprawdę ciekawy okazał się drugi dział, bo dotyczył zaklęć obronnych. Przeczytał już wstęp do rozdziału, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Nadchodziła już noc, więc Harry nie był zaskoczony słysząc słowa wuja Vernona:

- Kogo tam, do diabła, niesie?!

Po chwili usłyszał odpowiedź cichego głosu.

- Zejdź mi z drogi, mugolu. Przyszedłem po Pottera.

____________________
Powyższe ff jest publikowane także na innych stronach fanowskich (np. na Mirriel).
Edytowane przez Rzaki Pak dnia 07-08-2009 08:48
Wyślij prywatną wiadomość
~malfoj_sam_segz F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 28-07-2009 08:57
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9603
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,479
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

No, no, no. Dość ciekawy ff, takiego chyba jeszcze nie było. W Księciu Półkrwi Rowling jakoś bardzo nie zaznaczała tego jak Harry cierpiał po odejściu Syriusza, a tutaj cała opowieść nasycona wielką nienawiścią i chęcią zemsty. Zaciekawiłaś mnie ...

Przechodząc do samego rozdziału muszę powiedzieć, że ten element z krukiem wyszedł ci. Jest ciekawy, po takim długim, przynudzającyh wstępie o tym jak Harry powoli staje się Emo xD, wprowadziłaś trochę zamętu ; dd a opis tych zdjęć był dość drastyczny, co wspaniale pasuje do rzekomego okrucieństwa śmierciożerców, o czym zbytnio w książkach nie mówią ^^

A co do błędów ;
A gdy się obudził, jego ojciec chrzestny był bardziej martwy niż poprzedniego dnia.
cóż, trzeba było poszukać innego określenia, bo przy czytaniu to dziwnie brzmi`bardziej martwy niż poprzedniego dnia.` ogółem było trochę takich błędów typu, że wcięło ci literę, czy zamiast cudzysłowia pojawiało ci się r1; przez co na początku myślałam, że mieszasz czasy. Ale notka bardzo długa, więc rozumiem takie drobne błędy jak 'zjadanie literek.' ; ) tylko popracuj troszkę nad stylistyką, bo gdzie nie gdzie szwankuje, a te drobne błędy z czasem i doświadczeniem wyeliminujesz. choć ja proponuję jeszcze sprawdzać notki, żeby wykryć błędy i nie było się czego czepiać.

dam ci PO, ponieważ pomysł jest świetny, a było trochę błędów, ale następnym razem już nie będę patrzeć na pomysł xD

Sorry, za przynudzanie, tylko tu są takie dobre rady, wybrednego czytelnika.
Ps. Prośba - jakbyś mogła poinformuj mnie o nastepnej notce. Pozdrowienia i weny życzę ;D
__________________
img192.imageshack.us/img192/5424/10y036u.png
Wyślij prywatną wiadomość
~Mysza Voldemort F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 28-07-2009 17:58
Zbanowany

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Trzecioroczniak
Punktów: 147
Ostrzeżeń: 1
Postów: 124
Data rejestracji: 03.09.08
Medale:
Brak

Wow, ale ff. Jak rozumiem, jest to twoja wersja HP po piątej części i gratuluję, bo mnie zaciekawiła.
Będę niecierpliwie czekać na cd.

ps. mogę prosić o info na PW?
__________________
/skasowano
Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 03:15
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

Okey. Będę każdemu chętnemu takowe info wysyłać. Oczywiście w zamian za ładne komentarze (przy czym przez ładne rozumiem rzeczowe i rozbudowane, a nie pozytywne). : >

eRki poprawiłem. Jeśli jeszcze jakaś gdzieś się zapodziała to proszę mi ją wypomnieć. Tak samo jak każdą ewentualną literówkę, czy inny błąd. Nie powinno ich być wiele, bo tekst był wielokrotnie poprawiany i betowany, ale zawsze mogło coś mi umknąć. : <

malfoj_sam_segz
cóż, trzeba było poszukać innego określenia, bo przy czytaniu to dziwnie brzmi`bardziej martwy niż poprzedniego dnia.`

Samo określenie "bardziej martwy" jest jak najbardziej błędne, ale zamieściłem je specjalnie. Chciałem w ten sposób zaznaczyć, że nadzieja, że Syriusz jeszcze wróci (która nadal 'żyła' w Harrym), całkowicie zgasłą. Można powiedzieć, że Harry w końcu zaakceptował jego śmierć, choć jeszcze daleko mu do tego, aby się z nią pogodzić : P

Choć nie jesteś pierwszą osobą, która wytknęła mi ten bląd. Najpierw była beta. Jednak mimo wszystko uznałem, że tak właśnie to miało brzmieć.

Jednakowoż dziękuję za wytknięcie mi tego błędu. : > Jak ktoś znajdzie jeszcze jakiś to będę wdzięczny za pokazania go. W całym tekście niewątpliwie się od nich roi D : Choć w tym przypadku był to błąd zamierzony. ; ]

pozdrawiam
Rzaki Pak

ps: następny rozdział już niebawem. Będzie on niestety sporo słabszy od tego (przynajmniej według mnie, czyli osoby lubiącej opisy emocji i wspomnień - szczególnie tych traumatycznych), ale rozdział trzeci (który też niebawem się pojawi) będzie już znacznie 'lepsiejszy'.
Edytowane przez Rzaki Pak dnia 29-07-2009 03:15
Wyślij prywatną wiadomość
~Cho_Black_S F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 12:53
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Trzecioroczniak
Punktów: 156
Ostrzeżeń: 0
Postów: 2
Data rejestracji: 18.11.08
Medale:
Brak

Bardzo dobreOczko Podoba mi się Twoja wersja wydarzeń. Oryginalne i ciekawe. Czekam na kontynuację...Oczko
http://hpitajemnicamroku.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~malfoj_sam_segz F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 13:54
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9603
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,479
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

super, duży plus dla ciebie, bo trzymasz kontakt z czytelnikiem. skoro zamierzony błąd to go w pełni rozumiem Rozbawiony a te drobne błędy wybaczamy, bo zafundowałeś nam bardzo długą i dość treściwą notkę, która mi się bradzo spodobała ( = mam nadzieję, że następne odcinki będą bardziej trzymać w napięciu, bo ten był wprowadzający, a wszystkiego się naraz nie da. pozdrawiam , mwhahah xDDD
__________________
img192.imageshack.us/img192/5424/10y036u.png
Wyślij prywatną wiadomość
~Kamate F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 16:10
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Uczestnik Klubu Ślimaka
Punktów: 477
Ostrzeżeń: 0
Postów: 116
Data rejestracji: 29.07.09
Medale:
Brak

bardzo fajna notka. wyraźnie pokazany jest ból po stracie Syriusz, którego w książce tak nie widać. Wydaje mi się, że zapomniałeś o takich elementach jak listy Rona i Hermiony do Harry'ego, bo przecież w wakacje zawsze do niego pisali, a myślę, że jeśli Harry pogrążony jest w tak wielkim cierpieniu to powinien jednak otrzymywać jakieś wiadomości od swoich przyjaciół.
Nie podoba mi się także podpis w liście jaki otrzymał Harry:
"Zawsze Twoja
Tajemnicza Nieznajoma"
Ja wolałabym aby było tu imię mówiące nam tyle co nic o autorce, ale jednak nie byłoby tak dziecinne jak Tajemnicza Nieznajoma. Może i jest to efekt zamierzony, ale mi nie do końca się podoba.
Mimo to pomysł bardzo fajny i innowacyjny, ukazujący Harry'ego Pottera w świetle innym niż to, do którego nas przyzwyczajono. Życzę głowy pełnej pomysłów i chęci do dalszego pisania Uśmiech
__________________
"Oddychamy światłem, oddychamy muzyką, oddychamy chwilą obecną." A. Rice "Wampir Lestat"

_________
Jeśli lubisz opowieści fantasy to pisz na PW, mam link do fajnego bloga.
Wyślij prywatną wiadomość
~cygallus F
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 16:29
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Zdobywca Kamienia Filozoficznego
Punktów: 55
Ostrzeżeń: 0
Postów: 26
Data rejestracji: 26.07.09
Medale:
Brak

Powinno być więcej takich kawałkow mam nadzieję, że doczekamy się ciągu dalszego. Kiedyś widziałem w neci taką książkę internautów też o hp i nawet to dobre im wyszło.
Czekam na ciąg dalszyRozbawiony
Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 29-07-2009 23:35
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

"Zawsze Twoja
Tajemnicza Nieznajoma"
Ja wolałabym aby było tu imię mówiące nam tyle co nic o autorce, ale jednak nie byłoby tak dziecinne jak Tajemnicza Nieznajoma. Może i jest to efekt zamierzony, ale mi nie do końca się podoba.


Efekt był jak najbardziej zamierzony. Ten list sporo mówi o psychice osoby go piszącej. A podpisanie go nazwiskiem zepsułoby mi całą fabułę : P Całe działania tajemniczej nieznajomej straciły by na sensie, a są one kluczowe dla historii. A tak w ogóle, to postać kanoniczna, więc nazwisko by wam za dużo powiedziało. : P

Ale, fakt, cały ten list jest w pewnym sensie dzieciny. I taki miał być : ]

. Wydaje mi się, że zapomniałeś o takich elementach jak listy Rona i Hermiony do Harry'ego, bo przecież w wakacje zawsze do niego pisali, a myślę, że jeśli Harry pogrążony jest w tak wielkim cierpieniu to powinien jednak otrzymywać jakieś wiadomości od swoich przyjaciół.


Tu się przyznaję do błędu. Nie pomyślałem o tym i nie było mi to w żaden sposób potrzebne w pierwszym rozdziale. W następnych rozdziałach znajdzie się uzasadnienie tego stanu rzeczy, ale zacząłem je wymyślać dopiero po gdy ten błąd zauważyłem.
__________________
Księga Powtórzonego Prawa 13:7-11
Jeśliby [...] (obojętnie kto) namawiał cię potajemnie, mówiąc: Chodźmy i służmy innym bogom,[...] nie zgodzisz się ani go nie usłuchasz, a twoje oko nie zlituje się nad nim i nie pożałujesz go ani nie ukryjesz, ale nieodwołalnie zabijesz go. Ty pierwszy podniesiesz przeciw niemu swoją rękę, aby go zabić, a potem cały lud, i ukamienujesz go, zadając mu śmierć za to, że usiłował odwieść cię od Pana, Boga twego[...]

Nie ma to jak tolerancja wyznaniowa ^^
Wyślij prywatną wiadomość
~Ra F
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 30-07-2009 12:28
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Drugoroczniak
Punktów: 75
Ostrzeżeń: 0
Postów: 15
Data rejestracji: 28.07.09
Medale:
Brak

Gdy po raz pierwszy spojrzałam na rozdział, pomyślałam, że w tym wypadku ilość przebije jakość (bo ilości było całkiem sporo Język). Udało mi się powstrzymać swojego wewnętrznego, niereformowalnego lenia i zabrałam się do czytania. Z czasem doszłam do wniosku, że "jakość" jednak wyjdzie zwycięsko ze starcia z "ilością". Nie myliłam się.
Co najbardziej przykuło moją uwagę?
Po pierwsze: Harry i pragnienie zemsty. Miło, że w końcu ktoś zrezygnował z kreacji cnotliwego, honorowego, wiecznie pozytywnego wojownika. Harry też człowiek, ma prawo się wpieniać, kiedy mu się bliskich tępi. Za tą akcję duży plus.
Po drugie: okrucieństwo śmierciożerców - wyborne. No, no, no. Makabryczne sceny rodem z opowiadań Stephena Kinga. Jak to się mówi, w każdym z nas jest coś z psychopaty Rozbawiony... No dobra, nie jestem najlepsza w prawieniu komplementówJęzyk W każdym razie ta akcja zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Fajnie, że dodałeś śmierciożercom odrobiny kreatywności i polotu. To ciekawsze od zwykłego, "podręcznikowego" zaklęcia śmiertelnego.
Po trzecie: "Poradnik cukiereczka" - świetne Rozbawiony a edukacyjne króliczki wprost urocze. Pomysł z książką bardzo przypadł mi do gustu. Taki sarkastyczny element doskonale dopasował się do wyrafinowanego okrucieństwa śmierciożerców.
Jeśli chodzi o określenie "był bardziej martwy niż poprzedniego dnia", rozumiem, o co Ci chodziło. Ja bym użyła jednak: "nie był bardziej żywy niż wczoraj", ale sens oczywiście jest ten sem.
W szukaniu błędów mistrzem nie jestem, więc się nie wypowiadam.
Fabuła ciekawa, ale większe wrażenie zrobiły na mnie te pojedyncze, wyżej wypisane elementy. Niby nieznaczny zabieg, a cieszy Rozbawiony. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Czy też mogę liczyć na poinformowanie o ukazaniu się następnej części?Oczko
__________________
"- Co? Źle ci ze mną?
- Nie jest mi źle. Jest mi niedobrze."


Baśń o ludziach stąd

Edytowane przez Ra dnia 30-07-2009 15:21
szynszyl_niewiewiorka@onet.eu Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 30-07-2009 18:22
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

Przeczytałam Twoje opowiadanie wczoraj po południu, bo szukałam czegoś, co mogłoby poprawić mi humor. Chciałam na chwilę skupić się na czymś innym niż mój problem, odwrócić myśli. A, że było u samej góry...

Dość.
Ra napisał/a:
Gdy po raz pierwszy spojrzałam na rozdział, pomyślałam, że w tym wypadku ilość przebije jakość (bo ilości było całkiem sporo

Dokładnie to samo pomyślałam, ale czytając, doszłam do wniosku, że poszło Ci całkiem nieźle. Wreszcie ktoś zainteresował się śmiercią Syriusza.

Poza tym, masz ciekawy styl, prawie w ogóle nie robisz błędów i Twoje opowiadanie czyta się bardzo dobrze.

był bardziej martwy niż poprzedniego dnia

Nie brzmi to dziwnie.

Ciekawa jestem, co zrobisz z tym w kolejnym odcinku. Mogłabym prosić o powiadomienie o dodaniu?

Pozdrawiam i życzę Wena. Happy
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 03-08-2009 04:18
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

Ten rozdział jest niestety słaby od ostatniego, przynajmniej według mnie. Nie zniechęcajcie się jednak. Następny powinien być znacznie lepszy : ]

A tak w ogóle byłby ktoś zainteresowany betowanie tego czegoś? Rozdział III już właściwie skończyłem tylko brakuje mi bety, bo moja dotychczasowa zniknęła : < (by tylko chwilowo)

Dobra. Koniec tego gadania... Zapraszam do czytania! A zwłaszcza do komentowania... : >

___________
ROZDZIAŁ II
Płomień

- Kogo tam, do diabła, niesie?!

Po chwili usłyszał odpowiedź cichego głosu.

- Zejdź mi z drogi, mugolu. Przyszedłem po Pottera.

Harry oderwał się na chwilę od książki i nadstawił uszu. Był pewny, że usłyszał słowa "mugol" i "Potter", a to mogło oznaczać tylko jedno: na dole był jakiś czarodziej, który przyszedł go zabrać do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Mało nie zaczął skakać z radości - życie na Privet Drive zaczynało się powoli dłużyć. Te wakacje nie były wcale takie najgorsze, ale to nie to samo, co próbować podsłuchiwać przebieg narad zakonu razem z Ronem i Hermioną, czy wygłupiać się z bliźniakami. Najzwyczajniej w świecie brakowało mu tej żywej atmosfery, której potrzebował, aby się skupić czy zrelaksować.

Opanowawszy chęć skakania ze szczęścia, usiadł na skraju łóżka, a następnie rozejrzał się po sypialni. Trudno było uwierzyć, że udało mu się doprowadzić pokój do takiego stanu w zaledwie dwa tygodnie.

Podłoga była zasłana mugolskimi ubraniami zmieszanymi z szatami czarodziejów, a gdzie niegdzie walało się opakowanie po czekoladowych żabach i musach świstusach. Pod biurkiem leżała butelka po kremowym piwie, którą Harry postanowił nie wyrzucać na śmietnik w obawie przed się reakcją wuja Vernona, gdyby ten znalazł ją w śmieciach. Dookoła niej walało się pełno, do niczego się już nienadających par skarpet, którymi próbował zakryć ową flaszkę, ale niespecjalnie się do tego przyłożył. Nieopodal leżała klatka Hedwigi, która poniosła w te wakacje chyba największe uszkodzenia, bo został zgnieciona przez ciężki cynowy kociołek. Za to zniszczenie ponosiło odpowiedzialność zaklęcie Ukrywające Nieczystości, które Harry na niej ćwiczył. Nie miał pojęcia czemu nie wyszło tak jak należy. "Cóż... Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to zapaskudzona klatka leży teraz na podłodze, całkiem dobrze ukryty pod tym kociołkiem." Biorąc to, i kilka innych niewymienionych rzeczy, pod uwagę, można śmiało stwierdzić, że w jego sypialni panował większy bałagan niż w pokoju wspólnym Gryffindoru po balangach, które odbywały się zawsze po wygranym meczu w quidditcha . Z tą różnicą, że tam sprzątały skrzaty, a tutaj Harry musiał radzić sobie sam.

Patrząc na wystający kawałek zdezelowanej klatki, Harry uznał, że dobrze zrobił wysyłając Hedwigę do Rona. Pozbył się jej dlatego, że te wielkie sowie oczy, w których było tyle wyrzutu i żalu, strasznie go irytowały, gdy próbował w spokoju rozmyślać o Syriuszu. Teraz był podwójnie szczęśliwy z je nieobecności. Miał małe wątpliwości, czy jego sowa chciałaby zawrzeć tak bliską znajomość z niewątpliwie uroczym kociołkiem, który jednak swoje już warzył.

Szybko jednak wyrzucił ze swoich myśli Hedwigę, a otaczający go zewsząd bałagan postanowił zignorować. Miał teraz ważniejsze sprawy do roboty niż przejmowanie się takimi głupotami. Musiał się w końcu spakować, co było przerażającą perspektywą.

Za pomocą zaklęcia podniósł kufer w powietrze i wysypał jego zawartość na łóżko. Może i w kontekście rozgardiaszu, który zdominował pokój Harry'ego, można by uznać, że rzeczy z kufra były zadbane i uporządkowane, ale gdyby podobny manewr wysypywanie przeprowadzić w kuchni ciotki Petuni, Harry na pewno zostałby zapisany w Magicznej Księdze Rekordów Guinnessa za niewiarygodne zmolestowanie własnego bagażu. Po prostu ciężko opisać słowami, co się stało z jego ubraniami i podręcznikami, które tak pieczołowicie wrzucał do kufra pod koniec zeszłego roku szkolnego. Większość rzeczy nadawała się tylko na śmietnik, bo źle zakręcony kałamarz włożył sporo wysiłku w to, aby Harry musiał wydać fortunę na odkupienie poplamionych książek i szat. Na szczęście peleryna niewidka i Błyskawica uniknęły konfrontacji z niebieskim mazidłem.

Zrezygnowany westchnął ciężko i zaczął wybierać niezniszczone książki z tego pobojowiska. Czuł, że tym razem jego kufer będzie o wiele lżejszy niż zwykle...

W tym momencie usłyszał wrzaski wuja Vernona. Harry nie był zdziwiony, że potrzebował ponad minuty, aby zareagować na obecność przybysza w jego domu. Zawsze był przerażony, gdy w zasięgu wzroku pojawiał się jakiś czarodziej. Czasem potrzebował znacznie więcej czasu, aby wydukać chociaż jedno słowo. A trzeba przyznać, że tym razem wuj nie dozował tak oszczędnie każdej sylaby. Wręcz przeciwnie - z jego ust wyskakiwało zdanie za zdaniem.

Było to tym bardziej zaskakujące, że w domu nie było ciotki i Dudley'a, których zawsze gotów był bronić w takich sytuacjach. Oboje wyjechali na dwa dni do Marge, bo ta zachorowała i potrzebowała, aby ktoś przypilnował jej psów - stary pułkownik stanowczo odmówił temu zaszczytowi. Wuj bardzo chciał jechać z nimi, ale miał umówione w tym czasie ważne spotkanie, od które zależało być albo nie być jego firmy. Możliwe, że to właśnie przez stres wywołany tymi dwoma rzeczami, zareagował aż tak gwałtownie.

- JAK ŚMIESZ ROZKAZYWAĆ MI W MOIM WŁASNYM DOMY, TY... TY ZAKAPTURZONY IDIOTO!!! MYŚLISZ, ŻE PRZYJDZIESZ SOBIE TU I BĘDZIESZ MNIE OBRAŻAĆ, A JA CI NA TO POZWOLĘ, HĘ???!!! NIEDOCZEKANIE TWOJE!!! ŻADEN WŁÓCZĘGA NIE BĘDZIE MI SIĘ PANOSZYŁ W MOIM DOMU!!! WYNOCHA, ALE JUŻ!!! NIE MA TU MIEJSCA DLA TAKICH BEZDOMNYCH PSÓW JAK TY!!!

Harry był pełen podziwu dla umiejętności oratorskich swojego wuja. Nie uwierzyłby, że ktokolwiek inny na świecie umiałby wywrzeszczeć taką przemowę na jednym oddechu. Zaniepokoiła go jednak wzmianka o "zakapturzonych idiotach". Nie umiał sobie przypomnieć żadnego "zakonnika", który ubierałby się w taki sposób. Kaptury były domeną śmierciożerców...

Gryfoński rozsądek, a właściwie jego brak, podpowiadał mu, że nie ma czym się przejmować. Dziś wiał chłodny wiatr, więc kaptur byłby całkowicie uzasadnionym elementem ubioru. Na szczęście "rozsądek" miał demokratyczną mniejszość, bo przeciwnego zdania była ślizgońska połowa Harry'ego, krzycząca głośno coś, co brzmiało "...na wszelki wypadek, idioto!!!", i ciągle brzęczący mu w uszach ryk Moody'ego z czwartek klasy. Ostatecznie "stała czujność!" wygrała głosowanie. Zmuszony przez większość Harry postanowił rozważyć tą pesymistyczną, mało prawdopodobną możliwość, że na dole stoi śmierciożerca, marzący o jego śmierci.

Na tę chwilę przychodziły mu do głowy tylko dwa wyjścia z opresji, gdyby się okazało, że rzeczywiście dzisiejszego wieczoru będzie zmuszony do walki o życie. Bohaterska dusza Harry'ego była za pierwszy wariantem, czyli bezpardonową walką, ale nie miał do siebie aż takiego zaufania, aby absolutnie wykluczyć drugą opcję. Ostatecznie lepiej splamić honor tchórzostwem i uciec, niż głupio zginąć.

Nie zdążył nawet pomyśleć o jakimś planie, bo w tym momencie przerwał mu przybysz, który przemówił spokojnym głosem wypranym ze wszelakich emocji.

- Jeszcze chwila, a przestanę być taki uprzejmy i zabiję cię razem z Potterem.

Najwidoczniej mózg wuja Vernona, podobnie jak Harry'ego, miał problem z zaakceptowaniem groźby wypowiedzianej takim bezpłciowym, prawie że uprzejmym, tonem. Niczym nie zrażony wuj już brał głęboki wdech, aby kontynuować wywód. Nieznajomy przerwał mu jednak, zanim ten wydusił chociażby jedno słowo.

- Avada Kedavra!

W całym domu zrobiło się naglę przeraźliwie cicho. W pierwszej chwili Harry nie był w stanie pojąć, co się właściwie stało, a cisza wydała mu się dziwnie nienaturalna - wuj Vernon nigdy nie milczał tak długo. Dopiero gdy usłyszał ogłuszająco cichy odgłos bezwładnie upadającego na ziemię ciała, pojął, co się stało.

Bezwiednie usiadł z powrotem na łóżku. Nawet nie zauważył, że drżą mu nogi, a różdżka wyśliznęła mu się z rozluźnionego uścisku. Czuł się - i był - tak bezbronny, że nawet Neville nie miałby problemów z rozbrojeniem i pokonaniem go nie używając przy tym magii. Poczuł, że opuścił go duch walki, który pomagał mu odnaleźć się nawet w najbardziej podbramkowej sytuacji. Nie chciał już walczyć. Chciał tylko krzyczeć i płakać, a już najgoręcej pragną, aby ten śmierciożerca wszedł do jego pokoju i potraktował go tym samym zaklęciem, od którego zginęli jego bliscy. Za dużo już osób pożegnało się z życie przez niego. Najpierw rodzice, potem Cedrik i Syriusz, a teraz jego wuj.

Nie, nie kochał go. Nienawidził go całym sercem i duszą. Ale nigdy nie pozwoliłby, aby ktoś go skrzywdził. "Jesteśmy przecież rodziną, do ciężkiej cholery!" krzyczał w myślach. Harry wiedział, że dużo zawdzięczał wujowi, a sam niczego nie dał mu w zamian. Nigdy tego otwarcie nie przyznał, ale tak było. Miał jedzenie, ubrania i dach nad głową absolutnie za darmo. A czym za to odpłacił? Latające leguminy i auta, wybuchające wkłady elektryczne do kominka, świński ogon Dudleya, ciągłe problemy w pobliskiej podstawówce i stada latających sów. Normalny człowiek oddałby Harry'ego za te wybryki do domu dziecka, ale wuj z ciotką tego nie zrobili. Wiedzieli, że to byłoby dla ich siostrzeńca jak wyrok śmierci. Nie oddali go! A powinni...

Rozmyślania przerwał mu nieznany śmierciożerca, który nadał mówił spokojnie i bez emocji:

- Żałuję, Harry, że nie przyszło nam się spotkać w innych warunkach. - Słysząc własne imię zdał sobie sprawę, że ten głos już je kiedyś wypowiadał. Dobrze znał jego brzmienie, ale nie umiał dopasować go do twarzy. Po kilku chwilach niepokojąco znajomy głos, ponowie dotarł do jego uszu z parteru. - Bądź dobrym chłopcem, Harry, i nie utrudniaj mi zadania. Jeśli będziesz próbował uciekać, to czeka cię tylko ból - nic więcej.

Ten jeden raz Harry był gotów przychylić się do prośby śmierciożercy. I tak już postanowił czekać w spokoju na śmierć. Jedyne na co teraz zważał, to to, kiedy usłyszy skrzypienie schodów, które miało zwiastować śmierć.

Jednak, na przekór wszystkim odwiecznym regułom walki dobra ze złem, sługa Voldemorta postanowił nie stanąć do pojedynku pomimo tego, co przed chwilą powiedział. Sekundy mijały powoli, a zabójcy jego wuja nigdzie nie było.

Z każdą chwilą Harry czuł, że żal po śmierci wuja ulatnia się z jego serca, a jego miejsce zajmuje paląca irytacja. "Czy zawsze wszystko musi być dokładnie na odwrót niż chce?" Kiedyś, gdy chciał żyć i być szczęśliwym, to Voldemort nawiedzał go we snach i dokładał wszelkich starań, aby go wykończyć. Teraz, gdy postanowił zginąć - dał mu spokój. I gdzie tu sprawiedliwość?

Był tak rozzłoszczony, że już miał zamiar krzyknąć do tego śmierciożercy, że zaraz on sam się pofatyguje na dół i zrobi mu krzywdę. Zrezygnował jednak, bo coś go zaniepokoiło.

W pierwszej chwili nie umiał zlokalizować źródła niepokoju, ale szybko zdał sobie sprawę z trzech rzeczy. Po pierwsze od jakiegoś czasu zza drzwi jego pokoju dochodziły do niego odgłosy łudząco podobne do trzasków z kominka. Tyle że głośniejsze i częstsze. Po drugie w sypialni robiło się gorąco, a po trzecie był w stanie wyczuć delikatny swąd palącego się gumolitu i drewna. Z niebywała dla siebie szybkością zrozumiał, co się stało.

Przerażony tym okryciem podbiegł do drzwi i otworzył je z rozmachem. W tym momencie rozżarzone powietrze buchnęło mu prosto w twarz. Był uwieziony w płonący domu! Szybko zamknął pokój i podbiegł z powrotem do łóżka.

Spanikowany zaczął rozrzucać książki leżące na łóżku po całym pokoju, bo nie umiał znaleźć różdżki. Ani mu się śniło dać się spalić żywcem! Co prawda był gotowy umrzeć, ale jakoś przeszły mu te głupie myśli, gdy okazało się, że miał zejść z tego świata w objęciach roztańczonych płomieni. Nie tak to sobie wyobrażał!

Krople potu zaczęły mu spływać po twarzy. W pokoju panował skwar nie do wytrzymania, a ze zdenerwowania serce tłukło mu się w piersi z mocą młota pneumatycznego, co tylko podniosło temperaturę jego ciała. Różdżki nigdzie nie było.

- Do mnie, głupi badylu! - krzyknął zdesperowany.

Nie spodziewał się, że to zadziała, ale wbrew wszelkiemu rozsądkowi różdżka wyskoczyła spod jednej z książek i wpadła mu prosto do ręki. Przez sekundę był tak oszołomiony powodzeniem, że tylko zamrugał parę razy patrzą na nią z idiotyczną miną.

Trzask pękających na pół drzwi - nawet nie zdawał sobie sprawy, że zajął je już ogień - sprowadził go z powrotem na ziemię.

Gorączkowo zaczął rozglądać się po pokoju za czymś, co pomogłoby mu przedrzeć się przez ścianę ognia. Niczego takiego nie mógł znaleźć. Zamiast tego zauważył Błyskawicę i pelerynę niewidkę leżące na łóżku. Wcisną wodnisty płaszcz do przedniej kieszeni bluzy, a miotłę trzymał w wolnej ręce.

Pierwsze języki ognia już przeszły próg. W pokoju było duszno, z trudem łapał oddech i musiał mrużyć oczy, aby cokolwiek zobaczyć. Ten płomień na pewno był magiczny, bo za szybko się rozprzestrzeniał.

Z Błyskawicą i peleryną poczuł się trochę pewniej, ale wiedział, że jest przyparty do muru. Z tej opresji nie było wyjścia. Na przekór wszelkiej logice nie to go najbardziej martwiło. W tym pokoju było coś bardzo cennego, coś czego nie mógł stracić, ale pod presją nie umiał sobie przypomnieć, co to było. Pospiesznie błądził wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu zguby, boleśnie świadom, że za kilka minut nie będzie w nim niczego, czego nie pochłonąłby ognień.

Pożar połykał już jego szafę i bez pośpiechu zabierał się za biurko. Jeszcze minuta lub dwie, a zajmie łóżko, za którym stał Harry. Zostało coraz mniej miejsca i powietrza do oddychania.

Poprawił pelerynę w bluzie. Wodnisty materiał pod palcami przypomniał mu o prezencie od bliźniaków. Z obawą, że nic z tego już nie będzie podniósł różdżkę i wycelował w biurko, które już w całości stało w ogniu.

- Accio!

Z biurka wyskoczyła płonąca szuflada i poleciała w jego kierunku. W ostatniej chwili usunął się z jej toru i pozwolił, aby rozbiła się o ścianę. Minęła rękę, w której miał różdżkę, dosłownie o milimetry, osmalając mu palce. Na szczęście mapa zgrabnie wyfrunęła z szuflady i wylądowała w jego otwartej dłoni.

Pod wpływem ciepła pergamin jeszcze bardziej pożółkł, a miejscami zbrązowiał, ale istniała mała szansa, że działa poprawienie. Harry ostrożnie schował go do tylnej kieszeni.

Przez jedną, wspaniała sekundę był pewny, że to jest ta zguba, którą szukał. Zaczął już nawet szukać drogi ewakuacji, ale w tym momencie jego spojrzenie przyciągnęła książka w pastelowych kolorach leżącą przed dopalającą się szafą. Zamarł zdając sobie sprawę, że to właśnie jej szukał.

Z przerażeniem patrzył na ogień, który skradał się po jego szatach w kierunku tego bezcennego dzieła. Jeszcze kilka chwil, a z "Poradnika Cukiereczka" zastałaby kupka popiołu.

Szybko rzucił miotłę pod ścianę i już sprężał się do skoku, gdy ze zgrozą w oczach dostrzegł, że dopalająca się szafa przechylała się w kierunku jego skarbu. Jeszcze chwila i się przewróci zakrywając wszystkie książki i szaty przed sobą.

Patrząc na przechylającą się powoli szafę, Harry ponownie pomyślał, że ten ognień jest zdecydowanie nienormalny. Tak solidny mebel powinien palić się co najmniej pół godziny, zanim zostanie osłabiony do tego stopnia, aby się przewrócić, a tymczasem nie minęły nawet dwie minut, a on był już prawie doszczętnie spalony. Odrzucił jednak tę myśl, bo w tym momencie straciła równowagę, przechyliła się ostro do przodu i zaczęła się przewracać na jego bezcenny dar od Tajemniczej Nieznajomej.

- Immobilus! - krzyknął pierwsze zaklęcie jakie przyszło mu do głowy. Teoretycznie nie miało ono prawa zadziałać, bo było przeznaczone do unieruchamiania żywych celów.

Pomimo wszystko szafa zatrzymała się, w połowie upadku. Przechylała się teraz mocno w kierunku łóżka, niemal się na nim opierając. Książka leżała pod nią. Aby się do niej dostać Harry musiałby albo przeczołgać się pod swoim łożem, albo wcisną się w szczelinę pomiędzy nim, a rozżarzony meblem. O zaklęciu przywołującym nie było co marzyć, bo nie dałby rady go rzucić i utrzymywać szafę jednocześnie.

Zamiast szukać rozwiązania tej patowej sytuacji, postanowił działać. Nie miał wiele czasu, więc wybrał najszybszą, ale zarazem najbardziej szaloną, możliwość: postanowił wcisnąć się w wąską szczelinę pomiędzy drugą stroną łoża, a rozżarzonym meblem.

Rzucił się na łóżko i, nie zważając na bijący od przechylonej szafy żar, wsunął się pod nią. Pożałował tego już sekundę później, bo poczuł na sobie taki gorąc jakby ktoś wylał mu na twarz wrzącą wodę. Z trudem powstrzymał krzyk i zasłonił oczy ręką. Każdy oddech sprawiał mu ból, a płuca protestowały gwałtownie za każdym razem, gdy wziął ten ognisty oddech. Na dodatek zaczął kaszleć, bo wokoło było pełno dymu. W akcje desperacji machał rozpaczliwie wolną ręką po podłodze w nadziei, że trafi na poszukiwany podręcznik.

Płonący mebel znajdowała się kilkanaście centymetrów nad nim. Poczuł przerażenie, bo nagle do niego dotarło, że zaklęcie może w każdej chwili przestać działać. Przez jedną straszną sekundę myślał nawet, że szafa zaraz na niego runie, bo usłyszał głośny trzask. Odruchowo wyciągną wolną rękę nad siebie, aby uchronić głowę przed spadającym drewnem, ale było to bardzo nierozważne posunięcie. Przez przypadek złapał za rozgrzaną do czerwoności klamkę od szafy.

Z trudem powstrzymał się od krzyku. Dłoń paliła go niemiłosiernie, a oparzona skóra pulsowała wściekłym bólem. Nie stracił jednak zimnej krwi. Zaczął wycofywać się pod łóżko, bo była to jedyna droga ucieczki spod płonącej szafy. Wpełzł już w do połowy pod nie, gdy obolałą dłonią zahaczył o jaki opasły tom. Jednym machnięcie ręki wypchał go pod łóżkiem na niezajętą przez ogień połowę pokoju, po drugiej stronie łoża. W duchu błagał wszystkich znanych mu bogów, aby to była jego zguba. Szybko powrócił do czołgania.

Po chwili był już w prawie cały pod łóżkiem. Poczuł ogromną ulgę, że jednak udało mu się wyjść stamtąd bez większych obrażeń. Nieśmiało wziął głębszy oddech, bo powietrze było tu o wiele czystsze niż pod szafą. Po chwili otworzył też oczy. Chciało mu się śmiać ze szczęścia, gdy zobaczył, że tamta książka okazała się jego podręcznikiem. Choć pod łóżkiem było chłodniej i mniej duszno, to nadal panowały tam nieludzkie warunki. Wznowił wysiłki, aby wydostać się z tego piekła.

W tej chwili zaklęcie przestało działać.

Płonąca szafa, uwolniona spod wpływu magii, runęła na jego nogę całym swoim ciężarem w momencie, gdy miał już ją wciągnąć pod łóżko. Było to potrójnie bolesne, bo była bardzo masywna, gorąca jak diabli, a na dodatek jakiś wystający, ostry i rozżarzony pręt wbił mu się w łydkę, przebijając ją prawie na wylot.

Zaczął wrzeszczeć jak obdzierany ze skóry. Ból spowodowany przebiciem mięśnia był niczym w porównaniu z katuszą ogniem, który zaczął dobierać mu się do nogi. W każdym jej nerwie czuł jak płomień pożera jego but i nogawkę, aby spałaszować jego ciało. Wił się i wył, bo czuł jak z każdą sekundą był trawiony przez jęzory ognia.

Niczym oszalały zwierz dalej próbował oswobodzić przyszpiloną nogę szarpiąc nią dziko, ale to tylko sprawiało większy ból. Wrzeszczał przy każdym ruchu, jednak nie przestawał i próbował dalej. Wierzgał jeszcze bardzie opętańczo, gdy ognień zaczął pieścić jego nogę wewnątrz rany. Najpierw poraniony mięsień został poddany powolnemu przysmażaniu, aż było słychać skwierczenie i zapach palonego mięsa. Potem przyszła kolej na kość, którą ta lawina gorąca zamieniała powoli w popiół.

Z każdą sekundą tej tortury świadomość powoli go opuszczała. Ból stawał się fizycznie nie do wytrzymania. Jego umysł wolał skapitulować, ale on chciał walczyć za wszelką cenę. Czuł jak rwące potoki bólu zalewają jego świadomość i wył niesamowicie, jednak pomimo to nieprzerwanie próbował wyszarpać nogę spod szafy - bez skutku. Z każdą chwilą tracił jednak nadzieję i jakąkolwiek władzę nad własnym ciałem. Na domiar złego, łóżko zajęło się ogniem, który miał spopielić niedługo całe jego ciało. Wszędzie było coraz więcej dymu i coraz mniej powietrza do oddychania. "To już koniec."

Ogień nie dotarł jeszcze nawet do jego kolana, gdy nagle poczuł ból na czole i stracił świadomość.
Edytowane przez Rzaki Pak dnia 03-08-2009 04:20
Wyślij prywatną wiadomość
~Silencia F
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 03-08-2009 04:50
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Barman w w Świńskim Łbie
Punktów: 1308
Ostrzeżeń: 1
Postów: 183
Data rejestracji: 27.08.08
Medale:
Brak

To pierwszy fick na Hogs jaki czytałam z zapartym tchem, choć czytam ich mało. Jestem po prostu... oszołomiona w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Błędów się nie doszukałam, ale przeszkadzało mi, że nie wziął miotły i nie wyleciał przez okno (pomijając fakt, że brakowało mu tej książki).
Świetnie ująłeś emocje Potter, choć osobiście trochę mi nie pasowało to jego nagłe załamanie, po śmierci wuja. Wszystko ładnie napisane aż czułam te emocje. Trochę drastyczne było to jak mu się ta szafa na nogę zawaliła.
Skoro uważasz, że ten rozdział jest kiepski to z niecierpliwością czekam na następny :)
__________________
e.deviantart.net/emoticons/d/dummy.gif
http://www.photoblog.pl/corset Wyślij prywatną wiadomość
~malfoj_sam_segz F
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 03-08-2009 08:13
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9603
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,479
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

oj, ciekawie - i nie wiem co dalej powiedzieć. -,- ;D takie rozdziału się nie spodziewałam. tylko ten cały pożar wydał mi się jakiś strasznie drastyczny. mi się jednak wydaje, że mimop wszystko to nie był śmierciożerca, pomimo że wszsystko pasuje do śmierciożercy, to nie, bo pewnie nas znwu zaskoczysz :>

źle zakręcony kałamarz włożył sporo wysiłku w to, aby Harry musiał wydać fortunę na odkupienie poplamionych książek

użyłeś personifikacji, ale wydaje mi się, że i tak nie za bardzo tu pasuje wkłądanie wysiłku przez kałamarz xD

i ciągle brzęczący mu w uszach ryk Moody'ego z czwartek klasy.

ryk chyba nie brzęczy, to tak dziwnie brzmi.

powrotu weny twórczej i czekam z niecierpliwością na część następną < ;
__________________
img192.imageshack.us/img192/5424/10y036u.png
Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 03-08-2009 13:33
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

Zaskoczył mnie taki obrót spraw... Śmierć wuja Vernona?
Piszesz bardzo wyczerpująco i dokładnie. Opisy są barwne. Jedyne, co mnie trochę zniechęca, to ten brak dialogów. Same przemyślenia. Rozumiem, że to konieczne, w końcu z kim Harry miałby rozmawiać, kiedy wszystko wokół trawi ogień... Właśnie - opis pożaru drastyczny i niezwykle obrazowy. Ale odniosłam wrażenie, że i tak wszystko to było jakieś takie... rozwleczone w czasie.
Znalazłam literówki i chyba jeden ortograf rzucił mi się w oczy - ale jako całość, tekst jest dobry.
Mimo to, rozdział mi się podobał i czekam na kolejny.
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 05-08-2009 08:22
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

Silencia
Błędów się nie doszukałam, ale przeszkadzało mi, że nie wziął miotły i nie wyleciał przez okno (pomijając fakt, że brakowało mu tej książki).

Wbrew pozorom, to nie jest niedopatrzenie z mojej strony : > Wynika to po trochu z charakteru Harry'ego i XXX (nie będę wam spoilerował : P). W każdym razie z czasem wszystko się wyjaśni.

Silencia
Skoro uważasz, że ten rozdział jest kiepski to z niecierpliwością czekam na następny Uśmiech

...

Nie potrzebnie mówiłem, że ten rozdział jest słaby : P Skoro podobał ci się ten to nie obiecuję, że spodoba ci się w równym stopniu 3'ka. Mi się zdecydowanie 3'ka bardziej podoba, ale może to wynika z moich chorych skłonności : >

Itka
Jedyne, co mnie trochę zniechęca, to ten brak dialogów.

Dialogi, to moja pięta Achilesowa. Jednak w następnych rozdziałach będzie ich więcej. Poza tym średnio lubię je pisać. Zdecydowanie bardziej wolę opisywać samotnego człowieka, jego emocje i (przeważnie nie wesołe) wspomnienia.

Itka
Znalazłam literówki i chyba jeden ortograf rzucił mi się w oczy - ale jako całość, tekst jest dobry.

chyba wiem o jakiego orta ci chodzi. To ten, mam rację?

rzaki pak
Miał małe wątpliwości, czy jego sowa chciałaby zawrzeć tak bliską znajomość z niewątpliwie uroczym kociołkiem, który jednak swoje już warzył.

Błąd zamierzony. Miała to być taka mała gra słów, ale chyba tylko ja ją zauważam : >

Ogólnie chodziło mi o to, aby na poziomie dosłownym czytelnik zinterpretował to jako "ważył" od wagi. Jednak zwrot "swoje już warzył" jest parafrazą zdania "swoje już przeżył". Czyli chodzi o doświadczenie, dlatego też użyłem słowa "warzył" (czyli gotował/sporządzał eliksiry).
Wyślij prywatną wiadomość
~Ra F
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 05-08-2009 15:37
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Drugoroczniak
Punktów: 75
Ostrzeżeń: 0
Postów: 15
Data rejestracji: 28.07.09
Medale:
Brak

Oj, zaskakujesz mnie - trzeba przyznać. W trakcie czytania nasuwało mi się wiele ewentualnych zakończeń rozdziału, ale nic nie mogło się równać z TYM. Przychodziły mi do głowy rozwiązania banalne i raczej... bezpiecznie. No a Ty, na przekór moim nudnym przewidywaniom, poszalałeś. I na dobre Ci to wyszło.
Byłam pewna, że dojdzie do konfrontacji z zabójcą Vernona. A tu masz. Pożar. Jak wiesz już pewnie, nie jestem zwolenniczką zwykłego, nudnego Avada Kedavra. Znów użyłeś dużo ciekawszego sposobu na wykończenie Pottera (o ile to miało go wykończyć - dowiemy się, myślę, niebawem).
Poza tym tylko czekałam, aż chłopak wskoczy na miotłę, wyleci przez okno i ot, mamy kolejny maślany happy end. Potem przez tydzień będzie opłakiwać wuja, a Ron i Hermiona będą przynosić mu ciepłe kakao, wymieniając zaniepokojone spojrzenia...
Dopiero, kiedy przygniotła go płonąca szafa, wyzbyłam się całkowicie nieciekawych perspektyw i pomyślałam "Łaał. Tym razem Harry naprawdę oberwał." Zdałam sobie sprawę, że wcale nie będzie tak kolorowo i bezgranicznie zaciekawiona przeszłam do finału.
I trzeba przyznać... nie zawiodłeś mnie. Pomimo moich wcześniejszych uwag na temat pierwiastka psychopaty, nie spodziewałam się aż tak drastycznego opisu. Pięknie! Uczta dla moich oczu. Ostatnie dwa akapity podobały mi się najbardziej. Zrobiłam oczy, jak denka od słoików i czytałam tak szybko, że gubiłam po kilka wyrazów. Fajnie, fajnie.
Szczególne wrażenie zrobiła na mnie końcówka, ale całość tekstu również mi się podobała.
Rzuciło się w oczy kilka błędów. Brakowało też dialogów. Opisy były długie, stanowiły praktycznie cały rozdział, ale rekompensuje to bogate słownictwo i ciekawe ujęcie sytuacji. Ja zaufam Twoim prywatnym preferencjom i z niecierpliwością oraz niemałymi oczekiwaniami czekam na trzeci rozdział.
__________________
"- Co? Źle ci ze mną?
- Nie jest mi źle. Jest mi niedobrze."


Baśń o ludziach stąd
szynszyl_niewiewiorka@onet.eu Wyślij prywatną wiadomość
~Rzaki Pak F
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2009 08:45
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 170
Ostrzeżeń: 1
Postów: 19
Data rejestracji: 27.07.09
Medale:
Brak

mi się jednak wydaje, że mimop wszystko to nie był śmierciożerca, pomimo że wszsystko pasuje do śmierciożercy, to nie, bo pewnie nas znwu zaskoczysz :>

dobrze kombinujesz : P

Autor oryginału: Rzaki Pak
Tytuł oryginały: Chary potel i calna rista
Tłumaczył na polski (z nie wiadomo jakiego : > ): Open Office - Write (bliski kuzyn worda - jakby ktoś nie rozpoznawał tego pana)
Betowała (za co wielkie dziękuję!): Itka

A tak na marginesie to dzięki za komentarze : > Niektóre tak mi się spodobały, że chyba nauczę się ich na pamięć : P

Zapraszam do czytania. Mam tylko nadzieje, że nie przesadziłem z tym tanim melodramatyzmem...

ps: w tym rozdziale zastosowałem pewien eksperyment na czasie fabularnym : ] Piszcie jakie macie odczucia co do takie sposobu prowadzenia historii, abym mógł ocenić wynik eksperymentu : P

___________
ROZDZIAŁ III
To, czego najbardziej się boisz


Harry spojrzał ze wściekłością na stojącego przed nim śmierciożercę. W ułamku sekundy dobył różdżki i skierował ją na swojego sługę.

- Coś ty do mnie powiedział? - rzekł cicho przez zaciśnięte zęby. Ton jego głosu jasno wskazywał na to, że stojący przed nim człowiek nie wyjdzie w jednym kawałku z tego pomieszczenia.

O dziwo, długowłosy mężczyzna, do którego zostały skierowane te słowa, nie wyglądał na przerażonego. Ba! Był widocznie rozbawiony całą tą sytuacją. Na jego ustach błąkał się radosny uśmiech, a oczy z zainteresowaniem lustrowały cały pokój. Po chwili spojrzał na Harry'ego, a na jego twarzy wymalował się wyraz uprzejmego politowania. Nie komentując groteskowego wyglądu swojego pana, powtórzył jeszcze raz ze zniecierpliwieniem w głosie.

- Powiedziałem, że nie pora na gadanie o dupie Marynie. Raport z inicjacji nowych śmierciożerców może poczekać. Mam ci coś ważnego do przekazania.

- Zamilcz, gdy do mnie mówisz! - ryknął rozwścieczony Harry, kierując różdżkę w serce swojego sługi. Boże, jak on miał ochotę go teraz zabić! Rozszarpać na strzępy i patrzeć jak zdycha! Nie umiał przemilczeć takiej bezczelności w stosunku do samego siebie. - Ava... Avada...

Niech to szlag trafi... Nie mogę go zabić. On jest mi jeszcze potrzebny, cholera jasna!

Harry z wielkim trudem powstrzymał się od rzucenia ostatecznej klątwy na tego człowieka. Krew mało go nie zalała, gdy zobaczył, że mężczyzna patrzy na niego ze smutkiem, jakby miał przed sobą wariata, któremu nie może pomóc.

- Crucio! - wysyczał Harry drżącym od wściekłości głosem.

Ugodzony zaklęciem śmierciożerca nie zaczął wrzeszczeć, tylko spojrzał na Czarnego Pana ze współczuciem.

- Uspokoisz się wreszcie? - przemówił spokojnym, ale stanowczym tonem, którego zwykło się używać w stosunku do niegrzecznych dzieci. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż twoje głupie zabawy.

Harry zawył z bezsilnej wściekłości. Całkiem zapomniał, że ten człowiek postradał rozum podczas tortur; do tego stopnia, że nie czuł już bólu.

Zrezygnowany usiadł z powrotem na swoim tronie. Cały się trząsł z wściekłości.

- Mów - warknął.

- No! A już myślałem, że się nie uspokoisz i będę cię musiał sparaliżować. - Harry zacisnął rękę na różdżce i zaczął sobie powtarzać, że nie może go JESZCZE zabić. - Przejdę do sedna, zanim znowu zaczniesz głupieć. Zaklęcia padły. Mamy go. W tym momencie jest uwięziony w płonącym domu. Nie ma żadnej szansy, aby dożył interwencji Zakonu.

Harry potrzebował kilku sekund, aby przejść ze skrajnej wściekłości do niepojętej radości. Nie spodziewał się, że tego wieczoru usłyszy coś, co go tak ucieszy. W tym czasie jego sługa spojrzał w jakiś punkt nad głową swojego pana i przemówił cichym, mrożącym krew w żyłach głosem. Nawet Harry poczuł, że mu ciarki przechodzą po plecach.

- Twój syn jest już praktycznie martwy. Nareszcie doczekasz pomsty.

Na kilka sekund zapadła cisza.

- Co ty tu jeszcze robisz?! - Harry spojrzał na śmierciożercę, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu. - Jeśli zostawisz Pottera samego z tymi nieudacznikami, to na pewno zdoła uciec. Wracaj tam natychmiast.

- Nie ma takiej możliwości, mój Lordzie - odpowiedział dalej tym samym cichym i mrocznym głosem. - Nawet jeżeli ucieknie, to szybko wróci. Zdobyłem bardzo interesującego zakładnika.

***

Pierwszy raz w życiu Hermiona patrzyła bezmyślnie na pusty pergamin, trzymając w ręku pióro, i nie wiedziała, co właściwie chce napisać. Zastanawiała się nad tym od początku wakacji, ale nie umiała dobrać dostatecznie przekonujących słów, aby mieć pewność, że jej prośba zostanie wysłuchana. I choć wiedziała, że pisze nie do kogo innego niż do zawsze serdecznego i wyrozumiałego profesora Dumbledore'a, to nie wiedziała, jak właściwie ma się do niego zwracać, aby zaskarbić sobie jego przychylność. Ba! Nie wiedziała nawet, co chce napisać, a co zachować dla siebie. Wolała nie mówić całej prawdy, a jednocześnie bała się, że dyrektor może już być w posiadaniu informacji, które by zakwestionowały jej prawdomówność. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała, było to, aby ten staruszek przestał jej ufać właśnie w takim momencie.

Sprawa była prosta. Musiała przekonać Dumbledore'a, że jej rodzice potrzebują ochrony Zakonu. Wątpiła, aby profesor jej odmówił, ale... No właśnie. Zawsze gdy o tym myślała, pojawiało się jakieś ALE. Ale co, jeśli jest za mało zakonników? Ale co, jeśli nie posiadamy żadnej kryjówki, w której można by ukryć mugoli? Ale co, jeśli dyrektor uzna, że przesadzam, albo co gorsza, że są ludzie, którzy bardziej potrzebują ochrony? Bała się, że cokolwiek by nie napisała i tak spotka ją odmowa, choć było to irracjonalne odczucie. Poza tym, były fakty, których nie chciała ujawniać. Nie powiedziała o tym Ronowi, czy nawet Harry'emu, więc Dumbledore'owi też nie zamierzała.

Wiedziała, że przesadza. Zawsze, gdy zaczynała się nad tym zastanawiać, to sama się sobie dziwiła, jak mogła coś takiego pomyśleć. Że niby Dumbledore by komuś nie pomógł? Phi! Bzdura... Jednak te same wątpliwości powracały ze zdwojoną siłą, gdy ponownie siadała do pisania listu. Co, jeśli nie znam go tak dobrze, jakbym chciała i wcale nie jest taki skory do pomocy, jak wygląda? Nie mogę ryzykować...

Ostrożnie zamoczyła pióro w atramencie i zaczęła pisać.

Drogi profesorze Dumbledore,
mam nadzieję, że pisanie bezpośrednio do Pana nie jest impertynencją z mojej strony. Długo się wahałam, czy mam do Pana napisać. To chyba nie wypada, aby zwykła szara uczennica pisała osobiście do takiego znakomitego dyrektora, który jest jednocześnie jednym z najpotężniejszych czarodziejów wszechczasów. Problem, z jakim się do Pana zwracam, jest praktycznie nie do rozwiązania, ale ufam, że człowiek pańskiego kalibru nie będzie miał z nim najmniejszego problemu...


Zgniotła list w kulkę i rzuciła do kosza.

Tanie pochlebstwa i jawna manipulacja... Chyba umarłabym ze wstydu, gdybym mu to wysłała...

Sięgnęła po następny kawałek pergaminu i delikatnie rozprostowała go na biurku. Przygryzła nerwowo wargę, myśląc intensywnie nad tym, co ma napisać. Całkowicie nieświadomie zanurzyła delikatnie koniuszek pióra w atramencie i przyłożyła go do pergaminu. Najwyraźniej jej ręka już się nauczyła, że gdy Hermiona zaczyna myśleć, to trzeba się przygotować na ciężką pracę. Jednak tym razem, zamiast starannych okrągłych liter, z szafirowego płynu powstał wielki szkaradny kleks.

Zirytowana dziewczyna zmięła pergamin i cisnęła nim w najdalszy kąt pokoju.

Spokojnie, Hermiono. Masz dość pergaminu, aby napisać wszystkie zadania domowe. I to dla całej szkoły... Nie ma się czym denerwować.

Wzięła kilka głębokich oddechów i ponownie zatopiła pióro w błękicie.

Szanowny profesorze Dumbledore,
zwracam się do Pana, ponieważ nie daje mi spokoju istotny, jak mniemam, problem. Świadoma jestem, że moja prośba wyda się Panu samolubna, ale proszę ją rozważyć. Wiele to dla mnie znaczy. Mianowicie, chodzi o to, aby zorganizował Pan ochronę dla moich rodziców. Proszę o to ze względu na to, że obawiam się, iż...


Hermiona zastanawiała się chwilę, jakim imieniem nazwać najbardziej plugawego potwora, jakiego nosił ten świat. Sam - wiesz - kto? Tom Riddle? Czarny Pan? Ostatecznie uznała, że najwięcej szacunku zdobędzie, jeśli nazwie go jego właściwym imieniem. Przełknęła ślinę i napisała:

...Voldemort może chcieć zaatakować moich rodziców sądząc, że Harry pomoże mi ich odbić. Zapewne zna Pan jego skłonności do ratowania ludzi, więc musi się Pan liczyć z tym, że rzeczywiście by mi pomógł - narażając przy tym własne życie.

Krytycznym okiem spojrzała na to, co przed chwilą napisała. Po zastanowieniu stwierdziła, że z tego coś może wyjść. Żadnych pochlebstw ani wydmuchanych argumentów. Same fakty. Na dodatek nie wspomniała o niczym, co chciałaby zachować dla siebie.

Już miała przepisać list na czysto i dodać końcówkę, gdy zauważyła olbrzymią lukę w swojej argumentacji.

No tak... Dumbledore szybko wywnioskuje, że na tej zasadzie musiałby zapewnić ochronę każdej osobie w szkole - a tyloma ludźmi na pewno nie dysponuje. Harry pomaga przecież nie tylko najbliższym znajomym. Jaka ja byłam głupia sądząc, że przyjaźń z Harrym stawia mnie na jakiejś uprzywilejowanej pozycji... Z całą pewnością Zakon nie zrobi żadnego wyjątku dla moich rodziców...

Poza tym nie ma żadnych dowodów na to, że Harry coś znaczy dla Dumbledore'a. Wszystkie poszlaki na to wskazują, ale...


Zgniotła list i odrzuciła go w ślad za poprzednimi.

Pisanie tych dwóch listów musiało jej zająć jakieś trzy godziny, bo za oknem zapanowała już ciemna noc. Pora spać, pomyślała, pomimo że nie czuła się senna.

Bez przekonania podniosła się z krzesła i zamknęła pokój na klucz, po czym rozebrała się do naga, od razu układając schludnie ubrania na krześle, i skierowała się do łazienki, aby wziąć szybką kąpiel. Hermiona dziękowała w duchu mamie, że ta pomyślała o tym, aby przy wyborze nowego domu zadbać o osobną łazienkę dla swojej córki. Dom był przez to droższy, ale pani Granger upierała się, że "to nie wypada, aby dziewczyna w tym wieku paradowała w samym szlafroku przed dorosłym chłopem". Takie podejście wytrąciło z rąk pana Granger wszystkie argumenty.

Nigdy nie krępowało jej takie "paradowanie", bo wiedziała, że jej tata nie należy do tych mężczyzn, którzy spojrzeliby na własną córkę w ten sposób. Ufała mu całkowicie i wiedziała, że zasługuje na to zaufanie. Mimo wszystko była jednak wdzięczna mamie, że nie musiała przechodzić przez cały dom tylko po to, aby się wykąpać.

Weszła pod prysznic i puściła rozkosznie ciepłą wodę, która w tak subtelny i delikatny sposób zmyła z niej bród codziennego mugolskiego życia. Problem listu jednak nie dawał jej spokoju nawet podczas kąpieli.

Co ja właściwie miałabym mu napisać?, zastanawiała się. Nawet gdybym napisała całą prawdę, to i tak wyglądałoby to jak użalanie się nad sobą i dramatyzowanie. Bo co ja właściwie mogłabym powiedzieć? "Profesorze Dumbledore jestem adoptowana i boję się, że nie spędziłam z rodzicami wystarczająco dużo czasu, aby móc się pogodzić z ich przedwczesną śmiercią..." To po prostu śmieszne. Cztery lata przed Hogwartem to naprawdę szmat czasu, aby poznać rodziców.

Hermiona zatopiła się we wspomnieniach.

Te siedem lat w sierocińcu zostawiło trwały ślad w jej psychice. Do dziś czasem jej się zdarzało obudzić w środku nocy i trząść ze strachu, że zaraz zostanie znowu zbita za zmoczenie pościeli. Takie wpadki nie zdarzały jej się odkąd opuściła sierociniec, ale nigdy nie zapomni, jak ją wręcz prześladowano z tego powodu. A była przecież wtedy tylko dzieckiem, które po prostu nie umiało nad tym zapanować. Ciągłe przypominanie o tym przy wszystkich tylko niszczyło jej poczucie własnej wartości i odwracało od niej rówieśników, którzy śmiali się z jej problemów. Z czasem, gdy takie kłopoty przestały być typowe dla jej wieku, stała się kompletnym odludkiem, z którym nikt nie chciał rozmawiać, a dodatkowo wszyscy traktowali ją jak coś w rodzaju publicznej służącej, którą bito, gdy próbowała się postawić. Ona sama zaczęła uważać się za gorszą od innych i doszła do wniosku, że taki po prostu jej los.

Sama myśl o tamtych czasach była dla niej bolesna.

Harry. Myśl o Harrym, rozkazała sama sobie. Wspominanie Harry'ego często jej pomagało zwalczyć potwory ze swojego dzieciństwa. Wiedziała, że on miał gorzej; po śmierci rodziców nie znalazł kochającej rodziny, a i tak radził sobie z tym o wiele lepiej niż ona. Była pewna, że umiałby ją zrozumieć i wesprzeć. Czasem wystarczała sama myśl o nim, aby mogła na chwilę poczuć się bezpieczna i pogodzona z przeszłością.

Hermiona opadła na dno prysznica i przytuliła się do własnych kolan. W kabinie było gorąco, ale pomimo to drżała na całym ciele - jakby z zimna. W tej chwili jej wątłe nagie ciało wyglądało tak krucho i bezbronnie, jakby najdelikatniejszy dotyk mógł zostawić krwawe ślady na jej bladej skórze.

Harry. Mój Harry... Dlaczego ci o niczym nie powiedziałam? Nie śmiałbyś się ze mnie, że mam mniej siły od ciebie, prawda, Harry? Nie byłbyś zły, że ostatecznie moje życie ułożyło się lepiej od twojego? Harry...

Próbowała powstrzymać łzy, ale nie umiała. Płynęły same, mieszając się z ciepłą wodą.

Już dawno przestała się przejmować swoim wczesnym dzieciństwem. Starała się o nim zapomnieć i nigdy go nie rozpamiętywała. Jednak teraz to wszystko mogło powrócić. Znowu mogła być sierotą, która nie ma nikogo, kto mógłby ją przytulić. Sama perspektywa była straszna, nie mówiąc o tym, co by się stało, gdyby jej rodzice rzeczywiście zginęli. Albo oddali ją do sierocińca, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Dlatego bała się im powiedzieć o zagrożeniu, a jeszcze bardziej bała się kłamać. Chyba by umarła, gdyby straciła ich zaufanie i szczerą miłość.

Strach nie pozwalał jej podjąć jakiejkolwiek decyzji. Zastanawiała się nawet, czy nie zrezygnować z Hogwartu, aby chronić rodziców. Nie umiała sobie jednak wyobrazić życia bez Harry'ego, czy Rona z Ginny. Oni też byli jej rodziną.

Jedynym ratunkiem był Dumbledore...

Z trudem powstrzymała łzy. Wstydziła się świadomości, że udało jej się to tylko dzięki wyobrażeniu Harry'ego, który przytula ją do siebie i szepcze uspokajająco: Już dobrze, Miona. Wiem jak to jest. Razem damy radę. Nie musisz już płakać. Jestem przy tobie. Wyobrażenie to było tym bardziej zawstydzające, że była w nim tak samo ubrana jak teraz.

Wstała i dokończyła wieczorną toaletę.

Kiedy kilka minut później ubierała piżamę, czuła się żałośnie. Nigdy, nawet gdy była pomiatana w sierocińcu, nie użalała się nad sobą tak jak teraz. Od dziecka była uczona, aby akceptować los takim jakim był, ale tym razem czuła zbyt wielki strach, nad którym nie umiała zapanować. Za dobrze pamiętała o tym, jak kiedyś rozpaczliwie marzyła o rodzinie. Jakiejkolwiek. A jej rodzice nie okazali się jacykolwiek. Byli wspaniali. Kochali ją jak własną córkę. Nie. Bardziej niż własne dziecko, bo była dla nich cudem, na który nawet nie liczyli. Byli idealni. Zbyt idealni, aby umiała znieść świadomość, że teraz może ich stracić.

Muszę im jutro powiedzieć, nakazała sobie w myślach. Zasłużyli sobie na prawdę. A gdy się dowiedzą, o co chodzi, to będą umieli podjąć właściwą decyzję. Nie są głupcami.

Wiedziała jaka była ta "właściwa decyzj". Nie było innego wyjścia i tylko ono gwarantowało im przeżycie tej wojny. Musieli ją oddać. Nie mieli innego wyboru.

Miała nadzieję, że nie będą potrafili tego zrobić, bo za bardzo się do niej przywiązali. Nadzieja matką głupich, pomyślała ponuro.

Kiedyś była córką idealną. Wiedziała o tym i robiła wszystko, aby taką być. Pomagała w pracach domowych, zawsze była uśmiechnięta, nigdy nie wybrzydzała, czy narzekała, miała wyśmienite oceny. Rodzice czasem jej mówili, że za bardzo się przemęcza, ale ona nie potrafiła inaczej. Głęboko w jej podświadomości zakorzenił się strach, że gdyby była zwykła, czy przeciętna to rodzice oddaliby ją tam, skąd przyszła. Bała się nawet najmniejszych potknięć, więc wszystko starała się opanować do perfekcji. Nie była zaszczuta czy sterroryzowana. Nic z tych rzeczy. Kochała być pracowitą i uwielbiała się uczyć. Dzięki temu rodzice byli szczęśliwi, a ona mogła się czuć potrzebna i doceniona.

Tak było kiedyś. Teraz sprawy miały się zupełnie inaczej. Rodzice byli dumni, że mają w rodzinie czarodziejkę, ale... Jaka była z niej córka, skoro tak rzadko się widywali? Nawet w wakacje często była poza ich zasięgiem. Wiedziała, że marzyli o dziecku, które mogli głaskać, przytulać i kochać. Jednak czy nadal była dla nich pociechą, pomimo tego że mogli to robić tylko przez listy? Nawet te pisali coraz rzadziej. Dodatkowo już prawie przestali wspominać o tym, że byłaby dobrym dentystą. Odzwyczajali się od niej i teraz, gdy dowiedzą się o zagrażającym im niebezpieczeństwie, niewątpliwie nie będą się wahali. Pewnie już od dawna myśleli o adopcji innego dziecka...

Jutro muszę im powiedzieć. A gdy już... gdy mnie... Jej głos się załamał, pomimo tego, że powiedziała to w myślach. Wtedy napiszę do Dumbledore'a, aby wyczyścił im pamięć i mnie stąd zabrał...

Przez sekundę myślała, że się znowu załamie, ale w jej głowie odezwał się kojący głos.

Nie łam się, Miona. Razem damy radę.

Harry. Kiedyś marzyła, aby mieć takiego brata jak on. Zaczęła o nim śnić, gdy straciła już wszelką nadzieję na adopcję. Starszy brat taki jak on. Znający jej ból, ale silniejszy od niej. Potrafiący ją pocieszyć i zrozumieć. Taki, który by nie pozwolił, aby inne dzieci jej dokuczały. Brat doskonały.

"Brat", któremu bałam się powiedzieć prawdę, poprawiła się w myślach. Za bardzo mi na nim zależało, aby móc mu ją wyjawić.

Położyła się do łóżka i zamknęła oczy, czekając na sen.

Harry. Ciekawe, co u ciebie? Pewnie już śpisz. Czy może jeszcze rozmyślasz o Syriuszu... Mam nadzieję, że już się pogodziłeś z jego śmiercią i nie cierpisz z tego powodu.

Od początku wakacji chciała mu napisać list, aby nie czuł się taki opuszczony w mugolskim świecie. Jednak i tym razem przegrała walkę z własnym strachem. Bała się, że w odpowiedzi przeczytałaby o jego żalu, rozpaczy, tęsknocie i bezsilności. Nie chciała sprawdzać, czy w obliczu straty jej "idealny brat" jest tak samo słaby jak każdy inny człowiek. Chciała nadal móc wierzyć w tego super - Harry'ego, który chronił ją od koszmarów przeszłości.

Hermiona podziwiała go od chwili, gdy się o nim dowiedziała z Historii Wielkich Czarodziejów. Czytała ze łzami w oczach o tym, jak jego rodzice oddali życie, aby go chronić przed śmiercią. To było takie piękne. Zawsze chciała coś podobnego usłyszeć o swoich biologicznych rodzicach. Doskonale pamiętała ten dzień, gdy spytała o to kierowniczkę sierocińca. "Nie wiem, jacy byli twoi rodzice. Wiem tylko to, że kobieta, która cię przyniosła, wyglądała jak narkomanka. Miała obłęd w oczach, a jedyne co powiedziała to jakiś bełkot. Brzmiało to jak heroina langbiton, więc tak cię nazwaliśmy. Nie ma oczywiście imienia Heroina, więc daliśmy ci coś, co brzmiało w miarę podobnie. A teraz wracaj do zmywania, nieznośna smarkulo!"

Jej matka narkomanka wyglądała tak żałośnie w zestawieniu z bohaterskimi rodzicami Harry'ego, że dziewczyna zaczęła go sobie wyobrażać jako kogoś podobnego do Boga. Piękny, majestatyczny i potężny. Była pewna, że taki właśnie musi być. Przeżyła prawdziwy szok, gdy się zorientowała, że jest on całkowicie normalnym dzieckiem. Jego zwyczajność, aż raziła po oczach. Jednak, gdy go bliżej poznała, przekonała się, że on był kimś więcej niż jakimś tam Bogiem. Przedstawiał sobą wszystkie cechy, które sobie ceniła. Był inteligentny, wrażliwy, zabawny i serdeczny dla każdego kogo spotkał. Nie było w nim ani strachu, ani nienawiści. Nawet do Voldemorta, czy swojego wujostwa. Do tego był silny. Kiedy się dowiedziała o jego dzieciństwie była wstrząśnięta, ale jednocześnie szczęśliwa. On jest taki jak ja, pomyślała i poczuła, że go kocha. Nie była to romantyczna miłość, tylko taka braterska, której od dawna potrzebowała.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.

Do jej uszu dobiegł nieco podirytowany głos jej ojca.

- No nie! Dajcie ludziom spać! Już po północy...

Jeśli sądzić po krokach, wcale się nie śpieszył, aby otworzyć drzwi człowiekowi, który przerwał mu przygotowania do snu. Ciężko mu się dziwić, pomyślała Hermiona. To pewnie znowu ta pomylona z naprzeciwka. Ciekawe, o co jej znowu chodzi.

Ostatnio przyszła o drugiej, aby się spytać, czy mają ochotę na herbatkę...

Tym razem była to pewnie równie pilna sprawa, bo zniecierpliwiona staruszka zaczęła łomotać z siłą w drzwi, nie przestając dzwonić.

- Ej! Spokojnie już! Będziesz płacić za malarza, jak porobisz odpryski!

Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Jej tata był bardzo pedantyczny. Mogła się założyć, że zaraz po otworzeniu drzwi sprawdzi, czy nie ma jakiegoś ubytku. A jeśli jakiś znajdzie to jutro będzie malował całe drzwi...

Trzask otwieranego zamka.

- O, Boże! - krzyknął pan Granger. - Co się panu, na Boga, stało?! Jest pan cały we krwi! Szybko, niech pan wejdzie, a ja przygotuję jakieś opatrunki i zadzwonię po pogotowie. Słucham? Może pan głośniej? Pewnie, że trzeba! Niech pan nie opowiada głupot. Majaczy pan przez szok. O Boże! Co ja mam zrobić?! Ranny człowiek. W moim domu... Niech pan mi tu przypadkiem nie umiera! To by była wyjątkowa niegościnność z mojej strony! Jezu! Co ja za głupoty opowiadam?! Co? Chce pan coś powiedzieć?

W całym domu zapanowała chwilowa cisza. Hermiona rozejrzała się w poszukiwaniu swojej różdżki. Przez całą tą niespodziewaną sytuację nie umiała sobie kompletnie przypomnieć, gdzie ją położyła.

Zanim poczyniła postępy w poszukiwaniach, usłyszała znajomy głos. To Lupin!

- Niech pan... zawoła... córkę. - Jego oddech był nierówny, jakby właśnie przebiegł maraton, i mówił z wyraźnym wysiłkiem.

- Co?! Jaką córkę?

- Her... - Lupin próbował powiedzieć jej imię, ale najwyraźniej miał problemy z zapanowaniem nad własnym głosem.

- Her... Co? Chcesz pan herbaty?! Nie pora teraz na takie głupoty! - Nastała chwila ciszy, po której pan Granger krzyknął: "Aha!", jakby wszystko stało się nagle jasne. - Hermiona! Chodź tu! Szybko!

Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Chwyciła różdżkę, którą znalazła w szafce nocnej, i popędziła na dół. W drzwiach sypialni rodziców minęła wyraźnie przestraszoną mamę. Nie marnując czasu na wymianę przerażonych spojrzeń, pobiegła do kuchni. Gdy już się tam znalazła, zlustrowała szybko wzrokiem pokój, aby ocenić sytuację.

Tata wyglądał na kompletnie spanikowanego. Był cały spocony i miotał się przy szafkach w desperackim poszukiwaniu apteczki. Co chwilę zerkał zrozpaczony na swojego niespodziewanego gościa, który stał w progu między kuchnią a przedpokojem. Sam Lupin wyglądał przerażająco. Jego ubranie było całe we krwi. Najwięcej miał jej na piersi i nogach, ale także na rękach. Hermiona szybko się zorientowała, że to nie jego krew, bo ściekała po nim, jakby ktoś go nią oblał. Odczuła ulgę, ale jednocześnie niepokój, bo nie umiała sobie wyobrazić, co się stało. Profesor ledwo stał na nogach i nawet nie próbował się uśmiechać na jej widok. Wyglądał, jakby ktoś go poczęstował zaklęciem otumaniającym. Drżał też i miał mokrą twarz.

Hermiona, nie marnując czasu na zbędne powitania, podbiegła szybko do drzwi frontowych, mijając bez słowa profesora. Różdżkę miała przygotowaną, aby być gotową odeprzeć ewentualny atak. Na szczęście przy drzwiach nie kryło się żadne niebezpieczeństwo. Wyjrzała ostrożnie przed dom, ale i tam nikogo nie dostrzegła. Szybko zamknęła wejście na klucz.

- Profesorze! - powiedziała zaniepokojona. - Co się stało?

- By-był... - Profesor zamknął oczy i z wyrazem potężnego bólu na twarzy próbował się zmusić do mówienia. - A-a-a...

- Atak?! - domyśliła się. - Gdzie?! Na kogo? Gdzieś niedaleko?! Co my tu jeszcze robimy!? Może jest potrzebna jakaś pomoc!

- Nie... - zaprzeczył cicho. - Na...Har... Ha...

- Atak na Harry'ego?! - krzyknęła przerażona, zakrywając usta rękami. - O Boże! Nic mu nie jest?!

Zapadła chwila ciszy. Lupin przełknął głośno ślinę i osunął się po futrynie na podłogę, chowając twarz w dłoniach.

Hermiona nagle zrozumiała. Lupin u niej w domu. W środku nocy. Cały we krwi. Nie umiejący nad sobą zapanować. Ledwo stojący na nogach.

Cofnęła się o krok, przerażona tym, co miała za chwilę usłyszeć.

- Nie... - wyszeptała cicho.

- Harry... On... nie... - Lupin już nie powstrzymywał płaczu.

- Nieeeee! - krzyknęła Hermiona ponownie cofając się do tyłu. Błagam! Tylko nie Harry! Błagam! To nie może być prawda! On musi żyć! Musi! Musisz! Słyszysz mnie?! Nie masz prawa, k***a, umierać!!! Harry! Błagam... Niech to będzie jakiś sen... Harry! Nie... Ty nie... Tylko nie ty... Braciszku!

Upadła, potykając się o but, i zemdlała.


***

- Miałeś rację, panie.

- Ty idioto! Było tu nie przychodzić, dopóki się nie przekonałeś, że zdechł! To twoja wina, że uciekł! Avada...

- Nie.

- Co "nie"?! I nie przerywaj mi, do cholery, gdy próbuję cię zabić!

- Potter nie uciekł. Ale próbował...

W sali zapanowała na chwilę cisza, po czym Voldemort wybuchnął głośnym, bezlitosnym chichotem. Był to najbardziej plugawy śmiech, jaki można sobie wyobrazić.

- Masz szczęście. Już byłem gotowy cię zabić.

- Uciekł mi jednak zakładnik, panie. I straciłem kilku nowych.

- Zakładnik nie ma znaczenia. Potter przecież i tak już jest martwy. A o nowych się nie martw. Mamy ich pod dostatkiem. Zresztą i tak dostałeś same najgorsze miernoty, jakie można sobie wyobrazić.

- Tak, panie. Mogę już iść?

- Idź. Zasłużyłeś na nagrodę. Od dziś awansowałeś na moją prawą rękę. A tak w ogóle, to gdzie idziesz? Zapolować?

- Nie, na dziś już mi starczy emocji.

- Od dziś już nie musisz tego robić. Jutro powiem, że każdy śmierciożerca ma robić, co mu każesz. Nawet to.

- Dzięki ci, panie. Jednak mimo wszystko wolę się delektować prawdziwym strachem ofiary. O tak. Potter był do tego idealny. Dawno czegoś takiego nie czułem. Właściwie czułem to pierwszy raz.

- Jak tam sobie chcesz. Idź już.

- Tak, panie.

Mężczyzna skłonił się nisko, po czym ruszył w kierunku wyjścia.

- Black?

- Tak, panie?

- Cieszę się, że przeszedłeś w końcu na moją stronę. Nie chciałbym zabijać kogoś z tak szlachetnym rodowodem, a już się bałem, że same zaklęcia nie pomogą.

- W końcu zrozumiałem, że mamy wspólny cel.

- Tak?

- Obaj pragnęliśmy śmierci Harry'ego. Ty, bo on cię upokorzył. Ja, bo musiałem mu za wszystko odpłacić. Śmierć Jamesa i te wszystkie lata w najpotworniejszym więzieniu świata. Musiał ponieść karę! A teraz już nie mogę wrócić na jasną stronę.

- Rozumiem.

- Mogę już iść?

- Idź.

Voldemort został sam w komnacie.

Szlag. Powinienem go torturować, a nie gadać jak z kumplem przy piwie! Jak takie coś się powtórzy, to stracę cały respekt wśród tych porąbanych śmierciożerców. Muszę się bardziej pilnować! Dobrze, że on jest wariatem. Lucjusz by się na pewno zorientował, że coś tu nie gra, gdyby był na jego miejscu... Co się ze mną ostatnio dzieje, do cholery?!

***

Czarny kruk ze zdenerwowaniem obserwował wydarzenia tej nocy. Był zaniepokojony. To, co się stało, zdecydowanie mu się nie podobało. Sam nie był pewien, czy mu się za to nie oberwie.

Od królowej dostał dwa rozkazy i całkowity zakaz ich łamania.

- Gdy już dostarczysz list, masz pilnować, aby nic się nie stało chłopakowi. Jednak pod żadnym pozorem nie masz prawa się ujawniać - powiedziała.

Jak to się miało do obecnej sytuacji? Pilnowanie go i nie ujawnienie się przy tym było całkowicie niemożliwe. Zresztą, co taki kruk jak on mógł zrobić przeciw tuzinowi śmierciożerców? W najlepszym wypadku napaskudzić im na kapelusze... A teraz chłopak był martwy.

Przeklęty Dumbledore i jego aurorzy...Gdyby przybyli o sekundę wcześniej, wszystko byłoby w porządku.

Ptak spojrzał na ulicę.

Roiło się na niej od ludzi ministerstwa, którzy sprawdzali, czy jakiś mugol przeżył dzisiejszą noc. Chyba nikt z nich nie miał nawet najmniejszej nadziei, że im się uda kogoś znaleźć.

Ciekawe, kiedy trafią na tą małą. A tak w ogóle, kim ona była? Pewnie kimś bliskim dla Pottera, bo był gotów dla niej umrzeć... Idiota.

Kruk spojrzał na ciało chłopaka na ulicy. Było całe zakrwawione, aż przyjemnie było patrzeć. Ptak żałował, że nie może się ujawnić, bo by chętnie go skosztował. Szczególnie tej nogi. Wyglądała na dobrze wysmażoną.

Oprócz ludzi ministerstwa, kruk dostrzegł jeszcze trzy osoby. Jedną z nich był oczywiście Dumbledore. W pewnym sensie on też był "człowiekiem ministerstwa", bo minister był mu całkowicie poddany i robił wszystko według jego rozkazów. Królowa była rozbawiona taką nagłą zmianą poglądów. Kruk nie rozumiał czemu. Drugim nie pasującym do otoczenia osobnikiem był czarnowłosy śmierciożerca. Ptak wyczułby znak na kilometr i dziwił się, czemu aurorzy jeszcze go nie zamknęli. Wydawać by się mogło, że jest on prawą ręką Dumbledore'a. Gdy kruk zaczął się mocniej nad tym zastanawiać, doszedł do wniosku, że już go kiedyś widział. Może utrzymywał jakieś kontakty z królową? Kruk wolał tego nie wiedzieć. Najdziwniejsza była jednak obecność ostatniego z nich. Co tu robił wilkołak? Czuł wyraźnie jego odór. Ledwo się powstrzymał przed rzuceniem się na niego. Nienawidził tych plugawych istot. I nie był w tym odosobniony w swoim gatunku. Większość z jego braci ich nienawidziła.

Ten wilkołak był dziwny nawet jak na wilkołackie standardy. Klęczał na środku ulicy i przytulał do siebie martwego chłopaka. Wyglądał na zrozpaczonego. Czyżby aż tak bardzo chciał zatopić w tym ciele swoje kły? Przecież nie ma pełni... Idiota.

Dumbledore zaczął coś do niego mówić, ale wilkołak należał chyba do tych ze swojej braci, którzy nie umieją zrozumieć mówionego języka. Całkowity prymityw.

- Opamiętaj się, Lupin! - powiedział do niego stary czarodziej i wymierzył mu solidny policzek, jakby chciał go ocucić. - Mam dla ciebie ważną misję! To pilne. Nie mamy czasu na rozpacz.

Kruk nie miał zamiaru słuchać o ważnych misjach dla wilkołaków. Zamiast tego wzbił się w powietrze i rozejrzał po okolicy.

Pokonał dziesięciu z trzynastu, pomyślał kruk z podziwem. Szkoda, że umarł. Chociaż to może i lepiej...

Ptak, z cichym pyknięciem, rozpłynął się w powietrzu.
Edytowane przez Rzaki Pak dnia 07-08-2009 09:50
Wyślij prywatną wiadomość
~Itka F
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2009 17:48
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 525
Ostrzeżeń: 0
Postów: 100
Data rejestracji: 04.09.08
Medale:
Brak

Wreszcie mam czas i sposobność skomentować. : )

Rozdział trzeci jest moim ulubionym z dotychczas dodanych, ale to już wiesz. Jest najbardziej ciekawy. Dlaczego? Wreszcie akcja skoczyła (nie, żeby wcześniej jej nie było). Poprzednie dwa rozdziały były raczej bardziej opisowe, wszystko sprowadzało się do relacjonowania wydarzeń. Przepełnione były przemyśleniami, nienawiścią, okrucieństwem i, mimo, iż czytało mi się je bardzo dobrze, odczuwałam brak czegoś. Jak napisałam, być może dialogów, a być może większej ilości postaci... Sama dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć.
Jak powszechnie wiadomo, umiejętność równoważenia opisu dialogiem jest potrzebna, ale przykładowo "Władca Pierścieni" składa się w wielkiej części z opisów. ; ) Mam nadzieję, że to, co napisałam, ma choć krztynę sensu w sobie...
Wracając. Myślę, że czytam to, bo chcę wiedzieć, co będzie dalej. W życiu nie spotkałam ficka, który zainteresowałby mnie do tego stopnia i tak bardzo wciągnął. I, przede wszystkim, był taki różny od wszystkich innych. Nie jest to zwykła, codzienna historia, jak, przykładowo, moje opowiadanie. Tu dzieje się coś niekanonicznego, coś zaskakującego. Wykreowane postaci są dojrzałe, skupione na problemie.
Jeśli idzie o rozdział trzeci. Nie mogłam się od niego oderwać. Doskonale, moim zdaniem, przedstawiłeś Hermionę, jej rozterki, nawet to, jak pisała list.
Nie mogę się doczekać, aż okaże się, kim jest tajemnicza wielbicielka Harry'ego, o co chodzi z jego śmiercią, która, nawiasem mówiąc, wybiła mnie z rytmu. Zastanawiam się też, co się stało z Blackiem. I ten kruk? Tyle tu zagadek, a mimo to nie pogubiłeś się. Trzymasz się wątku.
I znasz się na ortografii, co masz u mnie na wielki plus. : D

Tyle pochwał, przydałoby się jakaś konstruktywna krytyka, żebyś nie myślał, że jesteś taki doskonały... ; ) Ale w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy.
Gratuluję i czekam na kolejny rozdział. : )
__________________
"Słyszysz? Spisek gruźlików! Shakespeare napisał nową sztukę - zakaszlmy ją!".
Wyślij prywatną wiadomość
~gamon F
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2009 22:47
Zbanowany

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Goblin
Punktów: 38
Ostrzeżeń: 5
Postów: 124
Data rejestracji: 05.08.09
Medale:
Brak

Fajne, naprawdę fajne. Zgrabnie prowadzisz akcję, a i intryga jest nielicha. Ode mnie "W". Oby tak dalej, dude. Czekam na następne rozdziały.
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 71% [5 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 29% [2 głosów]
Zadowalający Zadowalający 0% [Brak oceny]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT